Skocz do zawartości

1057 opinie płyty

Yundi Li - Liszt

Wspaniała płyta bez dwóch zdań. Na początku myślałem, że ten młodzieniec umie tylko czarować techniką, ale błąd, błąd! On czuję tą muzykę i czaruje emocjami. Nie ucieka się do żadnych tanich sztuczek. Nawet sam nie wiem dlaczego ta muzyka jest tak wciągająca, jaki aspekt jego gry powoduje, że wstawać się nie chce. Może tak dobrał utwory, może tak się w nie wczuł, a może wszystko naraz. Nie chce mi się dociekać. Idę słuchać jeszcze raz!

Youssou N'Dour - The Best of Youssou N'Dour

‘The Best of Youssou N’Dour’ jest plytka dziwnie pomyslana – to wyciag z 3 plyt nagranych dla Virgin w latach 1988-1990. Zatem zadne tam ‘the best’. Ale, ale... te 3 plyty wystrzelily modego wowczas Youssou na orbite okolziemska jak Sojuz Gagarina. Co moze nawet wazniejsze – sa to plyty wybitne w pelnym tego slowa znaczeniu. Trudno pisac o tej plycie krotko zatem wybaczcie. Jezeli ktos wielbi Petera Gabriela to oczywiscie zna Youssou jako milego goscia na plytch solowych Gabriela. Zwykle Youssou zawodzi w tle lub przebiera paleczkami po pustym kartonie po bananach. Ale to jest jedno oblicze Noussou. Drugie... Drugie to moze jak stoi w za duzym swetrze pod murem i spiewa swoje ‘7 sekund’ z Nenech Cherry. Black and white. Trzecie... No wlasnie, teraz bedzie bomba: ‘Noussou N’Dour to najwiekszy wokalista na swiecie!’ Wow!!! To jest cytat aczkolwiek wart przytoczenia. Youssou ma faktycznie naturalna zdolnosc spiewania i wyrazania siebie w 100% poprzez glos. To jest rzadka i warta docenienia cecha. Jest takze pierwszym wokalista z Afryki, ktory otworzyl uszy i oczy Europie i Ameryce na zasoby naturalne czarnej Afryki i tym samym otworzyl szeroko drzwi do dalszych poszukiwan na Czarnym Ladzie. A Youssou jest swietny. Dlatego warto kupic sobie ta skromna plytke o marnej okladce (grafika rodem z Commodore 64) by zostac wciagnietym. Kto lubi sluchac temu sie spodoba. No way out! Piosenki spiewane sa glownie w jezyku... no wlasnie, w jakims jezyku choc i sa kawalki po angielsku (wspaniale ‘Shaking The Tree’). Otoczenie instrumentalne folkowe aczkolwiek melodycznie i harmonicznie nic nie razi sluchacza z Europy. Wspaniale instrumenty perkusyjne, ktore wprawdzie czasami brzmia jak dawanie patyczkami po puzderkach ale jest melodyjnie. Chwilami slyszy sie tatrskie cymbaly choc to pewnie niemozliwe (z tego co wiem Tatarzy dotarli gora do Mombassy a utwory na plytce pochodza z okolic Dakkaru). Sa swietne wtrety sekcji detej co Afryka bardzo lubi no i szereg instrumentow w nazwach, ktore zapomina sie w 7 sekund zatem nie bede przytaczal. Z utworow wyroznia sie wszystko ale pozwole sobie zwrocic uwage na produkcje spolki Gabriel/N’Dour – ‘Shaking The Tree’ – moim skromnym zdaniem lepsza wersja niz ta znana nam z plyty Gabriela. Takze fantastyczne sa: Set (sztandarowy utwor Youssou) Sinebar Medina Toxiques Fenene Miyoko Bamako Fakastalu Bes Macoy Xale Rewmi Kocc Barma Wprawdzie Noussou D’Nour to nazwisko oklepane ale mimo tego nie omijajcie go. Jest wspanialy. Pure etno-folk w topowym wydaniu.

Wolfmother - Wolfmother

Aussies w natarciu! Oto Wolfmother - Kaspar Hauser hardrocka. Ktoś napisał, że brzmią tak jakby ktoś zamknął tych trzech Australijczyków w garażu w latach siedemdziesiątych i wypuścił dopiero teraz. Brzmią jak Black Sabbath, Led Zeppelin, Budgie i Deep Purple razem wzięci. Zalatuje też czasami The Cult. Wokalista - “Astbury skrzyżowany z Plantem który nasłuchal się Ozzy'ego”. Zaraz, zaraz to ile Ci goście mają lat? Nikt z Was nie wie – nic dziwnego, to ich debiut poza Antypodami. I jest to, bez dwóch zdań, debiut znakomity! Tłuste klasyczne riffy, hard rockowa estetyka i surowe brzmienie - to wszystko podlane szaleństwem i czadem. Gitara, bas, perkusja – czasem klawisze + solówka na flecie (sic!) w utworze Witchcraft. Mały skład i prosta muzyka. Kawał rasowego gitarowego grania. A że w twórczości Wolfmother nie ma nic odkrywczego? Nic to, tu rządzi CZAD! Uwaga: bardzo wysoki FTF (Foot Tapping Factor) ps KIEROWCO! Ministerstwo Transportu ostrzega - słuchanie Wolfmother podczas jazdy samochodem grozi kalectwem lub śmiercią. Przekroczysz wszelkie limity prędkości.

Peter Gabriel - So

Wiele kobiet oddaloby sie Peterowi Gabrielowi przy pierwszym podejsciu. Plyta ‘So’ chyba doskonale sie do tego przyczynila ;-) Nie wiem dlaczego ale zwykle ‘komercyjne’ plyty wielkich nowatorow sa deprecjonowane przez krytyke. ‘Let’s Dance’ Davida Bowie, ‘Party’ Iggy Popa, przyklady mozna ciagnac. W ta formule wpisuje sie i ‘So’ Petera Gabriela, ktora to plyta jest z pewnoscia najbardziej popularna na rynku choc paradoksalnie wcale nie tak bardzo pelna umizgow do sluchacza i nie tak trywialna jak niektorzy przedstawiaja. W wiekszosci skladanek Petera Gabriela typu GH polowe zestawu zajmuja piosenki z ‘So’ - fantastyczne, lepkie od seksu ‘Sledgehammer’, dynamit - podobne ‘Big Time’, gdzie zamiast ‘big belly’ slyszy sie raczej ‘big penis’ - ‘Red Rain’ – znakomity, ciemny nastroj - romantyczne i slodkie ‘Don’t Give Up’ z ukochana Kate Bush w objeciach (niezly basik) - ‘In Your Eyes’ – przejmujace i ciekawe aranzacyjnie - transowe ‘Mercy Street’ z Youssou N’Dour Plyta nie ma wielkiego planu w sobie, mega-koncepcji czy nawet jednolitosci brzmieniowej – no bo nie ma. Ale mimo to nie mozna sie oprzec jej urokowi. Po prostu zbior fantastycznych piosenek i Peter Gabriel w swietnej formie tak jako kompozytor jak i wykonawca. Nie mozna pominac solidnego zaplecza w postaci szeregu znakomitych muzykow. Levin ;-) Silna rekomendacja dla tych nielicznych, ktorzy jeszcze tej plyty nie maja.

John Mellencamp - Dance Naked

Propagujac wciaz malo popularnego w Polsce Johna Mellencampa dzis bedzie o ledwie 30 minutowej plycie z roku 1994 'Dance Naked'. John Mellencamp jest mieszanka The Rolling Stones, Toma Petty, Bruce'a Springsteena (glos!), Boba Dylans, Ry Coodera i jeszcze moze kilku panow z glownego nurtu muzyki amerykanskiej. Co by nie mowic, jest znakomitym rzemieslnikiem i czuje muzyke, ktora wykonuje. Czy 'Dance Naked' jest dobra plyta? Tak. Jest plyta, na ktorej nie ma slabego numeru a bieglosc wykonawcza jest wzorowa. Ktos pewnie sie oburzy bo muzyka jest prosta i w pewnym sensie nawet prymitywna. Ale taka ma byc i zbytnie wyrafinowanie zapsuloby to, o co chodzi - wyraz i ekspresje. Food factor na wysokim poziomie a niektore uwory odjazdowe - tytulowy czy swietny cover Morrisona - Wild Night. Dziewczyny pewnie i zatancza przy 'Dance Naked' - oby nie nago bo odwroca uwage od muzyki ;-) Doskonala plyta z folkowo-rockowego poletka z domieszka bluesowych kolorkow.

Lamb - Between Darkness and Wonder

Przyznam sie bez bicia, ze nim przesluchalem ta plyte w calosci robilem kilka podejsc i za kazdym razem nie wytrzymywalem do konca. Ten wstep nawet moglby byc cala recenzja tej plyty ale moze jestem niesprawiedliwy? Muzyka elektorniczna z krainy triphopu. Pani spiewa dosc oryginalny glosem a sample w tle sa chwilami niezle nagrane. Niezla rownowaga pomiedzy kawalkami spiewanymi a instrumentalnymi. Calosc jednak jakos sie nie klei. Nie ma tak charakterystycznego dla stylu 3H odlotu czy podrozy. Konwencja co chwile zalamuje sie i sprowadza sluchacza z powrotem do pokoju. Zastanawialem sie, dlaczego tak jest i doszedlem do wniosku, ze Lamb probowal zrobic plyte, ktora nie jest nudna. Z tego powodu manewrowal pomiedzy roznymi poletkami, podejmowal co 3 minuty nowe tematy ale.. dobil do sciany. Okazalo sie, ze zasoby, pomysly wystarczaja moze na 10 minut a potem zaczynaja sie powtorki. By jeszcze poglebic krytyczna atmosfere dodam, ze owe powtorki sa tak sugestywne, ze odnosi sie wrazenie, ze slucha sie tej plyty kolejny raz a to wciaz to samo przesluchanie. No niestety, zamiar przerosl mozliwosci. Jak na ironie, pozwolenie sobie na dluzsze obrabianie kolejnych watkow daloby chyba lepszy efekt niz silenie sie na eklektyzm. Porazka.

Springsteen Bruc - The Rising

Jaka jest ta plyta? Fantastyczna! Dla mnie najlepsza plyta Springsteena jaka znam. Amerykanie zwracaja uwage na kontekst 11/9. Pewnie slusznie. Plyta z lipca 2002 wydana przez glownego komentatora rzeczywistosci amerykanskiej zatem sila rzeczy traca tak zywy wciaz temat. I mysle, ze nie bylo w tym wiele komercji. Dla mnie jednak co innego jest wazne na tej plycie. Po wielu latach przerwy Boss odnowil wspolprace z E Street Band. Do tego dodano wybitnie pasujacego do sytuacji producenta. Pozostala sprawa glownego aktora – Bruce’a Springsteena. No i trzeba przyznac, ze okazal sie on tym razem wspanialym muzycznym mistrzem ciesielskim. Az 15 piosenek nie wydaje sie przepelnieniem a zroznicowanie materialu pozwala na sluchanie z zaciekawieniem przez wiele minut. Co wiecej – Bruce Springsteen zrezygnowal po czesci z bycia Brucem Springsteenem. Plyta jest zaskakujaco neutralna jezeli zaczynamy doszukiwac sie charaterystycznego zapaszku mistrza. Zamiast bajdurzenia jest wiele zgrabnie skrojonych kawalkow o mniej niz zwykle gladkiej powierzchni. Surowy styl pasuje do E Street Band ale rzadko ta strona zespolu byle eksponowana. Tym razem tak. Brawo dla producenta – swietna robota w studio. Na plycie roi sie od pieprznych riffow gitarowych, oryginalnego traktowania stylow muzycznych (folk, country, rock czy nawet reggae) oraz po prostu preznego grania amerykanskiej muzyki z pelnym wyczuciem zrodel. Czasami ktos, kto zmaga sie z podobnymi zalozeniami ponosi porazke – plyta wypada ociezale i brakuje pomyslow na kolejna piosenke. Tu nie. Forma muzyczna jest znakomita przez caly czas. Pelen szacunek! Bardzo polecam nawet tym, ktorzy malo znaja dokonania Bruce’a Springsteena. Bedziecie miec solidna plyte folk-rockowa na polce.

Tracy Chapman - Tracy Chapman

Debiut Tracy Chapman jest fantastyczna plyta. Otwierajac pudelko zostaje sie omamionym przez trick znany takze np. z plyt Petera Gabriela (zmakniete oczka – otwarte oczka) – buzka zasmuconego murzynskiego chlopczyka na zewnatrz a po otwarciu chlopczyk czarownie sie usmiecha. Trick poniewaz po pierwsze to nie chlopczyk a Tracy i po drugie – liczyc na tej powaznej plycie na murzynskie poczucie humoru jest powaznym bledem. Plyta jest bowiem bardzo serio i nie tylko oddaje delikatnie frustracje mlodego i pozostawionego sobie pokolenia Amerykanow w latach 80-tych ale czasami wrecz poraza dosadnoscia (spiewane a capella ‘Behind The Wall’). Calosc uklada sie na dodatek w czytelny portret Tracy. Nie wiem, czy jest to udawana frustracja czy tylko transportacje tego, co inni mysla. Niewazne. W sumie dostajemy spojny i przekonywujacy profil osoby. Tracy Chapman jak przystalo na rasowego autora piosenek wpisuje sie swietnie w kanon i blyszczy. Wiemy, ze mamy do czynienia z osobowoscia, z ciekawym glosem i z talentem. Bardzo wartosciowe ‘cos innego’ na rynku i mimo, ze jest to jak prawie zawsze dzis powtorka, odgrzany wzor na sukces to po raz kolejny nabieramy sie z oddaniem i lykamy robaczka bo smakowity. Niezagrozone 5 gwiazdek. Wiodace utwory: alez zagwozdka! Moze zamiast tego wymienic jakies slabsze? No nie ma! Nawet mamy jedno smakowite reggae!! :-)

U2 - Unforgettable Fire

Slynna i podobno dobra plyta U2 stracila chyba nieco blasku przez ostatnie ponad 20 lat. Z punktu widzenia 1984 roku sprawy nie wygladaja zle: poczatki wielkiego zespolu, poczatki starannych realizacji, wciaz jeszcze mlodzienczy glos Bono, manieryczna gitara ze slynnym transowym -pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu-pitu..., ale i kiczowata okladka, nadete teksty oraz miesznaka pewnosci siebie i kompleksow. U2 na tej plycie zblizyl sie do apogeum pierwszego etapu swej kariery i co do inwencji dotarl do sciany. Ostanim aktem bedzie arcydzielko ‘The Joshua Tree’. ‘Unfogettable Fire’ jest plyta drazaca tak naprawde w kolko ten sam motyw – brzmienie oparte na pitujacej gitarze + nieco histeryczny wokal oraz mumlajace, monodzwiekowe tlo. Ta recepta na sukces wydala sie chyba wszystkim winnym doskonala (U2 + producenci: Eno i Lanois). Niestety, z latami zestarzala sie jak ‘Dzwony Rurowe’. Plyta zawiera megahit – ‘Pride (In The Name Of Love)’ ale takze kilka godnych szybkiego zapomnienia klonow spod szyldu U2. W sumie jest niezle no bo zroznicowanie tempa, troche przyjaznych uchu melodyjek ale takze dluuuuzyzny. Nierowna.

U2 - Achtung Baby

‘Achtung Baby’ – pod tym zimnym tytulem rodem z ‘Czterech Pancernych i Pancerfaust’ kryje sie najlepsza plyta U2 – bez dwoch zdan. Kiedy juz wydawalo sie, ze zespol wyeksploatowal swe mozliwosci nagle przyszlo olsnienie. ‘A moze zagrac tak cos bardziej normalnie, tradycyjnie, pozbyc sie wlasnego brzmienia?’ Oczywiscie, do konca tak sie nie da i U2 pozostaje U2 ale odwaga zostala nagrodzona. Pewnie bylo trudno bo takie zwroty akcji sa trudne ale oplacilo sie. Widac to zreszta po ostatnich produkcjach U2, gdzie juz nie ma przywiazania do wlasnej tradycji. I chwala im za to. ‘Achtung Baby’ to zestaw silnych pozycji, wlasciwie nie ma knotow na tej plycie. Sa za to rzeczy oblednie efektowne. Ktoz sie oprze kolyszacej biodrami kobiecie z ‘Mysterious Ways’ (chyba najpelniejsza piosenka na plycie), kto sie oprze dyskretnemu urokowi ‘Live is Blindness’ czy ‘So Cruel’. No i do tego takie hiciorskie kawalki jak ‘One’ czy ‘Even Better Than The Real Thing’. Wspaniala plyta.

U2 - Pop

Wypuszaczajac na rynek 'Pop' mam wrazenie, ze U2 podwinela sie noga. Jak w przypadku 'Achtung Baby' czworka sprobowala zajac nowe obszary - tym razem techno. Sukcesu jednak nie ma. Otwierajacy utwor 'Dyskoteka' swietnie ustawia sluchacza - bedzie technicznie. Dalej jest mniej lub bardziej technicznie ale jakos nic sie nie klei. Porownujac mroczne proby Davida Bowie na tym samym terenie trzeba powiedziec, ze ten drugi potrafil lepiej wymoscic gniazdko na nowych bagniskach. U2 przegrali ale na szczescie wycofali sie. Wyobrazcie sobie Krzysia Krawczyka spiewajacego protest song o zabijaniu wielorybow. Pasuje? Albo Britney piesn o wojnie w Iraku. Podbnie zbladzili U2. Ani to skoczne i dyskotekowe ani to odkrywcze. Wydaje sie chwilami, ze to jakies sample U2 na plycie pt. 'Ibiza and Goa ambient - 1997'. Nie wyszlo panom.

Pink Floyd - The Piper at the Gates of Dawn

Zdecydowanie najlepsza płyta Pink Floyd. Jeden z najmocniejszych debiutów w historii muzyki. Album naprawdę kreatywny, nowatorski, a przy tym magiczny i powalający "poschizowanym" klimatem. Szkoda, że później zespół zaprzepaścił swój potencjał. PF bez Syda Barretta podryfował w rejony patetycznej i nudnej muzycznej papki, którą karmią się szerokie rzesze flojdfanów, jako że Gilmour i s-ka wykreowali się na twórców ambitnych dla ambitnych słuchaczy. W rzeczywistości jednak Floydzi stali się najbardziej megalomańskim produktem przemysłu muzycznego.

U2 - Zooropa

Po wspanialej 'Achtung Baby' U2 mieli miejsce na praktycznie nagranie wszystkiego. Kredyt u fanow byl wielki. Nowa plyta pod obiecujacym tytulem 'Zooropa' (cokolwiek mialoby to znaczyc) okazala sie jednak post klonem poprzedniczki czyli 'Achtung Baby'. Roznice jednak sa i to znaczne. Po pierwsze zabraklo ognia a zamiast tego jest skupienie i kontemplacja. Co za tym idzie. Zooropa' jest spokojniejsza i bardziej skupiona na sobie. Po drugie - U2 sprobowalo nie powielac brzmienia 'Achtung Baby' i na niektorych utworach slychac zapowiedzi 'Pop' - elektroniczne smazenie sampli. Nie ma jeszcze tragedii i wszystko jakos dzielnie sie komponuje ale poziomu takie wstawki nie podnosza. Dobre kawalki? Jest ich kilka. Ladnie sprzedaja sie monochromatyczny 'Numb' oraz 2 utwory o niesamowicie dlugich tytulach, ktorych nie chce mi sie przytaczac. ‘Zooropa' to nie porazka. Po wspanialej ‘Achtung Baby’ trudno jednak bylo dotrzymac kroku oczekiwaniom. Panowie Bono i spolka lekko wyluzowani.

Roger Waters - Amused to Death

ta muzyka mnie po prostu wzrusza yabba-yabba wyobraznia muzyczna yabba-yabba nikt nie kwestionuje wartosci artystycznej yabba-yabba paraliżuje doobbie-doobbie osobiste, refleksyjne teksty doobbie-doobbie klimat doobbie-doobbie dbałość o detal yabba-yabba Albo muzyka albo teatrzyk albo radio. Razem wychodzi koszmarna kaszana bo ani to sie skupic na muzyce (jakis facet caly czas pitoli przez radio w jednym kanale), ani posluchac co mowi ten facio, bo gada cicho i z pewnego oddalenia a tu caly czas piluja na gitarach, ani z tego zrobic jakas calosc bo to pies zaszczeka, to jakas burza a to komus szklanka z piwem wypadnie. Generalnie nie udaje sie mariaz gadania z muzyka. Jezeli jeszcze jakis wstepik to niech cie przelece ale gadanie przez 70 minut i to ma byc muzyka? Nie dla mnie. Jakby mizerii bylo malo to dochodzi wrecz pustynia harmoniczna. Muzycznie rozwija sie zwykle tylko jeden cienki temat a reszta milczy i pokornie slucha. Wokal jest pod zdechnietym Azorkiem (szkoda psiny no ale za duzo szczekal), patos na poziomie Empire State Building – platforma widokowa. 13-letnie pensjonarki? Tak. 14-letni poeci? Tak. No ale normalni sluchacze? Nie, tego nie daje sie sluchac! W sumie dla ludzi o stalowych nerwach i dobrej woli na poziomie Matki Teresy.

Roger Waters - The Pros And Cons Of Hitch Hiking

Mlodsza siostrzyczka 'Amused To Death' niewiele jej ustepuje. Rozmach nieco mniejszy bo plyta zaczyna sie o 5.15 a konczy o 5.55 - poranne wstawanie. 'Amused To Death' traca dluzsze obszary czasowe. Klasyczna forma jednosci czasu i miejsca (lozko) akcji ma upodobnic plyte do starogreckiego dramatu. I jest to dramat! Oczywiscie mamy pitolenie przez radio przez cale 50 minut (w tym wzgledzie plyta jest lepsza od 'Amused...' - tam pitolenie trwa 70 minut). Do tego nieszczesliwy Eric Clapton, ktory wyraznie zle sie czuje z melodia rozpisana na nuty, oczywiscie szczekaja psy, jest burza, a jakze, kawa sie gotuje a dziewczyna robi bohaterowi dobrze w lozku (czyt. przynosi mu do lozka sniadanie i gazete). Ten wrogi kobietom i pobudzajcy do walki feministki obraz jest bardzo sugestywny. Prawdopodbnie owa sugestywnosc byla celem owej plyty i prawdopodobnie mialo byc nam zal, kiedy bohaterowie wsiadaja w koncu do starego caddilaca by udac sie w podroz. Ale mi jakos robi sie tym momencie blogo. W koncu mozna wylaczyc to pitolace caly czas radio i zastrzelic psa.

Boy George - U never b2 straight

Boy George? Och, chyba nie moze byc wiekszego obciachu!! Tak powie pewnie spora grupa ludzi. Ale myla sie. Prosze, posluchajcie plyty: ‘U never b2 straight’ (warning!: this record is sexually confused). W moim prywatnym rankingu w czolowej piatce plyt wydanych w 2002 roku – to pewne. Zaczyna sie kabaretowo, potem jakis jazz, w koncu akustyczne spiewanie przy gitarze bez innych instrumentow. Atmosfera silnie unplugged choc plyta niewatpliwie studyjna. Boy George ma swietny glos choc moze nie jest to latwe do zauwazenia w piosenkach typu ‘Karma Cameleon’ czy ‘Do You Really Wants To Hurt Me?’. Jest bieglym kompozytorem co na tej plycie widac. Pisze poruszajace i poetycki teksty na poziomie Cohena, Dylana czy Paula Simona. Czyz moze byc cos lepszego? Tak! Na tej plycie zamiata na gitarze akustycznej jakis gosc. Gra tak, ze szczeka opada i powiem szczerze, ze glownie na nim koncentrowalem sie wczoraj, kiedy sluchalem tej plyty po raz kolejny. Operowanie rytmem, dynamika, wybrzmiewaniem – to jest poezja. Na wlasny uzytek nazawalem goscia Mistrzem Swiata W Grze Na Gitarze Akustycznej. Oczywiscie w wymiarze rockowym. Niemniej wrazenie powalajace. Ten czlowiek do ostatniego detalu wie co robi i to jest piekne, miodek. Pewnie podbny efekt bylby gdyby zamknac w jednej celi Gintrowskiego, Alberta i Strobela i dac im ze 3 gitary ;-) Oblawa!!!! Sluchajac wczoraj plyty rozpracowalem poslugujac sie zalaczona ksiazeczka kto zacz. Nie trzeba byc Holmesem by dojsc, ze imie Mistrza Swiata W Grze Na Gitarze Akustycznej jest John Themis. Dzis rzucilem okiem w internet i z przyjemnoscia dojrzalem, ze urok Johna Themisa udzielil sie i innym artystom, ktorzy go zaprosili do swych nagran. Oto ‘krotka’ lista: Dido Blue Stevie Wonder Emma Bunton Charlotte Kylie Minogue Sugababes George Michael Madonna Amici Lee Ryan Atomic Kitten Craige David Spice Girls Cat Stevens Will Young Gerri Halliewell Blazing Squad Sophie Ellis Bextor Lemar Samantha Mumba Girls Aloud Jamelia Darius Gerri Halliwell Shaun Escoffery Lulu Ronan Keaton Natalie Imbruglia Mary J. Blige The Appletons Five. Gabrielle Rod Stewart Boy George and Culture Club Taboo B.B. Mak Russel Watson Dolly Parton Tori Amos Ladies First M2M Victoria Beckham Louise Des'ree Emmylou Harris Cher Boyzone Fierce Eternal Jessica Garlick Dane Bowers Smoke City Bleachin Michael Kamen Elton John Andrew Lloyd Galliano Christian Dior Gary Barlow Sinead O'Connor Blondie Tanita Tikarem Mica Paris The Beloved Suggs Brian Ferry Pet Shop Boys Billie Ray Martin O.M.D. Chris De Burgh Maria Nayler Barry Manilow Malcom Mc Claren Trevor Horn Gary Kemp Holly Johnson Belinda Carslile Haddaway Simon Climie Bond Ofra Hasa Paul Young Kim Wilde Bellefire Othello Odyssey The Saint Eaters of the Dead Wings of a Dove Victoria's Secrets Nigel Kennedy The Grid Wendy and Lisa Alphaville Jason Donovan Black Marie Claire Ray Simpson .................. Wracajac do plyty Boya George'a. Mimo, ze dlugasna nie mozna sie nudzic. Na zakonczenie porywajaca wersja wymietego hitu (nirwana przez male n)Hari-Krishna, Krishna-Krishna, Hari-Hari z towarzyszeniem chorkow, zaspiewow buddyjskich oraz.. Londynskiego Choru Gospel (!). Mocna rzecz i tak porywa, ze mialem ochote zawinac sie w przescieradlo i wyjsc na ulice mojej wsi i tancowac. Ostatecznie jednak zrezygnowalem. Byla polnoc a do najblizszej chalupy z kilometr. Ale plyta porywa, wierzcie mi. Na deserek nawet mamy ukryty utworek ;-) Boy George anno domini 2002 to JEST rewelacja i 5 gwiazdek niewyjete.

Roger Waters - Amused to Death

Co prawda o gustach się nie dyskutuje, ale czytając wczesniejsze wypowiedzi mam wrażenie, ze nie tyle niektórym słoń nadepnął na uszy co krzywde sobie wyrządzili nabywająć szczątkową edukacje w podrzędnych szkołach/uczelaniach. Ciach Co do muzyki na płycie, to oczywisice zasługuje na najwyższą ocenę, jest zróżnicowana, teksty typowe dla Watersa, płyta dla ludzi inteligentnych. Motłoch nie zrozumie takich płyt (pomijając znajomosc języka), dla tlumu tłoczone sa inne produkcje. Najlepszy utwór na płycie - "Three Wishes"

Ralph Towner - Batik

Mam dwie płyty, po przesłuchaniu których zawsze przychodzi mi na myśl pytanie-tytuł obrazu Gauguina: Skąd przybywamy? Czym jesteśmy? Dokąd idziemy? Pierwsza z nich to Discipline, King Crimson a drugą i na niej chcę się dziś skupić, wymyślił i wyposażył w bardzo graficzny tytuł Batik, Ralph Towner. Obok gitarzysty legendarnego Oregonu, na płycie pojawiają się jeszcze basista Eddie Gomez i perkusista Jack DeJohnette Trzej muzycy zagrali muzykę w jakimś sensie ponadczasową, muzykę o bardzo męskim rysie, złożoną z intrygujących i niepokojących odcieni, przez chłodną, sporadycznie tylko pojawiającą się lirykę, po bardzo liczne i szalenie zdynamizowane lecz równie zimne formy muzyczne. Pięć świetnie zastawionych ze sobą fragmentów z punktem kulminacyjnym w postaci arcyciekawie wkomponowanej w ponad szesnastominutowy tytułowy utwór perkusyjnej solówki Jacka DeJohnette i stopniowym włączaniu się do gry dwóch pozostałych muzyków potęgujących i tak wysokie już, stworzone przez sam rytm napięcie. Rozładowuje je dopiero utwór ostatni ale i tak uczucie jakiegoś niepokoju w nas pozostaje. Piękna, choć trochę mroczna płyta.

Roger Waters - The Pros And Cons Of Hitch Hiking

Najlepsza płyta solowa Watersa. Muzyka zróżnicowana, tematyka "watersowska', uczta dla uszu, gitara Claptona, saksofon Sanborna miażdzy. Do słuchania raz na 2/3 miesiące, częściej może nużyć, jest to raczej jedna z tych płyt do których wraca się mając odpowiedni nastrój (podobnie jak Amused To Death). Płyta dla ludzi inteligentnych.

Pat Metheny - Secret Story

Czy słuchanie muzyki komercyjnej jest grzechem? Jeśli tak, to ja pasjami lubię sobie grzeszyć, ponieważ często potrzebuję trochę mniej złożonej muzyki, przyjemnie snującej się po wnętrzu, pozwalającej na wymyślanie różnych mało skomplikowanych historii. I wszystkie te warunki w wystarczający sposób spełnia muzyka z płyty Secret Story. Przy tej muzyce, drogi czytelniku mojej opinii możesz sobie spokojnie usiąść i pomarzyć. Pełne ciepła, lub nieco tajemniczego nastroju kompozycje na pewno zaprowadzą Cię do Twojej własnej secret story. Pat wymyślił bowiem muzykę uniwersalną, która z powodzeniem mogłaby funkcjonować również jako ścieżka dźwiękowa do niejednego scenariusza filmowego. A do sesji nagraniowej tej płyty, zaprosił muzyków nie byle jakich. Można tam znaleźć między innymi takie sławy muzyczne jak Charlie Haden, Nana Vasconcelos, Lyle Mays. Na akordeonie gra utytułowany doktoratami przez amerykańskie uczelnie Gil Goldstein. Wokalnie udziela się na płycie Mark Ledford a inicjuje ją, niezwykle brzmiący chór Cambodian Royal Palace. Całość godna polecenia jeśli oczywiście, ktoś lubi zgrzeszyć również z komercyjną stroną osobowości Pata M.

John Lennon - Imagine

John Lennon mial kompleks Paul McCartneya. Tak mozna sadzic po wkladce do plyty 'Imagine'. Wydana kilka miesiecy po 'Ram' Paula w warstwie zdjeciowej wyraznie ironizuje zapedy do zycia wiejskiego, ktore zaprezentowal Paul. Paul trzyma na swej plycie za rozki tryka zas John zrobil sobie zdjecie, na ktorym trzyma za uszka knura. W warstwie muzycznej jest jednak inczej. Duet z The Beatles rozszedl sie wybierajac rozne drogi. Paul postawil na melodie - w tym przeciez zawsze byl gigantem. John na przeslanie i emocje. 'Imagine' zawiera potezna piesn - utwor tytulowy. Do tego dochodzi jednak kilka innych silnych punktow - 'Zazdrosnik', impresyjne 'Nie chce byc zolniezem, mamo' czy obrazek kompleksow post-paulowych 'Jak mozesz spac (McCarneyu)?'. Plyta jest urocza, przyjemna w sluchaniu, urozmaicona i beatelsowska. Gora 2 utwory sa latwe do zapomnienia. Kto wie, czy nie najlepsza plyta Johna L.

Jim Lampi - Digital Dreaming

Wczoraj dotarła do mnie płyta Naim`a, Jim Lampi Project „Digital Dreaming”. Udostępniona MP3-ka (http://www.thenaimlabel.co.uk/artists/lampi_main.htm) doskonale oddaje klimat płyty. Mamy doczynienia z australijskim etno-jazz`em. To chyba najodpowiedniejsza przegródka dla płyty, choć równie dobrze,w sklepie, mogła by się znaleźć w nic nie mówiącej przegródce „Nowe Brzmienia”. Nie jest to etno-jazz jaki zaproponował na wstępie lolo (Lautari „Azaran”) ani estetyka grupy Hedingarna – które w moim odbiorze są bardziej etno niż jazz`owe :). Digital Dreaming jest bardziej popowy, okraszony sporą ilością instrumentów elektrycznych, perkusyjnych, grzechoczących oraz dętą „zabawką” aborygenów? (didgeridoo)? Dochodzi do tego od czasu do czasu wokal rdzennych mieszkańców Australii. Całość tworzy bardzo przyjemną, ciekawą, bogatą w brzmienia, pulsującą muzykę. Nie za bardzo potrafię znaleźć odpowiednik dla tej płyty. Mari Boine, ma swój własny styl, wolniejszy, jakiś taki b. uduchowiony nie można tego specjalnie porównać. Mohicans – sygnowana jako muzyka rdzennych mieszkańców ameryki, chyba szybciej choć jest zdecydowanie bardziej popowa. D.D. jest inne, takie australijskie :) Choć są kawałki bardziej popowe i bardziej eksperymentalne, zawsze spina je pewna klamra zamysłu muzycznego. Nigdy nie jest popis solisty, to nie freejazz. Zespół gra razem, bogatą akustycznie muzykę , pulsującą charakterystycznym dźwiękiem australijskiego didgeridoo. Muzykę w której dużo się dzieje, nie ma tu poetyckich wyciszeń, samotnego głosu na wietrze (M. Boine), jest rytm i klimat gorących australijskich bezkresnych otwartych przestrzeni. Jeśli podoba wam się z jednej strony M. Boine, czy Mohicans, z drugiej np.: Dead Can Dance w „Into The Labyrynt” zapewne spodoba wam się Digital Dreaming. Może trochę tu podobieństwa z klimatu P. Gabriela w „Long Way home” tylko, że u Gabriela jest na smutno, mrocznie, a u Lampiego pulsująco, gorąco, radośnie. Polecam.

Queens of the Stone Age - Songs For The Deaf

Członkowie QOTSA grali kiedyś w zespole KYUSS. Niniejsza, trzecia już płyta ich nowej grupy brzmi, jakby Kyussa ożenić z Ramones. I moim zdaniem jest to małżeństwo idealne. Dodanie punkowego pazura do ogranych do bólu hard-rockowych patentów powoduje, ze zespół grający tego typu muzykę nie wypada obciachowo w XXI wieku. Gitarowe riffy są świetne, bas wali po trzewiach, w niektórych utworach mamy jazdę na dwie perkusje. Momentami jest naprawdę porywająco. Nie przeszkadza mi nawet, ze niektore utwory brzmią niemal jak plagiat (gdybym nie wiedział czego słucham pomyślałbym, że to jakaś nowa płyta Butthole Surferfs, a to za sprawą riffu w pierwszym utworze). Nawiązania do twórczości słynnych "braci" spod znaku "one two three four" są też ewidentne i to nie przypadek - na okładce znajdziemy notkę "RIP to Joey and Dee Dee Ramone". Mamy więc raczej do czynienia z hołdem dla punkowych weteranów, będących już niestety na wymarciu. W sumie zespół ten nie jest specjalnie oryginalny, z czego nie można robic zarzutu, bo grając obecnie taką muzykę trudno czymś błysnąć. Jednak na tle wszelkiej maści Limp Bizkitów, Kornów, Linkin Parków i innych nu-metalowych boys-bandów, którymi podnieca się młodzież wpatrzona w Vive i MTV, QOTSA zdecydowanie się wyróżnia. A "Songs For The Deaf" to chyba najlepsza mainstreamowa płyta z ciężkim rockiem, jaka ukazała się w 2002 roku. Jest to zarazem moja ulubiona płyta Księżniczek, choć nie twierdzę, że dwie poprzednie były gorsze, po prostu mniej mi się spodobały.

Oasis - Don't Believe the Truth

Czapki z glow! Teraz serio bo czasami sobie zartujemy. Ladies and Gentlemen. Oasis! ‘Don't Believe the Truth’ z roku 2005 jest jak na razie ostatnia plyta Oasis. Plyta przeswietna. Zespol prowadzony silna reka przez Noela Gallaghera i w permanantej opozycji do ‘zalozyciela’ zespolu, Liama Gallaghera – spiewajacego brata - mial fantastyczny start w roku 1994 a potem bylo juz prawie zawsze dobrze. Tytulem wstepu (dlugiego) trzeba napisac, ze Oasis nie da sie dobrze zjesc bez choc minimalnej znajmosci historii brytyjskiej muzyki gitarowej. Ba, pewnie nawet dobrze jest siegnac nieco glebiej. Na przyklad do twierdzenia, ze brytyjski folk to przerobiona na muzyke dawna tradycja czytania w pubach wierszykow pisanych przez amatorow jako komentarzy do aktualnych wydarzen we wsi czy w swiecie. Wracajac jednak do gitar – Sex Pistols, The Smiths, Clash, Jam, Everything But The Girl, w pewnym sensie takze Blur czy Radiohead jako przeciwwaga – to jest wazny kontekst piosenek Oasis – zespolu wyciagnietego z robotniczych dzielnic angielskiego odpowiednika Myslowitz ;-) Ale oczywiscie jest i inny kontekst – The Beatles! Krytycy pisza czesto o obsesji Oasis na punkcie The Beatles. Pewnie maja racje. Ale ja zastanawiam sie, czy po prostu dobra piosenka gitarowa nie zabrzmi zawsze jak klon The Beatles? W pewnym sensie nie moge sobie wyobrazic, by The Beatles zagrali jak Oasis choc odwrotna implikacja jest sensowna. The Beatles byli zawsze nieco sowizdrzalscy, niepowazni i muzycznie blaznujacy. Oasis sa zawsze totalnie skupieni, nawet kiedy ironizuja. Na czym polega fenomen Oasis? Z pozoru wydaje sie, ze kazdy tak moze ale jednak nie. Diabel jak zwykle tkwi w szczegolach. Oasis graja w perfekcyjnym wywazeniu wszystkich elementow muzyki gitarowej, maja to ‘cos’ :-) Piosenki maja fantastyczne melodie, czesto pojedyncze nutki sa okrzyzykowane lub obemolowane co nadaje im niezwyklego uroku (przepatrzcie nutki do ‘Michaelle’ The Beatles w ramach cwiczenia). Do tego brzmienie intrumentow, uderzenia w struny, harmonia, proporcje, struktura piosenek – to wszystko jest tak subtelnie utrzymane w stylu, ze nic tylko suchac i delektowac sie tak finzyjnie podanym daniem. Nie, piosenki Oasis nie sa wyrafinowane w sensie intelektualnym a ich subtelna uroda jest ukryta pod surowym i czesto niezbyt pieknym ubraniem. Ale jakze wciagaja! No i wokal, nieco lennonowski. Oasis nie probuje zenic muzyki gitarowej z elektronika czy nowymi brzmieniami. Sprobowal na plycie ‘Standing On The Shoulder Of Giants’ i poniosl porazke. Niezbyt wielka bo i wplywy elektroniczne byly znikome ale jednak. Doswiadczenia U2, Davida Bowie czy innych wielkich pokazuja, ze laczenie brzmienia gitarowego z elektronika czy techno sa bardzo ciezkostrawne. Stad powrot do korzeni na plycie ‘Don't Believe the Truth’ jest mile witany. Co o samej plycie? Nagrana w czesci w technice quasi-monofonicznej nie jest audiofilskim fajerwerkiem. Jezeli czyms sie zachwycac to raczej ogolnym wrazeniem spasowania poszczegolnych elementow muzycznych niz analizowaniem detali. Zreszta taka jest filozofia Oasis – synteza tego co znamy. Synteza efektowna w swej prostocie i w ten wlasnie sposob wyrafinowana. Piekny balans tonalny. Wezmy taki utwor jak ‘The Importance of Being Idle’. Zaczyna sie werblem jak pod Grobem Nieznanego Zolnierza lub jak z hiszpanskiego flamenco. Potem zachwycajaca melodia i banalny tekst przywodzacy na mysl ‘I’m Only Sleeping’ z plyty TB pt. ‘Revolver’. To tego piekne w swej prostocie solo gitarowe i dzwieki wyciagniete z innego dokonania The Beatles: ‘Being For The Benefit Of Mr. Kite’ z ‘Stg. Peper....’. Uroda piosenki jest niezwykla. Sila wyrazu wybitna. Bylbym gotowy lezec krzyzem przez 10 minut dziennie przez rok gdyby to zaowocowalo choc jedna podobnie znakomita piosenka rodem znad Wisly. Niestety, zamiast tego na listach mamy grafomanstwo w postaci ‘kazde pokolenie odchodzi w cien a nasze nie’ czy ‘jesli jest ci zle – wezwij mnie’. Och, ciezkie jest czasami zycie sluchacza! Sa na rynku muzycznym diamenty. Oasis jest jednym z nich, i to diamentem wielkosci gruszki. Jezeli lubicie prosty rock, ktory bierze to kupcie sobie ‘Don't Believe the Truth’. Nic lepszego od Oasis nie zdarzylo sie w ostatnich latach na tym polu w muzyce.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.