Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Marantz CD-84

Marantz CD-84... Klasyka gatunku, wysokiej klasy odtwarzacz I generacji na TDA 1540 i legendarnym CDM 1. A przy tym straszny brzydal (zwłaszcza w wersji czarnej), typowy dla lat '80 kanciak z jasno świecącym, zielonym wyświetlaczem i wielkimi, prostokątnymi przyciskami. Wizualnie - sprzęt prezentuje się archaicznie, a przy tym (w odróżnieniu od równie archaicznych pierwszych Philipsów) w ogóle nie ma na czym oka zawiesić. W porównaniu do recenzowanego przeze mnie niedawno innego odtwarzacza I generacji, Sony CDP 101, CD-84 wygląda jak stary dziad. Ale za to na jakość wykorzystanych materiałów i podzespołów az radość popatrzeć - dziś tak się już sprzętu nie buduje po prostu. Do rzeczy...   Jakieś pół roku temu, może nieco więcej, wpadł mi w łapki przyzwoity pod względem wizualnym, choć nieco wyeksploatowany egzemplarz CD-84. Przy konstruowaniu tego modelu inżynierowie Marantza starali się tak zaprojektować elektronikę, by ukryć pewne wady wczesnych konstrukcji Philipsa. Jak sami przyznali CD-84 to jeszcze nie było tak do końca to, czego oczekiwali, ale pamiętajmy, że dążyli do perfekcji. Efekty ich pracy oceniane są bardzo różnie, dla jednych odtwarzacz jest kapitalny, a według innych to najgorszy odtwarzacz na TDA 1540. Dlaczego? Pewnie dlatego, ze gra inaczej niz inne urządzenia na typ przetworniku, choć przyznaję szczerze, ze te inne znam tylko z opisów.   CD-84 z zewnątrz to - jak pisałem - zwykły, niewyróżniający się kanciak z lat 80-tych, czarny, ponury, z mało eleganckim, ale za to czytelnym , zielonym wyświetlaczem. Inaczej niż wcześniejsze projekty, Marantz posiada juz niemal wszystko to, co znamy z dzisiejszych konstrukcji, czyli funkcję programowania, klawiaturkę wyboru ścieżki, powtarzanie ścieżek lub całej płyty... Ma też istotną wadę w postaci limitu 24 ścieżek - więcej nie zobaczy i na 24-tej zakończy odtwarzanie... Wewnątrz mamy więcej metalu niż plastiku, co dzisiaj jest nie do pomyślenia. Podobnie jak inne odtwarzacze z tego okresu obudowa wypełniona jest płytkami drukowanymi, ale uwagę przyciąga przede wszystkim pancerny, metalowy mechanizm CDM 1 (w wersji japońskiej) z podobno niemal nieśmiertelną głowica laserową poruszającą się po łuku. Znów - czegoś takiego nie znajdziemy w nowych urządzeniach. Jakościowo jest to dla obecnego szmelcu nieosiągalne. I działa. Sprzęt ma 30 lat i czyta prawie wszystko. Niestety są płyty na których skacze, ma też kłopot ze znajdowaniem ścieżek na niektórych CD-Rach (o dziwo w zależności od kompa, który taką płytę wypalił). Nie wiem, czy ma to zwiazek z jakimiś kłopotami z kompatybilnością niektórych płyt (w przypadku oryginałów odtwarzacz skacze tam, gdzie dzisiejsze komputerowe czytniki mają bardzo duże kłopoty, co świadczy o wadzie fabrycznej samej płyty), czy też są to oznaki jednak zużycia elektroniki sterującej laserem lub samego lasera, bo jak podkreślałem maszyna jest mocno wyeksploatowana i widać, że była używana bardzo często. A jednak po 30 latach cięzkiej pracy wciąż czyta prawie wszystko...   Przejdę moze teraz do brzmienia, bo przecież o to głównie chodzi. W recenzji CD-84, którą czytałem, brzmienie miało być ciężkie, ciemne, z wycofaną górą i tak to chyba w sumie jest. Oczywiscie, pamiętać należy, ze to zabytek, po co najmniej kilku naprawach, i może coś się w tym względzie od nowości zmieniło. Nie można też zapominać, że towarzyszący sprzęt raczej brzmi jasno, a i odtwarzacze z którymi porównywałem CD-84 to raczej niższa półka. Niemniej CD-84 wciąż potrafi zawstydzić wiele nowych konstrukcji. W bezpośrednim porównaniu z wykorzystaniem wzmaczniacza Sony TA-FE 710R i wybitnych Beyerdynamiców 880 odtwarzacz grał praktycznie identycznie, jak cieszący się dobrą opinią (jeśli chodzi o brzmienie) Philips DVD 763SA. Różnice, jeśli były, były subtelne. Natomiast odtwarzacze tzw. niskobudżetowe, staruszek Marantza po prostu miażdży. Faktycznie, w porównaniu z innymi odtwarzaczami Marantz ma może nieco wycofaną górą. Moze też i momentami góra jest nieco sucha, ale odtwarzacz na pewno oferuje niski i mocny bas (ale bez dudnienia), genialną, ciepłą średnicę i faktycznie moze ciut "suchawą", ale szczegółową górę. Słuchanie muzyki z CD-84, niezależnie od gatunku, to prawdziwa przyjemność, być może dlatego, że urządzenie dobrze "rozumie się" z DT-880 o lekkim, szczegółowym brzmieniu. Czy będzie to kapela rockowa, czy orkiestra symfoniczna, jakość dźwięku bywa po prostu genialna, o ile nie podłączymy Marantza do "ciemno" grającego zestawu. Ciekawe rzeczy dzieją się natomiast czasem z szeroko rozumianą stereofonią, czy budowaniem sceny dźwiękowej. Mam takie wrażenie, ze scena jest i bardzo szeroka i bardzo głęboka, z nieco wyeksponowanym pierwszym planem, co skutkuje pewną dominacją np solisty nad towarzyszącą orkiestrą (jak w The London Concert Wyntona Marsalisa) czy lekkim wyeksponowaniem wokalu solisty w muzyce operowej. W małych składach jazzowych muzycy również często ciut jakby za bardzo oddalają się od siebie i tworzy się między nimi sporo wolnej przestrzeni. Niemniej, pomimo pewnych uwag, im dłużej słucham CD-84, tym bardziej jestem do niego przekonany. Odtwarzacz gra bardzo czystym, przyjemnym, nieco ocieplonym dźwiękiem, a z dobrze dobranym zestawem, czy to słuchawkami, czy kolumnami, jeśli dodatkowo włożymy "audiofilską", świetnie zrealizowaną płytę, efekt może być powalający. Dość powiedzieć, ze tak jak z CD 84 TLC 130S grały w sumie całkiem nieźle, tak po podłączeniu (inna sprawa, ze przeciętnego) CD 751 doszło do małej katastrofy...   Podsumowując - dziadek daje radę i wciąż potrafi "zagiąć" wiele nowych odtwarzaczy, nie tylko w kwestii nieosiągalnej dla nich trwałości. Ma swoje wady i chyba trzeba się do niego trochę przyzwyczaić, ale jak już się przyzwyczaiłem, powrót do pozostałego szmelcu, który mam (niestety mój nieodżałowany 763SA zasnął snem wiecznym...) jest autentycznie bolesny. Być moze zatem jest to najgorszy... a być moze najlepszy odtwarzacz I generacji. Zależy na pewno od preferencji i co do niego podłączymy. Ale tak kapitalnego brzmienia wokalu Małgorzaty Walewskiej czy Bryna Terfel'a nie słyszałem nigdy przedtem i nigdy potem. Cóż... stary, dobry Marantz :)   Jak w przypadku Sony 101 daję po 5 gwiazdek, bo... dawanie gwiazdek zabytkom, moim zdaniem, mija się z celem...


Pro-Ject head box mk2

chcialem napisac ze najlepiej spisuje sie z Audio-Technika ATH-A900X brzmienie bliskie ideału , sprawdzilem kilkanascie konfiguracji z roznymi wzmacniaczami dacami oraz sluchawkami. Mialem do w domu przez dlugi czas do porownania wzmacniacz Sennheiser HDVD800 wraz z sluchawkami HD800 Sennhaeisera


Sony CDP-101

Recenzowanie legendy... ciężka sprawa. Czy można, czy wypada takiemu odtwarzaczowi dać mniej niż pięć gwiazdek? Szkoda, że nie ma opcji, by w ogóle żadnych gwiazdek nie przyznawać...   Sony CDP-101 to pierwszy dostępny na rynku odtwarzacz płyt kompaktowych, wprowadzony tuż przed modelem CD-100 holenderskiego Philipsa. Producenci współpracowali przy tworzeniu płyty kompaktowej, jednak konstrukcyjnie odtwarzacze są zupełnie różne. Dlatego też, w odróżnieniu od holenderskiej maszyny, CDP-101 nie może pochwalić się niesamowitą bezawaryjnością, z której słyną pierwsze odtwarzacze Philipsa. 101-ka, zwłaszcza w pierwszej wersji sprzed poprawek nęka użytkownika awariami serwa czy mechanizmu szuflady, a i jakość dźwięku nie stoi ponoć na najwyższym poziomie. Ma za to podobno praktycznie nieśmiertelny laser, choć jak wiemy nic nie jest nieśmiertelne na tym świecie. Opinie takie nie odstraszyły mnie od zakupu tego odtwarzacza, bo musiałem to usłyszeć na własne uszy...   Tanie nie było, przyznaję, ale i egzemplarz trafił mi się ładny. I pełnosprawny, co ważne, bo częsci za bardzo do 101-ki nie ma. Tzn są, ale za laser trzeba by wydać drugie tyle, co za sam odtwarzacz, jak nie lepiej. Na zdjęciach odtwarzacz prezentuj się ładnie, za to na żywo... niesamowicie. Patrząc na CDP-101 trudno uwierzyć, ze to sprzęt zaprojektowany na początku lat osiemdziesiątych. Jakość materiałów i sposób wykończenia przypomina raczej urządzenia nowsze o jakąś dekadę. Mam wrażenie, ze gdyby CDP 101 postawić dzisiaj na półce w sklepie, sporo osób mogłoby go nie zauważyć - trudno w to uwierzyć, ale CDP-101 wciaż wygląda dośc nowocześnie. Owszem, jest parę detali, które szybko zdradzają podeszły wiek odtwarzacza, ale Marantz CD-84 (już nie wspominając o Philipsach z tego okresu) wyglądają przy nim jak archaiczne dziady.   W CDP-101 pod względem technologicznym zastosowano wszystko, co Sony miało wówczas najlepsze, w tym miękkie przyciski przedniego panelu o niewielkim skoku, reagujące właściwie na dotyk. Obsługuje się to bardzo przyjemnie, choć czułość już trochę nie ta... Z przodu mamy jedynie podstawowe funkcje, czyli odtwarzanie, pauzę, do przodu, do tyłu, powtarzanie utworów oraz dwie prędkosci przewijania. Jest też elegancki wyświetlacz, wyjście słuchawkowe (regulowane) i wielką szufladę na płytę, pracującą wolno i głośno.   W środku obudowa (inaczej niż w nowych odtwarzaczach) wypełniona jest dosłownie po brzegi elektroniką. Stan mojego egzemplarza jest nienaganny, choć poprzecinane taśmy spinające wiązki kabli świadczą o przebytych ingerencjach. Ale śladów jakiejś poważnej demolki, na szczęscie nie widać.   Jak przystało na serwisowany odtwarzacz I generacji, laser jest w stanie przeczytać prawie każą płytę. CDP-101 wczytuje listę utworów bardzo szybko, bez przesady powiem, ze w ciągu sekundy, ale nie ma zwyczaju informować o tym, ze już ją wczytał. Na wyświetlaczu świeci się tylko cyferka 1, jak rozumiem informująca, ze nasz binarny przyjaciel jest włączony. Nie pojawia się informacja o ilości utworów czy czasie trwania albumu. Nie ma też klawiaturki, więc trzeba "na piechotę" wybrać żądany numer utworu, który odtwarzacz zaraz ochoczo znajdzie. Inaczej niż Philipsy i Marantze z tego okresu (z którymi miałem kontakt) - CDP 101 nie ma chyba maksymalnej ilości ścieżek, które umie wczytać.   Pora zatem na odsłuch. Niestety, w moim CDP 101 wyjście słuchawkowe srednio nadaje się do użytku z uwagi na usterke wzmacniacza słuchawkowego (dosć cichy, ale jednak drażniący pisk w prawym kanale...). Dlatego też sprzęt testowałem poprzez wyjście słuchawkowe wzmacniacza (TA FE710R) oraz z Unitrowskim zestawem z epoki (WS 503, Tonsil Zg40C). dodam tu jeszcze, ze CDP-101 jest chyba bardzo wrażliwy na pole magnetyczne, bo jak stoi w bliskości siejących obficie Unitrowskich dziadków, przestaje czytać połowę płyt... Dziwne, ale tak właśnie było - jak go przeniosłem z powrotem na stolik, czyta wszystko jak leci...   Brzmienie odtwarzacza jest mocno średnie. Zeby nie powiedzieć, marne, jak na format CD. Oczywiście, recenzując zabytek trzeba brac poprawkę na wiek, ale porównanie z brzydkim jak noc Marantzem CD-84 jest dla Sony druzgocące. Słuchając Marantza dopatrywałem się licznych niedociągnięć brzmienia tu, czy tam, ale jakiej wady bym nie znalazł, była ona subtelna, mało ewidentna, czego nie można powiedziec o wadach 101-ki. Odtwarzacz gra za mocnym basem, czesto dominującym resztę pasma, odchudzoną, wycofaną średnicą i dosc suchą górą, o przyzwoitej szczegółowości. Niektórzy nazywają to brzmienie ciepłym (czego już w ogóle nie rozumiem, ale pewnie przez ilosć basu), czy "analogowym", a ja nazwę niedopracowanym, po prostu. Myślę, że największą wadą odtwarzacza jest średnica właśnie, której brakuje muzykalności - porównane barwy głosu na przykład naszej wybitnej wokalistki, Małgorzaty Walewskiej, prezentowanej przez CDP 101 z tym, co potrafi Marantz CD-84 w zasadzie mówi wszystko. To jakby inny głos, ani tak pełny, ani tak ciepły, dużo bardziej nijaki. W muzyce rozrywkowej odtwarzacz często gra brzmieniem konturowym, z wyeksponowanymi górą i dołem pasma. Niby jest czysto, niby jest poprawnie, ale brzmienie jest mało wciągające, czegoś mu ewidentnie brakuje. Ciekawe natomiast, ze w zestawie z WS-503 i ZG40C, 101-ka nawet się sprawdza - być moze dzięki temu, ze wady urządzeń dobrze do siebie pasują, uzyskując nawet dośc przyzwoity efekt...   I to tyle. Piękny odtwarzacz, zdecydowanie wyprzedzający swoją epokę co najmniej o dekadę, ale niestety niedopracowany brzmieniowo. Żeby to grało tak, jak wygląda...   Ale cóż, początki zawsze są trudne, CD-100 Philipsa ponoć też genialny nie jest. Warto obejrzeć, warto to "poczuć". Posłuchac.. czy ja wiem ;) ???   Dałem po pięć gwiazdek, bo - jak pisałem - najchętniej wcale bym ich nie dawał...


Hifiman HE-400

Okazja posłuchania HE-400, najtańszego modelu słuchawek z oferty HIFIMAN-a była możliwa dzięki uprzejmości firmy RAFKO, dystrybutora produktów HIFIMAN na Polskę.   Pierwsze wrażenie po rozpakowaniu dużego kartonowego pudła, w którym przyjechały słuchawki było bardzo pozytywne, wewnątrz ukazało się czarne, zgrabne etui z rączką, wykonane z przyjemnego w dotyku tworzywa. Jednak okazało się, jak później wyczytałem na stronie jakiegoś internetowego sprzedawcy, że w komplecie sprzedawany jest tylko welurowy worek. No dobrze pomyślałem, producent obcinał koszty produkcji, gdzie się tylko dało, jak to w tekstach reklamowych pisano - niższa cena jest efektem zastosowania produkcji maszynowej tam, gdzie w droższych modelach stosuję się montaż ręczny oraz uproszczonej wersji przetwornika z mniejszym magnesem tylko z jednej strony membrany, co poza obniżeniem ceny pozwoliło dodatkowo obniżyć wagę całej konstrukcji. Tutaj należy napisać kilka słów wyjaśnienia, co z tym magnesem po jednej stronie. Większość słuchawek na rynku w "normalnej" cenie, to słuchawki o konstrukcji dynamicznej jednak parę lat temu HiFiMAN zaprezentował przystępne cenowo modele ortodynamiczne (magnetoelektryczne, zwane też planarnymi), które szybko zdobyły uznanie w kręgach melomanów ceniących sobie zdolność kreacji sceny pełnej niuansów i lokalizacji na niej instrumentów podobnie, jak przy odsłuchu na żywo. Nie będę opisywał dokładnie ich konstrukcji jedynie wspomnę, że planarny znaczy płaski, co oznacza, że membrana jest arkuszem folii z zatopionymi w niej płaskimi bardzo cienkimi przewodami pobudzaną do drgań płynącym przez nie prądem w polu magnetycznym. W HE-400 przetwornikami są cewki zatopione w mylarowej folii pokrytej jednostronnie aluminium i umieszczonej jak wspomniałem na początku w sąsiedztwie tylko jednego magnesu. W wyższych modelach słuchawek HIFIMAN stosuje magnesy po obu stronach folii. Natomiast różnicą między słuchawkami planarnymi a elektrostatycznymi polega właśnie na tych cienkich przewodach zatopionych w folii. Można zatem powiedzieć, że słuchawki planarne mają pewne cechy wspólne słuchawek dynamicznych i elektrostatycznych. Otwieram więc to fajne etui i pierwsze małe zdziwienie, intensywne wrażenia węchowe, zapach podobny, choć nie tak intensywny, jak po otwarciu kabiny nowego samochodu ze skórzaną tapicerką. Producent wyraźnie chciał zasygnalizować, że to produkt z kategorii luksusowych. Nie jestem wielbicielem skórzanej tapicerki i jej zapachu, dlatego mimo, że pady słuchawek są miękkie i wygodne zapach ich przeszkadzał mi na początku w koncentracji na słuchaniu muzyki. Druga rzecz, która po wyjęciu słuchawek została natychmiast dostrzeżona jako nie sprzyjająca komfortowi użytkowania, to ich dość duża waga (440g) co nie za bardzo pasowało mi do oświadczenia producenta, że HE-400 są słuchawkami uniwersalnymi w dodatku przy ich dużych rozmiarach, chyba że to pojęcie nabrało dzisiaj innego znaczenia widząc na ulicy osoby z pełnowymiarowymi słuchawkami. Po dokładnym obejrzeniu słuchawek ze wszystkich stron i przykręceniu do każdego nausznika nietypowych złoconych łączówek na końcu dość sztywnego 3 metrowego kabla zakończonego wtyczką z zatopionym mini jackiem nakładam je w końcu na głowę. Jestem po raz trzeci zdziwiony i rozczarowany zakresem regulacji obejmy, która w pozycji minimalnej i tak jest odrobinę za luźna. Moja żona natomiast wyglądała dość komicznie, w tych dużych nausznikach, leżących poniżej uszu na linii szczeki. Nic moim zdaniem nie tłumaczy producenta w takim poślednim traktowaniu osób o wzroście poniżej 170 cm lub z małą głową. Jedynie co mi przychodzi do głowy i może jakoś tłumaczyć, to badania marketingowe wskazujące, że statystycznym posiadaczem słuchawek HIFIMAN-a są rośli mężczyźni, jeżdżący autami ze skórzaną tapicerką. Nastawiony już dość negatywnie postanowiłem przestać się czepiać i wreszcie przystąpić do odsłuchów, bo bardzo byłem ciekawy tych wszystkich pozytywnych opinii przeczytanych wcześniej oraz porównania do moich Sennheiserów HD600 i Shurów SRH940. Nie będę szczegółowo opisywał utworów i wykonawców, oraz sprzęt użyty do odsłuchów, którego listę można sobie przeczytać na końcu recenzji, a skupię się jedynie na syntetycznym opisie cech słuchawek, których miałem przyjemność słuchać wiele godzin przez siedem dni. Truizmem będzie stwierdzenie, że każdy słyszy inaczej i że prawdopodobnie nie ma słuchawek sprawdzających się u wszystkich, na każdym gatunku muzyki. Dlatego starałem się bez uprzedzeń "wysłuchać" w HE-400 tego co mają najlepszego do przekazania.   Brzmienie Pierwsze wrażenie, to olbrzymia przestrzeń i łagodność przekazu przy zachowaniu szczegółowości i naturalnej barwie dźwięku. HE-400 najlepiej wypadły dla mnie na muzyce symfonicznej. Wrażenie uczestnictwa w koncercie było bardzo realistyczne, dźwięk potrafił oderwać się od głowy i zaskoczyć kierunkami dochodzenia i odległością pozornych źródeł. Podstawa basowa realizowana przez kontrabasy zawsze mnie dziwiła na koncertach, jak potrafi mocno, nisko i ze swobodą zabrzmieć. HE-400 poradziły sobie w tym zakresie znakomicie, dodać jeszcze należy, że dźwięk nie zlewał się w jedno źródło, tylko słychać było kilka instrumentów, a barwa tego zakresu była zróżnicowana i dość dobrze kontrolowana. Na uwagę zasługuję swoboda i dynamika przekazu tego pasma. Średnica generowana przez HIFIMAN-y nie była już taka zaskakująca jak bas, choć gładka i naturalna, to moim zdaniem nieznacznie wycofana w okolicach 3-5 kHz. Nic w niej nie drażniło, nawet głośne partie instrumentów dętych blaszanych, które czasami potrafią zakłóć w uszy. Niuanse brzmieniowe były oddane z pełną paletą barw. Najwyższy zakres oceniam również wysoko ze względu na dobrą szczegółowość, selektywność i naturalne wybrzmiewanie transjentów z lekkim zaznaczeniem górnego skraju pasma, dodającego dźwięczności temu zakresowi, co jest efektowne ale nie zawsze pożądane. Jakość tego zakresu ma znaczący wpływ na scenę generowaną przez HE-400, która w tej klasie cenowej jest poza zasięgiem dla konstrukcji dynamicznych. Scena jest wielowymiarowa, a przy tym łatwo określić odległość i wielkość pozornego źródła dźwięku, pomiędzy instrumentami jest dużo powietrza, jak to często lubią określać zawodowi recenzenci pism o tematyce audio. Po przesłuchaniu innych gatunków, takich jak opera, jazz wokalny i inne, w których wiodącą rolę pełni wokal, szczególnie kobiecy, zabrakło mi w przekazie większej dawki emocji z bardziej zaznaczonej średnicy, która w połączeniu z interpretacją pomaga pojawianiu się ciarek na plecach. Z kolei na niektórych nowych płytach z muzyką jazzową podstawa basowa była zbyt silna, ale to już w większym stopniu wina obecnych tendencji przy realizacji płyt, odniosłem przy tym wrażenie, że jednak pasmo średniego basu maskuje minimalnie średnicę, przy porównaniu tych samych nagrań z zamkniętymi SRH940 i otwartymi HD600. Po odsłuchach na sprzęcie stacjonarnym postanowiłem spróbować odsłuchów najpierw na gołym smartfonie SG3 mini, potem z Fiio O7k, jak również z komputera z kartą Prodigy HD2. Deklaracja producenta o uniwersalności tych słuchawek nie do końca jest prawdziwa - SG3 mini musiałem wysterować na maksimum słuchając wieczorem w domu by uzyskać odpowiedni poziom głośności. Sama jakość dźwięku była na dobrym poziomie jednak z ograniczoną dynamiką w najniższym paśmie i niewielką utratą szczegółów. Dużo lepiej pod względem wysterowania i dynamiki było z Fiio O7k, jednak nastąpiło zauważalne zwężenie i pewne oddalenie sceny. Próba z odsłuchem z komputera była najmniej udana, brakowało po trochu wszystkiego i nawet pojawiła się ostrość na niektórych płytach. Reasumując, otwarta konstrukcja tych słuchawek, ich ciężar, sztywny przewód i jednak trudność wysterowania w żadnym razie nie predestynuje ich od miana sprzętu uniwersalnego z funkcją portable. Mocny wzmacniacz słuchawkowy, z dobrą kontrolą basu i wygodny fotel to jedyne połączenie z jakim bym dłużej chciał słuchać HE-400.   HiFiMANy HE-400 są według mnie słuchawkami dość wszechstronnymi, dedykowanymi do wielu gatunków muzycznych, których słucham na co dzień, czyli do szeroko pojętej muzyki poważnej od Renesansu do muzyki współczesnej, jazz, R&B, soul, funky. Można ich słuchać długo bez zmęczenia i znudzenia muzyką, znane płyty zabrzmiały ciekawie bardzo przestrzennie i czasami zaskakująco, niektóre z trochę zbyt zaznaczonym basem, co jednak nie było męczące przy jego dobrej jakości, inne z kolei z niewielkim niedostatkiem średnicy na damskich wokalach. Gdybym miał wybierać, które zostawić u siebie jako jedyne miałbym trudny wybór, bo równie często słucham muzyki symfonicznej jak i tej opartej na głosie kobiecym, który SHR940 odtwarza według mnie wybitnie, natomiast do symfoniki nie wahał bym się ani przez moment i nawet uznane HD600 musiały uznać ich wyższość, a jedynie komfort noszenia i lekkość przemawiały by za Sennheiserami. Gdybym jednak nie musiał wybierać jednej pary i miał wolne 1500 zł. na pewno HE-400 zagościły by jako ta trzecia przy budżecie zbliżonym do pozostałych, jednak po wymianie padów na welurowe.   Jestem przekonany, że słuchawki zabrzmiały by jeszcze lepiej na wyższej klasy sprzęcie niż ten, który posiadam, jednak uważam, że w systemach nie powinno być zbyt wielkich dysproporcji cenowych pomiędzy jego elementami i sztuką jest takie jego dobranie, które dopiero jako całość będzie wzajemnie się uzupełniać dając spójny, pełny i przyjemny przekaz dźwiękowy.


Marantz PM 14

Bardzo miło się słucha tego wzmacniacza. Można siedzieć i płyta za płytą z bananem na twarzy chłonąć klimat, który tworzy. Dźwięk jest ocieplony, muzykalny, nieco zmiękczony. Średnica jest bardzo ładna, choć nie ma aż takiego nasycenia jakie daje zwykle lampa. Piękna góra, niezwykle przejrzysta i przy tym kryształowa bez ostrości. Całość zresztą jest podana bardzo klimatycznie i ciepło ale czyściutko. Dźwięk nie waży tony, ale nie jest też ulotny. Oczywiście, że np. w Heglu H100 bas był mocniejszy, dynamika większa. Marantz miał nadal 80% tego, ale Hegel brzmiał jak z festiwalu piosenki żołnierskiej, niby płynie, jedwabnie ale zupełnie bez duszy.   PM14 to taki klimatyczny wzmacniacz, które czerpie z kuchni lampy i tranzystora serwuje bardzo smaczne danie, doprawione swoją krystalicznością.   Jak się doda do tego bursztynowe oko i japońską jakość wykonania, to jest bardzo dobrze.


Hifiman HE-400

Test słuchawek planetarnych HIFMAN HE-400   Na początku zaznaczę iż nie mam dużego doświadczenia w słuchawkach tego typu i tej klasy więc mój test będzie raczej moimi spostrzeżeniami podczas odsłuchu przykładowych utworach które lubię.     Budowa i jakość wykonania Testowane słuchawki są bardzo dobrej jakości wykonania, pałąk jest metalowy obszyty prawdziwą skóra, połączony jest z kopułkami surowymi widełkami z niezbyt do polerowanej stali – chodź wydaje mi się że nie jest to wada a wręcz urok budowy klasycznej tych słuchawek. Są dość duże ale dzięki dużym nausznikom w których zastosowano miękkie gąbki z „pamięcią” nie przeszkadzają nawet po kilku godzinach intensywnego słuchania. Ogólnie mogą się podobać i są bardzo wygodne.       Dźwięk – muzykalność na przykładzie kilku utworów. Tak jak wspomniałem na początku nie będę podawał wartości czy skuteczności poszczególnych elementów sygnałów – skupię się raczej na własnych odczuciach w czasie przesłuchiwania moich ulubionych utworów. Szept Lisy Stansfield na początku utworu Dirty Talk, jest tak dokładny i precyzyjnie przeniesiony przez HE-400 że chce się słuchać i słuchać w kółko tej zacnej wokalistki. A precyzyjność uderzeń perkusji na przemian z wtrącającą się trąbką i szarpnięciem gitary jest tak idealnie słyszalny że dla kogoś kto nie używał słuchawek i jest za kochany w swoim sprzęcie stacjonarnym nie będzie chciał słuchać tego utwory na niczym innym. Kolejnym utworem zagranym przez HE-400 jest Capuchin Swing Jackie Mclean'a na nim bardzo dużą uwagę zwróciłem na stereofonie i przestrzeń która przenosi słuchacza na halę koncertową najwyższych lotów. Trąbka słyszalna z lewej strony a talerze, kontrabas i pianino z prawej – wpędza słuchającego do pewnego rodzaju retrospekcje na temat tak precyzyjnie przeniesionego dźwięku przez te słuchawki. TOTO I Will Remember – początek tego utworu pokazuje jak dokładny bass, nisko poruszający naszymi ostatnimi receptorami mózgu potrafią wysterować testowane słuchawki. Oczywiście w późniejszej fazie wokal, perkusja uzupełniają ogromną przestrzeń o której wspominałem wcześniej. A teraz coś mocnego i niekonwencjonalnego: JAFU – Fish Headz – w tym utworze jest tak dużo niskich dźwięków że na nie którym przesadzonym sprzęcie można „usłyszeć” poruszające się rzeczy z sąsiedniego pokoju. Słuchawki te natomiast przekazują niesamowicie potęgę basu, wprowadzając słuchającego w dosłownie opad szczęki powiązany z gęsiną na skórze. Bass jest naprawdę prepozycyjny szybki nie denerwujący, głęboki i tak nisko schodzący że mamy wrażenie że brakuje skali w naszym słuchu. A teraz coś naszego - Dżem – Autsajder – symfonicznie – to co ta gitara, przeniesiona na nas przez HE-400 robi ze słuchającym... nie da się opisać – tego trzeba spróbować. Całość wraz z chórem widowni – bardzo wyrafinowanie i dość dokładnie – chodź lekki zamęt z nadmiaru ilość dźwięków można wyczuć. Obywatel G.C. - Nie pytaj o Polskę – tego utworu nie mogło zabraknąć w moim repertuarze. I lekkie zaskoczenie, góra na początku jest lekko przekroczona i denerwująca – w momencie dojścia delikatnego wokalu Grzegorza Ciechowskiego wszystko wraca do normy. Ogólnie bardzo poprawnie lecz saksofon który uzupełnia utwór powinien lepiej i bardziej dosłownie brzmieć – a ma się wrażenie że gdzieś zanika.     Ocena końcowa Moim zdaniem słuchawki HiFiMAN HE-400 są naprawdę bardzo dobrymi słuchawkami, ich stosunkowo nie wielka cena przekłada się na wysoki poziom wykonania i bardzo dobrą jakość dźwięku który można z nich usłyszeć. Jak dla mnie wszystko co daje muzyka można znaleźć podczas słuchania jej na testowanych słuchawkach. Wysokie dźwięki nie są metaliczne ani natarczywe, bas jest szybki i nisko schodzący – wszystko łączy się w bardzo wysoką jakość dobrze słyszalnej całości.


Sony TA-F570ES

Wzmacniacz do kupienia za ok 550zl w stanie bdb, za te pieniadze ciezko o konkrencje zarowno pod wzgledem budowy jak i dzwieku, charakteryzuje sie mocnym i dynamicznym basem, tym ktorzy twierdza ze sony nie ma basu proponuje zmienic kolumny na porzadne, wzmacniacz w calym pasmie jest dosc naturalny, swietnie zgrywa sie z kolumnami opartymi o kopulki metalowe.   Solidnie zbudowany, 2x 12.000uF dla stopnia koncowego, 2x 5.600uF dla sekcji przedwzmacniacza, mocne toroidalne trafo, koncowka oparta o swietne prostokatne tranzystory sankena z serii 2SA i 2SC


Sony TA-F670ES

Przed zakupem znałem już brzmienie kilku klocków Sony, posiadałem ponad 2 lata Sony TA-F570ES, po zakupie 670ES nie spodziewalem sie duzego skoku w góre, roznica jaka dzieli te wzmacniacze to nieco większa moc tranzystorów mocy oraz moc samego transformatora, 2-krotnie wieksza pojemnosc filtracji w zasilaczu, lacznie 2x 24.000uF dla samej koncowki mocy oraz 2x 5.600 dla sekcji przedwzmacniacza, niebieski ALPS (570ES ma czarnego alpsa) lepszej jakosci kondensatory w sekcji pre.   Wzmacniacz swietnie nadaje sie do muzyki elektronicznej za sprawa swietnej dynaimiki i tym jak swietnie kontroluje glosniki niskotonowe, rezerwa pradowa jest po prostu ogromna, nie ma zadnych problemow z wysterowaniem kolumn ktorych impedancja schodzi ponizej 4 ohm.   Wzmacniacz sprawdza sie rowniez w gatunkach takich jak jazz, pop, w muzyce akustycznej rowniez wykaze sie bardzo dobra stereofonia i szczegolowoscia.   Cena w roku 2014 oscyluja w granicach 700-800zl i moim zdaniem sa to pieniadze warte wydania na ten wzmacniacz pod warunkiem ze jest 100% oryginalny i sprawny technicznie.


NAD C 372

Ten model kupiłem za 1600zł na allegro. Sprzęt od pierwszego właściciela z książeczką gwarancyjną i paragonem. Po przesłuchaniu kilkudziesięciu godzin mogę stwierdzić że w tym przedziale cenowym to jeden z najlepszych wzmacniaczy na rynku. Dla mnie zagrał lepiej niż zachwalany przez wielu Denon Pma 1560 (ostra góra, mało środka, dominujące niskie,męczący przy dłuższym słuchaniu). Bardziej w tym przedziale cenowym przypadł mi do gustu Rotel RB06+Rotel RC06(świetny środek, barwa dźwięku) niestety tutaj moc o polowe mniejsza.   Podsumowanie: Kupując Nada C372 na pewno nie stracisz !!! Dobre wzmacniacze zawsze trzymają sie w cenie. Mój faworyt jeśli chodzi o wzmacniacze powyżej 100 wat na kanał, w przedziale do 1800zł.   dużo lepszy od Marantz PM 75 lepszy od Denon PMA 1560


Marantz CD16

Zacznę od tego że pierwszy właściciel wymienił kabel sieciowy lecz jest on w dalszym ciągu na stałe ale to dość gruby kabel z masywną wtyczką bez nazwy firmy myślę że lepszy od fabrycznego i wymieniono też stopki antywibracyjne. Przełom lat 80 i 90 to były złote lata dla formatu CD teraz w tym przedziale cenowym nie dostanie się CD warzącego 15 kg budowa tego gracza CD 16 jest imponująca. Odtwarzacz ten w porównaniu z budżetowymi Philips buduje podobną scenę dźwiękową jeśli chodzi o jej rozmiary może to wąskie gardło AVR 7500 ogranicza ten aspekt dźwiękowy. Jeśli chodzi o barwę mamy już całą paletę kolorów, dźwięk jest pozbawiony jakiejkolwiek krzykliwości w całym paśmie czy jest bardziej analogowy lub mniej to zależy od doznań organoleptycznych słuchacza myślę że to CD mimo już pełnoletności jest rarytasem i wart jest tych pieniędzy nowy za około 1850 euro nie wchodził by w grę.


Harman Kardon HK 3490

Świetnie wyposażony amplituner. Możliwość podpięcia suba, wejścia optyczne i coax. Spora moc i rezerwa prądowa. Dźwięk spełnia moje oczekiwania. Wygląd jest kwestią indywidualnych preferencji - mnie osobiście przypadł do gustu. Pilot sporych rozmiarów ale wygodny. Amplituner użytkuję od 4 lat i nie zauważyłem jakiejkolwiek utraty jakości.


Diora TOSCA 303

Amplitunerek miałem pożyczony z ciekawości. Podłączyłem pod wielkie kolumny regent tam basowiec miał ze 35cm średnicy. Powiem tak dynamika jaką z tego uzyskałem było powalające. Jako wzmacniacz zgrała lepiej od Pioneera a 407r w każdym aspekcie brzmienia. Wzmacniaczyk brzmieniowo dużo lepszy od japońszczyzny nowej do 1,5tyś zł. Walory użytkowe niestety nie zachwycają ale lepiej kupić cd lub strumieniowca i podłączyć dziecku w pokoju niż jakieś mini za 2tyś


Diora mds 4421

Niegdyś bodajże najbardziej znany deck wszystkim amatorom kaseciaków ze względu na wysuwaną kieszeń, za co otrzymał ksywkę "szuflada".Dwugłowicowy jak wszystkie produkty Unitry. Fabrycznie wyposażony w głowicę Alps-japońska, stożkowa o dobrych parametrach użytkowania i wytrzymała. Diora nie grzeszyła niestety perfekcją wykonania. Jest sporo niedociągnięć konstrukcyjnych i w wykonaniu. Mechanizm przesuwu taśmy generalnie solidny, ale elementy jak paski wyciągały się dość szybko.Rolka dociskowa również bez rewelacji jak i kółka cierne.To wszystko miało wpływ na komfort użytkowania jak i brzmienie. Kółka dowijania i przewijania mają bicie poosiowe, co z pewnością wpływa ujemnie na rownomierność przesuwu taśmy, zwiększa opory bo taśma nie układa się idealnie na szpuli. Przewijanie nie odbywa się płynnie gdy taśma nie jest dobrze nawinięta. Deck brzmi całkiem przyjemnie aczkolwiek daleko mu do Dragona (Nakamichi), Nagrania wykonane na nim nie powalają przestrzennością i barwą .Magnetofon brumi


Advance Acoustic MAP305DA

Końcówka znakomita jak za takie pieniądze spora moc wyjściowa sporo dobrego sprzętu potrafi swobodnie wysterować Przedwzmacniacz najsłabszy element tego wzmacniacza choć nie jest źle za kwotę 1600zł mało konkurentów znajdzie się na jego drodze... Ładnie się prezentuje naprawdę kawał klocka


Marantz CD-6002

Sprzęt bardzo fajny ale po lampizacji przed o zbyt neutralnym dźwięku mało niskich częstotliwości mało muzykalny oziębły. Wykonanie oraz wygląd bardzo przyzwoicie dobry laser


Sony TA-F670ES

Witam. Opiszę sprzęt do którego poniekąd wróciłem, przebywszy drogę męczarni z "wielkiej klasy" sprzętami. Miałem dość głupiejących układów STK, piecy które grzeją się na niektórych elementach jak STK do 80 stopni, brzęczących transformatorów, elektronicznego burdelu kablowego, popalonych ścieżek itd.   W przeszłości posiadałem Sony TA-F550ES i byłem szczęśliwy słuchaniem muzyki, nie wiedząc o czymś takim jak wady/uszkodzenia powstające z dnia na dzień. {Nawet serwis tych "wielkiej klasy" sprzętów nie pomógł, bo niedługo po trafo zaczęło tak brzęczeć, że prawie przez okno wyleciał...}   W każdym razie kupiłem w ciemno TA-F670ES po przeglądnięciu paru zdjęć środka, na których szukałem czy na pewno nie ma żadnego STK i innych newralgicznych miejsc. Po dotarciu do mnie sprzęt zaskoczył mnie do opadu szczęki tym jak ciepło gra... Tym, że z moimi wówczas ostrymi jak żylety kolumnami zgrywał się jak poprzedni typowo ciepło grający klocek. Dodatkowo stereofonia jest na dużo wyższym poziomie. Bas to po prostu mistrzostwo. Gorzej ze szczegółowością, plastycznością na średnicy.   Zaskoczył mnie też tym, że nie był grzebany, nawet od spodu nie rozkręcany. Ale niestety kanały grały nierówno po włączeniu na zimno, do momentu szarpnięcia gałką wzmocnienia. Okazało się też, że kilka rezystorów grzeje się niemiłosiernie(ok 90 stopni) ----> to jedyna wada (dla mnie) tego sprzętu, równocześnie jedyne miejsce które grzeje się znacznie. Reszta elementów nie przekracza 55 stopni. Wielkie radiator zagrzałem do max 45 stopni na 4ohm kolumnach. Sprzęt zacząłem pobieżnie czyścić: selektory wejść, przełączniki A/B, volume, wszelkie złącza/wsuwki i w końcu dobrałem się do przekaźników A i B. Tam znalazłem wadę - zabrudzone, zaśniedziałe blaszki łączące = większy opór dlatego grał ciszej jeden kanał. I na tym póki co kończy się mój serwis/przegląd Sonego.(rezystory zostawiam na późniejszy termin)   Teraz cieszę się świetnym, potężnym dźwiękiem w którym niczego mnie nie brakuję, a sprzęt nie jest pokojowym piecem, czy trupem w którym zaraz coś padnie. Trafo w Sony zalane w żywicy - chyba nie muszę pisać jak je słychać:D ---->>> Mrówkę jak idzie szybciej usłyszycie.     Dla wyjaśnienia niepewności, pojemność wielkich elektrolitów (ELNA Silmic - świetne analogowe brzmienie) to: 2x 12000uF/63V koło trafa; środek: 2x 12000uF/63V i 2x 5600uF/63V /////wszystkie 85 stopni.         REASUMUJĄC: Świetny sprzęt, co najważniejsze większość jest w dobrym stanie, mało grzebane, bo nie psują się, są dość idiotoodporne.






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.