O muzyce:
Widzę nazwe zespołu ,a przy nim brak recenzji .Dlaczego by nie. Przepraszam będzie trochę prywaty.
Muszę zacząć od tego, że zespół ten spowodował moje zainteresowanie muzyką na poważnie.Pierwsza płyta jaką dostałem to właśnie grupa Queen.W latach 80 bardzo kibicowałem Frediemu i spółce.Tak było do 91r. Potem zaczął się koszmar,to co było naprawdę niezłe stało się mordęgą.Queen 100razy na dzień w wersji disco .havy itp.Odpuściłem na kilka lat, a dziś wracam do ich płyt 1 albo 2 razy do roku ,ale właśni płyta Queen II powoduje u mnie ten dreszcz muzycznej radochy.Dlaczego,wydaje mi się ze jest to najwybitniejsze osiągnięcie grupy .tak wiem potem była noc... i dzień.... płyty które zapisały zespół w histori muzyki,jednak na nich grupa szła już w innym kierunku.Mamy tutaj piękny wstęp procession przechodzący w rockowy father to son,następnie ballade white queen (najpiękniejszą nawet ta z nismiertelnego się chowa)a dalej m.in. orge battale prawie jak u.heep ,loser in the day z początku może kojarzyć się z zeppelinami , przy marszu czarnej królowej wiemy co nas będzie czekać w 1975r. Na zakończenie seven seas of rhye kawałek który sumował na składakach pierwsze dwie płyty, całość nie podzielona przerwami zachowuje forme suity.Polecam.
[Dodam tylko że tekst miał iść 7 dni temu,ale komputer miał inne zdanie.]
O dźwięku:
Płyta trzyma poziom swoich rówieśniczek,ale do szczytowych osiągnięć realizacji grupy nie należy.Pózniej było dużo, dużo lepiej, chociaż by jazz ,która brzmi o niebo lepiej.