Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Audio Agile Power Wire (kabel sieciowy)

Gruby, porządnie wykonany, ekranowany, trójżyłowy kabel.   Poprawa brzmienia w stosunku do zwykłego kabla komputerowego jest istotna. Nie ma przepaści, ale zmiany są zauważalne: góra się wygładziła, ale nie stała się słodka, średnicy przybyło, jest "grubsza", podobnie z basem. Generalnie dźwięk stał się pełniejszy i "większy". Wszystkie zmiany są na plus.


AKG K66

AKG kupiłem w cieno, bo nie było możliwości odsłuchu. Dobra opinia marki i brak ewidentnych wpadek (przynajmniej wg prasy, którą posiadam), no i oczywiście przyzwoita cena, zadecydowały o zakupie tego właśnie modelu. I jak wypadło?   AKG K66 to otwarte słuchawki wokółuszne. Wykonane w większości z plastiku, niestety dość marnej jakości. Podczas słuchania lepiej się nie ruszać, bo mogą wystąpić dodatkowe atrakcjie w postaci trzeszczenia, skrzypienia itp. Muszle wykonano z wyrobu skóropodobnego. Takiego, jak w 2 czy 3x tańszych słuchawkach Philipsa. Całości dopełnia napis Made in P.R.C. - jakość wykonania słuchawek po prostu jest bardzo przeciętna. Z zalet: są lekkie i dobrze siedzą na głowie, choć nie są na tyle wygodne, by dało się o nich zapomnieć.   Jakośc brzmienia słuchawek plasuje się natomiast w wyższej klasie niż jakośc wykonania. Jedynymi słuchawkami w tej klasie, jakie dane mi było słyszeć dłużej były Tonsile Sd426 i jest to bardzo podobne klasa brzmienia. Słuchawki graja stosunkowo łagodnym dźwiękiem. Podstawową zaletą jest brak natarczywości pozwalający słuchać K66 na w miarę dużym poziomie głosności bez uczucia dyskomfortu. Od tego miejsca rozdzielę opis na dwie części, najpierw pierwszy zestaw, czyli AKG K66 z Philipsem CD753.   Wysokie tony brzmią generalnie czysto i dźwięcznie, jednak czasami zdarzy się nieprzyjemne, zbyt głośne syknięcie. O dziwo, inaczej niz w tanich kolumnach, nie jest ono agresywne i "przewiercające", raczej matowe, ale za głośne i ewidentnie nieczyste. Średnica jest dobra - brzmienie instrumentów i wokali jak najbardziej prawidłowe, z odpowiednią przejrzystością. Czasami jesnak zdarzały się dźwięki ewidentnie źle zagrane i to nie przez muzyków, ale przez testowany system. Najwięcej zastrzezeń mam do basu. W zasadzie wszystko byłoby OK, słuchawki "schodzą" nisko i potrafią grzmotnąć, kiedy trzeba, ale maja też tendencję do eksponowania górnego podzakresu, co w niektórych nagraniach powoduje nieprzyjemny efekt wysokiego dudnienia demolujacego niestety brzmienie średnicy, której wyższe partie tracą jakby blask. Trzeba zauważyć, ze efekt ten jest znacznie lepiej słyszalny w przypadku CD753 niż wzmacniacza Sony, co sugeruje duzą wrazliwość słuchawek na zastosowany wzmacniacz. Bo (teraz drugi z wymienionych pod recenzją zestawów) z Sony słuchawki zagrały znacznie lepiej. Nie było już nieprzyjemnego dudnienia wyższego basu, choć czasami brakowało energii w najniższym zakresie. Bas jest momentami trochę za lekki, ale nie mozna powiedzieć, że ewidentnie go brakuje. Średnica jak poprzednio, czysta i przyjemna, tym razem bez "pomyłek". Barwa nie rzuca wprawdzie na kolana - moim zdaniem lekko ocieplone Tonsile były bardziej "muzykalne". Tu po prostu zcasem brakuje może trochę słodyczy - przekaz wydaje się być za suchy. Wysokie tony tym razem bez zastrzeżeń. Nawet mocniejsze uderzenia w talerze nie wymuszały zmiany głosności, bo po prostu nie były wyeksponowane. Za to były czyste i wiarygodnie oddane. Przestrzenność - słaba. Lokalizacja w sumie OK, tak, jak chciał realizator, ale wysokie tony czasami mają tendencję do zostawania w przetwornikach (znowu zwłaszcza z CD753), a poza tym nie da się ani na chwilę zapomnieć, ze to słuchawki. K66 nie "znikną z głowy" - po prostu nie umieją. Ale też po coś robi się jeszcze droższy (i to znacznie) sprzęt. Ogólnie K66 dają spora przyjemność z słuchania muzyki, głównie przez to, ze nie mają ewidentnych, wyjątkowo wkurzających wad. Hi-end to przecież nie jest, anie nie ma być, ale na pewno przyzwoite hi-fi.


Accuphase DP800/801

Miałem przyjemność słuchać tego łączonego CD w studiu Nautilius i nasuneły mi się następujące spostrzeżenia.Jest to już bardzo wysokiej jakości sprzęt i dla tego proszę traktować mój opis jako marudzenie a nie jakieś wyraźne wady sprzętu. Odtwarzacz dalej w porównaniu do niższego modelu gra lekko ocieplonym dźwiękiem ale zrobione to jest dosyć dyskretnie sądzę że to schładzanie tego ciepełka uzyskano naprawdę bardzo wysoką szczegółowością na wysokich tonach ,niestety system tutaj potrafi zabrzmieć naprawdę dobrze ale wychodzi z niego nalot cyfrowy, producent chciał pewnie zabłysnąć ale "lupa"okazała się za mocna, dżwięk zrobił się w schodki a tak było blisko do brzmienia vinylu którym zabrzmiała analogowo sąsiadująca obok niepozorna Nagra CDC.Osobiście dżwięk z CD bardziej mi się podobał niż SACD nie wiem może to płyta będąca w salonie nie była akurat rewelacyjnie zremasterowana,chętnie bym posłuchał czegoś więcej ale 5 godzin to i tak długo jak na odsłuch aż 4 CD.Urządzenie to jest klasę wyżej od DP78 ale w dalszym ciągu brakowało mi dokładnej lokalizacji instrumentów którą uzyskałem dopiero z Nagry CDC, no i ten bas się tak ciągnie od tego DP78 jest lepiej ale chciało by się żeby już nie było tego niedosytu chociaż może dzięki temu mamy właśnie tą szeroką poza bazę głośników scenę,niektórzy tak lubia.Sądzę że mimo marudzenia to już naprawdę dobra inwestycja,z chęcią wyrzucił bym te grubaśne kable będące w salonie i dał coś cieńkiego prostszego całkiem możliwe że było by lepiej (NAGRA CDC szła ze zwykłego mojej roboty IC i jakoś nic nie straciła z Everestu)


Accuphase DP-78

Całą klasę lepszy od DP500 naprawdę to już niezły sprzęt.Jeśli ktoś nie ma za dużego pomieszczenia to nawet nie zauważy że ten bas jest nazwijmy to błądzący .Do muzyki klasycznej bardzo dobry gorzej z ostrym łomotem właśnie przez ten bas który dochodząc do ogólnie relaksującego brzmienia zabiera konieczny power nie tylko w dynamicznych nagraniach.Sama scena wychodzi sobie w bok i w górę poza kolumny i niektórzy tak lubią ja nie koniecznie


Cambridge Audio Azur 640

Minął już prawie rok od momentu zakończenia mojej krótkiej przygody z tym wzmacniaczem, więc z tej perspektywy czasowej pokusiłem sie o opisanie moich subiektywnych odczuć odnośnie tego urządzenia.   Przygodę ze wzmacniaczami Cambridge rozpocząłem od modelu 340, następnie był 540, modelu 640 nie brałem pod uwagę w tamtym czasie ze względu na cenę. Po przeczytaniu kilka (pozytywnych) opinii na Forum, udałem sie do zaprzyjaźnionego sklepu celem usłyszenia jak to gra. Moje odsłuchy nieświadomie rozłożyłem na etapy. Tak więc najpierw 340, jakiś czas potem 540. Po każdym z tych odsłuchów byłem w dużym kłopocie bo tak naprawdę nic w tych dwóch wzmacniaczach mnie nie ujęło, nie zainteresowało. Uznałem więc właściwie temat za zakończony, ale przy kolejnej mojej wizycie w sklepie okazało się, że jest znaczna obniżka cen i model 640 można kupić za około 1200 złotych.   Dałem sobie ostatnią szansę. Azur 640 wylądował w moim domu. Po podłączeniu urządzenia (po pokonaniu kiepskich gniazd głośnikowych) zaczęły się odsłuchy. Pierwsze wrażenie pozytywne – dużo słychać, niezła stereofonia, ładna detaliczna góra. Jednak już przy pierwszej słuchanej płycie ujawniły sie również problemy z głośnością. Cicho nie gra wcale jak sie da głośniej to trudno wytrzymać. O wieczornym słuchaniu trzeba zapomnieć, albo w słuchawkach.   Następna płyta – gra ale coś nie tak. No to następna płyta i kolejna i tak przez dwa dni. Ciągle coś mi przeszkadzało w tym dźwięku. Niby ładnie słychać a jednak byłem coraz bardzie zmęczony. Wymiana odtwarzacza, zmiana kabli i dalej podobnie. Dałem sobie spokój. Na kolejny dzień kolejne podejście i znów to samo. Decyzja zapadła szybko, gdy go zwracałem czułem się jakbym pozbył się kuli u nogi.   A teraz dlaczego:   Dźwiękowe zalety tego wzmacniacza są jednocześnie jego wadami. Owa detaliczność to przesunięcie całego pasma w górę, kosztem niskich rejestrów. Kręcenie gałkami barwy dźwięku (o zgrozo!) niewiele pomogło. Stereofonia jest, dużo słychać ale uszy bolą. Basu nie stwierdziłem. Dźwięk jest suchy, sterylny, bardzo analityczny, brak mu barwy, wypełnienia i masy. Taki sposób prezentacji zupełnie mi nie odpowiada Na tym wzmacniaczu nie udało mi się wysłuchać ani jednej płyty do końca! Przewaliłem kupę płyt i do tej pory nie wiem do jakiej muzyki to urządzenie się nadaję. Mam wrażenie, że ten wzmacniacz psuję muzykę,niby gra kulturalnie ale jakoś tak wszystko uśrednia. W słuchanej muzyce nie ma życia, emocji, brak ekspresji. Vivaldi to porażka. Właściwie wszystko brzmi podobnie czyli nijak.   Azur 640 to taki angielski arystokrata, nienaganne maniery, dobrze ubrany, dystyngowany, wyniosły ale Nudny jak diabli.   Mnie ten wzmacniacz umęczył, znudził i na kilka dni zniechęcił do muzyki i jak mi się wydaje nie jest on raczej reprezentantem tkz brytyjskiej szkoły dźwięku.   Oczywiście ktoś pewnie powie: żródło złe, kable nie takie, kolumny itp., to i dźwięk kiepski. Biorę na to poprawkę. Można coś zmienić, coś poprawić, ale ogólnego charakteru urządzenia kablami sie nie zmieni. Dodam na zakończenie, że w salonie Audio słuchałem go na dobrych kolumnach, dobrych kablach i cd Azura. Efekt był podobny jak powyżej. Ot taki flegmatyk i nudziarz.   I to by było na tyle. Kurcze, zmęczyłem się.


Klotz LA Grange GY107

Pierwszy raz z tym kablem zetknąłem się, gdy mój kumpel kupił kilka lat temu nowy zestaw wzmacniczy Mission (pre+końcówka), w pudełku był oryginalnie dodany Klotz La Grange o długości 100 cm na wtykach Neutrik Profi (tych co w Nordost Red Down i droższych). Wtedy porównywaliśmy u niego ten kabel z interkonektem, który miał już wcześniej: MIT mi-330 kosztującym grubo ponad 500 USD. Testy przeprowadzaliśmy w ciemno i brało w nich udział kilku znajomych. La Grange okazywał się za każdym razem lepszy we wszystkich aspektach (szczególnie kontrola subsoniczna - zakresy z poziomu nawet ok 20 HZ - to niemożliwe jak dokładnie kabel oddaje najmniejsze mikrodetale, aż zatyka oddech i włosy się elektryzują (kolumny to był jeden z największych paneli magnetostatów Magnaplanara w pomieszczeniu 40m2).   O kablu przypomnaiłem sobie, w ubiegłym roku przy okazji lektury polskiej edycji HiFi-Choice - w teście jakiś super kolumn padła nazwa Klotz. Znalazłem bardzo szybko ofertę La Grange na Allegro (R-Audio) i kupiłem wersję 50 cm na wtykach Neutrik NYS. Zacząłem porównywać go z moimi Monsterami (za 700 i 900 zł) i wynik był taki, że za 49,90 PLN miałem w ręce interkonekt który był czymś w rodzaju połączenia wszystkich zalet M1000i i Interlinka 800 bez ich wad. Pobiegłem z nim do wspomnianego wcześniej kumpla, który wprawdzie wzmacnicze już kilka razy wymienił ale kabel La Grange zostawił - Magnaplanary sa teraz u niego zasilane integrą McIntosh na zmianę z Brystonem. Testowaliśmy sprzęt całe popołudnie, wieczór i pół nocy, popijając kolejne espressa. Konkluzja była taka - kabel to poziom audio hi-end (tak jak słusznie nazywa go producent- AIS Klotz - w swoim katalogu). Absolutna neutralność - charakter każdego wzmacniacza, każdego zestawienia był ukazywany jak na dłoni. Kabel łączy w sobie zdolność ukazania wszystkich przeciwieństw: potrafi uderzać zwartymi impulsami w basie lub rozebrać bas na setki detali i wybrzmiewać do ostatniej nuty. Średnica gorąca lub chłodna, bliska lub daleka, gęsta lub konturowa - zależy jaki materiał położymy na talerzu CD lub gramofonu. Góra referencyjna. Tylko kupować nowe płyty i słuchać. Natomiast pzred zakupem warto się zastanowić, czy mamy dobrze zestawione klocki. Bo La Grange może ukazać ich miernotę.


Studio16Hertz Da Capo

Zachęcony brzmieniem kolumn 16 hz ( wcześniej miałem vectory) postanowiłem wskoczyć półkę wyżej. Kolumny w pięknie położonym forniru sapelli, oparte o głośniki vifa M18wh i perless DT105. W odsłuchach najbardziej zwraca uwagę plastyczna , pięknie wycieniowana średnica - wokale bez podbarwień, pianino/fortepian naturalne barwy. Sklejenie góry i średnicy słyszalne na trąbce- bardzo dobre. Góra wcale nie wycofana, ale nie kuje i jest bardzo urozmaicona. Wybrzmiewanie trójkąta i innych przeszkadzajek -poezja, przy czym jak trzeba blachy w rocku są mosiężne i dobitne. Sybilanty w wokalach nieco ułagodzone. Bas jest doskonale sklejony z całym zakresem , raczej się nie wychyla, nie mniej, ma się wrażenie jakby było go ciut za mało. Plusem za to jest jego szybki atak, przez to kolumny są dynamiczne i nie jest on monotonny. Ogólnie kolumna bardzo audiofilska - wyrównana w całym zakresie. Może nie z wielkimi fajerwerkami przy pierwszym kontakcie, ale na pewno bardzo wciągająca w muzyczny spektakl. Nie ma tu trików z wyeksponowaniem skrajów pasma czy nadmiernym ugłaskaniem. Mimo, że DaCAPO mają raczej kulturalny charakter to dostarczają nam dużych emocji przez mikro dynamikę. Wyróznia ja tez wspaniałe oddanie planów i bardzo dobra lokalizacja źródeł pozornych. Jedynym mankamentem jest dość niska efektywność ok.87 dB ( wg producenta ) co powoduje że trezba Da capo słuchać dość głośno, aby ukazały wszystkie swe walory. Polecałbym tę kolumnę do małych składów, jazzu, rocka ( ale spokojniejszego ) i do muzyki wokalnej ze wzgledu na naturalne odwzorowanie mowy. To są preferencje ale myśle


Accuphase DP-500

OK, czas na Accu DP-500. Zanim o dźwięku, najpierw może jeszcze kilka słów o organizacji odsłuchu.   Odtwarzacz, który do mnie trafił nie był fabrycznie nowy, lecz było to demo. Dokładna ilość godzin nie była mi znana, ale zakładam, że nie było to mniej niż 50-100h. Do tego dołożyłem kolejne 100h pracy non stop. Wszystko po to, aby upewnić się, że odtwarzacz jest należycie wygrzany. Zmian w brzmieniu pomiędzy 6h a 100h nie zaobserwowałem, więc śmiało można założyć, że okres wygrzewania miał on za sobą.   Odtwarzacz został podłączony z wyjść XLR. Ktoś gdzieś wspominał, że "podobno" Accu lepiej grają na RCA, ale oglądając stopień wyjściowy tego CD trudno znaleźć uzasadnienie dla tej tezy. Za XLRami dodatkowo przemawiał fakt, że sprzęt ARC, jako w pełni zbalansowany, lepiej gra na kablach zbalansowanych. Można zatem śmiało założyć, że nawet gdyby (co uważam za bardzo mało prawdopodobne) Accu miał grać lepiej po RCA, to w takim zestawieniu plusy i minusy i tak jakoś by się wzajemnie zbilansowały i wyszło by na zero.   W "poszukiwaniu synergii" przećwiczyłem 4 różne sety kabli - AQ Sky & Everest, Shunyata Antares & Orion, Kubala Sosna Emotion i Cardas Golden Cross. Choć różnice pomiedzy wszystkimi kablami były wyraźne, to sam charakter brzmienia odtwarzacza pozostawał niezmienny. Ostatecznie najbardziej odpowiadało mi połączenie IC AQ Sky i głośnikowe Kubale Emotion.   Sieciówki przetrenowałem 3: AQ NRG-5, Shunyata Anaconda Helix Alpha 15A oraz VD Power 3. Ostatecznie pozostałem przy Anacondzie, jako kablu najbardziej przeźroczystym. Różnice nie były jednak powalające.   Odtwarzacz słuchałem ustawiony na stoliku Finite Elemente Pagode Master Refrence, z wkręconymi nogami Cerapuc, oraz w identycznej kombinacji ale doposażonej jeszcze w Vibrapody nr 3 pod odtwarzaczem. Kombinacja z Vibrapodami była lepsza - góra się trochę uspokoiła, dźwięk nabrał więcej ciała, a efekty przestrzenne się polepszyły. Wszystkie w/w zmiany odebrałem jednoznacznie pozytywnie.   Odtwarzacze dostępne do porównań: MBL 1531 @ 25.000zł (własny) EMM Labs CDSD se / DCC2 se @ 70.000zł (goszczący chwilę przed Accu)   Teraz o dźwięku. Najpierw może o tym co mi się podobało.   Po pierwsze góra. Jak na tę klasę - rewelacja. Dźwięczna i rozdzielcza, na początku wydawało mi się, że jest jej odrobinę zbyt dużo, ale w połączeniu z dobrą jakością to nie raziło. Włożenie pod DP-500 Vibrapodów ostatecznie rozwiązało sprawę. Tu nawet wydaje mi się, że DP-500 może mieć nad MBL 1531 niewielką przewagę.   Po drugie stereofonia. Ponownie - jak na tę klasę bardzo dobrze. Głębia porównywalna do sporo droższego 1531 (choć ustępuje EMM Labs), niezła szerokość i precyzyjna lokalizacja. Jedynie na gęściej zaaranżowanych utworach wkradał się mały bałagan na dalszych planach - tu 1531 miał wyraźną przewagę, niezależnie bowiem od ilości instrumentów, był zawsze niewzruszony, zachowując pełną przejrzystość i kontrolę nad dźwiękiem.   Ze średnica mam pewien problem. Z jednej strony podoba mi się temperatura barwowa, ustawiona prawie idealnie na 0, a także niezwykła wręcz gładkość dźwięku. Z drugiej strony, brzmienie jest często ZBYT gładkie, zbyt bezpieczne i złagodzone. Na gorzej zrealizowanych płytach może być to czasami nawet zaleta, bo nic nie ukłuje nas w ucho, ale na lepszych płytach zaczyna czegoś brakować.   EMM również był niezwykle gładki, jednak u niego ta gładkość brała się z niezwykłej wręcz rozdzielczości. W DP-500 wynika raczej z rozmycia i zaokrąglenia konturów dźwięków. Używając porównania fotograficznego, EMM daje obraz gładki, ale jednocześnie ostry (ostry jako przeciwieństwo rozmytego, czyli dobrze "sfocusowany"), podczas gdy obraz z Accu jest jakby delikatnie rozmyty, jakby ktoś nie do końca trafnie ustawił ostrość w obiektywie.   Osobiście preferuję "więcej życia na osiedlu" (jak mawiali w pewnym filmie) ale wiem, że są osoby którym ten sposób prezentacji przypadnie do gustu. Po prostu smooth, smooth, smooth.   Bas Accu serwowany jest raczej oszczędnie. Szybkie przełączenie na MBLa ukazuje, że bas z niemieckiej konstrukcji tego ostatniego jest dużo potężniejszy i lepiej wypełniony. Co ciekawe, mimo większej masy, bas z MBLa jest również znacznie szybszy i ma lepszy drive. Zazwyczaj jest tak, że to urządzenia o lżejszym basie są szybsze, bardziej zwinne. Tak jakby dodatkowa masa przeszkadzała w "manewrowości". Tu mamy natomiast sytuację zgoła odmienną - bas jest nie tylko mocniejszy i lepiej wypełniony, ale jednocześnie bardziej konturowy i dynamiczny.   Ten niedostatek energii w najniższych rejestrach odbija się także na drive'ie i oddaniu rytmu (ang. PRAT - Pace, Rythm And Timing). Tu DP-500 jest zdecydowanie poniżej średniej w swojej klasie.   Pamiętam, że pierwsza płytą którą puściłem na DP-500 był Muddy Waters Folk Singer. Chwilę wcześniej skończyłem słuchać tej płyty na 1531. Słuchając jej na MBLu, bujałem się na całego w krześle, przytupywałem obiema nogami, bębniłem palcami o podłokietniki. Jednym słowem - muzyka dawała masę radości.   Po przełączeniu na Accu całkowite zaskoczenie - tempo zwalnia prawie do zera. Niby piosenka ta sama, głos ten sam, słowa te same, aranżacja ta sama, a jednak wydaje się, że świat stanął w miejscu. Podobne uczucie do tego jakie towarzyszy nam podczas jazdy samochodem, gdy po dłuższym czasie jazdy z prędkością 140km/h musimy nagle zwolnić do 40km/h. Jakby wszystko się zatrzymało. Prędkościomierz uparcie twierdzi że nadal jedziemy, a nam się wydaje że stanęliśmy w miejscu. Tak samo z Accu.   Słucham minutę, dwie, a fotel ani drgnie. W akcie desperacji postanowiłem fotel sam rozbujać, sądząc że może energii wystarczy aby choć to bujanie tylko podtrzymać. Ale gdzie tam. 30s i dalej siedzę w nieruchomym fotelu. Po prostu nie ma drive'u.   W tym momencie duża część z was pewnie się zastanawia - jaki rytm ? Jaki drive ? O czym o do mnie rozmawia ?   I będzie to reakcja zupełnie prawidłowa :-)   Gdy 15 lat temu rozpoczynałem swoją przygodę z audiofilią, sam nie bardzo wiedziałem co to jest oddanie rytmu. Gdy czytałem recenzje Martinna Collomsa, w którym pisał on o PRAT, pytałem się sam siebie - what the fuck he is talking about ?   Zajęło mi kolejne kilka lat zanim sam do tego doszedłem. Ale gdy już to usłyszałem - PRAT stał się jednym z ważniejszych aspektów dźwięku. Bez niego muzyka jest po prostu ... nudna. Nie angażuje emocjonalnie. Takie audiofilskie plumkanie. Słuchamy, słuchamy i zasypiamy w fotelu.   Piszę o tym celowo, bo całościowa ocena DP-500 zleżeć będzie właśnie w dużej mierze od naszego osobistego stosunku do oddana rytmu i jego miejsca w naszej hierarchii audiofilskich wartości.   W innym wątku napisałem, że DP-500 to po prostu bardzo dobre źródło do 20k zł, choć nie do końca uniwersalne i nie każdemu podpasuje. Ale jak komuś taki wygładzony, ugrzeczniony i mało rytmiczny sposób prezentacji odpowiada, to będzie miał świetną zabawkę na długie wieczory. Nawet nie trzeba słuchać muzyki - wystarczy powciskać sobie przycisk POWER. Albo pobawić się szufladą na płytę. Wykonanie jest bowiem genialne i można czerpać radość z samego obcowania z tak wyrafinowaną zabawką.   Jeżeli zabrzmiało to trochę zbyt negatywnie, to tylko dlatego, że kazaliście - używając porównania motoryzacyjnego - właścicielowi nowego Audi A4 zachwycać się Skodą Octavią II. Obiektywnie Skoda to bardzo dobry samochód, ale z perspektywy (droższego - trzeba to podkreślić !) Audi A4 wrażenia już po prostu nie robi.   A MBL 1531 to właśnie takie Audi A4.


Accuphase DP-78

Na pewno jest to odtwarzacz uszyty z tego samego sonicznego materiału co DP-500. W pierwszej chwili ich odróżnienie może być nawet ciężkie - nie jest to już zupełnie inny dźwięk jak w przypadku EMM/MBL, a raczej zabawa w "znajdź 10 szczegółów".   Oczywiście nie oznacza to, że różnic nie ma. Im dłużej słuchałem, tym te szczegóły wydawały się większe i bardziej istotne.   Przede wszystkim poprawie ulega przejrzystość przekazu. W przypadku DP-500 pisałem, że odtwarzacz potrafi się jeszcze pogubić prze gęściej zaaranżowanych utworach, co było widać zarówno w przypadku porównania do EMM Labs jak i MBL. DP-78, prawdopodobnie za sprawą lepszego zasilania (podobnie jak w MBL mamy tu już nie jedno, ale dwa trafa i do tego całą "baterię" stabilizatorów napięcia), robi bardzo duży krok do przodu w kontroli dźwięku. Teraz niezależnie od poziomu dźwięku i ilości wykonawców, zawsze mamy pełny wgląd w nagranie i w wydarzenia na scenie. Tym większe, że sama scena również uległa powiększeniu, i to w obydwu wymiarach.   Mimo, że dźwięk DP-78 w dalszym ciągu należy do kategorii "gładki, płynny i spokojny" to dzięki lepszej kontroli i przejrzystości, całościowo odebrałem jako dużo bardziej interesujący i realistyczny. Także pod względem PRATu, choć wcale nie ze względu na jakiś specjalnie większy drive na basie. Ten ostatni w dalszym ciągu jest raczej dodatkiem, bez ambicji epatowania żelazną muskulaturą i sprawnością fizyczną.   Oczywiście w dalszym ciągu nie da się ukryć, że DP-78 ma pewien jasno określony charakter brzmienia, który może się podobać lub nie. Ostateczna ocena zależeć więc będzie w dużej mierze od własnych upodobań.   DP-500 kosztuje 18900zł. Za DP-78 przyjdzie nam zapłacić 33900zł. Czy warto dopłacić do niego prawie drugie tyle ? Jak kogoś stać, to jak najbardziej warto.


Krell Evolution 505

Evolution 505 to aktualnie najwyższy model w ofercie firmy (jeżeli nie liczyć modelu 525, który jest wzbogacony o część wideo z wyjściem HDMI). Odtwarzacz kosztuje 50k zł, czyli porównywalnie do tego ile kosztował kiedyś KPS-20i, ale blisko dwa razy mniej niż trzeba było zapłacić za KPS-25sc. Z rozmowy z Danem D'agostino wiem jednak, że Krell ma jednak w przygotowaniach jeszcze jedno droższe źródło - odtwarzacz RBCD-only Evolution Three. I to on będzie tak naprawdę następca KPS-20i i KPS-25sc z ceną oscylującą w granicach $30k-$40k.   505 to pierwszy odtwarzacz Krella bazujący na napędzie DVD-Rom. Co zaskakujące - pracuje on cicho i bardzo sprawnie - o niebo lepiej niż niektóre dedykowane napędy SACD stosowane w hiendowych klockach. Przykładając ucho do urządzenia słychać że płyta kręci się w nim kilkakrotnie szybciej niż normalnie - znak że dane odczytywane są wielokrotnie i wgrywane do bufora.   Dane z napędu trafiają do 3 stereofonicznych przetworników BB PCM1738, obsługujących 6 kanałów dźwięku (SACD multichanel). Sygnał do wyjść efektowych kierowany jest do mniej rozbudowanych stopni wyjściowych, natomiast dwa kanały główne trafiają do typowego dla Krella, rozbudowanego stopnia wyjściowego w technologii Current Mode, zbudowanego w całości na elementach dyskretnych i pracującego w czystej klasie A. Tym razem stopień wyjściowy rozplanowano na płaskiej powierzchni płyty głównej, a nie jak w KAV-280CD - na 4 mniejszych płytkach stojących "na sztorc", nie było więc problemów z policzeniem ilości zastosowanych tranzystorów. Jest ich dokładnie 108 w stopniu każdej połówki sygnału (czyli razem daje nam to imponującą liczbę 432 tranzystorów). Oczywiście, do momentu gdy odtwarzacz nie wykaże się w kategorii "brzmienie", jest to czysta statystyka. Niemniej jednak, kupując takie urządzenie warto wiedzieć, że w Krellu na pewno nie płaci się za powietrze we wnętrzu obudowy.   Na uwagę zasługuje jeszcze wyświetlacz odtwarzacza. Jest on doprawdy ŚLICZNY. Nie jest to typowy VFD tylko matryca punktowa a la Mark Levinson, w której poszczególne punkty świecą się niczym miniaturowe diody. Zapewnia ona nie tylko świetny kontrast i dużą jasność świecenia, ale daje także możliwość wyświetlania dowolnych komunikatów, w tym przewijania tekstu.   Na wyświetlaczu możemy wyświetlić nie tylko informacje o płycie i nazwach utworów, ale również info o wersji oprogramowania sterującego, wersji oprogramowania w napędzie, wersji płyty głównej itd. Zabawa na dobre 15 minut.   Od strony brzmieniowej Evo 505 to jeden z najlepszych CD jaki miałem do tej pory u siebie w domu. Pod względem ogólnego charakteru odtwarzaczowi na pewno bliżej do precyzji Esoterica, niż ciepła i zaoblenia Audio Note. Średnica jest więc bardziej tranzystorowa niż lampowa, ale w dalszym ciągu można ją określić jako brzmiącą bardzo realistycznie. Jak określił to mój znajomy (sam ex-owner 505, obecnie grający na znacznie droższej kombinacji Esoterica P-3/D-3 z rubidowym zegarem G-0s), evo to odpowiednia mieszanina ciepła i precyzji. Osobiście wolałbym więcej wypełnienia, jeszcze bardziej nasyconą barwę, jak na przykład w DP-78 czy Krellu KAV-280CD, ale widocznie jest to kwestia gustu.   Bas evo 505 nie dorównuje co prawda wyśrubowanym standardom ustanowionym chwilę wcześniej przez monumentalnego KPS-20i (i coś czuje, że chyba nic już nie dorówna), ale też nie pozostaje daleko w tyle. W końcu to też Krell ! Pod względem dynamiki, masy i precyzji, jest to poziom porównywalny do tego co osiągnęły najlepsze odtwarzacze z testowanej grupy - czyli MBL i Naim.   Na uznanie zasługuje również stereofonia. Oddanie zarówno szerokości jak i głębi jest tu pierwszorzędne. Bez problemów możemy śledzić wydarzenia rozgrywające się na dalszych planach, i to zarówno w prostszych, jak i gęściej zaaranżowanych utworach. Ta przejrzystość i czytelność sceny to zresztą cecha, która odróżnia konstrukcje z przedziału do 20k zł, od tych naprawdę hi-endowych, kosztujących ponad 30k zł. Tu nad niczym nie musimy się zastanawiać, w nic nie musimy się wsłuchiwać - wszystko jest doskonale widoczne, czytelne jak na dłoni i zlokalizowane z punktową precyzją.   Pod względem gładkości dźwięku i rozdzielczości evo chyba delikatnie ustępuje EMM i Accu DP-78. Wydaje mi się, że oba wspomniane odtwarzacze mają odrobinę dłuższe wybrzmienia i trochę większą rozdzielczość, choć różnice nie są duże i bez bezpośrednich porównań ciężko o jednoznaczny werdykt.   Ogólnie trzeba jednak przyznać, że najnowszy Krell Evo 505 reprezentuje bardzo wysoki poziom. Na pewno jest to aktualnie ścisła czołówka odtwarzaczy CD/SACD dostępnych na rynku. Gdyby jeszcze Dan the Man dodał mu odrobinę więcej wypełnienia (nawet kosztem absolutnej wierności dźwięku) to chyba bym się dłużej nie zastanawiał.


Klotz IY106

Jest to przemysłowy kabel Klotza.   Górę ma ładną, jasną, ale nie za ostrą. Srednica - jest. Dół w zakresie w jakim jest, jest fajny, ale niskiego dołu brak! Powoduje to, że muzyka jest odchudzona, "oderwana od podłoża". Przestrzeń ok, ale trochę szwankuje dynamika.   Może nada się ten kabel do systemów, które grają za ciemno i mają za dużo basu, u mnie się nie sprawdził, wolę Klotza La grange, który w porównaniu do IY106 gra mocniej, ciemniej, z lepszym, obszerniejszym basem i z nieco bardziej namacalną średnicą.


Rubicon RP 26

Opinia eksperta- warto poczytać http://www.audio.com.pl/testy/glosnikowe%20systemy%20wielokanalowe/Koda%20F51_SW100B.pdf


Bedea RG 058 M 17/28

Jest to niemiecki przemysłowy kabel.   Jako IC wypada moim zdaniem lepiej niż np. Klotz IY106 - ma więcej dynamiki i lepszy bas. Górę ma ok, jest ona na swoim miejscu, średnica jest normalna, również na swoim miejscu, dolna średnica nieco wycofana, bas jest dosyć sprzężysty, ale najniższy jego zakres jest wycofany, dynamika na przyzwoitym poziomie, takoż przestrzeń. W stosunku do Klotz La Grange gra nieco jaśniej i lżej.   Może konkurować z nieźle grającmi, budżetowymi kablami przemysłowymi.


Klotz IY106

Przewody testowałem na różnej elektronice - klasy średniej (ok 5 kzł za klocek) oraz wysokiej (więcej niż 10 kzł za klocek). Punkt odniesienia: best buy -Siltech ST 18, drogo - Siltech FTM, srednio - Mogami Blue Diamond i Klotz La Grange. Subiektywna charakterystyka liniowości: zupełny brak niskiego basu, bardzo monotonny i nudny ale za to dynamiczny wyższy bas, silna ekspozycja wyższej średnicy, mocno wyeksponowany niższy podzakres góry, stłumione najwyższe pasmo (nie iskrzy). W efekcie dźwięk jest odchudzony, instrumentom brak blasku oraz realizmu. Przestrzeń jest płaska. Kabel polecam do tanich systemów o stłumionym brzmieniu i dudniącym basie - może tam pomóc. Jeśli chodzi o muzykę - nadaje się do słuchania radiowego rocka. Do systemów prawidłowo zestrojonych oraz naprawdę wysokiej klasy zdecydowanie bardziej pasują kable poważniejsze audiofilskie i studyjne (tu polecam kupno zdrugiej ręki Nordostów, Siltechów itp. lub Klotza La Grange, który daje radę kablom po kilkaset zl).


Klotz IY106

Czytajac wiele opinii postanowilem przekonac sie \"nausznie\" jak to jest z tym IY106. Na dzien dobry roznice miedzy La Grange byly skromne. Jednak po kilku odsluchach - pewnie takze wygrzanie kabla ma znaczenie - uslyszalem nieco wiecej roznic, a w tej chwili uwazam, ze w moim systemie sa juz one naprawde znaczne. Przede wszystkim scena, ktora nieco stracila na rozmachu, ale jest wyrazniejsza i oczyszczona. Instrumenty sa jeszcze dokladniej okreslone. Bas stal sie dzwieczniejszy. Szczegoly w wysokich rejestrach sa bardziej slyszalne. Wpialem ponownie La Grange i oczywiscie tez je slysze, ale musze sie wysilic, poza tym wczesniej ich nie wychwycilem, wiec jest dobrze. Generalnie polecam kazdemu przetestowac ten kabel, bo kosztuje grosze i gra bardzo ladnie Pozdrawiam.


Spendor 2/3

Kolumny te są już klasyką brytyjskiego Hi-Fi – niestety niezbyt popularną w Polsce, a szkoda. Trafiłem na nie przypadkiem szukając Harbeth 7 Moje spendory nie były w idealnym stanie i to była jedyna rzecz dla której rozstałem się z nimi, troszkę irytowała mnie poobijana obudowa i wgniecenia na narożnikach, a jako iż jestem niestety niezbyt zasobnym audiofilem – chciałem kupić sobie głośniki „na całe życie” A jak grają? – głownie i przede wszystkim średnicą – jest ona doprowadzona do perfekcji, mocna, silna, niezwykle otwarta naturalna – wszystkie instrumenty operujące w tej skali wypadają genialnie, o wokalach nie wspomnę – po prostu bajka. Jeśli chodzi ośrodek pasma eksponują ten zakres jeszcze mocniej niż Harbeth. Bas – duży zawsze obecny, w miarę szybki – ale mało zróżnicowany, ale obiektywnie oceniając nie ma za bardzo się do czego przyczepić. Jedynym mankamentem spendorów – wydaje się góra pasma – lekko wycofana, wycofująca szczegóły gdzieś w dal , zawsze będąca gdzieś z tyłu, brak jej połysku, finezji – ale nie ukrywa przed nami detali – pod dokładniejszym wsłuchaniu one są tam gdzie być powinny ale jest to troszkę kłócące się z resztą pasma spendorów. Stereofonia tych głośników jest dość kontrowersyjna – grają głównie pierwszym planem z bardzo słabo zaznaczoną głębią – ale tutaj można pobawić się elektroniką – bardzo ładną stereofonią, z zaznaczoną głębią a zarazem widocznym i namacalnym pierwszym planem grają spendory z elektroniką Electrocomapnienta (zwłaszcza z modelem 3) – śmiem twierdzić że w przypadku kolumn spendora (słuchałem z eci modelu ½) zachodzi zjawisko synergii z wzmacniaczami tej norweskiej manufaktury. Spendory są dość „surowe” w barwie dlatego finezyjny barwny i muzykalny wzmacniacz jak ECI-3 zagrał z nimi doskonale. Są łatwe w napędzeniu nie stanowią trudnych obciążeń dla wzmacniaczy. Niestety lub „stety” jak kto woli spendory z łatwością pokażą nam niedostatki naszego systemu – od razu na wstępie radzę je sobie odpuścić posiadaczom sprzętu tzw. budżetowego - nie zagra to razem, niezbyt dobrze grało nawet z takimi wzmacniaczami jak exposure 2010 czy naim nait 5i – absolutne minimum do tych głośników to coś na poziomie Electrocompanienta –3 a im wyżej tym lepiej. Na tych głośnikach wszelkie zmiany w sytemie będą od razu zauważalne, każda zmiana kabla, sieciówki, interkonektu będzie od razu widoczna a im droższe to będę kable tym spendory będą lepiej grać - dla nich nie ma za drogiej elektroniki za dobrych kabli - zawsze może być lepiej, dlatego kupując te głośniki trzeba się liczyć z drenażem naszego portfela. Nie należy również zapomnieć o dobrych masywnych i ciężkich podstawkach na których spoczną spendory. Ale gdy spendorom zapewni się „odpowiednie warunki pracy” - odwdzięczą się nam piękną grą pełną emocji, uczuć, a najważniejsze pełną muzyki – to jest głośnik na całe życie ...






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.