O muzyce:
Moja przygoda z Dead Can Dance zaczęła się od tej właśnie płyty. Wcześniej słyszałem fragmenty innych płyt ale wydawały mi się za ciężkie. Do czasu aż posłuchałem tej. Uważam, że jeśli ktoś nie zna zespołu to jest to najlepsza płyta na początek. W odróżnieniu od innych, bardziej „wymagających” nagrań jest znacznie przystępniejsza, bardziej muzykalna.
Into the Labyrinth to przede wszystkim fantastyczny klimat. Przeplatają się tu brzmienia muzyki dalekiego wschodu/arabskiej. Niezwykle sugestywna. Tego nie można puścić w tle i np.: czytać książkę. Wymaga skupienia całej uwagi, w zamian porywając w odległą podróż, w czasie i przestrzeni. Muzyka jest bardzo zróżnicowana co czyni ją ciekawszą, nie jest to podróż monotonna. Bywa nostalgiczna, rozmarzona, magiczna, potężna, zawsze przepełniona ładunkiem emocjonalnym. Gorąco polecam.
O dźwięku:
Połączenie oryginalnych epokowych instrumentów, z gitarami, syntezatorami oraz wszelakiej maści kotłami, bębnami, bębenkami, werblami itp. Utwory przeplatają się, od kawałków bogatych instrumentalnie po solowy wokal Lisy Gerard. Często głos wokalistki wykorzystywany jest jako „dodatkowy instrument”. Wokal żeński przeplatany jest gęsto głosem Brendana Perry, który mi osobiści również bardzo przypadł do gustu. W ścieżce dźwiękowej wiele się dzieje, sporo jest rozmaitych „przeszkadzajek”, które dodają smaku całości.
Dość długo płyta ta stanowiła jedną z najlepiej nagranych pozycji w moim katalogu. Upływ czasu da się jednak zauważyć. Nagrano ją w 1993r., jeżeli porównać to nagranie z np.: „Flux” Elisabeth Karsten, „Norwegian Mood” Kari Bremnes, czy „La Ravencha del Tango” Gottan Project to wypadnie ono gorzej. Tylko, że wymienione pozycje to na dziś nagrania wybitnej jakości.