Skocz do zawartości
IGNORED

Dlaczego nie lubicie jazzu?


wojciech iwaszczukiewicz

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem zdeklarowanym miłośnikiem jazzu od wielu wielu lat,niemniej zdaję sobię sprawę,że dla wielu ludzi(nawet tych słuchających muzyki) muzyka jazzowa jest obca.

I właśnie zwracam się do Was,melomani nie znoszący jazzu.Napiszcie dlaczego nie lubicie tej muzyki.

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/32576-dlaczego-nie-lubicie-jazzu/
Udostępnij na innych stronach

Mnie ona zupełnie nie wciąga, nie budzi żadnych emocji. Słyszę dźwięki, a nie słyszę muzyki. Zupełnie nie rozumiem, o co w niej chodzi.

 

Trochę kontaktu z jazzem czasem mam (głównie na spotkaniach forumowo-odsłuchowych) i zawsze moje wrażenia są takie same: ale osochosi, może wrzucimy teraz jakąś muzykę? ;)

ja pomalu wsiakam, ale nie moge znalezc dla siebie idealnego brzmienia. szukam dynamicznego jazzu (bardziej melodyjnego niz odjechanego w strone wirtuozerii)z wyraznym pianinkiem i basem plus oczywiscie trabka/sax. macie jakies propozycje, moze cos ze wspolczesnych grajkow?pozdrawiam

Mam podobnie jak proch82. Powoli wsiąkam polubiłem Dave Brubeck'a ale nie próbuje na siłe polubić jazzu, dla mnie jak narazie nie wywołuje takiego poruszenia i emocji jak np Mark Knopfler. Może to przychodzi z wiekiem. Zastanawiam sie kiedy większość forumowiczów, tzn w jakim wieku zaczeła słuchać jazzu? Moze wszystko inne już sie osłuchało, może tak byc? Może gdyby człowiek żył dłużej stwierdził że disco polo to jest to, nie to już chyba oznaczałoby starcze problemy ze słuchem:)

Wprawdzie pytanie nie jest do mnie, bo jestem miłośnikiem jazzu, i to tych bardziej zakręconych nurtów, ale mogę odpowiedzieć dlaczego nie lubiłem tej muzyki jeszcze jakieś 15 lat temu :)

 

Powód jest banalny, po prostu jej nie znałem a nieśmiałe próby skosztowania kończyły się skwitowaniem- nie dziękuję.

Pewnego razu naszła mnie refleksja, ze może tracę coś ciekawego, są przecież ludzie którym jazz smakuje. Nie podobno by wszyscy się katowali lub wmawiali sobie, ze jest super. Być może jest jakaś grupa snobów, ale nie wszyscy ! Zacząłem więc słuchać. Łatwo nie było, jak to na początku, tym bardziej, że pierwszą płytą była „Bluish” Tomasza Stańko. Nie podeszła mi do tego stopnia, że wstawiłem do komisu. Niestety a właściwie stety, nie sprzedała się i to był moment zwrotny w mojej „karierze”. Puściłem jeszcze raz, kolejny i kolejny i… zakochałem się. Później to już poszło z górki.

 

A wracając do pytania, bardzo ciekawego zresztą, dostrzegam pewien problem. Jazz ma tak wiele twarzy, że odpowiadając >nie lubię< trzeba by sprecyzować tak naprawdę jakiego jazzu nie lubię:) Osoby nie znające jazzu (w jakiejkolwiek postaci) muszą mieć o nim zupełnie inne wyobrażenie niż miłośnicy. Wśród tych drugich tez nie brakuje przeciwników pewnych nurtów.

Był kiedyś u mnie kumpel, przekonany że jazzu nie da się słuchać. Zapuściłem mu kilka kawałków, wcale nie łatwych. Mniej istotne czy mu się podobały czy też nie, ale skomentował to w ten sposób: ”a mówiłeś, że słuchasz jazzu” :)

IMO aby stwierdzić, że czegoś się nie lubi trzeba to najpierw dobrze obwąchać.

Moje pytanie dotyczyło raczej melomanów,ludzi osłuchanych z muzyką,a nie ignorantów.

Obserwuję sporą grupę ludzi intensywnie słuchających różnych gatunków muzycznych,rocka,klasyki,opery itd.

którzy są "głusi" na jazz (niezależnie od gatunku).A są to przecież słuchacze o dużej wrażliwości na sztukę.

Może to kwestia typu osobowości( ja np. nie czuję poezji).

Zauważyłem jeszcze jedną prawidłowość znacznie więcej jazzfanów słucha muzyki tzw. poważnej niż odwrotnie,

fani klasyki słuchający jazzu.

Nie jest to przynajmniej w moim przypadku kwestia wieku.Jazzu zacząłem słuchać w wieku licealnym,a powagi w studenckim.

A tak w ogóle to najlepiej słuchać jednego i drugiego.

Jestem miłosnikiem muzyki poważnej i jazzu nie lubię.

 

Przyznaję, że być może za mało próbowałem, ale dotychczasowe próby mnie zniechęcały.

 

Jazz wydał mi się muzyką pozbawioną konstrukcji na wyższym poziomie: skupioną na mikrostrukturze, bez budowania przebiegów o dalszym zasięgu. Niewielka inwencja melodyczna, zbyt duża waga położona na magię wykonawstwa (improwizacji) i dźwięku per se. Muzyka audiofilska, mało muzyczna. Muzyka, która się snuje, ale nie porusza. Sprawia z pewnością dużo przyjemności wykonawcom - mniej słuchaczom (przynajmniej niektórym). Wynikiem jest klimat, nie przeżycie muzyczne. Muzyka onanistyczna.

Ja też mogę podpisać. Zwłaszcza brak konstrukcji mnie zniechęca, to bezcelowe snucie się. To się może podobać zwłaszcza w utworach z lat 60. ale jednak poczucie obcowania z prawdziwą muzyką odzyskuję dopiero przy Bachu.

rozumiem , chociaz nie popieram kolegow ze nie lubicie jazzu

ale zeby nazywac jazz muzyka onanistyczna?

w/g tej teorii kazda muzyka przy ktorej nie da sie dreptac w duecie mozna nazywac muzyka onanistyczna:-)

Witam wszystkich, ponieważ to jest mój pierwszy wpis.

Osobiście nie jestem jakimś miłośnikiem jazzu. Ale nie mogę też napisać, że mi się nie podoba. Nie będę jednak ściemniał. Jazz który mi się podoba jest zawsze powiązany z czymś innym. Przeważnie z filmami albo książkami (Haruki Murakami się kłania). Generalnie wolę nowoczesne jego odmiany, w tym najbardziej twórczość Jamiroquaia. W sporej części są w niej elementy jazzu.

"Jazz wydał mi się muzyką pozbawioną konstrukcji na wyższym poziomie: skupioną na mikrostrukturze, bez budowania przebiegów o dalszym zasięgu. Niewielka inwencja melodyczna, zbyt duża waga położona na magię wykonawstwa (improwizacji) i dźwięku per se"

- kapitalna antyteza.

Dla mnie jazz jest dokładnie tym - czym nie jest dla Ciebie.

Pozdr.

>- kapitalna antyteza.

>Dla mnie jazz jest dokładnie tym - czym nie jest dla Ciebie.

 

Zgadzam sie:)) w 100%.

Osobiscie lubie klasyke, ale hmm obracamy sie wokol interpretacji czegos co z calym szacunkiem dobrze znamy.. dlatego blizsze mi sa konstrukcje wspolczesnych kompozytorow.

Jazz to dla mnie wolnosc, kreatywnosc, nieskrepowana inwencja, ciagly rozwoj.

Muzycy jazzowi maja warsztat i czesto wyksztalcenie o jakim moze pomarzyc wiekszosc ludzi grajacych rocka czy pop.

To powoduje, ze ze swoboda zapuszczaja sie w rejony dla innych niedostepne i czesto niezrozumiale przez tzw. "szeroka publicznosc".

W podstawowce sluchalem duzo Zeppelinow, Purpli, punka, nowej fali. Pewnego wieczoru w trojeczce

uslyszalem muzyke Steve Colemana, potem kolejne audycje i dzisiaj jazz to u mnie 80% nagran.

Reszta to klasyka i awangarda. Traktuje jazz i klasyke z rownym szacunkiem, ale zauwazyliscie, ze roznica miedzy publicznoscia w filharmonii a klubie jazzowym polega na tym, ze Ci pierwsi wiedza kiedy klaskac, a Ci drudzy czuja kiedy to nalezy zrobic. To jest tzw. wtajemniczenie. pozdrawiam

Z tym że - zapewniam - znacznie większa sztuka jest wiedzieć kiedy wolno klaskać w filharmonii (a zdarzające się przypadki nietrafionego aplauzu - z reguły z rąk 1 (jednej) osoby na całej sali wywołują ogolną wesołość - widziałem kiedyś Herreweghe śmiejącego się do swojej orkiestry gdy jedna pani siedząca zresztą obok zaklaskała w krociutkim antrakcie Mszy Bacha). Oklaski na występie jazzowym są dośc sztampowe - solówka, więc oklaski większe lub mniejsze, ryzyko znikome:), i tak dalej:)

 

A dlaczego nie lubią jazzu? Myślę że odpowiedź na to pytanie będzie niesłychanie cenna gdy nadejdzie od osób które zdołały wyjśc poza formy popowo-rockowe, od osób które swoim znawstwem muzyki klasycznej potwierdzają że ich brak zamiłowania do jazzu nie jest po prostu trudnością w przyswajaniu skomplikowanych form muzycznych.

>Z tym że - zapewniam - znacznie większa sztuka jest wiedzieć kiedy wolno klaskać w filharmonii

 

Moim zdaniem to wynika ze znajomosci (wiedza) materialu muzycznego:) a niestety na koncertach jazzowych obserwuje czasami naplyw publiki mowiac delikatnie chcacej pokazac klaskaniem, ze wie/zna a nie rozumie, ze tutaj trzeba czuc groove i feeling lub po prostu miec jako takie osluchanie. Stad to ostentacyjne klaskanie, nie budujace napiecia i emocji na koncercie. Jest to bardzo irytujace i deprymujace chyba dla muzykow rowniez. Ponoc w Warszawie sie to czesto zdarza:)) ale byc moze tam w zwyczaju jest nagradzanie oklaskami na roznych wiecach i przemowieniach po kazdym zdaniu:)))

 

>Oklaski na występie

>jazzowym są dośc sztampowe - solówka, więc oklaski większe lub mniejsze, ryzyko znikome:), i tak

 

Ryzyko jest duze niestety i wpadka czytelna, choc atmosfera luzniejsza niz w filharmonii.

>Z tym że - zapewniam - znacznie większa sztuka jest wiedzieć kiedy wolno klaskać w filharmonii

 

Moim zdaniem to wynika ze znajomosci klasyki/materialu muzycznego:) a niestety na koncertach free-jazzowych obserwuje czasami naplyw publiki mowiac delikatnie chcacej pokazac klaskaniem, ze wie/zna a nie rozumie, ze tutaj trzeba poczuc groove i feeling lub po prostu miec jako takie osluchanie. Stad to ostentacyjne klaskanie, nie budujace napiecia i emocji na koncercie. Jest to bardzo irytujace i deprymujace chyba dla muzykow rowniez. Ponoc w Warszawie sie to czesto zdarza:)) ale byc moze tam w zwyczaju jest nagradzanie oklaskami na roznych wiecach i przemowieniach po kazdym zdaniu:)))

 

>Oklaski na występie

>jazzowym są dośc sztampowe - solówka, więc oklaski większe lub mniejsze, ryzyko znikome:), i tak

 

Ryzyko jest duze niestety i wpadka czytelna, choc atmosfera luzniejsza niz w filharmonii.

Wpadka na koncercie jazzowym będzie duża i doprawdy straszna gdy nikt sie do niewczesnego entuzjasty nie przyłączy:) - ale zawsze się jacyś przyłaczają:)). Zresztą poniekąd im wolno - wszak w jazzie kogoś może "oklaskowo" zachwycić niuans przeoczony przez innych:)

"Jazz wydał mi się muzyką pozbawioną konstrukcji na wyższym poziomie: skupioną na mikrostrukturze, bez budowania przebiegów o dalszym zasięgu. Niewielka inwencja melodyczna, zbyt duża waga położona na magię wykonawstwa (improwizacji) i dźwięku per se. Muzyka audiofilska, mało muzyczna. Muzyka, która się snuje, ale nie porusza. Sprawia z pewnością dużo przyjemności wykonawcom - mniej słuchaczom (przynajmniej niektórym). Wynikiem jest klimat, nie przeżycie muzyczne. Muzyka onanistyczna."

 

Jeszcze 5 lat temu bym się pod tym podpisał. Ale ostatnio mój pogląd w tej sprawie radykalnie się zmienił. Przede wszystkim pojęcie jazzu jest równie szerokie i nieostre jak pojęcie np. muzyki poważnej. Powyższy wpis, jak sądzę dotyczy jakichś odmian smooth-jazzu lub maintstreamu... Ale tego rodzaju generalizacje można by stosować do każdej formie twórczości, również do klasyki – np.(to będzie karykatura). „bezmyślna celebra, muzyka uniemożliwiającą spontaniczny odbiór, odgrzewanie wciąż tych samych kotletów, nuda i rutyna opłacana z pieniędzy podatników, muzyka dla ludzi, którzy potrafią słuchać tylko tego co już dobrze znają. Bezpłodność twórcza rozdęta do postaci ubranej we frak, nadmuchanej prezerwatywy. Sztuka dla impotentów”.

 

Ja zacząłem słuchać jazzu bo słuchanie wyłącznie klasyki (głównie romantycznej z dodatkami XX-wiecznymi i barokowymi) zaczęło mnie nużyć, a do muzyki tzw. dawnej nie mogę się przekonać. Wydaje mi się, że szeroko rozumiany jazz, przez swoją otwartość na bardzo różne inspiracje jest dużo ciekawszym medium dla muzyki współczesnej, niż jej „twarda” filharmoniczna odmiana, np. muzyka Mathew Shippa czy Kena Vandermarka wydaje mi się ciekawsza i bardziej żywa niż oratoryjno-symfoniczne mastodonty Pendereckich i Kilarów. Albo czy można na serio twierdzić, że opery Bizeta albo Belliniego to muzyka górująca nad ”A Love Supreme ” Coltrane’a? Otwartość na improwizację i niemal totalny eklektyzm to, moim zdaniem, podstawowe zalety jazzu. Słuchanie 100-tej wersji na pozór tego samego standardu, czy też covera, który za każdym razem staje się nowym autonomicznym utworem, znacznie bardziej poszerza pole muzycznej wyobraźni, niż słuchanie 111 interpretacji sonaty op. 111 Beethovena. Lub, żeby nie generalizować w drugą stronę, gdy słucham Beethovena i Coltrane’a czuję się bogatszy, niż gdybym słuchał tylko Beethovena.

 

P. S. rozważania na temat "wyższości" oklasków filharmonicznych nad klubowymi(jazzowymi) sa dość zabawne. Snobizm i asekuranctwo wystepują zapewne w obydwu wypadkach. Np. w Filharmonii Narodowej publika szaleje na zawołanie po, często przeciętnych, koncertach medialnych gwiazdek, a przy wystepach wybitniejszych, ale mneij lansowanych artystów sala jest wypełniona w 2/3. Na końcu transmisji z bardzo przeciętnych realizacji operowych z MET albo Bayreutch tez słychać huraganowe owacje. Podbny typ egzlaltacji wystepuje zapewne na koncertach jazzowych.

dzaro

>Słuchanie 100-tej wersji na pozór tego samego standardu, czy też covera, który za każdym razem staje

>się nowym autonomicznym utworem, znacznie bardziej poszerza pole muzycznej wyobraźni, niż słuchanie

>111 interpretacji sonaty op. 111 Beethovena. Lub, żeby nie generalizować w drugą stronę, gdy słucham

>Beethovena i Coltrane'a czuję się bogatszy, niż gdybym słuchał tylko Beethovena.

 

Jedna z najbardziej znakomitych rzeczy jakie slyszalem w obrebie tzw. jazzu inspirowanego klasyka sa plyty Uri Caine'a. "Przerobil" Beethovena, Mozarta, Mahlera, Schumanna a jego Wariacje Goldbergowskie? Mniam.

To jest klasyka podana w sposob zywy, inteligentny jednym slowem arcyciekawy.

"Jazz wydał mi się muzyką pozbawioną konstrukcji na wyższym poziomie: skupioną na mikrostrukturze, bez budowania przebiegów o dalszym zasięgu. Niewielka inwencja melodyczna, zbyt duża waga położona na magię wykonawstwa (improwizacji) i dźwięku per se. Muzyka audiofilska, mało muzyczna. Muzyka, która się snuje, ale nie porusza. Sprawia z pewnością dużo przyjemności wykonawcom - mniej słuchaczom (przynajmniej niektórym). Wynikiem jest klimat, nie przeżycie muzyczne. Muzyka onanistyczna."

 

„Zwłaszcza brak konstrukcji mnie zniechęca, to bezcelowe snucie się. To się może podobać zwłaszcza w utworach z lat 60. ale jednak poczucie obcowania z prawdziwą muzyką odzyskuję dopiero przy Bachu.”

 

„Też się podpisuję. Gonitwa bez sensu. Ego ponad sztuką. Ale klasyczne wykształcenie od razu słychać u muzyków jazzowych i wtedy jest dobrze np. Gustavsen Trio czy EST.”

 

 

Widzę,ze wśród ludzi osłuchanych, czy tez muzycznie wykształconych jest sporo jazzowych ignorantów:) Przypuszczam, że krytyka nie dotyczy wszystkich nurtów jazzu. Niewykluczone, ze przy większej determinacji w poznawaniu jazzu, szczególnie ambitniejszych odmian, może byście go nie pokochali ale przynajmniej docenili.

 

Zgadzam się co do „braku konstrukcji”, ale z tego równie dobrze można uczynić zaletę, improwizacja nie musi się „snuć”, wszystko zależy od umiejętności,wyobrazni i wrażliwości muzyka. Melodyka w jazzie nie jest najwazniejsza, raczej wariacje, improwizacja, interakcje między muzykami i oczywiście rytm.

Ocenianie jazzu poprzez pryzmat muzyki poważnej nie ma sensu.

Jazz to zupełnie coś innego niż muzyka grana jak partytura i dyrygent przykazał, ani lepsza ani gorsza, po prostu inna.

 

Z drugiej strony nie dziwi mnie niechęć do jazzu ludzi osłuchanych w poważce, gdyż większośc tzw. muzyki jazzowej jest faktycznie nie ciekawa, wręcz kiczowata i trzeba się niezle natrudzić by znaleźć coś fascynującego (polecam małe niezależne wytwórnie)

"większośc tzw. muzyki jazzowej jest faktycznie nie ciekawa, wręcz kiczowata i trzeba się niezle natrudzić by znaleźć coś fascynującego"

 

ciekawe spostrzezenie...

ja byl raczej zamienil "jazzowej" na "klasycznej",

zdecydowanie trudniej wylapac ciekawa interpretacje muzyki klasycznej, czy dobre wykonanie danego utworu, tutaj dopiero trzeba sie natrudzic, w jazzie taki problem wogole nie wystepuje.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.