O muzyce:
Sixwire to kwintet wykonujący muzykę z pogranicza country i pop rocka . Muzycy go tworzący udzielali się poprzednio w zespołach akompaniującym min. Randy Travisowi i Faith Hill , bądź jak lider formacji ( Steve Mandile ) pisali utwory dla innych artystów . Tu mała dygresja . W Nashville ( dla niezorientowanych stolica muzyki country ) istnieje podział , który już chyba zanikł ( bądź powoli zanika ) w świecie muzyki pop ( szczególnie europejskiej ) . Polega na tym , że kompozytorzy piszą piosenki , piosenkarze je wykonują , a producenci je produkują . Że to niby nic godnego uwagi ? Chyba jednak tak , bo rozpleniło się ostatnio wielu tzw. modnych producentów , którzy może i potrafią ciekawie oraz interesująco wyprodukować nagrania , jednak nie potrafią zaśpiewać , że nie wspomnę o napisaniu dobrej kompozycji . Oczywiście te nieistotne ograniczenia nie przeszkadzają im zupełnie w połączeniu tych wszystkich funkcji . Skutek ? Od dobrych kilku lat nie słucham radia ( przede wszystkim komercyjnych rozgłośni ) , bo tam właśnie raczeni jesteśmy takimi nagraniami .
Ale wróćmy do grupy Sixwire i recenzowanego albumu o wielce oryginalnej nazwie „Sixwire” . Płyta została wydana w 2002 r. i jest to debiutancki materiał zespołu składający się z 11 znakomitych utworów . Tu niespodzianka . Większość utworów napisana przez członków grupy . Czyżby nie potrafili śpiewać i komponować ? Czyżby moja wcześniejsza teza tu nie znajdowała zastosowania ? Wręcz przeciwnie ! Tak wyrównanej stawki utworów na płytach można zwykle szukać ze świecą w ręku . Właściwie każdy utwór to potencjalny przebój . Znakomite dynamiczne utwory np. „Look at me now” , przy którym nie sposób powstrzymać się przed wybijaniem rytmu , czy fantastyczne harmonie głosowe min. w „Say it simple” . Utwory spokojne ( sztuk 3 ) wcale nie odstają od stawki , a kończący album „Brave soul” z jego bogatą instrumentacją przywodzi mi na myśl nagrania Toto .
Co ciekawe płyta ta przypadła do gustu kilku moim znajomym , których typowa reakcja na muzykę rodem z Nashville sprowadza się do grymasu , spotykanego u pacjentów oczekujących w poczekalni gabinetu stomatologicznego .
Podsumowując można Sixwire określić jako The Eagles XXI wieku . Nie wiem , czy zrobią taką karierę , ponieważ album ten nie odniósł spektakularnego sukcesu , ale na pewno na taką zasługują .
więcej danych www.sixwire.com
O dźwięku:
Dźwięk ? Akry przestrzeni ! Znakomity bas , który wręcz pulsuje na całej płycie i co najważniejsze nie pochodzi z jakiegoś plastikowego pudełka zmajstrowanego przez konsumentów ryżu . Naturalne brzmienie instrumentów , dobra ich separacja . Wydaję mi się , że czasami mogłoby śmielej pojawić się wysokie tony . Ale może to wina mojego do nich upodobania ?