O muzyce:
Jedna z najlepszych płyt z udziałem Garbarka (tym razem w kwartecie Bobo Stensona). Nie piszę, że najlepsza, bo to tak, jakby powiedzieć "zawsze" albo "nigdy", ale tylko dlatego... No, ale do rzeczy; osobiście uważam, że Garbarka najlepiej słuchać tam, gdzie wtapia się w zespół innych wymiataczy; kiedy ma za dużo miejsca, to albo popada w patos, albo przynudza. Tutaj jest go dokładnie tyle, ile trzeba. A sama muzyka? Coś na kształt podróży z wyjściem na wysoką górę, odtańczeniem tanga na szczycie i zejściem już jako inny ktoś. Pięć utworów to w tym przypadku proporcja doskonała: początek, rozwinięcie, dzikie a zwycięskie apogeum, zejście i obfite podsumowanie. A co najważniejsze- kończy się tęsknotą za kolejną wyprawą. Przygoda na 102! Nad jednym można się zastanowić tak zupełnie a'propos- momentami Garbarek gra w stylu podobnym do Michała Lorenca, i to z wcześniejszych płyt tego drugiego. Żaden problem, bynajmniej, tak tylko sobie głośno myślę...i polecam absolutnie w ciemno!
O dźwięku:
W przypadku muzyki wybitnej, a o takiej tu mówimy, ciężko pisze się o jakości. Choć tutaj spokojnie można powiedzieć, że jest bardzo dobra.