Nowa płyta Iron Maiden

[Ironista]

terminus, 2 Cze 2007, 00:51

 

>najlepszy był chyba na solowym Dickinsona w Stodole w roku ... niepamiętam :)

 

12.11.1998 r. - świetny koncert, kapitalna i kameralna atmosfera.

[vyv]

chlopie wez sie otrzasnij z tym pieprzeniem na temat sprzetu IM. Nightwish musi grac jeszcze z 10 latt azeby pozwolic sobie na sprzet takiej klasy jak ma IM. blysnelo pare swiatel playback i nightwish zaczal grac. moze wydawalo ci sie ze bylo lepiej bo to byly nagrania z kompaktu. a nagrania z wroclawia i katowic w ogole nie brzmia. fakt w chorzowie nie bylo na 100 ale zaden nightwish nie brzmial lepiej chyba ze byles po 10 tyskich

[terror twins]

nowy singiel wyszedł, zapowiedź nowej płytki

 

 

[rafal996]

Słaby :(

[maniek74]

no i jest:

THE FINAL FRONTIER

co nic nie mówicie o wrażeniach???

czyżby wszystkich zabiło w fotel?

polecam - fiu fiu, ale poszli w fajne mocne klimaty

[arekk17]

Też jestem ciekawy,ale wersji na vinylu,bo z tego co widzę, to jest tylko na PD,a to nie zawsze brzmi dobrze.

[xniwax]

Płyta dość dobra na 4-kę, dźwięk na pałę.

[terror twins]

kto zna klimaty IR zapewne płyta się spodoba, realizacje dobra

[whitesnake]

Realizacja dobra. Mam jednak wrazenie, ze tylko jeden kawałek "The man who would be a king" jest jakis taki prawdziwie ironowy...

 

Reszta mocno przypomina mi "Accident of Birth" Bruca Dickinsona, chyba poprzez wyraźną dominację Smitha. Gdyby Harris zagrał na AoB zabrzmiałoby to bardzo podobnie. Czy to źle? Nie... po kilku przesłuchaniach "The Final Frontier" mozna nawet polubić, czego nie moge powiedziec o zadnej plycie od 2000r. Przyznaje, że reszta płyt od "Brave new world" włacznie, poza pierwszym przesłuchaniem nieczęsto ladowała w odtwarzaczu, a tej nawet da się słuchac z przyjemnością.

 

Wielki Iron to dla mnie wszystko do "Seventh son..." później niestety było tylko gorzej.

Jak chłopaki, głównie Murray i Smith nie usiądą i nie zaczna się bawić muzyką zamiast przesyłac sobie pliki, to juz nic z tego nie będzie...

[rafal996]

Trudno mi się zgodzić z tą opinią. Może tylko o tyle, że za największe ich osiągnięcie uważam Seventh Son Of A Seventh Son. Ale co do płyt po powrocie Bruce'a, uważam Brave New World za album znakomity, spokojnie dorównujący tym z ich najlepszych czasów. Udała im się rzadka sztuka poukładania tych samych klocków w nowy sposób, zrobienia ze znanych składników nowej i znów ekscytującej muzyki. Jeszcze wszystkim się chciało, jeszcze Bruce był w kapitalnej formie. Są i potężne riffy i delikatne, melodyjne fragmenty. Takie utwory, jak Nomad czy Ghost of the Navigator - klasyka, często wracam, coś wspaniałego. No i ważne - klarowne, potężne ale nie przesadzone brzmienie z piękną selektywnością. Rzadko w metalu coś takiego się udaje.

 

Potem było co prawda fatalne w moim odczuciu Dance of Death, gdzie zjadali własny ogon w sposób żenujący, tworząc jakieś autoplagiaty i autoparodie, brrr... nie wracam i nie będę wracać. Za to A Matter Of Life And Death to już smaczniejszy kąsek - nie tak dobry, jak Brave New World, ale znów ciekawy. Mroczny klimat trochę jak z X Factor, wspaniałe kompozycje For The Greater Good of God, Brighter Than a Thousand Suns, The Longest Day czy These Colours Don't Run. Do tego też chętnie wracam, ale już nie tak często.

 

Na nową płytę miałem niewiele czasu, mało słuchałem, ale najgorsze, że wcale nie mam ochoty... Mnóstwo patosu, ale takiego w złym guście. Klimaty bardziej jak z solowego Dickinsona - niby to fajnie, że robią coś innego, ale jakościowo jest słabo. Kompozycyjnie, melodycznie nie wciąga, brak chwytliwych fragmentów, brak riffów, które by się chciało zagrać, raczej instrumentalnie wtórnie i dość nudno. Kompletnie do mnie ta płyta nie trafia... może jak dłużej posłucham, to coś tam dla siebie znajdę.

 

Wydaje mi się, że panowie powinni kończyć dokąd jest czas zejść ze sceny niepokonanym.