Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Pioneer Soundbar SBX-N700

Test soundbara Pioneer SBX-N700 Testowane urządzenie marki Pioneer to przedstawiciel modnej ostatnio kategorii systemów audio - tzw. soundbarów. Urządzenia te stanowią interesującą alternatywę dla zestawów kina domowego. W porównaniu do tych ostatnich zajmują zdecydowanie mniej miejsca, ich użytkowanie nie wiąże się z koniecznością rozprowadzenia szeregu kabli w pomieszczeniu, a dodatkowo oferują możliwość połączenia z innymi urządzeniami elektronicznymi, jak np. smartfony, tablety i laptopy. Urządzenia typu soundbar składają się z reguły z jednego lub dwóch elementów (tzw. poziomej kolumny oraz subwoofera). W kolumnie umieszczone są głośniki oraz amplituner odpowiadający za przetwarzanie dźwięków i komunikację z innymi urządzeniami. Subwoofer najczęściej łączy się bezprzewodowo z jednostką sterującą. Kolumnę należy umieścić pod lub nad telewizorem, a subwoofer w zasadzie w jakimkolwiek miejscu.     I. Specyfikacja techniczna testowanego urządzenia:   Soundbar Pioneer SBX-N700 składa się z poziomej kolumny oraz bezprzewodowego subwoofera. Producent określa moc samej kolumny na 70 W, natomiast moc subwoofera na 150 W. Urządzenie obsługuje technologię Bluetooth, Miracast, Wi-Fi Direct oraz DLNA. Jest wyposażone w połączenia USB (x1), HDMI (x1), optyczne (x2), LAN (x1), Audio in (x1) oraz IR out (x1). Co istotne, złącze HDMI wykorzystuje technologię ARC, dzięki której nie ma potrzeby stosowania dodatkowo optycznego kabla cyfrowego do połączenia z telewizorem (jeśli oczywiście sam telewizor korzysta z tej technologii). Sprzęt obsługuje większość istniejących formatów audio (w tym AAC, FLAC i Monkey’s Audio) oraz wideo (w tym mkv).   II. Opis produktu:   Już sam rzut oka na opakowanie sprzętu Pioneer’a pobudza wyobraźnię. Producent zdecydował się na umieszczenie produktu w budzącym respekt pudełku o wymiarach ok. 1 metra długości i 0,5 metra szerokości. Poszczególne elementy zestawu są bardzo starannie zabezpieczone przed wszelkimi uszkodzeniami. W skład zestawu wchodzą: pozioma kolumna wraz z kablem zasilającym o długości ok. 1 metra, subwoofer wraz z kablem zasilającym również o długości ok. 1 metra, pilot sterowania wraz z bateriami zasilającymi, regulowane nóżki do kolumny wraz ze śrubami, cyfrowy przewód optyczny, kabel IR, podkładki oraz szablon do montażu na ścianie, a także zestaw instrukcji (w tym w języku polskim). Niestety w zestawie próżno szukać kabla HDMI i śrub do montażu kolumny na ścianie.   Kable zasilające zdecydowanie powinny być dłuższe. W przypadku montażu nad telewizorem przymocowanym do ściany, dołączony kabel będzie zdecydowanie za krótki. Długość kabla znacznie ogranicza też możliwości rozmieszczenia samego subwoofera.  Pozytywnie oceniam fakt dołączenia do zestawu szablonu montażowego – wystarczy przyłożyć go do ściany i zaznaczyć miejsca, w których mają być nawiercone śruby montażowe. Proste, przyjazne dla użytkownika rozwiązanie. Brawo!   Kolumna i subwoofer wykonane są z dobrej jakości materiałów i sprawiają wrażenie solidnych. Kolumna ma około 90 cm długości, czyli mniej więcej tyle, co telewizor o przekątnej 42”. W tylnej części kolumny znajduje się większość złączy oraz otwory na śruby do montażu na ścianie. Wydaje się, iż otwory te można wykorzystać również do montażu na wysięgnikach do telewizorów. W przedniej części kolumny znajduje się niewielki wyświetlacz, diody LED, cztery przyciski sterujące oraz dwa złącza – Audio in oraz USB. Umieszczenie tych złączy z przodu było dobrym pomysłem z racji na ich najczęstsze wykorzystanie.   Wygląd urządzenia nie jest zachwycający. Pioneer postawił na prostotę, minimalizm i zachowawczość. Spodoba się osobom, które nie poszukują designerskich gadżetów. Podobnie subwoofer – nie będzie on z pewnością stanowił ozdoby salonu czy pokoju dziennego.   Instalacja urządzenia jest wyjątkowo prosta. Ogranicza się w zasadzie do podłączenia dwóch kabli zasilających oraz kabla HDMI (ewentualnie dodatkowo optycznego kabla cyfrowego – dla telewizorów nieobsługujących ARC). Po uruchomieniu urządzenia telewizor automatycznie rozpoznał je jako zewnętrzny system audio, a bezprzewodowy subwoofer samodzielnie podłączył się do głównej jednostki.   Wideo ukazujące pierwsze podłączenie: https://www.youtube.com/watch?v=nOf-fy93eCk   III. Test działania urządzenia:   a. Menu:   Test działania soundbara postanowiłam rozpocząć od menu urządzenia. Niestety pod tym kątem Pioneer nie wypadł najlepiej. Przede wszystkim menu odstrasza wyglądem. Po drugie brak jest wersji w języku polskim. Po trzecie brak jest jakichkolwiek wyjaśnień, co do skutków wyboru konkretnych ustawień. Bardzo enigmatyczne nazwy i określenia zmuszają do skorzystania z papierowej instrukcji obsługi, która również nie wyjaśnia wszystkich wątpliwości.     Wideo – wygląd i obsługa menu:https://www.youtube.com/watch?v=nOf-fy93eCk   b. Współpraca z telewizorem:   Współpracę soundbaru z telewizorem należy ocenić bardzo dobrze. Telewizor niezwłocznie rozpoznał sprzęt Pionieera jako zewnętrzny system audio i dostosował do niego wszystkie ustawienia. Jako, iż oba urządzenia obsługują standard CEC, możliwe jest kontrolowanie (oczywiście w ograniczonym zakresie) soundbaru za pośrednictwem pilota TV. Dotyczy to przede wszystkim regulowania poziomu głośności, obsługi menu soundbaru oraz włączania i wyłączania urządzeń. Jest to wygodna funkcja, dzięki której można znacznie ograniczyć sytuacje, w których konieczne jest użycie dwóch pilotów. Niestety rozwiązanie to nie ustrzegło się kilku wad, np. gdy włączałam soundbar, aby posłuchać muzyki przez bluetooth, uruchamiał się również telewizor, a w momencie gdy chciałam wyłączyć telewizor automatycznie wyłączał się również sprzęt Pioneera. Czasem też soundbar nie włączał się razem z telewizorem, co kończyło się przeszukiwaniem najbliższego otoczenia celem znalezienia pilota do soundbaru.   c. Odtwarzanie muzyki i wideo ze źródeł zewnętrznych:   Soundbar bardzo sprawnie i bezproblemowo odtwarza dźwięk i obraz ze źródeł zewnętrznych. Najszybsze i najmniej niezawodne jest oczywiście złącze USB. Urządzenie bezproblemowo rozpoznaje wszystkie formaty plików. Co istotne, soundbar Pioneera odtwarza również pliki wideo, z którymi miał problemy mój Smart TV – duży plus! Pioneer nie ma też problemów z odtwarzaniem napisów do filmów, trzeba jedynie odkryć, jakie jest właściwe kodowanie napisów. Przez USB można też ładować urządzenia zewnętrzne.   Odtwarzanie przez USB: https://www.youtube.com/watch?v=eGq3Nyc5wCU   Łącze Bluetooth działa bezproblemowo – bardzo łatwe jest parowanie poszczególnych urządzeń, a jakość przesyłanego w ten sposób dźwięku jest świetna.   Podłączanie urządzeń zewnętrznych przez BT: https://www.youtube.com/watch?v=HZuM5BFaOQo   Połączenie urządzeń za pomocą Miracast/Wi-Fi Direct jest intuicyjne i również przebiega bezproblemowo.   d. Dźwięk   Soundbar Pioneera posiada specjalne menu zawierające szereg ustawień dotyczących odtwarzania dźwięku. Nie ma niestety możliwości ręcznej zmiany ustawień equalizera – pozostaje jedynie wybór jednego z trzech predefiniowanych ustawień: Gaming, Movie oraz Music. Osobiście nie czułam wyraźnych różnic między poszczególnymi ustawieniami. Bardzo wyraźna jest natomiast różnica w dźwięku w przypadku aktywacji funkcji Surround – dźwięk staje się o wiele głębszy, a wrażenie przestrzennego dźwięku faktycznie jest odczuwalne. Na pochwałę zasługują jeszcze dwa dodatkowe tryby: Night i Dialog. Pierwszy z nich automatycznie wyrównuje różnice w poziomie głośności ścieżki dźwiękowej, dzięki czemu nie ma potrzeby nieustannego manipulowania głośnością podczas oglądania filmów w godzinach nocnych. Sąsiedzi będą wdzięczni! Funkcja Dialog również wyraźnie zmienia dźwięk – dialogi w filmach oraz wokal w muzyce staje się o wiele bardziej wyraźny, co często pomaga w odbiorze. Na uwagę zasługuje też funkcja Audio Sync, dzięki której możemy przyspieszyć lub opóźnić dźwięk w stosunku do obrazu – przydatne w przypadku oglądania wideo z desynchronizowaną ścieżką dźwiękową. Szkoda tylko, iż nie ma możliwości zmiany tych ustawień bezpośrednio w trakcie odtwarzania filmu z nośnika USB podłączonego bezpośrednio do telewizora. Problem znika, jeśli film odtwarzany jest za pośrednictwem soundbaru. Soundbar Pioneera oferuje czysty, głęboki dźwięk, który nie traci swych walorów nawet przy dużym poziomie głośności. Filmy, gry i muzyka odtwarzane za jego pomocą znacznie zyskują na odbiorze. Wrażenia te nie dorównują oczywiście dobrej jakości systemom głośników 5.1, ale dla zwykłego użytkownika są bardziej niż wystarczające. Trzeba jedynie pamiętać, aby wyciszyć subwoofer, gdyż na standardowych ustawieniach skutecznie zagłusza inne dźwięki.     IV. Podsumowanie:   Podsumowując, soundbar Pioneera jest godnym polecania rozwiązaniem dla osób, które szukają znacznie lepszego brzmienia, niż to oferowane przez wbudowane do telewizora głośniki, a jednocześnie nie mają możliwości lub chęci wzbogacenia wnętrza swojego pokoju o szereg kabli i głośników. Zakres oferowanych funkcji czyni ten sprzęt idealną alternatywą dla osób, które posiadają telewizor starszej generacji (bez funkcji określanych zbiorczo jako Smart TV), a którego nie chcą zmieniać. Soundbar Pioneera idealnie zastąpi Smart TV, przedłużając żywotność telewizora pozbawionego tych funkcji. Dodatkowo oferuje rzadko spotykane w telewizorach podłączenie urządzeń za pomocą Bluetooth, dzięki temu z powodzeniem zastąpi domowy zestaw hi-fi.Link do strony producenta: http://www.pioneer.pl/pl/products/42/99/161/SBX-N700/page.html


Koss porta Pro

Bardzo dobra barwa, nic nie eksponuje w całym zakresie. Świetnie wykonane jak dla tego pułapu cenowego. Genialna mikrodynamika przy małych poziomach a to dla mnie bardzo ważny aspekt w dłuższych sesjach odsłuchowych. Generalnie warte swojej ceny.


Marantz PM 5003

Wzmacniacz bardzo ładnie zgrywa się z moimi Tannoyami M1.


Sony TA-F550ES

Witam jako że piszę piątą opinie ograniczę się tylko do własnych odczuć. Po przerobieniu paru amplitunerów później wzmacniaczy w końcu zdecydowałem się na sony es ponieważ nie daleko się pokazał właśnie 550 es postanowiłem kupić . Od pierwszej minuty mi pod pasował (od razu wiedziałem że kupuje a posiadany wtedy denon pma 860 na allegro) to było to brzmienie które szukałem w moim odczuciu naturalny może lekko ocieplony z dobrze kontrolowanym basem jest go tyle ile trzeba nie dodaje ekstra więcej jak wcześniej posiadany denon powiem szczerze że jak na chwilę obecną żadne inne marki mnie nie interesują . Po ponad roku używania nie miałem z nim żadnych problemów niestety poszedł pod młotek ponieważ przegrał swoją ostatnią walkę w moim domu z sony ta f 670 es choć nie przez nokaut . Na pewno będę dobrze wspominał a za 350-400 zł dla mnie nie ma sobie równych.Polecam go do muzyki goa psychedelic trance, ambient , muzyki elektronicznej ale i generalnie do każdego gatunku .


Hifiman HE-400

Słychawki Hifiman HE-400 – czyli primabalerina w czołgu.   Dzisiaj kurier przywiózł długo oczekiwane słuchawki Hifiman HE-400 , ze środkowej półki cenowej o których mam napisać recenzję . Nie będę ukrywał , że bardzo mnie kusiła możliwość przeczytania recenzji tychże słuchawek w Internecie , ale byłem twardy i opinia fachowców jest dla mnie białą plamą . Recenzja polega przecież na opowiedzeniu własnych wrażeń , co czynię .   Budowa , wygląd , oraz ergonomia słuchawek .   Słuchawki są dostarczone w solidnie wyglądającym etui , o sztywnej konstrukcji , ze złotym napisem Hifiman , i od razu widać , że mamy do czynienia z produktem o wysokom poziomie jakości . Środek futerału jest wyłożony czarnym aksamitem oraz są wycięcia na wygodne ułożenie słuchawek . Poza tym jest czarny aksamitny woreczek , w którym znajdują się kable.Całość wygląda bardzo elegancko i ma się wrażenie , że to słuchawki o wiele droższe niż w rzeczywistości . Niektórzy audiofile to uwielbiają , ten przerost formy nad treścią , jednak ja mam odmienny pogląd . Lepiej gdyby firma pieniądze włożone w opakowanie , przeznaczyła na zapasowe poduszki na uszy, ale wiem, że jestem w mniejszości , a na marketing chyba jest inna pula pieniędzy , więc futerał bierzmy z dobrodziejstwem inwentarza. Same słuchawki są bez kabli , Każdy użytkownik osobiście je podpina . Jak Hifimany HE 400 wyciąga się z tego eleganckiego futerału , to mamy wrażenie, że powstały one w fabryce czołgów Leopard , jako produkt uboczny . Metal , solidność , precyzja i spora waga – która lekko niepokoi . Kabłąk – przypuszczam, że metalowy jest obszyty skórą z miękkim wkładem , a muszle są zawieszone na oksydowanych uchwytach z metalu . Przykręcone są one śrubkami i nie mają żadnych zatrzasków , plastikowych uchwytów i innej tego typu konfekcji , która po latach pęka i często powoduje problemy z ich użytkowaniem . Regulacja wysokości muszli jest na metalowym , oksydowanym wysięgniku , przesuwa się ją z mocnym oporem , co jest zaletą , bo słuchawki centruje się zazwyczaj jeden raz i tak zostaje , więc odpada ciągłe poprawianie wysuwającego się regulatora wysokości . Zewnętrzna obudowa muszli Hifimanów HE-400 jest wykonana z a z malowanych na czarno soildnych siateczek okolonych grubymi obręczami z błyszczącego tworzywa w głębokim cienmogranatowym kolorze. Te siateczki nadają konstrukcji wrażenia pewnej lekkości , pomimo rzucającej się w oczy solidności . Teraz dochodzimy do zmory melomanów słuchawkowych - kabla . Wydaje mi się, że producent bardzo się przyłożył do okablowania słuchawek i można tu wymienić dwa tego aspekty . Pierwszy , to sam kabel, który jest dosyć gruby i sprawia bardzo dobre wrażenie i przekonanie że wytrzyma wiele. Jest on zakończony z jednej strony mini jackiem z przejściówką na duży wtyk . Wszystkie końcówki kabla , oraz gniazda w słuchawkach są pozłacane . Z drugiej strony kabla są dwa specjalne wtyki , które wkręca się bezpośrednio do muszli . Złocone wejścia i wyjścia a także gruby solidny kabel powodują idealne połączenie słuchawek ze źródłem , a sam przewód jest również bardzo elastyczny . To wszystko jest zapowiedzią zerowych problemów z pękającymi wewnątrz kabla drutami , czy zimnymi lutami na końcówkach . Trudno sobie wręcz wyobrazić , żeby taki system okablowania mógł kiedyś nas zawieść . Ważną sprawą jest również wielkość miękkich nakładek na muszle, które można wymieniać w przyszłości we własnym zakresie . Welurowa , delikatna poduszeczka, która obejmuje ucho , jest tak duża , a miejsce na uszy jest tak głębokie , że poduszki stykają się z głową zupełnie nie dotykając uszu . Nie powoduje to problemu z długim słuchaniem , jak w innych tego typu konstrukcjach. Po włożeniu naszych słuchawek na głowę czuje się ich wagę i ma się wrażenie , że nie specjalnie mocno dolegają . Jednak po chwili to wrażenie mija , a po usłyszeniu muzyki po niedługim czasie robią się one nieważkie, przestajemy je zauważać i pozostaje tylko muzyka . Ten pozornie łatwy do rozwiązania problem z długimi sesjami używania słuchawek , jest bardzo trudno rozwiązać i dobrze wie to rzesza użytkowników słuchawek , oraz ich producenci . Nie wiem jak wytwórca to zrobił , może są one świetnie wyważone , może znaczenie ma fakt , że żaden element słuchawki nie dotyka ucha , albo specjalnej jakości pałąk , bardzo ale to bardzo elastyczny . W każdym razie moje obawy o brak wygody przy dłuższym użytkowaniu Hifimanów się nie potwierdziły . Uważam że producent przyłożył się solidnie do ergonomicznej strony słuchawek , którym nie sposób odmówić nietuzinkowej elegancji z rzucającą się w oczy czołgową solidnością .   Jak będą przebiegały testy   Przed otrzymaniem słuchawek do testów , obawiałem się tylko tego , że podłączę je pod swój sprzęt i usłyszę „audiofilskie plumkanie „. Nie raz takich konstrukcji , miałem okazję posłuchać na Audio Show w Warszawie . Dźwięku tego typu osobiście nie akceptuję , bo czy to słuchawki czy kolumny głośnikowe mają plumkać jak gra altówka z trójkątem , ale jak gra jakiś zespół z mięchem , to ma być mięcho i tyle . Więc śmiało je podpiąłem pod swój wzmacniacz Acuphasse E 206 , odkręciłem gałkę głośności sporo w prawo . Jak usłyszałem pierwsze dźwięki , to już wiedziałem , że nie jest źle i co jak co ,ale Hifimany do „ plumkaczy „ nie należą . Od lat mam osobiście skompilowaną płytę testową i muzyka nagrana na mojej płycie testuje różne aspekty dźwięku na różnych urządzeniach więc przy jej pomocy zabiorę się do odsłuchów . Jedna rzecz mnie w reklamie Hifiman HE-400 lekko zdziwiła , a mianowicie fakt , że producent pisze , iż słuchawki są przeznaczone do każdego źródła muzyki od wzmacniaczy słuchawkowych , do i Poda . W związku z tym od razu przypomina mi się dawna reklama Wańkowicza „cukier krzepi „. No to zobaczmy jak Hifmany HE-400 nas pokrzepią . Słuchawki postanowiłem przetestować w 4 kategoriach : mój system audio , dźwięk bezpośrednio z CD playerów , iPod , oraz laptopy . Żałuję, że nie przetestuję ze wzmacniaczem słuchawkowym , bo go nie posiadam . Zanim napiszę jak słuchawki grają , to małe wprowadzenie i przypomnienie, że z dźwiękiem jest podobnie jak z potrawą i jakich składników do niej użyjemy, taka będzie potrawa. Jak słuchawki grają na stacjonarnych porządnych systemach   CD palyer DCD Denon 3300 abgreidowany i używany jako napęd , wzmacniacz Acuphasse E 206 , Cambridge Audio DacMagic (z poprawionym zasilaniem) , oraz różne kable zasilające , interconecty molibdenowe , kable coaxialne , kondycjonery ................... Acuphasse E 206 jest wyposażony w regulacje dźwięku i producent zrobił je po coś , więc ja ich używam . Wrzucam do Denona pierwszą płytę .Charlie Haden - Vignette i zaczyna się od bardzo delikatnego fortepianu, który jest zawieszony w przestrzeni , słychać długie echa poszczególnych strun instrumentu , wrażenie subtelności i delikatności , potem zapada cisza i następnie wchodzi głęboki kontrabas od dołu, nieśpiesznie wypełnia całą przestrzeń , gra on dwie krótkie frazy i wchodzą szczoteczki po talerzach . Słychać namacalnie nierówność talerza i wiemy ,że to szczoteczka, której włosy przesuwają się po talerzu , a nie odgłos smażonej jajecznicy . Przestrzeń i kryształowa czystość , selektywność , separacja , ale przede wszystkim fantastyczna muzykalność , rzekłoby się chwilo trwaj …. Wszystko jakby zawieszone w powietrzu .   Kolejny utwór , to sztandarowy mój tester Al DiMeola, John McLaughlin & Paco De Lucia – Beyond The Mirage .Ma się wrażenie ,że jest się blisko muzyków , gitary są mocno tłuste , czuje się wręcz grubość strun , a ich leciutko przeciągnięty dźwięk , jest trochę podobny do hawajskiej gitary , taki słodko leniwy , choć tempo utworu od początku szybkie z biegiem czasu coraz bardziej przyspiesza . I jest w tym sprzeczność , ale o tym w podsumowaniu . Przepiękna stereofonia , oraz mnóstwo powietrza , każdą strunę słychać jakby oddzielnie , ale to nie jest lodowata analityczność dźwięku ciętego na plasterki . Odnoszę wrażenie , że to jest dźwięk idealnie czysty , chociaż gra dynamicznie trzech wirtuozów gitary w hiszpańskim stylu . Nie ma tu ani odrobiny bałaganu i ten brak bałaganu jest bardzo charakterystyczną cechą tych słuchawek , a pomimo, że gitary są dość ostre , nie ma śladu zapiaszczenia . Dźwięk jeszcze bardziej namacalny da się zauważyć odgłosy przeciągania palców po strunach , czasem delikatny stuk w pudło gitary i te niby brudy tworzą jeszcze bardziej przekonujące wrażenie uczestnictwa w koncercie . W drugiej części artyści nieźle przyspieszają i jedno co mi przychodzi na myśl , to fascynacja tym co się słyszy , oraz zdziwienie jak coś takiego można zagrać, nagrać i zaprezentować słuchaczowi . Niemały w tym udział mają opisywane Hifmany HE-400 , bo choć ten utwór słyszałem ze sto razy , to nigdy aż w takim perfekcyjnym wykonaniu .   Acoustic Solutions - to kolejna płyta wyprodukowana przez samego Kena Ishiwatę , od początku do końca akustycznie , na dawnych analogowych magnetofonach 16-sto śladowych . Na kompakcie jest logo Marantz. W założeniu ma ona służyć do ustawiania i oceny systemów audio . Na tej płycie gra typowy band w stylu orkiestr amerykańskich Glenna Millera, a śpiewa Judith Nijland . Utwór zaczyna się ciszą , w którą wchodzi jedwabisty wokal Judith , a na to w pięknej stereofonii po kolei sekcje dęte , oraz rytmiczne i możemy określić , w którym miejscu na scenie siedzą poszczególne sekcje – stereo idealne i zawsze pięknie pokazane przez słuchawki szczoteczki na blachach oraz różne kolory wybrzmiewania talerzy i różnych przeszkadzajek . Nasze słuchawki lubią kobiety i świetnie sobie radzą z damskimi wokalami . Wszystko jak zwykle selektywne , melodyjne , rytmiczne ,przestrzenne ciepłe i przenormalne .To określenie normalności , to najwyższy komplement , bo to znaczy, że mamy wrażenie uczestnictwa na żywo w wydarzeniu muzycznym . Wydaje nam się , że siedzimy w , lokalu z epoki , pod sufitem obraca się lusterkowa kula a na scenie stoi ubrana w błyszczącą długą suknię wokalistka . Jak słucham tego nagrania to zadaję sobie pytanie – co by tu można ewentualnie zmienić na lepsze i zaraz sobie odpowiadam, że nic . Te nagranie to doskonałość / przez magię . Hifmany HE-400 pięknie pokazują klimat pomieszczeń, w których gra muzyka ale oczywiście że trzeba do tego odrobiny wyobraźni. Słuchawki bardzo realistycznie tworzą scenę i piosenkarka stoi przed zespołem , a za nią od lewa do prawa całe spektrum orkiestry i fenomenalnie słychać przestrzeń , a najbardziej efektowne są instrumenty dęte . I co bardzo ważne , wokal nie wpada nam do środka ucha i nie wgryza się w mózg , a słuchawki prezentują nam to wszystko w prawidłowej odległości . Zresztą kolejną właściwością słuchawek jest perfekcyjne pokazywanie sceny muzycznej .   Ostatnią artystką testu Hifimanów HE-400 na wzmacniaczu Acuphasse , będzie uwielbiana przeze mnie słowacka pianistka Sylvia Capova , grająca Revolution Etude In C Minor Op. 10/12 – Chopin .Utwór pochodzi z amerykańskiej płyty The Best Chopin . Fortepian solo , to jeden z najtrudniejszych do odtworzenia instrumentów , może dlatego że ma tyle odsłon , ilu artystów na nim gra i ogromną paletę opcji ukazywania tej samej muzyki w jakże odmienny sposób . Zaczyna się od trzęsienia ziemi i prawie widać jak artystka mocno uderza palcami w klawisze ,natychmiast wykonując serie pasaży po klawiaturze . Na tych słuchawkach po raz pierwszy usłyszałem metaliczne odgłosy strun instrumentu , taki w klimacie klawesynu i występuje to na samym skraju słyszalności , oraz rezonans fortepianu – drewnianego pudła fortepianu . I jest tak jak z gitarami , które opisywałem wcześniej - te wibracje to brud w dźwięku , który jest cechą instrumentów skrzyniowych , ale realizatorzy starają się zawsze to ukryć . Potem nastąpiły dobitne dźwięki i z całej siły uderzanych klawiszy , a wszystko skąpane w mocnych, ale już subtelniejszych pasażach . Jedno co mi przychodzi do głowy to emocje , które wprost tryskają z pod palców artystki grającej na tym instrumencie a martwy przedmiot jakim jest przecież fortepian stanowi z Sylvią Capovą jedność . Wydaje mi się, takie uczucia muszą płynąć z głębi duszy artysty i to wszystko słuchawki nam pięknie pokazują . Tutaj mam wrażenie, że siedzę obok artystki i przewracam jej nuty i to jest bardzo realistyczne . Pomimo mega szybkiego tempa i maksymalnej głośności jaką można wykrzesać z fortepianu , jak zwykle w scenie muzycznej panuje wzorowy porządek . Potem tempo delikatnie spada , słyszymy cały wachlarz barw instrumentu , zdecydowany lecz jakby lekko jedwabisty i oddalony dźwięk , choć dalej się bardzo dużo dzieje to plany się nie mieszają ze sobą ,słychać doskonale każdy z osobna a całość tworzy harmonijną muzykę . Jest to bardzo trudna sztuka i słuchawki poradziły sobie z tym jakoś tak naturalnie . Słyszę również duże zróżnicowanie planów dźwiękowych , w zależności w które struny uderzają młoteczki instrumentu . Fenomenalnie słychać użycie pedału tłumiącego ,słyszymy dźwięki wyraźnie ostre i zgaszone ,nie wymieszane ze sobą i choć wybrzmiewają jednocześnie, słychać każdy z osobna - pięknie . Zastanawiam się czy dałoby się odtworzyć taki utwór , z którym Hifimany HE-400 by sobie nie poradziły .   Jak słuchawki grają na stacjonarnych przeciętnych źródłach .   Ponieważ większość sprzętu mam z lat 90tych , to w prawie we wszystkich źródłach posiadam wyjście słuchawkowe , o które w dzisiejszych czasach trudno . Podpinam Hifiman pod wyjście słuchawkowe CD – DCD Denon 3300 i Marantz 63 Se . Powiem tak , że obydwa cedeki grają podobnie , czyli dalej bardzo dobrze , ale z mniejsza potęgą , instrumenty nie są tak tłuste i pasmo nie jest tak rozciągnięte i oczywiście lepiej było na Acuphasse . Ale o czym my mówimy, o wyjściach słuchawkowych CD playerów , więc powinno to zagrać jak się spodziewaliśmy , czyli słabo . Dopiero porównanie do innych słuchawek sprowadza nas na ziemię . Podpinam Sennhisery HD 497 i dopiero słyszę różnicę a właściwie przepaść . Te słuchawki ,które kiedyś bardzo lubiłem, grają skrzecząco i słychać w nich melodię , ale połowa dźwięków zniknęła i dźwięk z gniazda CD playerów jest już taki jaki być powinien , czyli przeciętny . Następnie podpinam Sennhisery PXC 450 i choć one są dużo lepsze od HD - 497, to wiele na plus się nie zmienia . Czyli to nie sygnał z CD był taki dobry, tylko Hifimany HE-400 wyciągnęły z odtwarzaczy wszystko a nawet więcej niż można by się spodziewać .   Jak słuchawki grają na i Podzie .   Podpinam słuchawki i Poda Creative Zen Sleek Photo i odpalam swoją płytę testową z plików Mp3 320 kb/s i znowu słyszę sposób w jaki Hifiman prezentuje muzykę . Przestrzeń ,separacja , głębia sceny . Jednak muzycy są oddaleni od słuchacza , przestrzeń jakby się powiększyła , a dźwięki wydobywają się gdzieś z oddali i czuć ,że słuchawkom trochę brak prądu . Gra bardzo kulturalnie i selektywnie , ale” mięcha „ w tym nie ma – takie granie „audiofilskie „ trochę . Na innych i Podach oraz telefonach słuchawki również grają podobnie i dosyć cicho . Można by było to ostatecznie zaakceptować , ale jednak przydałoby się odrobinę więcej życia , bo np. w samolocie może być sporo za cicho . Jak słuchawki grają na komputerze . Odpalam swoja płytę testową nagrana w Wav czyli plik audio i powiem szczerze, że zostałem bardzo zaskoczony . Słuchawki grają świetnie , nie chce się wierzyć , że to gra z laptopa . Powróciły wszystkie cechy które opisywałem wcześniej i jest przepięknie . Tylko że mój laptop jest z najwyższej półki z dedykowaną kartą dźwiękową i czy to ma znaczenie zobaczmy na laptopie budżetowym za 2000PLN. I tutaj niestety już nie jest tak dobrze , mimo że niby obiektywnie gra poprawnie , to różnica jest spora . Pliki Mp3 320 kb/s jakoś nie porywają , może by grało lepiej na plikach Flac , albo przez wzmacniacz , np. Creative 2,1 on ma wejście na słuchawki i swój wzmacniacz i przez analogię przypuszczam , że będzie bardzo dobrze .   Czas na podsumowanie .   Pozornie idealną sytuacją byłoby, jeśli słuchawki byłyby całkowicie neutralne , ale realnie tak nie jest , bo słuchawki mają cechy delikatnie dominujące, jednak bardzo pożądane , przynajmniej przeze mnie . Są w nich ustawione idealne proporcje w wielu aspektach dźwięku . Kolejna rzecz to dynamika , tu wytwórca oparł się trendowi bardzo dużej dynamiki . Hifimany HE-400 mają jej, w sam raz , a przez to grają bardzo naturalnie i nie męczą , są spokojne i nie grają tak , jakby się spieszyły na odjeżdżający autobus . I pomimo że są wolne , a właściwie dlatego w nagraniach panuje idealny porządek i każdy dźwięk dotrze do słuchacza ,a te dźwięki są precyzyjnie umieszczone w przestrzeni . Poza powietrzem mają idealną stereofonię gdzie dosłownie widzimy jak artyści umieszczeni są na scenie , plany muzyczne są selektywne i to wszystko tworzy naturalną scenę muzyczną . Jeśli w nagraniu są niskie tony , to dokładnie je słyszymy razem z resztą pasma . Jak utwór ma sporo basu i odkręcimy potencjometr , żeby go było więcej , to zrobi się głośniej , ale nie tak jak w zwykłych słuchawkach , że niskie tony zdominuje resztę i słychać wszechobecny bas – nic z tego . Te słuchawki budują swoją prezentację na średnicy i dlatego wydają się ciepłe i przyjazne dla naszych uszu . Dźwięk z słuchawek osnuty jest taką aurą , jak w dawnych nagraniach analogowych . Dominuje kryształowość , wysokie tony są bardzo różnorodne , ale nigdy nie doszły do miejsca , gdzie góra pasma zaczynała niemiło i za ostro grać , a dół jest podany w świetnej proporcji do reszty pasma . No i cecha maksymalnie ważna , jest taka , że słuchawki wyciągają emocje płynące z utworu , pokazują przestrzeń pomieszczenia , i a prezentacja muzyki nigdy nie jest letnim budyniem . Jest to pozorna sprzeczność , że wolne , spokojnie grające słuchawki pokazują emocje , ale dokładnie tak jest . Na koniec powiem , że przy świetnym zasilaniu słuchawki grają fenomenalnie , a przy gorszym grają świetnie i jakby nie sprawia im różnicy pod jakie przeciętne źródła stacjonarne zostaną podpięte i po niżej pewnego dobrego poziomu nie schodzą . Firma Hifiman do napędzania słuchawek rekomenduje swój wzmacniacz słuchawkowy . Widziałem go i wygląda bardzo ciekawie i można przypuszczać ,że gra w podobnej klasie co słuchawki . Czy warto za Hifiman HE-400 dać 1400 zł ? Jak się ma porządne źródło , to każda złotówka na te słuchawki jest dobrze wydana i wejdziemy na zupełnie inny poziom muzyki , szczególnie jak się nie ma rewelacyjnych kolumn . Do porządnego komputera zdecydowanie tak i do stacjonarnych urządzeń audio , łącznie z mp3 , ponieważ słuchawki potrzebują pewne minimum zasilania , wtedy się odwdzięczą słuchaczowi , bardzo dobrze grając nawet na przeciętnych źródłach .   A teraz kilka minusików , bo nie ma rzeczy bez wad .   Po całodziennym trzymaniu słuchawek na głowie doszedłem do wniosku że słuchawki mogły by odrobinę mniej ważyć . No i przydałyby się może kątowe jacki, przykręcane do słuchawek lub wręcz w innym miejscu zainstalowane gniazda , bo jak ubrałem polar i ruszałem głową , to mi delikatnie kabelki obcierały o kołnierz , ale oczywiście tragedii nie było .   Przenośne odtwarzacze plików audio na których robiłem testy nie są najnowsze a współczesne pewnie mają bardziej wydajne zasilanie i możliwe , że słuchawki by grały na nich lepiej niż na tych moich . Lecz te nieliczne wady nie są za bardzo uciążliwe , jak się pomyśli o ogromnej ilości pozytywów Hifiman HE-400 ich nietuzinkowej grze to zdecydowanie wskazuje na plus i to duży plus. pikop58    


Taga Harmony Platinum v.2 F-100

Mógłbym wiele pisać, ale uważam, że grają wiernie i z werwą kolumn z dużo większymi tradycjami i ceną. Grają obecnie z klonem Burmester 933 mk2 i preampem na lampach 6sl7 i jest na prawdę super.


NBS Signature II

1. Bas - lekki, ograniczony od dołu, z podbitym wyższym podzakresem (ekspozycja w zakresie 80-100Hz) co daje pewien głuchy, gumowy nalot. Brak idealnej kontroli znanej z Monitor Zero.   2. Średnica - doświetlona, z akcentem na wyższy podzakres przez co ładnie wypadają flety, piszczałki, itp. przy czym są one lekko rozjaśnione. Wyczuwalne jest odchudzenie dolnego podzakresu w efekcie czego męskie wokale brzmią w sposób szczupły. Brakuje im wypełnienia i fundamentu. Clapton i Cohen śpiewają dość podobnie do siebie, w zawyżonej tonacji, z pewnym prześwietleniem barwy. Żeńskie wokale prezentowane są w sposób ciekawszy i bardziej prawdziwy.   3. Wysokie tony - mają spory blask i są najmocniejszą stroną kabla. W kategoriach bezwzględnych brak im oczywiście absolutnego zróżnicowania i zwiewności. W stosunku do droższych kabli (Electraglide Ultra Khan Mk I, NBS Monitor Zero, Nordost Valhalla) czuć uproszczenia w zakresie barwy, która jest trochę monochromatyczna.   4. Scena bardzo szeroka, o przyzwoitej głębi, bardzo przejrzysta. Wyraźnie wyczuwalne tylne plany. Oczywiście brakuje tak spektakularnej holografii i poczucia autentyczności jak choćby z Epiphany X.3, ale uzyskany rezultat oceniam jako niezły. Na scenie panuje porządek, instrumenty są precyzyjnie lokalizowane i konturowo obrysowywane.   5. Barwa - pewna monotonia, raczej jasna i mało nasycona. Brzmienie sprawia lekko chłodne wrażenie, czuć matowość i uproszczenia. Świetnie wypadają instrumenty strunowe, są pełne blasku   Podsumowanie: Typowy NBS, idealny do wzmacniaczy lampowych na pentodach lub ciepłych SET. Na rynku wtórnym cechuje go bardzo dobra relacja jakość/cena. Na jego bazie powstał kabel Heavens Gate Silver Signature.


Pioneer SE-MX9

TEST słuchawek Pioneer SE-MX9-S Pioneer SE-MX9 to nowy gracz na rynku słuchawek z serii Superior Club Sound, które mają nas przenieść w klimat rodem z Ibizy. Słuchawki wyróżniają się solidnym wykonaniem, wysoką jakością dźwięku a także bogatym wyposażeniem. Produkt jak podaje producent skierowany jest do osób, których muzyka i środowisko klubowe to druga natura. Śmiało mogę zgodzić się z tym stwierdzeniem. Słuchawki podczas testów sprawdziły się równie dobrze podczas podróży jak i w klubie podczas grania całonocnej imprezy. Świetna jakość dźwięku przenosi nas niczym wehikuł na plan naszego ulubionego teledysku. Słuchawki leżą wygodnie, nie dociskając nadmiernie uszu.   Dane techniczne: Model: SE-MX9 Typ: Zamknięte słuchawki dynamiczne Pasmo przenoszenia: 6 – 40,000 Hz Impedancja: 32 ohm Maks. moc wejściowa: 1200 mW Skuteczność: 106 dB/mW Wymiary przetwornika: 50 mm Wtyk: 3.5 mm 4P mini-wtyk (pozłacane) Długość przewodu: 1.2 m (odłączany przewód OFC Litz z blokadą)     Po pierwszym kontakcie już z samym opakowaniem słuchawek możemy stwierdzić iż mamy do czynienia z produktem wysokiej jakości. Zestaw zawiera etui, które jest bardzo przydatne podczas transportu i zabezpieczy nasze słuchawki przed zniszczeniem. Dodatkowo w pudełku znajdziemy również dwa przewody zakończone 3,5 milimetrowym wtykiem. Na jednym z przewodów zamontowano pilot z możliwością kontroli głośności, zmiany utworu czy tez po prostu odbieraniu połączeń telefonicznych. Niestety pełną kontrolę możemy uzyskać wyłącznie na produktach firmy Apple, działa to naprawdę sprawnie i ułatwia nam kontrolę nad utworami. Po podłączeniu słuchawek do telefonu z systemem android pozostaje nam funkcja stop/play -odbierania i kończenia połączenia. Firma Pioneer zapewniła użytkownikom domowym oraz tym którzy używają tego typu sprzętu do pracy w klubach wygodę użytkowania i duży zasięg, przez dołączenie drugiego przewodu, zdecydowanie dłuższego zakończonego spiralą. Zestaw zawiera również przejściówkę na dużego jacka, która w moim przypadku przydaję się podczas korzystania z słuchawek w klubach. Ciekawym rozwiązaniem godnym pochwały jest możliwość podłączenia kabla do wybranej przez nas muszli, w zależności od upodobań. Wejście w słuchawkach zabezpieczone jest mechanizmem blokującym, wystarczy obrócić je o 90 stopni. W pudełku znajdziemy również przelotkę do samolotu.   Słuchawki SE-MX9 to produkt solidnie wykonany w dużej części z aluminium. Zastosowanie tego typu materiału z pewnością odróżnia je od konkurencji, która przeważnie stosuje plastikowe wykonanie, które szybko ulega uszkodzeniu. Sam pałąk co prawda wykonany jest z plastiku jednak jego regulacja wydaje się być wytrzymała przez połączenie plastiku z aluminium. Pod pałąkiem zamiast materiałowego wykonania zastosowano gumę. Na pierwszy rzut oka wygląda to dobrze jednak po bliższym przyjrzeniu na zakończeniu pałąka z każdej strona guma odstaje i wygląda to mało estetycznie. Sam osobiście mam odczucie jakby cała guma miała zaraz odpaść lub była źle zamontowana. Należy jednak zauważyć, że zastosowanie tego materiału z pewnością pomaga w utrzymaniu ich na głowie.   Muszle słuchawek obracają się pod kątem 90 stopnico jest dla mnie niezbędnym elementem wykorzystywanym głównie podczas grania w klubie.Nauszniki wykonane są z gąbki, powlekane skóropodobnym tworzywem przyjemnym w dotyku. Nie możemy ich wymienić we własnym zakresie, dlatego każdy decydując się na słuchawki koloru białego, szybciej ulegającym zabrudzeniom, powinien być tego świadomy. Do wyboru mamy również modele w kolorze czarnym i złotym. Słuchawki zostały przeze mnie testowane m.in. w klubie, gdzie bardzo ważnym czynnikiem jest stopień w jakim tłumią hałas z zewnątrz. Ten parametr oceniłbym na poziomie dobrym plus nie zapominając oczywiście, że nie jest to produkt stworzony wyłącznie do takich celów. Głównym założeniem producenta było stworzenie produktu idealnego do korzystania na co dzień. Wygody i komfortu przy kilkugodzinnym użytkowaniu nie można im odmówić. Dużym plusem słuchawek SE-MX9 jest dźwięk który przeważnie w tego typu słuchawkach ukierunkowany jest głównie na bas. W modelu Pioneer dźwięk jest bardzo zróżnicowany co jest przyjemne dla ucha i słychać to w różnego rodzaju gatunkach muzyki.   Podsumowanie   Podsumowując Pioneer SE-MX9 to model bardzo udany. Ogromną zaletą słuchawek jest ich wykonanie w dużej mierze z aluminium, dzięki czemu mamy od pierwszego kontaktu uczucie, że słuchawki są bardzo wytrzymałe. Bardzo dobrze przylegają do głowy dzięki zastosowaniu na pałąku gumy. Jakość dźwięku jaką ofertuje SE-MX9 stoi na wysokim poziomie. Słuchawki sprawdzają się dobrze w różnych warunkach. Z pewnością przyjemnie jest posłuchać w nich ulubionej muzyki w zaciszu domowym jak również w drodze do pracy w zgiełku miasta.         Recenzje przygotował Daniel Kaczmarek Dj Qull Dan


Pioneer X-HM72

Test Mikrosystemu Pioneer X-HM72-S   Wstęp   Od dłuższego czasu poszukiwałem rozwiązania, które pozwoliłoby mi słuchać wieczorami radia oraz moich ulubionych utworów, zgromadzonych zarówno na płytach CD, jak i udostępnionych w sieci Internet. Z uwagi na to, że sprzęt miał być przeznaczony do sypialni, zależało mi na jego małych wymiarach, choć nie chciałem, aby niewielkie gabaryty były okupione utratą jakości dźwięku. Odpowiedzią na moje potrzeby miał być mikrosystem Pioneer X-HM72-S, który otrzymałem do przetestowania. Pioneer X-HM72-S jest bowiem kompaktowym urządzeniem, składającym się z jednego głównego komponentu oraz dwóch dwudrożnych głośników, dzięki czemu może być przeznaczone do małych pomieszczeń takich jak sypialnia, pokój dziecka, czy gabinet. Może on być również dedykowany osobom, które poszukują nowoczesnego sprzętu o wielu możliwościach, lecz nie chcą rozbudowanych, wielosegmentowych zestawów i multum przewodów.   Specyfikacja techniczna   Pioneer X-HM72 występuje w dwóch wersjach kolorystycznych – srebrnej, (jak testowany egzemplarz) oznaczonej X-HM72-S oraz czarnej, oznaczonej X-HM72-K.   Opis producenta wraz z właściwościami i dodatkowymi materiałami oraz oprogramowaniem jest dostępny na stronach Pioneer Polska: • dla X-HM72-S dedykowana jest strona http://www.pioneer.pl/pl/products/42/202/227/X-HM72-S/page.html, • dla X-HM72-K dedykowana jest strona http://www.pioneer.pl/pl/products/42/202/227/X-HM72-K/page.html.   Pioneer X-HM72-S posiada następującą specyfikację techniczną :   Odtwarza Z płyt CD-R/-RW: MP3, WMA audio files   Przez Sieć/USB: MP3, WMA, WAV, AAC, FLAC, Apple Lossless, AIFF, DSD(*)   192 kHz/24-bit audio(**): WAV, FLAC i AIFF   • Radio FM/AM • Muzyka przez Bluetooth • Radio internetowe vTuner • Spotify Connect • Apple AirPlay • Inne urządzenia przez gniazdo Aux-In   (*) Nie przez Wi-Fi (**) Do 48 kHz/24-bit przez Wi-Fi Głośniki 2-drożne Bass-Reflex • 120 mm przetwornik • 25 mm Tweeter • Bass Reflex Gniazda • 1 x CD   Przód: • 1 x USB • 1 x Audio In • 1 x Słuchawkowe 3.5 mm Jack   Tył: • 1 x Cyfrowe wejście optyczne • 2 x RCA Line In • 1 x Subwoofer pre-out • 2 x Gniazda głośnikowe • 1 x Gniazdo sieciowe • 2 x Gniazdo antenowe • 2 x Antena Wi-Fi z możliwością odłączenia AirPlay Obsługiwane DLNA Obsługiwane Spotify Connect Obsługiwane Wyświetlacz LCD z zegarem, budzikiem i funkcją Sleep Języki menu Holenderski, angielski, francuski, niemiecki, włoski, rosyjski i hiszpański Pilot zdalnego sterowania Jest Wymiary (szer. x wys. x głęb.) • Jednostka główna: 290 x 98 x 333 mm • Głośniki: 148 x 263 x 213 mm Waga netto • Jednostka główna: 4.8 kg • Głośniki (każdy): 3.3 kg Zużycie prądu: praca/czuwanie 52 W / <0.5 W Zasilanie AC 220-230V / 50/60Hz ControlApp Obsługiwane Akcesoria Podstawka dla iPod/iPhone/iPad Wzmacniacz Wzmacniacz klasy D, moc RMS 50W + 50W (4Ω) Tuner FM/AM, z funkcją RDS i możliwością programowania 45 stacji (30 FM, 15 AM) oraz dodatkowo vTuner (radio internetowe) Korekcja dźwięku Kontrola tonów niskich, kontrola tonów wysokich, P-BASS oraz predefiniowane ustawienia (Flat, Game, Classic, Pop, Vocal, Jazz) Kompatybilność z urządzeniami Apple Program MFi (Made for iPod, Made for iPhone, Made for iPad)   Kompatybilne generacje: Przez USB: • iPhone 4/4S and 5/5S/5C • iPhone 3G/3GS • iPod touch wszystkie generacje • iPod nano 3th lub nowsze • iPod classic wszystkie generacje • iPod shuffle wszystkie generacje • iPad, iPad mini Retina, iPad Air   Obsługiwane funkcje: • Odtwarzanie muzyki • Ładowanie baterii Bluetooth Obsługiwany Kompatybilny z AAC i kodekiem aptX Posiada Bluetooth Auto Connect oraz Bluetooth Stand-by     Opis produktu   Produkt jest dostarczany w jednym, kartonowym opakowaniu. Jest ono na tyle nieduże, że bez problemu możemy wybrać się po jego zakup małym samochodem, bez obaw, że będzie nam potrzebny ogromny bagażnik.   Wewnątrz pudełka znajduje się styropianowa konstrukcja, dzięki której sprzęt podczas transportu nie powinien ulec zniszczeniu. Wszystko jest pieczołowicie zapakowane w foliowe osłony.   Po wyjęciu wszystkiego z opakowania, powinniśmy ujrzeć przed sobą: jednostkę główną, dwa dwudrożne głośniki typu bass-reflex, pilota z kompletem zapakowanych baterii, przewody głośnikowe, przewód zasilania, dwie anteny do odbioru tradycyjnych stacji radiowych – AM oraz FM, jak również dwie anteny WLAN i, zapakowaną w osobne pudełko, podstawkę pod iPhone/iPad.   Producent dołącza również kartę gwarancyjną oraz instrukcje obsługi w wersji papierowej a także w wersji elektronicznej na dołączonej płycie CD. Oryginalna polska dystrybucja powinna zawierać osobną instrukcję w języku polskim.   Na tylnej ściance umieszczone są gniazda wejściowe (2xRCA oraz cyfrowe optyczne) oraz wyjściowe na subwoofer aktywny. Do tego oczywiście gniazda zasilania, głośnikowe, antenowe, Ethernet oraz anteny WLAN.   Podłączenie sprzętu nie powinno, w mojej opinii, przysporzyć nikomu problemów. Wszystkie kroki są opisane w instrukcji czytelnie, więc przygotowanie do pierwszego uruchomienia nie powinno zająć więcej niż kilkanaście minut.   Po ustawieniu jednostki głównej w miejscu docelowym, wkręciłem dostarczone anteny WLAN, podpiąłem anteny do odbioru radia tradycyjnego i podłączyłem głośniki, solidnie dokręcając przewody. Na koniec podpiąłem przewód zasilający. Przyłącza, styki i wtyczki wykonane są precyzyjnie, więc nie ma konieczności używania nadmiernej siły.   Jeśli mamy w pomieszczeniu dodatkowe urządzenia, które chcielibyśmy podłączyć, warto zrobić to od razu – do dyspozycji mamy cyfrowe wejście optyczne (np. do podpięcia telewizora) oraz dwa wejścia cinch. Dla osób poszukujących dodatkowych niskich tonów, producent przewidział też wyjście na aktywny subwoofer. Następnie pozostaje tylko włożenie baterii do pilota i… sprzęt jest gotów do pierwszego uruchomienia.   Na górnej ściance jednostki głównej producent ulokował podstawowe przyciski sterujące – włącznik urządzenia, przycisk wyboru źródła dźwięku oraz funkcje odtwarzania utworów.   Przednia ścianka jest wzorem prostoty – jest estetyczny potencjometr do regulacji natężenia dźwięku, szuflada napędu CD, gniazdo USB, słuchawkowe i audio-in. Ponadto, mamy tu niemałych wymiarów wyświetlacz LCD, sensor podczerwieni oraz diody informujące o statusie urządzenia i timera.   Całość zestawu zamykają dwa dwudrożne głośniki typu bass-reflex, z 25mm głośnikami wysokotonowymi oraz 120mm głośnikami niskotonowymi, przykrytymi subtelnymi maskownicami, które oczywiście można zdjąć. Przewody głośnikowe podłączamy wykorzystując solidne gniazda zamontowane z tyłu.   Po wciśnięciu magicznego przycisku „Power”, zapala się na przednim panelu X-HM72-S estetyczna, migająca powoli niebieska dioda i po krótkiej chwili na wyświetlaczu widzimy logo firmy Pioneer.   Po uruchomieniu, powinniśmy przejść przez niedługi proces konfigurowania mikrosystemu – ja rozpocząłem od najprostszego elementu – ustawienia bieżącego czasu. Następnie przeszedłem do kluczowej dla mnie kwestii, jaką jest konfiguracja sieci. W moim przypadku, urządzenie łączyło się z siecią za pomocą Wi-Fi. Producent umożliwia także podłączenie kabla sieciowego do gniazda Ethernet, co z pewnością zapewni większą prędkość przesyłu danych, jeśli tylko mamy poprowadzoną fizyczną sieć.   Parametryzacja sieci nie jest trudna – możemy skorzystać z opcji kopiowania ustawień sieci bezprzewodowej z wybranych urządzeń firmy Apple lub użyć WPS (Wi-Fi Protected Setup), jak również ręcznie połączyć się z naszym routerem, wybierając go z listy dostępnych urządzeń i podając hasło, jeśli sieć jest zabezpieczona. Na wstępie można również zmienić ustawienia automatycznego włączania (TIMER) lub wyłączania urządzenia w przypadku bezczynności (funkcja Auto Power Off). Niestety, wśród obsługiwanych języków nie odnajdziemy polskiego, zatem pozostałem przy angielskim.   Regulowanie dźwięku pozostawiłem na później – do chwili rozpoczęcia odsłuchu ulubionych utworów.   Według mnie, szczególnie wartym uwagi jest oprogramowanie Pioneer ControlApp, które postanowiłem zainstalować jeszcze przed rozpoczęciem odsłuchu – pozwala ono na sterowanie większością funkcji X-HM72-S z poziomu smartfona, wykorzystując domową sieć Wi-Fi. Dzięki niemu nie musimy nosić ze sobą pilota, przemieszczając się między pomieszczeniami.   Aplikacja Pioneer ControlApp została przygotowana na urządzenia z systemem iOS i Android i jest dostępna do pobrania w sklepach Apple (https://itunes.apple.com/us/app/pioneer-controlapp/id467296524?mt=8) i Google (https://play.google.com/store/apps/details?id=jp.pioneer.avsoft.android.controlapp&hl=en). Instalacja trwa dosłownie chwilę i po uruchomieniu wymaga jedynie powiązania z mikrosystemem.   Pilot zdalnego sterowania jest porządnie wykonany i – pomimo umieszczenia na nim wielu przycisków – jest ergonomiczny w użyciu. Aby nie przesadzić z mnogością przycisków na jednostce głównej, gros funkcji jest obsługiwanych z pilota (lub wspomnianego wcześniej oprogramowania). W górnej części znajdziemy oczywiście główny włącznik oraz m.in. funkcje związane z timerem, korekcją dźwięku (w tym zdefiniowanymi wcześniej programami) i wyborem źródła dźwięku. Środkowa część to sterowanie MENU i iPodem, z przyciskami rozmieszczonymi w formie joysticka, sterowanie poziomem głośności, jak i podstawowe funkcje dotyczące odtwarzania. W dolnej części znajdziemy klawiaturę numeryczną, pozwalającą na szybki wybór odległych utworów oraz opcje trybu odtwarzania.   Testy   Testy mikrosystemu Pioneer X-HM72-S rozpocząłem od wyciągnięcia kilku ulubionych płyt CD, dzięki czemu mogłem porównać wrażenia z odsłuchu nowego sprzętu z dotychczas użytkowanym. Na wstępie nieco zaskoczył mnie fakt braku funkcji CD-Text, która wydawała mi się w tak nowoczesnych sprzętach, jak ten, rzeczą naturalną. Jednak to nie był najistotniejszy moment testu – ten pojawił się nieco później – w chwili, gdy zabrzmiała muzyka. Na tę chwilę wyczekiwałem najdłużej. Dźwięk, który popłynął z głośników był zdumiewająco czysty. Faktem jest, że wykonanie samego urządzenia jest na wysokim poziomie i od początku nie nastawiałem się na tanie, plastikowe brzmienie, jednak po tak małej konstrukcji i dość niewielkich gabarytowo głośnikach, nie spodziewałem się muzyki odtwarzanej w tak wysokiej jakości. Zarówno w partiach wyższych, jak i średnich, dźwięk był wyraźny i nieprzytłaczający. Polski rock, czy blues w postaci Breakoutu, jak i często wybierane podczas odsłuchów hity Dire Straits, zagrały w mojej opinii niezwykle czysto, ale i dynamicznie. Nie odczułem też braków w sekcji tonów niskich, co w przypadku Łąki Łan czy Maleo Reggae Rockers byłoby z pewnością od razu zauważalne.   Następnym etapem testów były funkcje sieciowe. Spotify podbija świat i, prawdę mówiąc, również mi ciężko jest bez tego serwisu funkcjonować. Na tyle zmienił moje podejście do odsłuchu i ilość poznawanych miesięcznie nowych utworów, że jednym z dość istotnych kryteriów przy wyborze nowego sprzętu jest jego możliwość współpracy właśnie ze Spotify. W X-HM72-S mamy zaimplementowaną funkcjonalność Spotify Connect, która pozwala na przejęcie obsługi odtwarzanych utworów przez zainstalowaną na telefonie lub tablecie aplikację. Możliwe jest także sterowanie poziomem głośności. Wystarczy w opcjach aplikacji Spotify wybrać w funkcji Connect podłączone do domowej sieci urządzenie i na wyświetlaczu pojawią się szczegóły odtwarzanego w Spotify utworu oraz okładka płyty, zaś dźwięk popłynie z głośników. Pomimo kompresji występującej w przypadku Spotify, dźwięk wciąż pozostał na wysokim poziomie, choć słychać było wyraźnie podbicie zarówno w wysokich, jak i niskich częstotliwościach. To jednak można swobodnie skorygować dostępnymi w testowanym systemie funkcjami – jak w większości sprzętów, do wyboru jest kilka zdefiniowanych opcji konfiguracji dźwięku oraz manualne ustawienia tonów wysokich i niskich.   Ponieważ w mojej kolekcji znajdują się także utwory zgromadzone w postaci plików na domowym serwerze NAS, postanowiłem zweryfikować także tę opcję. Połączenie z serwerem NAS sprowadza się do wybrania przycisku M.SERVER i wyboru odpowiedniego dysku oraz typu odtwarzanego pliku. Co nie jest standardem, prócz plików MP3, WMA czy WAV, X-HM72-S odtwarza też plik FLAC, co dla wielu audiofili może być nie lada gratką. Muszę stwierdzić, że dobrej jakości plik FLAC brzmiał nad wyraz ciepło i czysto, co coraz bardziej skłania mnie do zarchiwizowania swych płyt do tej właśnie postaci.   Wśród sieciowych funkcji nie mogło zabraknąć testu internetowego radia. X-HM72-S korzysta z serwisu vTuner, który zapewnia dostęp do setek, o ile nie tysięcy, stacji radiowych na świecie. Po wejściu w NET SERVICE i funkcję Internet Radio, ukazuje się menu radia, gdzie możemy wybrać prezentowanie stacji radiowych, posortowanych względem kraju czy gatunku muzyki lub skorzystać z podcastów. Gdy już odnajdziemy stacje, których chcielibyśmy posłuchać, możemy je dodać do ulubionych, co znacznie ułatwi późniejsze odsłuchy.   Oprócz radia internetowego, mamy oczywiście dostępne również tradycyjne radio. Anteny dostarczone w zestawie pozwoliły mi spokojnie dostroić większość stacji radiowych, które mnie interesowały. Dźwięk popularnej radiowej Trójki zabrzmiał ciepło i przestrzennie. RDS również działał poprawnie. Jest oczywiście możliwość zapisywania stacji radiowych – aż 30 stacji FM i 15 stacji AM.   W testowanym sprzęcie zabrakło mi możliwości odbioru radia w technologii DAB+. Choć cały nasz kraj nie ma jeszcze pełnego pokrycia zasięgiem DAB+ i w tej technologii nadaje zaledwie kilka stacji radiowych, widać, że jest to technologia przyszłości i za kilka lat zapewne radio cyfrowe dostępne będzie w wielu domach. Widać również, że Pioneer szybko zauważył tę lukę, i – zgodnie z doniesieniami Pioneer Polska na Facebooku (https://www.facebook.com/Pioneer.Polska), niebawem ma się pojawić na polskim rynku X-HM72D - wersja z wbudowanym tunerem DAB+. Myślę, że osoby decydujące się na zakup tego sprzętu powinny się uzbroić w cierpliwość i nabyć nieco bogatszy model.   Początkowo sądziłem, że dołączona do kompletu podstawka pod iPad/iPhone jest raczej gadżetem, jednak przekonałem się, że sporych wymiarów iPad, po umieszczeniu w podkładce, nie dość, że jest posadowiony solidnie, dodatkowo bardzo dobrze widać na nim odtwarzane utwory, dzięki temu, że nie musi leżeć na komodzie. Nie ma także kłopotów z wtyczką do iPada, bowiem chowa się ona w otwór do tego przygotowany w podstawce. Nie ma konieczności wyszukiwania wejścia z tyłu, ponieważ wejście USB dostępne jest na panelu frontowym. Muzyka, jak mogłem się spodziewać, gra nadzwyczaj dobrze. U2 brzmiało naturalnie rockowo – solidny wokal, ładnie brzmiące gitary i porządne uderzenia perkusji. Co więcej, podczas odsłuchu muzyki, można przełączać pomiędzy utworami za pomocą pilota od mikrosystemu, co znacznie ułatwia korzystanie. I, oczywiście, po podpięciu iPada, rozpoczął się jednocześnie proces ładowania, co również jest atutem rozwiązania.   Dobrym posunięciem okazało się rozstawienie głośników i umieszczenie ich na lekkich standach. Manewr ten zaowocował większą przestrzennością dźwięku i – jeśli tylko miejsce w pomieszczeniu na to pozwala – zdecydowanie go polecam. Z uwagi na to, że dołączone przewody okazały się nieco zbyt krótkie (150 cm), zastosowałem stare angielskie kable sonic link.   Podczas testów nie sposób było nie zwrócić uwagi na wyświetlacz. Duży, czytelny, kolorowy wyświetlacz LCD, to element, który uzupełnia efektowność całego systemu. Prócz nowoczesnego wyglądu, zyskujemy też na praktyczności – otrzymujemy więcej informacji w bardziej przejrzystej postaci, o okładkach albumów nie wspominając. Wieczorem chętnie korzystałem z funkcji ściemniania wyświetlacza – możliwe jest też jego całkowite wyłączenie, które pomaga podczas zasypiania.   Operowanie pilotem jest intuicyjne, choć mi najbardziej do gustu przypadła aplikacja Pioneer ControlApp i w większości przypadków to z niej właśnie korzystałem.   Korekcja dźwięku daje sporo możliwości – w tym zaproponowane przez producenta ustawienia. Ponieważ często korzystałem z różnych źródeł, własne dostrojenie było nieocenione.   Na koniec dodam jeszcze, że głośniki brzmiały z dnia na dzień coraz lepiej i kilkugodzinne codzienne granie sprawiło, że dźwięki stały się jeszcze cieplejsze i przyjemniejsze w odsłuchu.   Podsumowanie   Pioneer X-HM72-S to niezwykle kompaktowe urządzenie o zdumiewająco bogatej funkcjonalności. Łączy w sobie możliwość odtwarzania muzyki z niemal wszystkich nowoczesnych źródeł – od Spotify, poprzez radio internetowe, obsługę AirPlay, DLNA czy serwerów NAS, po obsługę iPod/iPad/iPhone oraz pozostałych odtwarzaczy plików MP3. Oferuje także możliwość odsłuchu tradycyjnych stacji radiowych oraz odtwarzania płyt CD, dzięki czemu zbierane latami płyty nie muszą iść w niepamięć.   Dźwięk, który wydobywa się z głośników zdumiewa, zwłaszcza, gdy spojrzymy na wielkość tego mikrosystemu – w mojej opinii to doprawdy bardzo dobrze brzmiący zestaw.   Podłączenie, jak i parametryzacja nie są w żadnym stopniu problematyczne, co z pewnością zachęci użytkowników, którzy na co dzień nie mają styczności z instalacją sprzętu audio-video.   Zarządzanie poszczególnymi funkcjami jest intuicyjne, zaś w połączeniu z dedykowaną aplikacją na smartfony, stanowi według mnie wzór ergonomii.   Jakość wykonania i nowoczesny wygląd cieszą oko, co nie jest bez znaczenia.   Według mnie, X-HM72-S stanowi idealne rozwiązanie do małych pomieszczeń typu sypialnia czy pokój dziecka. Będzie również ciekawym uzupełnieniem nowoczesnego salonu, w którym wielosegmentowa wieża nie jest pożądana. Bez dwóch zdań jest to nietuzinkowy mikrosystem o wielkich możliwościach.      


Beyerdynamic DT 880

DT880 to najdroższe słuchawki, jakie kiedykolwiek miałem, więc, siłą rzeczy, recenzja może nie być do końca obiektywna. O budowie nie będę się rozpisywał, bo koń jaki jest, każdy widzi, zatem ograniczę się do tego, że sa leciutkie i wygodne.   Pod względem brzmieniowym są kosmiczne. Faktycznie, dość jasne i szczegółowe, przez co trzeba ostrożnie dobierać elektronikę, bo potrafią zasyczeć dośc mocno. Przestrzeń, przejrzystość, analityczność brzmienia przy jednoczesnej perfekcyjnej jakośc daje jednak - przy zastosowaniu odpowiedniej elektroniki - bardzo dużo frajdy z słuchania, bo słuchawki pokażą każdy szczegół nagrania, przy zachowaniu pięknej barwy wokalu i instrumentów. Jeśli do odtwarzacza trafi jeszcze audiofilski krążek - efekt jest niesamowity.   Po kolei - bas jest faktycznie dośc lekki, ale potrafi zejsć bardzo, bardzo nisko, o ile elektronika pozwoli. Jest też bardzo szczegółowy (co niektórzy uważają za wadę, bo ponoć nie da się tak szczegółowego basu uzyskać na żywo). Mnie jednak taki bas bardzo odpowiada. Średnica - również lekka, bez podbarwień, neutralna i krystalicznie czysta. Podobnie zresztą jak góra. Kapitalne, dzięki przejrzystości brzmienia, do muzyki na wielką orkiestrę symfoniczną, wspaniale prezentują też małe składy jazzowe czy kameralną i solową muzykę tzw. poważną. W muzyce rozrywkowej czasem jest ciut za ostro, ale to zależy głownie od nagrania.   Czy te słuchawki mają wady? Ano - jako ze mają lekkie, nieco rozjaśnione, szczegółowe brzmienie potrafią czasem nieprzyjemnie syknąć, choć to zależy głownie od nagrania. Niemniej podłaczone do elektroniki ze stłumionym górnym podzakresem, która wydawałby się naturalnym wyborem dla jasnych słuchawek tracą blask, duszą się i grają matowo i nieciekawie. Więc chyba to własnie ta analitycznośc i lekkość ich brzmienia, przy zachowaniu odpowiedniego poziomu neutralności i tzw. muzykalności czynie je tak fantastycznymi.   Może to wynika z moich preferencji brzmieniowych (o wiele szybciej o ból głowy przyprawia mnie ciężka, ospała średnica niż jasna góra), ale DT880 bardzo, bardzo mi odpowiadają. W zestawie z Marantzem CD-84 i Sony TA FE 710R grają wyśmienicie. Bardzo dobrze brzmią też (uwaga! w drodze wyjątku!) ze wzmacniaczem Valentine Projektu Nostromo, o ile na drugim końcu stoi jasny odtwarzacz z odchudzoną średnicą (jak legendarny, pierwszy CDP-101 ze stajni Sony)   Nie muszę tu mówić, że DT 880 to świetne słuchawki, ani że mają ogromny potencjał. tylko potwierdzam, niniejszym, ze tak własnie jest. Pewnie da się jeszcze lepiej, ale to już jest absolutnie wystarczający poziom dla zwykłego śmiertelnika. Żadnej "grubej" wady, za to morze zalet :)


Denon PMA 520AE

Nie jestem zdeklarowanym audiofilem(nawet nie słucham Jazzu).Nie uznaję też kabli,podstawek, i innych pierdół kosztujących krocie. Po tym jak rozpadła mi się moja Yamaha ,zacząłem szukać czegoś nowego.Nie miałem ochoty pchać się w używany złom z Niemiec czy chińskie mikrowieże(rodzina i znajomi mają to badziewie i dziwią się o co mi chodzi). Przy okazji "wypadu" po chemię do domu kupiłem w MM ten wzmacniacz. Teraz opis: Jest to tani wzmacniacz,ale dobry.Z moimi kolumnami STX gra ładnie,dźwięk jest stonowany(nie ma walenia basem,jak w amplitunerach KD czy miniwieżach).Gra lepiej jak unitry,a na PEWNO lepszy jak stare Technicsy(miałem dwa takie,amplituner i wzmacniacz i porażka.Tylko "kartonowy" dźwięk,bez polotu.). Wzmacniacz służy mi dobrze,nie trzeszczy,nie piszczy jak zużyte używki z allegro czy komisów.Nie mam zamiaru kupować innego. Polecam go na początek,nie dla audiofila. Koszt niski,bo była promocja.W Polsce jest droższy. NA PEWNO LEPSZY od amplitunerów(nie od dziś to wiadomo,to oczywiste)


Denon DCD-980

Odtwarzacz już wiekowy, ale wizualnie sprawia bardzo dobre wrażenie, mechanice nie mam nic do zarzucenia. Polecany jako najniższy model Denon warty uwagi. Mam trochę porównania ale do odtwarzaczy innych marek. Pierwsze co się rzuca na uszy to klarowność dźwięku i kapitalny bas. Muszę o nim trochę napisać, bo jak na tę klasę sprzętu i dzisiejszą cenę cd-ka jest naprawdę świetny. Schodzi bardzo nisko, jest pod doskonałą kontrolą i co bardzo ważne jest zróżnicowany. Na Denona przesiadłem się z HD750 harmana i trzeba przyznać, że w zakresie basu dzieli je przepaść (!) Na korzyść DCD oczywiście. Bas jest szybki, ma doskonałe uderzenie, nie brakuje też wyższego basu. Wysokie zakresy są też na wysokim poziomie, długie wybrzmienia, zróżnicowanie, czystość, nienatarczywość. Średnica jest ok, wiem że pod tym względem są lepsze cd-ki, ale może taki efekt inżynierów Denona był zamierzony? Taka sygnatura dźwięku - świetna góra i bas z lekko wycofaną średnicą. Dźwięk Denona jest bardzo rozdzielczy i analityczny, myślę że możnaby też powiedzieć że dosadny. Słucham przede wszystkim rocka we wszelkich odmianach i ten odtwarzacz sprawdza się w tym repertuarze doskonale. Gitary brzmią pięknie, uderzenia stopy perkusji są szybkie i potężne, instrumenty klawiszowe są bardzo realistyczne. Ogólnie Denon nawet na chwilę nie traci tempa i dynamiki. Scena jest szeroka, można z łatwością zlokalizować źródła pozorne. Mam małe zastrzeżenia do głębokości sceny, ale ogólne wrażenie przestrzeni jest dobre jak na tę klasę sprzętu. Miałem się nie rozpisywać, ale ten CD naprawdę mnie zaskoczył. Oczywiscie są lepsze nowocześniejsze konstrukcje, kosztujące znacznie więcej, ale za kwotę, za którą dziś można ten odtwarzacz kupić, jest on na pewno wart polecenia. Wiele niższych modeli Denona oparto o ten sam (nienajnowszy) DAC, ale mam wrażenie, że z zastosowanych tu dwóch przetworników Burr Browna PCM61P wyciśnięto ostatnie soki;). CD ma oprócz standardowych wyjścia regulowane. Front panel z alu, elegancko i przejrzyście zaprojektowany. Myślę że ten CD idealnie się sprawdzi w ciemniejszych systemach i tam gdzie trzeba dobrej kontroli basu. Podsumowując 980-ka to 4 kilo naprawdę solidnego sprzętu.


Projekt Nostromo Valentine

Valentine to niewielki wzmacniacz słuchawkowy Projektu Nostromo. Podstawową zaletą wzmacniacza miała być, i pewnie jest, niska cena, bo znaleźć wzmacniacz słuchawkowy za 350zl nie jest wcale łatwo. Na plus także małe rozmiary i elegancki design. Nasuwa się oczywiście pytanie, czy skoro ktoś chce osobny wzmacniacz słuchawkowy i nie starczy mu gniazdko w posiadanym urządzeniu zintegrowanym, czy to wzmacniaczu czy mikrowieży, warto kupować tanio, czy lepiej dołożyć do lepszego. Cóż, kuszony nielicznymi, ale bardzo pochlebnymi opiniami, zakupiłem Valentine. W końcu za 350zł można stworzyć (chyba?) dobry wzmacniacz słuchawkowy, skoro cały duży wzmacniacz zintegrowany może kosztować 900 i grac poprawnie. Wrażenie po wyjęciu z pudełka jest nader pozytywne. Jakość materiałów i wykończeń stoi na wysokim poziomie, wzmacniacz prezentuje się bardzo dobrze.   Jako ze miał to być kluczowy element mojego "nocnego" systemu, mający podnieść radość z posiadania Beyerdynamic'ów DT880, trafił od razu na głęboką wodę, podłączony do zabytkowego, ale całkiem przyzwoitego Marantza CD-84 i z w/w Beyerdynamicami właśnie. Na pierwszy rzut nowa płyta Bryan'a Ferry'ego 'Avonmore' i... klapa. Katastrofa. Masakra! A potem było już tylko gorzej, niestety. Dlaczego??? Powiem tak - gdyby salon audio do odsłuchów podpinał demonstracyjne DT880 do tego, nie sprzedałby ani jednej pary. Niestety podstawowym zadaniem wzmacniacza słuchawkowego ma być podniesienie jakości brzmienia słuchawek w porównaniu z wyjściem słuchawkowym integry czy odtwarzacza CD, a tymczasem KAŻDE JEDNO urządzenie hi-fi u mnie w domu (i nie tylko), wliczając w to marnego CD 751 Philipsa, WS 503 Unitry, amplituner FA 984 Philipsa, integrę Sony TA-FE710R, integrę Onkyo A-9030 i (rzadko nadajace się do użycia z uwagi na wysoki poziom głośności) wyjście testowanego Marantza 84, gra o jedną-dwie klasy lepiej niż Valentine. Niestety nie zależy to od tego jakie słuchawki, ani jakie źródło podłączymy do Valentine'a, a testowałem go także na AKG K66 i starych, radzieckich ortodynamikach TDS-1.   Po kolei... Zgadzam się z przedmówcami - wzmacniacz cechuje się przyzwoitym basem, dobzre kontrolowanym, odpowiednio dozowanym i szczegółowym, bez zbędnego dudnienia. Ma takze całkiem neutralną i muzykalną dolną średnicę. Ma też złagodzoną, stłumioną górę, pozbawioną sporej części detali. Nie wiem, jak można sprawić, że DT-880, słynące z jasnego, szczegółowego przekazu, gubią więcej szczegółów niż budżetowe kolumny jak KEF iQ3 czy (!!!) Tonsil Maestro 130S, ale niestety tak momentami jest. Niemniej, byłoby to jeszcze do wytrzymania, gdyby nie fatalna (podkreślam, nie taka sobie, ale FATALNA) górna średnica. Jazgotliwa, piskliwa, nienaturalna, bez "oddechu", bez blasku. Jakiego gatunku muzyki bym nie słuchał, brzmienie DT-880 jest "stłamszone", płaskie i matowe, z piskliwą i bardzo męczącą górną średnicą, a co gorsza dotyczy to też nagrań audiofilskich. Flet w górnych rejestrach brzmi jakby był z plastiku, dramatycznie cierpią też skrzypce, ale w zasadzie każdy instrument, jeśli tylko wchodzi w te rejestry, brzmi marnie. Nie pisze tego z zawiści czy złośliwości - bardzo zawsze cieszy mnie, gdy w Polsce robimy coś na wysokim, "światowym" poziomie, do tego za mniejsze pieniądze, ale tu, niestety, tak nie jest. Jest matowo, nijako, dźwięk jest męczący, płaski, jakby brakowało mu "przestrzeni", a scena dźwiekowa jest płytka i wąska. Do tego stopnia, że moje ulubione, pięknie zrealizowane, genialnie brzmiące na zestwie CD-84/TA-FE710R/DT-880 płyty, którymi można rozkoszować się godzinami, z Valentine w ogóle nie dają takiej przyjemności słuchania. po prostu - nie da się... Natomiast niektóre, gorzej nagrane płyty popowe, jak choćby Beautiful World Paula Carracka brzmią tak brzydko i matowo (w jasnych DT880!!!), że po prostu nie da się ich słuchać. A wystarczy przełączyć słuchawki do wyjścia Sony TA FE710R czy Onkyo A9030, żeby słuchawki ożyły, zagrały pięknie, szczegółowo, neutralnie i - przede wszystkim - przyjemnie dla ucha... Tak samo przełączenie prosto z Valentine do CD-84, na którym stoi (tylko w przypadku płyt z muzyką poważną, bo inne CD-84 odtwarza o wiele za głośno i dla ucha i dla słuchawek...) pokazuje dobitnie - Valentine gra po prostu brzydko i męczy.   Krótko? Ogromy zawód. Można mówić, że jest tani, więc nie wypada mu wytykać wad, ale od wzmacniacza za 350zł oczekuje się, że będzie lepszy niż wyjście wzmacniacza zintegrowanego, czy tani wzmacniaczyk wbudowany w CD-751. A nie jest. Wyjście słuchawkowe CD-751 oferuje dźwięk ogólnie odchudzony, jaśniejszy, ze słabszym basem, ale o wiele lepszą, bardziej neutralną średnicą i o wiele bardziej szczegółowy. A co najważniejsze - nie męczy uszu! I co z tego, ze czasem syknie za mocno? Najdziwniejsze jest właśnie to, że Valentine gubi detale, a i tak syczy. A zatem trzeba wytykać mu wady, bo niestety wniosek jest prosty - albo kup sobie wzmacniacz słuchawkowy za 1000zł, albo podłącz słuchawki do mikrowieży czy wzmacniacza zintegrowanego i ciesz się i tak przyzwoitym dźwiękiem.   Oczywiście można mówić, ze nie trafiłem z odtwarzaczem, z słuchawkami... ale sovieckie ortodynamiki czy (przyznaję, mocno średnie) AKG K66 też z każdym dostępnym urządzeniem hi-fi zagrały lepiej niż z Valentine. I to niezależnie czy z CD-84, czy z Philipsem CD-751, czy z DVD Pioneera. Zawsze jest ta sama, fatalna górna średnica i pozbawiona detali, matowa góra.   Na koniec największe kuriozum tej recenzji - po podłączeniu do telefonu Nokii, DT-880 też zagrały o wiele znośniej niż z Valentine. Po prostu ładniej. Moim zdaniem - zdecydowanie szkoda pieniędzy, niestety :(


Projekt Nostromo Valentine

Valentine to niewielki wzmacniacz słuchawkowy Projektu Nostromo. Podstawową zaletą wzmacniacza miała być, i pewnie jest, niska cena, bo znaleźć wzmacniacz słuchawkowy za 350zl nie jest wcale łatwo. Na plus także małe rozmiary i elegancki design. Nasuwa się oczywiście pytanie, czy skoro ktoś chce osobny wzmacniacz słuchawkowy i nie starczy mu gniazdko w posiadanym urządzeniu zintegrowanym, czy to wzmacniaczu czy mikrowieży, warto kupować tanio, czy lepiej dołożyć do lepszego. Cóż, kuszony nielicznymi, ale bardzo pochlebnymi opiniami, zakupiłem Valentine. W końcu za 350zł można stworzyć (chyba?) dobry wzmacniacz słuchawkowy, skoro cały duży wzmacniacz zintegrowany może kosztować 900 i grac poprawnie. Wrażenie po wyjęciu z pudełka jest nader pozytywne. Jakość materiałów i wykończeń stoi na wysokim poziomie, wzmacniacz prezentuje się bardzo dobrze.   Jako ze miał to być kluczowy element mojego "nocnego" systemu, mający podnieść radość z posiadania Beyerdynamic'ów DT880, trafił od razu na głęboką wodę, podłączony do zabytkowego, ale całkiem przyzwoitego Marantza CD-84 i z w/w Beyerdynamicami właśnie. Na pierwszy rzut nowa płyta Bryan'a Ferry'ego 'Avonmore' i... klapa. Katastrofa. Masakra! A potem było już tylko gorzej, niestety. Dlaczego??? Powiem tak - gdyby salon audio do odsłuchów podpinał demonstracyjne DT880 do tego, nie sprzedałby ani jednej pary. Niestety podstawowym zadaniem wzmacniacza słuchawkowego ma być podniesienie jakości brzmienia słuchawek w porównaniu z wyjściem słuchawkowym integry czy odtwarzacza CD, a tymczasem KAŻDE JEDNO urządzenie hi-fi u mnie w domu (i nie tylko), wliczając w to marnego CD 751 Philipsa, WS 503 Unitry, amplituner FA 984 Philipsa, integrę Sony TA-FE710R, integrę Onkyo A-9030 i (rzadko nadajace się do użycia z uwagi na wysoki poziom głośności) wyjście testowanego Marantza 84, gra o jedną-dwie klasy lepiej niż Valentine. Niestety nie zależy to od tego jakie słuchawki, ani jakie źródło podłączymy do Valentine'a, a testowałem go także na AKG K66 i starych, radzieckich ortodynamikach TDS-1.   Po kolei... Zgadzam się z przedmówcami - wzmacniacz cechuje się przyzwoitym basem, dobzre kontrolowanym, odpowiednio dozowanym i szczegółowym, bez zbędnego dudnienia. Ma takze całkiem neutralną i muzykalną dolną średnicę. Ma też złagodzoną, stłumioną górę, pozbawioną sporej części detali. Nie wiem, jak można sprawić, że DT-880, słynące z jasnego, szczegółowego przekazu, gubią więcej szczegółów niż budżetowe kolumny jak KEF iQ3 czy (!!!) Tonsil Maestro 130S, ale niestety tak momentami jest. Niemniej, byłoby to jeszcze do wytrzymania, gdyby nie fatalna (podkreślam, nie taka sobie, ale FATALNA) górna średnica. Jazgotliwa, piskliwa, nienaturalna, bez "oddechu", bez blasku. Jakiego gatunku muzyki bym nie słuchał, brzmienie DT-880 jest "stłamszone", płaskie i matowe, z piskliwą i bardzo męczącą górną średnicą, a co gorsza dotyczy to też nagrań audiofilskich. Flet w górnych rejestrach brzmi jakby był z plastiku, dramatycznie cierpią też skrzypce, ale w zasadzie każdy instrument, jeśli tylko wchodzi w te rejestry, brzmi marnie. Nie pisze tego z zawiści czy złośliwości - bardzo zawsze cieszy mnie, gdy w Polsce robimy coś na wysokim, "światowym" poziomie, do tego za mniejsze pieniądze, ale tu, niestety, tak nie jest. Jest matowo, nijako, dźwięk jest męczący, płaski, jakby brakowało mu "przestrzeni", a scena dźwiekowa jest płytka i wąska. Do tego stopnia, że moje ulubione, pięknie zrealizowane, genialnie brzmiące na zestwie CD-84/TA-FE710R/DT-880 płyty, którymi można rozkoszować się godzinami, z Valentine w ogóle nie dają takiej przyjemności słuchania. po prostu - nie da się... Natomiast niektóre, gorzej nagrane płyty popowe, jak choćby Beautiful World Paula Carracka brzmią tak brzydko i matowo (w jasnych DT880!!!), że po prostu nie da się ich słuchać. A wystarczy przełączyć słuchawki do wyjścia Sony TA FE710R czy Onkyo A9030, żeby słuchawki ożyły, zagrały pięknie, szczegółowo, neutralnie i - przede wszystkim - przyjemnie dla ucha... Tak samo przełączenie prosto z Valentine do CD-84, na którym stoi (tylko w przypadku płyt z muzyką poważną, bo inne CD-84 odtwarza o wiele za głośno i dla ucha i dla słuchawek...) pokazuje dobitnie - Valentine gra po prostu brzydko i męczy.   Krótko? Ogromy zawód. Można mówić, że jest tani, więc nie wypada mu wytykać wad, ale od wzmacniacza za 350zł oczekuje się, że będzie lepszy niż wyjście wzmacniacza zintegrowanego, czy tani wzmacniaczyk wbudowany w CD-751. A nie jest. Wyjście słuchawkowe CD-751 oferuje dźwięk ogólnie odchudzony, jaśniejszy, ze słabszym basem, ale o wiele lepszą, bardziej neutralną średnicą i o wiele bardziej szczegółowy. A co najważniejsze - nie męczy uszu! I co z tego, ze czasem syknie za mocno? Najdziwniejsze jest właśnie to, że Valentine gubi detale, a i tak syczy. A zatem trzeba wytykać mu wady, bo niestety wniosek jest prosty - albo kup sobie wzmacniacz słuchawkowy za 1000zł, albo podłącz słuchawki do mikrowieży czy wzmacniacza zintegrowanego i ciesz się i tak przyzwoitym dźwiękiem.   Oczywiście można mówić, ze nie trafiłem z odtwarzaczem, z słuchawkami... ale sovieckie ortodynamiki czy (przyznaję, mocno średnie) AKG K66 też z każdym dostępnym urządzeniem hi-fi zagrały lepiej niż z Valentine. I to niezależnie czy z CD-84, czy z Philipsem CD-751, czy z DVD Pioneera. Zawsze jest ta sama, fatalna górna średnica i pozbawiona detali, matowa góra.   Na koniec największe kuriozum tej recenzji - po podłączeniu do telefonu Nokii, DT-880 też zagrały o wiele znośniej niż z Valentine. Po prostu ładniej. Moim zdaniem - zdecydowanie szkoda pieniędzy, niestety :(


BMN B2

Poszukiwałem kolumn o dobrym, wg mnie brzmieniu w dobrej cenie, Zależało mi również na odsłuchu u sprzedawcy i w domu. Trochę przez przypadek, podpowiedź kolegi oraz poprzez artykuły prasowe trafiłem do firmy BMN p. Bogdana Nowaka, którą polecam. Byłem na odsłuchu u sprzedawcy, oraz trzykrotnie wypożyczałem kolumny do domu. Na podkreślenie zasługuje dyspozycyjność Pana Bogdana oraz wiedza na temat sprzętu oraz okablowania.


Hifiman HE-400

Już od dłuższego czasu chodzi za mną zmiana użytkowanych obecnie słuchawek AKG K701, lub ewentualnie powiększenie kolekcji o kolejne nauszniki. Nie wynika to z faktu, że coś z nimi jest nie tak, bardzo mi odpowiadają, sprawdzają się znakomicie w jazzie, klasyce, starym rocku, jednak kiedy przyjdzie do posłuchania mocnego rocka, lub metalu… cóż, wychodzi ich słaba strona, czyli brak niskiego basu oraz niedociążenie zakresu niskich częstotliwości. Przy czym problem jest większy, niż się może wydawać, bo nie znoszę mocnego słuchawkowego basu, który pulsuje, radośnie łupie w uszy, wali po głowie dźwiękami bez wyraźnego konturu oraz większego zróżnicowania. Z zaciekawieniem podpiąłem więc pod swojego Ear Stream Black Pearl nadesłane HiFiMANy HE400, licząc, że coś interesującego usłyszę. Jeśli chodzi o wygląd i budowę, to z pierwszego wrażenia słuchawki przypominały mi… czołg, albo nawet buldożer. Są duże, ciężkie, sprawiają bardzo solidne wrażenie, trzymając je w ręku, czuć słuszną wagę. Tu nie ma plasticzków, szmatek, welurków, jest za to metal, profil stalowy, śruba, skóra (miękka i miła w dotyku). Całość robi bardzo dobre wrażenie, choć jest jeszcze miejsce na cyzelowanie detali, przede wszystkim w wyglądzie stalowych obejm i łączników, które są solidne, ale ciut mało wyrafinowane. Słuchawki leżą na głowie w wygodny sposób, pozwalają szybko przyzwyczaić się do ich wagi, a wielogodzinne odsłuchy nie powodują dyskomfortu. Opis brzmienia najlepiej zacząć od basu, który jak już pisałem, jest dla mnie podzakresem newralgicznym - nie jestem basolubem, ale wymagam wyraźnego basu, dobrze zdefiniowanego, z wyraźnym konturem, a przy tym krytyczna jest jego ilość, gdyż jakakolwiek przesada w tej materii nieprzyjemnie drażni moje uszy. Czy bas HE400 spełnia te wyśrubowane wymagania? Wyjaśniam: bas schodzi bardzo nisko, ma moc, solidność, a nawet potęgę. Natomiast nie określiłbym go jako bardzo duży, a już na pewno nie wielki; jest dobrze zdefiniowany, z zarysowanym konturem, ładnie zebrany. Wskaźnik kontur/wypełnienie, gdzie łącznie uzyskujemy 100 pkt, określiłbym na 38/62 – dla porównania K701 dałbym 70/30. Może takie skalowanie to trochę „paculizm”, ale myślę, że dobrze obrazuje przedmiot opisu. Zróżnicowanie basu, prędkość, a przy tym wyraźne akcentowanie powodują, iż szybkie przebiegi gitary basowej lub kontrabasu są czytelne, rytm jest świetnie trzymany, przy tym dźwięk ładnie pulsuje, wybrzmiewa i gaśnie, nie ma tu ani śladu „boomboxowania”, którym niektóre słuchawki nas raczą. Fenomenalnie słychać i czuć stopę perkusji, bardzo dobrze pokazana jest wielkość membrany dużego bębna, słuchawki kapitalnie oddają energię i impet tego elementu zestawu perkusyjnego – za to należy się HiFiMANom duży plus. Tak więc podzakres basu z nawiązką spełnia moje wymagania: nic nie dudni, nie wlecze się, czytelność i zróżnicowanie są bardzo dobre. Zaznaczam, iż elementem z miejsca dyskwalifikującym dla mnie jakiekolwiek słuchawki jest bas wdzierający się w średnicę, przykrywający jej dolną część, pogrubiający brzmienie. HE400 nawet nie otarły się o taką manierę grania – rozdział pomiędzy podzakresami jest wyraźnie zdefiniowany, nie ma problemów ze śledzeniem instrumentów sekcji rytmicznej w rozdzieleniu z instrumentami operującymi w średnicy - bingo! Opisując charakter tonów wysokich, chciałbym uciec się do pewnej płyty - otóż jedną z najgorzej zrealizowanych polskich płyt ostatnich lat jest „Źródło” Marka Piekarczyka. Muzycznie album jest znakomity, zawiera klasyczne utwory Klanu, Testu, Niebiesko-Czarnych w rockowych interpretacjach Marka. Ale jeśli chodzi o realizację, to zmusza mnie on do płaczu: nigdy wcześniej nie słyszałem takiego nagromadzenia potwornych sybilantów, które tną uszy niczym nóż wodny płat metalu. Całość brzmi ostro, sztucznie, z podkreśloną wyższą średnicą i górą, dźwięk jest konturowy, wyprany z barwy , brak mu płynności, gitary wiercą w mózgu – słowem czysta masakra! Jest to jedyna płyta, która zmuszała mnie do kręcenia w lewo gałką treble we wzmacniaczu – mnie, dla którego wyłączenie przycisku source direct jest jak dla starozakonnego żyda zjedzenie wieprzowiny - odstępstwem od czci, wiary i fundamentalnych zasad. Ale płyta jest tak fajna, że nie mogłem jej pominąć. Tymczasem na HiFiMAN HE400 da się słuchać, ba, i to z przyjemnością! Sybilanty owszem, wciąż są, ale nie drażnią tak bardzo, całość wygładziła się, nic już tak mocno nie kłuje w uszy, muzyka ładnie „wchodzi”, jakimś cudem całość stała się przyswajalna, miodna, płynna. Co zaskakujące, nie kosztem zamazania, zaciemnienia przekazu, gdyż wszystkie szczegóły są dobrze słyszalne. Jak one to robią, nie wiem, ale tym mnie kupiły. Daje to pewien obraz górnej części pasma: jest ona odrobinę słabiej akcentowana w stosunku do średnicy, nie pcha się przed szereg, nie strzela fajerwerkami, nie epatuje rojem planktonu i milionem szczególików. Owszem, słychać wyraźnie wszystkie efekty, przeszkadzajki, niuansiki, które są zawarte w nagraniu, jest aura i pogłos, nic nam nie umyka, ale całość prezentacji w wysokim zakresie jest lekko wtapiana w tło i wybrzmiewa niejako przy okazji, nie ma tu projekcji na pierwszym planie. Na mój gust, talerzom perkusji troszkę brak dźwięczności, są sypkie, wyraźne, dość zróżnicowane, ale nie jest to ostatnie słowo w tym aspekcie. Nie jest to jakiś poważny zarzut, jedynie pogłębiony opis charakteru brzmienia HE400… spróbuję jeszcze inaczej: wielbiciele brzmienia trójkąta, mogą być nieco zawiedzeni, gdyż instrument ten może im nie błyszczeć wystarczająco.. Osobiście skierowałbym na nie trochę więcej ”światła”, dodatkowo dobrze zrobiłoby im ciut więcej body, wypełnienia, aby nadać brzmieniu talerzy więcej dźwięczności i perlistości. Pozostaje nam średnica. Bardzo lakonicznie: jest ona barwna, dźwięczna, rozwibrowana, melodyjna, płynna, emocjonalna. A przy tym nie ma nawet śladu podgrzania, podbarwiania, czy pogrubienia, pozostaje cały czas czysta, wyraźna. Bardzo dobre wrażenie robi detaliczność tego zakresu, instrumenty wybrzmiewają pełnią szczegółów, smaczków, nic się tu nie klei jedno do drugiego. Omówiwszy poszczególne zakresy, pora przejść do opisu brzmienia jako całości, gdyż uważam, że jest to clou decydujące o atrakcyjności i „fajności” HE400. Trzeba podkreślić, iż HiFiMANy całościowo robią ukłon w stronę muzykalności, natomiast jest to muzykalność wyrażona poprzez równe granie w całym paśmie, ładne zszycie podzakresów i ogólną harmonijność brzmienia. Dźwięk jest duży, mocny, ale wrażenie to nie wynika z wypchnięcia średnicy lub z walenia basem. Całość przekazu jest nasycona szczegółami, można śledzić partie poszczególnych instrumentów, niuanse artykulacji, ale wszystko jest podawane w sposób nienachalny i niemęczący. Bardzo istotną cechą definiującą brzmienie tych HiFiMANów jest stonowanie, osłabienie ataku – wpływa to na owo wrażenie płynności, spokoju i pozwala na niemęczące, wielogodzinne odsłuchy. Dźwięk jest odrobinę wolniejszy niż w AKG, za to pozbawiony nerwowości i narowistości – ale uwaga: wcale nie pozbawiony impetu! Mnie osobiście bardzo ujęła ta cecha, wydawałoby się, że zmniejszy ona atrakcyjność przekazu, jednak jest wręcz odwrotnie - nie chciało się ściągać nauszników z głowy, każda płyta wciągała jak czarna dziura. I jeszcze jedno, słuchawki lubią wysokie poziomy głośności, przy czym osiągają je z kulturą, równo wzmacniając całe pasmo, a przy głośnym słuchaniu nie drażnią uszu. Jeśli chodzi o sceną i stereofonię, to AKG są uważane za jedne z przestrzenniej grających słuchawek. Napiszę wprost: jeśli chodzi o przestrzenność grania, odsunięcie sceny, głębię, to do poziomu K701 należy dodać jeszcze 80% efektu i wtedy uzyskamy to, co serwują HE400. Pogłosy, aura są świetnie oddane, nic nie gra do ucha, poszczególne instrumenty są pozycjonowane z perspektywą. Szczególnie na HE400 podoba mi się dźwięk gitary – daję jej maksymalną ocenę, to jest to! W akustycznej słychać poszczególne struny, z całym bogactwem wybrzmień, zaś w elektrycznej jest barwa, mięso, wibracje, atak, wygaszenie, a przy tym taka analogowość, organiczność brzmienia. Żeby zobrazować jak brzmi gitara elektryczna, proszę sobie wyobrazić brzmienie gitary Jimiego Hendrixa z gramofonu (ale miękko zawieszonego, nie mass loadera) wzmocnione przez wzmacniacz lampowy (ale na lampach KT, a nie EL34). Interesujący jest też saksofon, ma piękną barwę, czuć moc, skalę dźwięku, który jest bardzo naturalny, plastyczny. Ograniczenia słuchawek słychać za to przy fortepianie. O ile niskie zejście basu sprawia, iż czuć potęgę brzmienia tego instrumentu i brzmienie lewej ręki jest bliskie naturalności, o tyle prawa ręka pozostawia lekki niedosyt, dźwięki mogłyby być bardziej konturowe, perliste i doświetlone. Zapewne w kolejnych modelach HiFiMANa te aspekty dźwięku stoją na wyższym poziomie. Słuchawki są łaskawe dla kiepskich realizacji, da się słuchać skaszanionych nagrań, fani metalu oraz rocka z lat osiemdziesiątych mogą uznać, iż są to słuchawki im dedykowane. Po obowiązkowych pozycjach testowych, dwa wieczory spędziłem z Comą, Toolem i AC/DC, gdy normalnie wieczorową porą karmię odtwarzacz płodami wytwórni ACT i ECM. Daje to wyraźny drogowskaz dla tych, których preferencje muzyczne orbitują około ciężkiego rocka, metalu, grunge’u i tym podobnych. Tak naprawdę myślałem, że jako jednorazowy recenzent będę mógł się trochę powyżywać, skrytykować, napisać prawdę i tylko prawdę - a co, czy każda recenzja musi być taka stereokolorowa? No niestety, poddaję się koledzy, decyzja już zapadła: przechodzę na HiFiMANy!






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.