Skocz do zawartości
IGNORED

Fascynacje jazzowe


Rekomendowane odpowiedzi

Skąd takie specyficzne i niepowtarzalne brzmienie na pierwszych płytach grupy Nucleus? Oczywiście to zasługa całej grupy ale jednak jest pewien szczegół co odróżnia te płyty brzmieniem z późniejszymi dziełami. Ten "drobny szczegół" to Chris Spedding - niepowtarzalny gitarzysta. Jak wielu zacnych jego braci po fachu wyrobił sobie już na samym początku kariery swój styl i własne brzmienie. Jak opisano go w AllMusic był to jeden z najbardziej wszechstronnych gitarzystów sesyjnych w Wielkiej Brytanii.
Wydał kilkanaście albumów studyjnych i dwa koncertowe. Ja poznałem już kilka ale dziś chciałbym zaproponować fenomenalny debiut studyjny "Songs Without Words" z 1970 roku. (W sumie reszta twórczości nie bardzo pasuje do tego wątku).
Album trafił w sam środek mojego serca i jest jedną z najczęściej słuchanych płyt od kilku tygodni u mnie w domu. Polecam gorąco. 46ae18f83dd9d1a3dcca7b327d9d8432.jpg

Obok Speddinga:
John Marshall - perkusja
Paul Rutherford - puzon
 Roger Potter - bass
John Mitchell - klawisze


W niedzielne popołudnie słucham tego zestawu płyt - Ramsey Lewis 🖐️

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ja dla odmiany próbuję dziś przekonać się do płyt Charlie Parkera nagranych m.in. z takimi muzykami jak: Max Roach, Dizzy Gillespie, Thelonious Monk, Charles Mingus, itp.
Niestety nie daję rady. Z całym szacunkiem - rozumiem, że to była wspaniała muzyka i przełom w rozwoju bebopu, ale dla mnie to brzmi tak archaicznie, że nie jestem w stanie się tym zachwycić.
Nie wiem czy kiedykolwiek dorosnę do jazzu z przełomu lat 40 i 50-tych.

16 minut temu, soundchaser napisał:

Ja dla odmiany próbuję dziś przekonać się do płyt Charlie Parkera nagranych m.in. z takimi muzykami jak: Max Roach, Dizzy Gillespie, Thelonious Monk, Charles Mingus, itp.
Niestety nie daję rady. Z całym szacunkiem - rozumiem, że to była wspaniała muzyka i przełom w rozwoju bebopu, ale dla mnie to brzmi tak archaicznie, że nie jestem w stanie się tym zachwycić.
Nie wiem czy kiedykolwiek dorosnę do jazzu z przełomu lat 40 i 50-tych.

Nie martw się mam to samo jeżeli chodzi o jazz z lat 40 i 50 - tych. Na chwilę obecną mówię NIE 🙂

Podobnie nie przekonuje mnie free jazz bez żadnych muzycznych domieszek z innych stylów jazzu. 

Czyli w tzw. czystej postaci muzycznej

Edytowane przez mdavis
Ja dla odmiany próbuję dziś przekonać się do płyt Charlie Parkera nagranych m.in. z takimi muzykami jak: Max Roach, Dizzy Gillespie, Thelonious Monk, Charles Mingus, itp.
Niestety nie daję rady. Z całym szacunkiem - rozumiem, że to była wspaniała muzyka i przełom w rozwoju bebopu, ale dla mnie to brzmi tak archaicznie, że nie jestem w stanie się tym zachwycić.
Nie wiem czy kiedykolwiek dorosnę do jazzu z przełomu lat 40 i 50-tych.
Pewnie byłoby o wiele łatwiej gdyby jakość tych kopii była lepsza. Osobiście jestem przekonany, że najlepiej byłoby słuchać tego z patefonu. Miałem kiedyś okazję i właśnie Parkera.

  • Redaktorzy
3 minuty temu, piorasz napisał:

Osobiście jestem przekonany, że najlepiej byłoby słuchać tego z patefonu. Miałem kiedyś okazję i właśnie Parkera.

Mono?

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

16 minut temu, soundchaser napisał:

Ja dla odmiany próbuję dziś przekonać się do płyt Charlie Parkera nagranych m.in. z takimi muzykami jak: Max Roach, Dizzy Gillespie, Thelonious Monk, Charles Mingus, itp.

Dobrze kombinujesz Sound - te rzeczy są obowiązkowe, chociaż przyjemności ałdiofeelskiej nie dają jak w przypadku smooth jazzowych piosenek Ramsey Lewisa. W każdym razie, uważam, że bez wczesnych nagrań bebopu i wiedzy o tym co się wtedy działo, jakakolwiek dyskusja o jazzie nie ma sesnsu. Uważam, że w ogóle jakakolwiek zabawa w jazz, bez znajomości Charlie Parkera, jest zabawą w chowanego.

To są w większości archaiczne nagrania, i co najgorsze, większość w beznadziejnej jakośći, ale tu nie chodzi o to, żeby się zachwycać po audiofeelsku, tylko żeby wiedzieć, od czego zacząć dyskusję o bebopie, jak i o całym modern jazzie. Lata czterdzieste i początki 50-tych nie były jeszcze łaskawe dla jakości nagrań jazzowych - ten biznes dopiero się rozkręcał. Nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek dyskusji o jazzie bez wiedzy i osłuchania Charlie Parkera i spółki - czyli osłuchania i znajomości rzeczy Monka, Charlesa Mingusa, Dizziego, Maxa Roacha... i jeszcze kilku innych. Oni stworzyli to, czego większość jazzfanów słucha obecnie.

Ale już takie jam session z Charlie Parkerem z 1952 brzmi w miarę przyzwoicie i chociaż dużo brakuje tej płycie do jakości zadowalającej, to jednak jest to już coś.

Szkoda, że nie ma Maxa w tym jamie, ale o niczym to nie przesądza.

 

Parker's Mood

49 minut temu, Chicago napisał:

Uważam, że w ogóle jakakolwiek zabawa w jazz, bez znajomości Charlie Parkera, jest zabawą w chowanego.

Wiele razy przymierzałem się do Parkera i innych z tego okresu i za każdym razem to była moja muzyczna porażka. Nie mogę więc powiedzieć, że ja tej muzyki wcale nie znam. Znam ją na tyle, żeby wiedzieć co się wtedy grało i to mi wystarczy. Nie zamierzam się katować czymś czego chyba nigdy nie polubię. I tu nie chodzi o słabą jakość nagrań, tylko samą muzykę, która w tych latach była mało kreatywna. Pewnie się z tym nie zgodzisz, bo skoro ci ludzie tworzyli wtedy historię jazzu i wyznaczali nowy kierunek w rozwoju bebopa to jak można ich muzykę nazwać mało kreatywną (?). Mi chodzi o to, że w tej muzyce nie odnajduję takich emocji jak w jazzie późniejszym. Zacząłem słuchać boxu Parkera ze wszystkimi płytami nagranymi dla Verve i oprócz tego, że są tam różne płyty - z krótkimi "kawałkami", bardziej rozbudowanymi, nawet z orkiestrą smyczkową, to muzycznie jest to dla mnie nie do strawienia. Mało się dzieje w tym jazzie, jest zbyt powtarzalny i przewidywalny mimo improwizacji. Po prostu - archaiczny...no bo jaki ma być jeśli to są lata 40-te i początek 50-tych... Nawet późniejsze płyty nagrane niedługo przed śmiercią Parkera też nie zmieniają mojego podejścia do tego grania. Dopiero pod koniec lat 50-tych w moim odczuciu w jazzie zaczyna być ciekawiej, a lata 60-te i 70-te to już naprawdę wysyp bardzo ciekawych płyt, różnych stylów, rozwoju i poszukiwań.

Edytowane przez soundchaser
  • Redaktorzy
3 minuty temu, piorasz napisał:

Przecież te nagrania są tylko mono. Patefon zresztą też

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Znam kilku ludzi mówiących na gramofon "patefon".

Tak tylko zagaiłem. Wiem, że stereo weszło później.

Kiedyś chciałem jedno ramię poświęcić płytom mono, kupić i zawiesić wkładkę mono, ale odpuściłem temat.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez kangie
Dopisane słowo

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Znam kilku ludzi mówiących na gramofon "patefon".
Tak tylko zagaiłem. Wiem, że stereo weszło później.
Kiedyś chciałem jedno ramię poświęcić płytom mono, ale odpuściłem temat.
Mono?
Przecież te nagrania są tylko mono. Patefon zresztą też
Co nie znaczy, że nie ma pięknie zrealizowanych płyt w mono właśnie.

P.S
Wysłaliśmy posta w jednym czasie i trochę wyszły kwiatki
  • Redaktorzy
Teraz, piorasz napisał:

Co nie znaczy, że nie ma pięknie zrealizowanych płyt w mono właśnie.

Znam temat. Na jednym ze spotkań "Audiofil" w 2014 r. Roger Adamek z RCMu prezentował tor analogowy mono vs. stereo. Osobne napędy, osobne phono pre i wkładki Miyajima mono, druga stereo. 

Przednia zabawa! Potężna kula dźwięku i barwa nie do opisania jak grały stare płyty mono.

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Wiele razy przymierzałem się do Parkera i innych z tego okresu i za każdym razem to była moja muzyczna porażka. Nie mogę więc powiedzieć, że ja tej muzyki wcale nie znam. Znam ją na tyle, żeby wiedzieć co się wtedy grało i to mi wystarczy. Nie zamierzam się katować czymś czego chyba nigdy nie polubię. I tu nie chodzi o słabą jakość nagrań, tylko samą muzykę, która w tych latach była mało kreatywna. Pewnie się z tym nie zgodzisz, bo skoro ci ludzie tworzyli wtedy historię jazzu i wyznaczali nowy kierunek w rozwoju bebopa to jak można ich muzykę nazwać mało kreatywną (?). Mi chodzi o to, że w tej muzyce nie odnajduję takich emocji jak w jazzie późniejszym. Zacząłem słuchać boxu Parkera ze wszystkimi płytami nagranymi dla Verve i oprócz tego, że są tam różne płyty - z krótkimi "kawałkami", bardziej rozbudowanymi, nawet z orkiestrą smyczkową, to muzycznie jest to dla mnie nie do strawienia. Mało się dzieje w tym jazzie, jest zbyt powtarzalny i przewidywalny mimo improwizacji. Po prostu - archaiczny...no bo jaki ma być jeśli to są lata 40-te i początek 50-tych... Nawet późniejsze płyty nagrane niedługo przed śmiercią Parkera też nie zmieniają mojego podejścia do tego grania. Dopiero pod koniec lat 50-tych w moim odczuciu w jazzie zaczyna być ciekawiej, a lata 60-te i 70-te to już naprawdę wysyp bardzo ciekawych płyt, różnych stylów, rozwoju i poszukiwań.
Ja jednak myślę Sound, że jednak chodzi o jakość tych nagrań. A gdybyś choć raz posłuchał na żywo bandu (kilkunastoosobowego) grającego muzę z lat 20-30 i późniejszą to myślę, że by Ci trochę rura zmiękła
Ja miałem kilkakrotnie okazję i wiem co piszę. Kiedyś nawet tu wklejałem filmik z koncertu w plenerze w Popradzie, który wspominam do dziś z ogromną sympatią.



Jeszcze go odszukałem. To wprawdzie nie Parker ale Parkera też grali

3 godziny temu, piorasz napisał:

Wydał kilkanaście albumów studyjnych i dwa koncertowe. Ja poznałem już kilka ale dziś chciałbym zaproponować fenomenalny debiut studyjny "Songs Without Words" z 1970 roku. (W sumie reszta twórczości nie bardzo pasuje do tego wątku).
Album trafił w sam środek mojego serca i jest jedną z najczęściej słuchanych płyt od kilku tygodni u mnie w domu. Polecam gorąco.

Masz poniższą płytę w formacie CD ?

22 minuty temu, piorasz napisał:

To wprawdzie nie Parker ale Parkera też grali

To big-bandowe granie, którego też nie lubię z tego okresu.

To big-bandowe granie, którego też nie lubię z tego okresu.
Dziwne... Bo zdaje się kiedyś rozmawiając ogólnie o muzyce doszliśmy do podobnych wniosków czyli, że w każdym gatunku muzycznym można odnaleźć prawdziwe perełki. Jestem przekonany, że teraz trochę bez namysłu zbytnio uogólniasz zagadnienie. Ja też takie gafy czasem popełniam nawet tutaj. Kiedyś np bez pomyślunku napisałem, że w jazzie nie lubię wibrafonu - cóż za bzdura - wspominam do dziś
Masz poniższą płytę w formacie CD ?
Nie mam. Poluję na nią. Jest jedna w stanie Mint na Discogs za 25 euro z wysyłką.
  • Redaktorzy

Ja właśnie polubiłem jazz dzięki Miltowi Jacksonowi. Wibrafon i płyta Miles Davis & Milt Jackson Quintet / Sextet - od tego się zaczęło.

Ale ze mnie słaby jazzman... Przy Was jestem leszczem.

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

5 minut temu, kangie napisał:

Ja właśnie polubiłem jazz dzięki Miltowi Jacksonowi. Wibrafon i płyta Miles Davis & Milt Jackson Quintet / Sextet - od tego się zaczęło.

Jeżeli lubisz Milta Jacksona posłuchaj tej płyty 👍

Stanley Turrentine With Milt Jackson – Cherry (1972)

 

  • Redaktorzy
8 minut temu, kangie napisał:

[...] od tego się zaczęło.

Rok 1956. Oczywiście wznowienie.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

16 minut temu, piorasz napisał:

doszliśmy do podobnych wniosków czyli, że w każdym gatunku muzycznym można odnaleźć prawdziwe perełki.

Oczywiście, że tak. Jednak gdy nie lubisz np. disco-polo to nawet taka perełka gatunku jak największy przebój Zenka nie jest w stanie Cię zachwycić. 😉

  • Redaktorzy
2 minuty temu, soundchaser napisał:

Oczywiście, że tak. Jednak gdy nie lubisz np. disco-polo to nawet taka perełka gatunku jak największy przebój Zenka nie jest w stanie Cię zachwycić. 😉

Jesteś tego pewien @soundchaser?? A ten wykon? 😄

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

15 minut temu, mdavis napisał:

Jeżeli lubisz Milta Jacksona posłuchaj tej płyty 👍

Stanley Turrentine With Milt Jackson – Cherry (1972)

Kurna chata, "żre" od kilku pierwszych taktów! Aleś mi poprawił humor. Będzie słuchanie przed snem... 😄

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Zwłaszcza akompaniament Mariety Żukowskiej robi różnicę. Podobnie jak żona Maxa Roacha w jego muzyce. 😆
Nie od dziś wiadomo, że niektóre covery mogą być lepsze od oryginału.
Prosty przykład - Blinded By the Light Bruce'a Springsteena w wykonaniu Manfred Mann's Earth Band.

15 minut temu, mdavis napisał:

Stanley Turrentine With Milt Jackson – Cherry (1972)

Na poniższym wydawnictwie jest ta pozycja wraz z dwoma Stanleya 

Wydawnictwo: BGO Records BGOCD1372

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Kolejna płyta Maxa Roacha przesłuchana i ląduje w ulubionych.

Drums Unlimited (1966)

Max Roach - drums
Freddie Hubbard - trumpet (tracks 2, 4, & 6)
Roland Alexander - soprano saxophone (track 4)
James Spaulding - alto saxophone (tracks 2, 4 & 6)
Ronnie Mathews - piano (tracks 2, 4 & 6)
Jymie Merritt - bass (tracks 2, 4 & 6)

image.png.0dc8a7d543f20b3e80cbacbb34033662.png

To już teraz wiem od kogo czerpał inspirację Billy Cobham nagrywając swoją opus magnum Spectrum w 1973 roku. Słyszę tu wyraźne wpływy i zaczerpnięte pomysły.

1 godzinę temu, soundchaser napisał:

Wiele razy przymierzałem się do Parkera i innych z tego okresu i za każdym razem to była moja muzyczna porażka. Nie mogę więc powiedzieć, że ja tej muzyki wcale nie znam. Znam ją na tyle, żeby wiedzieć co się wtedy grało i to mi wystarczy. Nie zamierzam się katować czymś czego chyba nigdy nie polubię. I tu nie chodzi o słabą jakość nagrań, tylko samą muzykę, która w tych latach była mało kreatywna. Pewnie się z tym nie zgodzisz, bo skoro ci ludzie tworzyli wtedy historię jazzu i wyznaczali nowy kierunek w rozwoju bebopa to jak można ich muzykę nazwać mało kreatywną (?). Mi chodzi o to, że w tej muzyce nie odnajduję takich emocji jak w jazzie późniejszym. Zacząłem słuchać boxu Parkera ze wszystkimi płytami nagranymi dla Verve i oprócz tego, że są tam różne płyty - z krótkimi "kawałkami", bardziej rozbudowanymi, nawet z orkiestrą smyczkową, to muzycznie jest to dla mnie nie do strawienia. Mało się dzieje w tym jazzie, jest zbyt powtarzalny i przewidywalny mimo improwizacji. Po prostu - archaiczny...no bo jaki ma być jeśli to są lata 40-te i początek 50-tych... Nawet późniejsze płyty nagrane niedługo przed śmiercią Parkera też nie zmieniają mojego podejścia do tego grania. Dopiero pod koniec lat 50-tych w moim odczuciu w jazzie zaczyna być ciekawiej, a lata 60-te i 70-te to już naprawdę wysyp bardzo ciekawych płyt, różnych stylów, rozwoju i poszukiwań.

Dokadnie. Nie ma sensu znęcać się nad sobą. Jak wiesz co z czym łączyć, i kojarzysz postacie, to wystarczy. Ja nie mówię o katowaniu się bebopem. W ogóle nigdy nie rozprawiałem o katowaniu się żadną muzyką. Mam dni, że w ogóle nie słucham. Tylko siebie wtedy słucham. A póżniej powracam do słuchania innych. I tak czas leci. Serio rzecz ujmując, każdy ma swój sposób na słuchanie muzyki i na własną próżność - to są indywidualne klimaty. Ale ponieważ, przeszedłem pewną 'określoną' drogę jazzową, więc wskazuję tylko to, od czego w modern jazzie należy zacząć, ewentualnie poznać, jak się zaczęło jazz odkrywać od doopy strony. Z drugiej strony, samo słuchanie muzyki jest tak indywidualnym i abstrakcyjnym zajęciem, że rozprawianie o słuszności czegokolwiek w tym kontekście, jest biciem piany. Ja ukazuję tylko drogi i mówię to, czego mnie nauczono, i to co wiem. Staram się, ale mam też świadomość, że gust i podejście do muzyki jest indywidualnym feelem i niekoniecznie kogoś może interesować to, co mnie interesuje. Wspomniałem o Birdzie z kronikarskiego obowiązku. Chyba nie ma poważnego muzyka jazzowego, który nie zmierzył się z muzyką Charlie Parkera. Już kiedyś o tym wspomniałem, zresztą Miles w swoje biografii mówił to samo - cały jazz można objąć dwoma nazwiskami: Louis Armstrong i Charlie Parker.

Parker's Mood

21 minut temu, Chicago napisał:

Serio rzecz ujmując, każdy ma swój sposób na słuchanie muzyki i na własną próżność - to są indywidualne klimaty.

I tego się trzymajmy. Złota myśl, a przecież tak oczywista.

23 minuty temu, Chicago napisał:

zresztą Miles w swoje biografii mówił to samo - cały jazz można objąć dwoma nazwiskami: Louis Armstrong i Charlie Parker.

No to słuchajmy tylko tych dwóch, od których to wszystko się zaczęło. Ale czy na pewno od nich?
Tak czy inaczej nie miał Davis racji. 
Dla mnie nazwisk jest więcej...chociażby też Davis. Musiał to powiedzieć właśnie w tych latach 40/50-tych.

 

2 minuty temu, soundchaser napisał:

No to słuchajmy tylko tych dwóch

Chodzi o to, żeby oprócz słuchania, wyrobić sobie pewną świadomość, i 'technikę'. I naprawdę nie chodzi tutaj o słuchanie i audiofeelskość. Każdy z nas inaczej pojmuje i ogarnia jazz, co oczywiście nie ma większego znaczenia, bo to sztuka abstrakcyjna, jak i cała muzyka of kors.

 

17 minut temu, soundchaser napisał:

Tak czy inaczej nie miał Davis racji. 

Miał rację, ale nie trzeba się z tym zgadzać. Mówimy o symbolice, którą te dwa wielkie nazwiska tworzą - symbol tradycji i symbol nowoczesności. W oparciu o te symbole i tradycje, powstały, i powstają w dalszym ciągu, różnego rodzaju hybrydy i przeróżne kombinajcje. Brzmi to jak alternatywna wersja definicji jazzu, ale taki mam feel co do tego całego zgiełku.

Parker's Mood

17 godzin temu, kangie napisał:

Ale ze mnie słaby jazzman... Przy Was jestem leszczem.

Chodzi o to, że rozumiesz muzykę, ponieważ sam jesteś muzykiem, a to trochę stawia 'leszczowość' w zupełnie innym miejscu i na zupełnie innej pozycji i w świetle wypisywanych tutaj niejednokrotnie  bzdur, jesteś 'jazzmanem' z pierwszej półki - po prostu nie spotkałeś wcześniej na swojej drodze kogoś lub czegoś, co wytworzyłoby u Ciebie impuls do poznania tej muzyki i chęć zainteresowania się tematem. Ja bardzo lubię Twoje posty i szanuję Twoje zdanie - jazz nie ma nic z tym wspólnego.

 

Parker's Mood

Transkrypcja Boba Mintzera, grającego w utworze „Giant Steps” Johna Coltrane'a grana przez Matteo Mancuso -

obecnie dla mnie nr 1 gitary jazzowej.

 

Edytowane przez jamelo
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.