Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Vincent CD-S1.1

Świetna jakość wykonania, szybki napęd, odtwarza płyty HDCD. Według mnie generuje wspaniały i miły dla ucha dźwięk bardzo dynamiczny, bas po prostu powala. Miałem okazję posłuchać go w zestawieniu z SV-227 oraz B&W CM10.


Audiolab 8000s

Witam zainteresowanych kupnem tego urządzenia. Posiadam wersję angielską doskonale zgrywającą się ze źródłem Thule Audio CD100, te połączenie jest fenomenalne, ale do rzeczy.   Wzmacniacz jest ciężki i dobrze wykonany, front z aluminium, wszystkie przyłącza złocone i porządne. Dźwięk określiłbym jako żywy, szybki z bardzo dobrą stereofonią dającą mnóstwo informacji w postaci planktonu zawieszonego między kolumnami. Mid-bass jest duży i piekielnie szybki, najniższe rejestry są dobrze kontrolowane ( są lepsze urządzenia ale nie w tej cenie, tu i tak jest rewelacja ), górą pasma to majstersztyk, bo wzmacniacz jest jasny ale góra jest czyściutka, że "palce lizać", nie kłuje po uszach a daje mnóstwo informacji o nagraniu. Średnia część pasma jest lekko pierwszo planowa z małą artykulacją na wyższe partie tego przedziału akustycznego.   Charakter tego urządzenia określiłbym jako chłodny, świeży i energiczny. Wzmacniacz daje życie słuchanej muzyce trzymając tempo i rytmikę, w połączeniu z cieplejszym źródłem lub kolumnami da poukładany dźwięk na wiele godzin odsłuchu, mikro-dynamika jest rewelacyjna a głośne słuchanie do dynamit, odczuwalny po ' godzinie 10:00 '. Rock, blues i jazz : 8000s czuje się jak rybka w wodzie.


Audioquest CV-8

Posiadam Audioquesty CV-8 z 72v DBS i konfekcją na QED Airlockach i śmiało mogę polecić ten kabel.   Wysokie brzmią klarownie i z mnóstwem detali, żwawo ale nie ostro. Średnica jest również bardzo dobrej jakości z lekką tendencją to chowania się za kolumnami. Bas silny, może nie tak szybki jak przy dobrym srebrze ale dalej bardzo dobry.   W przypadku dwóch pierwszych opinii mam wrażenie że CV-8 po prostu dosadnie obnażył niedociągnięcia w systemie. W moim systemie podanym poniżej zagrał lepiej od osławionych MITów MH-750 i Magnum M3.


Acrolink 6N-PC5300

Tak jak można się było tego spodziewać tańszy Acrolink w dużej mierze przypomina brzmienie referencyjnego Mexcela 7N-PC9500, ewidentnie słychać ten sam pomysł na dźwięk. Można rzec, iż model 6N-PC5300 oferuje mniej więcej 75% dźwięku Mexcela za 40% jego ceny. Równowaga tonalna jest bardzo zbliżona, oba Acrolinki trzeba jednoznacznie określić jako brzmiące w sposób ciemny. Oczywiście tańszy kabel przegrywa rywalizację w dziedzinie oddania realizmu i sugestywności przekazu, te cechy generalnie nie są domeną miedzianych Acrolinków, dopiero topowy Mexcel zbliża się pod tym względem do poziomu osiąganego przez sieciówki z dużą zawartością srebra. To co łączy oba kable spod znaku Acro to oczywiście znakomita jakość basu. Można rzec, że bas jest wizytówką tej firmy, czwarty patrząc od góry oferty model może stanowić wzór dla większości innych producentów. Kontrola, rozciągnięcie, wypełnienie jak i liniowość tego zakresu są nieosiągalne w mojej ocenie dla przynajmniej 90% istniejących na rynku kabli zasilających. Zaryzykowałbym nawet tezę, iż ilość basu jest dawkowana rozsądniej niż we wzorcowym Mexcelu, który co tu owijać w bawełnę, ma basu w proporcji do reszty pasma po prostu zbyt dużo. Nie jest to bas o bardzo suchym charakterze, znanym choćby z kabli Nordosta, tak jak pisałem powyżej ma stosowne wypełnienie i potęgę, ale jest wolny od jakiegokolwiek przeciągania i mruczenia. Potrafi mocno przyłożyć, ale tylko wtedy kiedy potrzeba. Można to spróbować opisać i tak, bas Nordosta przypomina sposób grania końcówek Marka Levinsona, podczas gdy Acrolink budzi skojarzenia z Krellem. Sądzę, że to jest najbliższa prawdy metafora. Niestety nie samym basem żyje audiofil:-)   W pierwszej kolejności kabel został podłączony do odtwarzacza ARC CD 8, na którym tak dobrze wypadł najwyższy z całej linii Acrolinków model 7N-PC9500 Mexcel. Zastąpił on używane przeze mnie na codzień kable Electraglide Epiphany X oraz X.3. W bezpośrednim porównaniu obie Epiphany zagrały istotnie jaśniej, ich równowaga tonalna była wyraźnie wyższa. Można by odnieść wrażenie, że są to kable rozjaśnione, jednakże nie jest to prawda, w mojej ocenie to równowaga tonalna Acrolinka jest zaniżona w stosunku do umownego wzorca neutralności. Oprócz tego kable EG miały przewagę w zakresie zdecydowanie lepszego różnicowania planów oraz większej ilości powietrza wypełniającego scenę. Pomimo faktu, iż większość kabli Acrolinka prezentuje bardzo dobrą głębię sceny to i pod tym względem Epiphany miały ciut więcej do powiedzenia. Acrolink ma tendencję do prezentacji sceny z dużego oddalenia, ale pomimo to, prezentowana jest ona raczej jednoplanowo, opisałbym ją jako wchodzącą daleko poza linię głośników, ale mieszczącą się pomiędzy nimi, podczas gdy Electraglide gra bardziej na boki i lepiej różnicuje odległość poszczególnych instrumentów od słuchacza. Sądzę, że wynika to z opisanej powyżej większej ilości powietrza otaczającej instrumenty, które sprawia, że lokalizacja staje się bardziej sugestywna, a bariera dzieląca słuchacza od muzyków przestaje być odczuwalna. Można to opisać prościej, przy podłączonym Acrolinku kolumny nie znikały z pokoju odsłuchowego tak jak wtedy gdy grały kable Electraglide. Całościowo obie Epiphany zagrały w sposób znacznie bardziej rozwibrowany, z większą ilością wydarzeń rozgrywających się w wyższych zakresach pasma. Brzmienie Acrolinka było pozbawione tego specyficznego blasku na górze, w bezpośrednim porównaniu opisałbym je jako trochę martwe i matowe. Również w kwestii oddania wokali sieciówki Electraglide zabrzmiały; może nie bezwzględnie lepiej; ale na pewno przyjemniej. Wokal Steve'a Hogartha na Epiphany; oprócz tego że objętościowo większy; był jakby bardziej płynny, plastyczny i mniej natarczywy niż na 6N-PC5300. Słuchając utworu "Somewhere, somebody" z płyty "The Hunter" Jeniffer Warnes odniosłem wrażenie nakładania się na siebie żeńskiego i męskiego wokalu (obserwacjapowtórzyła się przy późniejszym podłączeniu kabla do listwy zasilającej). Przewaga Acrolinka dotyczyła większej rzetelności w prezentacji barw instrumentów, fortepian na Epiphany zabrzmiał w sposób ewidentnie osłodzony, podczas gdy Acrolink pokazał go takim jakim jest w rzeczywistości. Generalnie na Acro najlepiej wypadła prezentacja instrumentów grających w dolnym zakresie pasma, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę rodzaj przewodnika, z którego wykonany jest 6N-PC5300 (100% miedzi). Jak dla mnie najsłabszą cechą wszystkich sieciówek Acrolinka są wysokie tony i nie inaczej jest w tym przypadku. Oceniam je jako suche, matowe, mało zróżnicowane i pozbawione soczystości. Słuchając płyty M² Marcusa Millera odnotowałem sklejanie się blach perkusji i pewne oznaki szeleszczenia sybilantów. Wysokie tony są dość monotonne, mało wyrafinowane a zdarza się że i z lekka męczące. Ewidentnie brakuje im blasku, ale przede wszystkim szlachetności, znanej choćby z sieciówki Acoustic Zen Absolute.   W drugiej odsłonie testu kabel został podłączony do listwy zasilającej Base, w wersji na okablowaniu Furukawy, zastępując używany przeze mnie dotychczas kabel Acoustic Zen Gargantua II. Pamiętam, że w takiej samej konfiguracji znakomite wrażenie pozostawił po sobie 7N-PC9500, jeśli miałbym taki kabel w systemie, grałby właśnie łącząc listwę z gniazdkiem ściennym Furutecha. Generalnie podłączenie do listwy dało bardzo zbliżone rezultaty dźwiękowe jak w przypadku Mexcela i wydaje mi się, że jest to najlepsze miejsce dla modelu 6N-PC5300 w systemie. Acrolink podłączony w tym miejscu; mówiąc kolokwialnie; pozbierał dźwięk do kupy, co sprawdzało się choćby na starych nagraniach Creedence, Clearwater & Revival. Acrolink odfiltrował dźwięk z niepotrzebnych mikrodetali, rozgrywających się w zakresie wyższej średnicy, przez co całość sprawiała znacznie bardziej schludne i zwarte wrażenie, w stosunku do używanej na codzień Gargantui niewątpliwie poprawiła się kontrola w całym zakresie pasma. Pamiętam, jak podobnego odkrycia dokonałem porównując kiedyś odtwarzacze CD: ARC CD 8 z ML No 512. Na starych i ostrych realizacjach lampowy ARC powinien teoretycznie zabrzmieć lepiej, a twardy Levinson powodował obawy o możliwe uszkodzenie słuchu. Nic takiego jednak nie miało miejsca, ML przefiltrował dźwięk z przeróżnych świstów, charczeń i tym podobnych efektów, podczas gdy lampy ARC wyciągnęły cały ten niepożądany plankton w pełnej okazałości na światło dzienne. Wydaje się, że w przypadku analizowanego Acrolinka nastąpiło coś bardzo podobnego; z racji jego koncentracji na tonach powiedzmy podstawowych; przefiltrował on dźwięk na tyle skutecznie, iż całość okazała się bardziej strawna. Gargantua, mimo że generalnie jest lepszym niż 6N-PC5300 kablem, zagrała stare utwory, co tu dużo mówić, z większym bałaganem, podczas gdy Acrolink pokazał to co w nich najważniejsze, pomijając całą dodatkową otoczkę. Przewaga Acrolinka dotyczy wszystkiego co związane jest z motoryką i kontrolą, z kolei Gargantua oferuje więcej powietrza wokół instrumentów, lepszą plastyczność, gra w sposób bardziej namacalny, sugestywny i wciągający w odsłuch. Znika bariera dzieląca słuchacza od muzyków na scenie, którą odczuwałem gdy podłączony był Acrolink.   Ostatnia próba polegała na podłączeniu do przedwzmacniacza Audio Research Ref. 3, który jest dość wybrednym jak chodzi o kable zasilające urządzeniem. Pozornie wydawać by się mogło, że ciemny charakter Acrolinka sprawdzi się w zestawieniu z jasnym ARC. Niestety, ponownie i jakby bardziej dobitnie ujawniły się wspomniane wcześniej ograniczenia polegające na braku otwartości dźwięku. Co tu dużo mówić, Heavens Gate na tym konkretnie preampie wypada jednoznacznie lepiej i to pod każdym względem.   Największym problemem Acrolinka 6N-PC5300 wydaje się być jego wysoka, wynosząca blisko 8 tys. zł cena. W tym przedziale cenowym konkurencja jest bardzo poważna, a cena na tym pułapie zobowiązuje do grania na poziomie prawdziwie hi-endowym. Czy Acrolink spełnia pokładane w nim oczekiwania. Wg mnie częściowo tak, ale niestety jest to sieciówka nierówna. Oprócz cech absolutnie wybitnych, takich jak bas i kontrola ma też słabości w postaci dość słabego różnicowania głębi i nienajlepszego poczucia realizmu. Pomijam już cechę, określoną przeze mnie jako beznamiętność czy też słaba muzykalność ponieważ to jest akurat kwestia bardzo subiektywna. Jego brzmienie wolne jest od oczywistych błędów, nieczystości, słychać iż wykonany jest z bardzo dobrego gatunkowo materiału. Na pewno pozostawił po sobie lepsze wrażenie, niż recenzowany niedawno interkonekt XLR 7N-A2070. Niestety wysoki kurs jena w ewidentny sposób przekłada się na pozycjonowanie produktów Acrolinka. Rozsądna i akceptowalna rynkowo cena katalogowa za ten poziom brzmienia powinna zawierać się w kwocie maksymalnie 5 tys. zł. Przywoływana do bezpośredniego porównania Gargantua II (pomimo iż producent poprzez wymianę złotych wtyków Furutecha na Neotechy zepsuł jej brzmienie w stosunku do pierwowzoru) jest w mojej ocenie sieciówką wyższej klasy, a kosztuje katalogowo 6,9 tys. zł. Na rynku wtórnym różnice w cenie obu produktów zacierają się, zarówno Acrolink 6N-PC5300 jak i Gargantua II oferowane są za kwotę około 3 tys. zł, co mniej więcej odpowiada ich rzeczywistej wartości.


Acoustic Zen Absolute AC

Najwyższy kabel kalifornijskiej firmy Acoustic Zen to sieciówka, która dość istotnie odbiega od powszechnie przyjętego wzorca neutralności. Brzmienie Absolute należy określić jako zdecydowanie ocieplone, można rzec że wręcz dostojne i monumentalne. Wynika to zarówno z dociążenia basu i mocnego wypełnienia niższej średnicy, jak i z pewnego osłodzenia barwy instrumentów położonych w wyższych podzakresach pasma. Brzmienie instrumentów dętych jest zawsze subtelne, nigdy nie drażniące nadmierną agresywnością, można wręcz rzec że lekko osłodzone. Fantastycznie wypada fortepian, jego brzmienie jest fenomenalnie naturalne, pozbawione jakiejkolwiek szklistości. Słychać iż czystość zastosowanego materiału ma ewidentny wpływ na klasę dźwięku. Analizując jak zwykle poszczególne zakresy pasma na szczególną uwagę zasługują wysokie tony. Są one pełne szczegółów, niesamowicie precyzyjne ale jednocześnie szlachetne. Rzadko tak się dzieje, że maksymalna szczegółowość i precyzja nie są okupione wzrostem natarczywości. W tym przypadku sieciówka AZ jest absolutnym wzorcem w zakresie spójności i kultury prezentacji sopranów. Mają one zróżnicowany w zależności od instrumentu koloryt (czyli właśnie to czego brakowało mi w Acrolinku 7N-9500) i są cały czas pełne blasku. Średnicę cechuje całkowity brak agresywności i jakiejkolwiek szorstkości. Pierwsze wrażenie jest takie, że jest mało obecna, ale to właśnie z powodu braku jakichkolwiek brudów w tym zakresie. Określiłbym ją jako krystalicznie czystą i dość ciemną, co może dziwić w kontekście zastosowanego materiału, z którego wykonany jest Absolut. W brzmieniu średnicy nie ma jakiegokolwiek rozjaśnienia, wynikającego z dużej zawartości srebra, jest ona niesamowicie ciepła a jednocześnie przezroczysta i przejrzysta. Fantastycznie prezentowane są zarówno kobiece jak i męskie wokale, mają zdecydowanie ciepłą barwę ale i wyraźny rysunek, są świetnie osadzone w konkretnej przestrzeni. Absolute jest wolny od maniery polegającej na zmniejszaniu i oddalania wokalistów, przez co subiektywnie poprawia się konturowość, ale traci się poczucie kontaktu z wydarzeniami na scenie. Potrafi udowodnić, że obszerna i nasycona prezentacja wokali nie musi być okupiona brakiem precyzji i konturów. Najbardziej kontrowersyjnym do oceny zakresem jest oczywiście bas. Zaczynając od zalet, ma on nieograniczone od dołu pasmo przenoszenia, przez co fantastycznie brzmi muzyka organowa. Jednakże w kwestiach zarówno szybkości, kontroli jak i różnicowania wybrzmień niestety Absolute nie stanowi referencji. Słychać wyraźnie, że celem konstruktorów było stworzenie wzorcowej sieciówki do szybkich, suchych i jasnych końcówek mocy, oczywiście tranzystorowych. Podczas odsłuchów płyty "Unplugged" Nirvany zaobserwowałem pewne rozmycie i małą czytelność uderzeń stopy perkusisty. Generalnie nagrania typowo rockowe nie są żywiołem Absoluta, podobnie zresztą jak jego tańszej siostry Gargantui II. Ciekawe okazało się bezpośrednie porównanie obu kabli AZ, które pokazało przewagę Absolute w zakresie większej rozdzielczości, czystości i zdolności do różnicowania głębi. Absolute ma bardziej ciemne tło sceny oraz coś co nazwałbym niższym poziomem szumu ciszy. Nawet ciche dźwięki zdają się wyłaniać z całkowitej ciemności i są znacznie lepiej słyszalne, wyraźniej zdefiniowane. Można to określić prościej, jako większy odstęp od szumów albo lepsza mikrodynamika, ale skala tego efektu jest dość spektakularna. Różnice dotyczą w efekcie również kwestii konstrukcji sceny, Gargantua przybliża wydarzenia w kierunku słuchacza i nie osiąga wspomnianej powyżej holografii w zakresie eksploracji tylnych planów. Gra ona bardziej średnicą, która jest nieco jaśniejsza, ale i trochę mniej przezroczysta, w pewien sposób zamglona, pozbawiona absolutnej przejrzystości referencyjnego modelu. Bas Gargantui jest ciut lżejszy, bez ekstremalnego rozciągnięcia i zejścia na sam dół pasma, znanego z Absolute. O dziwo, przewaga wykonanego w 80% ze srebra Absolute w dziedzinie prezentacji subsonicznego podzakresu basu jest duża i zaskakująca, zważywszy na wcześniejsze doświadczenia odsłuchowe, w których kable miedziane radziły sobie w tej konkurencji zazwyczaj istotnie lepiej. Najmniej różnic dotyczy wysokich tonów, ale i w tym zakresie droższy kabel osiąga nieznaczną przewagę czystości zarówno artykulacji, wybrzmień oraz gra z większym blaskiem. Podsumowując, Acoustic Zen Absolute to znakomity kabel zasilający cały system, o niesamowitej szlachetności i nieprzeciętnej czystości brzmienia. Zdaję sobie sprawę, iż katalogowa cena na poziomie 13 tys. zł stanowi oczywistą barierę zarówno stricte finansową jak i mentalną. Wydaje mi się, że polski dystrybutor trochę przesadził z cennikiem, analizowany kabel w wersji o długości 6 stóp czyli 1,8m kosztuje w USA 2.500$, czyli nawet przyjmując założenie że w Eurolandzie wszystko kosztuje tyle samo co za oceanem tylko w Euro, jego cena powinna wynosić około 10 tys. zł. I zaryzykuję twierdzenie, że w tej cenie nie dałoby się znaleźć obecnie lepszego kabla sieciowego na rynku.


Fadel Coherence III

Nie ukrywam, że brzmienie najnowszej wersji referencyjnej sieciówki Fadela bardzo mnie zaskoczyło. Po francuskim producencie spodziewałem się brzmienia wykwintnego, pełnego słodyczy i różnych zabiegów, mających na celu poprawę szlachetności i smaku oferowanego dania. W przypadku Coherence III nic takiego nie ma miejsca, wręcz przeciwnie, jest to kabel ekstremalnie szybki, dynamiczny i pozbawiony jakiejkolwiek zbędnej farby. Całościowo można go odebrać jako niewątpliwie jasny i raczej mało nasycony barwowo. Znakomicie nadaje się do odtwarzania muzyki rockowej, w tym zakresie jego możliwości są zbliżone do legendarnej Valhalli i przewyższają nawet znakomitego NBS Monitor Zero. W bezpośrednim porównaniu z NBS Fadel miał jeszcze więcej drapieżności i pazura, brzmienie Monitora Zero było z kolei gładsze i; o dziwo; bardziej miękkie i plastyczne. NBS porównywany z Fadelem sprawiał wrażenie trochę łagodniejszego, zaokrąglonego w sensie prezentacji transjentów i całościowo bardziej wysublimowanego. Fadel natomiast z wielką konsekwencją prezentował nieustający atak dźwięku, maksymalną ekspresję dynamiczną i całościowo brak jakiegokolwiek zawoalowania. Czy to były uderzenia w kotły lub talerze, czy szarpnięcia strun gitary basowej, dźwięk był zawsze ekstremalnie szybki i kontrolowany. Poziomem umownie nazwanej ekspresji dynamicznej Fadel lokuje się niebezpiecznie blisko poziomu wzorcowej Valhalli, a być może swoistą witalnością, nawet go przewyższa. Kabel Nordosta ma jednak przewagę gładkości i czystości zarówno artykulacji, jak i wybrzmień. Podczas szybkich impulsów Nordost zachowuje stoicki spokój, to znaczy nie wnosi żadnych zabrudzeń, które w języku recenzentów TV określić można artefaktami. Natomiast atak choćby talerzy podawany przez Fadela odbierany jest jako nie do końca czysty, wyczuwalny jest chropowaty, trochę szorstki nalot, coś w rodzaju pogłosu którejś nieparzystej harmonicznej. Przez co zaburza się trochę precyzja lokalizacji instrumentów i nie da się tak precyzyjnie jak w przypadku Valhalli określić pod jakim kątem w stosunku do słuchacza stoi konkretny muzyk. Ale trudno z tego powodu czynić poważny zarzut, ponieważ do tej pory nie znam sieciówki (włączając w to topowego Acrolinka), która potrafiłaby przekazać tyle dodatkowych informacji związanych z artykulacją gry na poszczególnych instrumentach co Nordost. Fadel lokuje się pod tym względem, gdzieś w środku stawki referencyjnych sieciówek. Jak chodzi o inne zalety Fadela, to oczywiście wzorcowy jest jego bas. Kontrola tego zakresu jest absolutna, to jest poziom Nordosta Valhalli. Bas, podobnie jak u Nordosta nie jest specjalnie obszerny, co nie znaczy, że brakuje mu subsonicznego podzakresu. Po prostu idealnie dobrano jego proporcję w stosunku do reszty pasma, a szczupły charakter idealnie komponuje się z całością dźwięku Fadela. Średnica jest prezentowana w sposób dość twardy, słychać że głównym celem twórców nie było ocieplenie, ale pokazanie nieraz bolesnej prawdy o realizacji odsłuchiwanych utworów. Również wysokie tony wpisują się w ten kanon brzmieniowy i są wolne od jakiegokolwiek osłodzenia. Sposób rekonstrukcji przestrzeni nie budzi specjalnego zachwytu, zważywszy na cenę 12 tys. zł, w tym zakresie na pewno można oczekiwać czegoś więcej. Nie chodzi tu oczywiście o ograniczenia w zakresie szerokości czy głębi sceny, można rzec, że z tym większych problemów nie ma, aczkolwiek rewelacji też nie. W porównaniu do topowych kabli Nordosta, Acrolinka czy Acoustic Zen brakuje natomiast ich absolutnej przejrzystości czy też przezroczystości, która powoduje że dosłownie można czuć wibracje rozchodzącego się koło instrumentów powietrza. Sądzę, że ta wada Fadela wynika ze sporej ilości granulacji w zakresie średnicy, która niejako przykrywa subtelne mikroinformacje czasoprzestrzenne. Można to określić moim zdaniem prościej, kabel koncentruje się na przekazaniu ataku, artykulacji a nie dodatkowych subtelności natury lokalizacyjnej. Ta kombinacja cech może przeszkadzać przy odsłuchu bardziej wyrafinowanych gatunków muzyki, natomiast dla miłośników ostrego grania będzie to sieciówka idealna. Odsłuch płyty Powerslave grupy Iron Maiden, przy Fadelu podłączonym do końcówki mocy ARC Ref. 150 pozostawił doprawdy niezapomniane wrażenia. W mojej ocenie Coherence III najlepiej sprawdzi się w aplikacji z lampowymi wzmacniaczami lub końcówkami mocy. Podłączona do CD lub listwy będzie mieć tendencję do odchudzania brzmienia całości systemu i pewnych uproszczeń natury barwowej.


NBS Monitor 0

Bardzo dynamicznie i przestrzennie brzmiący kabel sieciowy, jednakże w aspekcie dynamiki i kontroli dźwięku, w zwłaszcza basu, choć prezentuje bardzo dobry poziom, to jednak musi uznać wyższość referencyjnej w tym względzie Valhalli. Rozciągnięcie basu należy ocenić jako bardzo dobrze, aczkolwiek do poziomu Acrolinka 7N-PC9500 sporo jeszcze brakuje. Sposób reprodukcji basu NBS lokuje go gdzieś pośrodku pomiędzy obiema referencyjnymi sieciówkami, uzyskany kompromis należy ocenić jako bardzo udany. Celem konstruktorów były niewątpliwie nieograniczone możliwości dynamiczne, natomiast kwestie związane z przekazaniem subtelności natury barwowej potraktowano trochę drugoplanowo. Średnica brzmi w sposób dość gładki, aczkolwiek trochę brakuje jej nasycenia, można odnieść wrażenie lekkiego prześwietlenia, jakby rozwodnienia. Wokale prezentowane są w sposób relatywnie szczupły, choć zawsze precyzyjnie. Można rzec, że emocjonalna strona przekazu nie jest koronną dyscypliną NBS. W tym zakresie porównywalny ceną i ogólnym pomysłem na dźwięk Electraglide Ultra Khan Mk I ma więcej do powiedzenia. Również miedziany Acrolink pomimo swoistego braku własnego charakteru prezentuje ten zakres trochę lepiej niż NBS. Wysokie tony Monitora Zero są bardzo ładnie zarysowane, góra jest nośna, detaliczna i generalnie mocno doświetlona. Wysokie tony mają piękny blask, pokazują masę rozmaitych detali, znakomicie wypada zróżnicowanie talerzy jak i sposobu gry perkusisty. W tym zakresie możliwości analityczne NBSa oceniam wyżej niż porównywanego Acrolinka. Całościowo kabel ma charakter nieco konturowy, mam na myśli charakterystykę typu loudness. Można odnieść wrażenie, iż uprzywilejowane są w nim skraje pasma, natomiast średnica prezentowana jest z pewną rezerwą. Optymalnym wydaje się jego zastosowanie do podłączenia ciepło i ciemno brzmiącej, lampowej końcówki mocy. Nie jest to z pewnością najlepsza sieciówka dostępna obecnie na rynku, aczkolwiek można znaleźć systemy, dla których będzie najlepszym wyborem za rozsądne pieniądze. Ja osobiście mając do wydania kwotę z przedziału około 2.500-3.000zł skłaniałbym się do zakupu Ultra Khana Mk I, aczkolwiek trzeba jasno stwierdzić, iż w dziedzinie kontroli dźwięku NBS jest wyraźnie lepszy niż Electraglide.


Projekt Nostromo Valentine

Wzmacniacz słuchawkowy Projekt Nostromo Valentine to maleństwo. W swojej przygodzie audiofilskiej , która trwa nieprzerwanie dobrych nascie latek nie spotkałem jeszcze takiego mikrusa, lub urządzenia audio, poza jednym wyjatkiem - Dac Pro-Ject USB Box , który chyba jest jeszcze mniejszy gabarytowo. Początkowo pomyślałem, ze to chyba żart producenta, jak takie maleństwo moze grać? Wzmacniacz słuchawkowy wielkości paczki papierosów, załaczyłem Valentine i poddałem go przeszło tygodniowej rozgrzewce, miedzy czasie z doskoku podsłuchiwałem, czy brzmienie ulega jakiejkolwiek poprawie, lub też przeobrażeniom. Tak jest w rzeczywistości Valentynka potrzebuje kilku dni rozgrzewki po których zaczyna grać, jak grać? Otóż brzmienie tego słuchawkowca ma pewną manierę , która spodoba się z pewnościa nie jednemu posiadaczowi - jest neutralnie, barwy zachowują pewien dystans ani rozjasnione, czy też nazbyt przygaszone . Brak jest w dzwieku ewidetnych podbarwień, cykadeł lub odwrotnie perlistosci , także przez niektórych uwielbianego konturu, który kojarzy sie z dzwiekiem studyjnym. Ten wzmacniaczyk jest niesamowicie dobry pomyślałem, przedstawia muzyke taka jaka jest na koncertach Live, inne wzmacniacze sł nawet te do 1000 pln próbują udowodnić podczas przypadkowego odsłuchu,że grają dobrze, przejrzyście, lub co gorsze zaimitowac lampe , zazwyczaj w takim przypadku balans tonalny jest ulokowany, zaakcentowany w pewnej części pasma aby wywołac u słuchacza wrażenie, po pewnym czasie cos zaczyna przeszkadzać .Z tym mikrusem jest coś odwrotnego czym dłużej go słuchałem ,tym bardziej mi się podobał, pomimo ,że wole jak w dzwięku jest wiecej''brudu'' Jedną z jego niezaprzeczalnych zalet jest to,że prawie wszystkie płyty, te nagrane ostro brzmią na nim dobrze, wzmacniacz gra równym pasmem , jeszcze nie spotkałem urządzenia w tak niskiej cenie, o tak poprawnej równowadze tonalnej jak Valentine, stereofonia jest charakterystyczna , nie ciągnie na boki, jednak zachowana jest wieloplanowośc na dobrych słuchawkach dzwiek jest minimalnie złagodzony w całym pasmie, jednak góry jest wystarczająco, bas zas poteżny, jego średni podzakres jast bardzo dobry . Bolączką tanich wzm nie tylko słuchawkowych jest własnie sredni bas, jeśli dojdzie do tego, ze konstruktor przedobrzy, to brzmienie staje się kołyszące, kopiące, mechaniczne, nie tak płynne, o tym z pewnością wiedzą starzy wyżeracze, Valentine w tym zakresie czuje się jak rybka w wodzie gra z wielkim uderzeniem, dość szybko, o dynamice można mówic już w dwóch skalach. Wokale oraz pierwszy plan są przybliżone, lecz nie eksopnowane i meczące, po załączeniu płyty Diany Krall - Live in Paris, nie mogłem się nadziwic jak wzmacniacz poprawnie przekazuje ogólną atmosfere nagrania, przy nim wsłuchujemy sie w muzykę , bez analizowania poszczególnych instrumentów, jedni moga to uznac za wadę, szczególnie zwolennicy brzmienia konturowego studyjnego, drudzy zaś zasiądą na wielogodzinne odsłuchy.Do opisu Valentine wykorzystałem kilka rodzai słuchawek przy czym, jedno zestawienie pokazało jak można uzyskac brzmienie bardzo ok. To własnie na Koss UR 40 Valentine pokazał, zę nie pieniażki. lecz odpowiedni dobór elementów jest w głownej mierze wyznacznikiem jakości brzmienia. Ogólnie wzmacniacz bardzo mi si spodobał, oczywiście w kategoriach absolutnych można by było wskazac to i owo, jednak w tak niskiej cenie nie przejdzie mi przez myśl aby wytknąc mu jakieś niedociagniecia


Atoll AM 100

Opis odnosi się do aktualnie produkowanej wersji AM100SE. Do zalet dorzucę jeszcze zdolność wysterowania wymagających kolumn (100W/140W, 30tysmF, po zmostkowaniu 220W/300W, 60tysmF) Szczególnie warto posłuchać ze streamerami - najlepiej Atoll'owymi (zwłaszcza ST200), bez przedwzmacniacza.


Myryad Z20

zmiana na plus w stosunku do kompaktu jest ogromna. Przede wszystkim lepsza barwa, większe nasycenie i otwarcie, ładniejsze ułożenie źródeł pozornych na scenie, bas schodzi niżej, jest bardziej gęsty, mięsisty i zyskał na kontroli. Jest go więcej niż np. w Arcamie rDac. Wokale powalają na kolana. Potrafi podciągnąć słabiej nagrane płyty, te nagrane dobrze brzmią doskonale. Słuchając „Raz, Dwa,Ttrzy – Młynarski” w końcu poczułem się jak na koncercie.


Ruark Prelude II

Głośniki kupiłem na początku roku, w sumie w ciemno, przeczytałem tylko kilka opinii w sieci na ich temat. Cena była kusząca, stan bardzo dobry, dlaczego nie ? Nie żałuję. Pierwszą sprawą która troszkę mnie zdziwiła, to bas. Nie spodziewałem się, że zejdzie tak nisko, biorąc pod uwagę gabaryty. Jest raczej miękki, idealny przy spokojnych nagraniach. Moim zdaniem, z dynamiczną muzyką, trochę traci tempo, ale nie jest to jakaś ułomność nad którą rozpaczam.   Średnica jest wyraźnie słyszalna, głośnik stara się jednak nie eksponować jej w nadmiarze. Po prostu jest jej tyle ile trzeba. Skoro materiał muzyczny przewiduje mocny wokal, to taki będzie. Jeżeli nie, będzie tak jak chce autor nagrania. :)   Wysokie tony są wręcz ultra szczegółowe. Przekazują tyle informacji, że moje odsłuchy u znajomych pod tym względem są zawsze "kulawe". Po prostu mi tego brakuje. Nie ma tutaj "zapiaszczenia", trzeba tylko uważać (jak pisał kolega poniżej) na głośność, głośnik wysokotonowy przy wysokich poziomach "volume" czasem dokazuje za bardzo. Wiele zależy od jakości nagrania, wytłumienia pomieszczenia i okablowania, zwłaszcza głośnikowego.   Jakość wykonania to kolejny plus. W całości MDF plus naturalna okleina, bardzo gustownie malowane skrzynki. Mimo iż mam czarne, czuć i widać namiastkę luksusu. Nie zasypałem komory balastowej piaskiem, na to pewnie przyjdzie czas. To najlepsze głośniki jakie słyszałem, ale biorąc pod uwagę ich cenę w czasach kiedy je sprzedawano jako nowe, też i najdroższe z jakimi miałem styczność.


Ad Fontes Ad Fontes

Miałem okazję słuchać wcześniej kilku gramofonów w cenach do jakiś 17 tys. złotych, ale dźwięk, jaki wydobywa się z Ad Fontes zawstydza kilkakrotnie droższe od niego gramofony. Namacalność instrumentów i ich dynamika jest niebywała, ilość informacji, jaką jest w stanie przekazać to 14-calowe ramię z dobrą wkładką zadziwia. Słychać każdą, nawet najmniejszą zmianę barwy przy uderzeniach o struny kontrabasu, gitary, wręcz cieniowanie wybrzmień, bas schodzi bardzo nisko. Zapewne odpowiada za to również metalowa obudowa, wykonanego w Japonii, Goldringa 2500 , ale nie tylko. Instrumenty mają duży rysunek, jest bardzo dobra gradacja planów, a scena dźwiękowa jest szeroka i głęboka, co można opisać dwoma słowami – przestrzeń, stadion. Głosy ludzkie są hipnotyzujące. Norah Jones wręcz stała przede mną, słychać było każdą modulację jej głosu, Al Jarreau z jego charakterystycznym głosem, czy melancholijny Nat „King” Cole, wszystkie te głosy były ukazane z wielką swobodą. Bębny z płyty Art Blakey and the Jazz Messengers zabrzmiały tak realistycznie i zostały podane z taką dynamiką, że aż się wystraszyłem. Również muzyka poważna i jazz dały możliwość zanurzenia się w nich i przeżywania wraz z artystami, którzy ją wykonują. Można byłoby jeszcze dalej pisać , ale już mnie się nie chce, szkoda czasu, lepiej słuchać. Gramofon - rewelacja !!!


Pioneer CT 979

Pioneer CT 979 - wysokiej klasy magnetofon kasetowy. drugi model od góry po CT93. W 1991 kosztował 850$. Wówczas marzenie wielu audiofilów. Napęd i mechanica na bardzo wysokim poziomie. W tej dziedzinie topowy Akai GX 75 zdecydowanie półka niżej. Brzmienie CT 979 bardzo szczegółowe, świetna rozdzielczość, bardzo dobra średnica, znakomita przestrzeń. W porównaniu z GX 75 może trochę za mało basu. Zdecydowanie najlepszy magnetofon jaki kiedykolwiek miałem.


Castle Knight 2

Castle Knight 2 porównywałem bzpośrednio do KEF Q1 wyprodukowanych ponad 10 lat temu.   Castle są zestrojone w sposób odbiegający od ogólnie pojętej neutralności. Ma to swoje plusy i minusy. Charakter dźwięku można by określić kulinarnie jako danie dobrze przyprawione, ale elegancko podane przez brytyjskiego kelnera, który jest niewątpliwie gentelmenem. Stąd też, mamy tu na pierwszy rzut, dźwięk dość efektowny, z nieco wyeksponowanymi wysokimi tonami, ale na szczęście opartymi na ciekawej średnicy. Stąd znane nam już płyty odkrywamy jakby na nowo. Te kolumny na swój sposób dość ciekawie prezentują muzykę ogólnie zwaną rozrywkową w tym także jazzową. Jednak próba odsłuchu muzyki klasycznej, w tym szczególnie fortepianu, skrzypiec, wiolonczeli ujawnia jak daleko im do neutralności brzmienia. Tu mamy barwę, która tylko próbuje nam przypominać, że słuchamy prawdopodobnie fortepianu, podobnie sprawa ma się np. z kontrabasem. Porównanie dało mi okazję przekonać się, jak dalece zrównoważone są KEFy, ich neutralność, połączona ze szczegółowością wymyka się klasie budżetowej do jakiej należą, również reprodukcja basu i jego dynamiczne zejścia (szarpnięcia strun kontrabasu Charliego Hadena z Missouri Sky) są o ironio wiele lepsze niż w Castlach, pomimo mniejszej obudowy i bassrefleksu z przodu, natomiast barwa fortepianu jest dwie klasy bliższa oryginałowi. I niestety jeszcze jedna strzała prosto w pierś rycerza numer 2, to reprodukcja wokali - i tu już mamy różnicę KOLOSALNĄ prawdopodobnie pomaga tu KEF-om, oprócz neutralnego zestrojenia, opracowany firmowy system UniQ współosiowych głośników. Tak zwane zszycie dźwięku wysoko-średnio-niskotonowego w KEFach jest wyśmienite.   Po powyższych doświadczeniach odsłuchowych jestem lekko zdezorientowany w jakim kierunku rozwija się strefa niskobudżetowego dźwięku, i pożegnałem się z Castlami, które wróciły do salonu. W związku z powyższym gram nadal na KEFach, które doceniłem na nowo, natomiast Castle polecam mniej osłuchanym audiofilom, którzy nie gustują w muzyce klasycznej i nie przeszkadza im, lub nie słyszą niedogodności związanych ze słabą neutralnością dźwięku.   Powyższa ocena brzmienia odnosi sie do mojego systemu opartego przede wszystkim na wzmacniaczu lampowym SE Class A, to jest Yaqin MS 300C pracującym na lampach 300B (które wymieniałem na jedne z najlepszych obecnie produkowanych typu 300B, mianowicie: Shuguang Treasure 'Black Bottle' series 300B-Z, w roli sterujących lamp mam: 2x 12AT7 firmy RCA z roku 1964 oraz 2x l6SN7 firmy RCA z 1956 roku – te sterujące kupowane u audiofila z Californi). Do tej pory wzmacniacz grał i będzie jeszcze grać na kolumnach KEF Q1, które jak się okazało, pokazują klasę daleko wykraczającą poza budżetową. Jednak goniąc dalej króliczka obecnie zainteresowania kieruję w stronę manufaktury niemieckiej - mianowicie unikalnej konstrukcji – chodzi o kolumny AUDIUM Comp 3.


Luxman L 430

Sprzęt bardzo ładny, ze świetną barwą, dobrą budową. Ciężko mnie było wybrać sprzęt, który zagrał lepiej w moim zestawieniu, lecz ostatecznie wybrałem Fine Arts a-9000, zdaje się że barwę ma jeszcze bogatszą a bas jest lepiej kontrolowany, no i ta budowa...   Po pewnym czasie delikatnie żałuję, bo A-9000 nie do końca obsługuję poniżej 8ohm kolumny i trochę trzeba go przerobić, bo szybko może paść, a koszty to ok. 300zł. Niestety przy tak wiekowym sprzęcie jak Luxman poprawek znalazłoby się kilka też, a elektrolity to już na pewno wszystkie należy wymienić. Dodam, że odsłuch porównawczy robiłem na obu oryginalnych i niegrzebanych sztukach.


Sennheiser HD-555

Moim zdaniem rewelacja za te pieniądze, słuchawki grają czysto i muzykalnie, nie przebarwiają, nie przejaskrawiają. posiadam słuchawki od ponad 3 lat i w zupełności wystarczają.






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.