Skocz do zawartości
IGNORED

Co robiłeś zanim się...urodziłeś ?


DeeS

Rekomendowane odpowiedzi

Ian Stevenson, profesor psychiatrii Uniwersytetu Wirginia, zebrał i udokumentował przeszło 2 tys. Przypadków dzieci z doznaniami typu reinkarnacyjnego. Każdy dokładnie analizował, a następnie badał sprawę w "terenie", przesłuchując świadków, studiując istniejąca dokumentację czy rozmawiając z historykami.

Wiele opisanych przez niego dzieci wykazywało znajomość języków obcych, której wcześniej nie mogły słyszeć. Maluchy te zazwyczaj dwu-piecioletnie, znały specyficzne i bardzo szczegółowe fakty, dotyczące krajów, miast i swych poprzednich rodzin, od których dzieliły ich nawet tysiące kilometrów. Znały też wydarzenia, które zaszły kilka, kilkanaście lub kilkaset lat wcześniej.

Inny badacz reinkarnacji, dr.Brian Weiss, spisał z kolei setki zadziwiających wspomnień, których doświadczyli jego pacjenci podczas sesji hipnoteraputycznych. Dzieci jednak nie trzeba wprowadzać w stan hipnozy, by sięgały pamięcią przed swoja narodziny. Opowiadają historie zupełnie spontanicznie, a rodzice bywają zaskoczeni.

Pewną czteroletnia dziewczynkę jej matka, prawniczka, chciała umieścić w szpitalu psychiatrycznym po takim zdarzeniu:, gdy razem oglądały kupione właśnie przez matkę antyczne monety, mała złapała nagle jedną z nich i krzyknęła: "Znam ją! Pamiętasz mamusiu, jak ja byłam duża, a ty byłaś chłopcem, to mieliśmy taka monetę? Mieliśmy ich całe mnóstwo!". Od tamtej pory dziecko zaczęło wspominać inne czas i sypiać z monetą w rączce, jak z najdroższym skarbem. Obawy matki znikneły dopiero po rozmowie z dr.Weissem, a dziewczynka z czasem powróciła do zwykłego zachowania. Zdumienie w rodzinie wywołał również trzy letni chłopiec, gdy nagle zaczął mówić pełnymi zdaniami po francusku. Jego amerykańscy rodzice sądzili, że to jakiś rodzaj genetycznej pamięci, bo przodkowie jednego nich pochodzili z Francji. Sami jednak nie mówili w tym języku, nie robił tego również nikt z ich znajomych, przyjaciół, sąsiadów ani krewnych dziecka. Dr.Weiss uważa, że jest to język któregoś z poprzednich wcieleń chłopca. Inny trzylatek opowiadał, że pilotował samoloty podczas II wojny światowej. Świetnie znał ich typy, uzbrojenie i szczegóły techniczne.

Jednym z najciekawszych przypadków opisanych przez Iana Stevenson była historia trzyletniego chłopca, Parmoda Sharmy, urodzonego w 1944 roku w rodzinie pewnego profesora z Utrat Pradesh w Indiach. Gdy miał dwa i pół roku kazał matce przestać gotować, twierdząc ze ma żonę w Moradabad, która robi to lepiej. Po ukończeniu trzech lat zaczął wspominać duży sklep z ciastkami w Moradabad. Spytał czy może tam jechać, bo jest jednym z braci Mohan, właścicieli sklepu. Twierdził też, że ma jeszcze jeden sklep w Saharanpur. Mówił, że w poprzednim życiu rozchorował się po zjedzeniu twarogu i "umarł w wannie".

Po rozmowach dzieckiem i jego rodzicami, Stevenson pojechał do Moradabad i do Saharanpur, gdzie odnalazł opisane przez małego sklepy z ciastkami. Bracia pogan jeszcze żyli, opowiedzieli mu, że mieli młodszego brata, który zmarł na chorobę przewodu pokarmowego tuz po serii kąpieli homeopatycznych.

D.Weiss radzi: "Zapytaj swoje trzyletnie dziecko, czy pamięta czasy, kiedy było duże". Dlaczego akurat trzyletnie? Bo jest już na tyle dojrzałe , by wyrazić swoje myśli i jeszcze na tyle małe, by pamiętać poprzednie życie. Badacze zaobserwowali, że z wiekiem ta pamięć blednie i w końcu zanika zupełnie. Najlepszy wiek do takich rozmów to od dwóch do siedmiu lat.

nalezy jednak zwrocic uwage ze to profesor podobnie jak profesor biedanieda.czy biennada.

 

Sprawe kladzie fakt ze to profesor psychiatrii, bo zgodnie z zasada z kim sie zadajesz.......

No i rzecz dotyczy Indii.

 

Bardziej by mnie interesowało nie tyle kim byłem w poprzednim wcieleniu ile kim będę w następnym.Mógłbym się lepiej przygotować!

<p>W ubiegłym wieku modna była książka życie po życiu.

Wielu w niej upatrywało dowód na istnienie drugiego życia, nawet w innej formie.

 

Cała książka się opierała na jednym iż dziesiątki a może setki ludzi z całego świata przeżywając własną śmierć widzi tunel, światło, itd. I ci ludzie nigdy o sobie nie słyszeli, nie mogli uzgodnić zeznań, itd.

 

Dowód niepodważalny.

 

Dzisiaj w XXI wieku wiemy iż nie ma żadnej istoty która znaczy drogę światłem, tak po prostu .... umiera mózg.

Jest to ostatni system jakim mózg chroni swojego właściciela i siebie.

Kiedyś czytałem historię chłopca z Indii, który wg jego zeznań w poprzednim wcieleniu został zabity przez sąsiada. Żyli jeszcze jego bracia i rodzina. Pojechał tam ze swoimi rodzicami, zidentyfikował swojego zabójcę, przeprowadzono śledztwo i oskarżony przyznał się do zabójstwa i poszedł siedzieć. Pytanie, na ile takie doniesienia są prawdziwe, ale ten wypadek mnie poruszył.

Powrót po dłuższej przerwie...

Czytałem kiedyś o gościu, który twierdził, że w poprzednim wcieleniu był psem.

Czemu psem?

Bo odczuwał nieodpartą potrzebę lizania się po jajach.

No i rzecz dotyczy Indii.

 

Bardziej by mnie interesowało nie tyle kim byłem w poprzednim wcieleniu ile kim będę w następnym.Mógłbym się lepiej przygotować!

 

ależ to takie proste, wystarczy zrobić rachunek sumienia i wyjdzie - co dziś nie wychodzi będzie do powtórki

czniać to . . . jak mawia prawdziwy noblista - jadem na ryby

Pierwszy raz z czymś takim spotkałem się w latach 80-tych przy okazji relacji pewnego lekarza stosującego terapię hipnotyczną u swojej pacjetki. Chciał dowiedzieć się mianowicie, co powodowało jej dziwne lęki i strach (jak dobrze pamiętam, przed wodą).

W trakcie seansu kazał jej się cofać co jakiś okres czasu i opowiadać co widzi i czego akurat doświadcza. Podczas tego wszystkiego zagapił się i kazał kobiecie cofnąć się o tyle lat, że wyszło ich kilka przed jej narodzinami. O dziwo pacjentka opowiadała dalej, tym razem jako już inny człowiek, żyjący i mieszkający w innym rejonie kraju (Francja). Podała dużo szczegółów o swoich ostatnich latach życia, gdzie mieszkała (z wieloma szczegółami dotyczacymi mieszkania i domu) , co robiła i jak umarła (utonięcie).

Relacje były na tyle niesamowite, że lekarz postanowił sprawdzić je w miejscu opisywanych przez nią zdarzeń. Zgadzał się opis domu, mieszkania, charakterystyczne detale okolicy.

Zachowany był akt zgonu potwierdzający charakter śmierci tej osoby.

<p>W ubiegłym wieku modna była książka życie po życiu.

Wielu w niej upatrywało dowód na istnienie drugiego życia, nawet w innej formie.

 

Cała książka się opierała na jednym iż dziesiątki a może setki ludzi z całego świata przeżywając własną śmierć widzi tunel, światło, itd. I ci ludzie nigdy o sobie nie słyszeli, nie mogli uzgodnić zeznań, itd.

 

Dowód niepodważalny.

 

Dzisiaj w XXI wieku wiemy iż nie ma żadnej istoty która znaczy drogę światłem, tak po prostu .... umiera mózg.

Jest to ostatni system jakim mózg chroni swojego właściciela i siebie.

A jak wyjaśnić przypadki w których ludzie podczas śmierci klinicznej obserwowali przebieg własnej operacji ?

Piotr

A jak wyjaśnić przypadki w których ludzie podczas śmierci klinicznej obserwowali przebieg własnej operacji ?

 

Anestezjolog był z ...... Polski

Na poczatku lat 90-tych był u nas szeroko opisywany w prasie przypadek kilkuletniego chłopca z Bielska-Białej (lub okolic), który lubił się bawić w rycerzy. Często o nich opowiadał, o ich zwyczajach, strojach, pewnym zamku, siebie ukazując jako jednego z nich. Niby nic takiego, jak do dzieci, ale zawsze uparcie mówił też, że zginął w skutek odniesionych ran (potyczka, turniej, czy coś takiego). O wszystkim mówił bardzo fachowo jak na kilkulatka, raczej jak ktoś, kto takie tematy głęboko studiuje.

Przypadek sprawił, że wraz z rodzicami zwiedzali w wakacje zamek w Malborku. Chłopczyk czuł się jak u siebie, biegał po salach i opowiadał o szczegółach, które sprawdzały się po wejściu do nich (kominek, kształt, jakaś charakterystyczna wnęka).

Doktor Teodor Królikowski badania nad śmiercią kliniczną rozpoczął już w latach siedemdziesiątych. Obecnie pracuje w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu. Na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej nagrywał relacje pacjentów, którzy znaleźli się na granicy życia i śmierci, a nieliczni cudem powrócili na ziemię. Czy powtarzające się opowieści nieznających się ludzi, pochodzących z różnych warstw społecznych, mogą świadczyć o tym, że istnieje życie po śmierci? Królikowski nie stara się nikogo przekonywać do swoich racji, twierdzi jedynie, że ma niemal pewność, że tam coś jest.

W latach 70. medycyna nie była jeszcze tak rozwinięta jak teraz. Przypadki reanimacji na moim oddziale zdarzały się bardzo często - mówi dr Królikowski. Wielu pacjentów zgadzało się na nagrania. Byli to ludzie z różnym wykształceniem i w różnym wieku. Mówili, że tam, gdzie się znaleźli, było przepięknie. Znaczna część pacjentów nie miała nigdy wcześniej styczności z literaturą dotyczącą śmierci klinicznej i życia pozagrobowego. Więc można założyć, że ich relacje są autentyczne.

Podczas śmierci klinicznej najdłużej pracuje nasz mózg. Jeśli nie przeprowadzi się szybkiej i skutecznej reanimacji, człowiek umiera. - Najbardziej wiarygodna była relacja stolarza, mieszkańca jednej z wsi na Opolszczyźnie - wspomina doktor Królikowski. - Zadałem mu pytanie, czy chciałby tam powrócić? Odpowiedział, że poszedłby tam bez wahania, jednak nie może, bo na ziemi ma żonę i dzieci. Mężczyzna opowiadał, że spotkał tam swojego znajomego, który zmarł na raka płuc. Rozmawiał z nim. Nie pamiętał jednak o czym. - "Coś mnie stamtąd wypychało z powrotem, jakaś siła" - mówił. Potem, po kilku reanimacjach, niestety zmarł - mówi Królikowski.

Pacjenci często opowiadali, że w momencie, kiedy ich serce przestawało pracować, obserwowali jakby z góry przeprowadzaną przez lekarzy reanimację. Co się wtedy dzieje z mózgiem człowieka? Tego nie wiadomo. Teorii jest wiele. Jedna z nich mówi, że w czasie śmierci klinicznej nasz mózg produkuje endorfinę i dzięki niej powstają owe wizje. Pytanie tylko, dlaczego relacje pacjentów z różnych części świata tak często się powtarzają? Teodor Królikowski nie ma wątpliwości.

Najnowsze badania mówią, że z ciała nic już nie pozostaje, ja jednak sądzę, że po śmierci coś się z nas ulatnia w formie atomu. Pytanie tylko, gdzie? Wielu moich pacjentów w momencie umierania doświadczyło czegoś w rodzaju filmu z całego życia. Na moich wykładach często puszczam studentom taśmy. Potem wywiązuje się dyskusja.

Ciekawą historię opisała uczestniczka wypadku drogowego, która z dużą siłą uderzyła samochodem w słup. Kobieta również przeżyła śmierć kliniczną. Ciekawe jest jednak to, co powiedziała potem. Jak twierdzi, wleciała do mieszkania bloku stojącego nieopodal skrzyżowania, w pobliżu którego doszło do wypadku.

Opisywała osoby znajdujące się wewnątrz pomieszczenia. W pewnym momencie usłyszała fragment rozmowy pomiędzy kilkoma osobami. Potem, kiedy już doszła do siebie, postawiła sobie za cel dotarcie do tego mieszkania. Po pewnym czasie razem z mężem odnaleźli je. Zadzwoniła do drzwi. Otworzył mężczyzna, któremu powtórzyła słowo w słowo zapamiętany fragment prowadzonego wtedy przez niego dialogu. Nie mógł uwierzyć, skąd znała treść jego rozmowy ze znajomymi.

Alojzy B. z Opola pracował od pewnego czasu za granicą. - Praca była ciężka, ale bardzo dobrze płatna. Wiązała się z dalekimi dojazdami na budowy, które nasza firma prowadziła na terenie całych Niemiec - wspomina. - Wracaliśmy zwykle późnym wieczorem, zmęczeni po całym dniu, jak najszybciej chcieliśmy znaleźć się w hotelu, by odespać ciężki dzień i przygotować się na następny - dodaje. - Nie wiem, co się stało, podobno to był wystrzał opony.

Wyprzedzaliśmy ogromną ciężarówkę i jakaś siła wepchnęła naszego forda wprost pod nią. Siedziałem z przodu i teoretycznie nie miałem szans na przeżycie. Na szczęście okazało się inaczej. Niewiele pamiętam, wiem tylko, że lekarze załadowali mnie do karetki i słyszałem jej sygnał. Potem "odpłynąłem", było chłodno, ale nie zimno, było jasno i głośno.

Znalazłem się nagle w moim domu w Opolu. Widziałem, jak żona robi kolację, a córka przygotowuje się do klasówki z fizyki. Patrzyłem na nie i próbowałem im coś powiedzieć, przekazać, ale one nie reagowały. Potem nagle zobaczyłem lampy, które przesuwały się nad moją głową, i poczułem potworny ból... Żyłem. Mój kręgosłup był pęknięty w czterech miejscach, cudem rdzeń pozostał nienaruszony. Dzięki temu chodzę.

Pierwsze spotkanie w szpitalu z moimi najbliższymi miało miejsce dopiero miesiąc po wypadku, bo utrzymywano mnie w sztucznej śpiączce. Pierwsze słowa, które skierowałem do córki, brzmiały: "Jak poszła klasówka z fizyki?". Nie bardzo wiedziała, o co mi chodzi. Kiedy wyjaśniłem - potwierdziła, że faktycznie uczyła się wtedy do klasówki, z której dostała potem piątkę.

 

Kilka lat temu naukowcy z Danii przeprowadzili badania z osobami, które przeżyły śmierć kliniczną. Twierdzą oni, że wizje powstają wtedy, kiedy nasz mózg już nie pracuje. To z kolei potwierdzałoby tezę, że nie są one wywoływane przez mózg. Przypomnijmy jeszcze, że w latach 90. amerykańscy naukowcy w laboratorium zważyli duszę. Wówczas światło dzienne obiegła sensacyjna informacja, że zaraz po śmierci nasze ciało staje się lżejsze o około 6,5 grama. Gdzie znajduje się zatem dusza? Religie różnie odpowiadają na to pytanie. W starożytnym Babilonie wierzono, że tkwi ona w naszych uszach. Nasi przodkowie sądzili także, że znajduje się we krwi. Już współcześnie przeprowadzono prosty eksperyment i spytano dzieci w wieku od 7 do 17 lat, gdzie w znajduje się dusza. Starsze odpowiadały, że w całym organizmie, młodsze z kolei, że w naszym sercu.

Te 6,5 grama to trochę za mało.

Odsyłam do info o badaniach prowadzonych na ten temat (bodaj już na początku ubiegłego wieku).

 

Jak mówię o tym suficie to mam na myśli szczegóły jakie opowiadają pacjenci, a których nie mogli widzieć z pozycji nie do końca znieczulonego podczas np. operacji (a propos polskiego anastezjologa).

 

Odnośnie wyobrażania sobie tunelu i dziadka z brodą to zostało to chyba wyjaśnione; mózg pobudzany polem magnetycznym w odpowiednim miejscu generuje takie obrazy. To miejsce to to , które najdłużej funkcjonuje podczas umierania organizmu…

 

Ale w skrócie powiem o pewnych moich doświadczeniach z przeszłości.

Byłem kiedyś konsultantem pewnego towarzystwa od psychotroniki; zapraszano mnie jako sceptyka metrologa (wspomagałem ich z zakresie mierzalności niemierzalnego;). Z czasem, jako osoba zaufana byłem świadkiem eksperymentów dotyczących tzw. ciała astralnego (jego wędrówki w odległe miejsca i po powrocie do ciała fizycznego zdaniu relacji z obserwacji). Okazało się, że takie „wytrenowane” osoby potrafiły dokładnie opisać zastane tam (zdalnie) środowisko. Było to konfrontowane zaraz po powrocie telefonicznie, faksem.

 

Do dziś zastanawiam się w jaki sposób dochodziło do oszustwa, skoro po obu stronach były osoby chcące je zdemaskować?

Najlepsi wykorzystują mózg w 10%<br />

<br />

I proszę te 10% zaowocowało lotami na księżyc i obozami koncentracyjnymi. <br />

<br />

Ktoś się podejmuje powiedzieć co ukrywa pozostałe 90% ? Jakie możliwości daje ?<br />

<br />

Ja nie.<br />

<br />

Ale nie mieszałbym do tego Boga i duszy. Niezależnie jakiej religii to Bóg.

A skąd wiadomo na pewno, że tylko dziesięć procent?

 

 

>>Dees, jak coś cytujesz to proszę podawaj linki bo może ktoś chciałby dowiedzieć się więcej a nie każdemu chce się wklejać w google aby znaleźć źródło.

Człowiek może być dobry, uczciwy ale i tak ilość ludzi na jego pogrzebie zależy od pogody...

Ktoś się podejmuje powiedzieć co ukrywa pozostałe 90% ? Jakie możliwości daje ?

 

Kiedyś poddano hipnozie człowieka pracującego jako murarz na budowach. Cofnięty w dowolny okres swego minionego życia potrafił z fotograficzną dokładnością opisywać otaczający go świat, łącznie z każdą skazą czy punkcikiem na trzymanej wtedy w ręce cegle.

Uważam, że to gigantyczna pamięć do przechowywania tych wszystkich "danych" z całego naszego życia.

 

A skąd wiadomo na pewno, że tylko dziesięć procent?

 

 

>>Dees, jak coś cytujesz to proszę podawaj linki bo może ktoś chciałby dowiedzieć się więcej a nie każdemu chce się wklejać w google aby znaleźć źródło.

 

Ok.

Podejrzwam że przed urodzeniem,rywalizowałem z bratem blizniakiem,o soki zyciowe,brat był nieco lepszy w tym,no i szybszy,ja byłem tym drugim,z niedowagą,widać dominował,taka chyba natura jest,nie mam żalu...

Raymond Moody "Życie przed życiem", wydanie polskie Limbus, 1992.

 

Ta książka to analiza duchowych oraz psychicznych doznań ludzi, którzy podczas hipnozy doznali regresu w czasie, czyli cofnęli się do swojego poprzedniego wcielenia (życia). Autor książki nie polemizuje w niej z żadnymi teoriami mistycznymi jak reinkarnacja, lecz stara się dokonać tylko wnikliwej analizy uzyskanych faktów. Traktuje regres w czasie, jak też i samą hipnozę, jako jedną z metod poznania samego siebie przez człowieka.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ja widziałem w jakimś dokumencie polski przypadek. Chłopak ok. 10 lat twierdził, że był rycerzem i zginął w walce. Na wycieczce do Malborka wskazał na mur i mówił że tu kiedyś była brama i powiedział jeszcze kilka ciekawych szczegółów.

Niby się wszystko potwierdziło.

 

Fakt że to dość ciekawe zjawisko...

 

ależ to takie proste, wystarczy zrobić rachunek sumienia i wyjdzie - co dziś nie wychodzi będzie do powtórki

 

Niektórym naiwnie się wydaje że wg prawa Karmy to oni sobie wybrali obecne życie.

 

Nic bardziej mylnego. Jeśli założyć że Prawo Karmy działa, to każdy jest z każdym połączony i ponosi konsekwencje swoich czynów. Nie jest to żadna kara. Jest to po prostu zapłata.

 

Czyli np. jeśli widzimy w telewizji jakąś biedną kobietę, wydaną na pastwę lekarzy, czy systemu, która nie ma na leki a cierpi na nieuleczalna chorobę itd. to wg. prawa Karmy w poprzednich wcieleniach robiła zapewne podobne rzeczy co Ci nielubiani przez nas bezduszni lekarze czy urzędnicy. I nie wyciągnęła z tego lekcji.

 

Dlatego prawdziwy buddysta współczuje najgorszemu zbrodniarzowi, bo wg Prawa Karmy czeka go zapłata. Tym bardziej bolesna, im więcej zła wyrządził.

 

Kościół oczywiście potępia prawo karmy, bo nie ma w nim miejsca np. na Bożą łaskę. Wg mnie jest to dość naiwna argumentacja.

 

Jak dla mnie Prawo Karmy w swoich założeniach nie jest diametralnie sprzeczne z chrześcijaństwem.

 

Tylko wtedy np. na msze nie byłoby po co dawać:)

 

No i dlatego kilkaset lat temu powstał dogmat o czyścu (chrześcijańska wersja prawa karmy), o którym nie ma słowa w Piśmie Św.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.