Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Jest lato, więc niektórzy jeżdżą w letnich ciuchach ;)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Powrót po dłuższej przerwie...

W takim razie rozumiem, że skrzynie w quadach sportowych konstrukcyjnie nie różnią się od motocyklowych. Ok. Czyli do normalnej nie wyczynowej jazdy lepiej ze sprzęgła korzystać. Curuś nie będzie zadowolona.

W takim razie rozumiem, że skrzynie w quadach sportowych konstrukcyjnie nie różnią się od motocyklowych. Ok. Czyli do normalnej nie wyczynowej jazdy lepiej ze sprzęgła korzystać. Curuś nie będzie zadowolona.

 

Edson, ale tego nie powiedziałem. Trzeba by sprawdzić, najlepiej u producenta czy jest synchronizowana czy nie.

Lepiej mieć pewność.

A curuś obyta z quadami, etc.? Nie boisz się?

Powrót po dłuższej przerwie...

Obyta z Can-Am Bombardier Renegade 800, początkowo blokowałem jej dźwignię gazu, ostatnio już nawet nie, córka 13 lat. Jednak Can-Am to automat, w dodatku szwagra a ja mam możliwość wyszarpać tanio nowego Raptora no i ...pojawiły się biegi i sprzęgło.

nie śmigam jeszcze. Spojrzałem tylko na filmik, że z okolicy, gdzie mnie spunktowali. Ale może w tym roku się uda w końcu wybrać na egzamin. Kurs mam zrobiony od iluś lat, tylko co do czego do egzaminu nie doszło. Ale mi to się marzy coś małego. 250-500 jakiś naked, żeby się nie zabić. Poza tym coś większego na polskie warunki to ja słabo widzę. Jechać na wycieczkę zagraniczną moto, które pali 8l/100km? 1000zł za samo paliwo powiedzmy przy trasie 1300+ km w jedną stronę.

 

 

Ale jak się na wyjeździe przejechałem koleżeńską cb500, to parę dni mi się gęba cieszyła. Chyba trzeba coś z tym w końcu zrobić.

 

 

 

1. Mój XV 1900ccm w trasie pali 5litrów

 

2. Nie rozumiem różnicy - na nakedzie 250-500 waląc w auto z prędkością 80km/h się nie zabijesz a ja swoim 1900ccm się zabiję?

 

Nie no oczywiście , że nie polecam zaczynać przygody z moto od 750 czy wiekszej pojemności.Argumentem nie jest jednak zużycie paliwa ale doświadczenie , łatwość panowania nad sprzętem itp.Dla dorosłego , normalnego faceta najbardziej właściwa wydaje się na początek jakaś pięćsetka , ewentualnie 600-650 tka typu Honda transalp lub inny turystyk - kwestia gustu.

 

Mniejsze motocykle są mniej stabilne i w razie zagrożenia nie ma czym uciec.

Mniejsze motocykle są mniej stabilne i w razie zagrożenia nie ma czym uciec.

 

A to co za teorie znowu?!Czyli Twoim zdaniem najlepiej kupić coś powyżej litra na pierwsze moto bo będzie bardziej stabilne i będzie czym uciec w razie zagrożenia?Zastanów się nad tym co napisałeś.

A propos: czy stosował ktoś z Was albo wie czy ktoś stosował te poduszki-kołnierze napełniające się powietrzem w przypadku upadku? Pytam, bo ostatnio coś dużo wypadków widzę/słyszę: sąsiad się rozbił 2 miesiące temu i jest sparaliżowany ;(, kumpel rozwalił moto na łuku (chyba spanikował, naruszył tor swojej jazdy w łuku i go wyrzuciło), wracałem z meczu w piątek a tam w mieście gościu na prostej 4 pasmowej ulicy rozwalony (stawiał na gumę?)...

 

 

Ja nie stosuję i nie zamierzam. Moje protektory to t-shirt, jeans i przewidywanie sytuacji. Jak się kiedyś rozwalę, to żadna zbroja mi nie pomoże, bo akurat przywalę np. dupskiem a nie plecami. Ale jak ktoś czuje się lepiej w zbroi, to pewnie że warto.

 

A to co za teorie znowu?!Czyli Twoim zdaniem najlepiej kupić coś powyżej litra na pierwsze moto bo będzie bardziej stabilne i będzie czym uciec w razie zagrożenia?Zastanów się nad tym co napisałeś.

 

To co napisałem jest przemyślane.

 

Zresztą nie ja to wymyśliłem, sporo zawdzięczam koledze, który powiedział mi kiedyś krótko - kupisz coś poniżej litra - nie latasz z nami. Kupiłem 1100 i czas pokazał, że było to świetne rozwiązanie.

 

Powszechna jest taka zasada: na początek kup mniejszy, naucz się a później się przesiądziesz na duży. W moim przekonaniu absolutnie mylna.

 

Dzięki temu że miałem od razu 1100 ccm jako mało doświadczony motocyklista, zawsze jeszcze miałem zapas mocy, który pozwalał na ucieczkę z niekomfortowych sytuacji - np. wyprzedzanie TIRów gdzie zamiast dwóch okazało się, że jadą 3 i zaczyna być pod górkę. Z 500 czy 700 ką bym musiał albo wjechać pomiędzy nie (brr) albo zrezygnować z wyprzedzania w trakcie wykonywania tego manewru (brrr). A tak podkręciłem mocniej i łyknąłem wszystkie bez stresu.

Poza tym motocykle o większej pojemności są zwykle cięższe a dzięki temu stabilniejsze i lepiej się prowadzą. Virago 1100 którym jeździłem (250kg) było znacznie trudniejsze w opanowaniu niż ten potwór którym teraz latam (350kg). Ten jest znacznie bardziej przewidywalny i łatwiejszy w opanowaniu.

 

Poza tym człowiek się przywiązuje do motocykla, ubiera go. Jak się ma fajny egzemplarz, to żal przesiadać się po roku i dlatego część osób zostaje z np. Drag Starami i o pojemności 650ccm. Uważam, że taki silnik jest stanowczo za mały dla tego typu motocykla. [/size]

 

 

To co napisałem, dotyczy cruiserów i chopperów. Nie wiem czy dotyczy ścigaczy, turystyków i nakedów, bo nie znam się na tego typu motocyklach. Nie moja bajka.[/size]

Edytowane przez Therion

 

Ja nie stosuję i nie zamierzam. Moje protektory to t-shirt, jeans i przewidywanie sytuacji. Jak się kiedyś rozwalę, to żadna zbroja mi nie pomoże, bo akurat przywalę np. dupskiem a nie plecami. Ale jak ktoś czuje się lepiej w zbroi, to pewnie że warto.

Twoja teoria sprawdza się niestety tylko częściowo - rzeczywiście jak nie będziesz myśleć na drodze to żadne protektory nie pomogą , podobnie jak przygrzmocenie w drzewo z dużą prędkością raczej skończy się nieciekawie.W przypadku jednak szlifu po asfalcie odpowiednie ubranie pomoże ochronić Twoje dupsko przed zdarciem do kości.No ale oczywiście wybór należy do Ciebie.

 

Wracając zaś do wielkości pierwszego moto to mam także nieco odmienne zdanie od Twojego ale mam do niego prawo-podobnie jak Ty do swojego.Powiem tylko tyle , że owszem - nieco inaczej sprawa wygląda w przypadku armatury , a inaczej gdy chodzi o turystyka nie mówiąc już o ścigach.W każdym przypadku jednak obowiązują co najmniej dwie podstawowe zasady: pierwsza i najważniejsza- rozsądna głowa , druga - moto musi być takiej wielkości , żebyś dał radę nim manewrować nie tylko podczas jazdy na wprost ale równieżna parkingach ;)

Zresztą nie ja to wymyśliłem, sporo zawdzięczam koledze, który powiedział mi kiedyś krótko - kupisz coś poniżej litra - nie latasz z nami. Kupiłem 1100 i czas pokazał, że było to świetne rozwiązanie.

 

Powszechna jest taka zasada: na początek kup mniejszy, naucz się a później się przesiądziesz na duży. W moim przekonaniu absolutnie mylna.

 

Dzięki temu że miałem od razu 1100 ccm jako mało doświadczony motocyklista, zawsze jeszcze miałem zapas mocy, który pozwalał na ucieczkę z niekomfortowych sytuacji - np. wyprzedzanie TIRów gdzie zamiast dwóch okazało się, że jadą 3 i zaczyna być pod górkę. Z 500 czy 700 ką bym musiał albo wjechać pomiędzy nie (brr) albo zrezygnować z wyprzedzania w trakcie wykonywania tego manewru (brrr). A tak podkręciłem mocniej i łyknąłem wszystkie bez stresu.

Poza tym motocykle o większej pojemności są zwykle cięższe a dzięki temu stabilniejsze i lepiej się prowadzą. Virago 1100 którym jeździłem (250kg) było znacznie trudniejsze w opanowaniu niż ten potwór którym teraz latam (350kg). Ten jest znacznie bardziej przewidywalny i łatwiejszy w opanowaniu.

 

Poza tym człowiek się przywiązuje do motocykla, ubiera go. Jak się ma fajny egzemplarz, to żal przesiadać się po roku i dlatego część osób zostaje z np. Drag Starami i o pojemności 650ccm. Uważam, że taki silnik jest stanowczo za mały dla tego typu motocykla. [/size]

 

 

To co napisałem, dotyczy cruiserów i chopperów. Nie wiem czy dotyczy ścigaczy, turystyków i nakedów, bo nie znam się na tego typu motocyklach. Nie moja bajka.[/size]

 

Therion - ja również nie znam się na armaturze. Jechałem kiedyś XV1100 - na razie nie moja bajka, ale może kiedyś.

To co napisałeś odnosi się imho tylko do armatury. Kupno ścigacza litrowego na pierwsze moto jest hardkorem i nieodpowiedzialnością. Kupując plastikowego litra kupujesz rakietę wyścigową: ok. 120 do 160-170 KM pod dupą w połączeniu z pierwszą fascynacją prędkością i brakiem techniki hamowania, skłądania się w zakręty, etc. daje przepis na poważne kłopoty. Ja zaczynałem od 750 VFR i robiłem to z wielkkim respektem dla moto, bo miało to też 110 KM na kole, a do tego duży moment obrotowy, więc ciągnęło jak lokomotywa.

Co do większej masy większego moto to może to być i stabilność, ale wiedząc, że masz większą stabilność na autostradzie odkręcasz bardziej i gnasz szybciej. To także większa masa do wyhamowania, opanowania na parkingu, etc.

 

Dlatego szanuję Twoje poglądy, ale byłbym ostrożny w traktowaniu ich jako modelowego podejścia do pierwszego moto. Każdy ma swoje doświadczenia. Mój brat zaczynal of VTR SP2 jako pierwszego moto (dla niewtajemniczonych napiszę, że to torowa maszyna z homologacją na drogi) i - chwalić Boga - żyje i jest b. dobrym motocyklistą. Ale to raczej wyjątki. Liczy się rozsądek.

 

pozdrawiam

 

Twoja teoria sprawdza się niestety tylko częściowo - rzeczywiście jak nie będziesz myśleć na drodze to żadne protektory nie pomogą , podobnie jak przygrzmocenie w drzewo z dużą prędkością raczej skończy się nieciekawie.W przypadku jednak szlifu po asfalcie odpowiednie ubranie pomoże ochronić Twoje dupsko przed zdarciem do kości.No ale oczywiście wybór należy do Ciebie.

 

 

Ja rozumiem, że chodzi o poczucie wolności i nieskrępowania, ale jednak podobnie jak Pedros uważam, że chronić się trzeba, bo przy szlifie skóry na dupie nie starczy na przeszczepy. Dlatego nigdy nie wyjeżdżam bez spodni moto (protektory i kevlar na dupie i biodrach) oraz kurtki skórzanej. Owszem, czasami to wkurza, całe to ubieranie się i zbrojenie, ale mam cały czas świadomość, że - nie oszukujmy się - jazda na moto jest niebezpieczna, a skóra czy kevlar będzie tą cienką wastwą oddzielającą mnie od asfaltu...

Co do przewidywania - Therion, każdy stara się przewidywać. Bez przesady. Ale nie każdemu się udaje, bo są sytuacje że nie przewidzisz. W ostatni piątek miałęm taką sytuację, że cud: dojeżdżając na 1 czy 2 do skrzyżowania (jechałem na szczęście powoli 20-30 kmh, bo czekałem aż zmieni sie światło na zielone) babka z prawego pasa nagle zaczęła skręcać w lewo przecinając mój pas. Przeszedłem kilka cm od jej zderzaka. Jestem spokojny człowiek, ale myślałem, że postawię moto na środku skrzyżonwania, wyciągnę z puszki głupią piz*ę i jej tu i teraz wp***dolę po prostu. Tak się zdenerwowałem, że musiałem stanąć na poboczu i sie uspokoić, bo nie nadawałem się do dalszej jazdy. I tyle z przewidywania - owszem, przewidywałem, ale nie wszystkiego jesteś w stanie uniknąć.

Powrót po dłuższej przerwie...

Masza, Ty to taki z cicha pęk! Nieźle - błotniarzy też przyjmujemy ;)

Fajna maszyna - pośmigał bym kiedyś w piachu sobie. Jako 4 motocykl bym takiego chętnie postawił w garażu.

Powrót po dłuższej przerwie...

Gość masza1968

(Konto usunięte)

Masza, Ty to taki z cicha pęk! Nieźle - błotniarzy też przyjmujemy ;)

Fajna maszyna - pośmigał bym kiedyś w piachu sobie. Jako 4 motocykl bym takiego chętnie postawił w garażu.

Jako, że czas biegnie nieubłaganie zaczynam myśleć nad totalnie skrajnym do KTMa pojeździe ale wstydzę się przyznać :)

Po trzydziestu latach ponownie usiadłem tej wiosny na motocykl - Honda Magna 750

Jazda - sama przyjemność ;)

Jestem zdziwiony jedną obserwacją, jesli mijam się z komś na jak to piszecie na "armaturze" zawsze widzę pozdrowienie ręką - co jest przyjemne.

Natomiast jeśli się mijam z kimś na "szlifierce" to choćbym nie wiem jak wymachiwał ręką to w odpowiedzi jest tylko dodanie gazu.

Co to za gatunek jeździ na szlifierkach?

Po trzydziestu latach ponownie usiadłem tej wiosny na motocykl - Honda Magna 750

Jazda - sama przyjemność ;)

Jestem zdziwiony jedną obserwacją, jesli mijam się z komś na jak to piszecie na "armaturze" zawsze widzę pozdrowienie ręką - co jest przyjemne.

Natomiast jeśli się mijam z kimś na "szlifierce" to choćbym nie wiem jak wymachiwał ręką to w odpowiedzi jest tylko dodanie gazu.

Co to za gatunek jeździ na szlifierkach?

 

To chyba w PL tak. Tu gdzie jeżdżę wszyscy się pozdrawiają. W UK to samo.

Tylko skuterzyście nie, ale to inna bajka.

Wiadomo, że Ci co nie odmachają to tacy motocykliści nowobogaccy - kupił moto, ale jeszcze nie ma manier i kultury.

Dla mnie nie ma różnicy czy jedziesz na ścigu, turystyku, armaturze czy nakedzie.

Powrót po dłuższej przerwie...

Wiadomo, że Ci co nie odmachają to tacy motocykliści nowobogaccy - kupił moto, ale jeszcze nie ma manier i kultury

W Polsce jest dokładnie tak samo - jak ktoś jest prawdziwym motonitą to zawsze stara się pozdrowić - niezależnie od tego czym jedzie.Nie pozdrawiają się tacy , którzy nie wiedzą o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi , a ponieważ osób które nagle zaczęło być stać na moto ostatnio dość gwałtownie przybyło , to i burackiego zachowania również.

Kiedyś sobie żartowaliśmy, że harlejowcy się nie pozdrawiają, bo i tak widują się codziennie w warsztacie, a właściciele Gold Wingów nie mogą, bo akurat wyciągają naczynia ze zmywarki. ;-)

a właściciele Gold Wingów nie mogą, bo akurat wyciągają naczynia ze zmywarki. ;-)

 

Dobre, tego akurat nie znałem.

 

Po trzydziestu latach ponownie usiadłem tej wiosny na motocykl - Honda Magna 750

Jazda - sama przyjemność ;)

Jestem zdziwiony jedną obserwacją, jesli mijam się z komś na jak to piszecie na "armaturze" zawsze widzę pozdrowienie ręką - co jest przyjemne.

Natomiast jeśli się mijam z kimś na "szlifierce" to choćbym nie wiem jak wymachiwał ręką to w odpowiedzi jest tylko dodanie gazu.

Co to za gatunek jeździ na szlifierkach?

 

 

 

Przyznaję, że mnie też wkurzają. My na armaturach najczęściej jesteśmy nastawieni na fun z jazdy Vką oni zaś chcą tylko chłonąć adrenalinę. Nie mają czasu nikomu kiwać albo uważają, że mamy kiepskie moto. Dlatego lubię ich czasami podpuszczać na skrzyżowaniach. Z tyłu mam niezły laczek, mój silnik ma spory moment, więc często są w szoku, że muszą ostro przypiłować by mnie przegonić.

 

 

Magna jest spoko, chociaż to rzędówka. Jechałem nią i brakowało mi trochę tych pozytywnych wibracji z Vki. Ale poza tym jest OK.

 

 

To są moje klimaty. I mój motocykl :)

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

To też są moje klimaty :)))) ale z innego powodu

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Therion

Kiedyś sobie żartowaliśmy, że harlejowcy się nie pozdrawiają, bo i tak widują się codziennie w warsztacie, a właściciele Gold Wingów nie mogą, bo akurat wyciągają naczynia ze zmywarki. ;-)

 

Dobre, dobre :]

Powrót po dłuższej przerwie...

Już w latach 80-tych żaden "japończyk" nie pozdrawiał ani nie był pozdrawiany, chyba, ze przez drugiego japończyka. Tacy byli jakby trochę inni i lepsi, przynajmniej tak im się wydawało wtedy.

Pod koniec lat 80-tych juz trochę tego towaru na zlotach sie pojawiało, wiem bo jeździłem. Tak naprawdę pierwszy lepszy zlot to było królestwo junaków, emek, kasiek i urali, wszystko mniej lub bardziej poprzerabiane, no i jak w tej kolekcji pojawiło się trochę "japońszczyzny" to wszyscy zdychali z wrażenia. Sam pamiętam nowego GPZ 1000 na zlocie, ja nie mogłem spać z wrazenia, każdy chciał na nim usiąść, każdy o coś pytał, jeden wielki wytrzeszcz, w tamtym czasie nawet objawiona Matka Boska nie przyćmiła by tego GPZeta, pierwszy raz wiecej osób oglądało na bieżąco motor niż chlało przy ognisku. Mogło się takiemu właścicielowi trochę w głowie poprzestawiać i słabeuszy potem na drodze nie pozdrawiał.

jeden wielki wytrzeszcz, w tamtym czasie nawet objawiona Matka Boska nie przyćmiła by tego GPZeta, pierwszy raz wiecej osób oglądało na bieżąco motor niż chlało przy ognisku.

 

Dobry tekst :]]]]]]]]]]]]]]]]]

 

-----------

 

Mnie w ostatnich dniach strasznie marzy się kupno głośniejszego wydechu do Triumpha. Opcji jest kilka, każda kosztuje dużo... A chciałoby sie temu silnikowi dac pooddychać.

Ale w dupie się człowiekowi przewraca - neidawno marzyło się o motocyklu w ogóle, potem mówiłem sobie że jak miałbym już takiego Triumpha, to nic więcej nie chciałbym, a tu teraz lista zakupów sie wydłuża: crash pady, wydech... Ech to pragnienie posiadania - nienasycona bestia.

Powrót po dłuższej przerwie...

Aż wreszcie przychodzi taki moment, ze wszystko masz i wszystko powszednieje :).

Kiedyś niejaki Misztal, poseł RP z Samoobrony kupił sobie Ferrari (chyba 430). Udzielił potem krótkiego wywiadu dla którejś z telewizji, w którym stwierdził, że tak naprawdę to prawdziwą radość w życiu to sprawił mu pierwszy ciężko zdobyty maluch, obecnie gdy na wszystko go stać nic już nie jest tak piękne, nawet nowiutkie Ferrari.

Witam,

dziś pierwsze jazdy na Gladiusie egzaminacyjnym i .... porażka :/

Suzuki nie skręca. Zrobienie "8", szybkiego slalomu OK, ale slalom wolny to już wirtuozeria. Instruktor mówił, że nawet im nie wychodzi za każdym razem...

Za mocny skręt- laga od amortyzatora dobija do ramy i po ptokach.

 

Oj będzie ciężko...

Marcin, wielu motonitów w pełnym skręcie nie skręca, bo nie potrafi. Mi na moim Triumphie też nie zawsze wychodzi skręt bez podparcia przy max dobitej kierownicy.

Podstawa to regulacja gazem/sprzęgłem i tylnym hamulcem. Przedniego nawet nie dotykaj, bo wyglebisz. Tzn. nie chce Cie pouczać, pewnei masz dobrych instruktorów.

Ale dasz radę, głowa do góry. Trochę praktyki i pójdzie.

 

------------

 

Z innej beczki: nie wiem, czy inni Koledzy tak mają, ale ja mam problem z psychiką chyba. Dziś jechałem do roboty, jak co rano. Dobra pogoda, droga sucha, miejscami tylko mokro po deszczu jeszcze. Dojeżdżam do mojego codziennego zakrętu 180 stopni, dobrze wyprofilowany. Przede mną pomyka gościu na jakimś BMW RT 1200 chyba. I tu już zauważam, na dojeździe ostro grzeje, mocno dohamowuje, ale w zakręt wchodzi b. sprawnie i musze się przykładać, by go nie zgubić. Na wyjściu znowu odwija. I taka refleksja: moto gościu ma bardziej turystyczne niż ja, a jechał szybciej niż zazwyczaj ja wchodze w ten zakręt.

I tak mam ciągle - chyba jeżdżę zbyt asekurancko w zakrętach. Wielokrotnie widzę, że składam się za bardzo do mojej prędkości. No po prostu cykor chyba jestem, albo asekurant. Tzn. żeby nie było - jak ciota nie jeżdżę, ale nie jeżdżę też w tych zakrętach agresywnie. W związku z tym, ze nie przekraczam swojej komfort zone to się nie rozwijam... I frustracja.

Koledzy na czopkach pewnie nie mają tego problemu, bo na czopku z racji geometrii nie da się sportowo pośmigać w łukach. Ale Ci z Was którzy śmigali na plastikach/nakedach, nie mieliście tak z tymi zakrętami? Bo ja raczej potrzebuję jakiegoś "zająca" nadającego mi tempo w zakręcie, w przeciwnym razie biorę je wolniej.

 

Zamówiłem też sobie wreszcie crash pady i czekam na nie - mam nadzieję, że nigdy się nie przydadzą, ale wiem z doświadczenia, że to dobra inwestycja.

Powrót po dłuższej przerwie...

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.