Firmy NAIM szczególnie przedstawiać nie trzeba – to jeden z kamieni milowych rynku Hi-Fi ostatniego półwiecza. Założona 1973 roku jako owoc prac Juliana Verekera, który nie będąc usatysfakcjonowany z jakości dźwięku oferowanego przez urządzenia studyjne i estradowe, postanowił na poczet własnych potrzeb, zaprojektować i skonstruować urządzenia wzmacniające sygnał. Tak w dużym uproszczeniu powstał pierwszy komercyjny model NAIMa, wzmacniacz NAP160.
Co ciekawe w tej konstrukcji (mającej za sobą prawie pół wieku) to fakt, że bardzo dużo rozwiązań wypracowanych wtedy, do dziś dnia praktykowane jest we wszystkich urządzeniach NAIM. Przykładowo, niedorzecznie przewymiarowane mocą trafo - obecnie jest to częsty zabieg w wysokiej klasy urządzeniach audio – ale pół wieku temu, wyglądało to jak wynalezienie na nowo koła. Skoro mowa o kole, to sam transformator jest typu toroidalnego, a to również odbiegało od trendów epoki, oczywiście największą zaletą takiego trafa to znacznie lepsza wydajność w porównaniu do klasycznego kształtkowego typu EI.
Kolejne rozwiązania, które później stały się wizytówką NAIMa, to kompaktowy rozmiar obudowy o bardzo grubych aluminiowych ściankach, pełniących funkcję solidnego ekranu, wejścia DIN z których NAIM bardzo długo nie mógł się rozstać, a także zielony kolor logo, które od pewnego momentu zaczęło być podświetlane.
Jednak prawdziwa rewolucja i główna innowacja jaką wprowadził NAIM, był bardzo przemyślany repertuar urządzeń oraz model sprzedaży, to dzięki temu, firma NAIM zapamiętana zostanie jako kamień milowy w świecie audio. Przede wszystkim NAIM od samego początku, bardzo konsekwentnie stawiał na zadowolenie klientów wynikające z możliwości skompletowania i rozwoju systemu w obrębie jednej marki. Bardzo rozbudowane możliwości ulepszeń krok po kroku, poprzez dodawanie zasilaczy, przechodzenie z systemów zintegrowanych na dzielone - bez potrzeby innych zmian w systemie.
Każdy sprzęt NAIM zachowywał tożsamy styl grania, więc zmiana jednego elementu na oczko wyższy model nie wiązała się z rozsypaniem całego systemu. Ponadto bardzo zwarte środowisko fanów NAIMa otrzymywało rady i gotowe rozwiązania bezpośrednio od producenta. Być może stąd te dziwactwa fanów marki, takie jak zostawianie sprzętu włączonego pod prądem bez przerwy, długie kable głośnikowe po 10 metrów na stronę (nawet gdy odległość kolumn tego nie wymaga), przewody DIN stosowane w XXI wieku, specyficzne podejście do stolików audio i wiele innych fanaberii.
Ale dzięki tym fanaberiom, osoby, które temu zawierzyły i konsekwentnie zastosowały, otrzymywały w pełni zgrywający i doskonale wyważony system audio. Nie musiały wzorem innych grup audiofili doktoryzować się z każdego aspektu składania systemu, nie musiały uczestniczyć w ślepych testach i porównaniach, wystarczyło, że zastosują się do modus operandi „Naimowców”, którzy po przeszło 50 latach wypracowali szereg sprawdzonych schematów i połączeń pozwalających zbudować doskonały system.
Przez wiele lat NAIM kojarzony był ze ścisłej współpracy z firmą LINN, bardzo często
elektronikę systemu stanowiły urządzenia NAIMa, a źródło analogowe, konkretnie gramofony stanowiły produkty LINNa. Te połączenie znakomicie się uzupełniało, jednak w pewnym czasie drogi obu firm nieco się rozeszły, urządzenia nadal dobrze się z sobą dogadywały, ale zarządy tych firm już nie. Zbiegło się to też z rewolucją plikową, której NAIM nie zlekceważył ani nie przespał. Jako jedna z pierwszych firm z ugruntowaną pozycją rynku, bardzo mocno wszedł w niedoceniany wtedy format. Od tego czasu minęło dwadzieścia lat i obecnie ciężko sobie nam wyobrazić, że można było ten format lekceważyć, jednak w okolicy roku dwutysięcznego mało kto go traktował poważnie. Zakładano, że pliki w czasach dominacji formatu MP3 nie mają do powiedzenia nic dla audiofila, a przechowywanie WAV na dyskach nie miało praktycznego uzasadnienia, a same pojemności dysków nie potrafiły podołać takiemu zadaniu. Więc zakładano, że w poważnym audio pliki nie mają czego szukać, co jak widzimy obecnie, nie do końca się sprawdziło.
Jednak nie chodzi tylko o same przejście z CD na pliki, a o streaming, który całkowicie zdominował rynek audio (pamiętajmy, że audiofile stanowią tylko mały procent tego rynku). Wydaje się, że z racji tego, że wiele uznanych firm już na starcie zlekceważyło pliki i w momencie, gdy świat został całkowicie spopularyzowany przez streaming muzyki, sporo z tych firm okazało się do tego całkowicie nieprzygotowane. Ale NAIM, który miał już podwaliny dawno za sobą, bardzo dobrze zaaklimatyzował się w nowej rzeczywistości.
Jednym z owoców takiego podejścia jest recenzowany przeze mnie Naim Uniti Atom.
To najmniejszy i najtańszy z serii zintegrowanych urządzeń All-in-one, to połączenie wzmacniacza, przetwornika DAC oraz streamera sieciowego. Wyższe modele (prócz większej mocy) posiadają jeszcze wbudowany czytnik CD.
Urządzenie prezentuje się bardzo dobrze. To nowoczesny design, wysokiej jakości wykonanie przypomina mi obu tych aspektach produkty Apple. Sprzęt jest niepozorny rozmiarem, zaskakuje natomiast dużą wagą. W środku (jak prawie w każdym sprzęcie NAIM) bardzo duży transformator toroidalny, a panele aluminiowej obudowy mają kilka milimetrów grubości.
Połączenie szczotkowanego czarnego aluminium, z błyszczącym czarnym akrylem, w który wkomponowany jest wyświetlacz oraz podświetlane logo wygląda bardzo efektownie. Na górze urządzenia znajduje się podświetlany dysk, którym regulujemy poziom głośności. Po wciśnięciu urządzenia w wąską szafkę, poradzić sobie możemy regulacją z pilota oraz z każdego urządzenia mobilnego z aplikacją NAIMa.
Pilot wykonany jest z czarnego błyszczącego akrylu, jest bardzo porządny, nie trzeszczy w rękach, nie waży też za dużo. Bardzo ciekawą funkcjonalnością jest czujnik dotyku, w momencie, gdy tylko weźmiemy pilot do ręki, ten się aktywuje i podświetla wszystkie przyciski. Pomimo tego, że z poziomu pilota mamy dostęp do sterowania wszystkimi funkcjami urządzenia, jest on czytelny i intuicyjny w obsłudze.
Na front panelu, prócz wyświetlacza i podświetlanego logo znajduje się podstawowe przyciski (m.in. on/off play/pauza), z drugiej strony umiejscowione zostało gniazdo USB oraz wyjście słuchawkowe mini-jack 3,5 mm.
Z tyłu jest już znacznie bardziej gęsto. Zasilanie oparte o gniazdo IEC, dwie pary wyjść głośnikowych, obok których widnieje ostrzeżenie, lecz nie ostrzegające by nie zwierać bieguna dodatniego z minusem (czego robić oczywiście nie wolno) lecz, by pod żadnym pozorem nie stosować innych wtyków bananowych (tylko takie podejdą), prócz tych dołączonych do zestawu przez producenta. Widocznie, inżynierowie z NAIM uznali, że ta informacja jest ważniejsza. Rzeczone wtyki, to znane od lat przez użytkowników NAIM, niklowane wtyki przypominające klasyczne bananki. Dalej znajduje się gniazdo Ethernet (oczywiście jest też możliwość podpięcia się do sieci przez WI-FI), kolejne gniazdo USB, gniazdo HDMI oraz aż trzy wejścia cyfrowe. Dwa optyczne oraz jedno standardu SPDIF.
Ostanie dwie pary gniazd analogowych, to wyjście z preampa (gdybyśmy chcieli puścić sygnał na zewnętrzną końcówkę mocy). Jest też przycisk wyboru uziemienia: domyślne lub pływające. Ten drugi wariant ustawiamy w sytuacji, gdy do wejść analogowych podpięty mamy odtwarzacz CD z uziemieniem. Wtedy należy odłączyć uziemienie w Unity Atom, by uniknąć pętli mas.
Funkcjonalność urządzenia i obsługa jest bardzo prosta. Uważam to za atut, wielu producentów uważa, że skoro streamer jest defacto komputerem, to za punkt honoru dają sobie udostępnić mnogość funkcji i konfiguracji na jaką pozwala takie urządzenie. A ja za bardzo nie wiem po co… By spędzać godziny na bezproduktywnym konfigurowaniu urządzenia? Tutaj mamy tylko podstawowe funkcje sprowadzające się do podłączenia z siecią i synchronizacją kont do serwisów streamingowych i dzięki temu dosłownie dwie minuty po pierwszym uruchamianiu wszystko mamy gotowe do skupienia się na słuchaniu muzyki.
Menu jest proste i czytelne, wybieramy źródło dźwięku: czy to zewnętrzny CD, czy jakieś urządzenie cyfrowe - jeśli chcemy korzystać z urządzeń zewnętrznych. Gramofonem możemy się wpiąć poprzez wejście analogowe, ale konieczny będzie do tego zewnętrzny preamp RIAA, lub gramofon posiadający taki na pokładzie. Jeżeli korzystamy ze streamera sterowanie odbywa się za pomocą aplikacji połączonej z usługą streamingu. Możemy też wysłać sygnał bezpośrednio z telefonu za pośrednictwem bluetooth.
Odsłuch Naim Uniti Atom dla osób, które z marką mieli wcześniej do czynienia będzie zgodny z przewidywaniami i oczekiwaniami jakimi można mieć od sprzętów z tej stajni. Pomimo małych rozmiarów i małej mocy, czujemy PRAT czyli pace, rhythm, and timing. W moim odczuciu to właśnie definiuje muzycznie markę NAIM i również w małym Atomie, bardzo wyraźnie można to odczuć. Te cechy charakteru dźwięku sprzyjają długim i wciągającym odsłuchom, nadając sprzętowi muzykalność nie wynikającą z docieplenia czy złagodzenia dźwięku, a kurczowym trzymaniu się rytmiki. Dzięki temu słucha się bardzo przyjemnie i angażująco z możliwością zachowania neutralnej barwy dźwięku – nie trzeba ich „dosładzać” bo i bez tego muzykalność jest wysoka, dzięki wysokiemu PRAT. Pozytywnie zaskoczyło mnie nasycenie i głębia wokali, której zwykle w urządzeniach z tego przedziału cenowego nie udało mi się zaobserwować.
Dyskusja na temat jasności przekazu czy równowagi tonalnej są bezzasadne. Gra to idealnie równym dźwiękiem. W żadnej chwili nie miałem wrażenia, że jest za dużo wysokich tonów, czy za mało basu – jest to idealnie wyważone. To w dużym stopniu zasługa zintegrowania kilku urządzeń w jednym, pozbawieniu go kabli sygnałowych i możliwości dostrojenia kilku urządzeń na raz. Efekt końcowy jest wyraźnie lepszy niż w przypadku jakiegokolwiek urządzenia dzielonego, gdzie jednak ciężko by zewnętrzny odtwarzacz czy preamp nie narzucał nieco ze swojego charakteru. To zalety urządzenia zintegrowanego all-in-one. Oczywiście takie zintegrowanie ma też swoje wady, wynikająca z rozmiarów niezbyt duża moc, wprawdzie mi nie doskwierała, przy 3 drożnej kolumnie 90dB Atom dawał radę, ale należy mieć na uwadze, że moc 40W nie wystarczy do każdej kolumny. Rozważyć należy też opłacalności zakupu urządzenia w sytuacji, gdy nie skorzystamy z jego funkcjonalności w pełni. Jeżeli potraktujemy go jako cztery oddzielne urządzenia, czyli: preamp, końcówka mocy, streamer sieciowy oraz DAC i podzielimy cenę końcową produktu przez cztery, otrzymamy bardzo dobrą relację jakości do ceny. Ale w sytuacji, gdy będziemy używać tylko jako wzmacniacz, a pozostałe elementy potraktujemy jako dodatki, warto rozważyć integrę NAIMa. Jeśli jednak wykorzystamy wszystkie funkcje ATOMa używając go jako streamer, skorzystamy z zewnętrznego DACa podpinając inne urządzenia z wyjściem cyfrowym (konsole, dekodery HDMI, TV itd.) otrzymamy bardzo funkcjonalny sprzęt w dobrej cenie.
Podsumowując, Naim Uniti Atom to bardzo ładny i funkcjonalny sprzęt. Gra dźwiękiem pozwalającym konkurować mu z dzielonymi sprzętami audiofilskimi, przy zachowaniu znacznie mniejszych rozmiarów i ceny. Moc 40W wystarczy do wysterowania sporej części mniejszych zestawów kolumnowych, gdyby to było za mało są też większe i mocniejsze wersje Atoma (80W). Każdy z nich ma wyjście na zewnętrzną końcówkę mocy, więc istnieje droga prostego rozwoju systemu poprzez dodanie zewnętrznej końcówki mocy. Myślę, że można uznać ten sprzęt za udany i dopracowany produkt, zresztą patrząc na zagraniczne forum NAIMa, po ilości użytkowników, widać wyraźnie, że sprzęt się przyjął. Gorąco polecam!
Dystrybucja FNCE https://www.fnce.pl
Cena: 12499zł
Do testów dostarczył www.audioformat.pl