Skocz do zawartości
IGNORED

Prestiż z Prestige Records i kamienie milowe z Milestone Records


Chicago

Rekomendowane odpowiedzi

Zarówno jedna jak i druga wytwórnia to wylęgarnia przewspaniałej muzyki. Obydwie pochodzą z Nowego Jorku i są niebagatelnym dokumentem historii muzyki jazzowej, choć i bluesa tam nie brakuje, szczególnie w Milestone Records. Prestige założył Bob Weinstock w 1949 roku i firma ta słynie z tysięcy fantastycznych płyt, w których kluczową i tak jakby założycielską rolę pełniły wczesne nagrania Milesa Davisa, Johna Coltrane, Sonny Rollinsa, Monka, Gene Ammonsa... i oczywiście wielu innych wielkich mistrzów jazzu.

 

Milestones Records powstała natomiast trzynaście lat póżniej - w 1966 roku i została założona przez słynnego producenta Orrinna Keepnewsa oraz pianistę i aranżera Dicka Katza. Tutaj, w początkowej fazie podstawową rolę odgrywały odkopane rzeczy nowoorleańskie, aby zaraz po nich przejść do wydania 'kamieni milowych' Joe Hendersona, McCoy Tynera, Jacka DeJohnette, Lee Konitza, Rona Cartera, Flory Purim, ale również i Monka czy też Sonny Rollinsa.

 

A więc dwie historyczne wytwórnie i ich nagrania - co najlepsze, co dobre, co średnie i co słabe. Chwalcie się co macie, co znacie i co według Was najważniejsze, co średnie, a co można pominąć.

Parker's Mood

Album Joe Hendersona 'Multiple' z początku dekady lat siedemdziesiątych uchodzi za jeden z najlepszych tego okresu - jak wiemy, Joe Henderson miał też w swojej karierze epizod z BS&T i powiedziałbym, że nagrania z 'Multiple' ukazują w jakiś delikatny sposób piętno odciśnięte tego zespołu na tego wielkiego saksofonistę, ale też i jak najbardziej na wielu innych jazzowych muzyków najwyższej próby, którzy zapragnęli grać fusion czy też jazz rock jak ktoś woli. Ale dodałbym też, że np. w słynnym utworze 'Bwaata' autorstwa Jacka DeJohnette, można usłyszeć inspiracje innej słynnej grupy lat siedemdziesiątych, a mianowicie The Crusaders - mnie kojarzy się ewidentnie z Crusadersami. Te skojarzenia z BS&T też nie biorą się z przypadku, ponieważ jakby nie spojrzeć, to album 'Multiple' został zrealizowany jakoś tak zaraz po odejściu Hendersona z tej wspaniałej jazzrockowej grupy, zresztą zaangażowanie keyboardzisty Larry Willisa do nagrań też ma swoją wymowę ( działali razem w BS&T). Jak dodamy do tych fusionowo-modalnych historii na płytce sekcję rytmiczną w postaci Jacka DeJohnette i Davida Hollanda, czyli dwóch gigantów poruszających z zupełną swobodą po obszarach fusionowych, to obraz muzyczny tak jakby buduje się samoistnie. Ciekawostką będzie też malutki udział (tylko w w pierwszej kompozycji 'Tress-Cun -Deo-La') słynnego Jamesa 'Blood' Ulmera, który w 1973 roku nie występował jeszcze jako 'Blood'. Płyta z każdej strony ciekawa, lekka w swojej oprawie gatunkowej i słucha się tego z wielką przyjemnością - przynajmniej mnie, a słucham tej płytki od kilku dni przerywając te sesje innymi ciakawymi wydarzeniami jazzowymi z dekady lat siedemdzesiątych.

Świetna rzecz!

 

R-1617536-1515959039-6122.jpeg.jpg

Parker's Mood

No dobrze,sam tego chciałeś.Charles Mingus na winylu,z epoki.Tytuł "Reincarnation of a Lovebird".Nagranie z 1970r. w wydanie z 1973r.Na kopercie napis First American Release.Na cudownie pachnącej naftaliną kopercie zdjęcie Charlesa w dużym zbliżeniu ( nie ma to jak okładki winyli !).W składzie oprócz lidera E.Preston trąbka,Ch.McPherson sax.,B.Jones sax.,J Byard piano i D.Richmond perk.Album zawiera dwie płyty.Na pierwszej utwór tytułowy,I Left My Heart in San Francisco,Blue Bird,Pithecanthropus Erectus,Peggy's Blue Skylight oraz Love is a Dangerous Necessity.

 

Wydanie oczywiście na Prestige.

'Reincarnation of Love Bird' nie jest płytą nagraną dla Presige, ale tak czy siak jest to super płytka, jak i wszystkie dla Candid, a jest ich trzy. Przynajmniej ja nie znam więcej.

Dla mnie jest to szczególna płyta, ponieważ jest jedną z nielicznych gdzie pojawił się Paul Bley. Oprócz 'Reincarnantion of Love Bird' można ich usłyszeć wspólnie na 'Mingus Revisited' lub 'Pre-Bird', które de facto są tymi samymi płytami. Jak wiemy, na swoje pierwsze nagranie Paul Bley zaprosił Mingusa, i 'rewizyta' była tzw. gestem wdzięczności w stosunku do Paula Bleya. Pisałem już o tym kiedyś, ale chyba nie w swoim wątku.

 

Oczywiście chodzi o 'Reincarnation of a Lovebird' - pisałem z pamięci i jakoś tak mi się niepoprawnie ułożyło.

Parker's Mood

Album Joe Hendersona 'Multiple' z początku dekady lat siedemdziesiątych uchodzi za jeden z najlepszych tego okresu - jak wiemy, Joe Henderson miał też w swojej karierze epizod z BS&T i powiedziałbym, że nagrania z 'Multiple' ukazują w jakiś delikatny sposób piętno odciśnięte tego zespołu na tego wielkiego saksofonistę, ale też i jak najbardziej na wielu innych jazzowych muzyków najwyższej próby, którzy zapragnęli grać fusion czy też jazz rock jak ktoś woli. Ale dodałbym też, że np. w słynnym utworze 'Bwaata' autorstwa Jacka DeJohnette, można usłyszeć inspiracje innej słynnej grupy lat siedemdziesiątych, a mianowicie The Crusaders - mnie kojarzy się ewidentnie z Crusadersami. Te skojarzenia z BS&T też nie biorą się z przypadku, ponieważ jakby nie spojrzeć, to album 'Multiple' został zrealizowany jakoś tak zaraz po odejściu Hendersona z tej wspaniałej jazzrockowej grupy, zresztą zaangażowanie keyboardzisty Larry Willisa do nagrań też ma swoją wymowę ( działali razem w BS&T). Jak dodamy do tych fusionowo-modalnych historii na płytce sekcję rytmiczną w postaci Jacka DeJohnette i Davida Hollanda, czyli dwóch gigantów poruszających z zupełną swobodą po obszarach fusionowych, to obraz muzyczny tak jakby buduje się samoistnie. Ciekawostką będzie też malutki udział (tylko w w pierwszej kompozycji 'Tress-Cun -Deo-La') słynnego Jamesa 'Blood' Ulmera, który w 1973 roku nie występował jeszcze jako 'Blood'. Płyta z każdej strony ciekawa, lekka w swojej oprawie gatunkowej i słucha się tego z wielką przyjemnością - przynajmniej mnie, a słucham tej płytki od kilku dni przerywając te sesje innymi ciakawymi wydarzeniami jazzowymi z dekady lat siedemdzesiątych.

Świetna rzecz!

 

R-1617536-1515959039-6122.jpeg.jpg

Cześć, Chicago! Nie znałem tej płyty i jak zawsze - dobra rekomendacja! Słucham. Pozdrawiam sprzed lat ;)

Miło usłyszeć Twój głos SzuB - tęsknię za starymi dobrymi czasami na Forum i za Wami, moi kochani. Również serdecznie pozdrawiam.

Parker's Mood

Dexter Gordon At Montreux With Junior Mance.Nagranie z czerwca 1970r. W sekcji M. Rivera bas i O.Jackson perk.

Tym razem na CD.Wydanie z 1987r.

 

Miało być jeszcze Milestone ?Proszę bardzo.Thelonious Monk "April In Paris/Live" Winyl z 1981r. z europejskiej tury z 1961r.

 

I jeszcze coś z kamieni milowych.Joe Henderson "In Pursuit of Blakness " oryginalny winyl z 1971r.Nagrania z 70i 71 r.

Rzucam na szalę kolejne dwie perły winylowe z epoki.John Coltrane "The Stardust Session.Dwupłytowe wydawnictwo z 1975r.

Oraz "The Believer " J.Coltrane,na kopercie napis 1964r (nr. 7292)..Obie oczywiście z Prestige .

Red Garland Quintet wszystkie 4 płyty w składzie z młodym Byrdem oraz Tranem.

 

All morning Long

High Pressure

Soul Junction

Dig it

 

plus oczywiście RVG

Jimmy Forrest - legendarny tenorzysta, który był u samego żródła. Na samym początku dekady bebopu znalazł się w Kansas City, gdzie dołączył do orkiestry

Jaya McShana, w której to siedział w sekcji saksofonów zaraz obok Charlie Parkera. Póżniej przemieszczał się pomiędzy Nowym Jorkiem i rodzinnym St.Louis.

Był twórcą i autorem słynnego hitu rhythmandbluesowego 'Night Train'. Miles z nim grał i jest z jednego spotkania płyta wydana przez Prestige - Miles Davis / Jimmy Forrest 'Our Delight' - płyta nagrana podczas wspólnego występu live w St.Louis w 1952 roku w knajpie The Barrel. Nagranie historyczne, niestety w słabej jakości, ale powiedziałbym, że warte poznania, choćby z obowiązku kronikarskiego.

 

Rok 1960 i 1961, to dla Prestige cztery płyty Jimmy Forresta z tym, że tylko pierwsza pochodzi z 1960, pozostałe trzy z 1961.

 

'Forrest Fire' - 9 sierpień1960, Studio RVG - na pokładzie Larry Young na Hammondzie, Thorner Schwartz na gitarze i Jimmie Smith na perkusji.

'Out of The Forrest' - 18 kwiecień 1961, Studio RVG - Joe Zawinul: piano, Tommy Potter: bas, Clarence Johnston: perkusja

'Sit Down & Relax With Jimmy Forrest' - 1 wrzesień 1961, Studio RVG - Calvin Newborn: gitara, Tommy Potter: bas, Hugh Lawson: piano, Clarendon Johnston: perkusja

'Most Much' - 19 pażdziernik 1961, Studio RVG - Hugh Lawson: piano, Tommy Potter: bas, Clarendon Johnston: perkusja, Ray Baretto: conga

 

Dołączam jeszcze 'Soul Battle' z 9 września 1960 roku i jest to wspólne dzieło bez podkreślenia lidera - trzech tenorzystów, z których jednak Oliver Nelson jest wymieniony na płytce jako pierwszy, następnie King Curtis i jako trzeci Jimmy Forrest. W sekcji George Duvivier na basie i Roy Haynes na perkusji oraz na pianie Gene Casey.

 

No i jest jeszcze 'Tough Duff' Jacka McDuffa z 12 lipca 1960, którą to płytkę kupiłem dosłownie kilka dni temu - mamy tutaj na pokładzie Jimmiego Forresta, Lema Winchestera na wibrafonie Billa Elliota na prekusji. Lider oczywiście zasuwa na organach!

 

R-403834-1297541001.jpeg.jpgR-4828143-1376762675-8770.jpeg.jpgR-3289759-1330826659.jpeg.jpgR-6667611-1424213069-2597.jpeg.jpgR-3078128-1435195377-1380.jpeg.jpgR-4478117-1404550023-3599.jpeg.jpgR-2132130-1367587313-6406.jpeg.jpg

Parker's Mood

Jazzowe konklawe czyli "Tenor Conclave" cztery rury i sekcja.Te rury to H.Mobley,Al Cohn,J.Coltrane i Z.Sims a sekcja to R.Garland,P.Chambers i A.Taylor.Nagranie dla Prestige z 1956r. a wydane na CD w 1990r.

Takie konklawe mogły by się odbywać codziennie.

nazwiska doprawdy wielkie...i niestety tego dnia kombo nie zagrało.

w/w sesja jest dostateczna.

Wszystkim dużo brakuje do najlepszych płyt.

Jestem odmiennego zdania ale to oczywiście rzecz indywidualna.Jednak jesteś chyba odosobniony w swojej opinii bo np. w allmusic płyta ma 4 i 5 gwiazdek.

Wielkie indywidualności razem nie zawsze spowodują, że będzie 'czad i feel', ale zawsze będzie wszystko zagrane z pełną profeską i absolutnie zawodowo. Też uważam, że 'Tenor Conclave' jest bardzo dobrą płytą i wartą wyróżnienia. Skąd u Ciebie Dominiku taka słaba ocena tego, jakby nie było, słynnego i wysoko ocenianego praktycznie przez wszystkich albumu, włącznie z muzykami jazzowymi z pierwszej ligi? Co ci tam nie pasuje? Może po prostu Ci się nie podoba ta płytka z jakiegoś sobie tylko zanego powodu?

Parker's Mood

Na płytach cd w Polsce parę (paręnaście?) te płyty były dostępne z dystrybucji niemieckiego ZYX-a i oczywiście oprócz Prestige i Milestone było tam jeszcze kilka innych, więc mi to się trochę posklejało. Ale tak na szybko to mam dwa boxy szczególnie dla mnie cenne, niby kompletnie różna muzyka:

- Complete Prestige/Bluesville Recordings - Lightnin' Hopkins

- Complete Prestige Recordings - Eric Dolphy.

 

A z pojedynczych płyt szczególnym sentymentem darzę chyba:

- Saxophone Collosus Sonny Rollinsa

- Steamin' Davisa

- Two for the Road Herba Ellisa i Joe Passa (oryginalnie Pablo Records, więc trochę OT, sorry) :)

Elementarna empatia: nie mów drugiemu, że urządzenie, które ma dopiero tydzień, jest kiepskie.

No to jeszcze dwa prestiże z Rayem Draperem w roli głównej. Płyty tego 'zapomnianego' tubisty jazzowego są rozchwytywane w mgnieniu oka, a to dlatego, że po pierwsze są to bardzo dobre płyty, a po drugie nie ma ich za dużo na rynku. Po trzecie, Ray Draper żył krótko, mniej więcej tyle samo co John Coltrane i chyba nie wystarczyło mu czasu na jazz, bo część swojego krótkiego życia spędził w więzieniu, oczywiście za dragi będąc mocno uzależnionym od heroiny, więc i nagrań nie ma dużo, a szkoda, bo był to talent niebagatelny i wyjątkowy. To właśnie między innymi z Tranem pochodzi jedna z jego dwóch płyt dla Prestige, którą Ray Draper zrealizował 20 grudnia 1957 roku, jak zwykle w studio RVG. Ciekawostką niech będzie fakt, że nagrania dla Prestige realizował Ray mając niespełna siedemnaście lat, co tylko musi świadczyć o jego wielkim talencie, tym bardziej, że w zespole firmowanym jego nazwiskiem znalazły się takie wielkie figury jak właśnie John Coltrane czy też Mal Waldron, albo Jackie McLean. Warto też dodać, że Ray Draper był też między innymi pionierem jazzrockowych klimatów soulowo-funkowych i stworzył formację, która z powodzeniem koncertowała tuż obok takich formacji jak Chicago, Jethro Tull lub samego Jimi Hendrixa. Grupa ta nosiła nazwę Red Beans & Rice i była skonfigurowana jako kwintet. Niestety, nie ma ich jedynej płyty wydanej na cd, ale jest za to dostępna na winylu i fani tego formatu spokojnie mogą się w nią zaopatrzyć, tym bardziej, że kosztuje przysłowiowe grosze.

 

Z tych nieszczęść Drapera, największym będzie to, że jak już uporał się z heroiną i był czysty jak łza i zaczął ponownie myśleć o muzyce, komponowaniu i nagrywaniu, to pech chciał, że wychodząc z banku w 1982 roku został zaczepiony przez młodych gangoli ulicznych i w efekcie dając im jakiś szmal i tak został przez jednego z gnojków zastrzelony z zimną krwią. Ten młodociany bandyta, który zastrzelił Raya Drapera miał wtedy trzynaście lat.

 

Tak więc Ray Draper i jego dwa piękne i chyba tak jakby trochę zapomniane prestiże z Prestige Records:

 

'Tuba Sounds' - 15 marzec 1957, RVG Studio - Ray Draper: tuba, Webster Young: trąbka, Jackie McLean: alt, Mal Waldron: piano, Spanky DeBrest: bas, Ben Dixon: perkusja

'The Ray Draper Quintet' - 20-ty grudzień 1957, RVG Studio - Ray Draper: tuba, John Coltrane: tenor, Gil Coggins: piano, Spanky DeBrest: bas, Larry Ritchie: perkusja

 

R-3075925-1314563914.jpeg.jpgR-6229419-1433110750-3648.jpeg.jpg

 

A tu jako ciekawostka, cały i jedyny album Red Beans & Rice, który ukazał się nakładem wytwórni Epic.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

To garść prestiżowych Monków.Dwie płyty z serii RVG Remasters czyli po obróbce Rudy'ego.Pierwsza z 2007r. a nagrania z lat 50 ,T.Monk Trio.W składzie lider,G.Mapp bas ,P.Heath bas,A.Blakey perk. i M. Roach perk.

Druga płyta z 2006r. nagrania też z lat 50, to T.Monk/S.Rollins.Skład to lider,S.Rollins,J.Watkins ,T.Potter,P.Heath,A.Taylor,A.Blakey i W.Jones.

Obie na CD.

 

I coś z epoki kamienia.Trio R.Carter/H.Hancock/T.Williams "Third Plane".CD z 1992r.a nagranie z 1977r.

Pierwsze wydania japońskie z połowy lat 80tych... Płyta Kenny Dorham'a jest świetna.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Wieza STEREO Technics :)

Brat Jack McDuff Live - dwa sety na żywo z 5 czerwca 1963 i 3 pażdziernika 1963 na jednej płycie. Pierwszy set został zrealizowany w Newark, New Jersey, w miejscu zwanym Front Room, natomiast drugi na warsztatach jazzowych w San Francisco. Te dwie 'orgie' live są tak gorące, że nie trzeba być specjalnym fanem jazzu, aby je pokochać. Potężna dawka energii i takiego grania, że buty same chodzą. No i oczywiście George Benson na pokładzie, którego ton w tym okresie dopiero się kształtował, choć sprawne ucho i studiujący Bensona mogą go od razy wychwicić. Co do potencjału jakim już wtedy Benson dysponował, to nie ma żadnych wątpliwości - miazga!

 

Już samo otwarcie płyty w 'Rock Candy' robi takie wrażenie jakby bomba tanecznej muzyki spadła z nieba, a póżniej jest już tylko lepiej, albo co najmniej tak samo. Na tenorze w pierwszym secie Red Holloway, natomiast w drugim, tym z San Francisco - Harold Vick. Za perkusją usiadł Joe Dukes. Tak grają tylko Amerykanie - takiego drivu i timingu nikt nie posiada oprócz Czarnych Braci. Nie ma zmiłuj!

 

R-7584442-1449664720-1907.jpeg.jpg

 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Jedna z najlepszych autorskich płyt McCoy Tynnera oczywiście na Milestone."Trydent" nagranie z 1975r. a CD z 2003.Oprócz lidera R.Carter i E.Jones.

 

I Rollins "Horn Culture" na Milestone z 73r.

Teraz po raz kolejny Was zabiję !Nie będę pisał o płytach powszechnie dostępnych.Napiszę o wyjatkowych winylach z epoki.

A więc Dolphy na Prestige.Najpierw "Eric Dolphy/Far Cry!W składzie L.Booker,J.Byard,R.Carter i R.Hynes.

Nagranie z 1960r.Prestige 7747

"E.Dolphy At The Five Spot" vol 1 i.2 nagranie z 1961 r.Prestige 7826.

E.Dolphy "Where ?" nagranie z 1961r.Prestige 7843.

E.Dolphy "Status"płyta z 1977r.Prestige 24070

E.Dolphy "Fire Waltz" płyta z 1978r.Prestige 24085

E.Dophy & B.Little Memorial Album.Prestige 7334

i dwupłytowy album "Eric Dolphy" Prestige 24008.

I to by było na tyle.Na razie.

Cenię Erika Dolphy na maxa i mam chyba wszystko co się ukazało, ale na CD. Jako rekompesatę winylową służą mi wydania 20bit K2 oraz RVG Remasters, choć wszystkie pierwsze US pressy też nabyłem. Nie wyobrażam sobie, że fan jazzu może nie mieć kompletnego Erika Dolphy. Dla mnie jest on ważniejszą postacią niż JC, co oczywiście nic nie oznacza, w każdym razie bliżej mi do Dolphy niż do Trane, choć wiadomo jak jest - i jeden i drugi, to kanon.

 

Jak wspomniałeś o Dolphym, zresztą już wcześniej wspomniał Stachu19 o kompletnym Dolphym z Prestige, to pojadę kilkoma kooperatywnymi rzeczami z Erikiem. A są to rzeczy niebagatelne i stanowiące jak najbardziej kanon z Prestige. A więc tak:

 

R-5357673-1391379787-3665.jpeg.jpgR-2349742-1342228472-5629.jpeg.jpgR-2563977-1480364159-1002.jpeg.jpgR-4418482-1364348849-2584.jpeg.jpg

Parker's Mood

E.Dolphy "Status"płyta z 1977r.Prestige 24070

 

Tym mnie zaskoczyłeś i już się przestraszyłem, że coś pominąłem. Ale sprawdziłem i jestem ok - to jest składak, kompilacja. Uff.

Parker's Mood

Trochę adrenaliny czasami się przydaje.

 

Dwa winyle z kamieni.

"McCoy Tynner 4 razy 4" czyli cztery różne kwartety, płyta z 1980r.A te zespoły to oprócz lidera F.Hubbard,C.McBee,A.Foster.Następnie B.Hutcherson,C.McBee i A.Foster..Potem J.Abercrombie i A.Foster.Oraz A.Blythe,S.McBee i A.Foster.Album dwupłytowy.

I płyta zatytułowana "Milestone Jazz Stars in concert"Dwupłytowy album z 1978r.A w składzie oprócz Tynnera R.Carter,S.Rollins i A.Foster.

Album Joe Hendersona 'Multiple' z początku dekady lat siedemdziesiątych uchodzi za jeden z najlepszych tego okresu - jak wiemy, Joe Henderson miał też w swojej karierze epizod z BS&T i powiedziałbym, że nagrania z 'Multiple' ukazują w jakiś delikatny sposób piętno odciśnięte tego zespołu na tego wielkiego saksofonistę, ale też i jak najbardziej na wielu innych jazzowych muzyków najwyższej próby, którzy zapragnęli grać fusion czy też jazz rock jak ktoś woli. Ale dodałbym też, że np. w słynnym utworze 'Bwaata' autorstwa Jacka DeJohnette, można usłyszeć inspiracje innej słynnej grupy lat siedemdziesiątych, a mianowicie The Crusaders - mnie kojarzy się ewidentnie z Crusadersami. Te skojarzenia z BS&T też nie biorą się z przypadku, ponieważ jakby nie spojrzeć, to album 'Multiple' został zrealizowany jakoś tak zaraz po odejściu Hendersona z tej wspaniałej jazzrockowej grupy, zresztą zaangażowanie keyboardzisty Larry Willisa do nagrań też ma swoją wymowę ( działali razem w BS&T). Jak dodamy do tych fusionowo-modalnych historii na płytce sekcję rytmiczną w postaci Jacka DeJohnette i Davida Hollanda, czyli dwóch gigantów poruszających z zupełną swobodą po obszarach fusionowych, to obraz muzyczny tak jakby buduje się samoistnie. Ciekawostką będzie też malutki udział (tylko w w pierwszej kompozycji 'Tress-Cun -Deo-La') słynnego Jamesa 'Blood' Ulmera, który w 1973 roku nie występował jeszcze jako 'Blood'. Płyta z każdej strony ciekawa, lekka w swojej oprawie gatunkowej i słucha się tego z wielką przyjemnością - przynajmniej mnie, a słucham tej płytki od kilku dni przerywając te sesje innymi ciakawymi wydarzeniami jazzowymi z dekady lat siedemdzesiątych.

Świetna rzecz!

 

R-1617536-1515959039-6122.jpeg.jpg

 

Dzięki Twojej rekomendacji u mnie od piątku również gości ta płyta oraz dwa inne albumy J.H. - Relaxin.... oraz Page One. Nie mniej od Multiple wciągające muzycznie.

,,Żyj prawdziwie, kochaj szczerze zanim wszystko śmierć zabierze".

  • 2 tygodnie później...

Charles McPherson - w ogóle ta postać zasługuje na wielkie owacje i promocję, powiedziałbym, że na stojąco i z bukietem róż w tle, wręczanym przez facetów najlepiej '-), ale niestety, jest niemalże zapomniana i praktycznie nie wspominana na łamach naszych periodyków jazzowych i co najgorsze, praktycznie w ogóle nie występująca na naszym jazzowym Forum, a jakby nie spojrzeć, to przecież gigant - gigant wzięty wprost z gałęzi parkerowego drzewa, równie dobrze porównywalny do Sonny Stitta i Jackie McLeana. Postanowiłem ten błąd, czy też niedopatrzenie naprawić, tym bardziej, że miałem okazję usłyszeć go i obejrzeć 'live' na tegorocznym Chicago Jazz Festival, więc wszystko tak jakby zgrywa się w czasie i skrapla w jedną całość. Wystąpił Charles McPherson z innym wielkim muzykiem jazzowym, kto wie czy nie wększym od niego samego, ja myślę że większym, choćby pod względem stażu jazzowego i jak najbardziej wieku, a chodzi oczywiście o wielkiego pianistę Barry Harrisa. Dokoptowali im chicagowskich wymiataczy z pierwszej ligi, bo w sekcji grali znakomity kontrabasista Larry Gray i znakomity drummer George Fludas - ludzie z pokolenia tych, którzy na stałe wpisali się w historię i najwyższą jakość chicagowskiego jazzu. Tak więc kwartet Charles McPherson i Barry Harris dane było mi doświadczyć na żywca, co mnie bardzo cieszy i koncert ten był bezsprzecznie bardzo ważnym dodatkiem i 'wielką chwilą' w kontekście mojego 'jazzowego szaleństwa'. Ale do rzeczy - chodzi o album Charlesa McPhersona z 1966 roku zarejestrowany na żywo w słynnym klubie The Five Spot - tak tak, tym samym gdzie powstał kanon jazzowy pod tytułem 'Live At The Five Spot Discovery' i tu nie ma ściemy. Płytka świetna, istotnie nawiązująca do najlepszych bopowych chwil - romans Charlesa McPhersona z Barry Harrisem był tak zwaną podstawą prawie we wszystkich produkcjach z Prestige, więc nic dziwnego, że Chicago Jazz Festival przypomniał w tym roku wspaniałej chicagowskiej publiczności właśnie ten znakomity duet. W zasadzie wszystkie płytki Charlesa McPhersona z Prestige zasługują na uwagę, a jest ich tylko sześć, więc nie jest wielkim problemem, żeby je skompletować, choć ceny i dostępność niektórych z nich mogą co nieco zniechęcić poszukiwaczy prerełek, ale jakkolwiek i cokolwiek się dzieje w tej materii, to zachęcam mocno do przeprowadzenia przynajmniej researchu w tej jazzowej kwestii. Tak więc na ścianie chwały, nieco niedoceniany i zapomniany w naszym kraju Charles McPherson - gwarantuję, że jest moc!

 

R-10223336-1493658858-2676.jpeg.jpgR-11378454-1515251576-2057.jpeg.jpg

Parker's Mood

  • 2 tygodnie później...

Ahmed Abdul-Malik - przeważny kontrabasista słynący ze współpracy przede wszystkim z Monkiem i Randy Westonem, ale też i jak najbardziej z Artem Blakey. Poza tym, brał udział w znakomitych sesjach m.in z Waltem Dickersonem, Kenem McIntyre, Earlem Hinesem i oczywiście z Johnem Coltrane w przesłynnych koncertach z VV. Płyty z tych sesji i koncertów są niemalże kultowymi pozycjami, zresztą kilka jego własnych albumów, to też praktycznie wyjątkowe i kultowe rzeczy.Zasłynśł również jako wzięty profesor i edukator, wykładając na uczelniach aranżacji, kompozycji i improwizacji, a także w porywach języka sudańskiego na poziomie gimnazjalnym.

 

Jako lider zaprezentował się i zapamiętany został głównie z zamiłowania do miksu muzyki afrykańskiej i arabskiej z jazzem, trafiały się też często elementy karaibskie. Oprócz swojego głównego instrumentu, często grał na udzie i 'kolanie' '-), a tak na poważnie, był to mocno uzdolniony gość i oprócz wspomnianego oud, potrafił się ponoć 'zawodowo' odnależć na skrzypcach, altówce, fortepianie i wielu afrykańskich wynalazkach.

 

Proponowana płytka CD, to 'Jazz Sounds of Africa', czyli dwa słynne winyle w jednym wydaniu, a są to płyty 'The Music of Ahmed Abdul-Malik' z 1961, oraz 'Sounds of Africa' z 1962. No i właśnie to co napisałem powyżej znajdziemy na tej kompilacji - pięknie to idzie i posiada swoiste i charakterystyczne brzmienie - smaki, z których słynął Ahmed Abdul-Malik. Mnie się bardzo podoba i dobrze się tego słucha - nic nie nudzi i nic nie przeszkadza - jest coś innego w tej egzotyce i powoduje, że zaproponowany jazz jest po prostu inny i wielowątkowy. Super!

 

R-10730397-1503246203-1887.jpeg.jpg

Parker's Mood

To może najświeższy nabytek,na winylu.Gene Ammons i Sonny Stitt "Together Again For The Last Time".Nagranie z 1973r. a płyta z 1976r.W składzie oprócz dwóch rewolwerowców tenoru J.Mance piano,S.Jones bas,A.Schelton perk,M.Roker perk. i W.Smith perk.

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.