Skocz do zawartości

1057 opinie płyty

Mayall John - Jazz Blues Fusion

„Jazz Blues Fusion” Johna Mayalla choć łączy się nazwą i datą (1971-1972) z formowaniem się stylu fusion w jazzie (w 1971 r. powstał Weather Report), stylistycznie jest bardzo od niego odległe. W istocie jest najprawdziwszą płytą bluesową dzięki zaproszonym muzykom wzbogaconą o elementy jazzowego blues. W mojej opinii po “Blues From Laurel Canyon” oraz “The Turning Point” to trzecia płyta Mayalla, którą każdy powinien mieć w kolekcji. Najbardziej znanym muzykiem towarzyszącym Mayallowi jest trębacz Blue Mitchell – muzyk z najbardziej znanego kwintetu Horace’a Silvera (grał z Horace’m przez ponad 5 lat), który wydał też wiele płyt jako lider. Nagranie jest koncertowe – pierwsza „strona” płyty została nagrana w Bostonie, druga – w Nowym Jorku pod koniec 1971 r. Mayall gra na gitarze, fortepianie i harmonijce, ale przede wszystkim fantastycznie napędza grupę muzyków, którzy (czuć to wyraźnie) fantastycznie bawią się grając razem. Muzyka jest prosta i nieprzekombinowana. Kiedy słucham tej płyty autentycznie czuję się wciągnięty w zabawę; sekcja rytmiczna gra tak, że chce się nie tylko przytupywać nogą, ale również pstrykać palcami.

Marillion - Marbles

W pełni podzielam opinię mojego poprzednika. Kupiłem tę płytę w Empiku w pierwszym dniu dystrybucji i nie wyjąłem jej jeszcze z CD-ka. Każdy utwór ma w sobie niepowtarzalny klimat. Kompozycje epatują rzadko spotykaną dziś melodyjnością, spokojem. Głos Hogartha w sam raz pasuje do nastrojowych kompozycji. Marillion - to lubię.

Marta Górnicka - TANGO 3001

Na plyte pani Marty trafilem calkiem przypadkiem. W jakims portalu internetowym znalazlem dwa utwory z tej plyty do presluchania. Od pierwszego momentu zostalem oczarowany. Sluchajac na okroglo tych 2 utowrow ktore sobie sciagnalem pewnego dnia zapragnalem posluchac calej plyty. Wiec jak postanowilem tak zrobilem. O ile byl maly prboblem z jej zdobyciem, poniewaz w Emiku musieli mi ja sprowadzac na zamowienie, o tyle kiedy ja dostalem bylem w siodmym niebie:). Odrazu "zawinalem" sie do domu zeby przystapic do odsluchu. I w tym momencie ostrzegam, poniewaz nie jest to plyta dla wszystkich!. Tej muzyki trzeba sluchac nie tylko uszami ale i "sercem" i to jest to co wyrozna ten album z posrod calego motlochu zalewajacego nasz rynek. Pierwsze takty plyty i pierwszy utowr podrywaja nas delikatnie z fotela i troche oniesmielaja dostajemy potezna dawke glosu od Pani Gornickiej. Ten utowr troche oniesmiela i nie kazdemu moze sie spodobac. Kolejny utowr jest juz bardziej stonowany, delikatniejszy z "glebszym tekstem":). ALe roznie porywajacy w srodku i potrafiacy przyprawic o ciarki. Powoli zauwazamy wspanialy wokal Marty nieporownywalny z niczym co slyszalem.Kolejne utowry to zaglebianie sie w plyte, sa delikatniejsze stonowane ale za to porywajace niesamowitymi tekstami, a raczej ich interpretacja .Momentami moze nam sie nawet lezka w oku zakrecic. Z kazda chwila Dostajemy powazna dawke Pieknego wokalu i kompozycji. Glos Marty Gornickiej urzeka na kazdym kroku potrafi wprawic w drzenie, teksty przez nia spiewane sa wyrazne. Slychac kazda litere slowa ale bez przesady! wszystk jest wywazone bardzo dobrze. Swietny podklad o odpowiedniej glosnosci nie zaglusza wokalu i stanowi swietne tlo podkreslac glos Marty. Moim zdaniem plyta jest warta kazdych pieniedzy!. Kazdy kto lubi poezje spiewana bedzie zauroczony przez ta plyte do granic mozliwosci. Jeszcze raz zaznacze ze tej plyty trzeba sluchac najlepiej samemu i sercem nie tylko uszami. Dobrze brzmi w polmroku z lampka szkockiej...POLECAM!!!

Pat Metheny - Speaking of now

Lubię Pata i to bardzo, ale od "Imaginary day" która była pozytywnym zaskoczeniem po słabiutkim "We live here" nic ciekawego nie nagrał. Tak jest właśnie z tą płytą: fantastyczni muzycy, ale materiał nudny, niczym nie zaskakuje. Nie chodzi mi o bóg wie jakie eksperymenty, tylko jeżeli zna się resztę dyskografii to wszystko jakby już było, włącznie z zagrywkami w solówkach. Mnie to akurat wręcz zdenerwowało. No i jeszcze ten miałczący koleś... Myślę że bym ją lubił gdyby była pierwszą płytą Pata jaką usłyszałem. Podkreślam że jestem wielbicielem Pata, ale ta płyta i kilka ostatnich to po prostu zawracanie głowy. Szkoda.

George Michael - Ladies and Gentlemen

Co tu dużo pisać - dwie płytki, jedna dla duszy, druga dla ciała ;-) Kolekcja wspaniałych i tych mniej wspaniałych dokonań wokalnych George'a.

Tsuyoshi Yamamoto - Autumn in Seattle

Z poprzednią opinia zgadzam sie w 100%. Chcę dodac że moje pierwsze spotkanie z panem Yamamoto wyszło przypadkiem na płycie sampler III wydanej przez FIM, a skończyło się na YAMAMOTO TRIO/AUTUMN IN SEATTLE XRCD2 YAMAMOTO TRIO/MISTY XRCD24 YAMAMOTO TRIO/GIRL TALK XRCD24 YAMAMOTO TRIO/LIVE AT THE MISTY XRCD2 YAMAMOTO TRIO/BLUES FOR TEE XRCD2 YAMAMOTO TRIO/MIDNIGHT SUN XRCD YAMAMOTO TRIO/Midnight Sugar XRCD YAMAMOTO TRIO/Stardust XRCD Jest to muzyka, która mnie \"rusza\" a gra Yamamoto i jego interpretacje, oszczedne, bardzo mi odpowiadają. Styl grania podobny do Garnera i chyba dlatego na prawie każdej jego płycie jest Misty, choć zawsze inne na każdej. Najciekawsza moim zdaniem jest płyta BLUES FOR TEE Ciekaw jestem jak wyszłyby nagrania Jacinthy, gdyby zamiast Akagi grał Yamamoto, choć Kei Akagi to tez mój faworyt. Niestety w Polsce brak dostepu do muzyki granej przez japończyków, a pianistów i kontabasistów maja rewelacyjnych. Z pianistami rzecz jest prosta bo głównie oni startowali w Konkursach Chopinowskich

Sakamoto Ryuichi - Smoochy

Skoro moda na Japonczykow. Chlopina jest znany z wystepow z roznymi wykonawcami glownie jako wspoltworca projektow ale takze muzyka filmowa i wlasne kawalki jako material na CD. Klawiszowiec co w przypadku Sakamoto Ryuichi oznacza tak fortepian w klasycznym brzmieniu jak i wszelakie kombinacje instrumentow klawiszowych elektronicznych. Latwo doszukac sie sposobu gry charakterystycznego dla Japonczykow. Plyta sklada sie z kilkunastu dosc zroznicowanych co do dlugosci utworow o bardzo roznej aranzacji - fortepian solo, sklad instrumentalny o jazzowym charakterze, pseudo-orkiestrowe aranzacje w stylu muzyki filmowej, piosenki spiewane przez kobiece chorki lub glosy solo, utwory instrumentalne o roznej zlozonosci. Smaczkow i nastrojow wiele bo dodatkowe efekty odglosow z ulicy, parku czy restauracji. Styl muzyczny przypomina kompozycje Legranda czy innych francuskich kompozytorow muzyki filmowej z lat 60-tych ale przerobione to jest jednak na wspolczesna modle. Muzyka ta nie jest w zadnej mierze agresywna a obraca sie po relaksowych sciezkach o roznym stopniu trudnosci jezeli chodzi o melodyke i rytmy. Ogolne wrazenie jednak jest interesujace, stonowane, filmowe i troszeczke nierealne, jak ze snow lub marzen. Kilka kompozycji okreslilbym wrecz jako chwytliwe a kilka jest dosc trudnych do kupienia przy pierwszym sluchaniu.

Sheryl Crow - Sheryl Crow

Nie ukrywam, chce zachecic do sluchania Sheryl Crow. Wiem, wiem, dla wielu to jeszcze jedna ladna laska z gitara. Ale w tym przypadku moze warto siegnac do kieszeni i zaopatrzyc sie w plyte lub moze w kilka plyt? W koncu cala prawdziwa dyskografia Sheryl Crow to ledwie 4 wydawnictwa. *Sheryl Crow* Sheryl Crow to druga i chyba najlepsza plyta tej milej pani - 1996. Pisze *chyba* bo uwielbiam takze jej surowy album The Globe Sessions. No ale powiedzmy, ze *Sheryl Crow* by Sheryl Crow jest najlepsza. Z tytulu sadzac to mamy do czynienia z debiutem. Ale tak nie jest. Pani miala zreszta wtedy juz ponad 30 lat. Pierwsza plyta SC to Tuesday Night Music Club, potem jest wlasnie Sheryl Crow, dalej mamy The Globe Sessions i ostatnia C’mon, c’mon. Jest jeszcze niedawno wydana GH ale mimo dodania paru nowosci jest to wciaz GH. Sheryl Crow gra prostego rocka osadzonego w tradycji lat 60-tych i 70-tych ale nie jest to nic w stylu Run Devil Run Paula MacCartneya. Muzyka Sheryl Crow brzmi nowoczesnie i mimo pewnych specyficznych zabiegow, o ktorych pozniej nikt sluchajac nie pomysli, ze to wytwor starszy niz lata 90-te. I bedzie mial racje. Plyta Sheryl Crow jest latwa do polubienia od pierwszego sluchania. Zawiera kilka rzeczy znanych nam z radia, jak chocby poruszajace *If it makes me happy*. Jednak wszystkie piosenki sa przewidywalne i latwe do nadazania jako tako obytym w rocku sluchaczom. SC gra glownie na gitarze basowej ale takze na stylowym Wurlitzerze oraz gitarze akordowej i akustycznej. W sumie jej ciagoty do basu sa moze nie tak dobrze znane bo na zdjeciach ma zawsze w reku 6-strunowce ale winetka mowi inaczej. No i moze dlatego bas jest na tej plycie latwy do zauwazenia. Utwory maja dobre, ludowo-poetyckie teksty, cos jak Bruce Springsteen na poczatku kariery. Sa wyrazone w sposob sugestywny aczkolwiek bez popadania w histerie. Otoczka instrumentalna dodana przez wybitnych fachowcow od mainstreamowego rocka trzyma sie zelaznych regul obowiazujacych w stylu a przy tym jest pelna inwencji i czuje sie radosc muzykowania. SC nie buduje wielkich aranzacji, utwory maja dosc stonowana melodyke i czasami dosc dlugie frazy. Ale calosc swietnie sie broni trzymajac sie scisle okreslonego, rockowego kursu. I ta surowosc wyrazu powoduje, ze plyta wydaje sie bardzo spojna. Slychac takze odglosy studia, rozmowy, smiechy, sa i kiksy oraz niedbale wygaszenia piosenek. Ale tak ma byc i tak jest dobrze bo plyta chyba w zamiarze ma byc bardzo studyjna, cos jak beatlesowski revolver. Co do nagrania – nie chce pisac tego w rubryczce o jakosci nagrania bo mysle, ze czescia tej udanej plyty jest wlasnie kreowanie nastrojow z lat 60/70 ale zrobione tak, ze wiadomo, ze jest to nawiazanie a nie przytoczenie. Stad lokalizacja instrumentow czasami w stylu plyt z poczatku lat 70, chorki z centrum sceny, bardzo dalekie plany instrumentow z duzym poglosem co czasami daje wrazenie nienaturanie rozleglych przestrzeni. Ale to taki urok surowego rocka. Bardzo polecam ta plyte bo jest inna, specjalna, niepowtarzalna i udana. Czesto do niej wracam bo ma w sobie magnesik. Obok Alanis Morissette Sheryl Crow jest czolowa postacia rocka w wydaniu kobiecym na czerwonym kontynecie w koncu lat 90-tych.

Erykah Badu - Baduizm

Jest to bardzo dobra plyta i moze zrelaksowac kazdego o ile nie ma sie uprzedzen do muzyki z Czarnego Ladu. Erykah Badu jest murzynka. Jest szczupla i ma dosc ladna twarz. Mialaby ladniejsz twarz gdyby nie fakt, ze ma jakby napuchniete usta. Nie mam na mysli faktu, ze murzyni maja grube usta ale fakt, ze ona ma jakby napuchnieta cala okolice wokol ust. Tak wyglada, jakby jej ktos przylutowal za przeproszeniem. No i ten recznik na glowie. Osobiscie lubie czarnoskore pieknosci, ktorych teraz tyle na olimpiadzíe w Atenach ale Erykah Badu nie jest tak calkowicie w typie modelki. Szkoda takze, ze nie widac na zdjeciu jakie ma nogi. Muzyka jest bardzo relaksowa i spokojna. Ona ma jak na murzynke bardzo wysoki i troche piszczacy glos. Mimo to slucha sie dobrze i mozna odpoczywac przy tej muzyce. Jest takze dobra do sypialni jak sie jest z dziewczyna bo ta muzyka ma sobie ladunek fizyczny. Jak slucham z zamknietymi oczami to sie wydaje, ze ona caly czas mysli o seksie. Ale to moze nie byc prawda. O slowach piosenek nie chce sie wypowiadac ale jest tam cos o Roling Stonesach i slowa sa dosc smutne (chyba).

Pink Floyd - The Wall

Wlasciewie kolega koy napisal wszystko o tej swietnej i ambitnej plycie. Mi sie bardzo podoba choc czasami jest trudno wysluchac cala bo jest strasznie dluga i trudno sie slucha. Mysle, ze najlepiej sluchac ja w kawalkach. Na plycie sa swietne efekty bo lataja helikoptery, nauczyciele krzycza na dzieci na podworku i oczywiscie te dzieci takze slychac. Bardzo pomaga w sluchaniu tej plyty jezeli zna sie film rysunkowy pod tym samym tytulem. Ten film dobrze podpowiada co sie akurat dzieje na plycie a takze rozbudza fantazje sluchaczy.

Pink Floyd - The Wall

Wlasciewie kolega koy napisal wszystko o tej swietnej i ambitnej plycie. Mi sie bardzo podoba choc czasami jest trudno wysluchac cala bo jest strasznie dluga i trudno sie slucha. Mysle, ze najlepiej sluchac ja w kawalkach. Na plycie sa swietne efekty bo lataja helikoptery, nauczyciele krzycza na dzieci na podworku i oczywiscie te dzieci takze slychac. Bardzo pomaga w sluchaniu tej plyty jezeli zna sie film rysunkowy pod tym samym tytulem. Ten film dobrze podpowiada co sie akurat dzieje na plycie a takze rozbudza fantazje sluchaczy.

Norah Jones - Come away with me

To jest bardzo dobra plyta w murzynskim stylu. Norah Jones nie jest murzynka ale spiewa super w tym wlasnie stylu. Piosenki sa spokojne i latwo sie przy nich zrelaksowac. Sa bardzo podobne do piosenek Sade ale jej nie ma w spisie. Sade jest murzynka i to sie czuje jak sie slucha. Moja zona woli Norah Jones ale ja wole Sade. Piosenki Norah Jones sa dla mnie zbyt spokjne i nie maja dobrej agresji co lubie jezeli spiewaja czerne pieknosci. Sade takze nie ma dobrej agresji ale mimo to jest bardziej zwawa niz Norah Jones. Podoba mi sie takze jak Norach Jones gra na pianinie i spiewa do swojego akompaniamentu. Piosenki sa o milosci. Sa smutne i sa bardzo subtelne i milosne w wyrazie.

Deep Purple - Skladanka the best of

To jest plyta z tej serii z trojkatem na okladce i bez zdjec. Za to sa to bardzo tanie plyty. Ta skladanka ma bardzo dobre utwory choc niektorych mi brakuje. Widac jednak, ze zespol jest w swej najwyzszej formie. W Deep Purple podoba mi sie glos wokalisty. Ten drugi co przyszedl po odejsciu Ozzy Osborna ma nawet lepszy glos od niego. Na uwage zasluguja sola na gitarze, ktore sa bardzo szybkie a w wolnych piosenkach wolne. Ale wolnych piosenek nie ma duzo. Takze szybka jest perkusja i utwory wyrozniaja sie dobra agrasywnoscia.

Pink Floyd - The Wall

Najbardziej znana tzw. 'szerokiej publiczności' płyta PF, dzięki popularnemu w radiu utworowi singlowemu i największemu hitowi w historii grupy. To dzięki tej płycie Roger W. mógł wreszcie bez ogródek obwieścić światu, iż PF to on. Tak naprawdę zespół już wtedy nie istniał, klawiszowiec grupy został z niej usunięty, a cały projekt zwany potocznie 'ścianą' to zbiór przemyśleń Rogera z czasów trudnego dzieciństwa oraz ciążącego na nim wojennego losu ojca. Zbyt trudna na owe czasy w praktyce do wystawienia na żywo (poza kilkoma koncertami), ściana stała się projektem - legendą. Stworzona w czasach, kiedy zimna wojna mogła objawić się choćby atakiem na nasz kraj, a Królestwo Albionu miało w planach zdobycie małej wyspy gdzieś daleko (o czym jeszcze zdąży zaśpiewać na swej pierwszej płycie 'solowej' Final Cut), przemawiała swym antywojennym tonem. Tak naprawdę więcej w tej muzyce taniego patosu, niż rozsądku, a przemyślenia Rogera, kiedyś interesujące - dziś są dziwaczne i śmieszą. A w zasadzie smucą, bo słychać bardzo dobrze na The Wall, jak długą i krętą drogę w celu 'zdobycia cygara' przebył ten zespół i jak dalece oddalił się od idiomu rockowego zespołu. Ale czy PF to był kiedykolwiek rockowy zespoł tak do końca? Nagrana we Francji dla pieniędzy, ściana jest końcem legendy wspaniałego kiedyś zespołu. Zespołu, który potrafił choćby w antycznej scenerii z Pompejów nagrać kilkadziesiąt minut wielkiej Muzyki, bez pomocy latających świń i innych gadżetów. Zespołu, który po sukcesie 'ciemnej strony' wypalił się, a wewnętrzna energia przemieniła się w niekończący jad i wzajemne kłótnie między muzykami. Aby zrozumieć fenomen ściany, należy obejrzeć też film. Moim zdaniem lepiej próbę czasu wytrzymał obraz, choć trudno jest mi go oglądać w całości bez znużenia. Płyta absolutnie konieczna w dyskografii każdego fana PF oraz pozycja prawie obowiązkowa w każdej rockowej płytotece. Niemniej jednak w całości, dla mnie - oddanego fana PF, niesłuchalna i po prostu niestrawna.

Duran Duran - Greatest

Wiemy, ze Duran Duran to jeden z najlepszych zespolow na swiecie. Nawet chodzily plotki, ze Ksiezna Diana miala romans z tym co u nich spiewa. Greatest to najlepsza plyta Duran Duran bo jest to zespol produkujacy przeboje a wiec w tym przypadku najlepsze przeboje sa na plycie Greatest. Plyt ta nie nudzi sie i ma wielki ladunek agrsji i jak sie jej slucha robi sie goraco. Bardzo dobry jest bas choc nie we wszystkich utworach. Takze dobre sa efekty specjalne, czasami super ciekawe. W jednym utworze ale musicie zgadnac sami w jakim jest jak dziewczyna dyszy strasznie. To oczywiscie nawiazuje do tego romansu tego co spiewa z Ksiezna Diana. To dyszenie jest w tle i nie na kazdym systemi dobrze slychac. Ale jest bardzo podniecajace i przez cala piosenke (prawie!). W plycie tej nie podoba mi sie, w we wkladce jest inna kolejnosc piosenek niz na plycie w rzeczywistosci. Zupelnie nie mozna sie polapac, szczegolnie na poczatku. Potem jak juz sie zna Rio i inne utwory to latwo zapamietac, ktory jest po ktorym. Utworow jest bardzo duzo i to dobrze bo prawie wszystkie sa znane i na najwyzszym, swiatowym poziomie. Takze ten co spiewa ma dobry glos. Duran Duran to moj ulubiony zespol choc takze slucham muzyki ambitnej.

Tracy Chapman - Tracy Chapman

Tracy Chapman jest murzynka i to jest jej pierwsza plyta. Ona nie byla jeszcze wtedy bardzo znana. Tu przytocze jej historie bo inaczej nie wiadomo jak sluchac jej protest-songow. Ona spiewala jako dziewczyna na statkach w Poludniowej Karolinie (to jest stan w USA). Akompaniowala sobie na gitarze a pieniadze zbierala do czapki. Kiedys slyszal ja na tym statku jakis podrozny, ktory plynal po Mississippi i tak sie zachwycil, ze zapytal jak sie nazywa i gdzie sie nauczyla tak ladnie grac i spiewac. Ona mu wszystko powiedziala i wtedy okazalo sie, ze ten podrozny to jest najbardziej znany producent muzyki z Holywood i zaraz na tym statku podpisali kontrakt. Potem ona w studiu nagrala ta wlasnie pierwsza plyte o typowym tytule Tracy Chapman. Kiedys jak jej nie widzialem to myslalem, ze ona jest biala bo mnie zmylilo to niemieckie nazwisko. Ale okazuje sie, ze jest czarna i to od razu odbija sie na jej glosie, ktory jest po prostu niesamowity. Najlepsza piosenka jest o szybkim samochodzie - fast car. Brat mojej zony mi ja przetlumaczyl i slowa sa bardzo fajne choc troche niezrozumiale. Ona spiewa, ze jej chlopak ma Fast car i ze ona lubi sie z nim przejechac i jest fajnie (mysle, ze to chodzi takze o seks ale tego nie ma w slowach) potem jest druga zwrotka, ze ten chlopak ja zostawil czy cos takiego i ze ona strasznie teskni i chce by on wzial ten fast car, ktory sie caly czas przewija i zeby do niej przyjechal (mysle, ze to znowu chodzi o seks). No i potem jest trzecia zwrotka i ona jest wlasnie niezrozumiala albo brat zony mi ja zle przetlumaczyl. W tej zwrotce jest, ze ona chce, zeby on wzial ten fast car i zeby sobie przypomnial, jak to bylo kiedy oni razem, no wiecie. To jest troche niezrozumiale bo normalnie to moglaby go zaprosic zeby przyjechal, co nie? Reszta utworow jest takze bardzo dobra. Jeden z protest-songow jest o rewolucji. Gra na gitarze jest bez zarzutu jak na taka mloda dziewczyne co uczyla sie grac na statku. Okladka nie jest specjalnie dobra i malo co widac bo ona ma nawet jak na murzynke bardzo ciemna cere. Ta plyte polecam bardzo biznesmenom w dalekich podrozach samochodowych. Ta piosenka o fast car bardzo pasuje do podrozy i super relaksuje. Jest po prostu niesamowita. Bardzo lubie Tracy Chapmann i mam takze jej inna plyte pod tytulem Telling Story z dodatkowa plyta CD-bonus gratis ale to opisze kiedy indziej.

Michael Jackson - Thriller

Dziwie sie, ze do tej pory nie bylo na tej liscie najwiekszego Krola Muzyki Pop czyli Michaela Jacksona. Ale moge uzupelnic ten brak. Michael Jackson jest murzynem choc dla mlodego pokolenia moze wydawac sie, ze jest bialy. Nie chce zastanawiac sie czy jest prawda z tym o dzieciach czy nie bo wazna jest muzyka a tu jest on Krolem. Michael Jackson i jego Thriller jest to najslynniejsza plyta w historii muzyki pobila nawet Beatlesow i Rolling Stonsow. Sprzedano jej cos ze 150 mln w samych tylko Stanach Zjednoczonych co jest rekordem nie do pobicia. Poniewaz to bylo wiecej niz Elvis sprzedal w calym swoim zyciu wiec Michael Jackson dostal przydomek Krol Pop po Elvisie. W Triller najlepsza piosenka to oczywiscie Thriller. Zaczyna sie fantastycznie bo otwieraja sie drzwi i slychac przewiew i kroki. To jest taka atmosfera, ze doslownie mroz w kolanach, potem drzwi sie zamykaja z trzaskiem i zaczyna sie odlotowa muzyka w stylu takie malego murzyna w peruce co teraz zapomnialem jak sie nazywal. Ale w kazdym razie nie ma po co pisac bo przeciez kazdy zna ten teledysk z tancujacymi trupami. Jako ciekawostke moge podac, ze Michael Jackson jak krecili ten teledysk to wlozyl reka do ognia i sobie ja sparzyl. Od tego czasu co widac na kazdym jednym zdjeciu nosi rekawiczki. Jego lekarz mowi, ze od tego wypadku zaczela sie jego choroba skory, ktora spowodowala, ze jest teraz zupelnie bialy jak biali. Reszta piosenek jest takze super bo wystraczy ze sie powie, ze wszystkie byly na liscie superhit wszechczasow i to zwykle na pierwszym miejscu. Jedynie chyba jedna piosenka nie byla wydana na singlu ale zgdnijcie jaka sami bo wszystkie takie jak przeboje z Greatest Hits. Szkoda mi Michaela Jacksona bo jest on jednym z najbardziej uzdolnionych murzynow. Przypomnialo mi sie jak nazywal sie ten murzyn w peruce z grzywka - to byl James Brown. I nie myslcie, ze on jest Krolem Muzyki Pop dlatego, ze mial za zone Corke Elvisa. To byl taki zarcik.

The Rolling Stones - Beggars Banquet

Jest to 6-y studyjny album stonesów, początkujący serię 4 kolejno następujących po sobie arcydzieł (beggars banquet, let it bleed, sticky fingers, exile on the main street). Wydany w 1968 roku po przeprodukowanym "Their Satanic..." Beggars oferuje muzykę przekazaną oszczędnymi środkami wyrazu, nasyconą akustycznymi gitarami, niekiedy surową. Album otwiera wystukiwany nieśpiesznie rytm "Sympathy for the Devil" - utwór który rozkręca się jak lawina, dochodząc do "wybijanych" z furią dźwięków gitary - obłąkanej "solówki" Richardsa. Utwór przez jednych odbierany jako satanistyczny, przez innych zaś za wyraz sprzeciwu wobec zbrodni popełnianych przez ludzkość w 2 ostatnich tysiącleciach. "No expectation" - piękna, leniwa piosenka o rozstaniu, "Dear Doctor" - powiew country i niezłej zabawy, "Parachute Woman" - posępny bluesrock, "Jig Saw Puzzle" - lekka psychodelia - tu wreszcie pojawia się "zwyczajna" sekcja rytmiczna. Agresywny "Street Fighting Man" - legendarny, hymnowy "protest song", deklaracja buntu i rewolucji, z okrzykami: " the time is right for fighting in the street boy", "the time is right for a Palace Revolution". Pomijając te hasła, od których stonesi się później i tak zdystansowali jest to po prostu znakomity i bardzo ciekawie zaaranżowany utwór. "Prodigal Son" - falują pola bawełny, uśmiechnięci czarnoskórzy robotnicy na farmie na Południu, a pośród nich stonesi wycinają z przytupem pioseneczkę o powrocie syma marnotrawnego. "Stray Cat Blues" - ciężki, mroczny rocker, Factory Girl" - już nie farma, to wsiowe country z dzikiego zachodu, kilkuczęściowy "Salt of the Earth" śpiewany przez duet Mick/Keith - struktura tego utworu przypomina "Starway to Heaven", które ukazało się 3 lata później... Tyle. Płyta barwna, przemyślana i ponadczasowa - skromne aranżacje przetrwały próbę czasu, ba, przy obecnie tworzonej cyfrowo muzyce dzieło to zyskuje coraz większą wartość. Wstyd nie znać, wstyd nie mieć. Płyta została wydana w białej okładce z uwagi na to, że Decca uznała za "niestosowny" projekt Jaggera i Faithfull przedstawiający odrapany kibel . Obecnie przywrócono wersję autorską.

V/A - Reggae Africa

Jest to skladanka Greatest Hits przy czym sa tu rozni wykonawcy z Czarnej Afryki. Niektore piosenki sa po francusku czego nie lubie ale z drugiej strony dobrze, ze w Gabonie ucza sie jezykow. Lubie reggae ale mam tylko ta jedna plyte z ta muzyka bo byla bardzo tania. Najbardziej lubie oczywiscie Johna Marleya. To zreszta typowe, ze najbardziej murzyni sprawdzaja sie w muzyce. Murzyni to taki narod, ktory jest wychowany na Czarnym Ladzie czyli w Afryce. Tam normalnie lezy sie pod palma i czeka az cos spadnie. Nie trzeba pracowac. Murzyni jak wyjechali do USA to musieli pracowac na plantacjach co im nie odpowiadalo i stali sie niewolnikami. Kiedy ich uwolniono moga nareszcie robic to co lubia czyli spiewac. Z uwagi na historie murzyni nie sa wytrzymali choc moga byc bardzo silni. Teraz na olimpiadzie swietnie to wychodzi. Oni biegaja super 100m ale juz nie maraton. W maratonie nie ma w ogole murzynow. Ktos powie, ze murzyni sa dobrzy na np. 3000 metrow z przeszkodami bo tam wygralo 3 murzynow. Ale to inna sprawa. Na Czarnym Ladzie sa kraje biedy i nedzy i tam sa szczupli murzyni. I oni oczywiscie w pogoni za chlebem bardzo dobrze biegaja. Takze inne biedne kraje maja dobrych sportowcow bo sa szczupli. Czy nie widzicie co sie dzieje z pilka nozna? Do polfinalu doszli pilkarze z Iraku! Kraj spalony ogniem i mieczem gdzie nie ma co do ust wlozyc. Wszyscy szczupli. Potem Argentyna czyli najwiekszy kryzys XX wieku, jakis Paragwaj czy Ekwador co jest w zasadzie to samo no i Wlochy, takze szczupli bo na diecie z makaronem. Teraz przypomniala mi sie taka ciekawostka. Pewnie nie wiecie ale te 3 km z przeszkodami to jest tam taka przeszkoda z woda za przeszkoda. Ta woda ma w najglebszym miejscu poltora metra glebokosci! Mozna sie niezle skapac. A ci murzyni dobiegli cakiem na sucho. Mala osoba moze wpasc i woda ja nakryje. Inni murzyni z USA juz nie sa tacy prawdziwi bo maja za dobrze. Na przyklad koszykarze sa bardzo ciezcy, takie klopsiki. Waza po ponad 100 kg i jak maja wygrywac? Zawsze sie boje, ze ten kosz sie urwie jak oni sie na nim wieszaja i zamykam oczy. To moze kiedys sie bardzo niebezpiecznie skonczyc. Murzyni takze nie podnosza ciezarow bo trening jest zbyt ciezki. Ktos powie dlaczego sa dobrzy w boksie. Tez nad tym myslalem. Ale widac jasno, ze czarny bokser chce zakonczyc walke jak najszybciej by sie nie zmeczyc i tu wychodzi ich natura. Bialy bokser mysli, planuje walke i rozklada sily w czasie a czarny bokser wychodzi na ring, lutuje i idzie do naroznika a tamtego licza. Taka maja nature czego Mohamed Ali jest najlepszym przykladem. Takze murzyni nie sa dobrzy w szachy czy w warcaby bo tam trzeba duzo myslec. Oni wola spiewac i to jest ich prawdziwa natura. Stad lubie murzynskie reggea z Czarnego Ladu. Bardzo dobra plyta i pozwala sie zrelaksowach nawet jak sie jest w zlym humorze.

Ten Years After - Stonedhenge

Gdybyśmy szukali narbajdziej zakręconej( będę dosłowny)odjechanej płyty zespołu to bez wątpienia stonedhenge była by numerem 1.Po bardzo bluesowym debiucie i koncerto- klubowym -undead- jest to ich trzecia płyta ,widać że alvin i spółka bardzo ale to bardzo poszukiwali.Już samo otwarcie going to try ma tyle pomysłów ,że można by było z tego materiału nagrac niejeden utwór.Cała płyta to taki misz- masz , mieszanka bluesa,folku,boogie i typowego tenyearsafterowego 'jazziku' ,zresztą każdy z muzyków umieścił na tym albumie swój kawałek tak jak gdyby chciał określić swój charakter.Pewnie najbardziej znany z tego albumu jest utwór hear my calling wylansowany na singlu,ale najwieksze wrażenie robi 8 minutowy-no title-i jeden z najbardziej mrocznych blusiorów(sorka za język ale inaczej sie nie da ;) ) a sad song.przy nim spotkanie z 'ponurym kosiarzem ' to betka, a w ogóle gdyby zdarzyło mi sie polec w czasie katastrofy kolejowej to tylko przy dzwiekach speed kills. polecam.

Michael Jackson - Invisible

Invisible znaczy Niewidzialny. To jest ostatnia plyta Michaela Jacksona i dlatego bardzo nowoczesna. Wystepuje w 5 kolorach okladki. Ja wybralem sobie biala bo Michael Jackson zamienil sie z mlodego murzynka w bialego czlowieka przez te lata i to jest wymowny kolor. W srodku jest ladny albumik ale malo obrazkow. Na zdjeciu jest Michael w kubraczku z mnostwem zlotych guzikow (on jest miliarderem) oraz ma otwarte usta tak szeroko jak Krol Lew z filmu pod tym samym tytulem. To dobre bo Krol Lew i Krol Muzyki Pop dobrze pasuja. Plyta zawiera bardzo wiele piosenek, z ktorych kazda moze byc przebojem. Posluchajcie dobrze zamiast rozmawiac ile razy zrobil sobie przeszczep nosa i ust. Zreszta polowa tego to nieprawda bo jak moglby wciaz tak dobrze spiewac z przeszczepionymi ustami. Takze na zdjeciu ma proste wlosy ale to dzis nie problem bo inne murzynki, kobiety znaczy sie, prasuja sobie wlosy z powodzeniem. Oczy mu sie w ogole nie zmieniaja. Takze wciaz jest bardzo wysportowany. Na plycie najlepsza jest piosenka z Carlosem Santana. Ma meksykanskie smaczki bo Carlos jest meksykanczykiem. Na koncu jest bardzo fajnie bo Michael mowi: Thank You, Carlos a Carlos mowi: Thank You, Michael. Bardzo to ladnie wyszlo. Michael Jackson robi dzieciom duzo przyjemnosci i to jest ponownie na tej plycie. Slychac dzieci na podworku jak sie bawia albo jest taka scena na cmentarzu jak ktos umie dobrze fantazjowac. Tam siedza sobie 2 chlopaki i jest burza i cykaja zielone swierszczyki i slychac ognisko, ze sie pali. Oni rozmawiaja ze sie boja i ze chca do mamy i pada slowo home co oznacza po angielsku dom. Super. No i potem jeden wstaje od ogniska i idzie do domu. Super. Inna piosenka zaczyna sie jak jedno dziecko krzyczy: Mami, Mami, to jest Michael Jackson! I inny murzyn mowi: Michale Jackson? Yes, yes, Michael Jackson! To chyba dzieje sie w wesolym miasteczku. Michael chcial zrobic wesole miasteczko w Chorzowie i nawet latal helikopterem nad Chorzowem ale gornicy sie nie zgodzili. Latal takze nad Warszawa z Bracmi Kaczynskimi i oni bardzo chcieli ale on nie widzial dosc miejsca na to misteczko dopiero pod Modlinem ale to oni znowu powiedzieli, ze za daleko i nie zgodzili sie no to on sobie polecial gdzie indziej. Polacy czasami to nie umieja robic interesu. Poza tym jak by to bylo dobrze jakby Michael przylatywal w podrozy biznesowej do Polski i moze by zaspiewal by podniesc popularnosc tego wesolego miasteczka, ktore zbudowal. Ale ludzie nie maja fantazji. Piosenka z Carlosem jest inna od wszystkich i najlepsza na tej plycie. Za minus moge podac, ze ta plyta jest bardzo dluga i trudno na niej do konca wysiedziec.

Ten Years After - Stonedhenge

Stonedhenge – tajemnicza kamienna świątynia w Avebury, hrabstwo Wiltshire, w Anglii. Zbudowana (a raczej budowana w 3 i 2 wieku p.n.e) przez plemiona celtyckie zamieszkujące Anglię. Mistyczne miejsce kultu, którego przeznaczenie nie jest do końca znane. Może obserwacja zaćmień księżyca? Wyróżnia się przemyślanym rozmieszczeniem dużych głazów, ułożonych w kamienne kręgi. Niezapomnianych widoków dostarczają przedzierające się świtem przez konstrukcję promienie słońca. Rozumiem, że grupa Ten Years After chciała nazwą płyty no i zawartą na niej muzyką nawiązać do tajemniczej historii mitycznej świątyni. Czy jej się to udało? Zasadniczo tak, choć według mojej skromnej opinii za dużo tutaj niespójnych eksperymentów dźwiękowych. Wyróżniające się nagrania to „No title” (najlepszy utwór na płycie, choć nieco zmasakrowany przez reżysera dźwięku), „A sad song” (blues) no i Skoobly-Oobly-Doobob” (lekko i z kulturą).

Allman Brothers Band - live at fillmore

ale sobie wybrałem płytę. kultowa pozycja jeśli chodzi o bluesrocka lat 70,a dziś wiemy ze nie tylko. allmani to pewnie jedna z najlepszych bluesowych formacji początku lat 70(a napewno najlepsza amerykańska), a duane allman to bez wątpienia jeden z najlepszych bluesowych wioślarzy jacy chodzili po tym padole. jest to grupa ,którą studio w jakiś sposób ograniczało ,pierwsze dwa albumy były tylko bardzo dobre,natomiast ten live to po prostu -arcydzieło-.nie będę rozbierał albumu na części pierwsze,szkoda czasu.muzyka na tym lp. nie płynie ale wylewa sie z artystów i to z jakąś taką naturalnością która dla wiekszości jest tylko marzeniem.,improwizacje ani przez moment nie nużą tylko najzwyczajniej zapierają dech,człowiek ma wrażenie jak gdyby w ciągu tych 80 minut odbył lot na marsa(conajmniej) i z powrotem. czy polecam? :))))) ocena: 5 gwiazdek (pozwalalam sobie tak napisać,bo przy ostatnio opisywanej recenzji ten years after album S. wpisałem 3 gwiazdki za dzwięk ,a wyszło 5 ,nie wiem jak to się stało i jeszcze ktoś pomysli ze byłem na kwasie(myśle o bigosie)- oczywiscie ;) to pozwoli uniknąć niedomówień .)

Keith Jarrett - The Out-of-Towners

Są wykonawcy, na których nowe płyty czeka się z wyczekiwaniem, ale równolegle z 'pewną taką nieśmiałością': bo z jednej strony ulubiony muzyk wydaje długo oczekiwane nowe dzieło, ale też rodzi się pytanie, czy utrzyma oczekiwany przez nas poziom. Jarrett i jego słynne Trio spełnia zawsze na szczęście tylko ten pierwszy warunek: ich wspólne płyty to od wielu już lat pewniak i zakup bez konieczności wcześniejszego słuchania w sklepie. Tak też jest i tym razem, bo właśnie teraz ukazała się omawiana płyta The Out-of-Towners. Zapowiadana wstępnie na stronie internetowej ECM jako dwupłytowa, niestety zawiera w efekcie końcowym tylko jedną płytę. Widocznie regularnie pojawiające się nowe płyty Jarretta spowodowały lekkie przegrzanie jazzowej koniunktury i stąd taka decyzja, a nie inna. Szkoda. Po wyjęciu z pudełka pojawia się pierwsze zaskoczenie: nie jest to nowe nagranie, lecz koncert z Monachium, zarejestrowany 28. lipca 2001, a więc ponad trzy lata temu. Okazuje się, że nagminną polityką Eichera w przypadku takich artystów jak właśnie Jarrett, staje się trzymanie nagrań na półce w oczekiwaniu na moment, kiedy jego zdaniem mogą one ujrzeć światło dzienne i nie spowodują zbytniego nasycenia rynku. Nie jest to moim zdaniem specjalnie sensowne z punktu widzenia słuchacza, gdyż nagranie sprzed ponad trzech lat nie jest do końca aktualne i co za tym idzie: 'nowe'. Dowodem tego jest fakt, że choćby podwójna, fenomenalna koncertowa płyta improwizowana Always Let Me Go sprzed dwóch lat, zawiera materiał koncertowy z kwietnia 2001, a więc nagrany raptem trzy miesięce wcześniej niż Out-of-Towners, a wydany już przecież całe dwa lata temu! Muzycznie obie te płyty dzieli jednak bardzo wiele, niestety. No ale takie są preferencje wielkiego Manfreda i na to wpływu prawdopodobnie nie mają nawet szefowie samego Universalu (firma-matka): od lat wielu Eicher jest to producent - ikona we współczesnym jazzie i nie tylko jazzie: dość wspomnieć coraz ciekawszą i coraz szerszą stylistycznie tzw. Nową Serię, gdzie ukazują się nagrania bardzo ciekawych nowych artystów współczesnych oraz aktualne interpretacje uznanych dzieł 'poważnych'. Wracając do nowej płyty wielkiego Keitha muszę przyznać, że jestem nieco zaskoczony: po fenomenalnych płytach koncertowych z całkowicie improwizowanym materiałem 'freakowym' , wspomnianej wcześniejAlways Let Me Go z koncertów w Tokio oraz równie genialnej Inside Out z koncertem z Lodnynu z 2000. roku, Jarrett na dobre powrócił do stylistyki i repertuaru z szerokiego spektrum American Songbook. Płyta Out-of-Towners zawiera sześć utworów - standardów, z czego utwór otwierający set poprzedza Intro na fortepian solo oraz jedną zupełnie nową kompozycję lidera. Właśnie ten tytułowy utwór nawiązuje po części do tamtych wspaniałych płyt, a jest to przepięknie zagrany, blisko 20-sto minutowy blues, który w zasadzie stanowi najlepszą rekomendację do niezwłocznego nabycia tej płyty. Dla fanów Jarretta: no cóż, Out-of-Towners to pozycja oczywiście obowiązkowa - jak każda płyta tego wybitnego pianisty i artysty. Dla wybiórczych fanów, którzy mają w kolekcji wcześniejsze liczne płyty tria ze standardami: pozycja niekonieczna, lecz zachęcam: posłuchajcie koniecznie utworu The Out-of-Towners, bo porcja zdrowego, znakomitego bluesa jeszcze nikomu nie zaszkodziła! Dodam też, że płyta OOT jest moim zdaniem lepsza od średnio udanej, poprzedniej płyty koncertowej, Up For It. To niewątpliwie kolejny atut nowego zestawu.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.