O muzyce:
Pamiętam dość dobrze recenzję tego albumu, która ukazała się na łamach miesięcznika "Tylko Rock" w chwili wejścia płyty do sprzedaży. Autor bardzo chwalił sobie oprawę wydawnictwa - rzeczywiście, "Pulse" wydany jest przepięknie, a blinking led na grzbiecie okładki też już przeszedł do historii. Co do zawartości, jest fajnie, ale...
Pierwszy cd wypełniają przede wszystkim najnowsze wówczas nagrania, pochodzące z albumu "Division Bell", i jest to oczywiste, bowiem "Pulse" został nagrany w czasie koncertów promujących ten album. Są też starsze hity, jak chociażby bardzo ładnie wykonany "Shine On You Crazy Diamond". Drugi cd to niemal w całości koncerowa wersja suity "The Dark Side of the Moon", plus coś tam. Brzmi to wszystko pieknie i współcześnie, jednak autor starej recenzji miał pewne zarzuty, a ja się z nimi zgadzam. Nagrania na "Pulse", mimo, że wykonane na żywo, są wykonane zgodnie niemal sekunda w sekundę ze studyjnymi oryginałami. Druga sprawa to to, że praktycznie nie słychać wrzasków publiki. Całość brzmi zbyt poprawnie i czysto jak na koncert. Może i koncertowe nagrania powinny być perfekcyjne, ale tu stanowczo przesadzono.
Można odnieść mylne wrażenie, że Pink Floyd nie umie jamować i kompletnie nie potrafi porwac publiczności. Potrafi, i to jak, trzeba tylko sięgnąć po... jeden z setek bootlegów, wśród których znalazły się i takie, które nagrano w czasie tej samej trasy, co "Pulse".
Na koniec - Pink Floyd to jednak Pink Floyd, dobra muza, bdb się należy.
O dźwięku:
Jakoś tak się złożyło, że nigdy nie słuchałem tej płyty głośno na kolumnach, za to wielokrotnie na słuchawkach. I wydaje mi się, że jest to nagrane poprawnie, aczkolwiek raczej bez rewelacji. Nie ma tego brzmieniowego odjazdu, który znamy z koncertowych nagrań Marcusa Millera. A szkoda.