Skocz do zawartości
IGNORED

Chleba i igrzysk


Meloman

Rekomendowane odpowiedzi

1 godzinę temu, Bobcat napisał:

Nieuleczalny konserwatyzm i betonowy fundamentalizm, ...

Spokojnie. Nowy Związek Sowiecki pod wezwaniem św. Spinelliego wyleczy wszystkich.

Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w "D" aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.

Teraz, toptwenty napisał:

 

Krwawa inkwizycja...

Połóż się spać koczowniku.

Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w "D" aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.

Oficer i szpieg" Romana Polańskiego wstrzelił się wyjątkowo w swój czas. Europa i świat znowu brunatnieją i coraz częściej w centrum podobno cywilizowanej debaty jest miejsce na język nienawiści, hejtu, nietolerancji, a także antysemityzmu.

Paweł Smoleński: Jak to miło we Francji końca XIX w. – było nie było – autorce i ojczyźnie hasła o równości, wolności i braterstwie, oskarżyć Obcego, w tym wypadku Żyda, o szpiegostwo. W dodatku na rzecz Niemiec, zwycięzcy upokarzającej dla Francji wojny z Prusami w 1870 i 1871 r.

Adam Michnik: Mam nieco inny pogląd w tej sprawie. Przed wielu laty przeczytałem wspaniałe reportażo-opowiadanie Ksawerego Pruszyńskiego „Cień Gruzji”. To historia emigranta, premiera gruzińskiego rządu na wygnaniu w Paryżu. Mówił do narratora mniej więcej tak: my wierzyliśmy we Francję, w cywilizację Zachodu, gdzie w obronie Alfreda Dreyfusa, jednego człowieka niesprawiedliwie skazanego, mógł powstać ogromny ruch mający za przeciwnika armię, policję, administrację, Kościół, i doprowadzić do tego, że wyciągnięto go z więzienia i zrehabilitowano. Wówczas Francja była dla nas światłem, bajką. A potem, kiedy się okazało, że można zamknąć w więzieniu nie jednego człowieka, ale cały naród gruziński, wyszło na jaw, że tego wspaniałego Zachodu nie ma.

Nie wiem, czy to zdanie prawdziwe, czy Pruszyński je wymyślił. Ale według mnie pokazuje, że historia Dreyfusa ma dwie twarze: optymistyczną, pozytywną, wspaniałą, czyli Emila Zolę, Anatole’a France’a, Marcela Prousta, czyli tę Francję, która nie tylko opowiedziała się po stronie skazanego niesłusznie oficera, ale też wybrała Francję demokratyzującą się, ulegającą przemianom modernizacyjnym, konsekwentnie idącą szlakiem „Deklaracji praw człowieka i obywatela” przeciwko Francji nacjonalistycznej, konserwatywnej, antysemickiej, ciemnej i klerykalnej.

Przypadek Dreyfusa był znakiem rozpoznawczym – co opisuje Proust w „Poszukiwaniu straconego czasu”. Wiemy od niego, jak rozpoznawali się ludzie wedle stosunku do tego, co nazywał „sprawą”. Oczywiście Francja była na ówczesny czas krajem demokratycznym, ale pamiętajmy, że to przełom XIX i XX w., więc demokracja jest chybotliwa, kraj ciągle jest pogrążony w konflikcie, jest spolaryzowany, podzielony, stoi w bardzo niewygodnym rozkroku.

Kiedy mówisz, że miło oskarżyć Żyda… Naturalnie antysemityzm był i jest zawsze instrumentem w rękach sił ksenofobicznych, które łączyły konserwatyzm obyczajowy i ustrojowy z osobliwym sojuszem z motłochem.

Co to jest motłoch?

– To tłum ogarnięty nienawiścią, nietolerancją, złością, a w takich warunkach Żyd staje się kozłem ofiarnym.

Ale przecież ta kulturalna Francja, która bardzo oburzyłaby się, gdyby zestawić ją z motłochem, mogła sobie zafundować innego zdrajcę i szpiega. W całej armii francuskiej było 300 oficerów pochodzenia żydowskiego, w tym dziewięciu generałów. Może wojsko nie było antysemickie, ale korpus oficerski jak najbardziej, skoro jego przedstawiciele pisali w założonej przez jezuitów gazecie „Wolne Słowo” donosy na oficerów Żydów, demaskując ich jako przyszłych zdrajców. Francuzi mogli sobie wybrać na zdrajcę Bretończyka albo Alzatczyka, ale padło na Dreyfusa.

– Mogło też paść na każdego innego z tych 300 oficerów, co nie zmieniłoby istoty rzeczy. Korpus oficerski był tradycyjnie konserwatywny i antysemicki, a Żydzi byli identyfikowani z liberalizmem, szczególnie rozumianym kosmopolityzmem, więc stosunek do nich był w oczywisty sposób bardzo niechętny.

Okładka ukazującego się w milionowym nakładzie dziennika 'Le Petit Journal' przedstawiająca Dreyfusa w więzieniu Fot. Alamy Stock

Dreyfus kończy Akademię Wojskową Saint-Cyr, główną szkołę oficerską, z wyróżnieniem i dziewiątą lokatą. Został stażystą w sztabie generalnym, lecz na kolejnym egzaminie w Kolegium Wojennym został oceniony bardzo nisko, gdyż jeden z generałów uważał, że Żydzi nie są pożądani w sztabie, nie nadają się do dowodzenia armią.

– W tych środowiskach istniał swoisty apartheid w stosunku do Żydów. Formalnie mieli wszystkie prawa obywatelskie, ale w praktyce bywało różnie. Ale Francja nie była tu żadnym wyjątkiem w Europie, a jeśli – to o tyle, że tylko tam taka sprawa tak bardzo podzieliła społeczeństwo, a jednocześnie skończyła się rehabilitacją Dreyfusa, mimo iż ci, którzy gardłowali przeciwko niemu, pozostali w wojsku – oprócz jednego z głównych autorów antydreyfusowskiego spisku, kapitana Huberta-Josepha Henry’ego, który po ujawnieniu prawdy popełnił samobójstwo.

Lecz do rehabilitacji Dreyfusa nie doszło tak od razu. Dostał dożywocie, wyrok odbywał na Wyspie Diabelskiej u wybrzeży Gujany. Sama nazwa wskazuje na to, że nie było to lekkie więzienie. Po pięciu latach ściągnięto go do Francji, gdy już faktyczny szpieg major Esterhazy przyznał się do winy. Co nie przeszkadzało, by Dreyfusa postawić przed sądem i skazać ponownie na dziesięć lat, tym razem w imię obrony honoru armii.

– Czas między pierwszym skazaniem Dreyfusa a jego rehabilitacją, a nawet późniejszą Legią Honorową, pokazuje, jak głęboki był wewnątrzfrancuski konflikt.

Szło o nową tożsamość Francji. Czy ma być tradycjonalno-konserwatywno-nacjonalistyczno-klerykalna, a może republikańska, oświeceniowa, respektująca prawa człowieka.

To musiało trwać długo, bo podobne procesy wymagają upływu lat. Jak popatrzysz na Amerykę, to w momencie końca wojny secesyjnej i zwycięstwa Północy zaraz zabito prezydenta Abrahama Lincolna i natychmiast kolejni prezydenci wprowadzili przepisy pozwalające na taką dyskryminację czarnych, że to wprawdzie nie było niewolnictwo, bo ono po prostu było niemożliwe, lecz sprowadzono ich do trzeciej kategorii obywateli. Tak się działo w różnych krajach.

W gruncie rzeczy politykiem, który we Francji dokonał syntezy obu stron barykady, był gen. Charles de Gaulle – konserwatysta, ale też spadkobierca całej Francji. W setną rocznicę sprawy Dreyfusa artykuł Emila Zoli „J’Accuse...!”, czyli „Oskarżam”, pokazywano na świetlnych słupach ogłoszeniowych przez wiele dni. Każdy mógł to przeczytać, sam widziałem.

Mówisz, że Francja była wyjątkiem i nie była.

– Nie była, gdyż nacjonalizm, klerykalizm i antysemityzm miały we Francji wielu sojuszników i wyznawców. Była w tym sensie, że w żadnym innym europejskim kraju siły demokratyczne nie zwyciężyły.

Karykatura Dreyfusa w formie węża z podpisem 'Zdrajca'. Jej autor Victor Lenepveu narysował cała serię antysemickich i antydreyfusowskich karykatur, którą zatytułował 'Muzeum horroru' Fot. Alamy Stock

Ale jednak zapuszkowali Żyda pod sfabrykowanymi zarzutami. Udało się zorganizować antyżydowską histerię. Czy to skutek jedynej uniwersalnej rzeczy na naszym kontynencie, a więc dziedzictwa chrześcijaństwa?

– Nie wydaje mi się. Choć oczywiście istnieje jakieś diabelskie zawikłanie tej sprawy i oczywiście chrześcijanie nie mogą powiedzieć, że w przypadku Dreyfusa ich tradycja jest niewinna. Francuscy biskupi i kler byli przeciwni Dreyfusowi. Ale tego typu nagonka na kozła ofiarnego zdarza się wszędzie. W islamskiej Turcji, która akurat gwałtownie, a może deklaratywnie szła ku świeckości, wynaleziono Ormian.

Nie da się wszystkiego zwalić na chrześcijaństwo. Potencjał nietolerancji istnieje w każdej religii. Pytanie brzmi, który aspekt chrześcijaństwa, islamu, judaizmu, buddyzmu chce się eksponować i postawić w centrum wiary. We Francji nawet katolicy byli podzieleni, byli wśród nich obrońcy Dreyfusa.

Wspominasz zabójstwo prezydenta Lincolna po wojnie secesyjnej. Podczas pogrzebu Emila Zoli, który notabene odsiedział za swój artykuł „J’Accuse...!” rok w pudle, a potem został wyszczuty do Anglii, Alfred Dreyfus, już zrehabilitowany kawaler Legii, został postrzelony przez zamachowca. Gdyby zabójca miał lepsze oko, skończyłby jak Lincoln albo nasz prezydent Gabriel Narutowicz. Wszak śmiało można porównać nacjonalistycznego żurnalistę Louisa Grégoriego do naszego Eligiusza Niewiadomskiego. Czy oba zamachy – a było ich w Europie więcej – pokazują jakąś prawdę o nacjonalistycznej, skrajnej prawicy?

– Oczywiście, że oba zamachy można porównać. Z perspektywy ludzkiej to próba mordu z nienawiści, zbrodnia, kryminał, w ogóle nie ma o czym mówić. Jeśli popatrzeć z perspektywy historii, to kolejny akt boju o tożsamość Francji. Mord na Narutowiczu, ale też bliższy nam w czasie mord na Martinie Lutherze Kingu, to dramatyczny, zbrodniczy obraz kraju, w którym trwa walka o tożsamość państwa i narodu. W końcu Kinga zabito dlatego, że przekroczył kilka kredowych kół. W tym sensie z Dreyfusem było inaczej. On nie naruszył żadnych zmurszałych reguł, nic nie przekroczył. Był tylko ofiarą.

Ale to wystarczyło, podobnie jak w przypadku Narutowicza czy Kinga. Jego obrońcy uczynili z Dreyfusa sztandar walki o inną Francję.

Jak to było możliwe, że w obronie Dreyfusa stanęło obok siebie tylu ludzi, którzy okazali się po prostu przyzwoici? Jak to możliwe, że w obronie wartości tłumy wychodzą z prywatnych nor?

– To dobre pytanie. Moim zdaniem szukali źródeł w historii Francji. To okres po przegranej wojnie z Prusami i po spacyfikowaniu Komuny Paryskiej. Francuska demokracja nie jest jeszcze osadzona, dlatego aktywizuje obie strony, trudno powiedzieć, że się nie ma zdania. Sprawa Dreyfusa stała się momentem wywoławczym, taką polityczną i społeczną maturą dla klasy intelektualnej.

Bez Emila Zoli nie byłoby tej tradycji we francuskiej literaturze, która nakazywała pisarzowi intelektualiście angażowanie się w sprawy wolności i tolerancji.

Do tego w końcu dołączyli Albert Camus, Simone Veil, Jean-Paul Sartre i wielu innych.

Ale też Zola jest przykładem, że można wsadzić do więzienia za poglądy.

– Zamknięcie ust Zoli wyrokiem sądowym to ten moment konfliktu, kiedy postawa pisarza na nowo definiuje obowiązki i postawę intelektualisty. Gustaw Flaubert milczał, gdy w straszny sposób rozjeżdżano paryskich komunardów, co później mu wytykano.

Zola pokazał, jak należy się wywiązać z obowiązku w sposób najbardziej spektakularny. To wraca w „Wyspie pingwinów” Anatole’a France’a i w bardzo przenikliwej książce o francuskiej rewolucji „Bogowie łakną krwi”, pojawia się u Marcela Prousta. Francja musiała się kompletnie redefiniować i jak powiedział ten Gruzin w opowiadaniu Pruszyńskiego – stała się sumieniem Europy. Dzisiaj wiemy, że już nie jest.

Degradacja Dreyfusa 5 stycznia 1895 r., rysunek Henriego Mayera na okładce 'Le Petit Journal' Fot. Domena publiczna

Jak sprawa Dreyfusa zmieniła Europę? Bo że świat zmieniła, to akurat wiemy. Gdyby nie oskarżenie i dwukrotne skazanie Dreyfusa, Teodor Herzl, dziennikarz z Wiednia relacjonujący proces, nie napisałby książki „Państwo żydowskie”, która stała się biblią syjonizmu, więc może nie byłoby państwa Izrael.

– Po sprawie Dreyfusa Herzl oznajmił, że Żydom nigdzie nie będzie dobrze albo nawet znośnie jak u siebie. Ale już Marek Edelman by się z nim nie zgodził. Herzl wskazywał na egzystencjalną konieczność budowy państwa żydowskiego, a Edelman uważał, że Żydzi to lud diaspory i powinni kultywować swoją kulturę oraz tożsamość, pracować dla świata tam, gdzie mieszkają. Jak to często bywa, obaj mieli rację, bo wszystko wokół nas jest pełne niekonsekwencji.

Europa po Dreyfusie zaczęła spór o swoją przyszłość. Także Polska, bo po jednej stronie znalazł się np. Antoni Słonimski, a po drugiej – Adolf Nowaczyński, endek i antysemita. Pytali, czy ważniejsza jest prawda, tolerancja, prawa człowieka, czy autorytet konserwatywnej tradycji. Ten podział również dzisiaj nie przestał być aktualny.

W całkowicie współczesnej opowieści o różnych zjawiskach politycznych i społecznych Dreyfus jest ciągle przywoływany jako flaga alarmowa. A przecież minęło od jego sprawy ponad sto lat.

– Dlatego wydaje mi się, że film Romana Polańskiego wstrzelił się wyjątkowo w swój czas. Europa i świat znowu brunatnieją i coraz częściej w centrum podobno cywilizowanej debaty jest miejsce na język nienawiści, hejtu, nietolerancji, a także antysemityzmu. Dzisiaj film Polańskiego jest jak dzwon Zygmunt, który bije na alarm.

Kiedy mówisz, że Europa brunatnieje, oznacza to, że historia idzie po kole.

– Chyba nie. To raczej spirala wspinająca się ku lepszemu. Wiemy przecież, że historia się nie powtarza, ale gdzieś ma swoje zakorzenienie. Postawy, które wypełzły na jaw podczas sprawy Dreyfusa i są jaskrawo widoczne również dzisiaj, mają swój fundament, do czegoś się odwołują. Jeśli porównuję język dzisiejszej skrajnej prawicy w Polsce czy w Rosji z językiem lat 30., faszystowskim czy stalinowskim, widzę ogromne podobieństwo. Zwłaszcza w stosunku do Innego, w piętnowaniu i naznaczaniu. W latach 50. ubiegłego stulecia sławna była w Ameryce sprawa małżeństwa Rosenbergów, Żydów szpiegujących dla sowieckiej Rosji. Zostali aresztowani i dostali czapę na krześle elektrycznym. Leon Kruczkowski, pupil reżimu, napisał sztukę o Rosenbergach – bohaterach i niewinnych ofiarach – która została przyjęta w Polsce przez ludzi niechętnych komunizmowi jako prosta stalinowska propaganda. Ale Teatr Polski pojechał z przedstawieniem Kruczkowskiego do Moskwy. To był bodaj 1954 r. Została przyjęta entuzjastycznie, bo akurat było po tzw. sprawie lekarzy żydowskich. Nagle ze sceny moskiewska publiczność dostała przekaz, że Żydzi są skazywani niewinnie. Na dodatek postać Ethel Rosenberg zagrała Halina Mikołajska, więc sala padła na kolana.

Co to znaczy?

– Wątek naznaczenia przez antysemityzm zawsze był w Europie obecny. Pojawiło się też wielu optymistów, do których należałem, którzy płonnie wierzyli w to, że to minęło, nie wróci, będzie się wycierać w politycznym folklorze gdzieś na marginesach. Nie mieliśmy racji. Antysemityzm powraca w formach najbardziej irracjonalnych. To kolejny argument, że film Romana o sprawie Dreyfusa jest taki mocny i pasuje do teraźniejszości.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
3 godziny temu, misiomor napisał:

Postaram się odpowiedzieć poważnie, nie wiem czy mi się uda.

Otóż żeby zacząć analitycznie - co kiedyś było wartością dla ludzi? Chyba nie popełnię dużego błędu wymieniając jako sztandarowe przykłady rodzinę i krąg przyjaciół.

W dzisiejszych czasach rodzina jest w totalnej zapaści. Przyczyny są wielorakie - wyśrubowane standardy z kolorowych pism kontra skrzecząca rzeczywistość. Do tego struktura rynku pracy. Mało kogo stać na więcej niż jedno dziecko wychowane w wymaganych standardach. Plus jeszcze wszelkie przekonania o "samorealizacji" i wzorce kulturowe osłabiające trwałość małżeństw. Postępowa Skandynawia w tym przoduje - znacząca większość ludzi kończy tam jako single, pensjonariusze domów opieki (bo czują się starzy, obrzydliwi, wybrakowani i wręcz altruistycznie niegodni tej drugiej osoby). Wracając do wychowania dzieci - coraz więcej uprawnień wychowawczych jest zabieranych rodzicom, a cedowanych na szkołę i pracowników socjalnych. Szermując hasłami o ochronie dzieci z patologii, wtrącono większość w status tejże patologii.

Przyjaźnie - obserwuje się znaczny spadek aktywności towarzyskiej, mało kto urządza domowe spotkania itd. Znowu można się zastanawiać nad przyczynami, ja bym wymienił "zagonienie" związane z wyścigiem szczurów, klimat rywalizacji na pozycję rankingową - strona słabsza w ew. spotkaniu będzie go unikać, żeby uniknąć upokorzenia. Poza tym wyścig do dużych miast i mieszkania na 40-letni kredyt raczej nie sprzyjają wygospodarowaniu nadmiarowej przestrzeni mieszkalnej, potrzebnej do organizacji spotkań. Nie wspominając już o rozpadzie tradycyjnych lokalnych wspólnot "słoikową" mobilnością siły roboczej. No i jeszcze fakt że lokalni krajowcy nigdy nie będą mieli sznytu Bwana Kubwa z różnych Tok Szołów. Więc lepiej pójść do klubu i podrygiwać w rytm jakiegoś ogłuszającego jazgotu z estradowego nagłośnienia, anonimowo w tłumie.

Nie inaczej.

6 minut temu, toptwenty napisał:

Ii II wojna światowa w XX wieku i wojny wczesniejsze. Wot dorobek.

20wiek to już schyłek cywilizacyjny i nie ma nic wspólnego z tym.

6 minut temu, toptwenty napisał:

Oficer i szpieg" Romana Polańskiego wstrzelił się wyjątkowo w swój czas. Europa i świat znowu brunatnieją i coraz częściej w centrum podobno cywilizowanej debaty jest miejsce na język nienawiści, hejtu, nietolerancji, a także antysemityzmu.

Paweł Smoleński: Jak to miło we Francji końca XIX w. – było nie było – autorce i ojczyźnie hasła o równości, wolności i braterstwie, oskarżyć Obcego, w tym wypadku Żyda, o szpiegostwo. W dodatku na rzecz Niemiec, zwycięzcy upokarzającej dla Francji wojny z Prusami w 1870 i 1871 r.

Adam Michnik: Mam nieco inny pogląd w tej sprawie. Przed wielu laty przeczytałem wspaniałe reportażo-opowiadanie Ksawerego Pruszyńskiego „Cień Gruzji”. To historia emigranta, premiera gruzińskiego rządu na wygnaniu w Paryżu. Mówił do narratora mniej więcej tak: my wierzyliśmy we Francję, w cywilizację Zachodu, gdzie w obronie Alfreda Dreyfusa, jednego człowieka niesprawiedliwie skazanego, mógł powstać ogromny ruch mający za przeciwnika armię, policję, administrację, Kościół, i doprowadzić do tego, że wyciągnięto go z więzienia i zrehabilitowano. Wówczas Francja była dla nas światłem, bajką. A potem, kiedy się okazało, że można zamknąć w więzieniu nie jednego człowieka, ale cały naród gruziński, wyszło na jaw, że tego wspaniałego Zachodu nie ma.

Nie wiem, czy to zdanie prawdziwe, czy Pruszyński je wymyślił. Ale według mnie pokazuje, że historia Dreyfusa ma dwie twarze: optymistyczną, pozytywną, wspaniałą, czyli Emila Zolę, Anatole’a France’a, Marcela Prousta, czyli tę Francję, która nie tylko opowiedziała się po stronie skazanego niesłusznie oficera, ale też wybrała Francję demokratyzującą się, ulegającą przemianom modernizacyjnym, konsekwentnie idącą szlakiem „Deklaracji praw człowieka i obywatela” przeciwko Francji nacjonalistycznej, konserwatywnej, antysemickiej, ciemnej i klerykalnej.

Przypadek Dreyfusa był znakiem rozpoznawczym – co opisuje Proust w „Poszukiwaniu straconego czasu”. Wiemy od niego, jak rozpoznawali się ludzie wedle stosunku do tego, co nazywał „sprawą”. Oczywiście Francja była na ówczesny czas krajem demokratycznym, ale pamiętajmy, że to przełom XIX i XX w., więc demokracja jest chybotliwa, kraj ciągle jest pogrążony w konflikcie, jest spolaryzowany, podzielony, stoi w bardzo niewygodnym rozkroku.

Kiedy mówisz, że miło oskarżyć Żyda… Naturalnie antysemityzm był i jest zawsze instrumentem w rękach sił ksenofobicznych, które łączyły konserwatyzm obyczajowy i ustrojowy z osobliwym sojuszem z motłochem.

Co to jest motłoch?

– To tłum ogarnięty nienawiścią, nietolerancją, złością, a w takich warunkach Żyd staje się kozłem ofiarnym.

Ale przecież ta kulturalna Francja, która bardzo oburzyłaby się, gdyby zestawić ją z motłochem, mogła sobie zafundować innego zdrajcę i szpiega. W całej armii francuskiej było 300 oficerów pochodzenia żydowskiego, w tym dziewięciu generałów. Może wojsko nie było antysemickie, ale korpus oficerski jak najbardziej, skoro jego przedstawiciele pisali w założonej przez jezuitów gazecie „Wolne Słowo” donosy na oficerów Żydów, demaskując ich jako przyszłych zdrajców. Francuzi mogli sobie wybrać na zdrajcę Bretończyka albo Alzatczyka, ale padło na Dreyfusa.

– Mogło też paść na każdego innego z tych 300 oficerów, co nie zmieniłoby istoty rzeczy. Korpus oficerski był tradycyjnie konserwatywny i antysemicki, a Żydzi byli identyfikowani z liberalizmem, szczególnie rozumianym kosmopolityzmem, więc stosunek do nich był w oczywisty sposób bardzo niechętny.

Okładka ukazującego się w milionowym nakładzie dziennika 'Le Petit Journal' przedstawiająca Dreyfusa w więzieniu Fot. Alamy Stock

Dreyfus kończy Akademię Wojskową Saint-Cyr, główną szkołę oficerską, z wyróżnieniem i dziewiątą lokatą. Został stażystą w sztabie generalnym, lecz na kolejnym egzaminie w Kolegium Wojennym został oceniony bardzo nisko, gdyż jeden z generałów uważał, że Żydzi nie są pożądani w sztabie, nie nadają się do dowodzenia armią.

– W tych środowiskach istniał swoisty apartheid w stosunku do Żydów. Formalnie mieli wszystkie prawa obywatelskie, ale w praktyce bywało różnie. Ale Francja nie była tu żadnym wyjątkiem w Europie, a jeśli – to o tyle, że tylko tam taka sprawa tak bardzo podzieliła społeczeństwo, a jednocześnie skończyła się rehabilitacją Dreyfusa, mimo iż ci, którzy gardłowali przeciwko niemu, pozostali w wojsku – oprócz jednego z głównych autorów antydreyfusowskiego spisku, kapitana Huberta-Josepha Henry’ego, który po ujawnieniu prawdy popełnił samobójstwo.

Lecz do rehabilitacji Dreyfusa nie doszło tak od razu. Dostał dożywocie, wyrok odbywał na Wyspie Diabelskiej u wybrzeży Gujany. Sama nazwa wskazuje na to, że nie było to lekkie więzienie. Po pięciu latach ściągnięto go do Francji, gdy już faktyczny szpieg major Esterhazy przyznał się do winy. Co nie przeszkadzało, by Dreyfusa postawić przed sądem i skazać ponownie na dziesięć lat, tym razem w imię obrony honoru armii.

– Czas między pierwszym skazaniem Dreyfusa a jego rehabilitacją, a nawet późniejszą Legią Honorową, pokazuje, jak głęboki był wewnątrzfrancuski konflikt.

Szło o nową tożsamość Francji. Czy ma być tradycjonalno-konserwatywno-nacjonalistyczno-klerykalna, a może republikańska, oświeceniowa, respektująca prawa człowieka.

To musiało trwać długo, bo podobne procesy wymagają upływu lat. Jak popatrzysz na Amerykę, to w momencie końca wojny secesyjnej i zwycięstwa Północy zaraz zabito prezydenta Abrahama Lincolna i natychmiast kolejni prezydenci wprowadzili przepisy pozwalające na taką dyskryminację czarnych, że to wprawdzie nie było niewolnictwo, bo ono po prostu było niemożliwe, lecz sprowadzono ich do trzeciej kategorii obywateli. Tak się działo w różnych krajach.

W gruncie rzeczy politykiem, który we Francji dokonał syntezy obu stron barykady, był gen. Charles de Gaulle – konserwatysta, ale też spadkobierca całej Francji. W setną rocznicę sprawy Dreyfusa artykuł Emila Zoli „J’Accuse...!”, czyli „Oskarżam”, pokazywano na świetlnych słupach ogłoszeniowych przez wiele dni. Każdy mógł to przeczytać, sam widziałem.

Mówisz, że Francja była wyjątkiem i nie była.

– Nie była, gdyż nacjonalizm, klerykalizm i antysemityzm miały we Francji wielu sojuszników i wyznawców. Była w tym sensie, że w żadnym innym europejskim kraju siły demokratyczne nie zwyciężyły.

Karykatura Dreyfusa w formie węża z podpisem 'Zdrajca'. Jej autor Victor Lenepveu narysował cała serię antysemickich i antydreyfusowskich karykatur, którą zatytułował 'Muzeum horroru' Fot. Alamy Stock

Ale jednak zapuszkowali Żyda pod sfabrykowanymi zarzutami. Udało się zorganizować antyżydowską histerię. Czy to skutek jedynej uniwersalnej rzeczy na naszym kontynencie, a więc dziedzictwa chrześcijaństwa?

– Nie wydaje mi się. Choć oczywiście istnieje jakieś diabelskie zawikłanie tej sprawy i oczywiście chrześcijanie nie mogą powiedzieć, że w przypadku Dreyfusa ich tradycja jest niewinna. Francuscy biskupi i kler byli przeciwni Dreyfusowi. Ale tego typu nagonka na kozła ofiarnego zdarza się wszędzie. W islamskiej Turcji, która akurat gwałtownie, a może deklaratywnie szła ku świeckości, wynaleziono Ormian.

Nie da się wszystkiego zwalić na chrześcijaństwo. Potencjał nietolerancji istnieje w każdej religii. Pytanie brzmi, który aspekt chrześcijaństwa, islamu, judaizmu, buddyzmu chce się eksponować i postawić w centrum wiary. We Francji nawet katolicy byli podzieleni, byli wśród nich obrońcy Dreyfusa.

Wspominasz zabójstwo prezydenta Lincolna po wojnie secesyjnej. Podczas pogrzebu Emila Zoli, który notabene odsiedział za swój artykuł „J’Accuse...!” rok w pudle, a potem został wyszczuty do Anglii, Alfred Dreyfus, już zrehabilitowany kawaler Legii, został postrzelony przez zamachowca. Gdyby zabójca miał lepsze oko, skończyłby jak Lincoln albo nasz prezydent Gabriel Narutowicz. Wszak śmiało można porównać nacjonalistycznego żurnalistę Louisa Grégoriego do naszego Eligiusza Niewiadomskiego. Czy oba zamachy – a było ich w Europie więcej – pokazują jakąś prawdę o nacjonalistycznej, skrajnej prawicy?

– Oczywiście, że oba zamachy można porównać. Z perspektywy ludzkiej to próba mordu z nienawiści, zbrodnia, kryminał, w ogóle nie ma o czym mówić. Jeśli popatrzeć z perspektywy historii, to kolejny akt boju o tożsamość Francji. Mord na Narutowiczu, ale też bliższy nam w czasie mord na Martinie Lutherze Kingu, to dramatyczny, zbrodniczy obraz kraju, w którym trwa walka o tożsamość państwa i narodu. W końcu Kinga zabito dlatego, że przekroczył kilka kredowych kół. W tym sensie z Dreyfusem było inaczej. On nie naruszył żadnych zmurszałych reguł, nic nie przekroczył. Był tylko ofiarą.

Ale to wystarczyło, podobnie jak w przypadku Narutowicza czy Kinga. Jego obrońcy uczynili z Dreyfusa sztandar walki o inną Francję.

Jak to było możliwe, że w obronie Dreyfusa stanęło obok siebie tylu ludzi, którzy okazali się po prostu przyzwoici? Jak to możliwe, że w obronie wartości tłumy wychodzą z prywatnych nor?

– To dobre pytanie. Moim zdaniem szukali źródeł w historii Francji. To okres po przegranej wojnie z Prusami i po spacyfikowaniu Komuny Paryskiej. Francuska demokracja nie jest jeszcze osadzona, dlatego aktywizuje obie strony, trudno powiedzieć, że się nie ma zdania. Sprawa Dreyfusa stała się momentem wywoławczym, taką polityczną i społeczną maturą dla klasy intelektualnej.

Bez Emila Zoli nie byłoby tej tradycji we francuskiej literaturze, która nakazywała pisarzowi intelektualiście angażowanie się w sprawy wolności i tolerancji.

Do tego w końcu dołączyli Albert Camus, Simone Veil, Jean-Paul Sartre i wielu innych.

Ale też Zola jest przykładem, że można wsadzić do więzienia za poglądy.

– Zamknięcie ust Zoli wyrokiem sądowym to ten moment konfliktu, kiedy postawa pisarza na nowo definiuje obowiązki i postawę intelektualisty. Gustaw Flaubert milczał, gdy w straszny sposób rozjeżdżano paryskich komunardów, co później mu wytykano.

Zola pokazał, jak należy się wywiązać z obowiązku w sposób najbardziej spektakularny. To wraca w „Wyspie pingwinów” Anatole’a France’a i w bardzo przenikliwej książce o francuskiej rewolucji „Bogowie łakną krwi”, pojawia się u Marcela Prousta. Francja musiała się kompletnie redefiniować i jak powiedział ten Gruzin w opowiadaniu Pruszyńskiego – stała się sumieniem Europy. Dzisiaj wiemy, że już nie jest.

Degradacja Dreyfusa 5 stycznia 1895 r., rysunek Henriego Mayera na okładce 'Le Petit Journal' Fot. Domena publiczna

Jak sprawa Dreyfusa zmieniła Europę? Bo że świat zmieniła, to akurat wiemy. Gdyby nie oskarżenie i dwukrotne skazanie Dreyfusa, Teodor Herzl, dziennikarz z Wiednia relacjonujący proces, nie napisałby książki „Państwo żydowskie”, która stała się biblią syjonizmu, więc może nie byłoby państwa Izrael.

– Po sprawie Dreyfusa Herzl oznajmił, że Żydom nigdzie nie będzie dobrze albo nawet znośnie jak u siebie. Ale już Marek Edelman by się z nim nie zgodził. Herzl wskazywał na egzystencjalną konieczność budowy państwa żydowskiego, a Edelman uważał, że Żydzi to lud diaspory i powinni kultywować swoją kulturę oraz tożsamość, pracować dla świata tam, gdzie mieszkają. Jak to często bywa, obaj mieli rację, bo wszystko wokół nas jest pełne niekonsekwencji.

Europa po Dreyfusie zaczęła spór o swoją przyszłość. Także Polska, bo po jednej stronie znalazł się np. Antoni Słonimski, a po drugiej – Adolf Nowaczyński, endek i antysemita. Pytali, czy ważniejsza jest prawda, tolerancja, prawa człowieka, czy autorytet konserwatywnej tradycji. Ten podział również dzisiaj nie przestał być aktualny.

W całkowicie współczesnej opowieści o różnych zjawiskach politycznych i społecznych Dreyfus jest ciągle przywoływany jako flaga alarmowa. A przecież minęło od jego sprawy ponad sto lat.

– Dlatego wydaje mi się, że film Romana Polańskiego wstrzelił się wyjątkowo w swój czas. Europa i świat znowu brunatnieją i coraz częściej w centrum podobno cywilizowanej debaty jest miejsce na język nienawiści, hejtu, nietolerancji, a także antysemityzmu. Dzisiaj film Polańskiego jest jak dzwon Zygmunt, który bije na alarm.

Kiedy mówisz, że Europa brunatnieje, oznacza to, że historia idzie po kole.

– Chyba nie. To raczej spirala wspinająca się ku lepszemu. Wiemy przecież, że historia się nie powtarza, ale gdzieś ma swoje zakorzenienie. Postawy, które wypełzły na jaw podczas sprawy Dreyfusa i są jaskrawo widoczne również dzisiaj, mają swój fundament, do czegoś się odwołują. Jeśli porównuję język dzisiejszej skrajnej prawicy w Polsce czy w Rosji z językiem lat 30., faszystowskim czy stalinowskim, widzę ogromne podobieństwo. Zwłaszcza w stosunku do Innego, w piętnowaniu i naznaczaniu. W latach 50. ubiegłego stulecia sławna była w Ameryce sprawa małżeństwa Rosenbergów, Żydów szpiegujących dla sowieckiej Rosji. Zostali aresztowani i dostali czapę na krześle elektrycznym. Leon Kruczkowski, pupil reżimu, napisał sztukę o Rosenbergach – bohaterach i niewinnych ofiarach – która została przyjęta w Polsce przez ludzi niechętnych komunizmowi jako prosta stalinowska propaganda. Ale Teatr Polski pojechał z przedstawieniem Kruczkowskiego do Moskwy. To był bodaj 1954 r. Została przyjęta entuzjastycznie, bo akurat było po tzw. sprawie lekarzy żydowskich. Nagle ze sceny moskiewska publiczność dostała przekaz, że Żydzi są skazywani niewinnie. Na dodatek postać Ethel Rosenberg zagrała Halina Mikołajska, więc sala padła na kolana.

Co to znaczy?

– Wątek naznaczenia przez antysemityzm zawsze był w Europie obecny. Pojawiło się też wielu optymistów, do których należałem, którzy płonnie wierzyli w to, że to minęło, nie wróci, będzie się wycierać w politycznym folklorze gdzieś na marginesach. Nie mieliśmy racji. Antysemityzm powraca w formach najbardziej irracjonalnych. To kolejny argument, że film Romana o sprawie Dreyfusa jest taki mocny i pasuje do teraźniejszości.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Koczownicze pierdy.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w "D" aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.

2 godziny temu, Amator 2b napisał:

Koczownicze

Rządowa „Rossijskaja Gazieta”, reagując na czwartkowy protest Sejmu przeciw historycznym spekulacjom Władimira Putina, oskarża Polaków o masowy udział w Holocauście.

 

Dziennik informację o rezolucji polskiego parlamentu zatytułował „Sejmowi coś się przywidziało”, a tłumaczy to tak: „Z niezrozumiałych powodów polscy posłowie uważają, że Moskwa próbuje zwalić na Warszawę winę za wybuch drugiej wojny światowej. Ale przecież nikt z rosyjskich oficjeli nigdy nic takiego nie twierdził.

Przypomnę, że prezydent Rosji, występując na poszerzonym kolegium ministerstwa obrony (24 grudnia), ocenił postępowanie ambasadora przed początkiem wojny”.

Kobiety z agencji towarzyskich przerwały milczenie. „Całe miasto wiedziało”. Całe miasto też milczało Dziennik informację o rezolucji polskiego parlamentu zatytułował „Sejmowi coś się przywidziało”, a tłumaczy to tak: „Z niezrozumiałych powodów polscy posłowie uważają, że Moskwa próbuje zwalić na Warszawę winę za wybuch drugiej wojny światowej. Ale przecież nikt z rosyjskich oficjeli nigdy nic takiego nie twierdził. Przypomnę, że prezydent Rosji, występując na poszerzonym kolegium ministerstwa obrony (24 grudnia), ocenił postępowanie ambasadora przed początkiem wojny”.

Dziennik informację o rezolucji polskiego parlamentu zatytułował „Sejmowi coś się przywidziało”, a tłumaczy to tak: „Z niezrozumiałych powodów polscy posłowie uważają, że Moskwa próbuje zwalić na Warszawę winę za wybuch drugiej wojny światowej. Ale przecież nikt z rosyjskich oficjeli nigdy nic takiego nie twierdził. Przypomnę, że prezydent Rosji, występując na poszerzonym kolegium ministerstwa obrony (24 grudnia), ocenił postępowanie ambasadora przed początkiem wojny”.

Rosyjski MSZ: Ideologia zwycięża prawdę

Autor Jurij Czernow przemilcza to, że prezydent Rosji, zanim w Wigilię nazwał Józefa Lipskiego, w latach 30. ambasadora Polski w Berlinie, „łajdakiem i antysemicką świnią”, o roli Polski i jej rzekomym wsparciu dla polityki Hitlera mówił sporo na swej dorocznej konferencji prasowej 19 grudnia. A następnego dnia dał godzinny wykład o genezie wybuchu wojny swoim kolegom przywódcom krajów WNP.

Ta sama „Rossijskaja Gazeta” w relacji z konferencji prezydenta, powtarzając słowa Putina, napisała 20 grudnia, że w przeddzień wojny „Polska wystąpiła w roli wichrzyciela”. Natomiast marszałek Dumy Wiaczesław Wołodin domagał się 24 grudnia przeprosin od naszego kraju za wspieranie polityki Hitlera i jego antysemickich planów.

Rządowy dziennik cytuje też wypowiedź rzeczniczki MSZ Rosji Marii Zacharowej, która tak oceniła rezolucję parlamentu Polski: „Powstaje wrażenie, że tak jak w czasach inkwizycji nauka została uznana przez Sejm za herezję, a stronnicy faktów historycznych są oskarżeni o czary. I tak ideologia zwycięża prawdę”.

Intencje Warszawy w oddzielnym obszernym artykule „Czego boi się Polska” demaskuje inny autor „Rossijskiej Gazety” Jewgienij Szestakow.

Jego zdaniem nasz kraj wybiela się, tworzy własną wersję historii i broni jej przede wszystkim po to, by uniknąć wypłacania potomkom Żydów polskich odszkodowań za mienie ich przodków rozszabrowane przez Polaków i przejęte przez władze Polski po wojnie.

„Znaczna część Polaków uczestniczyła w Zagładzie”

Tymczasem to na nas spada tak wielka odpowiedzialność za Holocaust, że w „Izraelu z ulgą przyjęli” odmowę Andrzeja Dudy wzięcia udziału w uroczystościach z okazji 75. rocznicy wyzwolenia przez wojska radzieckie obozu w Auschwitz, które odbędą się 23 stycznia w Jerozolimie.

„Przywódca kraju, który w państwie żydowskim nieoficjalnie uważają za współuczestnika Holocaustu, nie miał moralnego prawa znajdować się wśród przywódców państw wyzwalających więźniów obozów koncentracyjnych. W jakiejkolwiek paralelnej rzeczywistości istniałby pan Duda, jak bardzo by kipieli oburzeniem polscy politycy i politolodzy niezadowoleni z tego, że kolejny raz pokazano im prawdę, trudno spierać się z tym, co mówią dokumenty. A one dobitne potwierdzają, że znaczna część społeczeństwa polskiego bezpośrednio uczestniczyła w zagładzie mieszkających w kraju Żydów” – podkreśla organ rządu Rosji.

Szestakow przyznaje, że byli i tacy Polacy, którzy ratowali Żydów, ale to jego zdaniem stanowiło „kroplę w morzu”. A prezentowana przez niego czytelnikom „Gaziety” prawda jest taka, że „na każdego biorącego w zagładzie ludności żydowskiej niemieckiego oprawcę przypadało 10-15 dobrowolnych pomocników spośród miejscowych mieszkańców”, którzy wnieśli swój wkład w zamordowanie „na terytorium Polski 3 mln Żydów”. Zdaniem autora Polacy obojętnie patrzyli, jak w warszawskim getcie ludzie umierali z głodu, dobrze się bawili, kiedy Niemcy tłumili żydowskie powstanie, łupili sąsiadów, mordowali ich lub wydawali Niemcom.

Teraz, jak czytamy w „Rossijskiej Gaziecie”, Polacy starają się zatrzeć i przesłonić prawdę o Holocauście wymyślonym rzekomo przez Warszawę pojęciem „Polocaustu”. Polska miałaby dowodzić w ten sposób, że to nasz naród był główną ofiarą hitlerowców, a więc ma prawo żądać od Niemiec ogromnego odszkodowania.

Jak konkluduje swój wywód organ rządu Rosji, prezydent Duda nie ma prawa zabierać głosu na uroczystościach w Jerozolimie, bo „w Izraelu nie zapominają o tym, że określone osoby i grupy w Polsce współpracowały z faszystowskimi Niemcami w tym czasie, kiedy armia radziecka wraz z sojusznikami z koalicji antyhitlerowskiej wyzwalała Europę od nazizmu”.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.