O muzyce:
Wydany w 1997 roku nakładem City Slang (obecnie pod skrzydłami Virgin) album "Veiculo" tria To rococo rot to bez wątpienia najlepsza płyta z kręgu niemieckiego post-rocka. Moim zdaniem ta pozycja nie tylko deklasuje wszystkich wykonawców z tego muzycznego środowiska (a więc Tarwater, Kreidler, itp.) ale i dzielnie broni się w rywalizacji z najlepszymi wzorcami zza oceanu (Tortoise).
Elektro-akustyczna muzyka tej formacji balansuje gdzieś na granicy inspirowanego twórczością Can czy Neu! post-rocka a minimalistycznej awangardowej elektroniki. Transowe kompozycje z "Veiculo" o niemal psychoaktywnych właściwościach są idealnie wyważone - nie ma tu ani jednego niepotrzebnego dźwięku. Ale mimo miejscami mocno ascetycznego charakteru tej muzyki świetnie się jej słucha. Bo z "veiculo" bije jakieś ciepło - to idealny cedzik na ostrą zimę, jaka się u nas ostatnio rozpanoszyła ;-)
Niestety coś takiego udało się To Rococo Rot tylko raz, późniejsze ich płyty były albo przebajerowane i przesłodzone (The Amateur View) albo stanowiły już nie tak udaną próbę kontynuacji ścieżki obranej na Veiculo.
Taaa... to genialna płyta. Jedna z tych, które poprzestawiały moje zapatrywania na muzykę. Może nawet zmieściłaby się do pierwszej dwudziestki najważniejszych plyt mojego życia ;-) Co ja piszę - na pewno!
I, co równie ważne, wciąż wracam do niej dość często - za każdym razem z taką samą przyjemnością. Podczas gdy wieloma płytami z podobnych "klimatów" znudzony byłem już po trzecim przesłuchaniu ;-)
Niestety, odkąd City Slang jest pod "opieką" majorsa, ta płyta jest z niezrozumiałych dla mnie względów w Polsce niedostępna.
Może jakiś ich (tj. Virgin/EMI) wybitny znawca .... marketingu rzecz jasna, bo nie muzyki przecie, uznał, że to za trudna rzecz dla tępych "polaczków", więc nie ma targetu.
A potem są marudzenia, że ludzie kopiują.
Ech, co za czasy...
O dźwięku:
SUPER!
Podobnie jak muzyka - idealnie wyważony. W tego typu produkcjach często bywa za dużo basu, tu jest go bardzo dużo, ale nie za dużo - w sam raz. Poza tym dźwięk jest i czytelny i mięsisty zarazem.
Jest przy tym dość ciepły, analogowy - to nie jest ostra cyfrowa produkcja elektronicznego hi-tech.
A przestrzeń! O mamo! W 3 utworze dźwięki dochodzą zza bocznych ścian.
Czasami mamy wręcz wrażenie, że płyniemy w morzu dźwięków.
A ciepłe plumkania i inne takie tam rożne freakowe smaczki otaczają nas czy wręcz otulają ze wszystkich stron. Nie ma co, niezły trip!
I po co brać jakieś świństwa?