O muzyce:
Najlepszym słowem na podsumowanie tego albumu jest określenie: sympatyczny. Nie mam na myśli tego, że coś niespodzianie tu się pojawia, tylko to, że muzyczka z "18" wyzwala wyłącznie pozytywne emocje. Jest tu 18 (stąd tytuł?) utworów nagranych w towarzystwie wielu muzyków i solistów (np. Sinead o'Connor), w przeróżnych, "nowoczesnych" klimatach. Dominuje elektronika, co wcale nie jest takie oczywiste u Moby'ego, który jeszcze nie tak dawno tworzył w klimatach punk. "18" jest logicznym następcą wcześniejszego, niezapomnianego "Play".
Swoją wysoką ocenę nie argumentuję faktem, że 3/4 tych utworów non stop puszczano w radiu, że "In this world" poszło jako podkład reklamy Renaulta, czy w końcu dlatego, że utwory miały genialne teledyski. To po prostu znakomita, wartościowa muzyka. Która podoba się nawet wielbicielowi King Crimson, Gentle Giant, czy Zappy...
O dźwięku:
Album ma wady brzmienia, i to dość przykre. Dźwięk jest niezrównoważony, z potężnym podbiciem basu. Ktoś mocno się napracował, by to mogło zagrać na mikro- i mniwieżach. W stosunku do wcześniejszego albumu "Play" jest krok do tyłu. Najlepiej słucha się tego cicho. Na tróję.