O muzyce:
Watercolors, Pat nagrał późnych latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku i teraz przy słuchaniu tej muzyki odczuwamy trochę inną, trochę archaiczną, muzyczna epokę. Przy ocenie tej płyty spróbuję jednak zapomnieć o upływie czasu a także o setkach innych kompozycji tego muzyka jakie są mi znane z późniejszego okresu.
Muzyka z Watercolors jest bardzo malarska, pejzażowa, światłocieniowa. Chwilami bardzo młodzieńcza i trochę niezdecydowanie ostrożna, chwilami bardzo dojrzała. Pat nagrywając te płytę miał zaledwie dwadzieścia trzy lata.
Słuchanie tych ośmiu utworów to jakby oglądanie ośmiu akwarelowych obrazków z wystawy, przełożonych przez młodego, bawiącego się dźwiękiem chłopaka na język muzyczny. Tytuł płyty i tytuły poszczególnych utworów są bardzo adekwatne do ich zawartości:
Icefire, Oasis, Lakes....a zwłaszcza Sea Song.
Pejzaże na tym naszym globie potrafią czasami przybierać bardzo banalną formę i także ta płyta momentami ociera się o takie granice banału ale mimo wszystko mam jednak wielki sentyment do akwarelek Methenego i często do nich wracam. To chyba coś na zasadzie wielkiego sentymentu do zdjęć zachodów słońca nad morzem, jakie zrobiło się podczas udanych wakacji.
Płyta nagrana w składzie:
Lyle Mays, Eberhard Weber, Dan Gottlieb i oczywiście Pat Metheny
O dźwięku:
Mimo iż to ECM jestem rozczarowana realizacją. Przy takiej malarskości muzyki można było wydobyć na zewnątrz dużo więcej i podkreślic dużo więcej z jej wartości. Szkoda.