O muzyce:
Trip-hop at its best. Najlepsze lata triphopu. Nie jest to może płyta tak łatwa w odbiorze jak dwie pierwsze płyty Portishead, ale czas poświęcony tej płycie na pewno nie będzie stracony. Pierwsze cztery numery to "hity", kompozycje o niesamowitym natężeniu emocjonalnym. Angel to bez dwóch zdań najlepszy utwór jaki kiedykolwiek chłopaki napisali. Mistrzowskie tworzenie napięcia do punktu eksplozji. Wspaniały wokal Horace Andy. Potem lekki odpoczynek na Risingson i Teardrop, po których następuje Inertia Creeps, według mnie drugi najlepszy numer na płycie. Wspaniałe zestawienie słowa z muzyką. Inertia creeps moving up slowly. Reszta płyty oczywiście nie może już konkurować z fantastycznym otwarciem, choć bardzo przyjemnie się tego słucha.
Może jeszcze dodam, że płyta jest o tyle ciekawa, gdyż nieco różni się od poprzednich dokonań zespołu. Wydana po czterech latach, gdy scena triphopowa powoli zapominała o Massive Attack. Płyta, którą formacja udowodniła, że są mistrzami gatunku.
O dźwięku:
Być może ta płyta ma braki w sferze produkcji dźwięku. Na pewno nie słychać ich na tańszym sprzęcie. Bas wzorcowy. Polecam Angel.