Skocz do zawartości

Evanescence Fallen



Wytwórnia: Wind-up Records

Wykonawca: Evanescence

Tytuł: Fallen

Ocena ogólna:

(4/5 na podstawie 1 opinii)


Micke 13

Data dodania: 09 czerwiec 2009

Micke 13

Data dodania: 09 czerwiec 2009

Muzyka
Dźwięk
Muzyka
Dźwięk
O muzyce:
Pewnego dnia, ładnych parę lat temu, usłyszałem w telewizji Bring Me To Life, to było chyba w zestawieniu jakichś hitów, lista przebojów 30 Ton czy coś. Od razu zwróciłem uwagę na fajny wokal Amy Lee, posłuchałem trochę i nagle ten wstrętny, udzielający się gościnnie McCoy :/ Brrr... jak ja nie cierpię rapowania, kolejna kopia Linkin Park :] No, ale piękny, przepełniony emocjami głos wokalistki nie dawał mi spokoju do tego stopnia, że postanowiłem poszukać co nieco o tym zespole... "... Google, chwila moment, jak to się pisało ? Evanescence, o coś jest, nie Fallen tylko coś starszego, 2000 rok, no ok., może być, klik – download..." :D Origin było wtedy dla mnie czymś kompletnie oderwanym od rzeczywistości, nigdy jeszcze nie słyszałem takiej muzyki, brzmiało trochę jak połączenie Depeche Mode ze spokojniejszymi kawałkami Toola. Do tej pory ta płyta brzmi niezwykle niepowtarzalnie i wyjątkowo, na pewno w porównaniu z nagranym później dla komercyjnej wytwórni Wind-up Fallen. Z Fallen oczywiście zapoznałem się w następnej kolejności i prawdę powiedziawszy nie dałem rady go słuchać wtedy do końca. Ciężkie, monotonne numetalowe riffy, rozumiem, że mogą sobie być w dwóch, trzech kawałkach, ale niemal na całej płycie ? Każda kompozycja brzmi szablonowo i przewidywalnie, co się stało ? To ma być ta kapela która nagrała trzy lata wcześniej tak genialny debiut ? Zespół jakby cofną się w rozwoju. Fallen brzmi jak jakieś wczesne demo, covery Origin (a ponoć było odwrotnie ;P). Muzyka straciła swoją calutką głębię, powstał prostacki, numetolowy łomot dla nastolatków :/ Każda kompozycja jest podobna do siebie, zmieniają się tylko rytm i słowa. Nastrojowa, pełna tajemniczej głębi ambientowa elektronika zniknęła, zastąpiły ja... dyskotekowe, plastikowe bity :/ Zresztą mało co z tej elektroniki się przedziera przez monotonne wycie przesterowanych gitar. Nagranie gitar wydaje się też nieco skopane, spotkałem się tu z opinią, że są one jakby płaskie, dwuwymiarowe, zgadzam się, są ściszone, wycofane względem sekcji rytmicznej i wokalu, choć jakby dali je na normalny wolumen to dopiero mogłoby wyjść wycie ;P Ale niestety, wygładzone przestery powodują że brzmienie robi się właśnie płaskie. Plusy, no, w końcu jakieś się znajdą, to całkiem ładnie prezentująca się gra bębniarza. Żywy drummer to jedna z niewielu zalet tej płyty, stara się on urozmaicić jakoś monotonnie brzmiącą sekcję gitarową. Baa, powiem że miejscami brzmi to bardzo dziwnie, gitary w roli sekcji rytmicznej, perkusja jako instrument grający solówki ;P Pan Rocky Gray, bo to on dzierży pałeczki, odwala na tej płycie kawał dobrej roboty, jego przejścia i ozdobniki są wysokiej światowej próby. Oczywiście należy się plus za kompozycje. Są ładne, wpadające w ucho, ot do nucenia przy kotlecie ;P Najlepsze piosenki to: My Immortal (ale nie wiem czy się liczy, niemal nie różni się od wersji z Origin, oczywiście starsza wersja lepsza ;)) i druga: Hello. Tak, zgadza się, obie są balladami bez przesterowanych gitar ;P Widzicie te gwiazdki jakie postawiłem powyżej ? Większość dzięki tym dwóm kawałkom. Piękny My Immortal wszyscy znają, Hello został napisany ku pamięci zmarłej siostry Amy. No cóż, mimo swojej prostoty Hello jest naprawdę zjawiskowy, naładowany emocjami, głównie za sprawą wokalu Amy. Momenty w których śpiewa: "Don't try to fix me i'm not broken" a zwłaszcza dalej: "Suddenly i know i'm not sleeping, Hello i'm still here, All that's left of yesterday", powodują prawdziwe ciary na plecach. Ten kawałek, wbrew pozorom bardzo spokojny, powoduje w słuchaczu wyzwolenie większych emocji niż przewalone wyjącymi gitarami kompozycje. Aha, z mocniejszych kawałków na jakie warto zwrócić uwagę to ostatni Farther Away, jest tu znakomity riff i gra perkusisty. Niestety, kompozycja jest dostępna tylko na japońskiej edycji Fallen, mimo to uważam że warto dopłacić by ją mieć. Amy śpiewa na Fallen już zdecydowanie bardziej odważnie. Choć musze przyznać, na Origin jej głos choć nie tak potężny i wyeksponowany, pełen był delikatność i dziewczęcej niewinności, mi podobał się wtedy o wiele bardziej, miał w sobie to coś, zresztą podobnie jak cała płyta. Ktoś z forum napisał że choć dziewczyna ma dobry głos, każdy kawałek śpiewa tak samo, zgadzam się, ale tak jest na Fallen, a to dlatego że tutaj każdy utwór jest do siebie bardzo podobny :] Wiem, nieco ostro pojechałem po tej płycie, w porównaniu do późniejszej The Open Door, a zwłaszcza poprzedniej Origin to niestety przepaść. Żeby zrozumieć Fallen trzeba do niej podejść trochę na luzie, bez zbyt wielkich oczekiwań, ot, zdrowe, ciężkie pop-rockowe łojonko, bez sentymentalnego smęcenia i wygibasów na gryfie. Na pewno w porównaniu do Origin jest to płyta bardziej przebojowa, większość kompozycji wprost wpisana jest w listy przebojów. Baa, z takim podejściem już nawet Bring Me To Life daje się słuchać, a rapowany tekst staje się miłym urozmaiceniem ;P Choć płyta pod względem artystycznym jest nieszczególna, to w końcu ona otworzyła drogę do krótkotrwałej co prawda sławy kapeli. Jeśli dzięki niej słuchacze poznają inne płyty tego zespołu, to już należy oddać Panom którzy ją wykreowali w Wind-up'ie szacunek.

O dźwięku:
Brzmienie oczywiście jest czystsze od tego na Origin, szczególnie góra pasma nie jest już tak sucha. Ale czy to lepiej ? Od razu co rzuca się w uszy to typowo, popowa produkcja. Wyeksponowana sekcja rytmiczna i wokal, gitary cofnięte w tło. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to że całość jest komercyjnie wygładzona. Już na nagranym chałupniczymi metodami Origin brzmienie gitar było lepsze, z mocniejszym pazurem, a przecież tam często gitarki nie stanowiły głównej osi na jakiej opierała się muzyka. Na Fallen gitary są jakby wyczyszczone ze swoich naturalnych przesterów, brzmią za czysto, za sterylnie. Ktoś by zaoponował że to wynik niższego strojenia, bzdura, na przykładach płyt kapeli Kyuss, a nawet starszych nagraniach Black Sabbath słychać jak powinna wkręcać nisko nastrojona, zfuzowana elektryczna gitarka. Całość brzmienia, choć nie tak efekciarska i przeładowana efektami, jest jednak bardzo płaska. Ściana przesterowanych gitar robi swoje. Bardzo dobrze brzmią jedynie spokojne fragmenty i kawałki My Immortal i Hello, tu udało się wykreować fajną przestrzeń i barwy. O ile Origin zawahałem się dać cztery gwiazdki tylko ze względu na chałupniczą, czasem dziwnie brzmiącą produkcję, to już Fallen ze swoimi popowymi naleciałościami absolutnie na nie nie zasługuje. Trzy gwiazdki oznacza dźwięk dobry i niech tak zostanie, zanim jeszcze się rozmyślę i dam dwie :] PS. Ocena odnosi się do standardowego wydania tej płyty, japończyka nie słuchałem.



  • faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.