Skocz do zawartości
IGNORED

Warsaw Summer - czy ktoś się wybiera?


gutten

Rekomendowane odpowiedzi

Jak w temacie. Ja z pewnością nie opuszczę Metheny'ego, choć pomysł z trio w Sali Kongresowej wydaje się chybiony - nie ta akustyka, nie ta atmosfera. Ale że Pat właśnie w małych składach wznosi się na szczyty, nie mógłbym sobie darować, gdybym nei poszedł. No i ostrzę sobie zęby na Cecila Taylora w Filharmonii (to dopiero w sierpniu). Mam nadzieję, że bilety będą nieco tańsze niż na Hancocka.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A propos Metheny'ego. Mam gorącą nadzieję, że po kilku taktach zapomnę, że siedzę w Sali Kongresowej i przeniosę się myślami do małego klubu gdzieś w Village.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Do tej pory nie miałem okazji być na Warsaw Summer, ale teraz mam wielką ochotę wybrać się na to:

 

Lapidarium Pałacu Kultury:

 

10.07 - David Chevalier Quartet, Pyromanes, Henri Texier Strada Quartet

11.07 - Stephan Oliva Quintet, Louis Sclavis Quartet .

 

I tu mam pytanie do bywalców - jeżeli te imprezy nie są "biletowane" czy mam szansę na w miarę dobre miejsce, czy mam się spodziewać dużego tłoku? Do Warszawy mam daleko i koszt biletów np. PKP to ok. 160 zł (w obie strony) więc odpowiedzi na postawione pytania są dla mnie b. ważne.

Pozdr.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

właśnie po koncercie Pata. Był absolutnie wspaniały. świetny repertuar, genialny skład, świetna publiczność.

pat na poczatku zagral solo i bylo to troche dziwne bo wracal do starych kawałków ale łaczył je we wspólne kawałki. i tak w jednym z solowych kawałków znalazły się nagrania z Wichity, beyond the misouri i z letters from home. to troche zaskakujące i moim zdaniem nie trafione. ale solo zagrał równiez nowe utworu (swietne) oraz coś z ostatniej solowej plyty. byl tez jeden kawalek z watercolors (o ile dobrze skojarzylem).

potem na scene weszli sanchez i mcbride i zaczela sie glona czesc. po prostu ogien. grali glownie stare kawalki z question and answer, z rejoicing i ku mojej uciesze z pierwszej plyty pat metheny group (tej bez nazwy, z biala okladką). jako ostatni w regulaminowym czasie zagrali wlasnie z tej lone jack - szybki kawalek o wrecz rockowym zacięciu, z genialną partią perkusji). potem bisy i na kaniec cantaloup island:)

gwiazda wieczor moim zdaniem byl mcbride - to jest niewątpliwie geniusz i zwierze koncertowe. potrafi rozpalić publiczność swoim graniem. świetny był też sanchez, ktory stylistyką przypominał mi czasem erskina (lub inne eceemowe klimaty). sanchez nie byl tylko sekcją ale na perkusji wygrywał melodię i chwała mu za to:)

solówki mcbride'a i sanchez'a genialne.

pata widziałem po raz 4. ale nigdy nie zrobił na mnie aż takie wrażenia. uważam, że koncert był rewelacyjny.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i jeszcze zdjecie

[obrazekLUKASZ-141280_1.jpg]

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podpisuję się obiema rękami pod tym co napisał parmenides. Koncert był FENOMENALNY. Chociaż i ja i moja małżonka preferujemy raczej lżejsze jazzowe klimaty to wyszliśmy oboje zachwyceni. Mistrzowska muzyka w mistrzowskim wykonaniu. Część solowa także bardzo nam się podobała - łączenie różnych kawałków zupełnie mi nie przeszkadzało. Za to można było docenić wirtuozerię Pata jako gitarzysty. Kto nie był niech żałuje!

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Formuła trio jest zdecydowanie dla Pata zdrowsza niż Pat Metheny Group. McBride fantastyczny.

 

W moim miejscu zdarzało się, że coś znienacka zadudniło, ale to chyba normalka w Kongresowej.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koncert Pata był bardzo dobry, choć dla mnie nieco przydługi i momentami monotonny (zwłaszcza środek), trochę szwankowało nagłośnienie (kontrabas był na górze amfiteatru słaby). Początek udany, choć nieco przydługi, dalej sprawne, mainstreamowe rzemiosło: ustawione pod Pata, ale dobrze zagrane i bardzo dynamicznie. Wielbiciele Pata mogli być zadowoleni: był to swoisty koncert życzeń z San Lorenzo i kawałkami z Bright Size Life na czele.

 

Sekcja znakomita, zwłaszcza bardzo sprawny i fenomenalnie rytmiczny basista. Sanchez gra z kolei z typowo latynoskim feelingiem; grał dużo i dobrze, słychać było dobre zrozumienie z gitarzystą.

 

Dla mnie najlepsze dwa kawałki to numer z płyty Question & Answer, gdzie po spokojnym wstępie na swym słynnym Gibsonie z 55 roku Pat dał popis gry na elektrycznym wiośle - naprawdę dynamicznie to zabrzmiało!

No i kapitalny kawałek, jeden z ulubionych PM o czym wspomniał, czyli Lonely Woman, piękny utwór.

W sumie udany koncert i dobry początek festiwalu. Oby tak dalej i czekamy na zapowiedzianą płytę Live w tym składzie!

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

trudno traktować ten koncert w kategoriach estetycznych i pisać: "podobał mi się" albo "nie podobał mi się". koncert miał charakter raczej intelektualny i ja muszę przyznać tej próby nie przeszedłem. nie wiem o co chodziło zornowi szczególnie w pierwszej częsci, gdzie "zagrał" (a raczej pokazywał kolorowe karteczki, ...tj dyrygował) z polskimi muzykami. to był rodzaj happeningu ale nadawało się to bardziej do laboratorium sztuki wspólczesnej łaczącej rózne dziedziny sztuki ( wtym przypadku teatr, groteskę i muzykę wspólczesną). projekt w sam raz na 'warszawską jesień'. druga czesc koncertu byla bardzie j tradycyjna i zorna zajął sie wreszcie graniem a nie naśladowaniem sędziego piłkarskiego. tutaj już siało można oceniać w kategoriacj estetycznych i ja oceniam: nie podobało mi się.

wolę wspólczesną muzykę jazzową taką jak pokazał nam kilka miesiecy saxophone summit (lovano, brecker, liebman) niż granie zorna. ale to oczywiscie kwestia gustu. sala była wypełniona tylko do połowy - ale zgotowała muzykom wielką owację. 2 bisy na zakonczenie.

pozdrowienia

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem. ZOrna lubię, głównie Naked City.

Pierwszy projekt - nie wiem czy każda muzyka improwizowana to jazz, jeżeli tak, tak to była to orkiestra.

Mi się podobało, choć było to jak spontanicznie układana łamigłówka, trudno było się nie zgubić. ZOrn nie grał, trochę mnie to rozczarowało. Pamiętam różne projekty ad-hoc z udziałem polskich "młodych" muzyków na różnych JJ, i ten na tle tych z mej pamięci wypadł nadspodziewanie dobrze

 

Zasadniczy koncert - bardzo krótki, i to mój głóny zarzut. W zasadnieczj części TRZY numery, potem jeszcze dwa na bis! Uczucie niedosytu bo mi się podobało.

Choć żaden z tria mam wrażenie nie dał z siebie wszystkiego, grali trochę z dystansem. Świetny perkusista, bardzo dobrze dobrany do charakteru utworów.

Zorn jest b dobrym saksofonistą, momentami coltranowsko-colemanowskim, momentami bardzo "swój".

Utwory wydawały mi się dosyć spokojne w stosunku do tego do czego byłem przygotowany psychicznie. Był to kawał dobrego, nowoczesnego, bardzo jazzrockowego (jeżeli to pojęcie ma jeszcze jakieś konotacje, bo jaki jazz? i jaki rock?)grania, ze swobodną improwizacją, ale konstrukcja utworu (tempo? baaaardzo ogólny schemat harmoniczny) była z góry nadana.

Trochę było zagrań "pod publiczkę" (która lubi jak jest rytmicznie i jak coś znanego), typu partia basu z Iron Man Black Sabbath, bardzo fajnie zresztą wykorzystana przez JZ do swoich improwizacji.

Rzadko chodzę na koncerty ostatnio, ten mi się podobał.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

parmenides & Teraz -> Dzieki za relacje z koncertu! Ciekawy jestem jak wypadl Laswell? Jest on nie mniejsza gwiazda od Zorna, a kto wie czy nie bardziej zasluzonym w popularyzowaniu ciekawych brzmien. Oprocz tego, ze jest doskonalym muzykiem jest tez wspanialym producentem.

Polecam owoce wspolpracy Bill Laswell/Peter Brotzman.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Laswell grał totalnie. Grał "gitarowe" solówki, grał akordami, riffy, łączył wirtuozerię z robieniem klimatu. Była to bardzo "postmodernistyczna" gra, łączenie wszystkiego co można. Ale nie raziło to.

Trio to chyba najlepszy skład jaki można sobie wyobrazić, szczególnie do tak wymagającej muzyki na żywo. WIększego składu po prostu ogranąć słuchem nie można gdy kilka instrumentów gra w szalonym kontrapunkcie melodycznym, rytmicznym i Bóg wie jakim jeszcze.

Laswell poza wszystkim bardzo dobrze łapał zamysły japończyka (wybaczcie, nie jestem w stabnie zapamiętać najbardziej znanych nazisk z kraju kwitnącej wiśni, prócz może yo yo ma, mao i panasonic :) i wchodził w swoisty dialog.

Czasem grał wręcz prosto, rockowo, ale taki już był urok tej muzyki, że zanim się obejrzysz to jesteś po przeciwnej stronie świata muzycznego - zero instalacji w miejscu, koniec rytmiki po kilkunastu sekundach, z 4/4 na 53/76, po kilku sekundach 7/8 i solówka "gitarowa".

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na na czym Laswell gral? Widzialem go z Material AllStars i z Massacre i za kazdym razem robil to samo. Najpierw stal sobie z basem , wczuwal sie w muzyke , a potem wchodzil z ta swoaja melodyjka, za kazdym razem z ta sama :)Takie dubowe brzdakanie. Czyzby tym razem pokazal cos innego? Producentem jest czujnym ,ale muzykiem takim sobie..

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a i owszem, "melodyjka z offu" też była, ale badziej obserwowałem go jako basistę (miałem lornetkę:)

basistą złym nie jest, ja bym go bronił, ma duży repertuar środków wyrazu

są może lepsi technicznie, ale on czuje to co gra, ma wyobraźnię

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Post Scriptum

np. taki nasz Krzychu Ś zagiąłby Laswella na bank, ale czy bym wolał go w takim projekcie jak Painkiller to wątpię (nie ujmując nic KŚ którego szanuję ogromnie)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha, czyli bylo tradycyjne plum plum plulmplumplum :) Za pierwszym razem to jest fajne- niski , dubowy bas wprawiajacy bebechy w wibracje- ale on gra zawsze tak samo bez wzgledu na to z jakim zespolem akurat wystepuje :)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 2 tygodnie później...

Garść uwag do wczorajszego występu McFerrin'a

 

Po raz kolejny fenomenalny Bobby 'don't worry be happy' McFerrin zaśpiewał w Polsce, ale tym razem z Voicestrą, czyli 12 głosów + Bobby. Koncert miał dobrze ułożony 'program' i dramaturgię, nie był ani za długi ani za krótki. Publiczność mimo, że wakacyjna - dopisała i nawet starała się 'śpiewać' z mistrzem. Szkoda tylko, że niektóre osoby w Amfiteatrze nie dały posłuchać innym.

Koncert improwizowany, z elementami czarnej muzyki gospel, rhytm and bluesa i nowoczesnego hip-hopu w postaci sugestywnych 'podkładów' rytmicznych. Jak zawsze była to okazja do obejrzenia i posłuchania znakomitego warsztatu i zabawy śpiewaniem. Dla BM nie ma granic wokalnych: ze śpiewaka z buszu afrykańskiego przechodzi płynnnie do jazzowej wokalizy i dalej do śpiewania głosem operowym. Oprócz tego jest showmanem: wczoraj przedstawił się jako Mick Jagger i sugestywnie naśladował sceniczną gimnastykę Micka.

Dla fanów BM koncert był znakomity, dla publiczności na co dzień słuchającej lżejszych odmian jazzu, smoth jazzu i hip-hopu również. Słowem udany wieczór.

Teraz czekam na dni francuskie i Dave Douglasa w Traffic Clubie. Do zobaczenia!1

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.