Skocz do zawartości
IGNORED

Płyty M. Davis\'a.


ibanezq

Rekomendowane odpowiedzi

  • 2 tygodnie później...

A ja sobie akurat bardzo cenię elektryczny okres Milesa. Daleko mi do entuzjastycznego podejścia do tzw. "fusion", ale propozycja Milesa wydaje mi się jedną z lepszych. I co ciekawe, jeśli wracam do Milesa do raczej do tego okresu z jego twórczości (mimo że słucham przede wszystkim akustycznego jazzu). Takie boxy jak Complete On The Corner albo Complete Jack Johnson to dla mnie doskonała sprawa. Być może jestem fanem takiego transowego zapętlenia, jakie w owym okresie uprawiał Miles. Dziwi mnie, że owe "komercyjne" jak się wydawało przejście do grania elektrycznego przyniosło takie, niespodziewane chyba efekty. W tej muzyce jest naprawdę dużo poszukiwań, a to że często nietrafionych, to inna sprawa (odpowiada mi również podejście że "błąd" jest częścią całości). Wracając do "komercyjności", jeśli dobrze pamiętam te elektryczne płyty sprzedawały się bardzo dobrze - wydaje mi się to nieco dziwne biorąc pod uwagę ich ciężar gatunkowy. Nie jest to muzyka przyjemna w odsłuchu jak "Kind of blue". Przeciwnie, to narkotyczna wycieczka do kresu nocy. No i w końcu Miles do tego kresu doszedł, to też słychać.

Acha, polecam jeszcze Complete in the Montreux. 20 płyt, przy czym niektóre udowadniają że i w latach 80 Miles grywał ciekawie. Na pewno bardziej świadczą o tym koncerty niż przeprodukowane albumy.

Czytam tak ten wątek i dochodzę do wniosku, że mało mnie obchodzą szczegóły życiorysu tego twórcy, ani też to, że był rzekomo przeciętnym trębaczem, ani to, że był/jest przereklamowany. Dla mnie liczy się to, co płynie z głośników, a nie otoczka, często przekłamująca rzeczywistość. Słucham jego muzyki od co najmniej 20 lat (oczywiście nie zawsze mam fazę na jego twórczość) i nie zmieniam zdania, że był innowatorem z otwartym łbem. Wciąż jest jednym z najtrudniejszych do zaszufladkowania twórców jazzowych i okołojazzowych. Choć bardzo cenię granie free, szanuję również Davisa za jego powściągliwość do tego nurtu w jazzie. Mimo, że mocno krytykował poczynania Colemana, Coltrane'a czy Taylora, wątki free wniknęły w pewnym stopniu w jego muzykę i to sprawia, że częściej sięgam po sesje Bitches Brew, Jack Johnson, Cellar Door, niż po albumy z lat 50, czy 60-tych. Przyznam, że w latach 80-tych niewiele już wniósł do rozwoju muzyki. Z tego okresu lubię chyba tylko We Want Miles, Star People i Aurę.

Z okresu 1969-1975 Milesa cenię sobie ten znakomity groove dostarczany przez drummerów (de Johnette, Foster i inni, także perkusiści jak Mtume) i basistów (Henderson, Holland) na takich płytach jak Agharta czy B.Brew.

 

Kompozycje, jak w przypadku Agharty i Panagei, podpisywane są często przez Davisa acz są to de facto długie improwizacje pod jego kierunkiem.

 

Ktoś kiedyś napisał że gdyby po powrocie Miles jeszcze raz miał pchnąć jazz w jakimś kierunku to byłaby to fuzja z hip-hopem, ale w latach 80. mistrz już darował sobie pchanie tej taczki...

^hazardzista5

 

dla niewtajemniczonego:

płyta "wiadomo co" = Kind of Blue

w praktyce każdy co-bardziej-osłuchany-w-muzyce-Davisa meloman ma pewnie inne, bardziej lubiane pozycje, natomiast tym "pomnikowym" dziełem, stawianym na czele jazzowych rankingów popularności i mającym najwięcej wydań różnej maści jest właśnie ta płyta z roku 1959.

>Płyta Doo Boop dowodzi,że zmieżał w kierunku hip hopu.

 

Termin hip-hop narodził się chyba nieco później, niż płyta Doo Boop. Nagrywając Doo Boop, Davis pobłogosławił fuzję rapu z jazzem. W latach 90-tych, za hip-hop uważano właśnie funk-jazz wymieszany z rapem. Teraz hip-hop zastąpił słowo rap.

Mistrz pozostawał otwarty, o czyn najlepiej świadczy cover utworu Michaela Jacksona (także zdaje się Cindy Lauper) oraz umówiona już sesja z Prince'm na którą Miles był bardzo napalony> O Prince'sie:) mówi w swojej Autobiografii, zdaje się że Prince był dla niego natchnieniem na miarę Jimmiego Hendrixa 20 lat wcześniej. Miał też tę sesję z raperem - nie wiadomo co z tego wyszło bo mixu dokonano już po śmierci Milesa, zdaje się że raper decydował co i jak się ukaże na płycie!, sesja była niedokończona, płyta nie zaakceptowana przez nieboszczyka, który owszem i hip hopu spróbował!(początki hip hopu datują się gdzieś circa 1970r.)

>(początki hip hopu datują się gdzieś circa 1970r.)

 

Rzeczywiście, choć co go różni od rapu w sensie muzycznym, to już chyba trudniejsze do wychwycenia. Moja wcześniejsza wypowiedź, choć w dużym stopniu błędna oparta była na naszym polskim podwórku, gdzie termin hip-hop zaistniał dopiero w latach 90-tych.

A ja tak się zastanawiam (nad tymi Wami, którzy twierdzą, że "KoB" nie jest ich ulubioną płytą Davisa, bo go lepiej poznali i sztampa ich już nie dotyczy)- czy z ręką na sercu, przed samym sobą, też tak sądzicie? Oczywiście, rozumiem wartość zmiennego szeregowania tej pozycji w czasie prywatnego rozwoju, ale czy, koniec końców- faktycznie uważacie, że są Davisa płyty lepsze? Oczywiście, pytanie jest prowokujące i aż się prosi, żeby powiedzieć "tak", aczkolwiek...ja mówię wprost i zaklinam się, że szczerze- nic lepszego firmowanego Davisem nie istnieje. Kropka.

Wasylak,

 

Całej twórczości Davisa nie da się wrzucić do jednego gara i wybrać najlepszą płytę. Ale jeśli mówimy o najbardziej ulubionych, to dla mnie jest to jednak Bitches Brew.

@Wasylak

 

Nachodzi mnie myśl, że płyta w jazzie to nie jest coś jak płyta w rocku, wielki artysta jazzowy nagrywa w swojej karierze zwykle znacznie więcej płyt niż jakaś megagwiazda rocka, przy tym niejednokrotnie te płyty - mimo że to tytuły regularne, nie składankowe - są kompilowane z 2-3 sesji w różnych składach... Dlatego zaczynam się skłaniać do rozpatrywania OKRESÓW twórczości raczej niż pojednyczych płyt, zwłaszcza właśnie Milesa, Coltrane'a...

 

Ani Kind of Blue, ani okresu sekstetu nie uważam za ulubiony, z ręką na sercu.

 

 

Wracając do tematu - świetne są te koncertowe nagrania Lincoln Centre (?) dokonane przez Milesa u samego zarania drugiego kwintetu, jeszcze z wywalonym wkrótce poprzednikiem Wayne'a na saxie. Cały zespół z wielką mocą-świeżością drąży starszy repertuar Davisa. Jest rok bodaj 1964.

Hmmm...

Panowie- dziękuję za opinię i właściwie, tak dla żartu, mógłbym powiedzieć: -I tak Wam nie wierzę!

nie, szanuję, przyjmuję i nie polemizuję. Jedynie dodam, że dużo czasu zajęło mi uwalnianie się spod czaru tej płyty i dopiero po wyjśćiu z tej "chmurki" (ile w tym jest wspomnień z okresu pierwszych zauroczeń jazzem, a ile- "obiektywnej" klasy dzieł, nie wiadomo), wracam w pełnym przekonaniu, że nic się nie zmieniło. I KoB jest dalej numerem 1. Oczywiście, jeśli chodzi o Davisa:)

Cóż Panowie, Miles nagrał wiele wartościowych płyt i Twój zestaw Babnanmoon jest znakomity.

 

Wasylak, jest wątek nieopodal, w tym roku zaczęty, który ten tu oto poniekąd plagiatuje, tam wiele osób wskazuje ulubione płyty Milesa, a organizator plebiscytu jakoś zapomniał podliczyć głosy:)), może Cię zainteresować.

Chyba o to chodzi, żeby każdy wybrał z tej przebogatej twórczości Davisa, to co go najbardziej fascynuje i "przekonuje"... a w zależności od nastroju, osłuchania, wieku, wszystko się zmienia, przewartościowuje.

Tak czy siak jego muzyka ma ogromny wpływ na twórczość innych znakomitości...

...właśnie słucham Jamesa Blood ULMERa "Black Rock" i "Are You Glad To Be In America?" i mam nieodparte wrażenie, że Davis odcisnął swoje piętno na tych płytach - oczywiście chylę czoła przed oryginalnością ULMERa, ale jednak...

Oczywiście!

i to nie tylko w zależności od wieku i nastroju, od pory dnia (nocy),pory roku nawet, czy towarzystwa, warto mieć różne oblicza Milesa pod ręką, by wybrać to, najlepiej pasujące do danego kontinuum czaso-przestrzeni.

@Bananamoon

 

Może szkoda że Miles - jak niektórzy inni twórcy - nie napomknął które swoje prace osobiście ceni szczególnie wysoko (tak jak zwartościował miejsca w których mu się najlepiej gra - Norwegia, Polska...)

 

Wpłynął na wielu, no i jak mało kto wychował całe zastępy absolwentów i to słynnych absolwentów swoich zespołów. Ale sam też czerpał jak się wydaje pełnymi garściami.

Jakew, 24 Lut 2009, 13:47

>Wpłynął na wielu, no i jak mało kto wychował całe zastępy absolwentów i to słynnych absolwentów

>swoich zespołów. Ale sam też czerpał jak się wydaje pełnymi garściami.

 

Otóż to; na szczęście jeśli "czerpał" nie naśladował wprost; dzięki swojej "otwartości" i zmysłowi "puzzlowości" potrafił połączyć wiele fascynacji muzycznych i nadać im swój osobisty, często zahaczający o geniusz, nowy charakter.

No i miał szczęście, że w Jego zespołach grali Ci, "którzy grali" (z małymi wyjątkami)...

Spory będą zawsze; dlaczego był taki, dlaczego nie taki, kto pierwszy zagrał jazz-rock, czy Soft Machine, czy Davis, czy... wiele książek, opracowań, dyskusji, sporów.....

Ja bardzo lubię Jego Muzykę - słuchajmy!

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.