Skocz do zawartości
IGNORED

Elektrostaty czyli wszystko o słuchawkach i wzmacniaczach elektrostatycznych.


johny

Rekomendowane odpowiedzi

Baele

Pisz natychmiast co się dzieje, zaraz Ci wytłumaczymy co masz słyszeć i co źle robisz :)

Jeśli sądzisz, że elektrostaty nie są najlepszymi słuchawkami na świecie (szczególnie MK I) to już my Cię "naprawimy" :)

A tak serio, to naprawdę jestem bardzo ciekaw Twojej opinii, szczególnie, że obserwowałem jak wyprzedajesz prawie wszystkie zabawki. Potem sam napisałeś, że kupujesz Staxy.

Sądziłem, że to ruch dobrze zaplanowany.

Pozdrawiam

Włodek

brzmienie jest zbyt słodkie, zmiana źródeł, okablowania niewiele daje - widocznie "ten typ tak ma"

 

mój błąd, że ich nie posłuchałem, ale z drugiej strony - nie miałem gdzie :-(((

Żyj chwilą! Przyszłość i tak jest nieznana...

Baele

Po pierwsze - daj sobie trochę czasu. Pierwsze wrażenie też miałem takie, chciałem wszystko natychmiast odesłać.

Po drugie - może potrzebujesz modelu 009 aby mieć więcej szczegółów.

Po trzecie - wszyscy w tym wątku się nawzajem zapraszają więc warto czasem pojechać do kolegi, nawet na cały dzień i posłuchać. Chyba, że mieszkasz w innym kraju.

Po czwarte - mam od roku oba modele: 009 i MK I. Nie sprzedałem dynamików i czasem do nich wracam. Poza tym do dziś nie wiem, które Staxy wolę 009 czy MK I. Ale jedno jest pewne - Staxy to wspaniałe słuchawki i słucham na nich 95% całego czasu poświęconego na zestaw słuchawkowy. Więc się zastanów zanim zrobisz jakiś gwałtowny ruch :)

To najlepsze ze starych Staxów słuchawki. Baele słuchaj kolegów wyższe napięcie i grają bajecznie!

Duże osiągnięcia pojawiają się wyłącznie wtedy gdy oczekiwania są duże

Baele

Faktycznie Rafaell dobrze prawi, może wystarczy zmiana z RCA na XLRy jeśli Twój CD (tak jak mój) gra dwa razy głośniej/mocniej przez XLRy ?

Może to śmieszne, ale dla mnie różnica jest dramatyczna.

No nie! myślałem o wyższym napięciu polaryzacji słuchawek! To ze po XLR ach masz lepiej to tylko dobrze świadczy że w klockach audio masz dobrze w pełni zbalansowany standard :)

Duże osiągnięcia pojawiają się wyłącznie wtedy gdy oczekiwania są duże

Oj koledzy, próbowałem i po XLR-ach (zresztą kable Rafaella :-) )

 

Może mam/miałem zbyt duże oczekiwania w stosunku do tego zestawu.

 

Jeszcze sobie posłucham, ale chyba Włodek ma rację - moja droga to raczej SR-009 (przynajmniej opierając się na tym co niektórzy z entuzjastów Staxów pisali)

Żyj chwilą! Przyszłość i tak jest nieznana...

Panowie,

 

nie mieszajmy Koledze Baele. Zmiany napięcia i tak nikt w 717 nie zrobi. Poza tym będzie tylko głośniej i nieco lepiej, jednak sygnatura staksowej Omegi MK1 pozostanie.

 

Baele, tak jak Włodek napisał, daj im szansę co najmniej przez tydzień.

 

:)

Baele

Oczywiście, że Twoja droga to 009, a potem . . . . powrót do MK I :)

Daj Boże, aby był nowy wzmak w tym lub przyszłym roku od Staxa albo zestaw LRT + końcowka/i mocy - możesz iść tą drogą.

Dalej ew. możesz szukać starych SR-Omeg albo wzmaka T2.

Stamtąd już całkiem blisko jest kolega Orfeusz.

itd. :)

Recenzja z dawnych czasów, ale chyba wciąż aktualna

 

 

 

Stax Omega II w konfrontacji z duetem Grado RS-1, ASL Twin-Head

 

W życiu każdego audiofila żądnego wrażeń pojawia się taki dzień, w którym jego ukochany, wypieszczony systemik staje naprzeciw wroga gotowego go miażdżyć i poniewierać jego opinię. A że wścibski ze mnie audiofil, przeto zwęszywszy (całkiem przypadkiem) grubą zwierzynę, wytropiłem przebywającego przez chwilę w Krakowie słuchawkowego króla królów i wyżebrałem od kolegi Patryka jego kilkugodzinny odsłuch na gruncie firmy Nautilus. Dzień był tak niefortunny jak to tylko możliwe, bo zajęć zawodowych istna moc była, ale co tam, taka okazja raczej się nie powtórzy, w każdym razie nieprędko, przeto zostawiwszy diabłom robotę, spakowałem graty i w te pędy pognałem na odsłuch.

Tym to sposobem wychwalany powielekroć przez Rykę grubaśny T-H wespół z równie wynoszonymi przezeń pod niebiosa, jaśnie wielebnymi Grado RS-1 stanęli z nieco niewyraźnymi minami naprzeciw samego mistrza świata - Staxa Omegi II. Bo mówcie sobie co chcecie i co chcecie sobie myślcie, ale Stax Omega niewątpliwie dzierży teraz ten tytuł. Dawny mistrz - Sennheiser Orfeusz - lata już temu odszedł na emeryturę i chociaż w audiofilskim świecie wciąż uchodzi za niedościgniony wzorzec, to na rynku istnieje jedynie z bardzo nieczęstej drugiej ręki i pozostaje najczystszej wody efemerydą, podczas gdy Staxa po prostu idzie się i kupuje, o ile oczywiście macie do dyspozycji wolne 4 tysiące euro i na niego właśnie chcecie je wydać.

Słowo teraz o systemowych ubrankach i osprzęcie. Stax był w stroju roboczym, czyli tak, jak go sprzedają, a nie myślcie sobie, do tych słuchawek można kupić wiele innych wzmacniaczy, spośród których lampowy Singlepower ES-1 uchodzi za najlepszy i podobno w dowodnie znaczącym stopniu doskonali ich brzmienie. O jego posłuchaniu nie ma jednak co marzyć i nawet nie wiem, czy jest chociaż jeden po tej stronie Atlantyku. Może i jest, ale się sobą nie chwali. W każdym razie to wyjątkowo rzadki okaz. Niewiele mniejszą, o ile w ogóle mniejszą, renomą cieszą się sławetny hybrydowy Blue Hawaii oraz RudiStor Egmont Signature - zbalansowany lampowiec z Włoch. Mnie natomiast dane było słuchać jedynie fabrycznego Staxa w wersji tranzystorowej, która to wersja jest przez przeważającą grupę znających temat uważana za od fabrycznej lampowej lepszą, zwłaszcza w aspekcie ilościowym basu, ale także i pod względem spektrum dynamiki.

Dla odmiany pretendent -Twin-Head - był na bardzo solidnym dopingu, na który złożyły się niemałe przeróbki jego wnętrzności, w postaci złoconych, ceramicznych gniazd lamp, lepszego potencjometru, bocznikujących kondensatorów auricap oraz lepszych gniazd RCA, gniazd słuchawkowych i oporników. W sukurs tym przeróbkom szedł komplet użytych lamp, całkowicie odmienny od fabrycznego. Muszę być rzetelny, przeto uszczegółowię lampową tematykę, krocząc za ścieżką sygnału: KT66 Valve Art (wierna kopia, ale tylko kopia, legendarnych KT66 G.E.C.), ECC83 Mullard M8137, wąskobazowe 5AR4 General Electric, E188CC(7308) Mullard i na koniec 2A3 Full Music "Mesch" (wersja gold).

Zaznaczmy, że żadne z powyższych lamp nie są słabe, a obie pary małych triod są nawet bardzo wybitne, niemniej wymiana 5AR4 na Philips Metalbase i 2A3 na AVVT albo Emission Labs na pewno znacząco poprawiłyby brzmienie. Trzeba też zaznaczyć, że 5AR4 i E188CC były dojmująco niewygrzane, niemniej i tak lepsze od swych poprzedników.

Uparty dłubacz z dużą gotówką mógłby jeszcze wymienić w T-H transformatory na anamorficzno-rdzeniowe i ulepszyć jego wewnętrzne okablowanie. Mógłby też kupić cholernie drogie teflonowe podstawki lamp i absurdalnie kosztowne magnetyczne zawieszenie całości. Nie ma się jednak co chować za niedokonane przeróbki i nie najdoskonalsze lampy, wszak Stax też mógłby mieć do towarzystwa Singlepowera. W każdym razie cenowo oba systemy słuchawkowo-wzmacniaczowe są bardzo blisko siebie, toteż nie ma żadnej taryfy ulgowej - walczymy w tej samej wadze.

Nie da się ukryć, przed taką walką uginają się nogi i puls skacze jak rozwścieczony Kaczor Donald, ale co robić, walka musi się odbyć - przecież sam tego chciałeś. Wchodzimy zatem do ringu, a tam czeka już bezlitosny sędzia w postaci najnowszego, topowego SACD Accuphase PD -78, o krwawych (czy, jak się upiera Harvi, bursztynowych) ślepiach. Podpinają do niego obu zawodników naraz - Staxa symetrycznymi XLO Limited, a T-H o przeszło połowę tańszą Tarą Air1 (oczywiście RCA, bo on inaczej, biedaczek, nie umie).

No nic, pora zacząć brać w skórę. Na początek aplikuję złocistemu sędziemu "The Dark Side of the Moon" w wersji SACD, żeby jakość muzycznego materiału była odpowiedniej rangi. Ubieram z nabożeństwem mistrza świata i z pokorą słucham. Ach, jakiż on jest wygodny! Wielkie muszle delikatnie otulają uszy, bo poduszeczki obszyte najwyższej jakości skórką są bardzo mięsiste i bardzo miękkie. Same muszle są przy tym lekkie i wspaniale się układają. Za komfort niewątpliwie należy mu się złoty medal i Grado zostają zdystansowane. Ale przecież nie to jest najważniejsze, aczkolwiek niewątpliwie ważne - najważniejszy jest dźwięk. Jaki jest napisałem już w tytule, ale teraz trzeba to należycie z szacunku dla mistrza rozwinąć.

A więc jest tak; Stax każdy muzyczny materiał usiłuje uprzestrzennić i prawie zawsze wspaniale mu się to udaje. To niewątpliwie najlepsza audiofilska aparatura uprzestrzenniająca jaką słyszałem, w porównaniu z którą idący też w tym kierunku Sennheiser HD 650, to szczeniak. Owo uprzestrzennienie wywołuje niekłamany zachwyt i jest wprost oszałamiające. Pinkfloydowe pieniądze sypały się zewsząd i szkoda jedynie, że w życiu tak nie ma. Puszczony z kolejnej płyty fortepian Cziffry rozwinął się pięknie na długość i popłynęły z niego wielowymiarowe dźwięki. Właśnie - popłynęły, jako że muzyka z Omegi nie sypie się, nie skrzy, nie wybrzmiewa, nie wali, tylko płynie. To jest niewątpliwie spokojna prezentacja relaksująca, ale na jakim poziomie! Pisałem o AKG 701, że stoją pod znakiem relaksu; no więc Omega też, tylko o jakieś dwie a może i trzy klasy wyżej. Po prostu bajka i degustowanie najwspanialszych specjałów. Te zaś są głównie deserowej natury, zdobnej słodyczą, lekkością i zachwycającym aromatem.

Złocistokremowa mgiełka wypełnia zjawiskową przestrzeń, którą Stax dla nas wyczarowuje całkiem z niczego, bo przecież na innych słuchawkach jako żywo jej nie uświadczysz. Aplikuje następnie tę baśniową aurę w nasz mózg, całkiem go niemal oszałamiając. W sukurs temu uprzestrzennieniu nadciąga drugi największy atut japońskiego elektrostatu - spójność przekazu. W muzycznej przestrzeni nim uczynionej nie ma luk, nic nie ucieka, ani się po kątach nie chowa; wszystko brzmi jednospójnie i jednoklarownie. Towarzyszy temu kultura przekazu na miarę Platońskiej Akademii i subtelność na miarę płócien Rafaela. Górne rejestry są oszlifowane u najprzedniejszych amsterdamskich szlifierzy drogich kamieni, a jednocześnie szczegółowość i głębia muzycznego wniknięcia okazują się iście powalające, zwłaszcza zaś to drugie, jako że szczegółowość raczej wtapia się w całość niźli szuka dla siebie akcentowanej ekspozycji. Szczegóły po prostu są - są gdzieś tam - przeważnie tam, gdzie właściwe ich miejsce, czyli odrobinę w cieniu. A wszystko to razem składa się na czarowanie, zachwycanie, szybowanie, szał…

Nakadziłem tym Staxom jak zawodowy kapłan-kadzielnik, nie ma co, i zdać by się mogło, że mój system całkiem nie ma już w tym towarzystwie nic do roboty, wszelako w tej kadzi kadzeń jest też i miejsce na łyżkę dziegciu. Otóż Stax nie ma basu. To znaczy tak w ogóle, to ma, ale przy Grado, to trochę tak, jakby nie miał. Jeżeli wersja lampowa wzmacniacza ma go jeszcze mniej, to musi być z nią pod tym względem rzeczywiście krucho, bo ta niby lepsza - tranzystorowa - zupełnie pod tym względem nie imponuje. Bas jest tutaj schowany, drugoplanowy, ogładzony, potulny, salonikowy. W niektórych utworach się nawet pojawia, by jednak z innych zwodniczo umykać. Basowe tło płyty Cohena przygasło, a punktowe, twarde uderzenia w bęben owinęły się kocem. Cienki ten koc był po prawdzie, niemniej skutecznie łagodził uderzenia, a to akurat nie jest w tym przypadku przedmiotem pożądań ani treścią realizmu. Tak więc wysoka kultura chwilami wyradza się tu w zbyteczną układność, a szlachetne wino zatrąca cienkuszem.

Zostanę na chwilę przy Cohenie, a konkretnie przy 5 i 7 utworze z płyty "Ten New Songs", które od dawna służą mi za materiał porównawczy. Głos artysty na Staxach jest przyjemniejszy, ale jakby z przedwojennej piosenki - zdecydowanie brak mu emocjonalnej głębi, która towarzyszy prezentacji Grado. W wykonaniu tych ostatnich Cohen jest smutny, zadumany, cierpiący, a na Staxach tylko sobie śpiewa. Ładnie śpiewa, o ile ktoś go lubi, ale prawie nic poza tym. I dużo to, bo śpiewa oczywiście zjawiskowo uprzestrzenniony, ale i mało zarazem, jeśli wziąć pod uwagę emocjonalny wydźwięk, którego tu nie ma. Hmm…W staxowej kadzi kadzeń są jeszcze niestety i inne dziegcie. Bo proszę szanownej gawiedzi biorę ci ja do odsłuchania wiolę basową solo Jordi Savalla, i co się okazuje? Stax postanowił swoim zwyczajem także i ją uprzestrzennić, w efekcie uzyskując kilka wiol częściowo na siebie nałożonych. Głupie uczucie, zwłaszcza jak się słucha bezpośredni po Grado, bo tak, to może byśmy nawet i nie zauważyli. No i barwa tej wioli, a takoż i emocje, które rodzi, są na Grado dużo bardziej spektakularne, dojmujące, trafiające w istotę. Taaak…

Co dalej? Dalej słucham sobie skrzypiec z orkiestrą na XRCD i parę kawałków Vangelisa, fragmentu opery i na chwilę jeszcze raz wracam z Pink Floydami na Księżyc.

Dobra, mam już całościową opinię, chociaż po trzech godzinach słuchania w obcych warunkach nie może być ona ostateczna i tak ugruntowana, jak po tygodniowej zabawie w przydomowym ogródku. Ale takiej zabawy nie będzie, toteż ta musi wystarczyć. Nie ma się jednak co użalać; systemy zagrały tak odmiennie, że chyba niewiele można by już dodać.

Jest jak następuje: Grado grają głównie pierwszym planem, w zdecydowanie mniejszej przestrzeni i bez uprzestrzenniania wszystkiego (a już tym bardziej na siłę), niemniej dźwiękiem bardzo żywym i topologicznie bardzo bogatym. Grają też w krystalicznie czystym powietrzu, potrafiąc srebrzyste tony skrzypiec i emocjonalnie zaangażowaną wokalizę okrasić potężnym basowym dołem, w porównaniu z którym Stax kopie tylko niewielkie, zgrabniutkie i starannie umiejscowione dołeczki. Grado, w każdym razie, to nade wszystko nie jest jakieś tam relaksujące brzmienie. - Są pełne niepokoju, błysków nagle wyłaniających się z mroku, ostrości, warczenia i zła. Tak, przecież świat, także muzyczny, bywa zły. I tego właśnie zła w Staxach się nie doszukasz, bo to jest fantastyczne kino domowe 3D (chociaż bez subwoofera), w którym właśnie leci bajecznie kolorowy, wieloplanowy i cudnie nagrany melodramat z obowiązkowo dobrym zakończeniem. Całkowity brak krwi i poszarpanego ciała, zaczem panie powinny być bardzo zadowolone. A ja? Nie jestem panią, niemniej nie mam złudzeń, w tym brzmieniu Staxa można się zakochać od pierwszego wejrzenia i kochać się bardzo, bardzo długo. Jestem przekonany, że w plebiscycie Stax z moim systemem by wygrał, może nawet miażdżąco. Pytam przeto samego siebie: gdyby ci dano możliwość wyboru, z czym byś do domu powrócił?

Nie mam natychmiastowej odpowiedzi, gorzej, wybór jest cholernie trudny. Gdyby porządnie włożyć się w tą staxową złocistą nadprzestrzeń, pewnie trudno byłoby bez niej żyć. Z drugiej strony, kiedy zakładam po nich Grado powietrze się zdecydowanie oczyszcza, emocje zewsząd napływają, a pierwszy plan staje się zdecydowanie klarowniejszy. Na Staxach po Grado wydaje się jakiś taki stłamszony, niewyraźny i trochę bez życia, ale w zamian ta dal, ten kunsztownie wyrzeźbiony, wkomponowany w całość i oświetlony detal, ta słodycz...

Może najsłuszniej będzie powiedzieć, że w prezentacji Staxa na płycie Pink Floyd sypią się z każdej strony złote monety padające na dywan, a w prezentacji Grado - Twin-Head monety są srebrne i wpadają do metalowej misy. Wiadomo, wszyscy chciwcy wolą złoto od srebra, a dywan jest od misy większy, ale w misę można sobie jeszcze pobębnić, albo wina w nią nalać, a dywan trochę się kłaczy i gorzej słychać na nim kroki skradającego się mordercy. Z drugiej strony, to jest jednak latający dywan…

Ja mimo wszystko wybieram srebro, ale mam zarazem ogromny szacunek dla tej złotorodnej przestrzenności. Jak oni ją zrobili? W każdym razie genialnie im wyszło. I gdybym miał komuś doradzać wybór, to poza hard-rockowcami każdemu innemu poleciłbym Staxa. Tak jest po prostu o wiele bezpieczniej, a poza tym w kategoriach absolutnych, lub mówiąc po boksersku - na punkty, wygrywa Stax. Sądzę, że ma więcej atutów. Niemniej siedzę teraz w domu, Staxa nie mam, słucham swojego systemu i ani trochę mi tego Staxa nie brak. Dodam nawet, że z jego posiadaniem bym się raczej ociągał, bo stale słuchając go na przemian ze swoim lampiszonami pewnie bym zwariował. A poza tym fajnie jest stale coś dokupować, kolekcjonować lampowe eksponaty, obserwować zachodzące postępy w brzmieniu, rozmyślać o innych topowych słuchawkach, jak też zagrają, słowem, bawić się na całego i bez końca. Tego wszystkiego ze Staxem bym nie miał, bo nie stać mnie na inny do niego wzmacniacz, na który trzeba by wyłożyć za jednym zamachem minimum 3500 euro (RudiStor) i już oczywiście przy nim na bardzo długo pozostać. Chociaż do Rudiego to przynajmniej lamp można by lepszych szukać, zresztą do Singlepower też i nawet do Blue Hawaii, tylko że te dwa ostatnie to już całkiem abstrakcyjne pieniądze kosztują.

Ale czy to nie jest, zauważcie, dziwaczne, że te dwa opisywane przeze mnie, niewątpliwie high-endowe, systemy są takie odmienne? To gdzież jest w takim razie ten złoty Graal audiofilizmu? Ale ja wam powiem, system Waszczyszyna grał lepiej niż Stax i Ryka wzajemnie spotęgowane. To była istna orgia obecności tam gdzie grają, a to są tylko posunięte aż do wyuzdania namiastki. Specjalnie miałem ze sobą płytę "Carlos V" Savalla, z której Waszczyszyn puszczał "Fanfarria" na cześć wspaniałego monarchy, największego z Habsburgów. Nie da się ukryć, że u niego lepiej zabrzmiały, tak gdzieś o klasę. Było czyściej i realniej.

Teraz jeszcze kilka drobiazgów.

Ku memu zaskoczeniu nie ma różnicy w szybkości dźwięku, może nawet Grado są szybsze. Także szczegółowość mają bardziej wyeksponowaną i są nerwowe, jakby właśnie łapały muchy i to kilka na raz. W porównaniu z nimi Stax wygodnie leży rozparty na sofie i przerzuca kolorowe czasopisma o najwyższej jakości druku. Wypoczywa. Wolny niemalże od emocji, rozsmakowany w nieróbstwie i cały szczęśliwy.

Kiedy się jednak podmienia jedne słuchawki drugimi nie tyka nas boleść, ledwie kilka sekund i już jesteśmy wdrożeni w nowy styl prezentacji, chłonąc jej urok. (Tak w każdym razie mam ja.) Słuchający ze mną przez chwilę miły kolega z Nautilusa (Patryk, niestety, musiał pojechać na instalację) wyraził ubolewanie, że nie jest możliwa synteza obu systemów. Też tak sądzę. Może Staxy z Singlepowerem tak grają, może Orfeusz?

Z całą pewnością korzystna byłaby zamiana interkonektów, w każdym razie gdyby dążyć do brzmieniowego zbliżenia. Tara jest wszak zdecydowanie ostrzejsza i bardziej dosadna od miodopłynnego XLO.

Dziwna rzecz, ale słuchając teraz Cairna wcale nie czuję tęsknoty za Accuphase. Jasna sprawa, puszczona na zwykłym odtwarzaczu tradycyjna ścieżka "The Dark Side" do tej SACD nawet się nie umywa, ale zwykłe płyty? Accuphase jest od Cairna na pewno jaśniejszy i niewątpliwie w każdym aspekcie ciut lepszy, ale ile tego będzie? - 5, w porywach może jakieś 10 procent. I tylko tyle za trzy razy wyższą cenę? Forsą ciężką mieć by trzeba i wielką wolę poprawy brzmienia całkiem bez zwracania uwagi na koszty, by się za takie upgrady brać. W każdym razie Wadia (także jaśniejsza) zrobiła na mnie nieco większe wrażenie, niemniej nie było bezpośredniego porównania i te me wynurzenia musicie traktować z przymrużeniem oka i jako całkowicie niezobowiązujące, bo takie niebezpośrednie gdybanie bywa wielce mylące. Tak, czy owak, na tle różnic pomiędzy słuchawkami różnice pomiędzy odtwarzaczami są małe jak żuczki.

Trzeba jednak powiedzieć i coś na obronę szczytowego odtwarzacza sławnej marki. Kiedy skończyłem pisać powyższy tekst przejrzałem trzy niezależne recenzje Omegi zamieszczone w marcowym numerze pisma "Audio Video" z 2004 roku. (Kiedyś je już oczywiście czytałem, ale teraz umyślniem od nich stronił, by się niczym nie sugerować.) Przeczytałem także świeżej daty fachowy opis p. Wojciecha Pacuły ze strony internetowej High Fidelity. I co? Okazuje się, żaden z czterech autorów nie odnotował tej zdumiewającej przestrzenności Staxów, która tak mną wstrząsnęła. Czyżby to Accuphase w jakiejś mierze ją generował? Trudno to stwierdzić w sytuacji, gdy nikt z recenzentów nawet się nie zająknął w jakim zestawieniu słuchał, a mnie z kolei nie udało się ich podpiąć do Cairna (choć był na miejscu), bo po prostu nie wystarczyło już na to czasu. I tak zarzuciłem arcyważne obowiązki (warte wielu Staxów i Accuphasów), by móc posłuchać choćby tyle. Z kolei Twin-Headowi i Grado Accuphase specjalnie niczego ciekawego nie przysporzył; rozjaśnił tylko brzmienie, co raczej niekorzystnie wzmogło mieszkającą w nich ostrość i podał wyśmienity, ale nie jakiś nadzwyczaj spektakularny sygnał. Kilka dni wcześniej słuchałem też przez chwilę odtwarzacza DP - 67 w zestawieniu z odpowiadającym mu ofertowo wzmacniaczem i kolumnami KEF 205. Ładnie grało, ale na mój gust trochę za ostro. Fortepian w każdym razie był wyraźnie ostrzejszy niż u mnie. Patryk tłumaczył, że to wina niewygrzania.

Nie ma natomiast wątpliwości; w kombinacji z Omegą i po kablach XLO Limited, Accuphase DP - 78 wyczarował spektakl porażający jakością i najwyraźniej te urządzenia doskonale do siebie pasują. Mariaż niewątpliwie godny rekomendacji.

Podsumujmy jeszcze sprawę w ujęciu plusów i minusów.

 

Zaletami systemu słuchawkowego Stax Omega II są:

- Jedyna w swoim rodzaju przestrzenność przekazu.

- Fenomenalna spójność sceny dźwiękowej.

- Najwyższa klasa w każdym, poza basem, aspekcie muzycznym.

- Tak zwana "neutralność" (liniowa charakterystyka) wprzęgnięta w przekaz o niebywale wysokim poziomie.

- Relaks w najlepszym wyobrażalnym wydaniu.

- Kultura i subtelność na miarę mistrzostwa świata.

- Kapitalne oddanie filigranowości i smaczków muzycznych.

- Szczegółowość pozbawiona nachalności.

- Łatwość podejmowania najcięższych wyzwań.

- Cudowne podciąganie słabszych nagrań.

- Symetryczność całego toru.

- Wygoda o stopniu rozpustnym.

- Najwyższa jakość wykonania, w tym niepodatny na uszkodzenia kabel.

- Bezkosztowa eksploatacja.

- Wykwintne opakowanie. (Metalowy kuferek.)

- Renoma marki.

 

A wadami:

- Nie posunięta do granic możliwości przejrzystość brzmienia.

- Tylko zadowalające oddanie emocjonalnego waloru nagrań.

- Niedostatki basowości.

- Ślad sztucznego ocieplenia.

- Raczej nie do ciężkiego rocka.

- Upgrade tylko poprzez zakup innego wzmacniacza, pociągający ogromne koszty.

- Niezbyt efektowna i niedopasowana do standardów gabarytowych obudowa części wzmacniaczowej.

- W opinii audiofilskich gremiów jednak za Orfeuszem.

- Bardzo kosztowny.

- Nie stworzył legendy.

 

 

Natomiast zalety sytemu Grado RS-1 plus zmodyfikowany ASL Twin-Head to:

- Krystaliczna czystość muzycznego medium.

- Fenomenalna ostrość obrazu

- Potężna dawka emocji.

- Plastyczność dźwięku.

- Oszałamiająca szczegółowość.

- Niezwykle realistyczna barwa.

- Ogromna dynamika.

- Wielka głębia brzmieniowa.

- Wzorcowa rozpiętość pasma.

- Dojmujący realizm.

- Przydatność do każdej muzyki.

- Łatwość upgradu, zwłaszcza poprzez zakup lepszych lamp.

- Możliwość zastosowania niezliczonej ilości słuchawek.

- Efektowny, hipnotyzujący wygląd.

 

Zaś wadami:

- Za mała scena.

- Wyczuwalna chwilami nerwowość membran.

- Z uwagi na brzmieniową pikanterię mierny walor relaksacji.

- W dużo większym stopniu konieczność oswojenia.

- Mniejsza spójność przekazu.

- Słabsze dalekie plany.

- Trójwymiarowość głównie w obrębie najbliższego otoczenia.

- Wynikające z charakteru sceny pewne ograniczenia reprodukcji wielkich składów orkiestrowych.

- Brak symetryczności.

- Mniejsza wygoda.

- Przeciętna jakość wykonania części wzmacniaczowej.

- Słabe lampy i nienajlepsze podzespoły przed tuningiem.

- Licha marka wzmacniacza.

- Na zakup trzeba dużo wydać.

- Wysokie koszty przeróbek i bardzo wysokie eksploatacji.

 

 

Na koniec zwyczajowo kilka wyimków z cudzych recenzji Omegi.

 

Ludwik Igielski

"Dla wielu wytrawnych słuchaczy i profesjonalistów tak kreowana estetyka brzmieniowa stanowi poziom odniesienia, porównywalny jedynie do dźwięku słuchanego na koncercie live."

 

Roch Młodecki

"Cechą, która pierwsza wyłania się podczas odsłuchu, jest ponadprzeciętna dynamika brzmienia. Swoboda, z jaką tworzone są poszczególne dźwięki, ich bogactwo i nieskończenie bogata paleta barw są doprawdy zdumiewające. Każdy szczegół i każde wybrzmienie są podane jak na tacy."

 

Filip Kulpa

"Bez względu na rodzaj wybranej amplifikacji Omega II odtwarza muzykę w sposób niesamowicie wywarzony i kulturalny. Te słuchawki nie powalają słuchacza na kolana już pierwszych taktach ulubionej muzyki, ich czar polega na tym, że im dłużej ich słuchamy, tym większe wyrafinowanie i finezję dostrzegamy w ich brzmieniu. W kategoriach ogólnych, odnosząc brzmienie Omegi do zakodowanych w głowie wzorców głośnikowych, powiedziałbym, że słuchawki te brzmią delikatnie, z pewnym dystansem, zwłaszcza w średnim zakresie pasma. Waham się przed określeniem tego typu prezentacji jako wycofanej (gdyby były to kolumny, tak bym ją scharakteryzował), wolę w tym przypadku słowo "oddalonej". Po paru godzinach odsłuchu nietrudno docenić, że takie - zapewne świadome - ułożenie równowagi brzmieniowej Staksów jest wysoce pożądane. Wgląd w nagrania jest tak nieskazitelny, że bardziej ofensywne potraktowanie średnicy mogłoby oznaczać pogorszenie komfortu odsłuchu i utratę tej niesamowitej finezji w kreśleniu najdrobniejszych detali…"

 

Wojciech Pacuła

"Nie popełnię wielkiej gafy, jeśli od razu powiem, że jest to najlepszy na świecie system do reprodukcji dźwięku na słuchawki. Niech mówią co chcą i kto chce, ale myślę, że tak właśnie jest. A słyszałem niemal wszystko w tej dziedzinie, a z "wierchuszki" chyba na pewno wszystko, co warto było posłuchać. STAX-y są po prostu i bezkonkurencyjnie najlepsze.

Owa zgodność ze sobą podstawy i harmonii w wykonaniu STAX-ów jest niebywała. W porównaniu z nimi większość, nawet bardzo drogich, dynamicznych systemów brzmi, jakby ktoś brudną szybę przetarł ścierą do podłogi i kazał patrzeć na miniaturowe obrazki - niby coś jest, może nawet sporo, ale trzeba się nagimnastykować, żeby wszystko dokładnie zobaczyć. W przeciwieństwie do tego japoński system umożliwia objęcie wszystkiego jednym, spokojnym rzutem oka."

 

 

Wnikliwy czytelnik łatwo odgadnie, że najbliższa moim odczuciom jest recenzja p. Kulpy. Dodam jedynie, iż mnie Stax oczarowuje już po niecałej minucie, więcej mu nie potrzeba. Nie wykluczam zarazem, że w innym zestawieniu gra on faktycznie "live" i niesamowicie dynamicznie. Mnie jednak ukazał się nade wszystko jako czarodziej - zjawiskowy magik-zniewalacz rodem spod góry Fudżi.

Baele posłuchaj sobie spokojnie. Albo Cie wciągnie albo nie :-) Nie każdemu taka prezentacja odpowiada. Ja też mlaskałem okrutnie przy MKII. Pozbyłem się ich beż żadnych oporów. MKI brzmieniowo poszły lekko w moje oczekiwania, lecz dalej czułem niedosyt. 009 to super wierne słuchawki i spełniają wszystkie moje wymogi , lecz niestety nie z firmowym wzmocnieniem. A to już, jak Włodek pisał sporo większy wydatek. MKI zawsze zachowają większość swojej ciemnej sygnatury i prezentacji muzyki z ,,dystansem,, bez względu na zastosowany wzmacniacz firmowy czy wyborny HEV90, czy LRT z wybranym wzmocnieniem. One tak maja i basta. Kochaj albo rzuć :-)

Posłuchaj 507. Grają podejrzewam w Twój gust, lecz nie maja takiej kultury przekazu, co MKI, ale ja osobiście je odbieram jako bardziej liniowe i co by nie pisać dużo bardziej prawdziwe.

 

Piotr napisał w punktach o wadach i zaletach MKI . 009 mają wszystkie zalety MKI,pozbawione ich wad z wyjątkiem ostatniej, co z czasem się może zmienić :-)

największym chyba problemem jest to, że moje aktualne dynamiki to niezbyt jasne Beyery Tp5 i jasne Ultrasone'y Ed.10. Jedne i drugie są zdecydowanie jaśniejsze od O2 MkI.

 

Ktoś się zapyta po kiego bata brałeś te Staxy? Odpowiedź jest bardzo prosta. 90% opinii mówi o tym, że to najlepszy zestaw do muzyki poważnej, do wokali. I pewnie gdyby o sam wokal chodziło to pewnie byłoby OK, ale z reguły jest jeszcze mniejsza lub większa "kapela" towarzysząca. W przypadku w/w dynamików nic nie ginie, słuchać dźwięczność uderzenia w strunę, wybrzmienia artykułów perkusyjnych, w przypadku O2 MkI jest wokal, ale ginie gdzieś cała reszta - momentami się zlewa w jedną plamę.

Żyj chwilą! Przyszłość i tak jest nieznana...

największym chyba problemem jest to, że moje aktualne dynamiki to niezbyt jasne Beyery Tp5 i jasne Ultrasone'y Ed.10. Jedne i drugie są zdecydowanie jaśniejsze od O2 MkI.

 

Ktoś się zapyta po kiego bata brałeś te Staxy? Odpowiedź jest bardzo prosta. 90% opinii mówi o tym, że to najlepszy zestaw do muzyki poważnej, do wokali. I pewnie gdyby o sam wokal chodziło to pewnie byłoby OK, ale z reguły jest jeszcze mniejsza lub większa "kapela" towarzysząca. W przypadku w/w dynamików nic nie ginie, słuchać dźwięczność uderzenia w strunę, wybrzmienia artykułów perkusyjnych, w przypadku O2 MkI jest wokal, ale ginie gdzieś cała reszta - momentami się zlewa w jedną plamę.

 

Coś tutaj nie gra. Omega II Mk1 to nie są ciemne słuchawki i wzmacniacz 717 też nie. Mk2 Owszem, ale Mk1 - nie. Słuchałem trzech egzemplarzy i żaden nie był ciemny. I nic się nie zlewało.

największym chyba problemem jest to, że moje aktualne dynamiki to niezbyt jasne Beyery Tp5 i jasne Ultrasone'y Ed.10. Jedne i drugie są zdecydowanie jaśniejsze od O2 MkI.

 

Ktoś się zapyta po kiego bata brałeś te Staxy? Odpowiedź jest bardzo prosta. 90% opinii mówi o tym, że to najlepszy zestaw do muzyki poważnej, do wokali. I pewnie gdyby o sam wokal chodziło to pewnie byłoby OK, ale z reguły jest jeszcze mniejsza lub większa "kapela" towarzysząca. W przypadku w/w dynamików nic nie ginie, słuchać dźwięczność uderzenia w strunę, wybrzmienia artykułów perkusyjnych, w przypadku O2 MkI jest wokal, ale ginie gdzieś cała reszta - momentami się zlewa w jedną plamę.

 

Daj znać na PW powiem co poprawić niewielkim kosztem.

Duże osiągnięcia pojawiają się wyłącznie wtedy gdy oczekiwania są duże

Coś tutaj nie gra. Omega II Mk1 to nie są ciemne słuchawki i wzmacniacz 717 też nie. Mk2 Owszem, ale Mk1 - nie. Słuchałem trzech egzemplarzy i żaden nie był ciemny. I nic się nie zlewało.

 

W mojej opinii MKI są ciemne, nie aż tak jak MKII lecz jednak są w mniejszym stopniu. Słuchałem 3 różnych modeli w 3 różnych systemach i na każdym z nich w mniejszym lub większym stopniu ich lekko ciemnawa sygnatura pozostawała. SR Omega także, choć już w najmniejszym, minimalnym stopniu, dopiero 009 pozbawione są tych manier.

O zlewaniu w MKI nie ma mowy lecz szczegół jest podany dość delikatnie ze słyszalnym łagodzeniem konturów ze wspaniała finezją. Bardzo kulturalne i ugrzecznione słuchawki :-)

Baele wiedziałem, że tak będzie:). Ale jak nie posłuchasz to się nie przekonasz. Moje odczucia z odsłuchu tego zestawu były bardzo podobne do Twoich. 009 mogły by Ci przypaść do gustu.

Coś tutaj nie gra. Omega II Mk1 to nie są ciemne słuchawki i wzmacniacz 717 też nie. Mk2 Owszem, ale Mk1 - nie. Słuchałem trzech egzemplarzy i żaden nie był ciemny. I nic się nie zlewało.

Według mnie nie gra coś z okablowania albo źródło, chociaż nie wiem co konkretnie i czy tylko jedna rzecz. Musiałbym wiedzieć co jakie jest.

Koledzy mają rację, że jak ich posłuchasz dłużej to jest szansa odkrycia w nich wyjątkowości brzmienia. Ale moim zdaniem pierwsze wrażenie zawsze pozostanie gdzieś tam w świadomości i będziesz myślał, że to jednak nie to. Dla mnie pierwsze wrażenie jest decydujące w kwestii akceptacji brzmienia słuchawek. Ale nie przesądza o ich zupełnym odrzuceniu. Jest jednak pewne, że poszukiwania nadal będą trwały. Tak było u mnie z Sony SA5000. Pierwsze wrażenia były nieciekawe ale potem zacząłem odkrywać sile strony tych słuchawek i było bardzo przyjemnie. Jednak wyobraźnia podpowiadała, że mogą gdzieś tam być słuchawki z silnymi stronami SA5000 i jednocześnie pozbawione ich słabości.

Na prośbę gospodarza wątku wklejam recenzję modelu 507, ponoć niektórym potrzebną

 

 

 

Stax SR-507

 

 

 

Oto świeżo wchodzące na rynek słuchawki ze sławnej stajni słuchawkowej japońskiego Staksa, będące nowym modelem szczytowym zapoczątkowanej jeszcze w 1979 roku serii Lambda. Tytułem historycznego przypomnienia nadmienić należy, iż początkowo była to seria modeli szczytowych, dopiero w 1993 roku zdegradowana do podrzędniejszej roli przez popisowy model SR-Omega, powołany do życia celem stawienia oporu Orfeuszowi od Sennheisera.

Lambdy i jeszcze starsze Sigmy zawsze cieszyły się dużym szacunkiem, a jedna z najstarszych wersji, Sigma z 1977 roku, jest przez niektórych opisywana jako najlepsze pod względem przestrzennym słuchawki w dziejach. Nie mając możności sprawdzenia tej sugestii, niczego na ten temat nie powiem i nie powiem także niczego na temat poprzednika obecnego lidera Lambd, modelu SR-404 Signature, ponieważ słuchałem go ledwie kilka minut i to ładnych parę lat temu. Jedyne, co możecie ze mnie w tej kwestii wydusić, to stwierdzenie, że są to bardzo dobre słuchawki. A jeżeli bardzo dobre, to następca powinien być jeszcze lepszy. Zapewne taki jest, ale od wyłożenia konkretnych przewag musimy się wstrzymać. Mogę natomiast odnieść nową Lambdę do niewiele starszej Omegi II MK2, czyli obecnego wyrobu flagowego Staksa. Mam go pod ręką i nie omieszkam celem porównawczym użyć. To oczywiście stawia przed przedmiotem recenzji dużo wyższe wymagania, bo przecież Omegi mają być lepsze już z samego założenia. Ale trudno, niech się ta nowa Lambda broni, wszak to w końcu niemal flagowy Stax.

 

 

Budowa i ergonomia

 

Lambdy tym się różnią od Omeg, że mają muszle podłużne a nie okrągłe. Nie inaczej jest w tym wypadku. Inna jest tylko barwa, bo poprzednie SR-404 były brązowe, a SR-507 są czarne. Dobrze, że kolor uległ zmianie, bo ów brąz zalatywał cokolwiek biegunką i krótko mówiąc, ładny nie był. Pozostał jednak nie tylko podłużny kształt, ale i surowiec, albowiem przetworniki nowych Lambd także są obudowywane plastikiem. Słyszałem narzekania na tego plastiku skrzypienie w modelu poprzednim, lecz w egzemplarzu którym dysponuję żadnego skrzypienia nie ma. Bezszelestnie i ze sporą siłą docisku układa się na głowie, dokładnie obejmując uszy podłużnymi, skórzanymi padami, o profilu lekko odginającym przetwornik na zewnątrz ku tyłowi, by stworzyć namiastkę odsłuchu kolumnowego.

Słuchawki siedzą bardzo solidnie i żadne, nawet gwałtowne, ruchy słuchacza nie są wstanie ich przemieścić. Można też dokonać regulacji wysokości zawieszenia; nietypowo, bo po stronie wewnętrznej pałąka. Za dużą siłę docisku odpowiada właśnie ów pałąk z tworzywa, niezbyt estetycznie zawieszony wysoko nad czubkiem głowy słuchającego. Sama głowa z kolei jest bezpośrednio obejmowana przez dość szeroką skórzaną obejmę.

 

Od strony estetyki i wygody nie jest to żadna rewelacja i model 507 pozostaje dość daleko w tyle za Omegą, ale żadnych wyraźnych pejoratywów też nie ma, choć plastik i trochę idiotycznie wysoki pałąk, to nie są zalety, zwłaszcza kiedy za słuchawki płacimy ponad cztery tysiące złotych.

Parę cierpkich słów wypada też niestety powiedzieć o opakowaniu. Składa się ono z tekturowego pudełka i styropianowej formy. Jak na flagową Lambdę, to chyba za mało, tym bardziej, że owa forma jest zaprojektowana byle jak, zmuszając do mozolnego i bardzo ścisłego upychania w niej kabla, dla którego przeznaczono o wiele za mało miejsca. W efekcie spakowanie słuchawek zabiera masę czasu, a tekturowe pudełko na pewno szybko się podniszczy podczas ewentualnych wojaży. Od razu przypomina się tektura od Grado, o którą jest tyle awantur, ale tam przynajmniej słuchawki można spakować błyskawicznie, a porządne drewniane pudełko dokupić.

 

Od strony technologicznej producent chwali się dwoma istotnymi udoskonaleniami. Kabel przyłączeniowy jest wykonany z miedzi 6N pokrytej srebrem, co ma poprawiać balans tonalny i ułatwiać transmisję szerokiego spektrum częstotliwości. Każdy z jego sześciu przewodów sam, tak nawiasem, okazuje się siedmiożyłowy. Przede wszystkim jednak udoskonalono budowę przetwornika, oprawiając go w doskonalszy sposób i wykorzystując do jego konstrukcji cieńsze tworzywo na membranę. Tym sposobem otrzymujemy nową Lambdę, jak zapewnia Stax – zdecydowanie najlepszą w historii.

 

 

Odsłuch

 

Szeroko znanymi zaletami słuchawek elektrostatycznych są szybkość dźwięku i jego nadzwyczajna precyzja. Niezwykła jest też szczegółowość i dbałość o każdy detal, a także otwartość przekazu i jego wyjątkowe nasycenie rozwibrowanym powietrzem. Tu nie tylko dostajemy dźwięk już gotowy, wyartykułowany w ostatecznej formie, ale możemy z łatwością obserwować, jak przemieszcza się on po scenie, jak się przeistacza, jak dochodzi do ostatecznej postaci i jak na koniec zanika.

Stale przywoływaną wadą elektrostatów jest natomiast pewien niedostatek basowości. Niektórzy zwracają też uwagę na pewną powierzchowność emocjonalną.

 

Powiedzmy na wstępie, że potwierdzenia bądź zanegowania tych cech będziemy poszukiwali przy użyciu wzmacniacza SRM-717, który wszedł już z produkcji, a był skonstruowany z myślą o pierwszych Omegach II, tych złotobrązowych. Jest to wzmacniacz tranzystorowy o wejściach zarówno symetrycznych jak i niesymetrycznych oraz dwóch wyjściach słuchawkowych typu „pro only”. W teście był spięty z podającym mu sygnał odtwarzaczem Cairn Fog V2 kablami symetrycznymi VOVOX tekstura.

O SRM-717 to jeszcze trzeba powiedzieć, że nierzadko spotyka się głosy, iż był konstrukcją niezwykle udaną, może nawet najlepszą w całym wzmacniaczowym dorobku Staksa. Sam powiem o nim, że w porównani z następcami dysponuje łagodniejszą górą i cieplejszym brzmieniem. Być może – ale tego bez bezpośredniego porównania nie jestem pewien – posiada też lepszą od następców przestrzeń. Źle oczywiście się stało, że nie mogłem sprawdzić SR-507 ze wzmacniaczami im dedykowanymi, ale tak to wypadło i mówi się, trudno.

 

Przejdźmy do konkretów. Pierwsze wrażenie okazało się bardzo pozytywne. Równowaga tonalna została uchwycona bardzo dobrze, a charakterystyczna dla elektrostatów maestria obróbki samego dźwięku jest natychmiast wyczuwalna. Całościowy obraz muzyczny chwyta za serce głębią, barwnością i subtelnością oraz jednoczesną potęgą. Nie zmienia się to przy dłuższym obcowaniu i na pewno bardziej podczas takiego długiego kontaktu uwypuklają się zalety niż wady. Przede wszystkim precz możemy odrzucić wszelkie sugestie o nie dość głębokim basowym fundamencie. Pod tym względem SR-507 w niczym nie ustępują nawet najbardziej uznanym włodarzom basowości z obszaru dynamicznej konkurencji. Co prawda basowy król królów, Ultrasony Edition9, dysponują potężniejszym impaktem, a nowy flagowiec Grado – PS-1000 – potrafi schodzić niżej, ale nie są to żadne poważniejsze mankamenty, którymi należałoby się przejmować. Bas PS-1000 jest (a przynajmniej z niektórymi wzmacniaczami bywa) mniej rozdzielczy i naturalny, a sławetna potęga brzmienia Edition9 pochodzi od słuchawek o konstrukcji zamkniętej, dużo bardziej sprzyjającej basowej potędze. Poza tym bez czynienia bezpośrednich porównań trudno się nawet domyślić, że ktoś ma coś lepszego pod względem basowym od SR-507 do zaoferowania. Naturalna, niewymuszona i świetnie sprzęgnięta ze znakomitą rozdzielczością całego przekazu siła ich basu jest w stanie zaspokoić nawet najdalej idące oczekiwania i o najmniejszej nawet słabości na tym polu nie może być mowy. Omega też wprawdzie schodzi niżej, ale według mnie całościowo brzmi mniej naturalnie, zbytnio łagodząc sopranowe składniki, które w brzmieniu perkusji też przecież pełnią istotną rolę, odpowiadając za prawidłowe brzmienie talerzy i przeszkadzajek.

Podobnie jak bas, żadnych niedomogów nie wykazuje też przestrzeń. Jest rozległa i doskonale opisywana pojawiającymi się w niej dźwiękami. Co więcej, mamy w tym przypadku do czynienia z czymś, co na własny użytek nazwałem kiedyś „żywą przestrzenią”. Według mnie jest ona najważniejszym probierzem jakościowym danych słuchawek i bez jej udziału o takim prawdziwym, pełnowartościowym high-endzie nie może być mowy.

Ucieknijmy się do porównania. Sięgniemy w tym celu do wspaniałej pod względem wspomnianego zjawiska płyty „Mozart, Flötenkonzerte 1 & 2, Konzert für Flöte und Harfe – Emanuel Pahud, Berliner Philharmoniker – Claudio Abbado” (EMI), a z niej wybierzmy drugą część koncertu na flet i harfę. Jest to niewątpliwie magiczny fragment muzyczny, a jego prawdziwą magię może wydobyć jedynie najwyższej klasy aparatura. Porównajmy zatem jak brzmi on na czterech odmiennych słuchawkach, lecz zanim to uczynimy, musimy wypunktować najważniejsze przejawy wspomnianej magii, zakreślające ramy porównania.

Pierwsza rzecz, to sposób budowania samej przestrzeni. Druga, to sposób ukazania gry fletu, w szczególności oddania tego, jak przepływa przezeń powietrze. Trzecia, to postać strun harfy. – Czy pobudzone ujawnią się tylko jako pojedynczy dźwięk, czy też jako cała harmonia brzmień równoległych, czyli jako coś złożonego? Czwarta, i chyba najważniejsza, to obraz interakcji pomiędzy źródłami dźwięku, w szczególności obecnych tu fletu i harfy, z przestrzenią, w której się one pojawiają, czyli magiczna gra dźwięku, przestrzeni i ciszy.

W porównanie zaangażujemy wszystkie będące pod ręką wysokiej klasy słuchawki.

 

JVC HA-DX1000

Oto typowy przedstawiciel grupy słuchawek dynamicznych za około tysiąc dolarów, a więc dość licznego grona średniej klasy dynamicznego high-endu, sprzęgnięty z wybitnym wzmacniaczem lampowym na triodach 45.

Sama przestrzeń mieszkająca w tych słuchawkach jest bardzo duża, otwarta i dobrze posadowiona na wysokości oczu słuchacza. Pogłosy nie przejawiają się wcale, albo tylko w minimalnych ilościach. To z jednej strony dobrze, bo wzmaga wrażenie otwartości, z drugiej, źle, bo utrudnia zaistnienie przestrzennej magii.

Flet brzmi dobrze. Czuć złożoność i delikatne rozfalowanie jego głosu, a obecność ustnika dość dobrze się zaznacza, ale świstu płynącego przezeń powietrza nie czuć zbyt wyraźnie. Zarazem tonacja jest bardzo prawidłowa.

Struny harfy na pewno są nieco rozwarstwione, ale czy wystarczająco? Poczekajmy na innych.

No i to najważniejsze – magia przestrzeni. Trochę jej jest, ale chyba za mało. Nie czuć zbyt dobrze tajemniczego oddechu pustki, sączącego w duszę słuchacza wrażenie bycia w magicznym miejscu, gdzie dzieje się coś niesamowitego, gdzie dźwięk ciszy staje się dotykiem metafizycznym, tak jakby był w stanie dosięgnąć i zespolić się z neoplatońską Duszą Świata, wypełniającą każdy zakątek bytu.

 

Stax Omega II MK2

Tu przestrzeń jest co najmniej równie duża, ale ma zamknięty charakter, o czym decyduje wszechobecność pogłosów i dźwięków odbitych. Zarazem to zamknięcie jest wspaniałe, urzekające. Przekaz jest bardziej dosadny i esencjalny, a ekspozycja wszystkich jego składników bardziej dobitna.

Flet rozpływa się w przestrzeni, jakby z nią igrał i się z nią bawił. Jego dźwięk jest przenikliwszy i bardziej subtelny niż u JVC. Srebrzy się i złoci na usługach muzycznej baśni.

Dźwięki harfy też są subtelniejsze a zarazem bardziej kruche. Mają też bogatszą harmonikę. Ich delikatność działa na wyobraźnię niezwykle pobudzająco. Rozszczepiają się na wiele dźwięków składowych, przywołując wrażenie niezwykłego wyrafinowania i wysublimowania, lub, jeśli ktoś woli takie ujęcie, większej dawki realizmu, już właściwie nadrealnego.

Pogłosowość przekazu wpływa oczywiście na odbiór samej przestrzeni. Czuć jej obecność. Samo milczące medium jest jednocześnie wszechobecne, tak jakby dźwięki nie rozchodziły się w pustce, tylko w magicznej wszystko obejmującej czerni, jakimś pierwotnym oceanie muzyki.

 

AKG K1000

A tu przestrzeń jest otwarta i zamknięta jednocześnie. Nie czuć żadnej ograniczającej bariery, a zarazem pełno jest odbić i pogłosów. Jednocześnie scena jest niewątpliwie najgłębsza. Jest też większa swoboda propagacji, ale jest zarazem mniej intymnie; nastrój jest budowany w bardziej otwarty sposób, tak jakby się wyszło na wyższy punkt widokowy, oświetlony światłem pełnego dnia, a nie, jak u Omegi, złocistym, nieco przygaszonym światłem sali koncertowej.

Dźwięk fletu jest większy i trochę mniej przenikliwy, a zarazem bardziej przestrzenny i lepiej zlokalizowany. Poziom wrażenia przepływu w nim powietrza analogiczny jak u Omegi.

Dźwięki harfy też są większe. To nie pojawiające się w przestrzeni migotliwe iskierki, tylko właśnie struny, stające jak żywe przed oczami. Rozwarstwienie harmoniczne znów analogiczne z Omegą.

Przy mniej zamkniętym charakterze samej przestrzeni magia jej medium ponownie daje się odczuć z całą mocą. To jakby objawiona tajemnica trójwymiarowości, namacalna, wszechobecna, wszystko obejmująca i żywa.

 

Stax SR-507

No i na koniec bohater recenzji.

Doskonała głębia sceny i piękna lokalizacja orkiestry. Coś pośredniego pomiędzy Omegą a K1000. Prezentacja jest jednak znacznie bliższa tym ostatnim, zwłaszcza w aspekcie tonacji i kolorytu.

Flet jest mniej przenikliwy niż u Omegi, pięknie jednak sączy swe dźwięki i podkreśla, że nie są one jakąś dźwiękową plamą, tylko czymś realnym, wielogłosowym i pełnym przepływu niczym strumień.

Również harfa jest mniej krucha niż na Omedze i znów, jak u K1000, przywołuje obraz strun, minimalnie jednak mniej rozwarstwionych i wyrafinowanych brzmieniowo.

W najważniejszym aspekcie – materializacji medium – Omega okazuje się być górą, w każdym razie w tym sensie, że jej pogłosowość pozwala lepiej zanurzyć się w przestrzeni, albowiem otwartość SR-507 nie jest aż tak dobra jak u K1000, nie dając tak do końca szansy osiągnięcia tego samego tylko innym sposobem. Tym niemniej różnice są minimalne, choć styl prezentacji w każdym wypadku wyraźnie odmienny. Sumarycznie, dystans między nową Lambdą a Omegą i K1000 jest bardzo mały, co jest ogromnie chwalebne, wziąwszy pod uwagę, o ile Omega więcej kosztuje.

 

 

Czy warto coś jeszcze do tego dodawać? Nowa Lambda jest niewątpliwie dzieckiem bardzo udanym, doskonale łączącym walor prawdy obiektywnej z czarem niezbędnym do przykucia uwagi słuchacza. Że nie odbywa się to na poziomie magii absolutnej? No cóż, na połowę przyszłego roku Stax zapowiedział nowe, lepsze wcielenie Omegi. Niewątpliwie musiał pozostawić dla niej margines, pozwalający na uczynienie widocznego kroku w stronę perfekcji, dzięki któremu kontemplujący ewentualność zakupu tych lub tych słuchawek klient będzie miał jasność, że za pięć tysięcy dolarów (bo tyle nowa Omega ma kosztować), otrzymuje coś więcej niż za tysiąc kilkaset, które trzeba wyłożyć na nową Lambdę. Można jednak bez cienia narażenia się na popełnienie błędu już teraz napisać, że kolosalna różnica w cenie na pewno nie będzie adekwatna do różnicy jakościowej, nawet gdyby nowa Omega – w co szczerze wątpię – była w stanie przywołać pełną złudę realności.

 

 

Małe porównanie z obecną Omegą

 

Nim nadejdą czasy królowania kolejnego wcielenia Omegi, która, tak nawiasem, nie ma zastąpić modelu dotychczasowego, tylko zepchnąć go o poziom niżej w jakościowej hierarchii, parę słów o różnicy między SR-507 a obecnym liderem.

Zastrzec się muszę, że wzmacniacz SRM-717 gra dość odmiennie od produkowanych obecnie, na których różnice zapewne układają się w inny wzór. Na 717 jest zaś tak, że Omega na pewno bliżej jest czaru i baśni, a 507 realizmu. To wszakże o niczym nie przesądza, ponieważ muzyczna baśń opowiadana przez Omegę posiada ogromną łatwość zarzucania sieci zniewolenia, z którego bardzo trudno się później wyplątać. Podobnie jak opisywane niedawno słuchawki Audio-Technica ATH-W5000, dysponuje ona specjalną dawką przestrzennej magii, tworząc dodatkową aurę wszechobecnego echa i holografii. Ta holografia jest jednak na Omedze dużo lepsza niż na Audio-Technice. Dla mnie najważniejsza różnica była jednak inna. Przestrzenna magia to bowiem tylko pewien styl, a style można woleć różne. Jest wszakże również różnica w jakości teksturowania. Niewielka, ale ważna. Otóż odniosłem wrażenie, że w przekazie 507 brakuje czegoś, co jest w Omedze. Nie potrafię tego dokładnie nazwać, ale całościowy odbiór jest taki, że przekaz Omegi wydaje się kompletny – i poza ewentualną kontestacją tego sposobu ujmowania muzyki, na pewno dalekiego od neutralności – nie rodzi żadnych zastrzeżeń. Natomiast z mojego punktu widzenia tekstura 507-ek jest trochę zbyt szklista, nie dość głęboką przenikająca w materię dźwięku. Wysokiej klasy słuchawki dynamiczne w większości przypadków dysponują pewną chropowatością podkładu, w moim odczuciu bardzo przyjemną, a Omega niesłychaną gładkością, na podobieństwo czystego jedwabiu. Tymczasem u 507 mamy nie tyle coś pośredniego, co gładkość, ale nie tak perfekcyjną jak w modelu najwyższym. Kiedy to odkryjemy, zaczyna ta nie dość rozdzielcza gładź, z niewystarczająco cienkiej przędzy utkana, nieco drażnić. To wychodzi tylko w porównaniu i jest w znacznej mierze rekompensowane misternym rozfalowaniem całego medium, ale jeden ze stałych użytkowników Omegi zwrócił mi uwagę, iż bardzo podobny jego zdaniem przekaz SR-404, które jednocześnie posiadał, zaczął go po pewnym czasie nieco nużyć i dopiero z Omegą odnalazł to, czego naprawdę szukał.

Ja też nie mam wątpliwości, że wolałbym Omegę, a to w następstwie spędzonego w jej towarzystwie całego wieczoru, podczas którego w wielkim stopniu mną zawładnęła, chociaż muszę zaznaczyć, że ze wzmacniaczem 717 płyty o słabszej dynamice (a jest takich wiele, może nawet większość) stają się mocno irytujące. Za to inne, pozbawione kompresji dynamicznej, wypadają wprost oszałamiająco. Tak więc dwuipółkrotna różnica w cenie między 507 a Omegą posiada oparcie materialne, choć oczywiście sama przewaga jakości ma się do tego licząc w procentach nijak. Z drugiej strony, różnica pomiędzy lekką irytacją a całkowitym spełnieniem jest przecież zasadnicza, nawet jeżeli opiera się na bardzo nikłych podstawach rzeczowych.

 

 

Podsumowanie

 

Nie napisałem recenzji w tradycyjnej formie, wyliczającej po kolei zalety i wady swego przedmiotu, bo w końcu nie chodzi o samo chwalenie i ganienie, tylko o pozycjonowanie na rynku względem konkurencji. Moim zdaniem cena nowych SR-507 jest bardzo korzystnie skalkulowana, pozwalając tym słuchawkom nie obawiać się konkurencji ze strony licznej grupy tysiącdolarowych i tysiąceurowych dynamików. Trochę zarazem szkoda, że doliczany u nas podatek VAT podniesie bardzo atrakcyjną cenę z rynku azjatyckiego, gdzie kosztują 1050 dolarów. Nie znaczy to bynajmniej, że każdy, kto gotów jest przeznaczyć około czterech tysięcy złotych na słuchawki, powinien koniecznie kupić nową Lambdę. Ale jeśli to zrobi, na pewno nie popełni błędu.

Słuchawki doskonale radzą sobie z każdym gatunkiem muzycznym i, co nie mniej ważne, posiadają cztery dedykowane przez producenta wzmacniacze, pozwalając już na starcie pozbyć się bolesnego dylematu – jaki też kupić moim słuchawkom wzmacniacz. Jedyną wadą jest to, że dynamiki dają szansę na wstępny zakup taniego wzmacniacza i cierpliwe odkładanie na lepszy, podczas gdy tu takiej możliwości raczej nie ma, bo nawet najtańszy wzmacniacz Staksa sporo kosztuje, przez co trochę bez sensu jest wchodzić w jego posiadanie z zamiarem kupowania w przyszłości droższego, choć oczywiście można i tak.

 

 

Dane techniczne

 

- Elektrostatyczne słuchawki otwarte klasy push-pull.

- Pasmo przenoszenia 7 - 41 000 Hz.

- Ciśnienie dźwięku 101dB/100Vr.m.s./1kHz.

- Maksymalne ciśnienie dźwięku 118 dB/400Hz.

- Napięcie podkładu 580V

- Pady z prawdziwej skóry na obszarze kontaktu z głową słuchacza.

- Kabel 6 żyłowy z miedzi beztlenowej klasy 6N o długości 2,5 m.

- Waga 388 g bez kabla.

- Dedykowane wzmacniacze: SRM-600 Limited, SRM-007t, SRM-727, SRM-006t.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Według mnie nie gra coś z okablowania albo źródło, chociaż nie wiem co konkretnie i czy tylko jedna rzecz. Musiałbym wiedzieć co jakie jest.

 

Źródła, z których korzystam:

 

1. Bitofon - po xlr i po rca

2. Marantz SA7001

3. Sony CDP-X222ES

 

Trudno, którekolwiek z nich nazwać, że są ciemne (no może Sony).

 

Okablowanie: Rafaella - tak RCA jak i XLR.

Żyj chwilą! Przyszłość i tak jest nieznana...

1. Nie znam.

2. Według mnie gra nieszczególnie - brzydka średnica, bas nierówny - wyższego sporo więcej niż niższego, przestrzennie niewiele się dzieje.

3. Nie znam, ale znam nieco popełnień Sony ze świata dyskofonów, i ciemnoty bym się nie spodziewał.

Domniemywam jednak, iż każde z tych źródeł to poziom sporo niższy niż w pełni satysfakcjonujący w przypadku używania Ultrasone Edition 10 lub dowolnych Staxów Omega. Sprzedaj to wszystko, to Ci dostarczę źródło + kable dające spokój z tematem na lata i jeszcze kasy zostanie. Nie dziwię się też, że poszedł do ludzi wzmacniacz, który dobrze odwzorowywał to, co przychodziło do jego wejść liniowych, no chyba że rezygnujesz w ogóle ze słuchawek dynamicznych. W sprawach o których piszę mogę podać namiar do kolegi, właściciela Edition 10, wcześniej Beyerdynamików T1. On jest chętny na sprzętowe pogawędki, siedzi w hobby audio od lat. Ma tu nicka, tylko mu się nie chce pisać.

1. Nie znam.

2. Według mnie gra nieszczególnie - brzydka średnica, bas nierówny - wyższego sporo więcej niż niższego, przestrzennie niewiele się dzieje.

3. Nie znam, ale znam nieco popełnień Sony ze świata dyskofonów, i ciemnoty bym się nie spodziewał.

Domniemywam jednak, iż każde z tych źródeł to poziom sporo niższy niż w pełni satysfakcjonujący w przypadku używania Ultrasone Edition 10 lub dowolnych Staxów Omega. Sprzedaj to wszystko, to Ci dostarczę źródło + kable dające spokój z tematem na lata i jeszcze kasy zostanie. Nie dziwię się też, że poszedł do ludzi wzmacniacz, który dobrze odwzorowywał to, co przychodziło do jego wejść liniowych, no chyba że rezygnujesz w ogóle ze słuchawek dynamicznych. W sprawach o których piszę mogę podać namiar do kolegi, właściciela Edition 10, wcześniej Beyerdynamików T1. On jest chętny na sprzętowe pogawędki, siedzi w hobby audio od lat. Ma tu nicka, tylko mu się nie chce pisać.

 

Dziękuję Tobie za subiektywną opinię oraz propozycję - na razie nie skorzystam :-)

Żyj chwilą! Przyszłość i tak jest nieznana...

Baele żródło jest bardzo ważne, w żadnych Staxach Mk1 nic nie powinno być zlane, separacja instrumentów powinna być na poziomie nieosiągalnym dla dynamików, podłącz zestaw do dobrego źródła (opad szczęki gwarantowany) zanim podejmiesz decyzję o ich sprzedaży.

 

:)

Bitofon nie należy do źródeł grających cieplutko czy gęsto. Także źródło Baele chyba nie wiele ma wspólnego z tym, że zestaw Staxowy zagrał dla niego słodko. W przypadku gdyby źródło było problemem to jego Bayerdynamiki zagrałby jak zamulacze.

Separacja instrumentów powinna być na wysokim poziomie ale ja sobie nie przypominam, żeby była lepsza niż ta którą prezentują HD800. Nawet 009 nie prezentowały jej w bardziej spektakularny sposób.Także stwierdzenie że dynamiki nie są w stanie osiągnąć poziomu elektrostatów w tej kwestii jest dla mnie wyssane z palca.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.