O muzyce:
Każdy, kto twierdzi, że współczesna muzyka elektroniczna to bezduszna rąbanka wyprana z emocji, niech koniecznie sięgnie po ten album. Third Eye Foundation, czyli właściwie jednoosobowy projekt brytyjczyka Matta Elliotta jest bowiem zaprzeczeniem takiego stereotypu.
Jego trzecia płyta pod szyldem TEF - "Little Lost Soul" zawiera bardzo oryginalną muzykę, którą można by nazwać "melancholijnym drum'n'bassem" lub, jak kto woli - "trip-hopem metafizycznym" ;-)
Na usta cisną sie jeszcze inne wymyślne określenia i fajna to w sumie zabawa, z tym że tak naprawdę żadne z nich nie opisuje dokładnie dźwięków z tego krążka, gdyż zwyczajnie wymyka sie on wszelkim tego typu "etykietkowaniom".
Muzyka z "Little Lost Soul" oparta jest na drum'n'bassowych, czy nawet momentami drill'n'bassowych rozwiązaniach rytmicznych i brzmieniowych, zapożyczonych z twórczości Aphex Twina, Squarepushera czy innych artystów spod szyldu WARP (czołowej wytwórni lat 90. specjalizującej się w progresywnej elektronice, jakby kto nie wiedział).
Ale to chyba jedyna wspólna cecha z ww. artystami. Klimat tego albumu wywołuje bowiem skojarzenia raczej z "dołerskim" trip-hopem, a bardziej nawet - z estetyką 4AD (Dead Can Dance, Cocteau Twins) czy dokonaniami legendarnych Swans. Zresztą wystarczy rzut oka na wysmakowaną oprawę graficzną płyty TEF - pod tym względem również przypomina ona właśnie wydawnictwa z 4AD.
Posunę się jednak w tych porównaniach jeszcze dalej - Third Eye Foundation jawi mi się jako odpowiedź z obozu współczesnych twórców elektroniki na dokonania takich kompozytorów jak Arvo Part czy Henryk M. Górecki. Jasne, że muzyka z opisywanej tu płyty ma rodowód bardziej "uliczny", więc niniejszym przepraszam urażonych miłośnikow "klasyki" za to niestosowne porównanie ;-)
Może te skojarzenia wywołują wsamplowane (?... chyba;) znakomite kobiece wokalizy przypominające prawosławne zaśpiewy. Poza tym mimo technicznego bitu i nowoczesnych brzmień muzyka z "Little Lost Soul" przenosi nas raczej w mroki średniowiecznych katedr, a nie na żadne tam techno-dancefloory. To płyta melancholijna, wyciszona, medytacyjna. Po prostu piękna. I pełna emocji.
Dodam tylko na zakończenie, że w wielu podsumowaniach (oczywiście raczej w magazynach zajmujących się tego typu muzyką) "Little Lost Soul" zostało uznane płytą roku 2000.
O dźwięku:
Dźwięk jest moim zdaniem bardzo dobry.
Bit jest dosyć "tłusty", niczym w trip-hopie.
Płyta generalnie brzmi dość miękko i ciepło (jak na produkcję bazującą na brzmieniach elektronicznych, choć dodam gwoli ścisłości, że mamy tu też akustyczne gitary)
Ale prawdziwy cymes to przestrzeń - może ogólnie niespecjalnie się wyróżnia, ale za to można w niej wyłowić smaczki niemal jak na znanym zapewne forumowiczom watersowym gniocie "Amused to death".
I tak np. w pewnym momencie 4. utworu jakieś dźwięki szepczą nam zza lewego uszka. Nie ma tu co prawda tego typu bajerów zbyt wiele -
i dobrze, bo muzyka z tej płyty nie ma nic wspólnego z efekciarskim badziewiem.