Skocz do zawartości
IGNORED

JAZZROCK - ekstaza na styku nurtów.


mc iek

Rekomendowane odpowiedzi

A mnie ciekawi fakt, który zauważył już Berendt dawno temu, że gatunek ten bardzo szybko, nawet za szybko się zużył. Być może zbyt szybko się skomercjalizował, przepoczwarzając się w funky i tym podobne topowe gatunki. Praktycznie wszysko ,co istotne w jazz-rocku zdarzyło się w latach siedemdziesiątych, z wyjątkiem Electric Bandu Chicka Corei oczywiście. Dla mnie Pain the world to symboliczne zamknięcie epoki Fusion.

"A mnie ciekawi fakt, który zauważył już Berendt dawno temu, że gatunek ten bardzo szybko, nawet za szybko się zużył"

- dla mnie ta teza jest nonsensowna. Nie będę jednak argumentował przeciwko niej w tym momencie naszej dyskusji. Nie wymieniliśmy jeszcze nawet 10 % wykonawców jazzrockowych - więc jakiekolwiek pisanie na temat zużycia się gatunku jest zdecydowanie przedwczesne.

"A że Ty słuchając MO łączysz się z absolutem, to już zupełnie inna brożka. Inni - nie wyłączając autora - łączą się z absolutem słuchając A Love Supreme"

- raczej broszka :)

A Love Supreme to taki uniwersalny przekaźnik. Przy MO trzeba trochę bardziej się wysilić - ale zapewniam Cię - komunikacja jest wprost znakomita !!

mc iek>

Jakby to powiedzieć, chodzi mi o to, że za pewnymi wyjątkami, muzyka sama w sobie nie niesie żadnego mistycyzmu, a fakt, że ktoś ją w dany sposób odbiera jest wyłączną sprawą tej osoby. Dla jednej będzie to muzyka MO, dla innej zupełnie inna.

 

A co do tezy Berendta, to nie jest ona tak bardzo pozbawiona uroku, zwłaszcza, że nie tylko on taką prezentował. Można wymienić nawet 100% wykonawców i co z tego ;-) Równie adekwatna jest także do poczynań innej hybrydy, jaką był The 3rd Stream.

Panowie!

Jak najbardziej Davis, Weather Report (osobny giga-temat), Mahavishnu, Cobham. Lecz takoż Lenny White, Corea, DiMeola i... można tak długo. Dla mnie to np. stosunkowo mało znana płyta Hammera i Goodmana "Like children", nasz rodak Wlodek Gulgowski (Soundcheck) czy np. bracia Brecker ale i Bill Bruford z Jeffem Berlinem który nawiasem mówiąc, po fatalnej śmierci Jaco Pastoriusa jest w moim odczuciu jak dotąd jedynym basistą depczącym mu po piętach. To wszystko mało, nie wspomnieć o Jean Luc Ponty'm czy chociażby o Steps Ahead to grzech. Zastrzegam że pozwoliłem sobie wymienić tylko najbardziej ulubione nazwiska. Pozostawiwszy dekady minione, przyznam się iże najgorętszą już od dłuższego czasu płytą jazz-rockową jest dla mnie koncertowy "Document" Karizmy. Już po raz kolejny gorąco ją na forum polecam. Co za fajerwerk! Vinnie Colaiuta łamiący rytmy jak on tylko potrafi, Michael Landau - narkotyczne brzmienia, podane w taki sposób że rockowi wymiatacze mogą od razu zmienić zawód. Ściana dźwięków, wyśmienite improwizacje, jazz-rock w czystej postaci. Uzupełniają ten kwartet marzeń, David Garfield, który może nie jest Hancock'iem ale potrafi zagrać wirtuozowsko wręcz, lecz i showmańsko. Najmniej wyrazisty lecz zupełnie poprawny i bardzo charakterystyczny Neil Stubenhaus kończy wyliczankę. Odjazd!!! A'propos Garfielda, współczesny jazz-rock to jak najbardziej Los Lobotomys gdzie leader wspomagany przez Steve Lukathera, Simona Phillipsa i Johna Pena oferuje jazzzdę na przysłowiowego maxa.(Podany sklad jest ostatni) Wspomniany przez dudivana Lounge Lizards to zupełnie inny gatunek, punk-funkowi (i sto innych definicyj) nowojorczycy to ogromnie ważne zjawisko, lecz uważam, dobre na inny, osobny wątek(Material, De Funkt, Ambitious Lovers itp.) Tymczasem gorąco pozdrawiam i kończę gdyż już Was zdążyłem zanudzić. (Na fotografii Karizma live)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Oczywiście Miles Davis...

Dla mnie Cobham, zwłaszcza Quadrant i Spectrum.

Dzięki też za przywołanie mego ulubionego Hammera z "Like Children"

Zawsze też Mahavishnu...

Pozdrowienia

muzyka łagodzi obyczaje

Chciałbym dodać jeszcze GONG, który grał jazz-rock chyba od płyty "Shamal", z płyt "Expresso II" i "Gazeuse !" utkwiła mi w pamięci fantastyczna serkcja rytmiczna bodajże Pierre Moerlen i Hansford Rowe. W tym okresie przewinęło się przez zespół kilku świetnych muzyków: A.Holdsworth, B.Bruford, S.Hilage...

 

Większość fanów tego zespołu wyżej ceni pierwszy psychodeliczny okres działalnosci zespołu, ale to inna muzyczna bajka.

 

Z ostanich dokonań muzyków Gong poleciłbym płyty Gongzilli.

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Pozwolę sobie zaprezentować mój kolejny, ukochany zespół jazzrockowy - Nucleus.

Nucleus powstał w drugiej połowie 1969 roku z inicjatywy trębacza Iana Carra. Jak sam mowił: "Wtedy nie wiedziałem jaki rodzaj muzyki chcę grać, wiedziałem tylko co mnie nie interesuje. Chciałem porzucić formułę starego jazzu: główny temat utworu-sola poszczególnych muzyków-powrót do głównego tematu. Oczywiście nie chciałem też ograniczać się do grania free jazzu, byłem zainteresowany mieszaniną wielu różnych gatunków muzycznych."

W pierwszym składzie znaleźli się: Ian Carr (trąbka, flugelhorn), Karl Jenkins (obój, fortepian), Brian Smith (saksofony, flet), Chris Spedding (gitara), Jeff Clyne (bas) i John Marshall (bębny). W tym składzie zespół nagrał swój debiut dla wytwórni Vertigo. Wkrótce też grupa została wybrana do reprezentowania Wielkiej Brytani na Montreux Jazz Festival, wybór okazał się bardzo dobry gdyż Nucleus wygrał ten festiwal, a w Amerykańskich mediach zaczęły pojawiać się entuzjastyczne recenzje. W ciągu następnych miesięcy Nucleus wystąpił na wielu festiwalach w całej Europie, szybko nagrał też dwa kolejne albumy. Niestety, wkrótce rozpoczęły się roszady personalne w składzie zespołu. Jenkins i Marshall znaleźli się w Soft Machine, odszedł też Spedding, a na jego miejsce został przyjęty sam Allan Holdsworth. Od tej pory po nagraniu każdej płyty zmieniał się skład, jedynym stalym członkiem zespołu pozostawał Carr.

Dyskografia zespołu przedstawia się następująco :

1970 Elastic Rock Vertigo

1970 We'll Talk About It Later Vertigo

1971 Solar Plexus Vertigo

1972 Belladonna Vertigo

1973 Labyrinth Vertigo

1973 Roots Vertigo

1974 Under the Sun Vertigo

1975 Alley Cat Vertigo

1975 Snake Hips Etcetera Sire

1978 In Flagrante Delicto [live] Capitol

1979 Out of the Long Dark Capitol

1980 Awakening Mood

2002 Alleycat//Direct Hits Beat Goes On

2003 Live in Bremen Cuneiform Rune

2003 The Pretty Redhead [live] HUX

2006 Hemispheres Hux

Powszechnie za najlepsze uważa się trzy - cztery pierwsze albumy zespołu. Zostały one wydane ostatnio w formie 2 in 1 przez BGO więc warto rozważyć ich zakup. Warto rozważyć ? Piszę głupoty - trzeba je koniecznie mieć !!!

Wspaniałe płyty Nucleusa

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

post-8986-100008362 1170297352_thumb.gif

post-8986-100008363 1170297351_thumb.gif

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Tak na marginesie, tę drugą płytę Nucleusa pierwszy raz usłyszałem z analoga na systemie Audio Note za grubo ponad 100 tyś.zł chyba na pierwszym Audio Show - ale była jazda.

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Dodałbym jeszcze założona w 1969 roku przez Tony Williamsa wraz Johnem McLaughlinem i Larry Youngiem formację Lifetime.

Zespół założony po wpólpracy z Davisem. Płyty chyba trudno osiagalne u nas.

 

Lifetime:

 

1969 Emergency !

1970 Turn in Over

1971 Ego

1972 The Old Bum's Rush

1975 Wildlife [unreleased session]

 

The New Lifetime:

 

Płyty nagrane z Tony Newtonem, Allanem Pasqua i Allanem Holdsworthem

1975 Believe It

1976 Million Dollar Legs

 

Znam pierwsze trzy, ale chętnie poznałbym opinie na temat płyt nagranych jako New Lifetime.

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

przy okazji Iana Carra, to wydaje mi się, że napisał on też znakomitą encyklopedię jazzu. Pisze "wydaje mi się", bo mam ją w domu a piszę z pracy - stąd ta niepewność...

Pewnie pawbaranow (pozdrowienia) może to potwierdzić albo poprawić...

muzyka łagodzi obyczaje

Gdyby komuś chciało się napisać o Brand X i Weather Report to byłoby miło. Ja się nie podejmuję - bo tych zespołów po prostu nie lubię. Choć niedawno kupiłem sobie ( bez większych nadziei ) koncert WR z Tokio ( Sony 1972 2 CD ) i jestem nim oczarowany. Ale zawarte na nim utwory brzmią zupełnie inaczej niż ich albumowe odpowiedniki - są po prostu kapitalne.

W takim razie polecam koncert "8:15" będzesz miał w pewnym sensie dopełnienie z drugiego okresu działalności WR.

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Jako że Brand X należy do moich ulubionych kapel tego nurtu, więc zobligowany jestem skrobną coś na temat. Żałuję że w tej chwili nie mogę aktywnie uczestniczyć w dyskusji, ponieważ wybywam na urlop na Węgry. Cała moja kolekcja płyt przez 15 lat podporządkowana była właściwie nurtowi Fusion i jest o czym pisać. Po powrocie postaram się nadgonić, o ile wątek nie zdechnie. Ale miało być o Brand X:

 

 

 

UNORTHODOX BEHAVIOUR

 

Jest to pierwszy w dyskografii album Brand X-grupy założonej w 1975 roku przez Phila Collinsa

w celu jak sam to określił "rozłożenia na łopatki WEATHER REAPORT".Sukces artystyczny

osiągnięty został moim zdaniem z nawiązką, sukcesu komercyjnego na miarę WR niestety nie było.

Oprócz Collinsa pierwotny skład tworzyli John Goodsall(guitar), Percy Jones(bass) i Robin Lumley(kb).

Płyta należy do kanonu Jazzrocka i moim skromnym zdaniem nikomu nie udało się lepiej

połączyć tych 2 żywiołów. Fenomenalna technika muzyków polączona z misternie

skonponowanymi utworami sprawiły, iż BRAND-X stworzyli własny niepowtarzalny styl.

Na uwagę zasługuje zwłaszcza Phil Collins, który udowodnił, że jest doskonałym

jazzowym perkusistą i wrażliwym aranżerem. Grupa zaliczana była razem z Weather Report, Mahavishnu Orchestra

i Return To Forever do światowej czołówki muzyki Fusion w latach 70. Choć minęło już ćwierć wieku od wydania

płyty, to zdecydowanie przetrwała ona próbę czasu. Collins taki już jest- czego nie dotknie

to zamienia w złoto.Buster. *****

 

 

product 1979

 

Lista płac jest nieco dłuższa, niż na pozostałych albumach:

 

John Goodsall- guitar on all but 7; backing vocals.

John Giblin: bass on 1, 3-7, 9.

Percy Jones- bass on 2, 7, 8.

Robin Lumley- keyboards on 1, 3-7, 9.

Peter Robinson- keyboards on 2, 8.

Phil Collins- drums, percussion on 1, 3, 4, 5, 6, 7, 9; vocals on 1, 3.

Morris Pert- percussion on 2, 8.

Michael Clarke- drums on 2, 8.

 

Product znalazł się na półkach sklepów muzycznych w 1979.Ciekawostką

jest fakt, iż album zawiera jedyny chyba w historii grupy

przebój singlowy "SOHO",śpiewany przez Phila Collinsa. Muzyka zawarta

na płycie jest bardziej rockowa, niż poprzednie produkcje, co oczywiście

nie umniejsza jej wartości. Nie znajdziecie tutaj żadnych dłużyzn, ani ciągnących

się w nieskończoność solówek.Wszystko jest podane wykwintnie i ze smakiem.

Ten PRODUKT nie stracił jeszcze daty ważności. Spróbujcie. Dla mnie ****

 

 

 

livestock 1977

 

MUZYKANCI:

John Goodsall- guitar

Percy Jones- bass

Robin Lumley- keyboards

Morris Pert- Percussion

Phil Collins- drums (tracks 2, 3 & 6)

Kenwood Dennard- drums (tracks 1, 4-5)

 

Nagrania koncertowe z RONNIE SCOTT'S CLUB, HAMMERSMITH ODEON I MARQEE CLUB.

Od strony technicznej znakomicie zrealizowany materiał. Zespół był wówczas

w szczytowej formie,monumentalnie brzmi bas PERCY JONESA -nadaje muzyce przestrzeni

jednocześnie będąc atomowym zegarem dla reszty zespołu. Słuchając tego albumu

po prostu czuje się, jak coś iskrzy pomiędzy muzykami,wyzwalając w nich jeszcze

więcej energii.Chciałbym tam być . *****

 

 

 

Moroccan roll

 

Oskarżeni:

 

John Goodsall- guitar

Percy Jones- bass

Robin Lumley- keyboards

Phil Collins- drums

Morris Pert- Percussion

Najciekawszym punktem programu jest rozpoczynający płytę orientalny

SUN IN THE NIGHT ze śpiewającym tekst w sanskrycie ! Philem Collinsem.W wolnym tłumaczeniu:

"Sun in the night, Everyone is together,

Ascending into the heavens, Life is forever."

Dalej jest już niestety trochę gorzej.Całość sprawia wrażenie

,jakby artystom wyraźnie zabrakło pomysłów na muzykę. Trudno uwierzyć,

iż płyta w dyskografii znajduje się pomiędzy takimi perełkami jak

UNORTHODOX BEHAVIOUR a LIVESTOCK. Najwyraźniej wypadek przy pracy.

Cieawostka dla kolekcjonerów; niektóre wydania, tejże płyty mają błąd w tytule:

MORROCCAN ROLL, zamiast MOROCCAN ROLL. Ocena:**

 

 

 

 

The X-files.

 

 

Kwintesencja tego, co najlepsze w jazz-rocku.

Na Pierwszą płytę wszedł materiał koncertowy z 1976,1993,1994 i 1997 roku.

Druga, to nie lada gratka dla kolekcjonerów.Zawiera bowiem solowe projekty

studyjne Johna Goodsalla i Percy Jonesa z ostatnich 20 lat. Gorąco polecam poczukiwaczom

zaginionych skarbów z jeszcze dwóch powodów. Do niedawna wydawnictwo dostępne było tylko

w Stanach za nieprzyzwoitą ilość zielonych. Istnieje jeszcze wydanie japońskie THE X FILES,

WZBOGACONE o 2 dodatkowe nagrania koncertowe: DANCE OF LIFE, ORAZ SALADIN(REMASTER).

 

 

 

X-COMMUNICATION

 

Po wydaniu płyty IS THERE ANYTHING ABOUT (1982) grupa Brand X zawiesiła działalność nie zdobywając

większej popularności, na jaką bez wątpienia zasługiwała, choć w opinii wielu krytyków

grupa należała do jednej z najlepszych w Wielkiej Brytanii grup jazzrockowych drugiej połowy

lat siedemdziesiątych.

W roku 1992 ku radości małej, acz zagorzałej rzeszy fanów grupa Brand x powraca płytą

X-COMMUNICATION. Skład grupy:

Percy Jones:bass, keyboards

John Goodsall:guitar, MIDI guitar

Frank Katz:Drums

Dany Wilding: Flute

Powrót w zgdnej opinii fanów należał do udanych. Muzyka zawarta na płycie zabrzmiała

nowocześniej, choć wciąż slychać tam stare dobre brand X. Jest na niej polski akcent w

postaci 2 utworów: Kluzinski period, oraz Kluzinski reprise.Czy może ktoś zna tego faceta?

Jedyna wada wydawnictwa, to kiepska jakość mixów, co niestety słychać, zwłaszcza w dziwnym

brzmieniu perkusji.****

 

 

 

Manifest Destiny

 

Stylistycznie MANIFEST DESTINY jest kontynuacją odnowionego Brand X

z płyty X Communication.Tym razem ekipa ma następujący skład:

John Goodsall - guitar

Percy Jones - bass

Frank Katz - drums

Mark Wagnon - vibes

Zwróćcie uwagę na sekcję rytmiczną.FRANK KATZ i MARK WAGNON są naprawdę

groźni. KATZ grał z takimi "nazwiskami" jak:James "Blood" Ulmer,

Harvie Schwarz, Mark Soskin, Dave Fiuczynski i Leni Stern.Szwajcarski

multiinstrumentalista MARK WAGNON grał również chyba ze wszystkimi wielkimi

spod znaku Fusion.Gitara Goodsalla budzi skojarzenia z Alexem Lifesonem z Rush,

Percy Jones zaś przypomina tylko... Percy Jonesa.Bas nie do podrobienia!

Dla mnie *** i 1/2.

Jazz-rock nie jest moim ulubionym rodzajem jazzu, toteż nie będę głosu zabierał na temat grających go kapel. Chociaż.... w zeszłym roku na WSJD byłem na koncercie Steps Ahead i był to jeden z najlepszych koncertów jazzowych, na jakich byłem w ostatnich latach. Ale czy to był jazz-rock??? .... Pewnie nie, bo za jazz-rockiem nie przepadam.... I tak to jest z podziałem na rodzaje jazzu, i nie tylko jazzu .....

W dyskusji o jazz-rocku zainteresował mnie jednak jeden problem. Z Waszych głosów wynika, że prawie wszystkie wybitne zespoły jazz-rockowe najlepsze płyty nagrywały na początku swej kariery, a potem było coraz gorzej.

Z czego to wynika? Czy to właściwość tylko tego rodzaju jazzu? Czy muzycy się wypalają i nie są w stanie ciągle nowości proponować? Czy może publiczność, a właściwie słuchacze płyt (bo na koncertach wcale nie jest tak źle, czego dowodem ów koncert Steps Ahead, ba ale czy to był jazz-rock?) ma zbyt duże oczekiwania?

Tak jak każdy gatunek muzyki rozrywkowej przechodził swoje wzloty i...okresy nędzy. Tak było z Hard rockiem, który po latach nędzy nabrał chęci do życia wraz z nadejściem NBHM i późniejszym dopaleniem przez amerykańskie kapele. Podobnie było z rockiem progresywnym, który po pewnym maraźmie odrodził się w pierwszej połowie lat 80. Podobnie jest z Jazz-rockiem czy też Fusion, gatunek jest i trzyma się nieźle. Mam nadzieję dalsze wpisy do udowodnią.

 

Steps Ahead to raczej Fusion.

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Dzień dobry

 

Mc iek > bardzo miły i ciekawy wątek.

 

Z przykrością stwierdzam, że absolutnie nie powinienem zabierać w nim wątku bo w moim życiu jazz-rock odegrał znaczenie stosunkowo nieduże, aczkolwiek przez pewien czas strategiczne. Niestety temat liznąłem pobieżnie. Ograniczyłem się tylko do kilku płyt wspomnianych powyżej gigantów czyli MO i WR. Do tego bodaj kilka płyt Milesa z podanego powyżej okresu 69-75. Przy czym arcydziełem jest dla mnie "In a silent way". Ślizgnąłem się także po kilku solowych płytach Corei, Hancocka. To jednak mało... nawet bardzo mało kiedy czytam wasze wpisy - a czytam z przyjemnością.

 

Teraz jednak wolę posłuchać wpomnianej powyżej Karizmy lub Jing Chi ewentualnie zespołu Dave'a Weckla. Choć tu można już prowadzić dyskusje czy jest to jazz-rock czy fusion czy cokolwiek innego :-)

 

Fenomenem dla mnie jest natomiast King Crimson. Przy czym KC to raczej rock z widocznymi inspiracjami jazzowymi (okres do 1974 roku, kiedy na bębnach grał Bill Bruford) a nie czysty jazzrock (w kontekście np. MO,WR) . Zresztą Bruforda "jazzowy" styl i fascynacje były podstawą różnic "programowych" między nim a Frippem - zakończone odejściem Bruforda z KC i rozwinięciem jego solowej jazzowej kariery (Earthworks).

Bruford co prawda wrócił do KC i nagrał swietną płytę "thrak", ale ten kierunek (jazzujące bębny) nie został przez Frippa dalej eksplorowany.

 

Przepraszam, że tak pobieżnie o jazzrocku, ale przy Was cięzko "zabłysnać" w tym temacie.

Pozdrawiam

>jaro_001

>"Zgadza się. Miałem "hot rats" i "grand wazoo", ale w mojej płytotece nie wytrzymały próby czasu i obydwie sprzedałem."

 

Jezus, Maria trzymajcie mnie ludzie, bo nie recze za siebie !

"Hot Rats" i "Grand Wazoo" - NIE WYTRZYMALY PROBY CZASU !!!

 

A co wytrzymalo ?

"Frippo-troniczne" pierdoly - King Crimson ?!

Pierdolowaty - Weather Report" ?!

 

Robert Fripp niegodny bylby buty czyscic - Zappie !

Wymienione plyty Zappy to muza PONADCZASOWA, ktora za 100 lat bedzie rowniez inspirujaca !

King Crimson juz od dawna jest - trupem !

Arsen - matko kozłowska, nie denerwuj się tak:)

trupem to jest Zappa, niestety:), nie wiadomo co by grał teraz Zappa, gdyby żył, może coś ciekawszego niż Fripp, a może totalną chałę; nieważne, w każdym razie tak przekreślać KC to nieporozumienie, właśnie do 1974 (Red), to najciekawszy i najbardziej twórczy (nie tfórczy:)) okres w historii zespołu; że komuś Waka i Grand się nie podobają, to jeszcze nie tragedia, może Jaro lubi Sheik Yerbouti:)

>psg

 

No, "Sheika Yerbouti" nie nazwal bym juz "muzyka ponadczasowa", podobnie jak wiekszosci plyt z tamtego,

pozniejszego okresu ! Ale DO "Grand Wazoo" wiekszosc plyt byla "eksperymentatorska" i te sa "niesmiertelne" ! :)

 

Tak powiedzialem ! Howgh !

Witam.

Wybaczcie zwłokę, nie było mnie przy kompie.

 

Arsen Lupin > :-)

Przeczytaj uważnie to co napisałem :-), a napisałem tak: "...ale w mojej płytotece nie wytrzymały próby czasu...". Pozwól, że wytłumaczę dokładniej: "W MOJEJ PŁYTOTECE". Mam nadzieję, że rozumiesz :-). Mimo wszystko pokuszę się o kilka dodatkowych słów. Otóż cały czas uważam te płyty za szalenie interesujące (szczególnie "hot rats"), ale taka muzyka po prostu przestała mnie fascynować i tyle. Szkoda mi było trzymać te płyty na półce, więc puściłem je w świat. Teraz mam nadzieję służą komuś kto nadal ich słucha. Ja juz nie chcę, ale powtarzam Zappa był geniuszem, przed którym można padać na kolana. Przed nim można to robić!!!

 

Co do "Sheik yerbouti" to owszem mam ją na półce. Zostawiłem ze względu na udział na niej pewnego genialnego gitarzysty ...facet nazywa się Adrian Belew! Znasz go? :-) Nie wykluczam jednak, że także ta płyta może "pójść do ludzi".

 

Co do dalszej części Twojej wypowiedzi to już się nie chcę odnosić. Dla jednego KC to coś wielkiego dla innego jak to poetycko ująłes "trup".

 

pozdrawiam wszystkich i na miłosć lorda nie zaśmiecajcie więcej wątku Mciekowi.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.