O muzyce:
To bardzo piękny album. I wyjątkowy. Chociażby dlatego, że zawarto na nim utwory skomponowane specjalnie z myślą o tournee po Chinach. Pojawiają się urocze, orientalne wątki, zagrane na tradycyjnych instrumentach, świetnie podkoloryzowane elektroniką. Gdzieś po drodze odegrano też utwory znane z wcześniejszych płyt (głównie z wydanej mniej więcej w tamtym czasie "Magnetic Fields"), ale i tym nadano ten niesamowity, egzotyczny klimat.
Do tego albumu nawiązuje wydany w połowie lat 90-tych "Live in Hong Kong". Warto posłuchać obu, ten starszy w pierwszej kolejności. I poddać się czarowi muzyki Jarre'a, która się nie starzeje. A jeżeli nawet, to w pięknym stylu.
O dźwięku:
Słuchając tego nasuwa się spostrzeżenie, że technika przez ostatnie 20 lat poszła jednak nieco do przodu. W nagraniach tych zupełnie brakuje dołu, ale to mogło wyniknąć z dwóch przyczyn:
1) są to mimo wszystko nagrania koncertowe, zrealizowane w zamkniętych halach o prawdopodobnie takiej sobie akustyce
2) kompozytor, chcąc być zapewne konsekwentnym, zaaranżował całość na instrumenty elektroniczne; stąd zamiast brak basu, a zamiast akustycznej perkusji są kretyńskie simmons drums.
W późniejszych czasach poszło ku lepszemu i np. na wspomnianej wyżej płycie "Live in Hong Kong" nie ma się czego przyczepić.
Ogólnie - jest dobrze. Miłe dla ucha. Szczególnie na dobrej lampie.