O muzyce:
Mocno zawiedziony poprzednim "dziełem" Kanadyjczyka nabyłem w promocji za kolejne 9.99 nowy CD ' Greendale". To, co najbardziej lubimy kupując nowe płyty artystów takich, jak Neil Young, to niezmienność. Szczególnie w przypadku Younga jest to ważne, gdyż ten gość powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia i stał się żywą ikoną rocka.
Na szczęście jest jeszcze w nim rockowa iskra, a razem z chłopakami z Szalonego Konia potrafią jeszcze przyłoić, aż miło.
Greendale - tak nazywa się wymyślona przez NY miejscowość gdzieś na amerykańskiej prowincji. Oczami wyobraźni widzimy skrzyżowanie Przystanku Alaska z Twin Peaks - małe, ciasne miasteczko ze swymi radościami i troskami, małymi i większymi problemami...A nade wszystko mieszkańcami i ich wzajemnymi stosunkami - o tych sprawach traktuje właśnie ostatnie jak dotąd dzieło Neila Younga.
Pomaga nam w tym bardzo ciekawie zrobiony booklet w formie opowieści o Greendale, na pożółkłym papierze możemy poczytać sobie o poszczególnych utworach - opowieściach z życia amerykańskiej prowincji gdzieś daleko.
Bardzo ciekawa to koncepcja, tym bardziej że nikt nie zna tego życia lepiej od starego wygi, który z niejednego pieca jadł chleb.
A jaka jest muzyka? Mogłaby spokojnie powstać 30-ci lat temu i jest to w tym momencie komplement: NY nie zaskakuje, ale robi konsekwentnie swoje. Crazy Horse dopieprza w tle jak trza, a całość brzmi dużo, dużo lepiej niż wypadek przy pracy: Are You Passionate?
Kupujmy i słuchajmy Neila Younga, bo takich postaci w muzyce jest już coraz mniej, niestety. Dylan, Young, Waits, Otis Taylor, Ben Harper - kto jeszcze opowiada nam prawdziwe amerykańskie historie w ten sposób?
O dźwięku:
Co można napisać o dźwięku, który brzmi jak nagrywany 30-ci lat temu? Że jest dobry? Że przejrzysty albo naturalny? A może, że bas jest suchy i dobrze kontrolowany?
Dajmy spokój z tym audiofilskim nadęciem, bo do rocka ono niepasuje i słuchajmy dobrej, rzetelnej rockowej muzy! Po prostu.