Skocz do zawartości
IGNORED

Spektakularne efekty z vinylu


Yul

Rekomendowane odpowiedzi

Witam !

To może ja swoje trzy grosze. Dwa dni temu kupiłem za śmieszne 18 pln używaną ale w świetnym stanie vinylową Tracy Chapman ( pierwsza płyta). Licencyjna, wydana przez Amigę. Dawno się tak nie zdziwiłem. Jakość wyśmienita - przestrzeń , szczegół, szybkość i dynamika. "Paputki mnie sleciały" Tyle radości !! Pozdrawiam

O!! Przepraszam , nie doczytałem. Chcialem tylko wyrazić mój zachwyt oraz zareagować na apel powyżej. Mam niewiele vinyli ( ok 100 szt.)- przeważnie symfonika oraz jazz i głównie zawartość muzyczna mnie w nich interesuje lub sentyment do starszych nagrań. Np spośród kilku płyt vinylowych z "Eroiką" Beethovena najbardziej mi odpowiada pod względem wykonawczym i technicznym polskie wydanie pod Rowickim !? A jednak. Tomasz

Pozwólcie, że jeszcze dodam z ostatnio kupionych ( w komisie dwa tyg. temu) "Troubadour" - J. J. Cale. Bardzo równo i dynamicznie nagrana płyta - pełne pasmo. Można jej słuchać godzinami właśnie ze względu na w pełni analogowe brzmienie - łagodne ale szczegółowe i dynamiczne. Tomasz

Może nie taki spektakularny ale przyznam ,że mnie zaskoczył Depeche Mode *Violator* Limited Edytion

Remastered Deluxe Heavy Vinyl zakupiony dzisiaj przeze mnie w MM za 54,90 .

Mam tą muzykę na CD zakupionym na początku lat 90-siątych i nigdy realizacje DM nie były dla mnie

szczytem audiofilizmu nawet po przesłuchaniu pożyczonego od kolegi Boxa 24-karate gold wydanie chyba

japońskie.

Zapuściłem dzisiaj winyla i wymiękłem ...............................brzmienie prawie audiofilskie.

tadeo : to prawda, nowe DM są rewelacyjne. Aczkolwiek są dwie szkoły. Np. w wątku o DM w dziale Muzyka wskazywano, ze Music for the masses z wydań z lat 80tych lepiej brzmiało. Osobiście nie jestem tego pewien. Wiem jedno: w "Violator" np. w utworze "Halo" rozdzielczość dźwięku jest po prostu masakrująca.

Chwycilem co mialem pod reka:

Guitarissimo (koniec lat 70) - seria kilka plyt w wykonaniu: Siegfried Schwab, Peter Horton - miejsacmi wrecz zaefekciarskie ale jednak to co potrafia robic z gitarami to... w kazdym razie Meola przy nich to leszcz straszny.

Hugh Masekela Tomorrow (lata 80) - wikszosc jego plyt to przereklamowane gnioty ale na tej jest niesamowity, procz swietnej muzyki mile dla ucha teksty. Muzykalna i pomyslowa plyta.

Toure Kunda Live Paris-Ziguinchor (lata 80) jeden z poprawniej naglosnionych i nagranych koncertow na zywo, imponujaca sekcja rytmiczna.

Commodores Live (lata 70) koncertowka z trasy zespolu po stanach, niezbyt dobrze nagrana, niby nic takiego ale... tak jak oni malo kto umial zawladnac tlumem, wspaniala czadowa zabawa, masa pozytywnej energii, nie tylko dla malolatow.

 

Dodam jeszcze 3 grosze: mysle za audiofile albo maja tak naprawde gdzies muzyke bo kabelek ma wieksze znaczenie, albo snobuja sie podjac jakies dziwne wydania kolekcjonerskie i czasem tez nie chca sie osmieszyc jakby unikat nie okazal sie unikatem, albo chowaja swoje plyty jak jakies zloto i ciesza sie ze nikt inny nie tylko ich nie ma, ale nawet o nich nie wie - ot cale przedszkole :))

Pozdrawiam

Piotr_ - mam ten Commodores Live. Może i nagranie nie super ale uwielbiam ten koncert. Ma niesamowitą energię i słychać namacalnie uwielbienie publiki dla zespołu.

 

Niestety zgadzam się z dalszą częścią Twojej wypowiedzi. Yul chyba zakładając wątek spodziewał się lawiny pomysłów. A tu? cisza....

I jak tu przekonywać miłośników CD do nawrotu na vinyl?

I jeszcze jedna taka przykra mysl... chyba niemal kazdy audiofil zapraszajac znajomych zainteresowanych sprzetem, myzyka, puszcza im jakies bardzo efekciarskie kawalki, plyty bardzo poprawne, bardzo efektowne lub poprostu z jakims sporym ladunkiem emocji, koledzy wtedy robia przyslowiowa "rybe" i przedszkolak audiofil jest uszczesliwiony. Jasnym jest ze brzemienie odpowiednio zestrojonego systemu te wrazenie niesamowitosci odsluchu wzmaga ale... prawie kazdy audiofil chce by jego odsluch byl niepowtarzalny, niesamowity, "jeszcze im pokaze ze jestem najlepszy - najlepsze moje plyty i moj sprzet - wygralem!" No i nic wiec dziwnego ze nie chce sie zbytnio rozpowszechniac informacji o tych plytach nie mowiac juz o samym ich udostepnianiu, szczegolnie wsrod winylowcow gdzie zasoby tych plyt, ciagle topnieja a informacje o nich odchodza wraz z odchodzacymi pokoleniami. No chyba ze jakis zboczeniec ma tylko 3 samplery testowe w tym jeden z samymi szumami wtedy faktycznie liczy sie tylko sprzet w takim odsluchu i zapewniajacych "rybe" plyt chronic przed innymi nie musi... ech, a moglo by byc z tym wszystkim tak normalnie - moze przeprowadzmy sie nie ksiezyc? ;))

Reakcje znajomych na moje gramofony są przeważnie takie: "....ooo, gramofon,...ee, teraz w dobie kina domowego, Mp-3 i Mp-4 to kompletny anachronizm..." Ja wówczas w duchu liczę: "...raz, dwa, trzy,..., tylko spokojnie, ...raz dwa trzy,..." Po zakończeniu mniej lub bardziej płomiennej tyrady na cześć nowoczesnej techniki i bylejakości analogu, sadzam miłego gościa na fotelu pośrodku bazy stereo i zapuszczam Stinga "Soul cages". Ta płyta została zrealizowana w systemie Q-sound (może bardzie znana jest Rogera Watersa "Amused to death", też tak spreparowana). System sztucznie uprzestrzennia nagranie, dodąjc dzięki zaburzeniu fazy sygnału dźwięki z boku bazy, nawet z tyłu, zza głowy, z góry (coś dzieje się po sufitem). Gość nie musi tego wszystkiego wiedzieć, ale od razu reaguje na potężną panoramę - rozciągniętą w zakresie kąta półpełnego, w której tyle samo dzieje się pomiędzy kolumnami, co na boki od nich. Lubię obserwować reakcje: najpierw oczy "strzelają" na boki, później kręci się cała głowa w poszukiwaniu źródeł dźwięków. Potem pada pytanie: "....hmmm, eee, a gdzie schowałeś surroundy, hę...?". Każdy pozostaje pod dużym wrażeniem, najczęściej domaga się aby jeszcze puścić co innego. Nie ma sprawy, wyciągam japoński koncert Manhattan Transfer. Tam już nie ma Q-soundu, ale Japsy nagrali to równie niesamowicie. Wykonawców można wskazać palcem, nawet jest miejsce aby ustawić się na scenie pomiędzy nimi. Po wysłuchaniu tych dwóch "sampli" mamy przygotowany grunt do dalszej, niespiesznej dyskusji o meandrach techniki audio.

Witam!

 

Zamierzam kupić Sierżanta Pieprza. Czy Waszym zdaniem opłaca się polować na wersję mono? Różnica w cenie jest bardzo duża. Czy zauważalnie różni się ona od wersji stereo? Czy rzeczywiście jest lepsza? A inne płyty - wolicie Beatlesów mono, czy stereo? Ja znam tylko wersje stereo.

 

Pozdrawiam!

>synromka

Oczywiście kupuj MONO!!!! Sierżant pieprz musi być mono. Sam ma, 1st press mono w stanie G++ i jestem zachwycony. Mam też stereo. Monofoniczne mam: Please please me -słaby stan; a hard days night stan znośny i rubber soul VGoraz oczywiscie sgt p. Kupuj (o ile masz kase) pierwsze lub jedne z pierwszych tłoczeń! ale niekoniecznie Brytyjskie !(unikaj USA chyba że jestes fanatykiem - czasem mimo tej samej okładki/tytułu inna przeważnie okrojona zawartość i gorsze brzmienie wszystko za bardzo dużą kasę) polecam indyjskie wiele płyt w pierszym i drugim wydaniu kupisz za grosze a brzmią świetnie polecam tez australijskie rzadsze a tańsze niż brytyjskie.

>synromka

Please please me i with the beatles musi byc mono, płyty były oryginalnie nagrywane mono a sztuczna stereofonizacja była chwytem marketingowym i brzmi fatalnie!!! po 1987 roku zaprzestano wznowień stereo tych płyt. with the beatles można kupić w pierwszym tłoczeniu za znośną cenę (80 -200 zł w zależności od stanu) musi mieć czarno żółty label i nie mieć napisu ''sold in uk subject to resale ,price conditions see price lists'' który pojawł się na początku 1964 roku - uwagi te dotyczą wersji brytyjskiej. co do please.. sprawa się komplikuje 1st press jest absolutnym unikatem i kosztuje od kilkuset do 2000 GBP pierwsze 2 tłoczena zostały wydane na zupełnie innym czarno złotym labelu. sprzedawcy (np. na Allegro) często sprzedają 3 4 lub nowsze tłoczenie na żółto czarnym parlophonie jako żekomo pierwsze nie należy im wieżyć. jednak takie wydanie (mono) też jest perełką w kolekcji i kosztuje grubo ponad stówę (stan G+). Wydania z innych krajów np. RPA , Norwegia czy Filipiny mają niekiedy labele podobne do starych nie używanych już od dawna w uk czasem widoczne są np. help! na czarno złotym - nic dziwnego 1sze wydanie norweskie (czarno złoty label wycofano w uk w 1963 roku)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

ja się pozwolę niezgodzić - po co mono, jeśli może być stereo? Lepiej kupić dobrą reedycje. W latach 60-tych była gorsza technologia tłoczenia niż obecnie - więc w porównaniu z nowym, dobrym tłoczeniem stare nie ma szans.

 

Koniunkturę na stare płyty napędzają handlarze takimiż - żeby wywindować ceny (wiadomo, starych niewiele jest, a nową można ot tak po prostu kupić).

 

Inna kwestie to sztuczne robienie stereo z mono - ale (mam np. Stereo Please Please Me i jest przyzwoicie).

 

Mam kilka późniejszych płyt (Abbey Road, czerowona składanka) - i te brzmią naprawdę nieźle (jak na rock lat 60-tych) - nie wierzę, że stara płyta może się do tego poziomu zbliżyć.

 

Aspekt stanu technicznego płyt też jest nie do pominięcia ..

 

Ale - jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej - zawsze możemy zrobić porównanie ..:)

 

Oczywiście różnie to w praktyce bywa (z tym, czy reedycja lepsza czy oryginał) ale raczej w dobry poziom oryginałów to jestem tak w stanie uwierzyć tak od końca lat 60-tych ..

Jeszcze apropos spektakularnych efektów, na początek jazz, bo tego mam najmniej (nie jestem fanem jazz-u):

 

For Duke-Bill Berry- M&K Realtime Records (Direct to disc) - równy poziom przez całą płytę, bardzo naturalne brzmienie

 

Midnight Sugar-Yamamoto-TBM (reedycja 45RPM) - szczególnie fortepian w tytułowym kawałku brzmi bardzo "żywiołowo" i intensywnie. Najlepsza z płyt TBM. Zdaniem niektórych najlepiej nagrana płyta wogóle ...

 

John Klemmer-Straight from the Heart-NAUTILUS NR-4 (Direct to disc) - Początek płyty, kawałek się nazywa Arabesque - ok. minutowe solo saksofonowe "na cały pokój". Gdybym miał wybierać najbardziej efektowny fragment ze wszystkich płyt które mam, to pewie byłoby to. Dalsza część płyty to takie tam normalne jazzowe granie (trochę jasne).

 

Jest jeszcze kilka niezłych:

Jazz At the Pawnshop (wznowienie ATR) - dobry poziom przez całą płytę, Brubeck - Time Out (Take Five brzmi dość efektownie), P. Barber itd - ale to już poziom oczko niżej ...

Dzięki za odpowiedzi!

 

Koniunkturę na mono szczególnie w przypadku Pieprza nakręcił Lennon, ale nie tylko. Czytałem parę wypowiedzi (nie-sprzedawców) o wyższości wersji mono nad stereo w przypadku Beatlesów. Ale trafiłem też na opinie, że nie ma większej pomiędzy tymi wersjami znaczącej różnicy.

 

Co do realizacji nagrań z lat 60-tych, to akurat chyba bealtesi są zrealizwowani bardzo dobrze (także ich najstarsze płyty). Wczoraj rozmawiałem z człowiekiem zajmującym się realizacją dzwięku, który twierdzi, że lata 60-te były pod tym względem najświetniejsze, jego zdaniem lata późniejsze to postępujący upadek: coraz mnijesza dbałość o dzwięk idąca w parze z coraz tańszymi środkami realizacji. Za mało mam oryginałów z lat 60tych, żeby się na ten temat wypowiedzieć, ale generalnie różnica pomiędzy latami 70-tymi a 90-tymi jest rzeczywiście duża (co się stało ze stereofonią z lat 70tych?). Ale o tym było już nie raz.

 

Pozdrawiam!

Co innego realizacja, co innego jakość tłoczenia - mam parę płyt z lat 50-tych (realizacja) wytłoczonych teraz (classic records) i brzmią tak jakby było to coś bardzo współcześnie nagrane (w sensie pozytywnym tego słowa).

 

Wyczytalem gdzieś, że przed rokiem 1968 tłoczenia były kompresowane bardziej a wynikało to z ograniczeń maszyn wycinających ..

 

"...there is a harsh brightness to the Decca-London early stereo records because the disc cutters were weak in reproducing frequencies above 10khz. The pressings made after 1968--to my knowledge all FFRR--were made with the Neumann SX-68 helium-cooled disc cutter which could reveal the sweet high frequenices on the original tape. It's for that reason that the later FFRR pressings are often superior to the early FFSS pressings."

 

 

Co do The Beatles: Abbey Road z pewnością dużo lepiej brzmi niż Please, Please Me (mam obie).

Raczej trudno się zgodzić, że między mono i stereo nie ma większej różnicy - zwłaszcza w The Beatles stereo jest takie "bardzo stereofoniczne" często np. w jednym kanale gitara, w innym głos .itd. -

> unick jesli chodzi o pania P. Barber to mam zupelnie odmienne odczucia z odsluchow, wszedzie na jamniku, na lampie, z gramofonu, z cd, z szerokopasmowcow, z dynamicznych, z tub, ze wstegowych, z jakichs cholerstw

wypelnionych ziemia, w pokoikach i salonach, brzmiala mi bardzo sztucznie i paskudnie, owszem efekciarsko miejsacami, ale co z tego jak sama plyta to jak skrajnych kilku analogowcow stwierdzilo zgodnie: "szum szatana"!! :)))) Sam ja posiadam jako przyklad skrajnie zlej realizacji dzieki temu pamietam zawsze punkt odniesienia.

ps. jako ze watek jest o dobrych plytach moze polece np. "Tangouri celebre" electrecord - takie tam omijane rumunskie badziewie w czerwonej niemodnej okladce.

Pozdrawiam

>>>unick,

W generalnych zarysach zgadzam się z Tobą. Od dłuższego czasu próbuję kupić jakiś vinyl od jednego pana na giełdzie elektronicznej w Łodzi. Cóż z moich chęci, jeśli on ma zupełnie "kosmiczne" ceny na vinyle - 100, 120, 150 zł za sztukę. Płyty owszem stare, drogie jak pies, ale każda ma za to swoją idiotyczną historię typu: "...prosze pana, to jest PIERWSZE TŁOCZENIE KANADYJSKIE !!!, pan wie co to znaczy ????..." Zaglądam do koperty - stan mocno, mocno średni, na pierwszy rzut oka widać, że bedzie "smażenie jajecznicy" na całego. To ja pozdrawiam takie płyty, szczególnie za takie pieniądze - bujać to my, ale nie nas !.

Ale... no właśnie, jest jedno ale:

Udało mi się od kogoś innego kupić stare niemieckie tłoczenia Beatlesów ("With the Beatles", "Rubber soul" oraz składanka "The Beatles beat"), stereofoniczne, po 30 zł za sztukę, "na oko" stan niemalże idealny. Po odczyszczeniu i umyciu zapuściłem - super !, przebieg cichuteńki, nawet bez tych wysokoczęstotliwościowych "szpilek". Momentalnie zwróciłem uwagę na grę Ringo (uważam go za swego rodzaju "kulę u nogi" Beatlesów, najczęściej brzmi jakby spadał z tą swoją perkusją ze schodów. Z drugiej strony nie ma Beatlesów bez Ringo ! - wiadomo, Ringo jest jak szczypta soli, nadająca właściwy smak potrawie !).

Pojawił się tam niesamowity bas od stopy, niski, trochę może "subwoferowy" w charakterze, dający jednak niezbędną równowagę dla "szalejących" blach. Nigdy czegoś takiego nie słyszałem z CD ! Nie sądziłem, że stopa i basówka McCarteya mogą być na tyle obecne w nagraniu.

Zastanawiam się nawet, czy to nie jest przypadkiem sprawa jakiejś innej korekcji, stosowanej wówczas przez Niemców. To chyba nie jest do końca zgodne z krzywą RIAA, może stąd ten frapujący efekt ?

Można powiedzieć, że jednak w tych starych vinylach coś jest...

Co do P.Barber - to oczywiście nie jest to taki poziom jak trzech pierwszych płyt, które wymieniłem - ale jest całkiem przyzwoicie. Miałem na myśli płytę Companion, tam gdzie jest na końcu "Black Magic Woman". Inna rzecz, że jazz jest b. często przynajmniej przyzwoicie nagrane - więc z tego punktu widzenia, może przesadziłem z rekomendacją.

Co do wyrabiania poglądu na temat jakości nagrania na podstawie jamnika lub sprzętu HiFi - to w ten sposób nie za bardzo można wyrabiać sobie zdanie. Płyta na sprzęcie HiFi brzmiąca nieźle, może w Hi-Endzie grać tak sobie - a czasem na odwrót - płyta niczym specjalnie nie wyróżniająca się w HiFi po przejściu do HiEndu może okazać się świetnie nagrana. Szczególnie często może się to zdarzać przy winylach.

 

 

>>Yul - niezrównoważenie tonalne czy też podbicie niektórych fragmentów pasma ma bardzo często miejsce (szczególnie przy starszych nagraniach), co czasem wpływa na to, że coś zabrzmi dość efektownie. Też nasz sprzęt (kolumny zwłaszcza) akcentują bardziej pewne fragmenty pasma. I wtedy jakaś płyta może zabrzmieć efektownie. Przez ostatni rok wielokrotnie zmieniałem sprzęt - w tym kolumny i pewne płyty, które grały efektownie po jakiejśc zmianie przestawały brzmieć efektownie (za to inne zaczynały tak grać). Nie chodzi tu o to, że lepsze płyty więcej zyskują na lepszym sprzęcie itd - nie było tu jakiejś reguły. Brało się to m.in. z różnych podkolorowań, które akurat robiły dobrze dla danej płyty.

 

Co do starych płyt, często są duże różnice w jakości poszczególnych egzemplarzy - więc sporo zależy od szczęśćia jaki się trafi (przy współczesnych tłoczeniach zróżnicowanie jest raczej minimalne). Najlepiej taką niby "wartościową" starą płytę przesłuchać przed zakupem i zobaczyć ile jest warta (wiadomo, nie zawsze jest taka możliwość).

 

==========

 

EFEKTOWNA KLASYKA (orkiestra, duże składy):

 

FAUST/CARMEN-Gibson-RCA LSC-2449 (wznowienie Classic) 45RPM. Nagranie z roku 1960. Gdybym miał wybrać jedną płytę z tego rodzaju muzyką, to by była ta. Muzyka fajna dla kogoś kto w zasadzie nie gustuje w klasyce. Brzmienie nie ma zabarwienia suchego i surowego (co ma zazwyczaj miejsce przy tego rodzaju muzyce. Brzmi naturalnie z dużą precyzją, rozmachem i dynamiką. Jeśli ktoś uważa, że gramofon nie nadaje się do tego rodzaju muzyki, to gwarantuje że po minucie słuchania zmieni zdanie. CD przy porównaniu zabrzmi z jak skompresowane mp3. Najbardziej efektowna jest końcówka Fausta. Wszystko na 4 płytach wytłoczonych na jednej stronie. Mam też wersję 33RPM (na jednej płycie) ale 45RPM ma w tym przypadku wyraźną przewagę.

 

Offenbach-Gaite Parisienne-Fiedler-Chesky RC 110 - podobne brzmienie jak powyższej płyty, trochę w mniejszym stopniu. Cała płyta równa.

 

Firebird - Stravinski- Dorati (wznowienie Classic) - Rok 1960. Muzyka o bardzo eksplodującym charakterze. Jest cisza i nagle robi się jakaś eksplozja dynamiki.

 

Strauss- Waltzes - Reiner LSC-2500 (wznowienie Classic) - Ogólnie muzyka, która bywa bardzo szybka i dynamiczna. Szczególnie ostatni na płycie "Thunder and Lighning Polka" - bardzo szybkie nagranie z bębnami od czasu do czasu - brzmi to bardzo efektownie.

 

Mógłbym dorzucić jeszcze kilka tytułów na podobnym poziomie.

>unick Patrici Barber plyty "Cafe Blue" (tu sprostuje ze bardzo dobrze znam tylka ta plyta wiec obiektywizm moj konczy sie na niej, choc moglbym sie i przyczepic po jednym odsluchu innych jej plyt) sluchalem z 2 plytach cd i lp na long-fi, low-fi, hi-fi, hi-endie i nawet o zgrozo na hihi-endzie ;) i zawsze wykazywala ten sam objaw: elektrycznosc - efekt brzmien ala pianinko casio znany glownie z czytnikow cd z wyjatkiem tych flagowych i lampowych, (nic nie tego nie zmienilo nawet lp z lampa) nienaturalny wokal jak ze studzienki kanalizacyjnej z jakims techniczym szumem na wokalu od zabawy rezysera dzwieku suwakmi, ukladem dzwiekow agresywnym niemal jak po kompresji mp3, ktory w pojeciu brzmienia analogowego jest niedopuszczalny natomiast ludzie z punktem odniesienia postawionym we wspolczesnej technologi nagrywania cd wogole na to nie zwracaja uwagi, wrecz nie wiedza o co chodzi. Dla mnie i jeszcze kilu osob bedzie to zawsze przyklad najmniej analogowej plyty podawanej swego czasu przez niektorych za wzor audiofilskiego brzmienia :/ Takich dziwnych lp jest w dzisiejszych czasach niestety coraz wiecej i sprzet na ktorym sie je odsluchuje nie ma w tym wypadku najmiejszego znaczenia. No nic ale zapraszam do kontynuowania watku spektakularnych efektach z winylu bo warto, a tu widze glownie o vibrapodach chrzania na stereo np.

pozwole sobie jeszcze raz przytoczyc fragment wypowiedzi swojego przedmowcy z ktorym calkowicie sie zgadzam i naprawde ciesze sie ze ktos o tym pisze:

"niezrównoważenie tonalne czy też podbicie niektórych fragmentów pasma ma bardzo często miejsce (szczególnie przy starszych nagraniach), co czasem wpływa na to, że coś zabrzmi dość efektownie. Też nasz sprzęt (kolumny zwłaszcza) akcentują bardziej pewne fragmenty pasma. I wtedy jakaś płyta może zabrzmieć efektownie. Przez ostatni rok wielokrotnie zmieniałem sprzęt - w tym kolumny i pewne płyty, które grały efektownie po jakiejśc zmianie przestawały brzmieć efektownie (za to inne zaczynały tak grać). Nie chodzi tu o to, że lepsze płyty więcej zyskują na lepszym sprzęcie itd - nie było tu jakiejś reguły. Brało się to m.in. z różnych podkolorowań, które akurat robiły dobrze dla danej płyty."

Dodalbym tu jeszcze tak wazna sprawe jak wogole cale przygotowanie dzwiekowcow. Moim zdaniem znacznie istotniejszym jest posiadanie niezbabranej przez jakiegos matola od studyjnych suwakow plyty niz wymiana sprzetu ktora to ma niby poprawic jej brzmienie - CO SPAPRAL NA POCZATKU JUZ NIC I NIKT NIE POPRAWI, MOZNA JEDYNIE STARAC SIE TUSZOWAC SPAPRANIE ALBO SPAPRAC JESZCZE BARDZIEJ :( I tak jakis czas temu zaczalem uznawac zasade systemow z danych przedzialow lat skrajnie od siebie roznych technologicznie. Dzieki temu ma sie dzwiek sprzed 50, 30 i 15 lat tak samo jak rozne nośniki z nagraniami. Ale i tu nie ma calkowicie sztywnej zasady ze to i to ma byc do tego a tamto do tamtego, choc taki podzial jest znacznie bardziej istotny dla melomana niz jakiekolwiek audiofilskie fanaberie. Tak wiec Armstrong najlepiej brzmi ze starych winyli pod lampa i z szerokopasmowcami z lat 50, Doorsow z winyla na cieplym, mocnym amplitunerze z wielkimi kolumnami z papierowymi membranami a Scatman Johna z cd i monitorow dalekiego pola. Najtrudniej jak zawsze jest tu z klasyka nie majac odpowiednich warunko pozostaje filharmonia.

Pozdrawiam wrzuce pewnie jeszcze kilka namiarow na plytki chyba ze watek ten umrze na rzecz np podstawek pod kable i kabli pod podstawki.

  • 4 tygodnie później...

Dire Straits - Brothers in arms (Vertigo 1985, Niemcy).

 

Rewelacja, jedna z najlepiej brzmiących płyt, jakie mam. Stawiam obok pierwszej płyty Tracy Chapman (wyd. Elektra)!

 

Pozdrawiam!

  • 2 miesiące później...

- Z serii "Jazz Concert" vol. 1 Duke Eliington/Bobby Hackett (CBS 106 657 L (mono) z logo GoodYear :)) prawdopodobnie z końca lat 50-tych albo początku 60-tych.

 

Niesamowicie brzmiące dęciaki (wrażenie namacalności, czucia"fatrury" dzwięku) + bardzo energicznie (jak na ten rodzaj jazzu) brzmiąca perkusja.

 

- Beatles "Revolver" (Parlophone stereo 1969 (jedno logo EMI na labelu)).

 

Odjazd: takiego basu Paula (kawał dobrze kontrolowanego basu), takiej perkusji Ringa na Revolver nigdy wcześniej nie słyszałem. Jest to bodaj ostanie tłoczenie Revolver na sztywnym winylu, potem już szły na cienkich i giętkich. Nie słyszałem (jeszcze) pierwszego tłoczenia na jeszcze grubszym winylu (pewnie będzie ciut więcej basu), ale kurde, chyba już lepij być nie może :)

  • 3 tygodnie później...

Trzy pozornie te same płyty:

1. Sting - Nothing like sun, A&M Records, 1987, wydanie niemieckie, tłocznia Hannover.

 

2. Sting - Nada como el sol, A&m Records, 1988, wydanie niemieckie, tłocznia Hannover. To jest pięć piosenek z "Nothing likie sun", ale zaśpiewanych przez Stinga po portugalsku i hiszpańsku.

 

3. Sting - Nothing like sun, wydanie polskie (o tym będzie najmniej).

 

Ciekawe jest porównanie płyty 1 i 2, z tego powodu, że w wersji portugalsko-hiszpańskiej zachowano dokładnie ten sam akompaniament, ale oczywiście na nowo nagrano i wmiksowano wokal. Na "Nada como el sol" wokal jest jaśniejszy, donośniejszy, Sting jest wyraźniej wysunięty do przodu przed swój band. W swoim ojczystym języku śpiewa jakby bardziej melancholijnie, cieplej. W wersji portugalskiej pojawiają się liczne, mocno podkreślone sybilanty. Np. w refrenie do "We'll be togetcher" (we'll be together tonight..., we'll be together tonight...) właściwie nie można "sypnąć" zgłoskami syczącymi. Natomiast ten sam tytuł po portugalsku brzmi "Si estamos juntos". Stingowi "wyszło" tak: Ssssi essstamoss juntosss... tssi estamosss juntoss...itp. Najważniejsze jednak, że sybilanty mimo iż wyraźnie słyszalne, są czyste (!) i właściwe nie przeszkadzają (!).

 

Tłoczenie polskie niestety bardzo odstaje in minus poziomem od wersji niemieckich. Polski winyl jest grubszy, "na oko" nawet jakby jakiś porządniejszy, ale brzmi płasko, mało ciekawie i bez emocji.

jak dotąd nikt w tym wątku nie pisze o płytach 45rpm, a te mają niekiedy bardzo ciekawy sound

-J. Lennon Imagine Sp Electrola niemcy, Brzmienie 100 * lepsze niż na LP A Może ktoś słyszał wersję MAXI czy warto? teoretycznie powinna być lepsza, ale bywa różnie, zresztą na MAXI przeważnie jest jakieś DISCO,remixy czy inna kaszana

- The Animals House of the... SP 45 Columbia france mono brzmi super brzmienie na składakach jest żenujące (nie było tego na żadnym albumie,a pierwszego the most of ne słyszałem)

The Beatles TWist And Shout UK EP 45 Mono zadziwiająca dynamika tytułowego utworu, tej nieco zużytej (43 letniej )EP używałem przy wyborze kolumn

Na mój chłopski rozum, płyty 45 obr. powinny brzmieć lepiej niż na 33 obr. Po prostu dlatego, że dane nagranie na SP zajmuje, że tak powiem, "dłuższy" rowek niż na LP wobec czego zapis "rozciąga" się i może być bardziej "czytelny" dla ucha:]]. Sam ten fakt powinien stanowić o lepszym brzmieniu. Oczywiście jest to teoria: tak naprawdę trzeba by było porównać nagranie z SP i LP z tej samej wytwórni, z tych samych taśm-matek itd. Ale czy tak jest jak myślę...?

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.