Skocz do zawartości
IGNORED

Bogini Chopina


Bmoll

Rekomendowane odpowiedzi

Gość papageno

(Konto usunięte)

Ludzie najchętniej negują to, czego nie potrafią ogarnąć swoim rozumkiem.

To nie tak. Muzycznie można ogarnąć - w sensie zrozumieć - wiele przypadków. Ale co z uczuciami? Rozum mówi: tak, to ciekawe, nowatorskie, ekstraordynaryjne, a uczucia mówią: a idź z tym w diabły.

Spokojnie Bmoll. Wydaje mi się, że nie ma potrzeby bronić tak zapalczywie Frycka, bo najlepiej broni się jego muzyka i coraz większa ilość nagrań. Ja bym dodał, że poza tymi mega-konstrukcjami, nad którymi znakomicie panował, u Chopina również jest położony nacisk na nastrój i wyrażanie uczuć. Np. w takich mazurkach to mam wrażenie, że nawet bardzo intymnych, osobistych ;-)

...Lubiłem twoją aksamitną woń, długie podróże w delcie twoich nóg....

Poza Mistrzami polifonii i Bachem - Chopin jest jedynym kompozytorem który mi się nie nudzi po kilku przesłuchaniach.

Muzykę Mozarta, Schuberta, Czajkowskiego etc. ( nawet van Beethovena) odbieram po kilku przesłuchaniach jako skrajnie mieszczańską, nieznośną dla ucha muzykę.

A z naszym Chopinem jest inaczej , to czysta poezja tylko zapisana w postaci nut.

Co nie zmienia faktu, że gdzie mu do Dufaya, Josquina, czy Machaut. To już inny klasa, inny poziom geniuszu.

Co nie zmienia faktu, że gdzie mu do Dufaya, Josquina, czy Machaut. To już inny klasa, inny poziom geniuszu.

 

Panowie. Co Wy z tymi rankingami? Pierwsza dziesiątka, druga dziesiątka, klasowanie, deklasowanie...

Jak można porównać "poziom geniuszu" Machauta z "poziomem geniuszu" Chopina, skoro po pierwsze najważniejszą miarą zawsze tu będzie indywidualny gust, po drugie Machaut i Chopin tworzyli zupełnie różną muzykę, w zupełnie innych czasach, dla zupełnie innych odbiorców, używając przy tym diametralnie różnych technik i środków kompozytorskich.

 

Można co najwyżej napisać, że na arpiego lepiej oddziałuje Machaut, a na Bmolla Chopin. Tylko tyle. Oczywiście zawsze można brnąć w takie ślepe uliczki, przestudiować np. monografię Tomaszewskiego. Autor rozkłada tam na czynniki pierwsze skomplikowaną harmonikę Chopina, melodykę, tonalność, kolorystykę, fakturę, pracę tematyczną i przetworzeniową. Dosłownie wszystko. Później zapewne da się bez najmniejszego problemu dowieść, że struktura kompozycji Fryderyka była nie mniej kunsztowna i skomplikowana od motetów izorytmicznych Dufaya i Machauta. Tylko co z tego, kiedy nadal arpi będzie wolał "O gemma lux", a Bmoll Scherzo op. 20 B-moll ;-)

A może da się znaleźć przestrzeń i dla jednego i dla drugiego? Albo przynajmniej nie wartościować w taki uproszczony, krzywdzący sposób?

Pozdrawiam,

Ola

A może da się znaleźć przestrzeń i dla jednego i dla drugiego? Albo przynajmniej nie wartościować w taki uproszczony, krzywdzący sposób?

Ta wspólna przestrzeń jest cały czas, tylko jak wspomniałem wyżej, czasami odbiorcom nie staje wyobraźni, aby to sobie uzmysłowić. Przecież właśnie dlatego czas wysupłał takich, a nie innych kompozytorskich geniuszy. Każdy z nich wniósł coś nowego i innego w dorobek ludzkości. Obcowanie z tą "spuścizną" jest fascynujące.

Ranking kompozytorów, najlepiej z różnych epok:) Powodzenia:)

 

Osobiście unikam Chopina, nie dlatego, że nie lubię, ale nie ważne jak się w Polsce zagra - każdy się zawsze przypier****. Że w nowym Ekierze jest inny ozdobnik, że za wolno, że Chopin tak nie chciał, że powinno się grać na Erardzie. Na prawdę koszmar.

 

Z jego kompozycji moim zdaniem wybitna jest 4 ballada f-moll, Bar Karola, i Polonez-fantazja. Mówię tu technikach kompozytorskich, innowacyjności, harmonii itd... No i preludia. Pod kątem pianistycznym - nie ma wygodniejszej muzyki, tu był absolutnym geniuszem, wraz z Lisztem.

 

Akord "chopinowski" (dominanta z sekstą) nie jest wynalazkiem Chopina. Ogólnie mało było w muzyce przełomów i odkrywców, Stravinsky i jego święto wiosny - "początek XX wieku w muzyce" to też zlepek tego, co wcześniej też już bywało.

Akord "chopinowski" (dominanta z sekstą) nie jest wynalazkiem Chopina.

 

Nikt tutaj chyba nie napisał, że jest. Natomiast unikalna na tamte czasy i bogata harmonika Chopina, to przecież dużo więcej niż tylko akord "chopinowski". Tomaszewski samych "specyficznych" dla Chopina, dysonansowych akordów wymienia kilka. Poza tym skupia się na ogromie innych aspektów harmoniki kompozytora: oryginalnych połączeniach tercjowych, odległych skokach tonacyjnych (Mazurek h-moll op. 33, Impromptu Fis-dur op. 36), na ciekawej "niedookreśloności" funkcyjnej niektórych części utworów (Chopin lubi czasami rozpocząć utwór bez wyrazistego określenia tonacji i utrzymuje taką "pływającą niepewność" przez kilkanaście taktów - jak chociażby w Mazurku a-moll op. 17), na antyschematycznej modulacji...

 

A przecież harmonika to tylko niewielka składowa jego języka muzycznego. Prawda jest taka, że bez Chopina trudno wyobrazić sobie Debussy'ego, czy nawet "Tristana" Wagnera (Wagner podszkolił się w zakresie harmoniki właśnie we Francji, chałturząc różne transkrypcje fortepianowe. Poznał tam również kilku uczniów Chopina).

Pozdrawiam,

Ola

Prawda jest taka, że bez Chopina trudno wyobrazić sobie Debussy'ego, czy nawet "Tristana" Wagnera (Wagner podszkolił się w zakresie harmoniki właśnie we Francji, chałturząc różne transkrypcje fortepianowe. Poznał tam również kilku uczniów Chopina).

 

Lubię Olu czytać Twoje wpisy, bo są naprawdę inspirujące. Pamiętam Twoje wątki o Mozarcie, Monteverdim, Wagnerze.

A tak zupełnie intuicyjnie i szczerze (jeżeli mogę o to poprosić), którego kompozytora cenisz wyżej? Wagnera czy właśnie Chopina? Mam nadzieję, że dasz się namówić i odpiszesz :)

A tak zupełnie intuicyjnie i szczerze (jeżeli mogę o to poprosić), którego kompozytora cenisz wyżej? Wagnera czy właśnie Chopina? Mam nadzieję, że dasz się namówić i odpiszesz :)

 

Dla mnie osobiście ważniejszym kompozytorem jest Wagner. Natomiast nie wydaje mi się, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie w kontekście tego wątku.

Pozdrawiam,

Ola

Chopin nie był typem romantyka jak Schubert. Chopin. Perfekcyjny konstruktor, któremu dorobili niestety romantyczną gębę, a z niego żaden romantyk.

 

Ależ oczywiście, że był romantykiem.

Dwa pierwsze scherza, dwie pierwsze ballady, Polonez es-moll, końcowe etiudy z dwóch kolejnych zbiorów,preludia.

Scherzo b-moll to muzyka dwóch zasadniczo tylko tonów, za to wielce i prawdziwie romantyczna. Krzyk i płacz.

 

A wróciwszy piorunuję przy fortepianie...

 

Dwa, Chopin spełniał ideał artysty romantycznego; nieszczęsny wygnaniec, syn umęczonego narodu, blady na dodatek, piękny, wyniosły i cierpiący, i twórca muzyki przemawiającej do serca.

 

Co nie znaczy, że nie miał drugiej, równie prawdziwej, a być może wręcz bardziej prawdziwej natury. Był również, a pod wieloma względami nawet przede wszystkim klasykiem.

Preludia, Etiudy.

Oczywiście, można grać muzykę Chopina tak, aby wychynął z niej

nieszczęsny wygnaniec, syn umęczonego narodu, blady na dodatek, piękny, wyniosły i cierpiący, i twórca muzyki przemawiającej do serca.

ale czy to naprawdę jest jedyne możliwe jej odczytanie?

 

Chopin nie był nieszczęsnym wygnańcem; wyjechał do Paryża, bo taka była logiczna konsekwencja rozwoju jego talentu! Warszawa była muzyczną prowincją bez przyszłości. Oczywiście, gdyby został, pewnie by nie stał z boku: jego najbliższy przyjaciel, Julian Fontana wziął przecież udział w Powstaniu i musiał po jego upadku uchodzić z kraju. Chopin kochał Polskę i tęsknił za bliskimi, ale też kochał Paryż i świat, któremu chciał dać swoją muzykę. Świetnie w nim funkcjonował, tworzył go!

 

Jest coś w tym, co napisał kolega Tomasz_pianista: w Polsce trudno grać Chopina. Podpięliśmy go pod wierzby płaczące i rany krwawiące. Chopina potrafią grać Włosi i Argentyńczycy. Ale i Hoffman, rodem z krakowskiego Podgórza, potrafił grać Chopina, bo nie interesowała go martyrologia, tylko wycieraczki samochodowe. Potrafią to też młodzi Polacy, bo nie wychowali się w czasach, kiedy muzyka Chopina towarzyszyła każdemu smutnemu świętu lub rocznicy... I Glenn Gould, olewając rubato i pedał sustain. Albo Cameron Carpenter na organach.

 

Ostatni publiczny koncert Chopina odbył się w Londynie, rok przed śmiercią kompozytora: grał w małej sali polskiego klubu. Obok, w tej dużej, orkiestra grała do tańca i tancerze co rusz wpadali do małej, przeszkadzając w grze pianiście... I tak do dziś słuchamy Jego muzyki: on tam sobie o cierpieniu i Ojczyźnie, a my w tany...

 

Z Chopinem zmagam się od małego: nawet grałem kilka jego utworów jako ofiara tzw. edukacji muzycznej: Chopin to OBOWIĄZEK, wszak patriotą i męczennikiem był.

 

Musiało minąć wiele lat, zanim usłyszałem MUZYKĘ. To było archiwalne nagranie Arturo Benedetti Michelangeli z Warszawy w 1955 roku: banalny walczyk Opera Posthuma, który Chopin kazał w testamencie spalić. Epifanie są nielogiczne, więc nie będę i tej analizował... W każdym razie otworzył się przede mną wielki kufer ze skarbami, którym się będę cieszył przez wiele następnych lat.

 

I te skarby to czysta muzyka, bez wierzb płaczących, powstań i cierpienia. Bo świetnie napisana muzyka przerasta swój kontekst historyczny i uwarunkowania, w których powstawała.

 

Sędziwy już Maurizio Pollini nagrał niedawno ponownie Preludia.

 

Zajebiste!

“That which can be asserted without evidence can be dismissed without evidence.” (Christopher Hitchens).

Otóż to. Dodatkowo Chopin był pragmatykiem. Znakomicie planował swoją karierę i dbał o własne finanse. Doskonale wiedział jak wykorzystać do tego swoich przyjaciół. Wystarczy poczytać listy czy relacje na jego temat. Często zachowywał się asekurancko. Jego relacje z George Sand dalekie są od "pięknych ideałów". Jego relacje ze Słowackim tym bardziej i to wszystko już nieco dalsze jest od "ideału romantyka". Nie obraź się wiec Dominik, ale takie hasła jak to Twoje:

 

nieszczęsny wygnaniec, syn umęczonego narodu, blady na dodatek, piękny, wyniosły i cierpiący,

 

to bardziej pasują do pomnika niż do człowieka. No i to właśnie takie postrzeganie często zraża ludzi do muzyki Chopina. Jaki znowu wygnaniec? Wyjechał bo chciał. Facet komponuje etiudę, mając w głowie bieliznę Sand i ostanią z nią awanturę, a później "rodacy" dorabiają do tego wierzby i tęsknotę za "umęczonym narodem". Bo on przecież tylko płakał i tęsknił. A to był człowiek jak wszyscy. Nerwus, czasami kawał drania, z kompleksami, nieśmiały w stosunku do kobiet, unikający konfrontacji (zarówno z "byłym" swojej George Sand, jak i innymi kompozytorami). Schumann wysyła mu specjalnie zadedykowaną dla niego sonatę, a Chopin nawet koperty nie otwiera, bo Schumanna ma głęboko w du***ie.

 

Gdyby tak tęsknił za ojczyzną to by wrócił z trasy koncertowej i wziął udział w Powstaniu Listopadowym. Nie zrobił tego. Inni wracali lub nie wyjeżdżali wcale. Oczywiście dla nas odbiorców jego muzyki to lepiej. Dla mnie to był przede wszystkim geniusz. Wybitny kompozytor i chcę słuchać jego utworów bez tej całej ideologii i robienia z niego żywego pomnika. Chopin był wielki i jasne, że na emigracji tęsknił za rodziną i krajem, ale nie róbmy z każdego jego głosu, którym przemawia w swoich utworach, głosu umęczonego narodu, bo się skichać można.

Prościutki walczyk, w sam raz dla niewprawnych dłoni młodej uczennicy...

 

Wcześniej chyba tylko Scarlatti potrafił takie haiku napisać.... No i Field.

 

Potem już poszło: Satie, Debussy, Art Tatum, Cage... Ciekawe, czy miniaturami fortepianowymi dało by się napisać historię muzyki?

 

“That which can be asserted without evidence can be dismissed without evidence.” (Christopher Hitchens).

Bmoll po pierwsze, to czemu miałbym się obrazić - przecież mnie nie obraziłeś - masz tylko inne zdanie. To nic wielkiego, a tym bardziej powód od obrazy.

Może trochę rozwinę swoją myśl, gdyż widzę, że zostałem trochę źle zrozumiany.

Nie opisuje kim według mnie był, bądź nie był Chopin, a chciałem jedynie pokazać, że według mnie, oprócz muzyki, również jako osoba spełniał cechy, które możemy przypisać romantykowi. Tak też był odbierany we Francji. Nic więcej.

Możemy teraz wchodzić w szczegół i analizować każdą cechę, jak np. wygnaniec - ok, tak wyjechał z własnej woli, ale później już nie mógł wrócić - chyba że, aby grać cesarzowi, albo namiestnikowi do kotleta.

Nie twierdzę, że Chopin to smutek i cierpienie, słyszę w jego muzyce również inne emocje. Pozytywne emocje, ale nic na to nie poradzimy, że taką ma łatkę, w takich a nie innych czasach tworzył.

Może i był nerwusem i draniem, z czym się nie zgodzę, ale postaraj się odnaleźć w jego sytuacji, gdy wyjechał po raz 1 albo 2 do Wiednia. Ile miał lat, co go spotkało. Nie dziwę mu się, że się tym zachłysnął, jednocześnie zostawiając ukochaną rodzinę za sobą.

Masz mu za złe, że dbał o swoje dochody...kolego. Kładłeś się kiedyś głodny spać ?

Relacja z Sand były obopólne. Obydwoje na nich korzystali. Dorośli ludzie.

Pięknie tu piszecie. Też wolę, żeby przemawiała muzyka, a nie jakiś wyolbrzymiany lub często źle interpretowany kontekst, który nie pozwala się skupić właśnie na tej muzyce i właściwych emocjach.

 

Ja mam z Chopinem tylko jeden problem. Jak słucham, to czuję oczywiście, że to jest muzyka dużo wyższych lotów niż Liszta, Schumanna i wielu innych. Tylko że Chopin miał też potęgującą się z wiekiem tendencję do wpadania w melancholijny nastrój. Nie wiem, czy to w wyniku nasilającej się choroby, ale czuje się coś takiego. Nawet jak jakiś mazurek jest trochę weselszy, to zza tej wesołości przebija jakiś smutek i właśnie melancholia. Radość u Chopina nigdy nie jest jakby powierzchowna i w tym bardzo, ale to bardzo przypomina mi Mozarta (jak to kiedyś znakomicie określiła Ola, "pod płaszczykiem lukru i naiwnej wesołości, kryją się u Mozarta bardzo dojrzałe emocje").

Mnie się to podoba. Rozwala system. Brzmi jakby to skomponował ktoś wczoraj :-O

 

Tylko za mało jest nagrań Szopena w SACD i K2. Prawie wogóle.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Brzmi jakby to skomponował ktoś wczoraj

 

No prawie :).

 

To nie jest utwór Chopina.

 

Krąży na youtubie ten utwór jako "Spring Waltz" Chopina,ale nie jest to prawdą.

 

To utwór Richarda Clydermana "Mariage D'Amour".

Herbie Hancock:"Czasami nie wiem,co mam grać - wyznałem."

Miles Davis: "To nic nie graj"

Mnie się to podoba. Rozwala system. Brzmi jakby to skomponował ktoś wczoraj :-O

 

Milusie. Tylko że to właśnie skomponował ktoś wczoraj i nie był to Chopin ;-) Nie ufaj tak ślepo tytułom na youtubie Luxman.

 

A wracając do "odbrązawiania" naszego Frycka, to mam wrażenie, że gdyby go tak nie idealizować i nie wpisywać obowiązkowo w programy każdej patriotycznej uroczystości - miałby wśród np. młodszego pokolenia w Polsce dużo większe powodzenie. Sam spotkałem się w swoim środowisku z opiniami (ludzie średnia wieku 20-30 lat, kilka osób słucha dorywczo poważki), że Frycek to taki "obciach" i "łzawe nudy" trochę. Co innego jakiś Bach, albo jeszcze lepiej Beethoven. Jak podrążyć głębiej, to okazywało się - że te opinie w większości bazowały na stereotypach i fragmentarycznej znajomości twórczości. Głównie właśnie brały się ze skojarzeń Chopin = martyrologia i wierzby płaczące. A dzisiaj ludzie nie mają ochoty na wieczne rozpamiętywanie wojny, powstania warszawskiego, zrywów i udręczenia narodu i ciągłego gapienia się wstecz.

 

A Frycek to był jak słusznie zauważył Bmoll pragmatyk, profesjonalista, temperamenty człowiek (fakt, że wrażliwy).

Nie miał wizji wielkiej sztuki, nie chciał zmieniać świata, nie czuł żadnej "misji" ani nie buntował się przeciw "zastanym, klasycznym normom" jak Wagner czy Schubert. Nie ma u niego ani werteryzmu, ani mistycyzmu. Stąd pewnie typowym romantykiem nie był i to był moim zdaniem właśnie jego wielki atut. Nie porywał się z motyką na słońce, wiedział doskonale na co może sobie pozwolić i w przeciwieństwie do Liszta czy Schuberta cenił harmonię, symetrię i nie udawał, że Bacha i Beethovena nie było. No... był oczywiście egocentrykiem - a to już cecha wybitnie romantyczna ;-) Był również bardzo wybredny, jeśli idzie o kobiety (szacun). Jak to on nazwał mieszkanki Berlina? "kobiety o gołych szczękach, alias gębach bez zębów", na które "szkoda pociętych pysznych muślinów" ;-) Tudzież o siostrach Stirling i Erskine: "Poczciwe, ale takie nudne, że niech Pan Bóg chowa! Co dzień listy odbieram, ale na żaden nie odpisuje" ... No i za chwilę, szczerze do Grzymały: "Jakże się z sobą samym całować" ;-)

 

Ja tam wolę Frycka człowieka, niż Frycka symbol-narodowy.

...Lubiłem twoją aksamitną woń, długie podróże w delcie twoich nóg....

Ja tam wolę Frycka człowieka, niż Frycka symbol-narodowy.

Ale w Polsce wiele osób (nieznających muzyki lub znających ją słabo) uważa że Chopin był największym na świecie kompozytorem. Bo był Polakiem ... :-) A mi to się wydaje śmieszne.

I naprawdę nie mam nic przeciwko twórczości Chopina. A już zwłaszcza nokturnom ...

Chopin był wielki i jasne, że na emigracji tęsknił za rodziną i krajem, ale nie róbmy z każdego jego głosu, którym przemawia w swoich utworach, głosu umęczonego narodu, bo się skichać można.

 

Jesteśmy narodem martyrologicznym patriotycznym i to w nas siedzi, tak jak i w Chopinie - to nasza cecha narodowa, strzał genetyczny i nie ma się co dziwić, że lubimy pomniki, banzlujemy się historią, jesteśmy histerykami, obrażalskimi, tęsknimy za głupotami w kraju nad Wislą... tak to chyba mniej więcej widzę, więc i muzyka w jakimś sensie musi, czy też powinna te cechy odzwierciedlać... cała nasza historia to praktycznie same tragedie - generalnie powiedziałbym tak: 'jakimi jeteśmy ludżmi, taką tworzymy muzykę'... Górecki - dramatyczny w wymowie, ciężki sonorystyczny stuff, brzmienie bez rytmu i melodii, grające plamy, żałobny i smutny timing - to wszystko może zachwycać! Jedyni w swoim rodzaju! A że skichać się można, to jak najbardziej się zgadzam - szczególnie np. w moim przypadku - oglądam cały nasz bałagan i porządek z tak jakby szerszej perspektywy i wszystkie nasze cechy mam jak na dłoni... te muzyczne również, bo to jedno ciało jest przecież. Oczywiście mogę się mylić, ale takie właśnie mam przemyślenia i skojarzenia.

Parker's Mood

uważa że Chopin był największym na świecie kompozytorem. Bo był Polakiem ... :-)

 

Bez przesady. Bo był Polakiem? Ja sie z taką opinią nigdy nie spotkałem, a sam argument jest tak idiotyczny, że chyba

nikt średnio rozgarnięty nie potraktuje go poważnie. Częściej spotykam się z opiniami, że to co polskie, to właśnie jest kiepskie, a lepsze to co np. zachodnie, japońskie itd. No chyba, że to opinia z jakiś skrajnych prawackich kręgów, a w takich się nie obracam ;-)

Był również bardzo wybredny, jeśli idzie o kobiety (szacun).

 

a pamiętasz, jak to pisał o damach, które spotykał na przyjęciach w Paryżu - że co wieczór mógłbym się zakochać...Więc nie uważam,że był aż taki wybredny jak nam się wydaje. Nie obrażając, ale powołałeś się na Niemki i Brytyjki, gdy wychowałeś się, tak zakładam, w Polsce wśród Polek - jak i Chopin, a on jeszcze na wsi...:) więc teraz Ty mi proszę powiedz, jakie jest Twoje zdania o Niemkach i Brytyjkach gdy przed oczyma masz urodę Polek. :)

 

Według mnie, był również romantykiem, jak i klasykiem, ze wskazaniem na przede wszystkim klasykiem.

Nie obrażając, ale powołałeś się na Niemki i Brytyjki, gdy wychowałeś się, tak zakładam, w Polsce wśród Polek - jak i Chopin, a on jeszcze na wsi...:) więc teraz Ty mi proszę powiedz, jakie jest Twoje zdania o Niemkach i Brytyjkach gdy przed oczyma masz urodę Polek. :)

 

Ależ spokojnie :-) Przecież ja wyraźnie napisałem, że wolę właśnie takiego Frycka. Ludzkiego. Z odrobiną kąśliwości i własnym gustem. On BYŁ wybredny i nie widzę w tym nic złego - bo wybredność świadczy o poczuciu własnej wartości. W końcu był bywalcem arystokratycznych, wykwintnych salonów. Współtworzył tam artystyczny światek. Kapelusze kupował wyłącznie w paryskim salonie Duponta i tylko na zamówienie (musiały mieć określony fason, bardzo starannie dobrany kolor, materiał i jak to określał... "właściwą lekkość"). Fontana otrzymywał od niego długie listy z precyzyjnymi wskazówkami jaką ma mu zakupić... kamizelkę. Podobnie z resztą garderoby, z dodatkami, z jedzeniem, doborem prezentów. Wg relacji pani doktor Łyszczyńskiej (żona Adama Łyszczyńskiego): "na punkcie garderoby i zewnętrznego wyglądu, był próżniejszy aniżeli niejedna kobieta".

 

A co do urody Niemek... No cóż. Jest chyba takie powiedzonko nawet: "Jeżeli znajdziesz się w kraju,w którym samochody ładniejsze są od kobiet, możesz być pewien, że to Niemcy" ;-)

 

Brunhildę ujarzmił dopiero super-bohater Zygfryd. Paryskiego dandysa pewnie wciągnęłaby nosem ;-)

...Lubiłem twoją aksamitną woń, długie podróże w delcie twoich nóg....

A jak pięknie pisał, rymując jednocześnie, wytyczne, bodajże też do Fontanny, odnośnie umeblowania, wyposażenia swojego nowego lokum.

Istny geniusz - komponował, pisał, malował i jeszcze wychowywał Solange.

Ależ spokojnie :-) Przecież ja wyraźnie napisałem, że wolę właśnie takiego Frycka. Ludzkiego. Z odrobiną kąśliwości i własnym gustem. On BYŁ wybredny i nie widzę w tym nic złego - bo wybredność świadczy o poczuciu własnej wartości. W końcu był bywalcem arystokratycznych, wykwintnych salonów. Współtworzył tam artystyczny światek. Kapelusze kupował wyłącznie w paryskim salonie Duponta i tylko na zamówienie (musiały mieć określony fason, bardzo starannie dobrany kolor, materiał i jak to określał... "właściwą lekkość"). Fontana otrzymywał od niego długie listy z precyzyjnymi wskazówkami jaką ma mu zakupić... kamizelkę. Podobnie z resztą garderoby, z dodatkami, z jedzeniem, doborem prezentów. Wg relacji pani doktor Łyszczyńskiej (żona Adama Łyszczyńskiego): "na punkcie garderoby i zewnętrznego wyglądu, był próżniejszy aniżeli niejedna kobieta".

 

A co do urody Niemek... No cóż. Jest chyba takie powiedzonko nawet: "Jeżeli znajdziesz się w kraju,w którym samochody ładniejsze są od kobiet, możesz być pewien, że to Niemcy" ;-)

 

Brunhildę ujarzmił dopiero super-bohater Zygfryd. Paryskiego dandysa pewnie wciągnęłaby nosem ;-)

 

Hehe :D

 

Czyli Ty również jesteś zdania, że Polki należą do najpiękniejszych kobiet na świecie?

Czyli Ty również jesteś zdania, że Polki należą do najpiękniejszych kobiet na świecie?

 

Nie badałem pod tym kątem zbyt szczegółowo innych nacji, natomiast to w naszym, rozszumiałym wierzbami płaczącymi kraju, poznałem najpiękniejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek widziałem. Co rzadko spotykane, dodatkowo wyjątkowo inteligentną i kochającą muzykę. Nic więcej mi nie trzeba. Na nic mi wszelkie Niemki, Francuski, Litwinki ;-)

...Lubiłem twoją aksamitną woń, długie podróże w delcie twoich nóg....

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.