Skocz do zawartości
IGNORED

Playing the Angel - DM, w hołdzie ...


jaro_001

Rekomendowane odpowiedzi

Nieznam nowej plyty DM - ale moge powiedziec, ze po ogladnieciu aktualnego przebojowego teledysku mocno mnie zanosi na kupno jej. Tak wg. mnie powinien wygladac i brzmiec DM - odnioslem (oczywiscie tylko przy tym jednym utworze) wrazenie - ze wrocili do najlepszych starych czasow. A nic na tym niezmia fakt, ze po odejsciu A.W. w tym zespole nikt nie umie grac dwoma rekami rownoczesnie. Po przeczytaniu tego watku ciagle niewiem, czy to jest jeden wyjatkowy utwor, czy cala plyta grzechu warta.

No panowie kupilem i - klnie jak cholera. Muzycznie - powiedzmy, ze gusty sa rozne - jak dla mnie to precious jest muzyka z melodia i zyciem i reszta jak na pierwsze przesluchanie grzmotanie z komputerem i to dosyc nieudolne.

To pol biedy - ale nagranie jest katastrofa - to musial realizowac jakis technomaniak - nie tylko permanentny overster - to caly czas jescze ostro poucinane peaky z gory. Calosc brzmi jak z miniwiezy na nadupanym Megasuperbasboosterem! Dynamika minimalna - bo tylko gloszno. To zamiar artystyczny? Ja tego niemoge wytrzymac - w dodatku odtwarzacz domowy niepotrafi mi tego wogole odtwarzac, bo ciagle przerywa.

Procesor czasow w samochodzie na poucinanych przebiegach glupieje i dziekuje mi "strzelaniem" i podobnymi efektami. Ludzie moji - kupilem juz kilka skopanych plyt, ale ta jest jak na razie Numer 1. Szkoda mi kasy, bo mogl byc juz mniejszy Jack Daniels...

Prosze sobie wogole zobaczyc przebieg przypadkowo wczytanego fragmentu. To poprostu masakra.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

IvanM > dziękuję za potwierdzenie mojej teorii, że coś jest nie tak z realizacją. Pozwolę sobie powtórzyć mój wpis z 25_10:

'...Nie ma róży bez kolców (dosłownie). Szanowni forumowicze czy nie zauważyliście niczego podejrzanego w brzmieniu tej płyty? Mam na mysli nieostrość i zapiaszczenie wysokich tonów i wokalu w niektórych utworach. np. utwór 'j.revelator' cały jest hałaśliwie rozkrzyczany i zapiaszczony. Mi to troszkę podpada fuszerką podzczas produkcji, albo sobie troszkę te nieostrości wkręciłem po demagnetyzacji mojego systemu (patrz wątek 'densen demagic')Co myślicie o brzmieniu tego krążka?...'

 

Cały czas uważam, że coś zostało skopane, ale dopiero ty udowodniłeś to empirycznie. Płyta jest przestereowana i trzeszczy! Poza tym jest 'copy controled' i zarówno moje 'car audio' i komputer mojej żony w pracy kapryszą przy jej odtwarzaniu - myslę, że to także może być twoim problemem.

 

PS1> Muzycznie cały czas mi się podoba jej druga połowa.

PS2> Czy miałeś może okazję sprawdzić 'programami/wykresami' płytę PRIMUSA 'brown album'?

Mialem troche dzis jezdzenia przez miasto a przesluchalem wiec po raz drugi i trzeci (bo w domu wogole odtwarza 5 sekund i trzy robi przerwe) i doszedlem do wniosku, ze plyte pewnie przy okazji komus sprezentuje.

Watpie, ze ten przester powstal w trakcie samej realizacji - chyba ze Gore poszedl na calego i nagrywal na swojim piecu z Szumblasterem... To raczej jakis zabieg na gotowym nagraniu juz w 16 bitach. To nawet nie kompresja tylko hard clipping. Wiec poprostu ktos na koncu podlglasznial na chama - inaczej niepotrafie sobie tego wytlumaczyc - bo czerwone skazniky rozpoznal by i Gore.

Muzycznie zas.... powiem tylko swoje osobiste zdanie i nikomu nieprzeszkadzam delektowac sie ta plyta: to straszna kupa chaosu dyletantow muzycznych. Jak wczesniej napisalem - precious mnie w tv zachwycil i melodia jakos niechciala popuscic i brzmiala w glowie. Samo brzmienie rewelacyjne - twardy i precyzyjny komputerowy rytm - dzwieki kosmiczne, oryginalne i rozpoznawalne - jak od DM wypada - i bardzo mile dla mojego ucha. Najwieksze wrazenie jednak ze spiewu Gahana. Wyczucie, ból i skromnosc - niesamowite poczucie nadzieji. Nietrzeba sie wsluchiwac w tekst - by zrozumiec atmosfere utworu.

To spiew faceta, ktory przekonany, ze jak mu wlosy urosli i zamieszkal w Kalifornii, jest gwiazda rocka i tak sie naczpal , ze mu zatrzymalo sie na jakis czas serce. I tu wraca z ballada i niesamowitym wokalem w Free love i na teledysku precious wyglada tak, ze bym corce pozwolil isc z nim na randke. Respekt! Wole nawroconego junkie jak boysbandy z gowniarzy.

Tyleze pozostale utwory przypominaja strojenie radia, gdy zza sciany slychac bas z diskoteky. Dla mojego ucha poprostu nieprzyjemne. Owszem - chwileczke - dla efektu - ale dla czego w kazdym utworze te disharmonie? Dla czego to niekonczone granie jednym pacem i trzy akordy gitary?

Unplugged by precious grany tylko na pianie byl ciagle czad - zas reszta plyty wogole nie jest do zagrania - bo to tylko chaos. Jedyna deska ratunku znow jest Gahan. Ale i on niestety probuje rockowo - co mu nigdy za dobrze niewychodzi - podklad muzyczny raczej mu w spiewie przeszkadza i przeciaaaaaaagaaaaaaaa i mieeeeeliiiiii - jak ja tego nielubie! Podsumuwujac - poprostu mnie ta plyta meczy. Widocznie sie nieznam.

 

 

Brown Album nieznam.

IvanM >

- No to mam nadzieje, że kupiłeś ją w MM za 39,- wtedy ból będzie mniejszy niż jakbyś dał np. 66,-

- 'Brown album' to płyta, na której przestereowane są bębny! Brzmi naprawdę ciekawie bo odnosisz wrażenie jakby bębny nie były kompresowane. Dynamika jest większa, ale kosztem ostrości. Wybaczcie lamerski opis, ale polecam wszystkim posłuchać ...coś pieknego!

  • 2 tygodnie później...

Świetna płyta.

Nie może dotrzeć do ludzi, którzy nie przeszli pewnej drogi muzycznej poprzez jednak zwariowane lata 80-te, a nawet 70-te. Czekałem na taką płytę. Realizacja: zbliża do czasów analogowych.

Jak kogoś drażni to niech ociepli swój system.

Najlepszy jest styropian 10 cm :)

No to ja doożę swoje trzy grosze :-)).

Fakt jestemod 20 lat fanem Depeche Mode i wręcz nie moglem się doczekać tego wydania. O ile Ultra czy Exciter odrazu mi przypady do gustu podobnie jak wczesniejsze dokonania DM , tą z tą pytą mam problem.

Muzycznie jak dla mnie pól na pól , ale sama realizacja tej pyty wkurza mnie.

Niewiem jak wasze odczucia, ale sluchanie jej poprostu mnie męczy, a te komputerowe dodatki poporstu brzmią jak muzyczka robiona na atarii w koncu lat 80 .

there are no answers, only choices ....

Ech, Zyzio...

"...kontrowersyjnie nagrana..." Dla mnie nie ma tu żadnych kontrowersji. St. Anger brzmi źle, męcząco, bez wykopu i płytko. Takie było zamierzenie producentów? W takim razie było to błędne założenie. I nie traciłbym czasu na pisanie na ten temat, gdyby nie było szkoda materiału muzycznego, który dzięki takiej właśnie realizacji stał się niestrawny. Bo materiał uważam za interesujący i po kilku żenująco słabych płytach Metallica mogła podnieść się z dna.

 

Co do DM, to z zainteresowaniem i niepokojem zarazem czytam ten wątek i mam rozterkę, czy nabyć tę płytę.

Wiesz co, Zyzio? Tym porównaniem do St. Anger to zrobiłeś "Playing the Angel" niezłą antyreklamę. :)

Z ta jakoscia nagran to ostroznie, panowie.

 

Przekonalem sie na wlasnej skorze, ze nagrania, ktore zdecydowanie uznalem za marnie nagrane ( w porownaniu z innymi 'dobrymi' sluchanymi na tym samym sprzecie) okazuja sie nagle swietne na innym sprzecie. Cos, co brzmialo jako jednoznacznie przesterowane (np. wokale) na innym sprzecie nagle jest idealne jak chinski jedwab. Cos co jest plaskie i bez dynamiki na innym sprzecie az buzuje.

 

Nie chce rozwijac tego tematu ale zycze wszystkim mozliwosci dokonania porownan. Doswiadczenia moga byc zaskakujace!

 

pzdrw

 

soso

Myślę że jeżeli zamiast słowa "sprzęt" dalibyśmy słowo "słuchacz" w powyższej wypowiedzi to zatoczylibyśmy równie ciekawe koło :-)

 

Faktycznie nie jest to płyta którą da się od razu ocenić, moim zdaniem zyskuje z karzdym następnym przeleceniem laserkiem, a to już bardzo wiele o niej mówi.

 

Realizacja tej płyty majstersztykiem na pewno nie jest, i ciężko się domyśleć dlaczego tak właśnie jest.

 

Jeżeli jest próba "uklimatyzowania" PTA na lata 80te to strasznie na siłę i rozpaczliwie.

 

Dodatkowo te wszystkie sample i 'komputerowe" wstawki nie dość że po prostu trącą (a raczej rąbią na zabicie) myszką, to w denerwujący sposób nie wpasowują się w całkiem ładne i ambitne melodie upchnięte tak jakby z tyłu.

 

'Postawcie te piosenki obok" choćby np "enjoy the silence" czy "personal Jesus" i posłuchajcie jak te "oryginalne" wstawki budują utwór w przypadku tych klasyków obok gitar, basu, perkusji a jak kiepsko prezentują się gdy ubrano w nie utwory z Playing the angel....

 

Niestety wyciągnięcie paru dzwięków i technik z muzeum w kiepskim stylu to nie jest nowoczesna interpretacja i przywoływanie ducha dobrych czasów.

 

Nie wiem jak Was, ale zanim jeszcze dotarła do mojej głowy melodia singlowego "presious" zaskoczyła mnie forma wokalna Gahana.

 

Zawsze uważałem że był niezłym i ponadprzeciętnym wokalistą, ale tu osmielę się stwierdzić że zaśpiewał świetnie, dojrzale, niezwykle pewnie i świerzo, i co najwarzniejsze inaczej niż zdołał nas przyzwyczaić, a jednak z tym swoim charakterystycznym tęskno-cierpietnym feelingiem.

 

Co do plusów produkcji to właśnie to że jego głos wyrażnie jest na 1szym miejscu.

 

Przez moment gdy słuchałem przyszli mi na myśl wielcy wokaliści lat 30 czy 70tych i na prawdę zrobił na mnie tym wrażenie.

 

Muzycznie hmmmm.... uleciało gdzieś to toporne, niepokojące brzmienie DM lat 80 ze swoimi mocnymi, psychodelizujacymi melodiami, ale powróciły w porównaniu z ostatnimi zdecydowanie bardziej komercyjnymi dokonaniami ciekawe i wpraszające się w pamięć melodie, niekoniecznie superprzebojowe.

Ponadto charakterystyczna mroczność ustąpiła pola tęsknocie i zamyśleniu przywołując ich nagrania z połowy lat 90tych.

 

Tak.... jeżeli miałbym umiejscowic tą płytę to jest takim pomostem między starym, melodyjnym DM a nowym w tym refleksyjnym wcieleniu i to własnie wtedy mogła by zostać nagrana z lepszym skutkiem.

 

Mimo wszystko trochę szkoda, bo były czasy kiedy było i mrocznie i frapujaco,psychodelicznie,rockowo,melodyjnie........

  • 1 miesiąc później...

W ostatnim numerze "Hifi i M" - jest recenzja tej płyty, pokrywa się z moimi odczuciami :) Jest też wzmianka że Copy Controlled zepsuło nieco brzmienie, ale i tak 6 za muzykę i 4 za brzmienie :)

ciekawey temat...ciekawe rozważania...;)

 

nie mógłbym pozostawic go bez własnego komentarza tym bardziej ze jestem ich wiernym fanem od juz 16 lat...;)))

odnośnie ostatniej płyty (jakość nagrania)........ po pierwszym odsłuchu również stwierdziłem że jest jakoś dziwnie dopracowana... ale znając eksperymenty zespołu z dźwiekiem stwierdziłem że chyba jednak jest to zabieg celowy(szkoda)...:(

pomijając jakość nagrania stwierdzam że płyta jest dobra... nie najlepsza ani nie najgorsza, po prostu dobra... czekałem na nią cierpliwie i sam nie wiem czego oczekiwałem...??? trudni mi jest porównywac ją do jakiejś innej ich płyty, kazda ich płyta jest inna... w kazdym razie odebrałem Playing the Angel na poczatku lepiej od Exciter'a która to płyta jest dla mnie taką drugą częscią Violatora................ co do SOFAD hmmm... płyta bardzo dobra, tekstowo powiedziabym "ustawiona" pod sytuacją i nastrój panujący w tym czasie w zespole(zeby nie napisac że ustawiona pod samego Dave'a który staczał się coraz niżej...)

odnośnie odejścia Wildera......... hmmm.... pisze4cie że po jego odejsciu czegoś brakuje w brzmieniu zespołu więc ja pytam... CZEGO...???

nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie...!!! gdyby był dalej z zespołem to nie wiemy jak brzmiałyby te płyty które nagrane były juz bez niego... miałem pewne obawy co bedzie z zespołem po jego odejściu, jaka bedzie nowa płyta... a tu nadeszła Ultra............. i byłem naprawdę mile zaskoczony jak chyba zreszta wszyscy fani... ciągłe kłótnie w zespole, odejście Wildera, grożba rozpadu zespołu(zresztą niepierwsza juz przed wydaniem Black Celebration podobna sytuacja...) a tu przychodzi nowa płyta i to JAKA...!!! tak wiec nie piszcie ze odejście Wildera zaowocowało brakiem czegoś tam w brzmieniu zespołu bo tak nie jest...!!!!!!! po prostu graja jak grają i powtarzam że nie wiemy jak brzmiały by płyty wydane po jego odejściu gdyby został w zespole...!!!

 

 

pisałem to na szybko bo akurat zaraz wychodzę, spieszę się ale chciałem coś skrobnac...;) jak wrócę to może coś jeszcze nabazgrze...;)

Witam

mrbudziol> Pozwolę sobie podjąć polemikę, aczkolwiek na wszystkie zadane przez ciebie z taką pasją pytania (???) nie mam odpowiedzi. Dodam jednak, że fanem DM nie jestem, raczej życzliwym obserwatorem z kilkoma ich płytami. Wydaje mi się, ze nie padło wcześniej ani razu pytanie 'jak brzmiałaby nowa płyta z Wilderem?'lub'Jakie byłoby z nim teraz DM?'. To są przecież pytania, na które odpowiedzi to czyste Science-fiction. Można natomiast subiektywnie stwierdzic, że odczuwalny jest jego brak na kolejnych płytach. Ja tak uważam, ale pomimo tgo nie przeszkadza mi to w słuchaniu nowszych płyt. Tamtego DM już przecież nie ma. Nie zamierzam także w nieskończonośc rozwijać tego tematu przy kolejnych płytach DM. :-)

 

Pytasz czego brakuje w DM bez WIldera?

To akurat jest proste pytanie. Kilku rzeczy. Pozwolę sobie odniesć się tylko do płyty SOFAD. Przede wszystkim brakuje mi jego gry na bębnach. wilder to perkusyjny naturszczyk, grający na bębnach prosto i z pasją. Nie jest bębniarzem i to słychać. To nie jest sesyjny perkusista taki jak grający teraz z DM Christian Eigner - facet, który jest zawodowcem ale gra zimno i bez polotu. Gra WIdera świetnie pasuje do muzyki (obejrzyjcie 'devotionala').

Nie mam żadnej wiedzy na ten temat ale przypuszczam, że pomysł grania na akustycznych bębnach na płycie SOFAD mógł wyjść od Wildera - niekoniecznie od Gore'a. W mojej opini żywe bębny podniosły wiarygodnosć całej płyty. Gitary, bębny, brud etc. Poza tym Wilder jako jedyny z muzyków DM pochodzi z 'muzycznego' domu i posiada jakiekolwiek wykształcenie muzyczne. Nawet jesli jest ono marne - nie mam danych - to i tak daje mu przewagę nad resztą członków zespołu z zakresu podstawowych pojęć muzycznych - co oczywiście mogło wpłynąć na jego udział w powstawaniu np. tej płyty. Nie on był kompozytorem, ale to on pracował w studio nad

poskładaniem dżwięków do kupy - o tym mówił sam Gore, który udział AW w sesjach do SOFAD widział właśnie jako robotę producencką, 'inżynieryjną'. Na kolejnych krążkach już tego zabrakło. Już o tym kiedyś pisałem i nie chciałbym sie powtarzać, ale kolejne płyty DM to płyty jednego człowieka. To słychać. Cała produkcyjna maszyneria gra dla jednego człowieka.

 

Gore to genialny facet, ale ile jeszcze może nagrać płyt 'DM-solo' zanim zapętli się w swoich własnych pomysłach?

 

Brakuje po prostu inteligentnego członka zespołu i tyle. Ani mi w głowie montowanie karkołomnych konstrukcji typu 'gdyby Wilder był w zespole...'. Dm ewoluuje i jeżeli w nowym DM nie ma miejsca dla np. Wildera to ja to akceptuję i koniec! Oczywiście nikt mi nie zabroni z nostalgią wracać do SOFAD tak jak i ja niekomu nie zabronię takiego samego podejścia np. do 'speak & spell'czy 'playing the angel :-)

 

pozdrawiam wszystkich

:-)

 

PS> Dodam tylko, iż sprawdziły się moje obawy. 'playing...' już dawno nie słuchałem...

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.