O muzyce:
Gdybyśmy szukali narbajdziej zakręconej( będę dosłowny)odjechanej płyty zespołu to bez wątpienia stonedhenge była by numerem 1.Po bardzo bluesowym debiucie i koncerto- klubowym -undead- jest to ich trzecia płyta ,widać że alvin i spółka bardzo ale to bardzo poszukiwali.Już samo otwarcie going to try ma tyle pomysłów ,że można by było z tego materiału nagrac niejeden utwór.Cała płyta to taki misz- masz , mieszanka bluesa,folku,boogie i typowego tenyearsafterowego 'jazziku' ,zresztą każdy z muzyków umieścił na tym albumie swój kawałek tak jak gdyby chciał określić swój charakter.Pewnie najbardziej znany z tego albumu jest utwór hear my calling wylansowany na singlu,ale najwieksze wrażenie robi 8 minutowy-no title-i jeden z najbardziej mrocznych blusiorów(sorka za język ale inaczej sie nie da ;) ) a sad song.przy nim spotkanie z 'ponurym kosiarzem ' to betka, a w ogóle gdyby zdarzyło mi sie polec w czasie katastrofy kolejowej to tylko przy dzwiekach speed kills.
polecam.
O dźwięku:
polecam ta ostatnią wersje z 4 bonusami.,nagrana bardzo przyzwoicie az człowiek jest ciekaw ,co za chwile popłynie z głośników.jedyne do czego można sie przyczepic to nie wszystkie eksperymenty dzwiekowe się udały i dzisiaj smieszą.pamiętam w jakiś wywiadzie alvin mówił że w nie udało mu sie osiągnąc pałeru np.w hear my calling to uderzenie basopodobne miało nas przesunąć o metr ,a wyszło takie pitu,pitu ,ale co tam najważniejsze są poszukiwania.