Skocz do zawartości
IGNORED

Alkohol


Gość nudel1306

Rekomendowane odpowiedzi

Gość nudel1306

(Konto usunięte)

Whisky - Nie jestem kolesiem snobującym się na znawcę alkoholi, nigdy nie 'piłem' etykietek i koncentrowałem się na zawartości butelki (czerwony Johnie Walker jest trunkiem kultowym, który mi absolutnie nie wchodzi gdyż jest bełtem podbarwionym karmelem) i bez problemu potrafię stwierdzić, czy dany alkohol mi smakuje, czy niekoniecznie. Przygodę z whisky zacząłem 15 lat temu. No dobra, to był Jim Beam, czyli burbon, ale po pierwszym piciu miłość do rudej na myszach pozostała. Zaczęło się klasycznie - pierwsza szklanka Jima, z dużą ilością lodu, śmierdziałą jak szambo a smakowała jak denaturat. Druga jak rozpuszczalnik. Trzecia jak politura. Czwarta jak mydło rozpuszczone w wódce. Piąta weszła na spoko a szósta była rozkoszną pychotką. I tak już zostało. Mogę tylko powtórzyć to, co napisałem przy okazji burbonów - whisky to prawdziwy dar od Boga/boga/BOGA i nie wyobrażam sobie lepszego trunku. I o ile whisky blended, czyli mieszanka kilkudziesięciu singli, potrafi być okrutna w swojej wymowie (na przykład niezłe, choć dosyć ostre Bushmills albo Old Smuggler), to same single są alkoholami idealnymi.

Nie podejmuję się opisywania smaku singla, bo to się nie uda, ale na przykład ogień owinięty w jedwab zdaje się być niezłym przybliżeniem. Nie uznaję mieszania blendów z czymkolwiek, akceptuję kostkę lodu, za colę mógłbym uderzyć. Natomiast dewastowanie smaku singla jakimkolwiek dodatkiem mogę porównać do nasrania na Pietę dłuta Michała Anioła. Not in my fucking house. Działanie whisky jest podobne do działania burbona więc się powtarzać nie będę. Sposób picia - uniwersalnie. Można usiąść w domu i pić w stylu podobnym do koniaku, albo posnuć się do lokalu i pić w sposób podobny do burbona albo tequili - ogranicza was tylko nastrój w danym momencie.

Zupełnie nie wiem skąd się wzięły historie o potwornych kacach po whisky - pewnie z tendencji Polaków do mieszania alkoholi. Najebka samą whisky jest genialna, no chyba, że piłeś jakiegoś syfiastego zajzajera (takie się też zdarzają). Po normalnym trunku dzień następny nie boli wcale a wcale. Popij whisky piwem albo wódką - no cóż, zerwany film, torsje i kaca giganta zawdzięczasz nie temu boskiemu napojowi, a samemu sobie.

Rankingu robił nie będę, chociaż ze wszystkich whisky, jakie próbowałem, najsympatyczniej wchodzi mi Tullamore Dew - w pierwszym łyku łagodna, po sekundzie pokazuje charakterek aczkolwiek nie jest zbyt ostra i nie 'śmierdzi'[3] tak bardzo, jak inne. Moim zdaniem, optymalny wybór na rozpoczęcie płomiennego romansu z tym cudownym trunkiemcytat

 

Gin - swego czasu jeden z moich ulubionych alkoholi. Na szóstym roku studiów upijaliśmy się głównie nim. Do czasu pewnej feralnej imprezy, na której, zmorzony snem, zaległem na środku pokoju. Koleżanka B. zasiadła mi na brzuchu (bo tak jej było wygodnie), reszta zwierzyńca obsiadła mnie dokoła, i wespół w zespół, radośnie kontynuowali imprezę. W pewnym momencie usłyszałem tekst koleżanki 'a dlaczego nie pije?'. Chwilę później poczułem, jak do ust wlewa mi się czysty gin. To nie było złośliwe - ona po prostu chciała, by mnie kolejki nie omijały. Nawet gdy leżę nieprzytomny. To był najszybszy paw w moim życiu, na szczęście kolega skojarzył co się ze mną dzieje i zdążył dobiec z koszem na śmieci - od wlania ginu do mych ust, do jego zdeponowania w rzeczonym koszu nie minęło więcej niż 5-6 sekund. Uraz trwał kilka lat.

Niedawno oswoiłem gin ponownie i powiem wam, że gin z tonikiem i koncentratem cytrynowym to jeden z najlepszych i najsmaczniejszych drinków świata. Wchodzi gładko, nie powoduje praktycznie kaca (jest mało moczopędny więc nie odwadnia a o błogosławionym działaniu cytryny nie muszę chyba praktykom pisać, nespa?) i upija w sposób wielce radosny, by nie rzec euforyczny. Idealny napój na imprezy taneczne, idealny napój na imprezy, na których planujesz zostać dłużej niż dwie godziny. Idealny napój na imprezy, na których planujesz bajerować kobiety (nie powoduje bełkotania, chyba że wyłoisz litr ginu i trzy litry toniku). I do tego jest rozkoszną pychotką. Jeden z moich faworytów, mocna pozycja w pierwszej dziesiątce najfajniej upijających alkoholi świata. Polecam wszystkim. Jedyną jego wadą jest to, że niektórych odrzuca aromat jałowca. No cóż, nie wszyscy są idealni.

 

Dobry tekst... Ja ogolnie to wybieram na imprezki i potancowki mocne alkohole poniewaz moczenie sie piwem i innymi siuskami tego typu jest wowczas zupelnie bezcelowe

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2450006
Udostępnij na innych stronach

Eeee Tomek coś motasz nam tutaj.

Burbony to wynalazek amerykański z trzech zbóż z minimalna przewaga kukurydzy. Amerykanom z wszystkiego wychodzi „whiskey” także z żyta ;) tylko bardziej śmierdzi niż normalna czysta. Więc u nich ten trzyzbożowy burbon to taka już jakby lepsza klasa ;)

Dalej, piszesz o blended to są te amerykańskie bebeluchy mieszane z różnymi także podłymi alkoholami w których whiskey jest ze 20% objętości ;)

Potem wymieniasz Irlandzką whisky uznawaną za typową to znaczy ze słodu jęczmiennego tak samo jak Szkocka W zasadzie to prawdziwa whiskey robiona była z owoców, słodu czy nawet wprost z piwa. Ja tam amatorem nie jestem ale pijałem i najlepiej wchodziła szkocka, nazwy nie pamiętam już. Głowa po niej nie bolała :)

 

Pózniej przeskakujesz do Ginu, czyli naszej krajowej jałowcówki :) Ta niestety wali już jak cała perfumeria. Pije się toto wyłącznie z dodatkami na przykład z wódka i jakimś napojem typu sprite, tonic – na lato, albo z vermouthem (martini, choć to które piłem było bardziej vinem niż ginem).

 

A co do rzygania najlepiej wychodzi po czystej... może być popijanej ajerkoniakiem i piwem ;)

 

Hmm musze sprobowac tego Beefeater'a skoro taki smakowy jest...

Potwierdzam wrażenia jaro. Seagrams delikatniejszy. gin lubuski mocniejszy aromat i jakby cięzej strawny. Jesli chodzi o smak to co kto lubi. Ja go trawię w napojach - 50:50 z czystą, jakims sprite lub 7up i cytryną mocno zimne. Wychodzi z tego taka orenzadka na upały i w tym celu seagrams sie lepiej sprawdza. Lubuski bardziej na rozgrzewkę, choć jak sie schłodzi to też słabiej czuć.

Ale w tym przypadku słowo "alkohol" jest bardzo umowne. To sa bardziej napoje chłodzące :)

 

a piwoooo .... piwo piją nawet maratończycy.... Ma same zalety.

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2450060
Udostępnij na innych stronach

A ja ostatnio robiłem Mojito i nie jest takie trudne. Zasada jest prosta, im drobniejszy lód, tym szybciej się rozpuści - czyli im grubszy lód, tym dodajemy więcej wody. Bierzemy sobie składniki i eksperymentujemy. W mity o muskaniu listków mięty i inne voodoo, kolejności i proporcje nie wierzymy. Każdy może zostać sam mistrzem swojego mojito, wystarczy tylko smykałka do eksperymentów. I coś do kruszenia lodu bo cholerstwo twarde jest. Używałem białego bacardi, aczkolwiek nie podchodził mi... jakiś taki posmak gorzelniany i oczywiście miałem kaca. Możliwe że podróba, nie wiem. I kurde zapomniałem kupić słomek wtedy. Łatwo zapomnieć. Słomki bardzo ważne i ich ułożenie. Żeby mojito było męskie, słomki muszą być dwie, blisko siebie i lekko przefazowane, dokładnie jak wydech w BMW M3.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2450126
Udostępnij na innych stronach

Whisky - Nie jestem kolesiem snobującym się na znawcę alkoholi, nigdy nie 'piłem' etykietek i koncentrowałem się na zawartości butelki (czerwony Johnie Walker jest trunkiem kultowym, który mi absolutnie nie wchodzi gdyż jest bełtem podbarwionym karmelem) i bez problemu potrafię stwierdzić, czy dany alkohol mi smakuje, czy niekoniecznie. Przygodę z whisky zacząłem 15 lat temu. No dobra, to był Jim Beam, czyli burbon, ale po pierwszym piciu miłość do rudej na myszach pozostała. Zaczęło się klasycznie - pierwsza szklanka Jima, z dużą ilością lodu, śmierdziałą jak szambo a smakowała jak denaturat. Druga jak rozpuszczalnik. Trzecia jak politura. Czwarta jak mydło rozpuszczone w wódce. Piąta weszła na spoko a szósta była rozkoszną pychotką. I tak już zostało. Mogę tylko powtórzyć to, co napisałem przy okazji burbonów - whisky to prawdziwy dar od Boga/boga/BOGA i nie wyobrażam sobie lepszego trunku. I o ile whisky blended, czyli mieszanka kilkudziesięciu singli, potrafi być okrutna w swojej wymowie (na przykład niezłe, choć dosyć ostre Bushmills albo Old Smuggler), to same single są alkoholami idealnymi.

Nie podejmuję się opisywania smaku singla, bo to się nie uda, ale na przykład ogień owinięty w jedwab zdaje się być niezłym przybliżeniem. Nie uznaję mieszania blendów z czymkolwiek, akceptuję kostkę lodu, za colę mógłbym uderzyć. Natomiast dewastowanie smaku singla jakimkolwiek dodatkiem mogę porównać do nasrania na Pietę dłuta Michała Anioła. Not in my fucking house. Działanie whisky jest podobne do działania burbona więc się powtarzać nie będę. Sposób picia - uniwersalnie. Można usiąść w domu i pić w stylu podobnym do koniaku, albo posnuć się do lokalu i pić w sposób podobny do burbona albo tequili - ogranicza was tylko nastrój w danym momencie.

Zupełnie nie wiem skąd się wzięły historie o potwornych kacach po whisky - pewnie z tendencji Polaków do mieszania alkoholi. Najebka samą whisky jest genialna, no chyba, że piłeś jakiegoś syfiastego zajzajera (takie się też zdarzają). Po normalnym trunku dzień następny nie boli wcale a wcale. Popij whisky piwem albo wódką - no cóż, zerwany film, torsje i kaca giganta zawdzięczasz nie temu boskiemu napojowi, a samemu sobie.

Rankingu robił nie będę, chociaż ze wszystkich whisky, jakie próbowałem, najsympatyczniej wchodzi mi Tullamore Dew - w pierwszym łyku łagodna, po sekundzie pokazuje charakterek aczkolwiek nie jest zbyt ostra i nie 'śmierdzi'[3] tak bardzo, jak inne. Moim zdaniem, optymalny wybór na rozpoczęcie płomiennego romansu z tym cudownym trunkiemcytat

 

Gin - swego czasu jeden z moich ulubionych alkoholi. Na szóstym roku studiów upijaliśmy się głównie nim. Do czasu pewnej feralnej imprezy, na której, zmorzony snem, zaległem na środku pokoju. Koleżanka B. zasiadła mi na brzuchu (bo tak jej było wygodnie), reszta zwierzyńca obsiadła mnie dokoła, i wespół w zespół, radośnie kontynuowali imprezę. W pewnym momencie usłyszałem tekst koleżanki 'a dlaczego nie pije?'. Chwilę później poczułem, jak do ust wlewa mi się czysty gin. To nie było złośliwe - ona po prostu chciała, by mnie kolejki nie omijały. Nawet gdy leżę nieprzytomny. To był najszybszy paw w moim życiu, na szczęście kolega skojarzył co się ze mną dzieje i zdążył dobiec z koszem na śmieci - od wlania ginu do mych ust, do jego zdeponowania w rzeczonym koszu nie minęło więcej niż 5-6 sekund. Uraz trwał kilka lat.

Niedawno oswoiłem gin ponownie i powiem wam, że gin z tonikiem i koncentratem cytrynowym to jeden z najlepszych i najsmaczniejszych drinków świata. Wchodzi gładko, nie powoduje praktycznie kaca (jest mało moczopędny więc nie odwadnia a o błogosławionym działaniu cytryny nie muszę chyba praktykom pisać, nespa?) i upija w sposób wielce radosny, by nie rzec euforyczny. Idealny napój na imprezy taneczne, idealny napój na imprezy, na których planujesz zostać dłużej niż dwie godziny. Idealny napój na imprezy, na których planujesz bajerować kobiety (nie powoduje bełkotania, chyba że wyłoisz litr ginu i trzy litry toniku). I do tego jest rozkoszną pychotką. Jeden z moich faworytów, mocna pozycja w pierwszej dziesiątce najfajniej upijających alkoholi świata. Polecam wszystkim. Jedyną jego wadą jest to, że niektórych odrzuca aromat jałowca. No cóż, nie wszyscy są idealni.

Ja z kolei nie uznaję lodu we whisky.

Cały czas zmienia się temperatura i stężenie trunku w miarę jak lód się rozpuszcza.

Piję czystą lub z odrobiną wody w temperaturze pokojowej.

I wtedy smak jest constans od początku do końca.

 

A co do mojito.

Opiłem się tego na Kubie, począwszy od hotelowych szczyn , skończywszy na ponoć najlepszym na świecie w Havanie. Bar na dachu hotelu, gdzie chlał Hemingway. On zresztą chlał tam wszędzie.

Całkiem fajny trunek na upał. Ja mogę wypić 2-3 szklanki, potem mnie mdli.

Oni mają całkiem inny gatunek mięty, wrzucają zmiażdżone i liście, i łodyżki.

I tutaj może być ukryta tajemnica innego smaku.

Bacardi moim zdaniem średnio się nadaje ze względu na swój posmak.

Lepsza jest Havana Club.

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2450287
Udostępnij na innych stronach
Gość nudel1306

(Konto usunięte)

Ja z kolei nie uznaję lodu we whisky.

Cały czas zmienia się temperatura i stężenie trunku w miarę jak lód się rozpuszcza.

Piję czystą lub z odrobiną wody w temperaturze pokojowej.

I wtedy smak jest constans od początku do końca.

 

A co do mojito.

Opiłem się tego na Kubie, począwszy od hotelowych szczyn , skończywszy na ponoć najlepszym na świecie w Havanie. Bar na dachu hotelu, gdzie chlał Hemingway. On zresztą chlał tam wszędzie.

Całkiem fajny trunek na upał. Ja mogę wypić 2-3 szklanki, potem mnie mdli.

Oni mają całkiem inny gatunek mięty, wrzucają zmiażdżone i liście, i łodyżki.

I tutaj może być ukryta tajemnica innego smaku.

Bacardi moim zdaniem średnio się nadaje ze względu na swój posmak.

Lepsza jest Havana Club.

 

Popieram w 100%

Bacardi nie ma startu do Havana Club

Co do picia whisky... no coz... tylko czysta no chyba, ze jest jakas popijawa to wtedy budzetowka z cola moze byc ale absolutnie single malt'a z dodatkami... Moim zdaniem (bez obrazy dla kogokolwiek) single i inne dobre whisky powinno pic sie czysta w temperaturze pokojowej dodatki sa dla mieczakow. Ja pije nawet whisky cask strength typu 46-60% bez dodatkow oraz wody i nie narzekam;]

 

Zna ktos moze jakies godne polecenia rumy? oprocz wczesniej juz wspomnianych?

 

Piwo to trzeba umiec pic po pierwsze.

 

Oczywiscie ze trzeba umiec pic ale poprostu nie na kazda okazje sie nadaje ten trunek;]

pzdr

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2450823
Udostępnij na innych stronach

Dodatki do whisky może nie są dla mięczaków, ale dla ludzi, którzy whisky nie lubią.

A co do rumu...

Na Kubie jest masa świetnego rumu. Havana nie jest najlepsza, ale tylko ją wolno eksportować.

Nazw nie pamiętam, dawno wszystko wypite, butelki wyrzucone.

Dobre są ich ciemne rumy, bardziej szlachetne.

Biały rum+cola= Cuba Libre

Ciemny rum+cola=Cubata

I po tym faktycznie kaca nie miałem.

A ta ich cola (Tukola czy jakoś tak) jest moim zdaniem lepsza od oryginału.

Zgagi po niej nie miałem.

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2450989
Udostępnij na innych stronach

Burbon - do swoich prywatnych potrzeb, stosuję następującą nomenklaturę: whisky to jest to, co robią w Anglii, Szkocji i Irlandii, a burbona pędzą w Stanach. I nie interesuje mnie fakt, że jest to nie do końca prawda. Burbon jest napojem farmerów, rokendrolowców i harleyowców. Dobrym burbonem jest Jack Daniel's, który drapie gardło niczym druciana szczotka do czyszczenia kibli. Dobrym burbonem jest Jim Beam, bo i smaczny, i łagodniejszy od Danielsa. Gdyby nie to, że burbony i whisky są drogie jak sam skurwesyn, piłbym tylko je. I jeszcze tequilę. Klasyczny sposób picia burbona - zadymiony bar na południu USA, szklanka, dwie kostki lodu i burbon. Nie wiem kto wymyślił, że burbona powinno się pić z lodem. Najlepszy burbon to ten w temperaturze pokojowej pity z gwinta na środku Marszałkowskiej. Mniej ekstremalnie - pity z gwinta na środku dużego pokoju.

Jeżeli burbon nie jest jakimś podłym wynalazkiem, kac po nim jest całkowicie akceptowalny i jedyną jego upierdoliwością jest to, że czujesz się jakby ktoś owinął ci mózg watą. Kac po podłym burbonie nie różni się niczym od kaca po średniej jakości bimbrze. Stan po upiciu - rewelacja. Oprócz faktu, że czujesz się jakby ktoś odrąbał ci nogi w kolanach, bo burbony w nogi wchodzą najlepiej i odbierają w nich władzę definitywnie (na początku picia, po rozchodzeniu burbona, ten stan mija). Poza tym masz ochotę tworzyć muzykę, grać na gitarze, tańczyć i wdać się z kimś w przyjazną bójkę[3]. Jeżeli do picia zasiadałeś w nastroju melancholijno-przemyśleniowym, burbon ten stan pogłębi ale bez wbijania cię w czarne myśli. Świetny alkohol na każdą imprezę. Jego jedyną wadą jest smak. Ja burbony pokochałem, niektórym smakują niczym mydło rozpuszczone w spirytusie. Nie namawiać, nie zachęcać, nie zmuszać - szkoda dobrego trunku dla profanów. Postawcie im coś innego na stół a sami delektujcie się tym boskim smakiem. Jeżeli chcesz zostać moim przyjacielem, wlej burbona do wysokiej szklanki, wp***dol do środka sto kostek lodu i wlej pół litra coli. Patrząc na ludzi pijących takiego drinka, mam ochotę im do niego zwymiotować. Przykro mi bardzo ale to tak, jakbyś dokleił ręce Wenus z Milo. 'Bo przecież normalni ludzie mają obie ręce, nie?'

 

Piwo - czy jest ktoś, kto nigdy w życiu nie wypił przynajmniej łyka piwa? Gorzkie, ciepłe, przegazowane ścierwo. Tak mówią niektórzy. Chłodny, naturalnie nagazowany, odpowiednio goryczkowy napój bogów. Tak mówią pozostali niektórzy. Gdyby nie jedna wada, piwo byłoby najlepszym napojem alkoholowym świata. Wada piwa przejawia się w tym, że facetom, którzy go nadużywają, rosną piersi i brzuchy. I nic na to nie da się poradzić. Znaczy da się zrobić tak, żeby nie rosły za bardzo - siłownia. Ale nie da się poradzić nic, żeby nie rosły wcale. Chyba, że jesteś naperfumowanym i nażelowanym człowiekiem sukcesu, który woli drinki z palemką od piwa. Tobie brzuch i cycki nie urosną ale facetom, którzy nie lubią piwa, nie powinno się ufać.

O piwie można napisać grubą książkę ale nie taki jest mój cel, bo moja książka będzie o czymś zupełnie innym. Chodzi mianowicie o to, że piwo może ci zafundować wszystkie stany dostępne pijakom i alkoholikom. Dzięki piwu możesz uzyskać stan lekkiego rauszu, dzięki piwu możesz uzyskać stan pod tytułem 'paczcie[1] tylko moi państwo - ja tańczę'. Po piwie możesz zostać gadułą, po piwie możesz zamknąć się w sobie, siąść w kącie sali i pić w ciszy i w samotności. Piwo może dać ci nastrój euforyczny, w którym kochasz cały świat, piwo może strącić cię w otchłanie upicia się na smutno. Piwo jest nieobliczalne - jednego dnia wypijasz 15 kufli, wstajesz i idziesz grzecznie do domu, bełkocząc w sposób umiarkowany. Innego dnia wychylasz owych kufli 8, radośnie tracisz przytomność za barem i nie pamiętasz jak wróciłeś do domu. Pełny wachlarz usług i tylko od ciebie zależy w jaki sposób wykorzystasz opcje, jakie daje ci piwo. Gdyż piwo ma tę przewagę nad innym alkoholami, że już w połowie krytycznego kufla wiesz, że jeżeli dopijesz go do końca, to będzie nieciekawie ale jeszcze nie dramatycznie. Ale już następny, zabije cię na miejscu. Dlatego teoretycznie zawsze wiadomo kiedy przestać. A dlaczego teoretycznie?

Ano, widzicie - piwo jest napojem bardzo towarzyskim. Nie rozumiem facetów, którzy łoją je w samotności w domu, przed telewizorem. Znaczy owszem - można ukuć[2] dwa, trzy kufle pod jakiś mecz albo do kolacji. Ale siedzieć i wychlewać zgrzewkę - bez sensu. Piwo należy pić w towarzystwie - im większe, tym lepiej. A w towarzystwie - wiadomo. Się siedzi, się pali, się gada, się żartuje, się śmieje. Z każdym kolejnym kuflem czujesz się coraz bardziej atrakcyjny, coraz bardziej dowcipny i masz coraz mocniejszą głowę. Ponadto w gardle zasycha. No i jak tu nie wziąć następnej kolejki, zwłaszcza, że poprzednia wypiła się nie wiadomo kiedy? No i się bierze. A potem okazuje się być za późno, bo nastąpił stan, znany zapewne wielu czytelnikom, czyli 'a shot to far'. Dlatego czujnym trzeba być.

Kac po wypiciu piwa bywa ch*jowy, bo piwo jest napojem okrutnie moczopędnym. Dopóki trzymasz je w pęcherzu i nie sikasz, jest w porządku. Po pierwszej odlewce masz wrażenie, że ktoś pozbawił cię mięśni utrzymujących mocz na miejscu i ganiasz co kwadrans. Bilans zawsze wychodzi ujemny, dlatego zazwyczaj pierwszą rzeczą po przebudzeniu się po imprezie piwnej, jest wypicie dużej butelki wody. Jeżeli nie pomieszałeś piwa ciemnego z jasnym, nie upiłeś się terminalnie piwem ciemnym i nie piłeś wynalazków z Tesco albo Biedronki, to Sahara w ustach będzie jedyną przykrą rzeczą, jaka spotka cię następnego dnia. Jeżeli natomiast zrobiłeś jedną z wymienionych rzeczy albo popełniłeś grzech śmiertelny i przepijałeś piwem mocniejsze alkohole (u-boot[3] to dla mnie najgorszy wynalazek ludzkości), to nie zdziw się, jeżeli następnego dnia poczujesz, że pod czaszką tańczą ci demony. Taki kac jest porównywalny z kacem po średniej jakości bimbrze. Jeżeli popijałeś wynalazkiem z Tesco wódkę marki 'Czerwona kartka', masz kaca porównywalnego z Ojcem i Matką Wszystkich Kaców Świata. Szanujcie piwo, a ono będzie szanować was.

Aha, picie piwa 'ze sokiem' jest zbrodnią straszliwą, bo albo lubisz tą goryczkę, albo lubisz słodziaczka. A jak lubisz słodziaczka, to nie wkurwiaj mnie psuciem dobrego napoju, tylko sobie kup jakiegoś lepkiego drinka na bazie likieru. Amen

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2451120
Udostępnij na innych stronach
Gość nudel1306

(Konto usunięte)

Dodatki do whisky może nie są dla mięczaków, ale dla ludzi, którzy whisky nie lubią.

A co do rumu...

Na Kubie jest masa świetnego rumu. Havana nie jest najlepsza, ale tylko ją wolno eksportować.

Nazw nie pamiętam, dawno wszystko wypite, butelki wyrzucone.

Dobre są ich ciemne rumy, bardziej szlachetne.

Biały rum+cola= Cuba Libre

Ciemny rum+cola=Cubata

I po tym faktycznie kaca nie miałem.

A ta ich cola (Tukola czy jakoś tak) jest moim zdaniem lepsza od oryginału.

Zgagi po niej nie miałem.

 

Hmm... Chetnie wybralbym sie na Kube chociazby po to aby skosztowac tych rarytasow;]

pzdr

 

Burbon - do swoich prywatnych potrzeb, stosuję następującą nomenklaturę: whisky to jest to, co robią w Anglii, Szkocji i Irlandii, a burbona pędzą w Stanach. I nie interesuje mnie fakt, że jest to nie do końca prawda. Burbon jest napojem farmerów, rokendrolowców i harleyowców. Dobrym burbonem jest Jack Daniel's, który drapie gardło niczym druciana szczotka do czyszczenia kibli. Dobrym burbonem jest Jim Beam, bo i smaczny, i łagodniejszy od Danielsa. Gdyby nie to, że burbony i whisky są drogie jak sam skurwesyn, piłbym tylko je. I jeszcze tequilę. Klasyczny sposób picia burbona - zadymiony bar na południu USA, szklanka, dwie kostki lodu i burbon. Nie wiem kto wymyślił, że burbona powinno się pić z lodem. Najlepszy burbon to ten w temperaturze pokojowej pity z gwinta na środku Marszałkowskiej. Mniej ekstremalnie - pity z gwinta na środku dużego pokoju.

Jeżeli burbon nie jest jakimś podłym wynalazkiem, kac po nim jest całkowicie akceptowalny i jedyną jego upierdoliwością jest to, że czujesz się jakby ktoś owinął ci mózg watą. Kac po podłym burbonie nie różni się niczym od kaca po średniej jakości bimbrze. Stan po upiciu - rewelacja. Oprócz faktu, że czujesz się jakby ktoś odrąbał ci nogi w kolanach, bo burbony w nogi wchodzą najlepiej i odbierają w nich władzę definitywnie (na początku picia, po rozchodzeniu burbona, ten stan mija). Poza tym masz ochotę tworzyć muzykę, grać na gitarze, tańczyć i wdać się z kimś w przyjazną bójkę[3]. Jeżeli do picia zasiadałeś w nastroju melancholijno-przemyśleniowym, burbon ten stan pogłębi ale bez wbijania cię w czarne myśli. Świetny alkohol na każdą imprezę. Jego jedyną wadą jest smak. Ja burbony pokochałem, niektórym smakują niczym mydło rozpuszczone w spirytusie. Nie namawiać, nie zachęcać, nie zmuszać - szkoda dobrego trunku dla profanów. Postawcie im coś innego na stół a sami delektujcie się tym boskim smakiem. Jeżeli chcesz zostać moim przyjacielem, wlej burbona do wysokiej szklanki, wp***dol do środka sto kostek lodu i wlej pół litra coli. Patrząc na ludzi pijących takiego drinka, mam ochotę im do niego zwymiotować. Przykro mi bardzo ale to tak, jakbyś dokleił ręce Wenus z Milo. 'Bo przecież normalni ludzie mają obie ręce, nie?'

 

Piwo - czy jest ktoś, kto nigdy w życiu nie wypił przynajmniej łyka piwa? Gorzkie, ciepłe, przegazowane ścierwo. Tak mówią niektórzy. Chłodny, naturalnie nagazowany, odpowiednio goryczkowy napój bogów. Tak mówią pozostali niektórzy. Gdyby nie jedna wada, piwo byłoby najlepszym napojem alkoholowym świata. Wada piwa przejawia się w tym, że facetom, którzy go nadużywają, rosną piersi i brzuchy. I nic na to nie da się poradzić. Znaczy da się zrobić tak, żeby nie rosły za bardzo - siłownia. Ale nie da się poradzić nic, żeby nie rosły wcale. Chyba, że jesteś naperfumowanym i nażelowanym człowiekiem sukcesu, który woli drinki z palemką od piwa. Tobie brzuch i cycki nie urosną ale facetom, którzy nie lubią piwa, nie powinno się ufać.

O piwie można napisać grubą książkę ale nie taki jest mój cel, bo moja książka będzie o czymś zupełnie innym. Chodzi mianowicie o to, że piwo może ci zafundować wszystkie stany dostępne pijakom i alkoholikom. Dzięki piwu możesz uzyskać stan lekkiego rauszu, dzięki piwu możesz uzyskać stan pod tytułem 'paczcie[1] tylko moi państwo - ja tańczę'. Po piwie możesz zostać gadułą, po piwie możesz zamknąć się w sobie, siąść w kącie sali i pić w ciszy i w samotności. Piwo może dać ci nastrój euforyczny, w którym kochasz cały świat, piwo może strącić cię w otchłanie upicia się na smutno. Piwo jest nieobliczalne - jednego dnia wypijasz 15 kufli, wstajesz i idziesz grzecznie do domu, bełkocząc w sposób umiarkowany. Innego dnia wychylasz owych kufli 8, radośnie tracisz przytomność za barem i nie pamiętasz jak wróciłeś do domu. Pełny wachlarz usług i tylko od ciebie zależy w jaki sposób wykorzystasz opcje, jakie daje ci piwo. Gdyż piwo ma tę przewagę nad innym alkoholami, że już w połowie krytycznego kufla wiesz, że jeżeli dopijesz go do końca, to będzie nieciekawie ale jeszcze nie dramatycznie. Ale już następny, zabije cię na miejscu. Dlatego teoretycznie zawsze wiadomo kiedy przestać. A dlaczego teoretycznie?

Ano, widzicie - piwo jest napojem bardzo towarzyskim. Nie rozumiem facetów, którzy łoją je w samotności w domu, przed telewizorem. Znaczy owszem - można ukuć[2] dwa, trzy kufle pod jakiś mecz albo do kolacji. Ale siedzieć i wychlewać zgrzewkę - bez sensu. Piwo należy pić w towarzystwie - im większe, tym lepiej. A w towarzystwie - wiadomo. Się siedzi, się pali, się gada, się żartuje, się śmieje. Z każdym kolejnym kuflem czujesz się coraz bardziej atrakcyjny, coraz bardziej dowcipny i masz coraz mocniejszą głowę. Ponadto w gardle zasycha. No i jak tu nie wziąć następnej kolejki, zwłaszcza, że poprzednia wypiła się nie wiadomo kiedy? No i się bierze. A potem okazuje się być za późno, bo nastąpił stan, znany zapewne wielu czytelnikom, czyli 'a shot to far'. Dlatego czujnym trzeba być.

Kac po wypiciu piwa bywa ch*jowy, bo piwo jest napojem okrutnie moczopędnym. Dopóki trzymasz je w pęcherzu i nie sikasz, jest w porządku. Po pierwszej odlewce masz wrażenie, że ktoś pozbawił cię mięśni utrzymujących mocz na miejscu i ganiasz co kwadrans. Bilans zawsze wychodzi ujemny, dlatego zazwyczaj pierwszą rzeczą po przebudzeniu się po imprezie piwnej, jest wypicie dużej butelki wody. Jeżeli nie pomieszałeś piwa ciemnego z jasnym, nie upiłeś się terminalnie piwem ciemnym i nie piłeś wynalazków z Tesco albo Biedronki, to Sahara w ustach będzie jedyną przykrą rzeczą, jaka spotka cię następnego dnia. Jeżeli natomiast zrobiłeś jedną z wymienionych rzeczy albo popełniłeś grzech śmiertelny i przepijałeś piwem mocniejsze alkohole (u-boot[3] to dla mnie najgorszy wynalazek ludzkości), to nie zdziw się, jeżeli następnego dnia poczujesz, że pod czaszką tańczą ci demony. Taki kac jest porównywalny z kacem po średniej jakości bimbrze. Jeżeli popijałeś wynalazkiem z Tesco wódkę marki 'Czerwona kartka', masz kaca porównywalnego z Ojcem i Matką Wszystkich Kaców Świata. Szanujcie piwo, a ono będzie szanować was.

Aha, picie piwa 'ze sokiem' jest zbrodnią straszliwą, bo albo lubisz tą goryczkę, albo lubisz słodziaczka. A jak lubisz słodziaczka, to nie wkurwiaj mnie psuciem dobrego napoju, tylko sobie kup jakiegoś lepkiego drinka na bazie likieru. Amen

 

Az chce sie rzec... krotko, zwiezle i na temat hehe

Ciekawe i calkiem trafne spostrzezenia oby wiecej takich wpisow;]

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2452209
Udostępnij na innych stronach

 

Az chce sie rzec... krotko, zwiezle i na temat hehe

Ciekawe i calkiem trafne spostrzezenia oby wiecej takich wpisow;]

 

Tu jest orginał

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2452653
Udostępnij na innych stronach

A ja od piątku wziąłem się wreszcie do realizacji noworocznego postanowienia o zaprzestaniu samotnego picia.

Na poważnie i z zaparciem godnym kilograma czekolady.

Trzeba było.

Nie będzie mi łatwo, ale jeśli nie dam rady, to by znaczyło że nadaję się już tylko na margines swego żywota.

 

 

Pożegnałem ten etap gorzałką rewelacyjną, niedrogą i łatwo dostępną.

"Żołądkowa gorzka z miętą" się nazywa. Znakomity smak i świetnie zbalansowany pomimo sporej ilości cukru.

Polecam każdemu, mdłości nie grożą nawet najdelikatniejszemu podniebieniu.

Był to ostatni literek hrabiego Kenta w towarzystwie szklanego ekranu. Pod Siekierezadę, Rob Roya, Troję, i chyba Konopielkę w telewizji ale już pamiętam słabo.

Teraz trzeba będzie zastąpić to bieganiem po lesie. To okrutne.

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2453401
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio z piw tylko te pijam.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

post-22584-0-95656900-1333921654_thumb.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2453775
Udostępnij na innych stronach

A ja od piątku wziąłem się wreszcie do realizacji noworocznego postanowienia o zaprzestaniu samotnego picia.

(...)

Teraz trzeba będzie zastąpić to bieganiem po lesie. To okrutne.

 

Łączę się w bólu (czy raczej bulu). Te święta spędzam bez gorzały i jak na razie trochę się męczę. Po lesie ganiam z psem wiec trochę weselej i jest z kim pogadać ;-).

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Jestem Europejczykiem.

 

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2453791
Udostępnij na innych stronach

Spodobały mi się taki tego tematu "hobby, zdrowie"? Fanom słabszych trunków polecam wino musujące Lambrusco. Tanie, ale dobre - pomijając to w Lidlu, które chyba jest robione na bazie sików producenta. Całkiem niezłe można kupić za grosze w tesco (nie pracuję tam). Pić mocno schłodzone najlepiej w blasku lamp :)

----------------

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2455451
Udostępnij na innych stronach

Jak bylem we Włoszech, to przez dwa miesiące piłem Lambusco w gorące popołudnia (czyli codziennie :P) ).

Raczej nie szprycowałbym go wodą, bo w porywach ma 7.5% alko, więc mniej niż "dobre piwo" z biedrony ;)

----------------

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2455514
Udostępnij na innych stronach

Łączę się w bólu (czy raczej bulu). Te święta spędzam bez gorzały i jak na razie trochę się męczę. Po lesie ganiam z psem wiec trochę weselej i jest z kim pogadać ;-).

 

 

Może niektórych to zdziwi, ale ja psa nie posiadam, więc zmuszony jestem biegać indywidualnie.

Chociaż niedawno na bocznej ścieżce usłyszałem za sobą ciężki trucht. Początkowo myślałem że jeleń, więc się nawet nie oglądałem, bo byłem już na "ostatnich płucach" i zwyczajnie nie chciało mi się.

Ale nagle słyszę "chrum, chrum", przystaję i widzę że kuźwa dzik. Podbiegł jeszcze kilka metrów i stanął tak z może z 6-7 ode mnie. Miałem pistolecik gazowo hukowy, lecz nie wydał mi się odpowiednim orężem na tego bydlaka. Rozejrzałem się za składzikiem drewna albo dogodnym drzewem ale nic. Wokół tylko sosny z wysokimi koronami i cienkie tyczki młodych drzewek.

W dodatku zupełnie nie mam pojęcia jak należy walczyć z dzikiem. Co mu tam kopniak skoro pyska na codzień używa jako pługa.

Postaliśmy chwilę, i z pistoletem w dłoni zacząłem głośno śpiewać "Wstawaj strana agromnaja". Niezły kawałek na beznadziejne sytuacje. Jak ginąć to chociaż nastrojowo. Zwłaszcza że w "Krzyżakach" pamiętam że patriotyczne pieśni dodawały otychy przed walką.

Zaś dzik raczej negatywnie potraktował moje umiejętności wokalne, bo odwrócił się i podreptał w przeciwnym kierunku.

Wracać wolałem już inną drogą.

 

A właściwie to wie ktoś może na ile dziki stanowią realne zagrożenie ? Słyszałem opowieści mrożące krew w żyłach, o tym że potrafią odgryzać ludziom kończyny i zabijać w dzikim szale. Zwłaszcza samice z młodymi. Brzechwa również podejmuje ten problem literacko. Ale jakichś potwierdzonych tego typu zdarzeń to już nie.

No bo nie wiem czy się bać czy olewać następną razą.

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/91313-alkohol/page/4/#findComment-2455538
Udostępnij na innych stronach
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.