Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

JBL es 90

Akt I. Rok 2008. Scena 1. Starzy, dobrzy przyjaciele pod przewodnictwem Sony STR DE-545 z drużyną w składzie DVP-NS330 oraz JVC SX-F7TH właśnie kończą długoletnią służbę. Czas na nowy pobór. Godziny, dni, tygodnie spędzone na forach w internecie, w końcu ciężko podjęta decyzja - wartę przejmie drużyna Harmana Kardona, z parą wielkich przybocznych - JBL ES90. Odsłuch gdzieś w sieci handlowej: "o wy trąby jerychońskie - przy drużynie HK/JBL brzmicie jak zardzewiała taczka zaprzęgnięta w dwa niewybiegane haski - to nowa era - amerykańska elektronika - ona pobije wszystko". Pakujemy się i jedziemy na poligon - do domu!   Scena 2. Wreszcie drużyna w komplecie na swoich pozycjach, w salonie. Gramy system 5.1, rozgrywa HK, dwaj napastnicy na froncie prezentują się wyjątkowo dzielnie. Chwila napięcia przed pierwszym gwizdkiem Płyta Police "Regata de Blanc: trafia do szuflady DVD. Wreszcie sędzia (ja we własnej osobie) naciska "play". Jeszcze chwilę i napęd odczyta pierwsze ścieżki utworu. Zaczyna się od "Cis"...   Scena 3. Déjà vu - gdzieś to już przeżywałem? Tak cztery lata wcześniej w Korei i Japonii. Gaźnik się zalał, motor odpalił ale dymi, nasi grali ale odpadli, plan niby wykonany ale premii nie będzie - wstyd na cały ... dom. JBL grają czysto ale trochę jakby przesterowane radyjko tranzystorowe. Gdzie są te basy? Dynamiki też nie ma. Scena jest .. "powalająca" ... ale tylko w 5.1 (wówczas jeszcze nie wiedziałem, że czegoś takiego można oczekiwać od stereo).   Scena 4. Miały być trofea i splendor, miały być endorfiny, a jest .... adrenalina. Jest pierwsza diagnoza: "winne jest źródło. Sprawdzam inne płyty. Może w jazz, może w soul, a może klasyka. Wreszcie wiem, doczytałem się w Internecie - kolumny muszą się wygrzać. Tak one się w końcu wygrzeją. ... Tak wygrzewały się 6 lat.   Akt II. Rok 2013. Scena 1. Skończyła się w domu era kina domowego. Wiadomo, prawdziwy audiofil słucha tylko stereo. Eskadra HK nie idzie do cywila. Może w dalszym ciągu pełnić służbę na swoim odcinku dźwięku przestrzennego. Czas na "nowe środki działań zbrojnych". Rekrutacja rozpoczęta, siedzimy przed monitorem godziny, dni, tygodnie. Co to będzie NAD, Naim, Cambridge Audio a może Rotel?   Scena 2. Mamy nowego domownika. Jest nim kadet Cambridge audio 650C - odtwarzacz CD. Para kumpli - napastnicy JBL, wciąż w zespole z HK grają teraz składniej. Emitowany z nich bas nabrał mięsistości. Nie jest jeszcze zbyt dobrze kontrolowany ale ucho uraduje.   Scena 3. Były w zestawie, przeleżały w szufladzie 6 lat - kolce do "butów" napastników z logo JBL. Na murawie kolce robią dużą różnicę ale żeby aż taką w kolumnach głośnikowych? Trudno nie usłyszeć JBLe nabrały mocy i tempa. Mimo, że HK kontroluje je raczej w sposób umiarkowany, średnica jest ledwo do zaakceptowania, to postęp jak z onuc na getry męskie - siermiężniej i mniej odpustowo ale przynajmniej nie wstyd się na imprezie pochwalić, bo bardziej dudni, dokładnie tak jak elektorat lubi.   Scena 4. Finałowa. Mamy pierwszy wzmacniacz stereo - hybryda Xindak XA-6900 - Marco Reus w naszej drużynie. Z nim JBL strzelają celnie i trafiają do bramki z połowy boiska. Imiona napastników to "Lewy" i "prawy", a oba razem to Robert Lewandowski. Bo grają tak, że dźwięk odrywa się od źródła i zawisa gdzieś głęboko przed i pomiędzy słuchaczem. Bas jest wyśmienicie kontrolowany, krótki, zwarty. Pięknie brzmi sekcja rytmiczna na płycie Perfectu "XXX", a paleta różnych instrumentów dętych (oraz vocal) Sabine Hank na płycie "Music in a mirror" uświadamia jak szeroka jest paleta odcieni dźwięków które emitują. Nie jest to jeszcze wrażenie w pełni naturalne jakie daje słuchanie muzyki na żywo ale ćwierćfinał naszej drużyny też by nas ucieszył.


Xindak XA-6900

Jestem szczęśliwym posiadaczem wzmacniacz Xindak XA-6900. U mnie gra to "cudo" z CD Cambridge Audio Azur 650c oraz z kolumnami (na zmianę) JBL ES90 lub Monitor Audio RS5.   Do kina domowego mam osobny zestaw Harman Kardon AVR-360. Więc jest z czym porównać.   To co potrafi ten wzmacniacz daje się odczuć na wiele różnych sposobów, w każdym rodzaju muzyki.   Pierwszy test, przełączamy JBL z HK do Xindaka. ... Do czasu kiedy JBL grały tylko z HK nigdy bym tych kolumn nikomu nie polecił, Z Xindakiem JBLe dostały skrzydeł, nagle odpaliły innymi walorami, wcześniej mi nieznanymi. Bas jest mięsisty i krótki, czuć jego moc i precyzję, Z HK masz wrażenie, że JBL skonstruowano dla podkreślenia jedynie skrajów pasma - nie mają środka, bas jest przytłumiony (chociaż zamontowanie kolców poprawiło jakość basu w JBL przy podłączeniu do HK), a wysokie tony są klasą same dla siebie, nie mając jednak na całej długości skali wielu partnerów do współpracy.   Na monitorach (RS5) tak spektakularnej różnicy pomiędzy HK i Xindakiem już nie usłyszysz (chociaż dystans HK do chińczyka cały czas spory), ale i też RS5 zdecydowanie mniej do mnie przemawiają niż JBL w każdym z zestawów.   Na koniec, to co najbardziej odróżnia "chińczyka od innych, których słuchałem (m.in. HK-AVR-360, Arcam avr600, Denon 720ae) to scena muzyczna jaką oferują. Chińczyk z dwóch kanałów emituje o niebo więcej przestrzeni niż HK z 5.1. Detaliczność dźwięku i jego lokalizacja jest wręcz zjawiskowa. Zamykasz oczy i widzisz w którym miejscu na scenie szarpie struny gitarzysta, a gdzie całą gamą niesłyszanych dotąd poziomów solo prowadzi klarnet czy fagot.   Konkluzja: Xindakowi może brakować atrybutów aby zadowolić audiofila przy słuchaniu wielkich składów symfonicznych ale małe i średnie składy muzyczne w każdym stylu muzycznym obsłuży należycie.


Shure M97xE wkładka gramofonowa

Wiem, wiem co powiecie. Tania meksykańska wkładka, nie mająca startu do legendarnego V15. Potrzebowałem wkładki do Duala 704 w miejsce steranej życiem V15 III. Jako że nie uznaję zamienników nawet gdy się nazywają Jico pozostawała opcja wymiany wkładki na cos innego.   Warunek był jeden - efekt końcowy miał oddać atmosferę starych rejestracji muzyki klasycznej. Odpadły zatem wysublimowane szlify i cudaczne wykwity z obecnych produkcji.   Wybór wydawał się jednoznaczny - Shure M97XE. Jakoś wcale nie zdziwiłem sie, że zawiodłem się.   Granie taniego Shure jest nieco złagodzone w górnych rejestrach. Miękki, trochę zaokrąglony dół pasma. Słodycz na średnicy. Wybuchowa wręcz dynamika. Przyzwoite oddanie rytmu. Całkiem przekonujące oddanie akustyki nagrania. Shure stawia bardziej na syntezę aniżeli analizę nagrań i proponuje holistyczny przekaz materiału. Dzięki złagodzeniu góry trzaski są mniej bolesne i granie z bardziej steranych życiem analogów jest akceptowalne.   Moim zdaniem Shure M97XE pokazuje jak powinien brzmieć analog. Bez zbytniego napinania się i bez poszukiwania nieistniejących w rejestracjach gramofonowych ekstremalnych skrajów pasma.


Marantz CD-80

Spróbuję teraz porównać kupionego dzisiaj Marantza CD-80 z Sony X-559ES i zacznę od czysto technicznych różnic bez względu na gatunek muzyki. Marantz CD-80 prezentuje dźwięk chyba z mniejszą ilością szczegółów niż Sony tylko, że może to być złudne ponieważ tor wyjściowy analogowy Marantza jest bardziej neutralny a Sony chyba troszeczkę eksponuje krańce pasma. W Sony jest więcej basu i są ostrzejsze wysokie. W Sony wibrafon, organy Hammonda bardziej wibrują niż w Marantzu gdzie te instrumenty są lekko uspokojone natomiast wokal w Marantzu brzmi ładniej i bardziej naturalnie. Największy problem mam z oceną prezentacji fortepianu, ponieważ w Marantzu uderzenia w struny są niezwykle subtelne i delikatne, jakby plumkanie ale zarazem niesamowicie przyjemne dla ucha natomiast w Sony dźwięk fortepianu jest bardziej ostry i szerzej ogarniający słuchacza jakby mikrofon był przy samej strunie fortepianu lub lekko jakbyś szarpał strunę gitary. Tutaj ciężko jest mi porównać z oryginalnym brzmieniem z powodu dłuższej przerwy od ostatniego mojego pobytu na koncercie fortepianowym. Reasumując zarówno w Marantzu jak i Sony szerokość sceny jest podobna ale niestety ilość szczegółów wynikająca chyba z większego podbicia wysokich części analogowej w Sony jest subiektywnie większa. Przewaga Marantza nad Sony w muzyce jazzowej wynika raczej z samego klimatu muzyki jazzowej (lekko "zadymiona", kameralna) niż szczegółowości przekazu Marantza. Muszę dłużej posłuchać bo 3 godziny dzisiaj to za mało żeby podjąć ostateczny werdykt. Słucham teraz muzyki Chopina i jednak jest różnica... w Marantzu brakuje powietrza co nie oznacza, że go nie ma jest go znacznie mniej niż w Sony ale z to ma natomiast niesamowicie piękną barwę i to jest chyba moja konkluzja. Barwa dźwięku Marantza jest piękna i żeby miał tylko więcej powietrza to trudno by było znaleźć lepszy CD za nawet 15 000zł. Jeszcze wychwyciłem dość istotną różnicę, w Marantzu CD-80 bas jest bardziej punktowy i wychodzi jakby z jednego miejsca sceny a w Sony X-559ES bas się trochę rozłazi w przestrzeni jakby był od lewej do prawej w równej odległości od słuchacza...ale niestety nadal potwierdzam, że Sony ma więcej szczegółów, które wychodzą bardziej na boki niż w Marantzu


DC Components Draco

Na źródle Draco zachowuje ten sam pomysł na dźwięk co wcześniej odsłuchiwany Taurus, ale we wszystkich aspektach gra po prostu lepiej, jest zauważalnie cieplejsze, zdecydowanie lepiej oddaje kobiece wokale (zarówno w sensie barwy, wypełnienia ale i lokalizacji oraz rysunku). Góra jest znacznie bardziej szlachetna, ma więcej odcieni i takiej naturalności, zwiewności. Draco zachowuje dalej świetną równowagę tonalną, ale dodaje wspomnianego blasku sopranom. Oczywiście w porównaniu do EG Epiphany X dalej jest tu mniej różnych szczegółów i dźwięku jako całości, ale różnica pomiędzy kablami jest już znacznie mniejsza niż w przypadku Taurusa. Rzekłbym, że Draco oferuje około 80% możliwości Epiphany X, co jest wielkim komplementem. Epiphany jest generalnie jeszcze bardziej nośna, zarówno w zakresie całej aury, wybrzmień, ale też potrafi jeszcze lepiej przekazać emocje zawarte w muzyce.   Na końcówce mocy różnice pomiędzy kablami DC Components nie są tak jednoznaczne jak podczas odsłuchów na CD, ale dalej Draco ma dokładnie tę samą przewagę rozdzielczości, wypełnienia mikrodetalami, itp. To że Taurus już tak nie odstaje od Draco jak na CD wynika z faktu, że ma założone rodowane wtyczki, które zdecydowanie lepiej niż złoto pasują do dużych prądów. Rod generalnie w większy sposób porządkuje brzmienie i czyni go bardziej zwartym dynamicznym. Jak chodzi o wrażenia z odsłuchów na końcówce to w przypadku Taurusa zwraca uwagę wysoki poziom neutralności, dobra dynamika i szybkość. To czego dalej brakuje to większa otwartość, różnicowanie planów oraz odległości pomiędzy instrumentami. Taurus przybliża scenę w kierunku słuchacza i wyraźnie ogranicza ilość informacji dochodzących z tylnych planów. Ma dość lekki i szybki, kontrolowany bas, ale niekoniecznie schodzący w najniższe rejestry. Z kolei Draco daje po prostu więcej dźwięku rozumianego jako całość, na który składa się większa ilość informacji leżących w całym zakresie pasma. Scena jest budowana zarówno wgłąb, na boki jak i wprzód, całościowo na pewno nie jest tak przybliżana do słuchacza jak na Taurusie. Bas schodzi niżej, może nie ma tej kontroli i szybkości co na Taurusie (złote puszki) ale ma więcej rozciągnięcia, wypełnienia. Więcej informacji na średnicy i wysokich tonów w zestawieniu ze złotymi puszkami może powodować wrażenie pewnego piaszczenia i nadmiaru szumów, cóż, taki jest właśnie urok złota. Natomiast słychać wyraźnie, że znów sprawdza się większy przekrój zastosowanych kabelków. Draco znacznie lepiej pokazuje wokale, oprócz rysunku który dawał Taurus dodaje im nasycenia, wypełnienia oraz większą ilość mikrosubtelności, w postaci oddechów, itp. Budowa nastroju, klimatu, przekazanie emocji znów jest domeną Draco.   Podsumowując, jest to bardzo dobra i uniwersalna sieciówka, oferowana za bardzo rozsądną cenę, która sprawdzi się w większości systemów, zarówno na źródle jak i wzmacniaczu.


DC Components Taurus

Przy podłączeniu do CD Taurus jest kablem bardzo zrównoważonym pod każdym względem. Nie ma w nim niczego krzykliwego, nie jest nadmiernie ekspansywny zarówno w kwestii prezentacji dynamiki jak i konstrukcji sceny, ot taki przyzwoity średniak. Również w kwestii budowania emocji nie jest tytanem. Ja go odebrałem jako bardzo neutralny, trochę beznamiętny, trochę nieśmiały i nie wzbudzający specjalnych emocji. Brzmienie jest lekko przygaszone, bez blasku, ale przez to całkowicie nie męczące. Brakuje mi w nim trochę lepszego oddania trójwymiarowości, to znaczy poukładania dokładniejszych planów zwłaszcza wgłąb sceny. Miałem wrażenie, że musiałem się dość starannie wsłuchiwać w to co dzieje się z tyłu sceny, podczas gdy na Epiphany X wszystko słychać bez konieczności wysilania słuchu. Jakby nad scenę unosiła się taka niewidoczna pajęczyna, filtrująca dźwięk z pogłosów. Odniosłem wrażenie, że kabel lepiej prezentuje wydarzenia bliżej słuchacza, co nie oznacza oczywiście nachalnego wchodzenia do pokoju odsłuchowego, tym niemniej w porówaniu z Draco słychać że Taurus gra bardziej w stronę słuchacza. Jak chodzi o poszczególne zakresy to najsłabszy wydaje się być bas. Jest go generalnie niezbyt wiele, zwłaszcza w najniższym podzakresie. Przeważnie przy takim zestrojeniu bas jest szybki, rozdzielczy i dobrze kontrolowany. Tu niestety brakuje mi również artykulacji, bas jest monotonny, taki na jedną nutę. Draco nie ma dużo więcej basu, ale jest on istotnie lepiej prowadzony, dłużej wybrzmiewa, ma więcej zarówno wypełnienia ale i pokazuje więcej szczegółów. Linia basu na Taurusie była zbyt uproszczona, monotonna, jednostajna i wolna. Jak chodzi o wokale to zarówno męskie jak i żeńskie trochę syczały i piaszczyły, skala tego zjawiska nie była na szczęście zbyt dolegliwa, aczkolwiek było to słyszalne. Wokale (zwłaszcza kobiece) zabrzmiały dość szczupło i bez stosownego wypełnienia. Brakowało zarówno ciepła, nasycenia barwy jak i większej ilości informacji odnośnie techniki śpiewu, wibracji powietrza itp. Podobne wrażenie obcinania mikroinformacji odniosłem przy odsłuchu większości instrumentów. Było czuć gdzie znajduje się konkretny instrument i to że w jego bezpośrednim sąsiedztwie jest powietrze, ale tak pół metra dalej scena robiła się jakby martwa, głucha. Zanikały dalsze rewerberacje, jakby fala dźwiękowa ginęła w tej pajęczynie. Na Epiphany X pogłos strun czy trąbki potrafił się ciągnąć jak kręgi na wodzie przez całą scenę i było słychać jak pomału wygasa. Tu było to coś w rodzaju przejścia sygnału przez zero, fala dochodziła jakieś pół metra dalej i ... zanikała. Całościowo średnicę odebrałem jako dość suchą, pozbawioną miękkości. Z wokali to lepiej prezentowane były chyba męskie, kobiece brzmiało zbyt chudo. Brakowało mi ewidentnie lepszego zróżnicowania odległości pomiędzy poszczególnymi muzykami czy instrumentami, wszystkie one wydawały się grać w jednej linii. Wysokie tony odebrałem jako niezłe, ale przy głębszym wsłuchaniu się wyszło jednak że i najwyższy zakres tak jak i średnica ma w sobie trochę piasku. Brakowało trochę większego blasku zarówno talerzy, ale i choćby trąbek, które były ciut za chropowate. Całościowo odebrałem tę sieciówkę jako niezłą, ale trochę zbyt dosłowną, odartą z ciepła, żeby ją zestawiać z definicji bardzo czułym na kable sieciowe odtwarzaczem. Do porównania na CD użyłem Epiphany X, która jest wybitnym kablem do urządzeń niskoprądowym, więc wiadomo było że łatwo nie będzie;-) Electraglide miała przewagę w każdym wyżej analizowanym obszarze; dokładniejsza, precyzyjniejsza, z lepiej wycyzelowaną górą o pięknym blasku, niżej schodzącym basem, cieplejszą średnicą, tysiącem mikroinformacji, pogłosów, itp. Jedna rzecz moim zdaniem jest lepsza w Taurusie, a mianowicie chyba lepiej uchwycona równowaga tonalna, Epiphany X jednak jest mimo wszystko zbyt jasna, przynajmniej na CD ARC.   Na końcówce mocy różnice pomiędzy kablami DC Components nie są tak jednoznaczne jak podczas odsłuchów na CD. Draco ma dokładnie tę samą przewagę rozdzielczości, wypełnienia mikrodetalami, jednakże Taurus już tak nie odstaje od rywala jak na CD, co wynika zapewne z faktu, że ma założone rodowane wtyczki, które zdecydowanie lepiej niż złoto pasują do dużych prądów. Rod generalnie w większy sposób porządkuje brzmienie i czyni go bardziej zwartym dynamicznym. Jak chodzi o wrażenia z odsłuchów na końcówce to w przypadku Taurusa zwraca uwagę wysoki poziom neutralności, dobra dynamika i szybkość. To czego dalej brakuje to większa otwartość, różnicowanie planów oraz odległości pomiędzy instrumentami. Taurus przybliża scenę w kierunku słuchacza i wyraźnie ogranicza ilość informacji dochodzących z tylnych planów. Ma dość lekki i szybki, kontrolowany bas, ale niekoniecznie schodzący w najniższe rejestry. Z kolei Draco daje po prostu więcej dźwięku rozumianego jako całość, na który składa się większa ilość informacji leżących w całym zakresie pasma. Scena jest budowana zarówno wgłąb, na boki jak i wprzód, całościowo na pewno nie jest tak przybliżana do słuchacza jak na Taurusie. Bas schodzi niżej, może nie ma tej kontroli i szybkości co na Taurusie (złote puszki) ale ma więcej rozciągnięcia, wypełnienia. Więcej informacji na średnicy i wysokich tonów w zestawieniu ze złotymi puszkami może powodować wrażenie pewnego piaszczenia i nadmiaru szumów, cóż, taki jest właśnie urok złota. Natomiast słychać wyraźnie, że znów sprawdza się większy przekrój zastosowanych kabelków. Draco znacznie lepiej pokazuje wokale, oprócz rysunku który dawał Taurus dodaje im nasycenia, wypełnienia oraz większą ilość mikrosubtelności, w postaci oddechów, itp. Budowa nastroju, klimatu, przekazanie emocji znów jest domeną Draco.


Sony CDP-911

myśłe ze to bardzo dobry odtwarzacz szczególnie że za takie pieniądze można kupić np 2 płyty z muzyką Polecam


Monitor Audio SILVER 6

Zanim o muzyce to kilka zdań o skrzynkach. Bardzo, bardzo ładne kolumny. Wykonanie w tej cenie pierwsza klasa. Wszystko ładnie spasowane, dopracowane. Smukły kształt wnosi miły widok dla oka. Może to być plus dla ludzi słuchających też oczami:). Mała uwaga. Kolor wanlut, czyli orzech jest w realu na skrzynkach ciemniejszy niż na próbnikach na www producenta ,czy w prospektach. Nie jest to uczciwe. Terminale na kable porządnie wykonane i dobrze osadzone. Świetnie dopasowany i ładnie wykonany cokół ze stopkami mającymi regulacje, a także na wyposażeniu kolce które można wkręcić w te stopki. Wszystko bardzo proste w montażu. Sama skrzynia oklejona bardzo starannie i wysokiej klasy materiałem jak na cenę skrzynek. Chyba nawet naturalnym fornirem. Skrzynka podobno większa ciut od poprzedniego modelu czyli RX 6 i przetwornik średnio-niskotonowy na pierwszy rzut oka inny. Jak już od technicznej strony to teraz coś ważnego. Głośniki jako nowe wyjęte z pudła nie grają :( Biada temu kto je zechce oceniać po wyjęciu z opakowań. O mały włos po 5 dniach nie odesłałem do sklepu. Niestety wymagają dość konkretnego rozegrania i ułożenia mechanicznych, ruchomych części przetworników. Tak z 50 płyt trzeba przesłuchać, albo jedną 50 razy :). Producent w internetowych FAQ wspomina o 50 godzinach więc by się zgadzało. Autentycznie pierwsze godziny to po prostu dramatyczne popierdywanie i poskrzypywanie jak z bazarowego chińskiego radyjka tyle, że można głośniej. Z jak dziwnych materiałów i jaką dziwną technologią robione są firmowe przetworniki, że tak długo się układają, rozgrywają ? Głośniki dla bardzo cierpliwych :( Z lichego i mało bezpiecznego dla przetworników opakowania na kolumny ciężko dociec gdzie produkowane. Pewnie jakaś Bułgaria, Chiny, czy inna Turcja :) Ale jeśli już gramy i słuchamy to tylko sensownie ustawionych głośników. Tak aby miały szansę zaistnieć, oddychać gdzie. Co mnie urzekło to przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń. Piękne stereo w najlepszym wydaniu którego dawno nie zaznałem. Świetna lokalizacja pozornych źródeł dźwięków, nawet na kiepskich płytach. Tam gdzie się realizatorzy przyłożyli do nagrania wprost rewelacja. Np płyta Tańce Świata Wojtka Mrozka chyba nagrana w Bydgoskiej filharmonii Kolumny znikają, scena rozciąga się na linii kolumn i prawie nieskończenie w głąb za linią głośników z lekko wypchniętym co ważne dla realizatora do przodu, czy to wokalista, czy instrumentalista solowy. Baaaaa scena idzie na prawo i na lewo daleko poza głośniki które u mnie stoją w odległości 2,5 m od siebie, a kanapa do słuchania jakieś 3 metry przed. nimi .Kolumny lubią być skręcone mocniej do osi. Może te piękne stereo to nie zasługa samych kolumn, ale dobrego ich ustawienia. Przestrzeń jak to przestrzeń bierze się z przestrzeni :). U mnie z tyłu mają jakieś 1,5-2 metra do ścian, z boków grubo ponad metr. Należało by wspomnieć o efektach stereofonicznych w relacji do ceny. Jak za te pieniądze rewelacja. Słuchałem droższych i dojrzalszych konstrukcji, ale zazwyczaj trochę gorzej ustawionych w domach kolegów i takiego stereo można by tylko pozazdrościć małym Silverom. Z tego co głośniki prezentują słychać, że ktoś bardzo, bardzo starał się zrobić dobrze budżetowe, i chyba uniwersalne głośniki. Na dzień dobry niczym nie zaskoczą. Nie zabłyszczą, nie zatupią. No po prostu malkontent by mógł rzec, że prawie nuda :) Ale, ale głośniki bardzo zyskują przy dłuższym poznaniu. Jako jednych z nielicznych kolumn jakie już miałem te Silver lubię słuchać cicho, jak i głośno na 8:30 gałka wzmacniacza, trochę głośniej na 9 godzinie, czy nawet bardzo głośno na godz 10. Zanikł instynkt poszukiwacza odpowiedniego poziomu głośności :) Nie straszne im też ustawienie gałki na godz 11 . Dają radę bez kompresji, bez zauważalnych zniekształceń i prężą się na serio głośnym graniem. Nie jakimś bardzo potężnym dźwiękiem, bo to nieduże kolumny, ale grają dynamicznie, czysto i rozdzielczo nawet na dużych poziomach głośności nie gubią tempa i szczegółowości. Test: utwór nr. 2 z porządnie remasterowanej płyty Dire Sraits pt. Brothers in Arms. Muzyczne napięcie rośnie rozładowane perkusją, i słychać wszystko jak trzeba, a gałka na godz 11 :) I znów wspomnę o cenie głośników. O tym nie zapominać należy, bo wszystko jest względne. Wydaje się, że Silvery faworyzują trochę górną średnice. Dzięki temu dużo się dzieje. Najwyższy zakres brzmi bardzo bezpiecznie, ale nie powściągliwie. Nie sypie szkłem tłuczonym ;) ani iskrami, ale jednak wszystkie niuanse wysoko tonowe są rzetelnie i z czuciem oddane. Na średnicy bardzo realistycznie, o ile tego słowa można użyć w opisie tanich kolumn :) Dół pasma hmmmm oddzielny temat. Chyba nie są to głośniki dla wielbicieli basu wszech obecnego i wszech mogącego. Nie przestawią mebli w pomieszczeniu, ani też nie ruszą powietrzem, choć zdarza się, że słychać pomruki niskiego basu tam gdzie zaplanowano w realizacji aby był. Kontrabas też ma swój kontur, choć nie ma ogromnej masy to go doskonale słychać i zazwyczaj na realizacjach których słuchałem jest fajnie separowany. Dla mnie w aspekcie basu Silver 6 dostarczają go w bardzo dobrym gatunku i tam gdzie trzeba i z właściwą dozą oraz impetem. Tam gdzie nagrany jest silny bas to go usłyszymy. Kolumny dość skutecznie różnicują wybrzmienia na niskich rejestrach.. Rytmicznie w tempo, ale nic gratis w aspekcie basu z Monitor Audio Silver 6 nie dostaniemy. Nie ma ma co liczyć na przewalony skrzynkowy bas. Bałkańskie rytmy pełne baasowych rejestrów, podawane na gęsto z płyty Krawczyka i Bregovica pt Daj mi drugie życie kolumny przedstawiają bardzo wiarygodnie. Dynamiczna i dość szybka prezentacja pozwala się cieszyć bogactwem instrumentów perkusyjnych, od stopy perkusji która nigdy nie jest za ciężka i za ogromna do wszystkich wybrzmień werbelków i innych perkusyjnych przeszkadzajek. Jak już przy basie to wydaje mi się, że SILVER 6 zbytnio nie mają jak to często bywa w tanich kolumnach podbitego o 5 -7 dB górnego basu 80-120 Hz czasem męczącego swoim Uuuuuu czy Buuuuu , ale są słuchacze co to lubią i chyba dla nich nie są to kolumny. Instrumenty takie j jak skrzypce, altówka, wiolonczela też jak najbardziej idzie słuchać z przyjemnością, baaa nawet 4 pory roku na instrumentach barokowych z płyty Giuliano Carmignoli zabrzmiały przekonywująco, że są barokowe :) Dało się dotrwać do końca płyty:) Wokale męskie, czy damskie to dobra strona tych głośników. Oczywiście w aspekcie ceny to może nawet bardzo dobrze. Czy to Michał Bajor, czy Basia Trzetrzelewska czy Tatiana Okupnik czy Amy Winehouse z płyty FRANK brzmią bardzo fajnie i przyjaźnie dla uszu. Barwny, czasami ciut chropowaty wokal Meli Koteluk z płyty Spadochron oraz cała część muzyczna bardzo bardzo przyjemnie w odsłuchu. Głośniki są szczegółowe, ale nie do bólu. Nie siekają wszystkiego na cząsteczki dla samych efektów oderwanych dźwieków. Wszytko jest czytelne, ale spójnie pokazane. Czy to gitara z płyty Carlosa Santany z Supernatural czy instrumenty dęte np. z płyty Katie Melua Pictures. Z tej ostatniej płyty warto wspomnieć fajny ładnie oddany wokal Katie. Może dęciaki nie świdrują zbytnio w uszy jak by się czasem chciało, może szklistych wysokich i kopiącego basu nie dostaje się z tych kolumn to jednak słucha się ich godzinami bez umęczenia. Męskie wokale czy to Andrea Bocelli czy Krzysztof Krawczyk nawet z populistycznie masterowanej płyty „To co w życiu ważne, czy Rod Steward z płyty The Great American Songbook brzmią bardzo rzetelnie. Choć przyznać trzeba przy słuchaniu Roda Stewarda kolumny zdradzają ciągotę w kierunku dźwięku suchego . Incydentalnie, ale barwa głosu Roda Stewarda czy pięknej SADE prowokują głośniki do pokazania też się z tej nie najlepszej strony. Ile z tej sytuacji jest winy po stronie staromodnie po angielsku grającego wzmacniacza ? Diana Krall z płyty The look of love, czy świetnie zrobiona płyta Older Georga Michaela pokazują, że to naprawdę kawał fajnego grania za tanie pieniądze. Bas syntetyczny, tu nie za bardzo chyba się lubi z Silver 6. Wszystkie pukadełka, dźwięki niskotonowe niestety wybrzmiewają trochę dziwnie, bez życia jakby. Nie podoba mi się zbytnio. Na przykład płyta Chrisa Botti pt. O Thousand kissrs deep z mnóstwem jakiś dziwnych niskotonowych syntetycznych dźwięków, ich brzmienie nie szczególnie mnie urzekło. Muzyka typowo elektroniczna może nie być tym w czym silvery się najbardziej sprawdzą. Chociaż z drugiej strony słucham sporo filmowych ścieżek i jest j okejos. Czy to muzyka z filmu Amelia, czy muzyka Michała Lorenca. Elektroniczne piano czy prawdziwy fortepian, na Silverach mi się podoba . Fortepian Włodka Pawlika z kolędami polskimi bardzo fajnie brzmi, bez fajerwerków i ochów, ale przyjemnie się słucha. Akordeon Marcina Wyrostka to lekarstwo na moje uszy sprytnie dostarczane przez małe silvery. To się rozpisałem :) Już kończę. Wspomnę tylko o tym, że głośniki napędza stary zestaw firmy NAD C 350 + CD 541i a kable to budżetowe kabelki za kilka stówek od sztuki. Głośniki miały okazje grać u mnie w pomieszczeniu 13 mkw i tu chyba były ciut przy duże, choć dla wielbicieli koncentratu dźwiękowego na gęsto może być w sam raz. Potem w innym pokoju 21 mkw i to jest ich żywioł, a także w 32 mkw salonie o nieregularnym kształcie i o dziwo tutaj też dają radę, bez potęgi rzecz jasna, ale czysto, rytmicznie i muzycznie. Można rzec szaleństwo tak małe podłogówki w dużym dość saloniku. No i zaskoczenie było, bo grają i to ciekawie. Ustawione tak aby wspomagała je akustyka mogą zaskoczyć nawet konkretnym basem. W stosunku do RX6 które po odsłuchach kilku zamierzałem pierwotnie kupić, ale ich już zabrakło wydaje się, że jest mała, ale poprawa na niskich rejestrach. Mniej wysokiego podbitego basu, a więcej niższego bardziej zaznaczającego swą obecność tam gdzie trzeba i bardziej zwartego. Średnica też wydaje się, że w nowszej wersji jakby subtelniejsza. Szczególnie to czuć na trąbce Stańki z płyty Nienasycenie Anny Marii Jopek. Jak już przy tej płycie świetnie zrealizowanej, to cała tą świetność oddają te kolumny. Nawet wydawało by się też, że bardzo silne i niskie tony z tej płyty efektywnie przenoszą nam do uszu te nieduże kolumny. Płyta zespołu Spyro Gyra w odtwarzaczu i płynie niesamowicie fajna muzyka, dynamicznie i czytelnie prezentowana, aż się oczy cieszą :)Tyle ode mnie. Kolumny względnie nowe na rynku, więc może się komuś przydadzą moje pozytywne, acz subiektywne wrażenia, bo z moją elektroniką, moimi kablami i w moich pokojach słuchanych. Nie zapominać należy, że te głośniki to bardzo budżetowy produkt. Zapłaciłem 3400 zł więc na tyle grają i warte każdej złotówki. No może warto dać stówkę, czy dwie więcej. Konkurencji moim zdaniem do 3500zł nie mają żadnej, a trochę tej tanizny przesłuchałem w swoim już długim hajfajowym życiu :) Kwestia tylko doboru wzmacniacza, ale nie powinno być trudno bo głośniki łatwo wysterować.


Elac ELAC 68.2

Zestaw kolumn elac urzekł mnie neutralnością i spójnością przekazu z lekkim przechyleniem w stronę jego nasycenia i lekkiego ciepła, górującego nad suchym rytmem, efektownymi grzmotami basu i metaliczną górą pasma. Muzyka w nich przyjemnie wybrzmiewa, płynie, instrumenty , czy głosy są pokazane naturalnie z naciskiem na pewne nasycenie, dokałdność artykulacje pewną bliskość muzyków. Kolumny podatne są na regulacje tonami niskimi i wysokimi we wzmacniaczu jednak nie zmienia ich to diametralnie i ich charakter pozostaje . Góra pasma mimo że dokładna i słychać tu każdą strunę oddech i talerz perkusji, ale nie jest metaliczna, w uszach nic nie kłuje, tworzy całość z mocnym zejściem gitary basowej, bębnów. Kolumna elac 68.2 nie popisuje się przed słuchaczem, pompowaniem mas powietrza, jak konstrukcje z zapędami estradowymi, czy kinowymi ( jak tańsze modele klipsch, magnat, monitor audio, jbl) jednak np. duża ilość basu nadrabiana jest niskim zejściem, nasyceniem i jego doskonałą kontrolą. Całość jest ułożona ,taktowna, ale mocna gdy trzeba, ale nie na tani efekt . Kolumny mają dwa tylne br, które są w oddzielnej od nisko tonowych głośników komorze, więc otwory nie emitują dużo powietrza i nadprogramowego basu [i dobrze], przez co mogą stać bliżej ściany. Są cztery zatyczki na kolumnę więc można się pobawić w różne opcje. Kolumny nie są zabójczo efektywne jak wymienione wcześniej marki, przez co nie muszą stać w koniecznie dużych salonach, u mnie 18,5m. Dość często oglądam koncerty jak i filmidła na blurayu i elacki tworzą szeroką i głęboką scenę .


Atoll IN 80

Dla początkujących audiofili dobry wybór. Wiadomo,że zawsze jest coś lepszego, ale wybierając wzmaniacz IN 80 dokona się dobrego wyboru. Przynajmnie na początek pogoni za dźwiękiem.


Fine Arts cd-9000

Sprzęt idealnie współgra z wzmacniaczem A-9000. Świetne uzupełnienie, naprawdę mistrzostwo.   Jest to prosty, niezawodny CD o porządnej budowie. Dobra podstawa do tuningu, który jest prosty, ale raczej zachowam sprzęt w oryginale.   Wykonanie samego front panela budzi respekt, jak w każdym urządzeniu z serii Fine Arts.   Elektronicznie CD to konstrukcja Philipsa.     Sprzęt gra żywym, dynamicznym dźwiękiem z dobrą kontrolą basu. Dobrze odzwierciedla szczegóły dźwięku, choć mógłby lepiej. Zapewne drobna modyfikacja przynosi tę poprawę. Troszkę lepiej zagrać potrafi Philips CD-104.


Fine Arts T-9000

Tunerów miałem wiele, ale tunery Grundiga są świetne, prawdziwe mistrzostwo. Czy budżetówki, czy taki T-9000 każdy ma w sobie to coś, dzięki czemu są zawsze o krok do przodu podług konkurencji.   Ten tunerek jest świetny, RDS, wzmacniacz słuchawkowy regulowany, regulowana czułość sygnału wyszukiwanych stacji, piękna budowa wewnętrzna i zewnętrzna.   Na nim w końcu usłyszałem co dzieje się w tle, naprawdę takie szczególiki oddaję aż przyjemnie się słucha.     Co do problemów, niestety są. W tunerze potwornie grzeją się 3 rezystory (80 stopni C), które na dodatek położone są na PCB, które przez to przez dłuższy czas czernieje, lekko spala się. Problem jest przez inne napięcie sieciowe, itd. Nie będę tłumaczył. Rozwiązanie dla lekko pojętych w elektronice logiczne.   Zalecane jest też założenie lepszego radiatora do jednego z tranzystorów niedaleko tych rezystorów, posiadacze będą wiedzieć o co chodzi. Osobiście podniosłem też diody zenera, które grzeją się do ok 40 stopni.   Elektrolity nie wymagają wymiany, uwierzcie:) Wszelkie pytania, zapraszam pisać na PW.   Dopiero po takiej ingerencji możemy być pewniejsi długiej sprawności sprzętu, który jak dla mnie niszczy konkurencje. Na dodatek jest piękny i solidnie wykonany.


Diora TOSCA 303

Oceniać pozytywnie ten złom to istny śmiech na sali. To największy budżetowy badziew dla pospolitego Kowalskiego. W sumie znam radyjka które lepiej sobie radzą ze wszystkim, od trzymania stacji, czułości po dźwięk.   Nie wiem co komentującym tu przyćmiło umysł/słuch, ale zdrowego rozsądku nie posiadają.   Było tyle dobrych sprzętów rodzimej produkcji z tamtych lat, bo z takim porównuję wystawiając tę opinie.   Posłuchajcie sobie Merkurego DSH-303, AT-9100 to zrozumiecie o czym mówię.


Zoller Solution

Zestawy Zollera oparte na głośnikach Focala to dla niektórych obiekt nieomal kultu. I nie bez powodu. Ale nie uprzedzajmy wydarzeń ;)   Zestawy wizualnie nie należą do głośników, które wkomponują się bezproblemowo w pomieszczenie. Z racji swoich wymiarów to raczej pomieszczenie trzeba będzie zaadaptować do ich wstawienia. Niemniej z racji obudowy zamkniętej sprawdzają się doskonale nawet wstawione do nieco większego salonu w blokach. Oczywiście pod warunkiem, że właściciel mieszka na parterze, gdyż wstawienie ich na piętro bez windy będzie już zadaniem raczej dla wyspecjalizowanego w tym zakresie "personelu", mającego spory "zapas mocy" i centymetrów w bicepsie :)   Zestawy nie są jakoś szczególnie wymagające w zakresie odległości od ścian bocznych, wymagają natomiast pozostawienia około metra miejsca za zestawami. Są jednak dosyć wymagające w zakresie znalezienia złotego środka dla uzyskania ciągłej i jednolitej sceny wszerz i wgłąb. Ja po kilku dniach walk z ich ustawieniem po prostu zaznaczyłem ich miejsca na podłodze. Z drugiej strony jeżeli żonie podczas domowych porządków udałoby się je przestawić nawet o milimetr, to z pewnością usłyszymy ten fakt i co więcej - możemy być pewni, że z racji wagi zestawów, żona nie dokonała tego sama. Pytanie brzmi czemu do opierania się wybrała nasze ulubione zestawy ??!!!!:)   Wizualnie prezentują się dostojnie, gdyż są po prostu ogromne. Czarny fortepianowy lakier i żólte kevlarowe głośniki wyglądają efektownie. Wykończenie z jednej strony robi wrażenie jakością ( podwójny MDF, kilkuwarstwowy lakier) z drugiej trzeba czasami przymnkąc oko na pewne detale wynikające z faktu, że zestawy produkowała manufaktura prowadzona przez pasjonata, a nie profesjonalny zakład produkcyjny.   Ale wracając na ziemię ... tzn na kanapę. Pierwszą rzeczą jaką usłyszymy po podpięciu Zollerów jest jakość elektroniki, którą je zasililiśmy. Zestawy te niestety są bardzo wrażliwe na jej jakość i bezlitośnie wskażą jej niedostatki. Niemniej jeżeli będzie ona wysokiej klasy czeka nas naprawdę audiofilska uczta. Zestawy są przede wszystkim niesamowicie transparentne. Jest to dźwięk w znacznym stopniu zbliżony do dźwięku jaki słyszmy na koncercie stojąc kilkanaście metrów od sceny. Szybki, dokładny, bezpośredni i niesamowicie angażujący. Jednak w przeciwieństwie do wielu innych zestawów, które usiłują wywołać podobny efekt w przypadku Zollerów nie ma mowy o jakimkolwiek efekciarstwie. W całym przekazie dominuje niesamowita kultura, czytelność i kontrola każdego najmniejszego dźwięku. Ciarki na plecach wywołuje również zakres dynamiki i skala dźwięku jaki można z nich uzyskać. Ciężko to mówić o ograniczeniach zestawów, raczej ograniczeniem dla skali ich dźwięku jest w tym przypadku wytrzymałość słuchacza.   Bas cechuje absolutna kontrola, niesamowita wprost dynamika i zejście. Osoby preferujące jednak tłuste brzmienie mogą być jego ilością nieco zawiedzione. W tym zakresie Zollery mogą się dla części słuchaczy wydać zbyt monitorowe i pozbawione ciepła. Jednak dzięki temu nie udało mi się przez 8 lat użytkowania ich znaleźć nagrania na którym bas straciłby kontrolę lub się pogubił. Niezależnie od skomplikowania jego faktury oraz instrumentu jaki go emituje zawsze pozostaje czytelny i kontrolowany.Po prostu jego ilość zastępuje jakość. Praktycznie niemożliwe do uzyskania jest na Zollerach wrażenie jakiegokolwiek rezonansu,pogrubienia czy przeciągnięcia basu, oczywiście jeżeli podaje go właściwa elektronika.   Średnica i góra pasma jest absolutnie przezroczysta akustycznie. Z racji kevlarowej membrany skrząca się milionem detali, mikroinformacji, wybrzmień które jednak nigdy nie przykuwają większej uwagi od głównego przekazu. Są po prostu jego nierozerwalną częścią i uzupełnieniem, bez którego dźwięk wydaje się jednak pusty i pozbawiony treści. Wysokie tony są podane w sposób w jaki słyszymy je na koncercie stojąc kilka metrów od perkusji.Szybki, bezpośredni ale i niesamowicie transparentny, pozbawiony jakiejkolwiek naleciałości związanej z materiałem membrany. Ciężko również mówić w przypadku Zollerów o barwie jako takiej, one jej nie posiadają - wiernie przekazują barwę prawdziwych instrumentów i głosów, nic nie dokładając, ani niczego nie ujmując.   Zollery podsumowując są zestawami ultraprzezroczystymi akustycznie. Są wymagające od elektroniki, ale co miłe nie są zbytnio wymagające w stosunku do realizacji nagrania. Mimo swojej detaliczności nie mają tendencji do zalewnia odbiorcy nadmiarem pobocznych informacji, więc nawet kiepskie nagrania brznmią zupełnie znośnie. Reprezentują one jednak szkołę brzmienia stojącą po drugiej w stosunku do brzmienia Dynaudio, gdzie czar i klimat nagrań nadpisuje ich prawdziwe brzmienie. Są to również zestawy, którym kompletnie obojętne jest jaką muzykę odtwarzają. Na każdej zaprezentują wzorową kontrolę nad wszystkimi instrumentami, czystość brzmienia i niczym nieskrępowaną dynamikę.


Xindak o6

Segment solidnie i ładnie wykonany. Do pełni odwzorowania linii design wzmacniacza brakuje tylko aby przyciski funkcyjne były tych samych rozmiarów co przy wyborze źródła we wzmacniaczu A-06.   Odtwarzacz wprowadza swoistego rodzaju soczystość i przestrzeń do zestawu. Gra dźwiękiem bogatym (jak na przedział cenowy), wychodzącym do słuchacza. Instrumenty klawiszowe typu pianino czy fortepian ukazują swój rozmiar. Nie trudno wytypować, który z wymienionych jest w danym momencie pod palcami. Równie kojąco działa na uszy przekaz skrzypiec, wiolonczeli, kontrabasu. W duecie ze wzmacniaczem z serii wprowadza z zaciekawieniem w zakamarki smooth jazzu, muzyki klasycznej i ścieżek dźwiękowych. W konfiguracji z monitorami Cantona - Karat M10 DC grał lekko, niesamowicie trójwymiarowo. Ostatecznie po kilku różnych konfiguracjach gdzie kolumny podstawkowe zastąpiły wolnostąjące Dali Zensor 5 scena nabrała masy i wybrzmienia. Wyjście koaksjalne podłączyłem do aktywnego zestawu wielokanałowego Logitech Z-5500. Tutaj pojawia się większa selektywność ale barwa to już zupełnie inny temat gdyż nie mam porównania ze wzmacniaczem stereo z wejściem cyfrowym.   Krótka uwaga: podczas kompletowania duetu odtwarzacz / wzmacniacz należy przyjrzeć się rocznikom urządzeń gdyż w pewnym momencie producent zmienił typ nóżek i można wejść w posiadanie dwóch segmentów z tej samej serii ale stojących na różnych średnicach "stópek".   Pilot: duży (w odniesieniu do pilota wzmacniacza to wręcz ogromny), dobrze leżący w dłoni, zawierający oprócz funkcji z panelu możliwość regulacji podświetlenia wyświetlacza. Poza tym istotnym faktem jest, że Xindak przewidział możliwość sterowania pilotem uniwersalnym i przy modelu Logitech Harmony 600 po zaakceptowaniu funkcji "listen to music" regulujemy głośność i zmieniamy utwory bez konieczności przełączania urządzenia.   Zdarza się, że niektóre płyty ładowane są dłużej jednak praca napędu jest cicha.


Xindak A-06

Wzmacniacz w swoim przedziale cenowym ( do 2000zł ) prezentuje ciekawą scenę i przede wszystkim aprobatę jeśli chodzi o współpracę z różnymi zestawami głośnikowymi. Pracował u mnie z monitorami Ushera, Cantona i kolumnami wolno-stojącymi takich producentów jak: Kef, JBL, Taga Harmony, Heco. Po czym stanęło na Dali Zensor 5. Sprzęt świetnie odnajduje się w klimatach typu smooth jazz (Keiko Matsui, Bliss), elektornika (Vangelis), world music (Beautiful World), jak i legendach rocka (Pink Floyd). Instrumenty dęte, strunowe, przede wszystkim klawiszowe, ujmują namacalnym zawieszeniem w przestrzeni zarówno przed jak i za linią głośnikową. Perkusjonalia, gitary elektryczne trochę mniej wyraźne ale to już bardziej kwestia jakości nagrania. Tutaj istotnym elementem w ocenie jest synchronicznie redukujący się poziom dynamiki wraz ze wzrostem ilości zapisanych informacji. Każde z wejść, przypisanych pod konkretne rodzaje urządzeń, prezentuje inny klimat. Odsłuch tego samego źródła dźwięku podłączonego pod pozostałe wejścia kojarzy się z efektem jakby przed słuchaczem zawieszono za każdym razem inny rodzaj firan. Najczystszym, wraz z oczekiwaniami, jest sekcja CD. Tutaj wraz z bogatą barwą pojawia się soczystość i klarowność.   Segment wyparł z półki wzmacniacz Pioneer'a A-405R Gold, który bardziej odnajdywał się w ostrym rocku czy heavy metalu. Dynamika sprawiała wrażenie większych możliwości jednak zakres częstotliwości nie schodził już tak nisko. Nie mogę również powiedzieć żeby Xindak A-06 był potęgą basu. Nie ma tu w żaden sposób dominacji. Za to jest smak i precyzja przy szarpaniu strun kontrabasu i odpowiednio zestrojonych gitar basowych. Wokale w Pioneerze były dosyć mocno odchudzone i nie wychodziły poza linię kolumn. Ten rodzaj" promocji" dźwiękowej sprawdzał się do pewnego czasu, poza tym wzmacniacz oferował większą ilość podłączeń oraz możliwość spięcia kolumn na zasadzie bi-wiring'u lub dwóch par jednocześnie.   Tutaj właśnie chciałbym zwrócić uwagę, że Xindak A-06 jest wzmacniaczem dla konkretnego użytkownika. Jeśli tak naprawdę nie mamy w planach podłączania słuchawek, drugich par kolumn, czy też dwóch rodzajów kabli pod jedną parę, czy też gramofonu to po co przepłacać. Jestem pod tym względem raczej purystą i jako walor oceniam też brak zastosowania zewnętrznej korekcji barwy dźwięku. Wszystkie wzmacniacze jakie posiadałem najbardziej odpowiadały mi brzmieniowo w pozycji "direct" jeśli tylko w takową były wyposażone. Tutaj całe szczęście płacimy tylko za to czego tak naprawdę będziemy używać. Chciałbym również nadmienić, iż podczas kompletowania duetu wzmacniacz / odtwarzacz należy przyjrzeć się rocznikom urządzeń gdyż w pewnym momencie producent zmienił typ nóżek i można tak jak w moim przypadku wejść w posiadanie dwóch segmentów z tej samej serii ale stojących na różnych średnicach "stópek".   Na sam koniec odniosę się jeszcze do pilota. Sterownik wykonany jest niczym marna zabawka z Mango - zupełnie odwrotnie do pilota od odtwarzacza. Ten zaś zaskakuje swoją konstrukcją i bogactwem funkcji. Jest jednak światełko w tunelu. Oba urządzenia, jak i kilka innych, współpracują u mnie z pilotem uniwersalnym Logitech Harmony 600. Można przy jego pomocy sterować i wzmacniaczem i odtwarzaczem jednocześnie i to bez specjalnego programowania. Xindak przewidział chyba ten kierunek i po zaakceptowaniu funkcji "listen to music" na pilocie Logitecha regulujemy głośność i zmieniamy utwory bez konieczności przełączania urządzenia.   Resume: Zaskakujące jest ile i jak wiele można wyciągnąć z tak niedrogiego klocka. Każde zestawienie proponuje inne aspekty i doznania.






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.