Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Hifiman HE-400

Pierwszy kontakt   Wiedząc że jestem pod koniec listy testerów zastanawiałem się w jakim stanie dotrą do mnie słuchawki HE-400. Z jednej strony są to słuchawki do typowego odsłuchu domowego, z drugiej strony przez wiele rąk przede mną się przewinęły. Sztywny futerał z tworzywa sztucznego praktycznie nie nosił śladów użytkowania. Co po kilku wysyłkach, wyjmowaniu i pakowaniu dobrze wróży na przyszłość i pozwala sądzić że słuchawki można zabrać w dłuższą podróż, również w innym bagażu. Po otwarciu futerału zobaczyłem konstrukcję, która od razu wzbudza zaufanie. Spodobało mi się to że mimo że są to słuchawki już z nieco wyższej półki to pozbawione są wodotrysków, a konstrukcja jest względnie prosta. Za dopasowanie w dwóch płaszczyznach odpowiada stalowa obejma, która jest ładnie wykończona. Jednak to co jest zaletą, ma swoje drugie oblicze. Słuchawki kosztem solidności i uczucia wysokiej jakości wykonania są dość ciężkie, a przynajmniej takie wydają się być trzymane w dłoniach. Na głowie natomiast ten problem przestaje doskwierać... prawie. Pochwaliłem słuchawki za możliwość dopasowania do kształtu, jednak nie mogę tego samego powiedzieć o dopasowaniu do rozmiaru głowy. Słuchawki po wyjęciu z pudełka były ustawione na najmniejszy rozmiar głowy, mimo to dla mojego komfortu jeszcze trochę przydałoby się zmniejszyć rozmiar - niestety nie było takiej możliwości. Słuchawki założone na głowę już nie wydają się być ciężkie, dla mnie subiektywnie mogłyby nieco bardziej ściskać głowę, ale uważam że siła jest bardzo dobrze dobrana. Gdyby była możliwość lepszego dopasowania to raczej nie byłoby się do czego przyczepić. Słuchawki dysponują dwoma oddzielnymi wejściami kanałów w muszle do których wkręca się przewód. Tam gdzie jest rozdwojony przewody są miękkie i wygodnie. Natomiast pojedynczy kabel jest dość ciężki i sztywny, a jego każde otarcie o elementy zewnętrzne jest głośno słyszalne. Przejazd po suwaku brzmi jakby miał własne wzmocnienie.     Co słychać     Wszystko w porządku. Dźwięk jest poukładany. Praktycznie w każdym zakresie bardzo dobrze wypełnia przestrzeń. Jest równo rozłożony wokół głowy, dobrze napowietrzony. Ale do rzeczy. Separacja instrumentów stoi na dość wysokim poziomie, ale dźwięk fortepianu wydawał się nieco przygłuszony a jego niskie dźwięki generowały za mało basu. Początkowo sądziłem że to kwestia innych elementów toru lub źródła, ale na tym samym winylu elementy elektroniczne zagrały idealnie. Basu było dokładnie tyle ile trzeba. Nadal dla bassheadów by go trochę brakowało, ale dla mnie osobiście było idealnie. Jedynie wedle moich preferencji bas mógłby być trochę szybszy. Słuchawki świetnie odtwarzały muzykę filmową i mieszankę elektroniki z wokalami. Na pochwałę zasługuje na pewno odwzorowanie dźwięków w przestrzeni. Gdy wydaje się że już wszystkie strefy zagrały, słuchawki nadal potrafią zagrać dalej lub bliżej słuchacza. Słuchawki grają ciepło, dość jasno, ale trochę za wolno i zbyt mało analitycznie na smyczki. Wedle moich odsłuchów i w odniesieniu do mojego toru zdecydowanie lepiej brzmiała na nich elektronika i wokale. Mimo iż basu trochę brakuje to na górze słuchawki zdają się grać czysto bez końca. Gdy sądziłem że już wyżej dźwięk się załamie potrafiły mnie ponownie zaskakiwać czystym i trafnym odwzorowaniem.   Teoretycznie można by dalej dywagować, ale nie umiem lać wody a kolejne przykłady byłyby tylko powtórzeniami. Przejdę zatem do podsumowania.   Słuchawki wydają się być doskonałym wyborem dla kogoś kto słucha różnych gatunków muzycznych. Nie są specjalistami w żadnym z nich, ale w rewanżu nie posiadają wad sprzętu wyspecjalizowanego w konkretnym kierunku. Można z powodzeniem słuchać praktycznie wszystkie czerpiąc dużo satysfakcji, choć słuchawki zdają się lepiej odtwarzać muzykę cieplejszą i bas z elektroniki ponad separację klasykę i instrumentalizm. Jakość wykonania, spasowania i materiały wróżą długi okres bezproblemowego użytkowania. Inni producenci mogą brać przykład. Pozostaje jeszcze aspekt najmniej istotny a mianowicie wygląd zewnętrzny. W moim odczuciu ta linia słuchawek Hifiman jest najładniej zaprojektowaną ze wszystkich słuchawek jakie widziałem. Są modele bardziej efektowne, przykuwające uwagę, ale dla mnie właśnie Hifiman są wzorcem, dzięki minimalizmowi w budowie i prostocie projektu.


Pioneer N50A

Dobry, zrównoważony dzwięk, bez wyostrzeń i przebarwień W relacji do ceny super, moim zdaniem i w moim systemie lepszy od SM6 v2


Pioneer VSX-529

AMPLITUNER PIONEER VSX-529   Wstęp Drogi czy tani ? Przyjazny czy oporny ? Nowoczesny czy klasyczny? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w trakcie krótkiej przygody z nowym, „budżetowym” (na Allegro za ok. 1200-1300 zł) modelem amplitunera firmy Pioneer o symbolu VSX-529. W trakcie swoich testów będę posiłkował się zdjęciami (czasami gorszej jakości - nie jestem zawodowym fotografem ) i zrzutami ekranowymi tak, żeby każdy mógł zobaczyć to czego nie będę w stanie w 100% opisać w tekście.   Zawartość pudełka   Tak jak widać na zdjęciach karton zawiera to co potrzebne, a nawet więcej. Jest nią jedna tajemnicza rzecz, która zaskoczyła mnie trochę gabarytami i poziomem skomplikowania w porównaniu z jej przeznaczeniem. Ale zacznijmy od początku. Po rozpakowaniu kartonu ważącego ok 10 kg, oprócz samego amplitunera, mamy w komplecie pilota zdalnego sterowania wraz z kompletem baterii, kabel zasilający, mikrofon kalibracyjny, anteny AM i FM, instrukcję obsługi oraz coś co służy do rozbudowania naszego pudełka o łączność bezprzewodową WiFi.   Adapter, widoczny na zdjęciach powyżej, o symbolu AXF-7031 działa w przepełnionym do granic możliwości paśmie 2,4GHz o prędkości transmisji do 150Mbps. Fajna rzecz, tylko dlaczego w takim skomplikowanym wykonaniu ? Nie lepiej i prościej wbudować moduł WiFi w amplituner i wyposażyć go w anteny zewnętrzne ? Lub wszystko zmieścić w zwykłej obudowie od Pendrive-a? Sama konfiguracja to też niezła gimnastyka dla tych, którzy nie posiadają routera lub AP ze opcją WPS.W pierwszej kolejności trzeba podpiąć adapter pod jakiegokolwiek PC-ta, skonfigurować ustawienia sieciowe, odłączyć od PC-ta i dopiero podpiąć pod naszego VSX-529. Plusa daję za bardzo szczegółową i w pełni wyczerpującą instrukcję różnych sposobów podłączenia i samej konfiguracji co pozwoli nawet laikowi prawidłowo podpiąć i zainstalować WiFi w amplitunerze oraz polską wersję oprogramowania urządzenia.   Wygląd zewnętrzny Amplituner Pioneera VSX-529 (K-czarna wersja, S-wersja srebrna) prezentuje się, jak przystało na obecne czasy, bardzo ciekawie i modnie. Nie wiem jak innym, ale dla mnie sprzęt w czarnym kolorze bardziej odpowiada pod kątem elegancji i prezencji.   Dla porównania postawiłem testowany model na klasycznym amplitunerze Onkyo model 905, żeby można było porównać różnice w gabarytach obu sprzętów. Jak widać są one całkiem pokaźne jednak nie zapominajmy, że są to dwa zupełnie różne segmenty cenowe i jakościowe.  Panel przedni   Wykonany z tworzywa sztucznego do złudzenia przypominającego "szczotkowane aluminium”. Gdyby nie konieczność otwarcia amplitunera w celu zrobienia zdjęć wnętrza na potrzeby recenzji nie domyśliłbym się, że jest z plastiku. W środkowej części duży alfanumeryczny wyświetlacz prezentujący podstawowe informacje. To czego mi zabrakło to wizualizacji podpiętych głośników. Są za to wskaźniki informujące użytkownika o przeprowadzonej autokalibracji audio MCACC oraz włączonej funkcji HDMI Through.Liczba wskaźników, przycisków, gniazd oraz gałek obsługujących główne funkcje zredukowano do niezbędnego minimum dla zwykłego słuchacza. Jak przystało na budżetowe modele brakuje klapki zakrywającej, ale to już rzecz indywidualnego gustu. Najważniejsze dwie duże gałki umieszczone po lewej i po prawej stronie odpowiadają za sterowanie podstawowych funkcji amplitunera. Ta po lewo odpowiada za wybór wejść (INPUT SELECTOR), natomiast ta po prawo za regulację głośności (MASTER VOLUME). Przyjazne rozwiązanie dla tych, którzy lubią bawić się sprzętem bez pomocy pilota, szczególnie w ciemnościach własnego salonu. Jeśli chodzi o przyciski, to tak jak widać na zdjęciu wszystkie ulokowane są pod wyświetlaczem w centralnej części. Odpowiadają za: obsługę radia, jasności wyświetlacza oraz wybór wszelkiej maści trybów odsłuchowych audio. Jeden z przycisków o nazwie „iPod iPhone” ucieszy posiadaczy produktów ze znaczkiem nadgryzionego jabłka. Do szczęścia niestety zabrakło przycisków pozwalających, bez pilota, wejść w Menu amplitunera. Nie traktuję tego bynajmniej tylko jako wypaczenie człowieka, który na co dzień obcuje z wyższymi modelami. W dolnej części umieszczony standardowo rząd naklejek informujących użytkownika o tym co jest najważniejsze w zakupionym sprzęcie. To co mnie zaciekawiło, jak przystało na zagorzałego fana HD, to informacja o Ultra HD/60p o czym napiszę później. Gniazda jakie możemy znaleźć na przednim panelu to z lewej: wyjście słuchawkowe oraz gniazdo do podpięcia mikrofonu kalibracyjnego, z prawej: para wejść dedykowanych urządzeniom mobilnym: HDMI (znakomity sposób, aby podłączyć np. konsolę do gier lub kamerę) oraz iPod/USB (klasyczne nośniki pamięci sformatowane niestety tylko w FAT16/FAT32 oraz produkty Appla). Patrząc na przedni panel wydawać by się mogło, że sprzęt jest przyjazny multimedialnie głównie produktom typu iPhone, jednak jak za chwilę się przekonacie tylny panel wyprowadza nas z tego błędu.   Panel tylny   Na tylnej ściance najważniejszą rolę odgrywa w obecnych czasach oczywiście sieciowy port LAN i paleta HDMI z pięcioma (nie licząc tego z przodu) wejściami i jednym wyjściem. Tak jak wcześniej już wspomniałem Pioneer nie zapomniał również o użytkownikach smartfonów. Jedno z wejść HDMI opatrzone nazwą MHL daje właśnie taką możliwość jednak potrzebny będzie specjalny kabel, w który należy zaopatrzyć się samemu oraz oczywiście samo źródło kompatybilne z ww standardem. Kabel umożliwia przesył sygnału video w formacie Full HD, dźwięk wielokanałowy i jednocześnie może posłużyć jako ładowarka naszego smartfona. Fajna sprawa, tylko w erze ciągle rozwijającego się niechęci do kabli, pewnie z czasem zaniknie. XXI wiek to era inteligentnego bezprzewodowego sterowania i przesyłu obrazu i dźwięku.Gniazda HDMI przepuszczają nie tylko obraz w 3D, ale nawet 4K. Niestety nie wszystkie obsługują formaty 4k/50p i 4K/60p - tylko BD, GAME i SAT/CBL. Pozostałe dwa tylne i jedno przednie przepuszczają tylko do 4K/30p. To co należy w tym miejscu zaznaczyć to fakt, że amplituner tylko przepuszcza sygnał 3D i 4K. Gniazda HDMI są w wersji 2.0. Co do wersji HDCP nie udało mi się uzyskać od producenta żadnych danych. Chcąc więc mieć pewność, że amplituner spełni nasze oczekiwania pod kątem obrazu, szczególnie w najwyższym standardzie 3D lub 4K, proponowałbym pewną ostrożność i sprawdzenie z innymi odbiornikami i źródłami, czy przepuści wymagany sygnał bez jakichkolwiek kłopotów. Nie jest fajnie zobaczyć na wyświetlaczu napis ERROR i oglądać ciemność na nowo zakupionym, nietanim, telewizorze 4K. O problemach z tym związanych producent uprzedza w instrukcji obsługi. Oprócz gniazd HDMI, amplituner ma jedno wejście analogowe typu komponent i dwa kompozyt oraz jedno wyjście w tym ostatnim standardzie. Zawsze zastanawiam się jednak jakie jest uzasadnienie stosowania jeszcze najsłabszych złącz Composit a wywalenie dużo lepszych Component ? W sekcji wejść audio jest tylko jedno wejście optyczne i jedno coaxial, a dla źródeł analogowych przygotowano trzy pary RCA. Obok gniazda sieciowego LAN znajduje się port USB, który jest jednak tylko źródłem zasilania dla modułu adaptera Wi-Fi, pozwalającego w łatwy sposób dodać transmisję bezprzewodową (adapter dodawany jest w komplecie). Na koniec to co w każdej jednostce grającej typu wzmacniacz i amplituner jest jednym z głównych elementów na tylnym panelu – wyjścia do podpięcia kolumn głośnikowych. Amplituner jak wskazuje naklejka na przednim panelu to układ 5.2, więc posiada 5 wyjść na zwykłe głośniki 6-16 ohm oraz dwa wyjścia na subwoofery. Jeśli ktoś posiada przypadkiem drugi Sub to będzie mógł go wykorzystać do wzmocnienia najniższych rejestrów audio. Czy jest to potrzebne - nie wiem. Ja zamiast tego wolałbym dodatkową strefę. Subwoofer zazwyczaj dobieram mocą do wielkości pomieszczenia w którym ma grać. No ale chwyt marketingowy niezły bo zamiast 5.1 mamy naklejkę 5.2. To co jeszcze mamy na tylnym panelu to gniazda do podłączenia anten radiowych AM i FM, gniazdo Adapter Port do podłączenia zewnętrznego modułu Bluetooth, którego nie ma niestety w zestawie (w modelu VSX-824 mamy ten rodzaj połączenia wbudowany na stałe). Co ciekawe sprawdzając informacje o urządzeniu przez przeglądarkę lub przez podpięcie pod iPhone-a urządzenie testowe zgłasza się właśnie jako model 824. Nie mam czasu na zagłębianie się w szczegóły, więc nie będę sprawdzał jakie są różnice w firmware. Zapewne tylko drobne i kosmetyczne. Zapewne ostatnie dwa gniazda, które nie są opisane służą do serwisowania sprzętu w razie awarii.   Pilot   Krótko i na temat. Pilot ergonomiczny z dobrze rozmieszczonymi przyciskami potrzebnymi do obsługi wszystkich funkcji amplitunera. Wystarczy dokładnie popatrzeć na oznaczenia każdego klawisza i już wszystko jasne. Dodatkowo pilotem możemy sterować niektórymi telewizorami innych niż Pioneer firm, jednak traktowałbym tę opcję jako ciekawostkę. Zadziała lub nie. Jednej rzeczy mi tylko zabrakło w pilocie – nawet najtańszego podświetlania. Operowanie w ciemnościach pilotem to niezłe wyzwanie. Dobrze, że do obsługi testowanych sprzętów mam uniwersalnego i niezastąpionego Logitecha. Czy zainstalowanie kilku nawet najtańszych małych diodek to aż tak wielki koszt ? Pozostawię to bez komentarza.Wnętrze To coś co niedźwiedzie lubią najbardziej. Możliwość zobaczenia co siedzi we wnętrzu testowanego sprzętu zawsze traktuję jako nieczęsty przywilej testera. Do rzeczy. W amplitunerach oprócz jednostki zasilającej, końcówek mocy, przedwzmacniacza, analogowego modułu we/wy audio/video obecnie sercem staje zazwyczaj jedna płytka, która zajmuje się cyfrową obróbką video/audio. Jak coś na niej się uszkodzi, a sprzęt nie jest na gwarancji, to koszt naprawy praktycznie wychodzi na poziomie nowego. Mogą to zapewne potwierdzić użytkownicy amplitunerów firmy Onkyo (w tym ja). Tak również jest w przypadku testowanego modelu co widać na pierwszym zdjęciu. Najwięcej zaawansowanej elektroniki znajduje się na pierwszej od góry jasnozielonej płytce z wejściami/wyjściem HDMI. Tak więc przestroga dla użytkowników. Zanim podepniesz coś pod HDMI odłącz zasilania we wszystkich urządzeniach. Te wejścia są bardzo czułe na zwarcia.   Co ciekawe w architekturze wewnętrznej nie widzę większych zmian względem modeli z poprzedniego roku. Tylko moduł cyfrowy jest rozbudowywany. Całą przednią część obudowy zajmują końcówki mocy na dużym, niepełnym radiatorze. Całość wykorzystuje zapewne dyskretne elementy mocy. Tak przypuszczam, gdyż nie udało mi się dostać bez rozkładania na części pierwsze sprzętu żeby sprawdzić symbole. Układ jest klasycznie analogowy i zasilany z tradycyjnego, liniowego zasilacza, którego podporę stanowi duży, rdzeniowy transformator z etykietką z modelu VSX-824. Jak widać mamy w środku bazę od tego modelu. Możecie to zauważyć na kolejnych zamieszczonych zdjęciach tylko patrzcie uważnie. Płyta główna połączonaz przodu z gniazdem - klasycznym kablem HDMI.   W module cyfrowym sekcja audio to wielozadaniowy procesor DSP Texas Instruments z serii TMS320 () oraz niewielka kość przetworników AKM4588 (dwa kanały ADC i osiem DAC). Pamięć FLASH firmy Renesas.  Kostka DRAM firmy Zentel. Za HDMI 2.0 odpowiedzialna jest widoczna kostka firmy Panasonic o symbolu WM8647781A mająca swoją premierę w poprzednim roku. W sferze wideo dominują natomiast scalaki Silicon Image.  Pioneer zintegrował wszystkie układy, montując obok procesorów cyfrowych również elementy odpowiedzialne za komunikację sieciową LAN. W ten sposób wnętrza amplitunerów zaczynają coraz mocniej przypominać płyty główne laptopów. Ciekawie również jest wykorzystana obudowa jako chłodzenie niektórych elementów.W necie udało mi się znaleźć fotografię porównującą wnętrza modeli 529 i 924 – tak jak pisałem wcześniej różnica w płytce HDMI robi wrażenie.   Dodatki Menu ekranowe bez jakichkolwiek wodotrysków, proste i poukładane w sposób logiczny.   Bardzo przydatna opcja to HDMI Setup, gdzie możemy włączyć przepuszczanie sygnału po HDMI przy wyłączonym do Standby amplitunerze. Dzięki temu VSX-529 staje się dla jednego, zdefiniowanego, wejścia HDMI zupełnie przezroczysty. Należy tylko wspomnieć, że przy włączonej tej opcji Pioneer będzie zjadał troszkę więcej prądu, a co za tym idzie zwiększą nam się nieznacznie rachunki.Jak przystało na sprzęt z epoki XXI wieku w amplitunerze VSX-529 możemy wykorzystywać, przynajmniej w części, dobrodziejstwa dostępne w telewizorach nazywanych potocznie SMART. Radio internetowe – niestety po wielu bojach nie udało mi się odpalić po sieci LAN bezpośrednio z amplitunera. Niestety, nie mógł się połączyć z serwerem i pobrać czegokolwiek. Próbowałem również przy pomocy aplikacji iControlAV5, również bezskutecznie. Poniżej komunikat z iPhona. Jeśli uda mi się rozgryźć problem poinformuję co było powodem. Być może ustawienia sieci u mnie bądź jakiś inny błachy element.   iControlAV5- ciekawe i bardzo łatwe w obsłudze bezpłatne oprogramowanie pozwalające obsługiwać większość funkcjiz iPhona lub smartfona. Ta informacja zapewne ucieszy tych, którzy swoje telefony wykorzystuje nie tylko do rozmów. Poniżej kilka zdjęć bezpośrednio z iPhone-a. Oprogramowanie graficznie prezentuje się zdecydowanie lepiej niż to dostępne bezpośrednio w samym amplitunerze. Możecie sami porównać i ocenić patrząc na zdjęcia w części Media Server.   Spotify – to wg cioci Wikipedii „powstały w październiku 2008 roku w Szwecji muzyczny serwis oferujący swoim użytkownikom dostęp do milionów utworów w strumieniu za pomocą telefonów, tabletów i komputerów. Pozwala on na słuchanie na żądanie muzyki z wielu wytwórni płytowych, zarówno tych wielkich, jak i tych bardziej niezależnych. Serwis prezentuje społecznościowe podejście do słuchania i odkrywania nowej muzyki (listy znajomych, rekomendacje itp.).” Po kilku podejściach udało mi się posłuchać kilku darmowych pozycji również przez testowanego Pioneera i to po WiFi.  AirPlay - Funkcja umożliwia strumieniowe przesyłanie muzyki z iPhona na amplituner, również bezprzewodowo. Można jej używać w przypadku każdej aplikacji i zawartości, która na to pozwala. Funkcja pozostaje włączona, aż ją wyłączymy, więc można z niej korzystać w różnych aplikacjach. Na iPhonie pojawia się dodatkowa ikona AirPlay  pozwalająca przełączyć się pomiędzy głośnikami wewnętrznymi a głośnikami z Pioneera. Działa bezbłędnie na testowanym sprzęcie.Media Server - Amplituner podpięty pod własną sieć lokalną LAN pozwala użytkownikowi również na odsłuchiwanie udostępnionych nagrań audio. Ten rodzaj słuchania muzyki można uruchomić na dwa sposoby: 1) za pomocą iPhona lub smartfona (przewodowo lub bezprzewodowo).   2) Bezpośrednio z amplitunera  Dla chcących tym sposobem słuchać nagrań w formacie .flac mam dobre informacje. Wszystkie formaty działają. Gdyby ktoś miał kłopoty przy zainstalowanym Win7/64 i tylko WMP12 proponuję doinstalować Uniwersal Media Server. U mnie ten sposób zadziałał i po sieci LAN pojawiły się wszystkie wcześniej nieobecne pliki .flac.  USB – chyba najpopularniejszy port we wszystkich dostępnych urządzeniach nie zawodzi również w 529-tce. Jak widać na zdjęciach poniżej bez problemu widzi różne formaty audio, w tym również bezstratny .flac.  Sekcja Audio Powinienem w tym miejscu poświęcić najwięcej czasu na rozpisywanie się w temacie jakie formaty i jak gra sprzęt, jednak postanowiłem zawrzeć to w jednym zdaniu. Z dekodowaniem prawie wszystkich formatów Pioneer radzi sobie prawidłowo. Formaty MP3, WMA czy WAV – ze wszystkich możliwych źródeł odtwarzane są bezbłędnie, natomiast najbardziej kluczowy format Flac, również w wersji 24 bit/192 kHz odtwarzany jest tylko z nośnika zewnętrznego podpiętego pod wejście USB lub HDMI). Początkującym polecam włączyć jakikolwiek film (np. Avengers, Thor, Ironman, KungFu Panda) lub koncert ze ścieżką DTS HD lub Dolby True HD żeby usłyszeć różnicę w porównaniu ze zwykłym DTS lub DD. Sprzęt w bezproblemowo radzi sobie z formatami HD. Szkoda, że dostępnych jest tylko 5 kanałów głównych. Dzisiejszy amplituner musi nie tylko zadowolić użytkowników szukających wielokanałowego szaleństwa w kinie domowym, ale także zaoferować coś wartościowego i na topie młodemu pokoleniu, które w przerwie między filmami chce posłuchać muzyki ze swojej komórki/dysku/sieci lub radia internetowego często bez konieczności podpinania kabli. No to jak gra VSX-529 ? Bardzo dobrze – muzykalnie, nie eksponując przesadnie którejkolwiek części pasma, bez nadmiernego syczenia czy też dudnienia. Porównałem go na szybko z Onkyo 905 i naprawdę trudno się doszukać między nimi dużych różnic w jakości i charakterystyce brzmienia. Jedyne co słychać to mniejszy zapas mocy w porównaniu z Onkyo i gorsze basy. Jeśli ktoś lubi wysokie tony to Pioneer będzie dla niego dobrym kompanem. Góra pasma jest bardziej aktywna niż dół, jest bardziej śmiała ale jednocześnie czysta i selektywna. Bardzo duży plus muszę również dać za umieszczenie w amplitunerze automatycznej kalibracja, która sama dopasowuje optymalne parametry dźwięku do pomieszczenia, w którym będzie grała 529-tka.   Sekcja Video Podobnie jak w sekcji Audio nie mogę powiedzieć nic złego. Sprzęt sprawuje się poprawnie we wszystkich dostępnych formatach. Podpięte źródła sygnału pod najlepsze jakościowo HDMI w wersji 2.0 bardzo szybko są przełączane przez sprzęt. Obraz pojawia się po zaledwie 1-2 sekundach przy ustawieniach Auto. Nie mam niestety jeszcze żadnego odbiornika video w formacie 4K jednak czytając specyfikację zastosowanego układu elektronicznego firmy Panasonic z serii WM, odpowiedzialnego za nowy rodzaj HDMI, raczej nie mam wątpliwości co do tego, że poradzi sobie w 100% w przepuszczeniu sygnału. Producent tego układu to jeden z czołówki świata telewizorów z najwyższej półki. Amplituner przystosowany jest również do przesyłania obrazu 3D. To nie jest upscaling tylko 3D Ready. Podobnie jest w przypadku 4K (pass-through). Sprzęt testowałem na moim ulubionym materiale audio / video - scena z Kung Fu Panda , gdzie PO ćwiczy ze swoim Mistrzem. Ten fragment naszprycowany jest mnogością zmian obrazu i szybkością zmian scen dźwiękowych. Każdy podany na Pioneera sygnał był wolny od wszelkich niepożądanych artefaktów. Materiały wysokiej rozdzielczości wyglądały na niezmienione i miały dobrze nasycone kolory. Na wyjściu amplitunera po stronie audio podpięte były kolumny firmy KEF (bardzo wymagające zestawy) oraz po stronie video projektor firmy Vivitek pozwalający dostrzec na ekranie o przekątnej ok 120 cali wszystko co najlepsze i najgorsze. Amplituner bez problemu dał sobie radę również ze wszystkimi dźwiękami. Bardzo chętnie porównałbym najnowszego flagowca firmy Pioneer z moim Onkyo 905. Ciekawe jakie byłyby różnice w audio i video ?   Podsumowanie Pioneer, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo dobrze wpasowuje się w obecny nurt wszelkiego rodzaju nośników audio dostępnych na rynku. Pioneer VSX-529 to amplituner wielozadaniowy wyposażony w dopasowane do obecnych trendów technologie. „Przepuszcza” nawet 4K . Sprzęt dla tych, którzy nie mają czasu na zgłębianie tajemnej wiedzy z zakresu indywidualnej modyfikacji ustawień, tylko dla tych, którzy chcą mieć możliwość wybierania spośród gotowych niezliczonych ustawień. Jest to „prawie” sprzęt dla tych, którzy po przyniesieniu go do domu, podłączeniu głośników i różnych źródeł dźwięku i obrazu chcą się cieszyć tym co kupili. Napisałem „prawie”, bo mam oczywiście kilka uwag, które jako zwykły użytkownik chciałbym, żeby zostały zauważone i może w kolejnych modelach wdrożone. Są to jednak drobne elementy związane z ergonomią i prostotą użytkowania przez przeciętnego Kowalskiego, nie zaś z jakością obrazu i dźwięku. W tej strefie nie mam większych zastrzeżeń. Sprzęt sprawuje się poprawnie zarówno w odtwarzaniu słabych materiałów audio i wideo jak również tych z najwyższej półki ze znaczkiem HD . Przez prawie tydzień sprzęt był podłączony pod projektor Full HD rzucający na ekran obraz o przekątnej ok. 120 cali. Nie mam, niestety, żadnych przyrządów pozwalających mi w sposób profesjonalny zweryfikować zgodność tego co w specyfikacji z tym co w rzeczywistości, więc musicie mi uwierzyć na słowo. Jako wieloletni użytkownik kultowej w kinie domowym 905 od Onkyo oraz osoba, która ma styczność i innymi wysokimi modelami Onkyo, Yamaha, Denon w teście organoleptycznym video i audio jak dla mnie sprzęt Pioneera sprawuje się poprawnie. Każde podpięte w domowych warunkach źródło dźwięku czy też obrazu „gra” a to jest najważniejsze szczególnie w czasach kiedy wersje i odmiany m.in. HDMI, HDCP itp. zapewne spędzają nie jednemu sen z oczu, szczególnie przy podpiętym PC-cie. Nie ma nic gorszego jak szukanie po Internecie co zrobić jeśli coś nie działa. To co dodatkowo można zauważyć to fakt, że już w sprzętach poniżej 2 tys. PLN obecnie spokojnie mogą zacząć wybierać osoby, które wcześniej zastanawiały się nad wydaniem dużo większej sumy pieniędzy za tak dobrze wyposażony amplituner. VSX-529 jak przystało na erę wykorzystywania wszelkich nowoczesnych nośników audio i video nie zawiedzie swojego użytkownika. Podpinasz praktycznie co chcesz i oglądasz oraz słuchasz. Zapewne wyższe modele Pioneer-a mają mocniejsze i lepiej dopracowane sekcje audio i video, co zapewne przyda się przyzwyczajonym tak jak ja do zapasu mocy, jednak jeśli ktoś poszukuje w miarę uniwersalnego i poprawnie grającego amplitunera za niewielkie pieniądze nie zawiedzie się kupując testowany model. Zapewne postoi w salonie kilka dobrych lat przepuszczając przez siebie nawet sygnał video 4K w jakości audio HD. Ten model, gdyby miał jeszcze jedno wyjście HDMI, byłby wspaniałym uzupełnieniem dla tych, którzy mają w salonach amplitunery dobrej klasy z dobrymi końcówkami mocy i złączami HDMI v.1.3. Za w miarę rozsądne pieniądze mogliby uzupełnić swój sprzęt o funkcje SMART i dodać 3D i 4K.   Bezpośredni link do strony producenta - VSX-529 (http://www.pioneer.pl/pl/products/22/98/405/VSX-529-K/page.html)   Dodatkowe adresy YT gdzie dostępne są pierwsze filmy z testów http://youtu.be/Hv-rKJyXSaM http://youtu.be/KnMvH5lvHkw http://youtu.be/a-1KfIerkXE http://youtu.be/28q3ReGKhHc http://youtu.be/dJ1LFfQ79os


Pioneer N50A

Test Pioneer’a N-50A Odtwarzacz sieciowy N-50A to jeden z elementów rodziny stereofonicznych urządzeń audio firmy Pioneer. Sprzęt ten przeznaczony jest do odtwarzania muzyki zapisanej w formacie cyfrowym, odsłuchu radia internetowego, a dzięki przetwornikowi cyfrowo-analogowemu staje się świetnym urządzeniem dla użytkowników nie posiadających wejść cyfrowych w swoim wzmacniaczu lub amplitunerze.   Specyfikacja techniczna: Ogólne:Pobór prądu: 34WPobór mocy w trybie czuwania: 0,3WWaga (bez opakowania): 7,3kgWymiary: 435mm (szer.) x 99mm (wys.) x 330mm (głęb.) Sieć:Interfejs EthernetDLNA Wyjście analogowe audio:Gniazda: RCAPasmo przenoszenia 0,4Hz – 80kHz -3dBStosunek sygnału – zakłócenia: 1kHz, 0dB, fs 192kHz: >111dBZakres dynamiki: 1kHz, 0dB, fs 192kHz: >111dBCałkowite zniekształcenia harmoniczne: 1kHz, 0dB, fs 192kHz: <0,002%Separacja kanałów: 1kHz, 0dB, fs 192kHz: >105dB Cyfrowe wyjście audio:Koncetryczne wyjście cyfrowe: RCACyfrowe wyjście opytczne: Cyfrowe gniazdo optyczne Cyfrowe wejście audio:Koncentryczne wejście cyfrowe: RCACyfrowe wejście optyczne: Cyfrowe gniazdo optyczneUSB typu B: USB 2.0 High Speed       Opis produktu:   Po otwarciu kartonu w środku znajdujemy Pioneer’a, który został zapakowany z wielką dbałością – wytłoczki styropianowe sprawiają, że między nim a ścianką kartonu jest duża przestrzeń, która zmniejsza prawdopodobieństwo uszkodzenia urządzenia, a sam odtwarzacz owinięty jest w piankę zabezpieczającą go przed wszelkimi zarysowaniami. Drugą rzeczą znajdującą się w pudełku jest worek z akcesoriami zawierający:   Pilot zdalnego sterowania Dwie baterie AAA RCA audio (czerwony/biały) Przewód zasilający Karta gwarancyjna Instrukcja obsługi CD-ROM       Po rozpakowaniu zabezpieczeń można przystąpić do podłączania przewodów. Wszystkie gniazda są opisane, więc nie ma żadnych problemów z dopasowaniem wtyczek – podłączanie jest intuicyjne. Widać, że sposób ułożenia gniazd był również przemyślany przez konstruktorów. Gniazda lewego i prawego wyjścia audio zostały odsunięte od siebie, dzięki czemu można bez problemu podłączyć nawet potężne interkonekty. Sekcja cyfrowa znajduje się w górnej środkowej części tylnego panela i podzielona jest na wejście i wyjście - zarówno coaxial jak i optyczne. Na dole tylnego panela jest miejsce dla takich wtyczek jak USB do pamięci przenośnych lub urządzeń firmy apple, gniazda USB DAC, gniazda ethernet oraz gniazda USB służącego do zasilania opcjonalnego modułu WIFI. Ostatnim gniazdem jest wejście jack służące do przesyłania sygnału z pilota od wzmacniacza w przypadku posiadania całej rodziny sprzętu z najnowszej serii Pioneera.     Front wykonany jest niezwykle elegancko – na czarnej połaci aluminium znajduje się włącznik, 5 przycisków do sterowania, wyświetlacz, kilka małych świecących na niebiesko diodek i gniazdo USB/i-Pod.     Obsługę umożliwia głównie pilot, który dobrze leży w ręku, a przyciski na nim ułożone są w sekcje, co bardzo pomaga przy jego użytkowaniu. Na górze pilota znajdują się przyciski odpowiadające za wybór źródła, niżej część służąca do obsługi utworów, natomiast na samym dole są przyciski służące do nawigacji po menu. Z racji, że wyświetlacz urządzenia jest nieduży trzeba do niego podchodzić przy zmianie opcji. Użytkownicy iPhone-ów oraz smartfonów z systemem Android są w stanie wyeliminować ten problem przy użyciu ControlApp, wystarczy podłączyć telefon i Pioneer’a pod to samo źródło internetu. W przypadku takiego podłączenia można sterować urządzeniem z poziomu telefonu, a wszystkie informacje dotyczące tego co się dzieje w Pioneerze mamy w ręku.       Testowanie produktu:   Gniazda USB/i-Pod Pioneer wyposażony jest w dwa wejścia USB - z przodu i z tyłu - pozwalające podłączyć i-Pod, pamięć flash lub dysk HDD o ile jest on sformatowany jako FAT32. Podłączając i-Pod na początku nawigujemy z poziomu urządzenia firmy Apple. Możemy wtedy używać naszego playera dokładnie w taki sam sposób jak wtedy, gdy podłączone są pod niego tylko słuchawki. Po naciśnięciu na pilocie funkcji iPod CONTROL, iPod wchodzi w sterowanie pasywne i całą kontrolę przejmuje Pioneer. Biblioteka ukazuje się na wyświetlaczu naszego strumieniowca i za pomocą pilota możemy poruszać się po jego zasobach. W przypadku pamięci flash oraz dysków zewnętrznych sytuacja wygląda tak od samego początku. Podłączenie „zwykłych” odtwarzaczy MP3 niestety skutkuje niepowodzeniem jeśli chodzi o zauważenie plików muzycznych, tak samo było w momencie kiedy próbowałem podłączyć mojego smartfona. Odtwarzając pliki muzyczne na wyświetlaczu pojawiają się informacje dotyczące wykonawcy, utworu, albumu, jakości i formatu nagrania, czasu nagrania oraz - jeśli jest przypisana - wyświetlana jest również okładka.       Radia Internetowe W urządzeniu znajduje się biblioteka stacji radiowych z całego świata. Wybierając stacje możemy korzystać z takich filtrów jak rodzaj nadawanej muzyki, popularność stacji lub - to co wydaje się być najbardziej przydatne - szukanie po regionach. Dla naszego przypadku trzeba przejść drogę Countries -> Europe -> Poland by móc wybierać spośród rodzimych stacji. W takim podkatalogu również możemy szukać po wcześniej wymienionych filtrach lub otworzyć niezliczoną bazę wszystkich stacji. Po wybraniu interesującej nas rozgłośni na wyświetlaczu pojawia się jej nazwa, jakość nadawania, logo oraz to, jak długo jej słuchamy. Niestety przez to, że mamy do czynienia z radiem internetowym musimy się liczyć z opóźnieniem, które wynosi około 45 sekund względem czasu rzeczywistego, więc wszelkie konkursy radiowe w rodzaju „kto pierwszy ten lepszy” nie zdadzą tu egzaminu.       DAC Przetwornik cyfrowo-analogowy pozwala nam na podłączenie sygnału cyfrowego za pomocą gniazda koaksjalnego, optycznego oraz USB typu B, który zostanie przetworzony na sygnał analogowy. Daje to nowe możliwości dla fanów typowo analogowych urządzeń wzmacniających sygnał wejściowy. Wystarczy podłączyć pod N-50 np. konsolę do gier, TV, odtwarzacz DVD/BlueRay, czy wszelkiego rodzaju inne sprzęty, które nie posiadają analogowego wyjścia. Używając USB typu B możemy podłączyć komputer, który zobaczy Pioneer’a jako zewnętrzne urządzenie audio i wykorzysta go do przetwarzania muzyki. Funkcja USB-DAC umożliwia asynchroniczny transfer sygnału wykorzystując wbudowany w odtwarzacz zegar o wysokiej precyzji do obróbki sygnału audio. Niestety sterownik, który pobierałem ze strony producenta nie umożliwiał mi połączenia komputera z odtwarzaczem. Dopiero inny, ściągnięty z nieoficjalnych źródeł, rozwiązał problem i zapewnił synchronizację.       Spotify Litera A w nazwie N-50A oznacza możliwość korzystania z serwisu muzycznego Spotify. Wymagania są proste – należy posiadać konto Spotify, mieć połączenie z tym samym źródłem internetu co Pioneer i ściągniętą aplikację Spotify na smartfonie. Po włączeniu aplikacji trzeba wejść w ustawienia aplikacji i ustawić, że chcemy odtwarzać za pomocą naszego urządzenia zewnętrznego. Od tej pory aplikacja wykorzystywana jest jak zawsze, jednak dźwięk leci z głośników naszego zestawu stereo, a na wyświetlaczu telefonu pojawia się informacja, że odtwarzanie odbywa się za pomocą N-50A.       W przypadku posiadania konta w serwisie Spotify w zasadzie zbędne jest kolekcjonowanie utworów na wszelkiego rodzaju nośnikach. W połączeniu z tym urządzeniem posiadamy niemal nieograniczone źródło piosenek w naszym systemie HiFi. W trakcie odtwarzania na wyświetlaczu Pioneer’a pojawia się w zasadzie identyczny obraz jak przy odtwarzaniu utworów z pamięci flash.       ControlApp Aplikacja ControlApp jest świetnym rozwiązaniem w dzisiejszych czasach kiedy niemal każdy wyposażony jest w smartfon. Aby korzystać z aplikacji musi być spełniony warunek podłączenia internetowego opisany wcześniej. Po włączeniu aplikacji sprzęt wykrywany jest automatycznie i ściągana jest paczka oprogramowania dedykowanego dla naszego urządzenia – trwa to kilka chwil po których możemy cieszyć się przyjemnością korzystania z odtwarzacza za pomocą telefonu. Aplikacja daje nam możliwość zmiany źródeł, przeglądania katalogów czy szukania stacji radiowych. Co najlepsze wszystko widzimy przed samym nosem, nie ma konieczności podchodzenia do sprzętu. Dodatkowo aplikacja znajduje wszystkie utwory, które posiadamy na smartfonie i za pośrednictwem jednego przycisku możemy słuchać ich przez N-50A.       Dźwięk Pioneer ma w zanadrzu kilka ulepszeń dźwięku, które faktycznie są w stanie z plików cyfrowych dać sygnał nieodbiegający od analogowego. To, na czym dokładnie polegają te systemy, tłumaczy strona producenta. Ja zdecydowałem się je tylko wymienić: Hi-bit32, Auto Level Control, 192 kHz/32-bit dla USB-DAC, Auto Sound Retriever. Budowa urządzenia wewnątrz również pokazuje, że sprzęt nastawiony jest na wymagających odbiorców – osobna sekcja zasilająca dla obwodu analogowego oraz cyfrowego. Jak się to ma w praktyce? Jeśli miałbym znaleźć zwycięzce między N-50 grającego pliki w formacie FLAC, a odtwarzaczem PD-8030, nie umiałbym zdecydować, który jest lepszy. Oba urządzenia radziły sobie z dźwiękiem podobnie. Natomiast już przy próbie radiowej między F-701, a testowanym strumieniowcem widać korzyści na rzecz N-50. Dźwięk był dynamiczniejszy, a kontrabas grający w tle jazzowego utworu miał dużo głębsze niskie tony.     Podsumowanie:   Pioneer N-50A jest urządzeniem, które wprowadza nas w nową erę słuchania muzyki cyfrowej. Umożliwia odsłuch plików multimedialnych z urządzeń przenośnych jak również bezpośrednio z komputera czy smartfonu. Dzięki przetwornikowi DAC jesteśmy w stanie wykorzystać starsze wzmacniacze i amplitunery do nowych celów. Dzięki swojej uniwersalności sprzęt może trafić do domów osób, które głównie kolekcjonują swoją muzykę w postaci cyfrowej zapisanej w plikach mp3 lub FLAC jak również osób ceniących sobie wysoką jakość dźwięku. Jest świetną alternatywą dla konwencjonalnych odbiorników radiowych szczególnie teraz, kiedy trzeba przygotować się na przejście z sygnału analogowego na cyfrowy. Przetwornik DAC sprawia, że N-50A staje się ciekawym uzupełnieniem dotychczasowego zestawienia sprzętu stereo jaki posiadamy. Dodatkowa możliwość słuchania utworów z bazy Spotify sprawia, że pozostałe źródła dźwięku stają się wręcz zbędne. Urządzenie mógłbym polecić osobom młodym, które są biegłe w nowinkach technicznych, jak również dojrzalszym słuchaczom, którzy nie boją się wyzwań z nowoczesnym sprzętem i potrafiącym uwierzyć w to, że dźwięk cyfrowy również może brzmieć analogowo.     Film:     Link do strony producenta: http://www.pioneer.pl/pl/products/42/201/18420/N-50-K/page.html


Denon PMA-790

Zanim ten wzmacniacz do mnie trafił miałem wiele, wiele innych klocków tanich i drogich. Jego poprzednikiem był PMA-757 młodszy i słabszy braciszek z tej samej lini, co dało mi do myślenia, skoro mały tak całkiem nieźle gra to jak gra wielki? I tak w wiosenny dzień dwa lata temu powitałem na swej półce ku przerażeniu małżonki wielkiego Japońskiego Samuraja. Różnica pomiędzy PMA-757 a PMA-790 to dość znaczna przepaść. I mocy bo 757 ma tylko 2x50W jak i wyglądu bo mniejszy wyglądał wręcz zabawkowo. Wykonanie wzmacniacza w środku to dzieło sztuki, potężne ekranowane trafo które co jakiś czas przy włączeniu wywala mi bezpiecznik w domu.Olbrzymie kondensatory Nippon Chemicon 33000uF, solidne radiatory i po 4 Sankeny na kanał. Pod puszką ekranowaną z przodu sekcja przedwzmacniacza gramofonowego MM/MC. Pod tym wszystkim kolejna płyta sekcji regulacji barwy i wzmacniacza sterującego. Wzmacniacz nie posiada globalnej pętli NFB (non NFB), co na serio słychać. Od kiedy mam ten wzmacniacz kiedy tylko zajdę w odwiedziny do moich kolegów audiofili natychmiast na znanych mi nagraniach czuję z automatu takie dziwne spowolnienie dźwięku, czy to Sony, czy Sansui, nowsze modele Denona czy Nad i Onkyo to natychmiast to wyłapuję. Wiem, że to dziwne, ale na serio to słychać..mój słuch automatycznie wyłapuję w nagraniach jakby taką „lukę”. Wzmacniacz na serio ma w sobie to „coś”. Pięknie układa nagrania za kolumnami można policzyć muzyków, słychać palce na fortepianie a wokale damskie są wręcz cudne. Bardzo ładnie wychodzi wszelkiej maści muzyka elektroniczna, klasyka, swing, dance a nawet nowoczesna muzyka techno. Wbrew temu co pisze kolega na tym wzmacniaczu zacząłem trawić muzykę Jazzową za którą osobiście niezbyt przepadam. Są słabe strony rock i metal nie są lubiane przez ten wzmacniacz, może to tylko moje odczucia zwyczajnie te gatunki niezbyt mi podchodzą. Basowa podstawa to mocna cecha tego wzmacniacza jak i Denonów w ogóle więc się nie rozwodzę. Mam mały pokój 18m2 i w tak małym pomieszczeniu nie ma sensu pompować basu bo zaczyna wszystko rezonować. Moim zdaniem wzmacniacz warty więcej niż z drugiej ręki typowe 1400zł choćby dlatego, że przy nim niektóre inne wzmacniacze wyglądają jak cherlawi chłopcy. Wzmak jest dość wybredny dla źródeł z tanim odtwarzaczem Cd zagra tak sobie, z drogim przyzwoicie. Za to fajnie remasteruje starsze płyty Cd i winyle. Co do winylu ja nie posiadam gramofonu i nie przepadam za standardem LP. Lecz trzykrotnie był u mnie mój kolega z gramofonem Daniel z wkładką AT95 i grało to cudnie, jak określił właściciel nigdy jeszcze nie słyszał tak znakomitej sekcji MM. Określił dźwięk jako pluszowy, ciepły wręcz bajeczny. Na mój słuch wzmacniacz ten musi mieć również bardzo niskie zniekształcenia harmoniczne. Nie wiem, ale mam też wrażenie gdy słucham u kolegów ich klocków Sansui czy Exposure, że jest jakby bardziej twardo, mniej homogenicznie jakaś taka nieokreślona ziarnistość którego u mnie nie ma. Chciałbym mieć bezpośrednią możliwość porównania z nowszymi konstrukcjami Accuphase czy Denona. Może kiedyś?


Mogami Neglex 2529 Little Wonder

Na wstępie: to jest Neglex 2520, a nie 2529. Druga sprawa: są dwa kabelki Neglex 2520, niebieski oraz biało czerwony. Mam oba. Są oryginalne, fabryczne, konfekcjonowane wtryskowo. W sieci występują również pod nazwą Little Wonder oraz Sound Guard (w entuzjastycznej recenzji z "audio"). Powiem wam tyle, jest tak, jak napisano w tej recenzji: to cud. Uderzająca mikrodynamika, wpleciona w zdarzenia w sposób nienatarczywy, muzykalny. Scena rozbudowana w szerz i w głąb, bez odczucia rozłażenia się zakresów. Każdy instrument ma swoją prawidłową wagę i rozmiar. Nawet największe składy orkiestrowe brzmią z potęgą, dynamiką, dyscypliną. Ja wiem, trzymamy w ręku sznurek o średnicy niespełna 3mm, długi na metr, wpinamy go na miejsce 12mm rury, kilkukrotnie droższej, to jest dyskomfort. Brzmieniowo jednak, to objawienie. Kto nie spróbuje, nie uwierzy. Frapuje mnie jednak różnica pomiędzy wersją niebieską, a dwukolorową. Bo ona jest. Kupiłem kabelki jako używki, czy to jest przyczyna różnicy? Niebieski ma więcej powietrza, detali, biało-czerwony ma cieplejszą barwę. Napisy na obu są dokładnie takie same.


Rotel RA 1070

Cóż, chciałem go mieć od dawna. Jestem fanem Rotela, więc na pewno nie jestem w pełni obiektywny. Miałem już : Ra 931, RA 971 i Ra 980BX. Oczywiście każdy grał inaczej. Ra 1070 łączy w sobie cechy 971 i 980 BX. Urządzenie bardzo solidnie zbudowane, z 2 parami solidnych gniazd głośnikowych, dwoma parami wyjść pre ampa, wielkim transformatorem toroidalnym i sporą ilością bajerów, nie koniecznie potrzebnych :) No i te niebieskie diody......... Jak każdy Rotel jest ekspresyjny i dynamiczny. W odróżnieniu od 980BX nie ma w sobie ciepełka i magii. Wali prosto w pysk ( Sepultura -Roots). Spora rezerwa mocy. Jednocześnie nie jest tak krzykliwy jak 971. Ma wyeksponowaną górną średnicę pasma, co pozwala usłyszeć wiele detali. Wysokie tony dość ostre ale pewnie jest to też wina kabla głośnikowego Tara labs. Bas trzymany mocno w ryzach potrafi zejść nisko i połechtać po brzuszku. Najlepiej sprawdza się w muzyce dynamicznej, choć płyty z muzyką metalową słabiej zrealizowane od razu są obnażone . Kapitalnie brzmią wokale i sekcja ( Police - Ghost in the machine, Sister of mercy- Floodland). Przy gęstszej fakturze dźwięku troszkę hałasuje, choć pewnie to kwestia doboru okablowania. Świetnie brzmi w muzyce klasycznej (Cztery pory roku- Vivaldi- Nigel Kennedy) . Część płyt słabiej brzmiących na 980BX zaskoczyło mnie pozytywnie ( Metallica- master of puppets; Primus-sealing on the seas of chees). Lecz świetnie zrealizowane klasyki nie powaliły mnie na kolana. ( Rush - Moving pictures, Signals; Yes -90125). Przy słuchaniu testowej płyty w pełni zrealizowanej analogowo pokazał świetną stereofonię i dynamikę. Pewnie z czasem odnajdę w nim więcej zalet ale i wad. Troszeczkę się zawiodłem, bo brakuje mu kultury przekazu dźwięku, którą posiada 980BX. Na razie staram się przesłuchać jak najwięcej płyt aby przyzwyczaić się do brzmienia Ra 1070.


Pioneer PD-M750

Sam byłem zdziwiony, kiedy zobaczyłem ten model w katalogu Pioneera na rok 1991. Nie wierzyłem, że zmieniarka może należeć do serii Reference, bowiem to rzecz niebywała. Trudno o ten model na rynku wtórnym, tym bardziej w przyzwoitym stanie, jeszcze trudniej trafić na taki, który nadawałby się do ekspozycji w salonie. Przyznam, że miałem szczęście, ponieważ mój egzemplarz jest teraz głównym odtwarzaczem i stoi dumnie na czarnym szkle. Producenci przyzwyczaili nas do tego, że po zmieniarce nie można spodziewać się poprawnego dźwięku i solidnych rozwiązań technicznych. Zawsze były to urządzenia cechujące się napędami i przetwornikami z niższej półki o głośnej mechanice. PD-M750 to jednak inna bajka. Mechanizm zmiany płyt słychać, ale nie jest on bardzo głośny. Zmiana krążka następuje szybko, dopiero ze stoperem w ręku widać, że jest to trochę ponad 6 sekund, nawet jeśli w trakcie odtwarzania postanowimy wybrać inny nośnik. Magazynek jest kompaktowy, ale delikatny. Można wysunąć tylko jedną tackę naraz i trzeba pamiętać o umieszczeniu płyty etykietą do dołu, bowiem laser PEA 1030, tak jak w modelach ze Stable Platter, przemieszcza się nad nośnikiem. Magazynek wkłada się jak dyskietkę, a wyciąga klasycznym sposobem, przy czym robiąc to po raz pierwszy w cichym pomieszczeniu może zaskoczyć gwałtowność tego procesu. Budowa odtwarzacza jest solidna – od spodu plaster miodu, z tyłu złocone wyjścia RCA rozstawione szerzej niż w niższych modelach oraz wyjścia optyczne i systemowe do synchronizacji z magnetofonem. Na płycie czołowej piękny i czytelny wyświetlacz, wyjście słuchawkowe oraz podstawowe przyciski sterujące. Brak klawiatury bezpośredniego dostępu do ścieżek, zastąpił ją zdobiony napis. I dobrze. Prawdziwe cuda kryją się wewnątrz. Zasilanie oparte jest na dwóch transformatorach, osobno dla sekcji cyfrowej i analogowej, każdy kanał posiada swój tor audio – w sumie dwa przetworniki PD 2028A, podobne jak w odtwarzaczach PD-65 czy PD-95, choć to zupełnie inna liga. Generalnie po otwarciu obudowy mamy wrażenie, ze patrzymy na troszkę inny model PD-9700. Mając na uwadze powyższe fakty dziwne wydaje się, ze producent postawił PD-M750 na mniejszych nóżkach, co od razu poprawiłem i mój egzemplarz stoi teraz na większych. Możliwości i funkcje odtwarzacza prezentują się ciekawie. Zapamiętuje on 20 różnych magazynków, do każdego z nich możemy przypisać inny typ muzyki i zaprogramowane lub usunięte z listy odtwarzania utwory. Po wznowieniu odtwarzania poziom głośności jest stopniowany (fade-in). Skanowanie pozwala usłyszeć najlepsze, czyli pewnie najgłośniejsze partie każdego utworu na wszystkich dyskach, lub tylko pierwszego utworu każdej płyty. Na rozbudowanym pilocie znajdują się przyciski bezpośredniego dostępu do ścieżek i dodatkowe funkcje, na przykład sterowanie poziomem wyjścia, czy znienawidzony układ ADLC, którego lepiej nie uruchamiać, ponieważ PD-M750 brzmi wtedy jak magnetofon z załączonym na kiepskiej taśmie Dolby C.   Dźwięk. Jest to mój pierwszy CD Pioneera, do tej pory za główny odtwarzacz służył Technics SL-PS840, według mnie przyzwoity klocek o przyjemnym, ciepłym brzmieniu. Zmieniłem też wzmacniacz na Pioneer A-616, o którym napiszę innym razem. Lubię stary dobry sprzęt z lat 90-tych, ale nie uważam się za audiofila w odniesieniu do słuchanej muzyki. Po co o tym wspominam? Nie będzie opisu brzmienia instrumentów muzycznych w małych składach, czy orkiestry. Nie będzie poważnych wykonawców często cytowanych w testach. Jak każdy mam kilka swoich własnych utworów, tylko troszkę z innej bajki. Sądząc po budowie i użytym przetworniku dźwięk jest podobny do generowanego przez PD-9700 czy PD-65, ale tego nie wiem na pewno. We wzmacniaczu A-616 cały czas włączona jest funkcja direct i pamiętając o brzmieniu SL-PS840 zaczynam. Pierwsze wrażenie to średnica – jest jej więcej, ale nie narzuca się i nie wybija, tylko jest na swoim miejscu doganiając resztę pasma. Wokale mają odpowiednią moc i czystość, natomiast jest jeszcze coś. Follow white rabbit... Słuchałem tej piosenki na różnych systemach – Harman Kardon, Denon, Sony ES, ale nareszcie dam znajomym spokój, ponieważ to jak zaśpiewała Melissa Loretta w utworze ATB – White Letters z płyty Distant Earth rozłożyło mnie na łopatki. Wciąż chcę tej słodyczy więcej. Cieplutki i delikatny niczym jedwab głos nareszcie ma przestrzeń i mikrodetale, a reszta dźwięków go nie przytłacza. Szybka zmiana płyty, żeby się upewnić. Eva Cassidy w utworze Fields Of Gold, co ciekawe znanym mi z kompilacji ATB, pokazała w cichych partiach mnóstwo szczegółów swojego głosu. Również wyraźniej słychać dźwięk szarpania za struny, na początku pomyślałem, że odtwarzacz nie lubi płyty i dodał sobie „pyk-pyk” do materiału. Niskie tony są dobrze kontrolowane, bas schodzi gdzie trzeba, ale nie rozłazi się co potwierdził Daft Punk i utwór Within z płyty Random Acces Memories. Wysokie tony nie są tak wycofane jak w SL-PS840, może nieco bardziej metaliczne. PD-M750 potrafi przekazać naprawdę sporo szczegółów w tym zakresie nie chowając za kocem najwyższych częstotliwości. Odtwarzacz przeszedł również mój test na sposób prezentacji dużej ilości informacji, czym jest utwór Contact zespołu Daft Punk z wyżej wymienionej płyty. Tu jest wszystko co potrzebne – najniższy bas, szybkie detale, cuda na kiju, więc zalecam ostrożność. Wszystkie dźwięki można bardziej odróżnić od siebie i delektować się nimi podczas odsłuchu, podczas gdy Technics zlepiał je bardziej ze sobą. Na scenie budowanej przez Pioneera czuć powietrze, nie zamknięte i wyciszone studio ale pogłos pomieszczenia, może to zasługa prezentacji wyższej średnicy. Ostatecznym moim testem jest zawsze utwór Gravity zaśpiewany przez Haley Gibby i pochodzący z płyty ATB – Future Memories. Nie zastanawiam się wtedy nad brzmieniem, tylko jesteśmy ona i ja. I tak na przemian z White Letters i Melissą – sprzęt przestaje mieć znaczenie. I jak tu nie być zadowolonym z PD-M750?   Nie jest to hi-end, ale jest urzekający i ładnie się prezentuje, jest bardziej oryginalny niż modele jednopłytowe. Stosunek jakości i możliwości do ceny rewelacyjny. Dlatego zostanie na swoim miejscu, aż znów kiedyś nie otworzę oczu ze zdumienia.


Roksan KANDY KA1 MK I

Wzmacniacz wykonany bardzo solidnie, przód to gruby płat aluminium, przykręcony czterema śrubami, na środku wskaźnik diodowy 4 przyciski i gałka „Volume”. Z wyglądu ma coś raczej z caspiana i w sumie taki mi bardziej się podoba niż model K2. Tył to solidne gniazdo EIC z wyłącznikiem sieci, szereg gniazd złoconych w tym phono dla dwóch rodzai wkładek i , gniazdo słuchawkowe i zworki dla sekcji pre i końcówki mocy. W srodku symetryczna konstrukcja z potężnym toroidem po środku i wielkimi jak literatki kondensatorami w układzie zasilacza. Cały wzmacniacz bardzo ciężki, ok 15kg. Oczywiście przed odsłuchem, godzinka aklimatyzacji bo wrócił z dworu, a przez tą godzinkę osłuchałem się płyt na PM6010 Marantza. Po przepięciu kabli, szok!!! Myślałem ze z moich budżetowych kolumienek nie da się zbyt wiele wycisnąć, a tu różnica słyszalna od razu. Dźwięk czysty i wypełniający cały pokój z doskonałą szczegółowością .Scena inaczej poukładana, szersza i co najważniejsze, nie jest w jednej linii jak w maranzu. Kate Melua dosłownie weszła mi na dywan a instrumenty na płycie Pink Floyd Meddle, z drugiego planu słychać było jakby zza ściany. Wzmacniacz jak mi się wydaje większość brytyjskich konstrukcji, gra bardziej środkiem i najniższym basem. Nie spotkałem się tez jeszcze z aż tak dużą różnicą dźwięku gdy wzmacniacz jest zimny a rozgrzany. W poprzednich wzmacniaczach które posiadałem, wzmacniacz wygrzany wykazywał się jedynie ledwo zauważalnym polepszenie dźwięku. Tutaj po 20-30 minutach wyraźnie słychać poprawę niskich częstotliwości. Przepięknie brzmi na nim trąbka, saksofon czy flet. Gitara na płycie Allana Taylora „colour of the moon”, jest tak realistyczna, ze zamykając oczy ma się wrazenie ze gra na żywo obok mnie. Może niekiedy jest wrażenie braku basu, ale jest to spowodowane zapewne tym że Oli30 nie schodzą najniżej, a w niektórych utworach właśnie ten zakres jest bardziej eksponowany, ale na pewno nie ma go mniej niż w Maranzu. Jedyny duzy minus to bardzo kiepski preamp gramofonowy. Dużo lepiej brzmią winyle przez CS Blue II. Wzmacniacz gra tak szczegółowo ze niestety obnaża wszystkie niedoskonałości płyt winylowych. Na tych na których kiedyś trzaski nie były tak słyszalne, tutaj słychać wszystko. Płyty które kupowałem oceniade na "exelent" czy "very best", smażą jak jajecznica na patelni, ale te "near mint" grają bajecznie.   Oczywiście słuchałem wiele wzmacniaczy i miałem wiele, ale nie wypowiadam się bo trudno cos porównać z czymś co słuchało się miesiąć a nawet rok temu, w dodatku na innym sprzęcie. Tutaj porównałem Roksana do marantza, poprzednio miałem Onkyo Integra A-8780, Sony 555ES i kilka amplitunerów. wszystko to grało gorzej od marantza, a marantz gorzej o klasę od roksana.   Podsumowując, wzmacniacz wart wydanych pieniędzy i myślę ze to taki mały wstęp do świata Hi-Endu


Jantzen Audio SOLID CORE OFC 17+20 AWG 6N Bi-Wire

Kabel nieco sztywny. Góra fajna szczegółowa z dobrą srednicą. Bas zróżnicowany. Bardzo dobra stereofonia - scena szeroka, źródła pozorne ładnie separowane osadzone punktowo. Muszę dopisać, że kabel z tych jasnych ale bez nadmiernej ilości wysokich, po prostu nieco mniej dociążony dół pasma mimo to i tak bas zróżnicowany z miejscami solidną podstawą. Sprawdzany (na FLAC ) amlitunerze kina domowego Yamaha rx-v671, Rotel 931, lampa MingDa Mc88PL, głośniki Monitor Audio Bx2 oraz Audio Physic Yara Classic II.   Zaczynałem od zwykłej linki 4kw. Po włączeniu Jantzen Solid Core troszkę się zdziwiłem bo nie wierzylem we wpływ okablowania na dźwięk - a jednak. Długo go nie zmieniałem bo i nie ma potrzeby, aż przyszedł czas wraz z rozwojem systemu na Chord Odyssey 2. I miedzy innymi porównywane również jantzen do w/w chorda. W swojej cenie Jantzen nie ma się czego wstydzić a nawet myślę że i w wyższym pułapie cenowym również. Warto zaznaczyć, że czesto stosowany jako okablowanie w systemach DIY, co również o czymś świadczy.


Hifiman HE-400

  Jak dotąd moje spotkania ze słuchawkami były raczej rzadkością. Pewnie spowodowane to było kontaktami ze słuchawkami zamkniętymi, które zawsze podczas dłuższych sesji odsłuchowych powodują u mnie zmęczenie. Dla kogo więc ta recenzja? Pewnie dla takich osób jak ja, które słuchają muzyki prawie tylko na kolumnach głośnikowych. Systemem referencyjnym będzie więc dla mnie mój system „głośnikowy” - Hegel H80+Oppo 105+Dynaudio DM 3/7+kable(zgodnie z zasadą 10% wartości całego sprzętu). W całym teście będę się do niego odnosił.     Na samym początku zanim założyłem słuchawki HE-400 zadałem sobie pytanie, czy słuchanie z ich pomocą będzie równie miłe jak na moim systemie który posiadam. Wybrałem kilka płyt, które zabieram na odsłuchy różnych systemów muzycznych oraz dwie, które są ze mną bardzo krótko. Słuchanie rozpocząłem od mojej ulubionej płyty Karen Souza – Essentials, utwory 1 i 14. Jakież było moje zdziwienie gdy popłynęła muzyka. Zupełne zaprzeczenie tego czego doświadczałem do tej pory słuchając na słuchawkach. Właściwie poczułem się jakbym słuchał na swoim sprzęcie. Oczywiście były różnice w przestrzeni, scena budowana przez głośniki jest większych rozmiarów. Jednak ten dźwięk był bardzo miły. Kolejne co mnie zaskoczyło to brak wciskania muzyki do środka głowy i zupełny brak zmęczenia. To słuchanie zaczęło wciągać, zmieniłem więc płytę na Artura Rojka, utwory 1,6. Tutaj zaskoczenie było jeszcze większe. Wszyscy, którzy znają tą płytę wiedzą, że w utworze pierwszym pojawiają się bardzo niskie rejestry i to właśnie usłyszałem na tych słuchawkach. Po prostu piękny nisko schodzący bas. Kolejne minuty słuchania utwierdziły mnie że słuchanie HE- 400 to sama przyjemność. Zastanawiam się jak grają wyższe modele tej firmy. Z drugiej strony skoro słucham głównie na głośnikach takie słuchawki byłyby zupełnie wystarczające dla moich potrzeb. Wieczorami gdy pozostali domownicy stają się mniej wyrozumiali, słuchanie HE-400 byłoby bardzo miłym rozwiązaniem. Rozochocony sesją muzyczną , którą sobie zafundowałem włożyłem do napędu kolejną ulubioną płytę Jorgosa Skoliasa i Bogdana Hołowni – Teles, utwór 3. Wciągający głos Jorgosa i piękne brzmienie fortepianu za sterami którego siedzi Bogdan. Tego trzeba posłuchać i poczuć się jak na kameralnym koncercie. Pomyślałem czas na klasyków i włożyłem do napędu kolejną płytę The Best Of Blue Note, utwory 5 i 7. Bardzo lubię saksofon więc chciałem go posłuchać na HE-400. Wybornie to zabrzmiało, scena rozciągnęła się jeszcze bardziej i znów pomyślałem, czy to nie moje Dynaudio grają. Jednak nie, tym razem grały fantastyczne choć przecież budżetowe słuchawki HE- 400. Ostatnio byłem na kameralnym „koncercie” Piotra Barona (saksofon), towarzyszyli mu Panowie grający na perkusji i kontrabasie. Zacząłem się wsłuchiwać i przypominać sobie tamte dźwięki. Kontrabas nie jest łatwym instrumentem do odwzorowania, a tu zagrało to jak dla mnie bardzo naturalnie, spodobał mi się też dźwięk blach perkusji, nie mówiąc już o saksofonie w którym jestem zakochany. Tak, tak, cały czas grały HE- 400, a nie mój sprzęt referencyjny. Pojawiły się też pewne ograniczenia mojego sprzętu. Słuchawki HE-400 wymagają mocnego wzmacniacza słuchawkowego. Mój Oppo 105 ma zbyt małą moc do swobodnego wysterowania HE-400. Jest to ograniczenie, bo można słuchać tylko na ¾, później pojawiają się zniekształcenia. Nie da się więc osiągnąć tego poziomu, co za dnia w moim systemie referencyjnym. To jednak szczegół, poziom głośności jest do zaakceptowania. Pomyślałem, że jak zmienię wzmacniacz na H160 to lepszy wzmacniacz słuchawkowy przyjdzie tu z pomocą (H80 go nie posiada, stąd podpięcie do Oppo). Tyle narzekania. Przyszedł czas na moją nową płytę, którą przyniósł Aniołek. Berjozkele- Kołysanki Jidysz. Tu nie podaję utworów, bo przesłuchałem ją w całości. Bardzo nastrojowa płyta z miłym kobiecym wokalem. Kołysanka to dobre określenie, bo muzyka otacza nas zewsząd jakby kołysząc do snu. Doskonale się tego słucha na słuchawkach HE-400. Tutaj poziomy głośności mogą być dużo niższe, no może poza pierwszym utworem gdzie nisko schodzący bas wybrzmiewa na tych słuchawkach przepięknie. Tak też doszedłem do końca krótkiego testu, który uświadomił mi, że posiadanie słuchawek HE-400 byłoby bardzo mile dla każdego fana muzyki, który ma dobry zestaw Hi Fi i nie posiada jak dotąd satysfakcjonujących słuchawek. Dodam jeszcze, że budowa słuchawek HE-400 jest bardzo solidna i jak widać na zdjęciu, doskonale pasują do dobrego sprzętu Hi Fi.   Podsumowanie:   Słuchawki HE-400 to doskonałe uzupełnienie każdego dobrego zestawu Hi Fi. Zachęcam wszystkich, którzy zbudowali swoje systemy aby sięgnęli po te słuchawki. Zaskoczenie będzie bardzo miłe. Muzyka sączyć się będzie jak dobra whisky single malt o wieku kilkunastu lat. Muzyka, której użyłem do testów to głownie jazz i ballada. Jestem jednak przekonany (bo puściłem na nich kilka innych płyt), że każda muzyka wypadnie na nich wybornie. Czego to zasługa? Dla mnie dobrze wykorzystanej konstrukcji planarnej (cokolwiek by to znaczyło). Są to słuchawki otwarte, więc lepiej budują scenę muzyczną i powodują, że nawet jak długo słuchamy czujemy się bardzo dobrze. Brak też dyskomfortu, który odczuwałem używając wcześniej słuchawek o budowie zamkniętej, efekt wciskania muzyki do środka głowy.   Na koniec wielkie podziękowanie dla firmy RAFKO za udostępnienie do testów słuchawek HE-400. To bardzo mile spędzony czas.   P.S. Ale to jeszcze nie koniec. Nastał sylwester, a HE-400 szczęśliwym trafem zostały u mnie. Okazało się, że zostaję w domu. Postanowiłem zająć się katalogowaniem płyt CD w formacie flac. Najlepszy do tego celu komputer jest w pokoju syna, szczęśliwie On wyjechał na sylwestra i miałem wolny sprzęt. Zasiadłem więc do pracy i pomyślałem, że skoro obok na komodzie stoi sprzęt jak na zdjęciu.     To warto podczas pracy posłuchać HE-400 na czarnej płycie. No i zaczęła się sesja, która wywróciła moje postrzeganie muzyki. Kładłem na talerzu kolejne czarne płyty i rozkoszowałem się brzmieniem. Grali: Pink Floyd, John and Vangelis, Simon and Garfunkel, Mobi i było pięknie. Muzyka naturalna z której bije ciepło. Dużo miłego dla ucha środka ale basy i soprany też bardzo przyjemne. W niektórych miejscach słychać było basowe tąpnięcia. To wywołało we mnie refleksję, jak grało by to gdybym podłączył HE-400 do dobrej klasy wzmacniacza słuchawkowego i użył budżetowego ale jednak trochę lepszego gramofonu niż ten na zdjęciu. Wyobraźnia zadziałała. Myślę, że słuchawki HE-400 mogą być referencyjnym sprzętem dla wielu melomanów słuchających czarnych płyt. Ich też gorąco namawiam do posłuchania HE-400. Ja zakochałem się dzięki nim w czarnej płycie ponownie. PS39


Van Den Hul Vdh The Name

VDH The Name miał w zamierzeniu zastąpić u mnie Chord CobraPlus. Nie zrobił tego. Owszem, ocieplił całość jednak odniosłem wrażenie że zabrakło dynamiki - bas stracił wykop a wysokie... cytując kolegę "straciły blask". Dźwięk zyskał większą głębię, scena jednak zawężyła się. Instrumenty były bardzo dobrze ulokowane. Różne ciekawe efekty na płycie Depeche Mode - Delta Machine straciły wydźwięk, nie drenowały ucha tak jak powinny - a do tego jak mniemam Gahan je tam wsadził ;). Chord nie jest ideałem ze względu na ostrości ale daje czytelny i czysty przekaz - preferuje taki dźwięk bardziej niż nieco sztucznie ocieplony VDH.


Chord CobraPlus

Kabelki dla osób które nie chcą "zepsuć" dobrze złożonego zestawu. Być może nieco wyostrza górę pasma, co przy połączeniu z Rotelem i B&W może sprawiać wrażenie suchości. Scena jednak pozostaje szeroka a instrumenty poprawnie odseparowane. Talerze, miotełki, itp. brzmią jak żywe. Brak ociepleń które dał VDh The Name. Odniosłem wrażenie że VDH ma węższą scenę ale za to w ogóle nie zlewa instrumentów. CobraPlus natomiast zdaje się czasem nabałaganić. Podsumowując: trzeba posłuchać i wybrać, w tej cenie nie można mieć wszystkiego.


Indiana Line Tesi 260

Wykonanie porządne, okleina położona równo i czysto, matowa, czarna ścianka prezentuje się skromnie i elegancko. Kolumny odbierane wizualnie jako całość wypadają przyzwoicie, nie miałem wrażenia, że jakiś element wygląda tandetnie i został zamontowany w celu obniżenia kosztu produkcji o kolejnego dolara. Zastosowane głośniki wyglądają zaskakująco porządnie i zdecydowanie nie kojarzą się z najtańszymi konstrukcjami. Zaciski głośnikowe mogą sprawić problem posiadaczom grubych kabli. Mocowanie maskownic jest na metalowych kołkach, bardzo podoba mi się to rozwiązanie. Kolumny są zaskakująco głębokie w stosunku do ich wysokości, może sprawić to problem osobom, które zechcą postawić je np. na biurku przy komputerze. Może okazać się, że głośniki są niebezpiecznie blisko głowy słuchacza, co uniemożliwi poprawny odsłuch.   Czytając recenzje i opinie w mediach branżowych można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z wyjątkową okazją zakupu kolumn o niesamowitym stosunku jakości do ceny, mogących konkurować z konstrukcjami dwu, a nawet trzykrotnie droższymi. Niestety tak nie jest, nie dostaniemy mahoniu w cenie sosny. Porównanie z dużo bardziej zaawansowanymi konstrukcjami ukazuje natychmiast kilka charakterystycznych cech brzmienia Indian, mimo że bezpośrednia konfrontacja z moimi Paradigm Studio 100, które są konstrukcjami katalogowo 10 razy droższymi, jest dla Tesi 260 krzywdząca i przypomina walkę bokserską czterolatka z Majkiem Tajsonem. Moja żona po podłączeniu kolumn dostarczonych świeżo przez kuriera zapytała o cenę. Gdy udzieliłem odpowiedzi tysiąc z groszami, stwierdziła: To słychać.   Po dostarczeniu kolumn odpiąłem moje Paradigmy, prowizorycznie rozstawiłem i podłączyłem Indiany, przerzuciłem na szybko kilka płyt i zniesmaczony odstawiłem kolumny na półkę, bo to co usłyszałem nie miało nic wspólnego z obietnicami recenzentów. Wszystko oprócz stereofonii było mocno takie sobie, po prostu nieciekawe i mało wciągające. W tym momencie rozpoczęła się tygodniowa walka z audiofilską materią, testowanie różnych kombinacji sprzętu, który mam w domu. Jak to możliwe? Na początku zadałem sobie takie pytanie, bo przecież nie podłączyłem ich do chińskiej miniwieży, tylko do Krella KAV-300i i Asusa Xonar Essence One. Pierwsze wrażenia były następujące: W zależności od nagrania dźwięk przymulony delikatnie lub bardzo, bas potrafi zadudnić nieprzyjemnie, dobre stereo. Kolumny wchodzą w silną interakcję z pomieszczeniem, żeby bas był słuchalny trzeba było siedzieć w "sweet spocie", w przeciwnym wypadku, gdy np. usiadłem na kanapie pod ścianą bas dudnił. Nie mam w zwyczaju przywiązywania szczególnej uwagi do miejsca odsłuchu, bo tak naprawdę nie muszę z kolumnami, których używam na co dzień. Indiany mnie do tego zmusiły. Ostatecznie Indiany stanęły na prowizorycznych podstawkach o wysokości 55cm, w odległości 1,8m od siebie i około 1m od tylnej ściany. Być może dalsze eksperymenty z ustawieniem dałyby lepsze rezultaty, ale z powodu braku czasu na przemeblowanie pokoju nie dałem rady ich przeprowadzić. Próbowałem też zatykać otwory bas-refleks, owszem basu było mniej, ale nie dało to jakiegoś wyraźnego efektu poprawy przejrzystości brzmienia. Mimo tego uważam, że producent powinien dodawać w zestawie gąbki do bas-refleksu. Następnym krokiem była zmiana konfiguracji wzmacniaczy operacyjnych w Asusie. Używałem kombinacji dającej przyciemniony i nasycony dźwięk, który jednak w połączeniu z Paradigmami na pewno nie był przymulony i nudny. Nowy sprzęt, nowe wymagania, włożyłem więc z powrotem zestaw fabryczny z wersji +, czyli 4x NE5532 i 2x LM4562. Sytuacja uległa poprawie, ale mimo wszystko dalej bardzo dużo zależało od konkretnego nagrania, czyli niektóre płyty brzmiały przyzwoicie, a niektóre muliły mniej lub bardziej. Postanowiłem sprawdzić jak spiszą się z innym wzmacniaczem. Podłączenie Onkyo A-9711 dało poprawę brzmienia. Onkyo gra mocnym basem, w porównaniu do Krella ma wycofaną i mniej nasyconą średnicę, brzmienie nie jest tak gładkie. W połączeniu z Tesi 260 dźwięk stał się bardziej żywy, wymienione wyżej cechy brzmienia pozostały nadal słyszalne, aczkolwiek w nieco bardziej akceptowalnej formie. Dla mnie wniosek jest taki, te kolumienki powinny być łączone z budżetowym sprzętem, któremu właśnie często brakuje basu, nie ma nasyconej średnicy, a brak gładkości brzmienia Tesi odfiltrują i pokażą jako czynnik ożywiający dźwięk. Tak się szczęśliwie złożyło, że w czasie trwania testu Indian miałem dostęp do następujących kolumn: Paradigm Studio 100v5, Paradigm Studio 10v5, Dynaudio 52SE, Tannoy M1. O ile trzy pierwsze pozycje z listy, z racji ceny nie są dobrymi konkurentami do testów, to Tannoy M1 nadaje się jak najbardziej do porównań. Gdybym nie miał dostępu do kolumienek Tannoya, ta recenzja może byłaby przychylniejsza dla Indian. Indiany usiłują pewne rzeczy robić na siłę, za wszelką cenę starają się udawać dużo większe kolumny, co niekoniecznie im się udaje. Tannoye nic nie udają, nie starają się łamać praw fizyki, za to podłączenie ich zamiast Paradigmów Studio 100, nie powoduje zgryźliwych komentarzy słuchaczy, jak było w przypadku Tesi 260.   Kolumienki, mimo skromnych rozmiarów, mają dość mocny bas. Piszę dość mocny, bo porównanie z Dynaudio 52SE pokazuje im natychmiast miejsce w szeregu, ale na pewno nie powinno go nikomu brakować. Mi przynajmniej nie brakowało, wręcz przeciwnie, wolę mniej basu, ale lepszej jakości. Tesi 260 grają na basie plamami dźwięku, dźwięk jest tłusty, ale brakuje mu konturu i dynamiki. Prawa fizyki są nieubłagane, kolumienki próbują grać dźwiękiem większym niż wskazują to ich rozmiary. Prawie się to udaje, bo na normalnym repertuarze nie słychać drastycznego obcięcia pasma z dołu i zupełnego zaniku pewnych dźwięków, jak ma to miejsce w wielu małych monitorkach. Okupione to jest wyraźnym podbiciem górnego basu, a właściwie przełomu basu i średnicy. Daje to efekt ogólnego zmulenia dźwięku i nie podoba mi się zupełnie w tych kolumnach. W zależności od nagrania bas potrafi być w miarę poprawny lub bezlitośnie buczy w swoich górnych rejestrach, męcząc słuchacza.   Średnica jest podkręcona i nasycona, dźwięki są głębokie i wyraźne, ale tak jak w przypadku basu, mamy tylko plamy dźwięku, szczegóły artykulacji wokali są nieobecne. Pewne dźwięki były zdecydowanie podbite w stosunku do mojego sprzętu, jak dla mnie to plus, wokale były pogrubione i przybliżone. Dynamika średnicy lepsza niż basu, ale wszystko nadal takie grubo ciosane, bez szczegółów. Mam wrażenie, że gdyby bas był bardziej zdyscyplinowany i nie wjeżdżał na średnicę, to balans tonalny byłby ciekawszy.   Wysokie są zaskakująco poprawne, w stosunku do podkręconego basu i średnicy, są zwyczajnie normalne, bez super szczegółowości i krystaliczności, ale też bez natarczywości. W sumie miałem wrażenie, że wysokie są oderwane od reszty pasma przez swoją inność, a raczej normalność. Wyraźnie słychać zmiany w konfiguracji dołączanego sprzętu, także kabli. Scena jest szeroka i wybudowaną za linią kolumn.   Podsumowując - kolumny mają własny, wyraźnie zaznaczony charakter, brzmienie jest zbasowane i uspokojone, a raczej przyciemnione, nie ma mowy o agresji i natarczywości, nie ma też uderzenia i pazura. Dźwięk wyraźnie został "zrobiony", kosztem neutralności mamy przerysowany bas i wypchniętą średnicę. Brzmienie nie jest wciągające, to zwykłe, nudne hi-fi.


Sennheiser HD 202

Zacznę od tego, że mam te słuchawki od dość dawna (ok. 6 lat) i zawsze porównując je z innymi np. sprzętem znajomych (Philips, AKG) lub z moimi nowymi (Unitra SN-50) - stwierdzam, że i tak wolę brzmienie starych HD 202.   Ich największym plusem jest stosunek jakości (zarówno brzmienia jak i ogólnie wykonania) do ceny. W okolicach tej ceny (ja zapłaciłem ok. 200zł teraz kosztują ok. 130zł) raczej ciężko znaleźć coś lepszego (przynajmniej tak było gdy ja dokonywałem zakupu).   Co do dźwięku. Tony niskie schodzą naprawdę nisko przy czym są przyjemne i ciepłe. Jednocześnie środek i góra grają zaskakująco czysto, bez jakichkolwiek trzasków. Jakoś brzmienia zatem jest moim zdaniem bardzo dobra. Jedynym minusem (co często jest tym słuchawkom wytykane) jest to że basy są może minimalnie zbyt wyeksponowane, jednak to doskwiera niezwykle rzadko i tylko przy specyficznych utworach.   Wykonanie jest ogólnie także bardzo dobre. Słuchawki są solidne (wykonane z dość elastycznego plastiku) - nosiłem je bardzo często w plecaku ściśnięte z książkami, notatkami itd. a plecak jak wiadomo rzucany, ściskany itd. a słuchawki jak do tej pory całe. Kabel nigdzie się nie przerwał, nie wyłamał się także przy mocowaniu w słuchawkach oraz przy jacku. Czasem po wyjęciu z plecaka zdarzało się że odpadała np. jedna słuchawka ale wystarczy ją w kilka sekund z powrotem wcisnąć i jest ok.   Jedynym poważnym minusem jest fakt, że niestety nie są zbyt wygodne, są ok gdy słuchamy maks. 30 minut (w drodze do pracy/szkoły, kilka utworów przy komputerze itd.), ale po godzinie (np. przesłuchaniu całej płyty) uszy zaczynają boleć - nauszniki są chyba zbyt małe.   Kabel ma 3 metry dla niektórych to zaleta dla innych wada.


Pioneer A-80

Pioneer a-80 czyli mniejszy brat Pioneera a-90 Jednego z najlepszych w historii Pioneera. To ten sam model co a-150 tyle że ten był kierowany na rynek Japoński a-80 na europejski ale to te same wzmaki. Produkowany od 1982 do 1985 roku. Solidna, ciężką konstrukcja bardzo dopracowana. Potężna moc 150 watt przy 8 ohm i 225 watt przy 4 ohm! bardzo małe zniekształcenia 0,003% T.H.D. Ma spory zapas mocy 1000 watt max poboru z sieci. Wzmacniacz pobiera prąd względem wysterowania czyli gdy słuchamy cicho pobiera mało a gdy damy głośniej zaczyna brać więcej. Z tyłu obudowy posiada przełącznik którym można ustawić impedancje kolumn 4 lub 8 ohm które podłączamy. Dźwięk czysty i naturalny dynamiczny! wzmacniacze z serii Reference temu modelowi nie dorastają do pięt nawet te najwyższe 878 i niżej! trzeba to po prostu usłyszeć! Słuchając muzyki słyszy się każdy szczegół krystaliczny dźwięk i szeroka scena, bardzo żywy i dynamiczny dźwięk który wchodzi uszami do mózgu i zostaje tam na długo! Jednym słowem bardzo udany model tej firmy który jest godny polecenia chociaż ciężko znaleźć go na rynku wtórnym ale warto. U mnie niestety gra z odradzanymi przez wszystkich altusami bo na razie nie mam pieniędzy by kupić coś lepszego:( jak na tych kolumnach widać jego duży potencjał to z lepszymi kolumnami to już w ogóle pokaże co potrafi ten Pioneek :)






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.