Skocz do zawartości
IGNORED

Rocketman - czyli jak wystartował Elton John


Chicago

Rekomendowane odpowiedzi

Idąc tropem Wojciecha w kontekście Freddiego i Queenn, też postanowiłem założyć wątek w dziale muzycznym. Wczoraj obejrzałem najnowszy, biograficzny film o Eltonie Johnie - wielkim showmanie, muzyku i praktycznie gwieżdzie świecącej do dziś. Ze wszystkich filmów biograficznych o wielkich muzykach, ten był jednym z najlepszych i pobił według moich smaków film o Freddiem - chyba...??? Jak film mnie wzrusza, powoduje, że łezka się kręci w oku, to oznacza, że film mnie dotknął i podobał mi się. Utrzymany w formie musicalu, przemówił do mnie jak żaden inny tego typu obraz, choć ten o Beatlesach (Backbeat) też był dobry i też jak pamiętam potrafił mnie 'złamać'. Życie Eltona Johna do pewnego momentu nie było usłane różami i nawet już w trakcie trwania wielkiej kariery i wielkich pieniędzy, dowiadujemy się, że człowiek ten był bardzo nieszczęśliwy. Potężne uzależnienie od alkoholu, kokainy, wszelkich innych narkotyków i seksu spowodowało jego moralny upadek, ale nie do końca! Posiadał Elton świadomość i dobrze znał swoją słabość. Tak jak ja to zawsze mówię, wszystko wynosi się z domu - to jakie piętno się odbije na nas w wieku dziecięcym i dorastania, takimi jesteśmy ludżmi. Praktycznie ze wszytkimi wielkimi tak było, włącznie z Freddiem. Niejednokrotnie jest to wina rodziców, a wiem to stąd, że sam mam niejednokrotną okazję do perspektywicznej analizy swojego charakteru w kontekście wychowywania mnie zarówno przez dziadków jak i rodziców - wszystko pochodzi  stamtąd, choć oczywiście zdarzają się wyjątki, ale jakkolwiek, 'jedna jaskółka wiosny nie czyni'. Elton John przez szereg lat walczył sam z sobą - z jednej strony wielki talent, popularność i miliony, a z drugiej życiowa pustka i ciągły brak 'szczęścia w miłości - właśnie miłość! To było to, czego nie zaznał we wczesnej młodości, a na którą czekał i pragnął z utęsknieniem - tutaj głównie chodzi o miłość ojcowską. To piętno prześladowało go bardzo długo... ale nie będę zdradzał szczegółow.

Film, oprócz fajnych scen musicalowych i choreograficznych, ukazuje cały szereg symboli i surrealistycznych klimatów, które kręcą, smucą, rozśmieszają i ekscytują. Ponadto, o czym nie wiedziałem, Elton John oprócz oczywistych i wybitnych muzycznych zdolności, posiadał słuch absolutny, a jak nie absolutny, to prawie absolutny. W zasadzie nie mam uwag i nawet nie przeszkadzało mi to, że piosenki były w wykonaniu głównego odtwórcy Eltona Johna, aktora Tarona Egertona. Jego głos zdecydowanie odbiega od tonu Eltona, ale sumarycznie nie ma się do czego przyczepić. Jego kreacja jest fascynująca i 'prawdziwa'.

Parker's Mood

Sam Elton a właściwie jego muzyka to nie moja bajka.Doceniam jego znaczenie w historii show biznesu ale to nie to.Natomiast sam film oceniam dość wysoko.Na pewno wyżej niż Bohemian Rapsody.Nie tyle w w kontekście wątków biograficznych co pokazania czasów i klimatu lat 70.Również strona wizualna jest ciekawa .To złote czasy kontrkultury i hippisów czyli miłość,dragi i rock & roll.Film jest szalony,kolorowy i odjechany.Taki psychodeliczny jak ówczesna muzyka. I ma formę musicalu . Natomiast wątek walki Eltona z uzależnieniami nie robi już takiego wrażenia.To wszystko już znamy.W sumie nie jest to żadne arcydzieło ale film wart zobaczenia.

Ja akurat lubię Eltona w 'wątkach' rockandrollowych i słuchałem jego wczesnych płyt z zaangażowniem - jest to jak dla mnie pop i soft rock najwyższych lotów, choć te wszystkie jego 'smutne opowieści' w piosenkach też za bardzo mnie nie biorą, ale dobrze mieć świadomość z czego wynikają. Tym bardziej, że w dawnych czasach szkoły podstawowej, jedną z moich pierwszych 'poważnych' płyt, była właśnie płyta Eltona Johna zakupiona 'spod lady' w polskiej księgarni muzycznej, a wydawnictwo pochodziło z Dum Dum India. Tak tak, takie były czasy, spod lady - pamiętam też, że odtawrzałem ją na wspaniałej maszynie WG 580f, albo raczej powiedziałbym, 580fuj ?

Generalnie, wszystkie kawałki z filmu znam na pamieć i fajnie było wrócić wspomnieniami do tych odległych czasów. Tak jak powiedziałem, łezka w oku się zakręciła oglądając i wspomnając dawne czasy, ale nie dziwię Ci się Wojciechu - jesteś starszy ode mnie co najmniej o dekadę, więc rozumiem Twoje podejście i smaki. Swego czasu uwielbiałem słuchać 'Goodbye Yellow Brick Road' - muzyka z tej płyty została ze mną i będę ją cenił do końca. Ale faktem jest, że nie słucham już takich rzeczy, choć mam dużo jego najlepszych płyt w swojej kolekcji. Po prostu, na początku lat 90-tych odbudowałem sobie na CD praktycznie całą kolekcję winyli, które posiadałem w Polsce... i tak już zostało.

Parker's Mood

Może czas na film o Hendrixie ?

A jeszcze wracając do samej muzyki to dla mnie Elton był za mało rockowy a za bardzo popowy i komercyjny.

Godzinę temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

A jeszcze wracając do samej muzyki to dla mnie Elton był za mało rockowy a za bardzo popowy i komercyjny.

Trudno wymagać od Eltona jakiejś wielkiej rockowości - robił co miał robić i jego styl był charakterystyczny, niepowtarzalny i niepodrabialny. Zaliczam go do ram, w których znajdują się m.in. Supertramp, ELO, Billy Joel, Fleetwood Mac, Rod Stewart, póżne Doobie Brothers, Boz Scags, The Eagles... itd.

Parker's Mood

Jakby nie patrzeć,to "Goodbye yellow brick road" jest dziełem wybitnym,wyjątkowym, prawdziwą perłą muzyczną, przynajmniej dla mnie :-)  Trochę starsi na forum, bawili się na dyskotekach przy "Crocodile rock" , nieco młodsi przy "Nikita".  Trochę niedoceniany u nas w kraju jest Elton John,takie mam wrażenie,a szkoda...

Film niespecjalnie mi się podobał. Może dlatego ze wolę Queen i dlatego Bohemian the best. Te sceny musicalowe mnie denerwowały. Ale to tylko moja opinia, generalnie nie jestem fanem Eltona, więc obejrzałem z braku czegoś lepszego tamtego wieczora. Nie rozumiem sam siebie - jak można tak kochać muzykę a nie znosić musicali? ?

5 godzin temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

Może czas na film o Hendrixie ?

Oglądałbym! ?

"Bits are bits, right? Wrong! 

If you can't hear the difference between cables, DACs, etc. - count yourself lucky. Your audio life is much simpler."

Wybierz się na jakikolwiek dobry musical live - obojętnie jaki, może być dla dzieci, np. Lion King - zupełnie inna energia i postrzeganie zjawiska. Ja bardzo lubię musicale, nawet te filmowe, ale live, to jest dopiero jazda. Pamiętam jakie niesamowite wrażenie wywarł na mnie w młodzieńczych latach 'Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band' z Bee Gees i resztą bandy - nie mogłem się naoglądać. Chodziłem do kina chyba przez tydzień codziennie. 'Hair' tak samo.

Parker's Mood

Przejrzałem swoje płyty Eltona Johna, co prawda 'zakurzone' i 'nieodkurzane' od wieków całych i mam to: 'Elton John' z 1970, '17-11-70', Goodbye Yellow Brick Road', 'A SIngle Man', 'Honky Chateau', 'Don't Shoot Me I'm Only the Piano Player', 'Greatest Hits' - właśnie tę miałem z Dum Dum India spod lady w 1975 albo '76, 'Captain Fantastic and the Brown Dirt Cowboy', 'Blue Moves', 'Breaking Hearts, 'Reg Strikes Back' i na zakończenie kariery z Eltonem - 'The One'. To wszystko co zasila moją półkę w kwestii EJ ?

Parker's Mood

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.