Skocz do zawartości
IGNORED

Słuchanie muzyki a słuchanie sprzętu


Bonawentura

Rekomendowane odpowiedzi

Firebird:

 

> Jaki sygnał? Co to jest sygnał? Aspekty brzmienia?...

> Chciałeś powiedziec MUZYKĘ. Niewstydźmy się tego terminu.

 

Owszem, zwykle przez system grający "przepuszczana" jest muzyka. Zwykle, ale nie zawsze - ot, tony testowe, używane na przykład do podbudowania ego sprawdzeniem, "jak nisko bas schodzi" ;) Tych muzyką nie nazwę, stąd określenie "sygnał".

 

>> "Wartość artystyczna materiału dźwiękowego używanego do porównań jest tu kwestią drugorzędną".....

> O...PLEASE. Dlaczego zatem relizowane audiofilsko nagrania to również najwyższej jazdy aranżacje i wykonawcy, prezentujący wysoko artystyczny materiał?????

 

Z prostego powodu: mało kto kupuje jednak nagrania WYŁĄCZNIE w celu testowania sprzętu. Tego dużo by się nie sprzedało, stąd dbanie o wartość artystyczną, interesującą dużo szersze grono.

 

Przy okazji: miałem okazję posłuchać jednej czy drugiej płyty "audiofilskiej" o co najmniej wątpliwej "klasie" aranżacji i wykonania. Ot, Sara K przykładem ;)

 

> Według twojej teorii audiofilowi wystarczyła by tylko jedna, może dwie płyty z nagraniami przypadkowych tonów uzyskanych za pomocą instrumentów muzycznych (ale niekoniecznie), prezentujących odpowiednie częstotliwości fal dźwiekowych i ich nateżenia, nagrywane w różnych ustrojach akustycznych. To była by idealna płyta "audiofilska".

 

firebird: TAK! Audiofilowi "hardcorowemu", bez ŻADNEGO zacięcia melomańskiego, absolutnie NIE interesującemu się muzyką, wystarczyłoby kilka płyt z różnymi sygnałami. Służyłyby mu one do porównywania brzmienia różnych urzadzeń, sprawdzania efektów modyfikacji, i tak dalej.

 

Zauważ jednak, że ja NIE upieram się, że takie zwierze (audiofil nie zainteresowany jednocześnie muzyką) istnieje w przyrodzie ;)

 

> Według tego co napisałeś, płyta ta niemusi być wcale dobrze nagrana. Porównywać będziemy róznice pomiędzy zestawieniami sprzetu, więc za materiał posłużyć może naprawdę byle-co.

 

Tu zaprotestuję z tzw. przyczyn technicznych: kiepskie nagranie gorzej nadaje się do testowania sprzętu, niż dobre.

 

> Z mojego poprzedniego wpisu skopiowałeś

 

Nie miałem zamiaru uprawiać żadnej manipulacji cytatami, niezależnie od obszerności cytatu mój komentarz pozostaje ten sam...

 

> Aby być melomanem nie trzeba biegać co sobotę na koncert operowy. Trzeba lubić muzyke, rokową, popową instrumentalna, elektroniczna...jakąkolwiek. potwierdziłes to później stwierdzając:

""miłość do sprzętu" wystepuje zwykle razem z zainteresowaniem muzyką"....

 

Owszem. Podobnie jednak jak bycie melomanem nie musi oznaczać biegania na koncerty, tak bycie audiofilem NIE musi oznaczać zainteresowania muzyką. Owszem, audiofil zwykle jest także i melomanem, ale sama definicja audiofila (w moim, naturalnie, rozumieniu) najmniejszej wzmianki o muzyce nie zawiera ;) Audiofil to ktoś zainteresowany brzmieniem (-> efektami działania) sprzętu odtwarzającego, to zaś, jakich nagrań w realizacji swojej pasji używa, to już kwestia drugorzędna.

 

Zauważ, że ja nie twierdzę, że audiofil nie może być melomanem. Owszem, może, i prawdopodobnie w 99% przypadków jest. Twierdzę jedynie, że nie należy utożsamiać tych dwóch okresleń (czy też definiować audiofila jako "melomana zainteresowanego sprzętem"), chociażby z uwagi na ten pozostały 1% ;)

 

> Po prostu na tym forum wszyscy są Audifilami = słuchają muzyki poszukując jej najwierniejszej prezentacji.

 

Nie, wszyscy (upraszczając z tym "wszyscy") na tym forum są audiofilami = dążą do jak największej wierności odtwarzania dźwięku przez sprzęt grający (i tyle). Równocześnie interesują się muzyką. Dopiero połączenie tych dwóch faktów daje twoje "słuchają muzyki poszukując jej najwierniejszej prezentacji".

 

> Audiofil, który nie słucha muzyki to "Narciarz", który dziennie zakłada narty i w pokoju, na dywanie ćwiczy rychy narciarske.

 

Jeśli ten ktoś robi to w np. celu sprawdzenia, jak giętki jest dany model desek, to porównanie jest słuszne ;) Powtórzę: ja nie twierdzę, że nie należy "wyjść na śnieg", i że prawdziwy audiofil tego nie robi. Sądzę po prostu, że definicja audiofila nie przesądza, czy "testuje on narty w domu" (męczy dwie płyty testowe na krzyż), czy "szusuje w Alpach" (interesuje się muzyką). Ot, tyle ;)

Problem, z którym mamy do czynienia, jest typowy. Wyrażenia "audiofil", "meloman" mają chwiejne znaczenie, co łatwo prowadzi do tego, że gdy ktoś któregoś z nich używa, bywa źle zrozumiany. Rzecz jest jeszcze bardziej złożona w wypadku zwrotu "słuchać czegoś", który jest wieloznaczny. W tej samej sytuacji bowiem mogę słusznie powiedzieć, że słucham płyty CD, słucham tego oto konkretnego egzemplarza płyty, słucham muzyki z tej płyty, słucham dźwięków z tej płyty, słucham muzyków, słucham ich instrumentów, słucham nagrania, czy też że słucham sprzętu, jak gra - za każdym razem nieco inaczej używając tego samego zwrotu "słuchać czegoś".

 

Czego więc - obiektywnie rzecz biorąc - słuchamy, gdy włączywszy ulubioną płytę, siadamy wygodnie w fotelu i doznajemy miłych wrażeń akustycznych? Muzyki, czy raczej poszczególnych dźwięków? Dźwięków, czy raczej fal akustycznych? Fal, czy raczej wytwarzającego je głośnika? Głośnika, czy raczej strumienia elektronów, które do niego docierają? Elektronów, czy raczej określonego sygnału, który one niosą? Sygnału, czy wytwarzającego go źródła? Źródła - tj. odtwarzacza - czy raczej uruchomionej w nim płyty? Płyty, czy raczej tego, co na niej nagrane? A co jest na płycie "nagrane"? Sesja nagraniowa? dźwięki? utwór? jakaś muzyka? muzycy? czy ich instrumenty?

 

Jeślibyśmy chcieli być dokładni, moglibyśmy wyróżnić kilkanaście - a może kilkadziesiąt - różnych "obiektywnych" znaczeń (wzgl. użyć) zwrotu "słuchać czegoś". To nie koniec komplikacji, bo nieraz mieszamy użycie obiektywne z subiektywnym, i mówiąc, że czegoś słuchamy, mamy na myśli to, na co podczas słuchania zwracamy akurat największą uwagę. Gdy więc w jednej chwili wsłuchuję się - mówiąc subiektywnie - w materializujący się niby tuż przede mną głos śpiewaka, to w następnej chwili, myśląc intensywnie o procesach elektrycznych zachodzących w kablach, mogę słuchać - znów mówiąc subiektywnie - owych kabli lub nawet strumienia elektronów.

 

Gdy więc mówimy o "słuchaniu sprzętu" z jednej strony, a o "słuchaniu muzyki" z drugiej, to używamy zwrotu "słuchać czegoś" w sensie subiektywnym, nie zaś obiektywnym. Dajemy tym samym do zrozumienia, że choć obiektywnie słyszymy to samo, to w jednym wypadku zwracamy akurat większą uwagę np. na to, że nasz system odtwarza dźwięki we właściwy sobie sposób, a w drugim wypadku np. na to, że śpiewaczka pięknie prowadzi frazę.

 

Jeśli teraz chodzi o znaczenie słowa "audiofil", to przydatne tu będzie rozróżnienie teoretyczne, które podsunął Teo. Niech "audiofil" - w sensie teoretycznym, idealnym - to będzie osoba, która gdy słucha (obiektywnie) muzyki, muzyków, dźwięków, płyt itd., PRZEZ CAŁY CZAS W NAJWYŻSZYM STOPNIU skupia się na tym, w jaki szczególny sposób dany system audio odtwarza nagranie. W przeciwieństwie do tej idealnej postaci zdefiniujmy "melomana" jako osobę - również w sensie tylko teoretycznym, idealnym - która gdy słucha (obiektywnie) muzyki itd., PRZEZ CAŁY CZAS W NAJWYŻSZYM STOPNIU skupia się na, tak to nazwijmy, aspektach brzmienia wartościowych ze względów muzyczno-artystycznych, i NIGDY W NAJMNIEJSZYM STOPNIU nie myśli o tym, że na jakoś odsłuchu zasadniczy wpływ ma dany system audio.

 

Widać, że ani taki idealny audiofil, ani idealny meloman w rzeczywistości nie istnieją (na co Teo słusznie zwrócił uwagę). A jak te ideały realizują się w rzeczywistości? W jakim stopniu, przez jak długi czas i z jaką częstotliwością każdy z nas jest jednym i drugim? (Może na razie abstrahujmy od tego, jaka postawa jest najbardziej pożądana, a jaka jest godna pożałowania).

mi sie zdaje ze nie ma 100% audiofil i 0% meloman i odwrotnie. Zawsze obie te choroby ;) wystepuja w parze.

Poglady firebirda sa mi duzo blizsze niz poglady teo. Sprzet sluzy do sluchania muzyki i do niczego wiecej.

Gdzies kiedys przeczytalem paradox audiofila i w 100% sie z nim zgadzam:

"Jezeli audiofil jest bardziej audiofilem niz melomanem to znaczy, ze nie jest audiofilem".

Osobiscie jezeli juz polegam na opiniach innych w wyborze sprzetu to sa to ludzie obsluchani w muzyce, a nie w kablach ;) np. jezeli taki aTom powie mi, ze na wzmaku xxx glos freediego jest naturalniejszy niz na wzmaku yyy to bedzie to dla mnie duzo bardziej wiarygodne niz jakiegos gostka osluchanego w kabelach, marmurach czy matach tlumiacych, ktory nigdy freddiego nie sluchal za to slyszal wszytkie wzmaki na plycie z dzwiekami testowymi.

Drobna uwaga: nie wydaje mi się, by między mną a firebirdem istniała jakaś zasadnicza różnica poglądów. Różnica definicji, a i owszem - dla firebirda audiofil to meloman zainteresowany sprzętem, ja proponuję definicję węższą, nieuwzględniającą stosunku do muzyki. Nieco upraszczając, do tego sprowadzają się rozbieżności ;)

 

Jeśli chodzi o rozważania, czy miłosnik sprzętu zadowalający się trzema płytami testowymi, i nie sluchający muzyki, to idiota czy nie, to... powstrzymuję się od głosu. Gustów i zamiłowań oceniać nie będę, szczególnie cudzych ;)

> czy miłosnik sprzętu zadowalający się trzema płytami testowymi, i nie sluchający muzyki, to idiota czy nie, to...

 

dla mnie w tym przypadku odpowiedz jest jednoznaczna ;) ale pomijajac to . . . czy taki milosnik sprzetu moze sie sesownie wypowiedziec o tym jak na tym sprzecie zagra muzyka . . . czyli czy jego opinie i porady/wypowiedzi na forum czy w czasopismach sa przydatne normlanym melomanom audiofilom . . . mysle ze nie.

Audiofil trzypłytowy to określenie wytrych ilu naprawdę jest takich???

Pojawiło się takie określenie w prasie i jest teraz zawsze używane w sporach co ważniejsze muzyka czy sprzęt.

Gdyby nie muzyka grana w domu nie byłoby audiofili. Termin ten pojawił się (nie wiem od kiedy dokładnie) odkąd człowiek stara się przenieść salę koncertową do domu.

Drogi kolego Teo :)

Czytając nasze wpisy można zauważyć że są one właściwie identyczne. Pisane tylko jakby to powiedzieć, w odwrotną stronę.

Ja twierdze że Audiofil to: MELONAN, MIŁUJĄCY SPRZĘT

Ty odwrotnie, że aAdiofil to: MIŁUJĄCY SPRZĘT MELOMAN

z małym marginesem 1% populacji, w do którego Ty się nieustosunkowujesz (choc ciągle zaliczasz ich do grona Audiofili) ja natomiast mówię wprost-OSZOŁOMY. Wierzę jednak, jak pisałem wcześniej:

"Oszołomia" to pierwszy krok do zostania Audiofilem. Droga jednak jest daleka.

 

Ciekawie napisał też LeStat. Przeczytaj uwżnie. Czyż niejest to potwierdzeniem tezy wysuniętej przezAudiofil=Meloman.

usp, jeszcze nieskończyłem

przepraszam...wcisnęło mi się

 

 

Drogi kolego Teo :)

Czytając nasze wpisy można zauważyć że są one właściwie identyczne. Pisane tylko jakby to powiedzieć, w odwrotną stronę.

Ja twierdze że Audiofil to: MELONAN, MIŁUJĄCY SPRZĘT

Ty odwrotnie, że Audiofil to: MIŁUJĄCY SPRZĘT MELOMAN

z małym marginesem 1% populacji, w do którego Ty się nieustosunkowujesz (choc ciągle zaliczasz ich do grona Audiofili) ja natomiast mówię wprost-OSZOŁOMY. Wierzę jednak, jak pisałem wcześniej:

"Oszołomia" to pierwszy krok do zostania Audiofilem. Droga jednak jest daleka.

 

Ciekawie napisał też LeStat. Przeczytaj uwżnie.

Czyż niejest to potwierdzeniem tezy wysuniętej przez Limaka:

"Jezeli audiofil jest bardziej audiofilem niz melomanem to znaczy, ze nie jest audiofilem".

Z drugiej strony jeśli jest to prawda, to kim jest TEN, który jest melomanem w mniejszym stopniu niż audiofilem? :)))

Teoretyzujac dalej. Jesli Audiofil=Meloman. To Antymeloman (ten 1%, o którym piszesz) nie może być Audiofilem. Interesuje sie on jednak sprzętem audio, więc należałoby wymysleć jakąś nazwe dla tej "jednostki chorobowej" (mój "oszołom", jest troche za szorstki). Coś jak, AUDIOMANIAK, może byc? rozwiązało by to wiele nieporozumień w przyszłości i zakończyłoby naszą (trochę śmieszna) dyskusję.

:)))

pozdrawiam kolegów

Co do Sary K. Też nigdy nie kupiłem jej płyty, choć zawsze Cheski podsyła mi jej "samplery" przy okazji innych zakupów. Myslę że to poprostu nie "nasza muzyka". Może ci którzy "palili zioła" ;) przy oryginalnych nagraniach Joan Bayez, czy Dasty Springfield mogą ją lubić.

Ja wolę Ane Caram albo Rebeccę Pidgeon, których wszystkie płyty ze spokojem moge polecić, każdemu AUDIOFILOWI ;)

pozdr.

Ważniejsze od tego, jak definiować adiofila czy melomana, wydaje mi się pytanie, czy można (a jeśli można, to w jakim stopniu) pozostawać melomanem - już realnym, nie tylko teoretycznym - nie będąc audiofilem, tzn. czy można uwielbiać muzykę, nie zważając w ogóle na sprzęt? Oczywiście, można, jeśli się nigdy nie słucha muzyki odtwarzanej, tylko zawsze na żywo. Można prawdopodobnie i wtedy, gdy sprzęt, z którym się ma do czynienia, nigdy się nie zmienia, albo też gdy sprzęt jest miernej klasy. Audiofilia wciąga człowieka, otwiera przed nim nowe światy, gdy ten się zetknie - mniejsza o to, w jakich okolicznościach - ze sprzętem stosunkowo dobrym. Sądzę, że nie ma szans na to, by ktoś, kto mocno się fascynuje muzyką, chodzi na koncerty, zachwyca się barwą głosów i instrumentów - żeby więc prawdziwy meloman nie zaraził się audiofilią, gdy tylko będzie miał okazję posłuchać sprzętu z prawdziwego zdarzenia.

Bona>

oczywiście że meloman nie musi byc audiofilem. "Meloman purysta" słucha muzyki i rozróżnia tylko dwa rodzaje jej prezentacji: żywa i odtwarzana. Ta druga nigdy nie dorówna pierwszej, więc niedba on o jakieś efekty specjalne. Znam wielu Melomanów, dla których wystarczającym odtwarzaczem jest diskman albo przenośne radio z cd. Pamietam, jeszcze na studiach, uśmiechali sie tylko patrząc na coraz to nowsze kolumny i wzmacniacze na mojej półce i pytali mnie...PO CO?

Tu jest pies pogrzebany. Audiofil jest (powinien być) melomanem, natomiast meloman, niekoniecznie jest audiofilem. Najczesciej dlatego że niewierzy on w elektronikę jako zadawalające żródło prezentacji.

 

Jest jeszcze jedna sprawa. Większość Melomanów, których znam to ludzie średnio zamożni. Wydatek kilku, kilkunastu tysięcy na stereo jest wręcz niemożliwy. Z drugiej strony, mamy też wielu tzw. nowobogackich, których stać na świetny sprzęt, jednakże ich "audiofilizm" nie wynika z żadnego zainteresowania (muzyką czy elektroniką) ale wyłącznie ze stanu posiadania.

Te dwie skrajne postacie są chyba przedmiotem całego tego nieporozumienia. Prawda, jak zawsze leży pośrodku, czyli Audiofil to ten, który dąży (w miare własnych możliwości finansowych) do ulepszenia swojego systemu, który pozwoli mu na odtwarzanie jego muzyki w zadawalajacy sposób :)

 

Wiem że wygląda na to że sie upieram. Takie jest jednak moje przekonanie i żadne uproszczenie tej definicji jakoś mnie nieprzekonuje :)

pozdr kolegów

F-bird

"Audiofil to ten, który dąży (w miare własnych możliwości finansowych) do ulepszenia swojego systemu, który pozwoli mu na odtwarzanie jego muzyki w zadawalajacy sposób :)"

 

To chyba dobra definicja dla dźwiękoluba :)

Przy czym niekażdy audiofil musi mieć sprzęt za conajmniej kilkanaście tysięcy i mieć słuch nietoperza, albo dysponować tzw. słuchem absolutnym.

>F-bird

 

Meloman, powiadasz, który nie zważa na sprzęt? Nie wydaje mi się. Ci znajomi melomani, którzy się uśmiechali itd. - przypuszczam, że jeśli faktycznie byli wielkimi melomanami, to ich oczekiwania odnośnie do jakości brzmienia znacznie przewyższały te osiągi, których się spodziewali od sprzętu audio na podstawie dotychczasowych doświadczeń (myślę, że skromnych), ale także na podstawie zawartości swych portfeli. Inaczej mówiąc, nie wierzyli, że z dostępnego dla nich systemu audio może płynąć dobry dźwięk. Z drugiej strony, mogli to być melomani niewybredni :-P

 

Nie będę się już przy tym mocno upierał, bo trochę to wygląda na teorię niewywrotną. Chciałem jednak zwrócić jeszcze uwagę na pewne twierdzenie, które na ogół jesteśmy skłonni przyjmować, choćby w sposób przemilczany. Chodzi o to, że meloman, czy tam audiofil, miałby cenić przede wszystkim dźwięk żywy - a dźwięk odtwarzany ceniłby tylko o tyle, o ile ten byłby podobny do tamtego żywego ideału. Być może, że w praktyce zawsze tak jest, nie przeczę temu zdecydowanie - jednak wątpię, czy akurat sama wierność przekazu jest tym, na czym faktycznie audiofilowi-melomanowi zależy, nawet jeśli jest przekonany, że mu zależy najbardziej na niej. Żywy dźwięk instrumentów muzycznych (akustycznych czy elektrycznych), na których grają dobrzy muzycy, podobnie jak ludzki głos, jest w subtelny i wyrafinowany sposób piękny, to prawda. Dlatego chcemy go słuchać i - gdy w danych okolicznościach nie jest to możliwe - jak najwierniej odtwarzać. Ale na czym nam wówczas, tj. przy odtwarzaniu, zależy? Czy na doświadczeniu, że mamy oto do czynienia z dźwiękiem odtwarzanym wiernie? Czy naprawdę aż tak nam bliska jest owa relacja wierności, ten abstrakcyjny obiekt? Głównie zależy nam raczej na doświadczeniu określonych akustycznych subtelności, których w dźwięku żywym jest z reguły więcej niż w jego kopii - ta ostatnia zależność zaś nie wystarcza do wniosku, że pragniemy akurat wierności. Teoretycznie więc nie jest niemożliwe, żeby największy miłośnik dźwięku żywego (muzyki oczywiście, a nie byle jakiego dźwięku) nie mógł się bardziej niż dżwiękiem żywym zachwycać odtwarzanym - gdyby tylko w tym drugim było więcej subtelnego, wyrafinowanego piękna niż w pierwszym.

Dyskusja cokolwiek irracjonalna.

Meloman skoro slucha muzyki to chyba nie wszystko mu jedno jak ulubiona plytka zabrzmi.

A Audiofil to co? Slucha spadajacych na beton kapsli od piwa, zamykanych bram garazowych i jak myszka zre ser?

 

pzdrw

 

soso

warto pamietac o etymologii słowa audiofil:

od łacińskiego audio, -ire - co oznacza 'słuchać', 'przysłuchiwać się', 'uważać' a nawet 'uczyć'. to dość pojemny znaczeniowo czasownik.

fil pochodzi od greckiego filos czyli miłosnik, zakochany, kochający.

 

sam przedrostek audio w języku angielskim pojawił na początku XX wieku, jak podaje słownik etymologii Harpera - w roku 1913. zaś słowo audiophile datowane jest na rok 1955.

 

według całkiem świeżego słownika 'american heritage dictionary of the english language' słowo audiophile oznacza:

"a person having an ardent interest in stereo or high-fidelity sound reproduction".

 

w żadnym z określeń słowa audiofil nie pojawia się sugestia czego on może chcieć słuchać.

Teo wypowiedział to co idealnie definiuje mi audifila i melomana! Wszystkie głosy dały dużo radości w czytaniu.

 

Dodam tylko, bo ktoś pytał o dźwięk wiertarki, że mam kilka cd firmy Bell i na kilku są dziesiątki takich dziwacznych odgłosów. Na szczęście większość tych płyt ma normalną zawartość a producent reklamuje je jako audiofilskie (Bell’s Digital Soundcheck to takie pudełko z dżwiękami...)

Żeby było śmieszniej, to te perełki MM wrocławski sprzedawał po 3 zety (ale tylko przez krótki czas po otwarciu). Za taką cenę sprzedawano też cd Teldecu z nagraniami mozartowskimi Harnoncurta (mogłem się mylnąć w literach...)

muzyka łagodzi obyczaje

"Audiofil to ten, który dąży (w miare własnych możliwości finansowych) do ulepszenia swojego systemu, który pozwoli mu na odtwarzanie jego muzyki w zadawalajacy sposób :)"

Ururam Tururam napisał:

"Audiofil to ten, który dąży (w miare własnych możliwości finansowych) do ulepszenia swojego systemu, który pozwoli mu na odtwarzanie jego muzyki w zadawalajacy sposób :)"

Ururam Tururam napisał:

"Sprzetu słucham głównie po to, by wiedzieć, na czym potem najlepiej bedzie mi się słuchało muzyki. :-)"

Co znaczy, że według mojego pojęcia, jest On Audiofilem. LeStat jednak okresla Go jako "dźwiękoluba".

Panie LeStat, lubie kiedy opisujesz na moje posty, nie rób tego jednak za wszelką cenę. Szczególnie kiedy ceną jest sens twojej wypowiedzi ;)

Nikt tu niesugerował zestawu za CONAJMNIEJ kilkanaście tysięcy lub właściwości słuchowych godnych nietoperza :)))

 

Bona

Napisałem dźwiękolub, aby nie było zbyt oficjalnie i bardziej poprawne politycznie (forumowo), bo chyba większość unika tego określenia w stosunku do siebie. To nie miało na celu obrazić lub zlekceważyć jakiegokolwiek audiofila. Szkoda, że napisałem tak niejednoznacznie, mój błąd.

A określenie audiofil/dźwiękolub może być zarezerwowane dla wszystkich, bez zaglądania w portfel czy ucho :-)

Bona.>

winien Ci jestem wyjasnienie. Meloman-meloman w moim pojeciu (na podstawie wspomnianych znajomych) to osoba zainteresowana merytoryczna częścią muzyki. Melodią. Jej reprodukcją i kompozycją, czerpią oni przyjemnośc wypływającą ze zmian tempa, natężenia i finezyjnych aranżacji dyrygenta. Dla nich "Mlada" Korsakowa zawsze będzie elektryzująco fascynujaca i "Wesele Figaro" Mozarta pełne emocji, niezależnie gdzie i na czym odsłuchiwane.

Pamietam, kiedyS spytałem sie jednego z nich, czy niechciałby aby podczs odsłuchu w domu instrumenty brzmiały naturalnie? Spokojnie odpowiedział...ale przecież, ja wiem jak brzmią te instrumenty, ja niesłucham instrumentów tylko muzyki. Utkwiło mi to w pamięci po dzięń dzisiejszy.

Myslę że można tu zastosować pewna analogię. Staramy się słuchac naszych "instrumentów", zapominając do czego one służą.

 

pozdrawiam

 

przepaszam że znowu "nawciskałem"

FB

Podzielam zdanie Soso, że W PRAKTYCE audiofilia i melomania się zlewają, chyba większość z nas uważa podobnie. I tu właśnie się zaczyna wcale niebłahe zagadnienie: dlaczego tak jest? Zagadnienie należy do zakresu estetyki i chodzi w nim o identyfikację naszych akustycznych upodobań. Co właściwie ci się podoba w strumieniu dźwięków, który słyszysz? Ja, przyznam, nieraz z różnych względów zadaję sobie to pytanie - tak samo jak analogiczne pytanie w odniesieniu np. do literatury - i odpowiedź na nie mam zawsze nie dość wyraźną.

 

Narzucająca się odpowiedź na pytanie o źródło ścisłych powiązań audiofilsko-melomańskich byłaby tego rodzaju: za pomocą sprzętu audio można odtwarzać dźwięk w sposób dość WIERNY. Mnie akurat taka odpowiedź nie całkiem zadowala. Z tego, co pisze Firebird, widać, że chyba też nie zadowala jego ani jego znajomych melomanów. Mam pytanie (retoryczne raczej) do tych, którzy idealny cel zabiegów konstruktorskich w zakresie systemów audio widzą w sytuacji, gdy dowolny słuchacz, gdy posadzony np. w sali koncertowej, w której oprócz orkiestry na scenie jest supersystem audio, na podstawie ślepego (dosłownie) testu nie jest w stanie odpowiedzieć, co gra. Pytanie brzmi: jak to się dzieje, że wielcy miłośnicy muzyki, a zarazem audiofile doceniający jakość prezentacji - czasem przeżywają zachwyt, dogłębnie i w sposób całkiem niewymuszony, pod wpływem dźwięków odtwarzanych np. z jakiegoś szitowego walkmana? (A może komuś z nas obce są takie doświadczenia?)

 

Mam tezę jeszcze mocniejszą od powyższych sugestii: domowe audio (nawet żaden hi-end) dostarczyć może - i faktycznie od czasu do czasu to czyni - bardziej pożądanych przeżyć muzyczno-estetycznych niż wystąpienie live. (Hmm, w zasadzie nie mam na myśli jakichś wybiórczo traktowanych aspektów brzmienia, zwłaszcza efektów przestrzennych KD, chociaż i ten przykład nie byłby tu całkiem od rzeczy). Nikt się ze mną nie zgodzi?

Bonawentura,

 

Zgodze sie. Innymi slowy ujmujac wydaje mi sie, ze koncerty na zywo choc maja swietna dynamike (no bo jaka maja miec?) i naturane barwy (no bo jakie mialby by miec?) to jednak w jakims sensie nie sa tak doskonale jak muzyka z zestawu fifi. Na przyklad wsluchujac sie basy i kontrabasy na koncertach czy doszukujac sie sceny o takiej a nie innej glebokosci czy probujac uchwycic detale, fakture instrumentow to powiem, ze czasami jest tak sobie. Ale tez jest to naturalne. Zas z zestawu fifi mozna czesto wyciagnac wiecej - precyzyjniejsza scena, lepiej zdefiniowany bas, lepsze rozdzielenie instrumentow, lepszy wglad w detale,... list dluga. Tylko ze tzw naturalnej atmosfery koncertu nie daje sie latwo osiagnac. Delikatna materia. Nie obcuje na codzien hi-fifi-endem to nie wiem, czy to jest w ogole do osiagniecia. Ale prymitywne doswiadczenie mi mowi, ze nagrania a zywa muzyka roznia sie od siebie. Czy to zle to inne pytanie.

 

I jeszcze jedno. Wiem, ze na sprzecie mozna osiagnac cos, co bym nazwal hiper-dzwiekiem. Dynamika lepsza niz w rzeczywistosci, detale jak pod mikroskopem elektronowym, bas wywraca szafy itd. Ale czy sluchanie muzyki to film akcji?

 

pzdrw

 

soso

Bonawentura - pewnie się nie zgodzi - byłeś może kiedyś na koncercie (nie stać na magnetofonie szpulowym "Koncert") ale na takim prawdziwym tu ty a tam oni no wiesz tak jak w szkole na apelu

 

A tak ogólnie to na czym staneło

nameless club,

 

wiesz, pewnie bym poszedl, z ciekawosci. Ale to tak w fifi gronie.

 

Tak na serio nie odmawiam prawa do zycia koncertom. Sam chodze o ile to mozliwe, nawet jak mietola polamatorzy - bo lubie. Niedawno zaliczylem kilkudniowy jazz-blues festiwal i na brak muzyki nie narzekam, tej na zywo. Ostatnio (5 lutego) grala mi orkiestra symfoniczna w calkiem rozbudowanym skladzie. Ale mimo to pozostaje przy swoim. Sprzet gra sobie a koncerty sobie. Jedno nie zabija drugiego.

 

pzdrw

 

soso

Na koncert trzeba wyjść z domu, dojechać, pokonać lenia w sobie, kupić bilety (a tu kasa...) - więc często się nie chce.

Na koncercie skrzypią fotele i ludzie kaszlą (zwłaszcza w takim końcu zimy), muzycy mogą skiksować, zafałszować.

A w domu ciepłe kapcie, browar i wolny wybór. A jeszcze jak się ma wspaniały sprzęt (ja chyba nie mam...) i dobre nagrania, na których nie ma kiksów, bo efekt ostateczny osiągnięto kompilując nagrania z kilku sesji albo wstawiają wysokie c innej sopranistki (i tak bywało).

To są różne światy - chyba trudno je porównywać - czy w ogóle warto?

muzyka łagodzi obyczaje

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.