Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Harman Kardon hd 710

ten cd gra bardzo miekkim brzmieniem jak na ten przedzial cenowy. W porownaniu z cd techniksa 490 i wyzszych budzetowych modeli brzmienie jest bardziej wypelnione , nie jest tak suche jak w techniksie, a jednoczesnioe wiecej slychac.Sluchanie muzyki staje sie przyjemnoscia a to najwiekszqa zaleta tego cd. Mozna sie wsluchac w dany instrument i w wirze wydarzen podoazac jego sladem, napewno sluchanie basu jest przyjemne slychac mocno i dokladnie ten instrument mozna bez problemu odroznic bass od kontrabasu co nie w kazdym cd jes ttak oczywiste.Srednica jest miekka i pozbawiona piasku ,wokale brzmia wyraznie i plastycznie (mozna sie zasluchac ),wysokie tony sa rozdzielcze (duzo bardziej niz w innych cd niekoniecznie tanszych ).Ogolnie scena jest poukladana a stereofonia czasem zaskakuje dzwiekami jakby z innego pomieszczenia.To tye-polecam z czystym sercem tego cdeka ale wystrzegajcie sie zjechanych na maxa starych modeli kupionych na allegro (czesto sa rozkrecane buczy w nich szuflada itd...)


QED X-Tube XT-300

Ten kabel ma w sobie coś, co Anglicy nazywają "presence". Intrumenty i głosy wokalistów stają się żywe, naturalne, płynne, obecne, chce się ich słuchać nie wchodząc w szczegóły, nie analizując niuansów, a po prostu ciesząc się muzyką. Kreacja przestrzeni jest wzorcowa, XLO PRO 600 jeśli chodzi o przestrzeń to nie ta liga, może dopiero Tara Labsy. Ilość szczegółów jest niesamowita, jednakże odnoszę wrażenie, że te spektakularne efekty odbywają się po prostu przez delikatne podkreślenie wysokich zakresów. Negatywną stroną takiej prezentacji jest to, że intrumenty tracą troche na masie, wypełnieniu, jednak zyskują na "obecności". U mnie z interconnectem Axiom, który także odchudza, efekt ten się kumuluje, w innym systemie może być mało zauważalny. Bas jest OK, schodzi gdzie trzeba i ma kontrolę, nie jest to jednakże poziom kabli dużo droższych. XLO PRO 600 potrafi mocniej przywalić! Podsumowując kabelek może w znakomity sposób ożywić systemy "zmulone" lub zbty mocno nasycone nie dodając przy tym ostrości.


Sennheiser HD-595

Potrzeba zanabycia porządnych słuchawek była chyba naturalnym odruchem każdego, komu słoń na ucho nie nadepnął. ;) Kupione jakiś czas temu UR-40 spełniły swoją rolę, nawet z nawiązką. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia...   Wybór ograniczyłem do słuchawek firmy Sennheiser. Koss'y w podobnej klasie odsłuchiwałem jakiś czas temu i ani trochę mi nie leżały. Podobnie jak Beyerdynamiki. Te naprawdę fajnie niestety były zbyt drogie. Przyjrzałem się więc Sennkom.   Przerzuciłem kilka modeli i w zasadzie nie miałem wątpliwości. HD-595 najbardziej pasowały do mojej muzyki. Nie ukrywam, że szukałem czegoś, co oferowałoby dźwięk "Paradigm-style". Czy to dobrze, czy źle - nie wiem. Mnie po prostu taka definicja dźwięku bardzo odpowiada. Dynamicznie, czasem ostro, porządna dawka sprężystego i szybkiego basu, brak wwieracania się w uszy wysokich tonów. Wiem, powtarzam się, bo podobne rzeczy piszę przy każdej swojej recenzji. No, cóż... Przyczyna zapewne jest opisana dwa zdania wcześniej... ;)   W ramach testowania wzmaka słuchawkowego podpiąłem HD-595 bezpośrednio do laptopa. Oj, nie było to miłe doświadczenie. Cichutko jeszcze OK, ale im głośniej, tym gorzej. Takie słuchawki zdecydowanie nie powinny pracować bez wzmaka na tak słabym źródle.   Dodatkowym atutem HD-595 jest komfort ich użytkowania. Miękkie nauszniki, niewielki nacisk na głowę, niezbyt duża masa (aczkolwiek kilka dni czułem kark po przesiadce z leciutkich UR-40), zero jakiegokolwiek trzeszczenia. Trochę jeszcze mi przeszkadza poskładany kabel, kóry nie zdążył się póki co rozprostować. Czasem za coś zawadzi i niespodzianka gotowa. Ale to zapewne kwestia czasu. :)   I na koniec ostatnia sprawa. Słuchawki z założenia miały mi służyć do pracy. No i tu się trochę przejechałem. To, że w bardzo niewielkim stopniu eliminują dźwięki z zewnątrz, to nie jest problem - pracuję z ludźmi kulturalnymi ;), więc problem nadmiernego hałasu w pokoju nie istnieje. Więcej kłopotów sprawia równie mizerne tłumienie muzyki - wystarczy podkręcić głośność tylko odrobinę bardziej niż "bardzo cicho" i już wszyscy dookoła wiedzą, czego słucham. Gdy ogólnie panuje cisza, to takie coś oczywiście przeszkadza. Tak więc HD-595 używam gdy nikogo nie ma ;), albo gdy słucham kawałków spokojnych. Natomiast gdy przychodzi pora na trochę "kopa", wracam do UR-40. Mimo iż również otwarte (chociaż chyba Koss określa je jako "pół-otwarte", cokolwiek by to nie znaczyło), to jednak izolacja akustyczna na zupełnie innym poziomie.   Podsumowując - HD-595 to świetne słuchawki. Myślę, że jak na razie moje docelowe. Ciężko chyba znaleźć coś definitywnie lepszego w cenie nie przyprawiającej o nerwowy chichot. Do pracy będą rewelacyjne jak ktoś jest dyrektorem i ma własny gabinet. ;) A do zastosowań domowych na pewno idealne.


Tara Labs Axiom

Gdy wpialem interconnect Tara Labs, w moim umysle pojawilo sie momentalnie skojarzenie: chirurg! Kabel gra bowiem z "chirurgiczna" precyzja. Nie ma tutaj chaotycznej masy dzwieku, kazdy instrument zna swoja wielkosc i miejsce w przestrzeni. Czas wybrzmiewania jest bardzo krotki, wrecz punktowy. Lokalizacja na scenie? Doskonala. Neutralnosc? Doskonala. Sluchajac tego kabelka z radoscia zauwazalem pojawianie sie nowych dzwiekow, smaczkow, subtelnosci, ktore wczesniej gdzies tam byly ukryte, pozostawaly w tle, Tara natomiast wszsytko wyciaga - pokazuje na dloni, jednakze bez "czarowania", ktore tak lubie. Slucham sobie i wszystko jest na najwyzszym poziomie: czyste, neutralne, precyzyjne. Jeden, dwa, trzy. Pauza. Cisza. Wszsytko jak w szwajcarskim zegarku. Zaczynam sie jednak zastanawiac, czy o taki sposob prezentacji wlasnie mi chodzi. Moj prosciutki XLO PRO 150 nie byl tak neutralny, szczegolowy, mial w sobie jednak pewien czar, ciepelko, wokale moze byly zabarwione, ale chyba przyjemniejsze w odbiorze. Sam sobie zadaje pytanie: o co chodzi w tym calym audiofilizmie? O to by byc jak najblizej prawdy czy o to by czerpac przyjemnosc ze sluchania muzyki. Jesli chodzi o prawde - to Axiom jest strzalem w dziesiatke!


Beyerdynamic Premium DT880 Edycja 2005

Beyerdynamic Premium DT880 (edycja 2005) to najnowsze wcielenie flagowców. Choć aktualnie Firma przesunęła Premium DT990 na pierwsze miejsce pod względem ceny (1300zł) to 880tki pozostają nadal top-modelem i wizytówką. Nowe Beyery opakowane są teraz w etui z naturalnej skóry, czarne. Wewnątrz znajduje się wyprofilowana wkładka z gąbki. Etui zamykane jest zamkiem błyskawicznym. Same słuchawki zmieniły nieco swój „image”. Muszle zrobione są teraz częściowo z aluminium, ich kształt nieco się zaokrąglił. Muszle pozostały takie same. Są ze srebrzysto-szarego aksamitu. Pałąk też nieco przemodelowano, jest teraz bardziej elegancki. Nareszcie doczekaliśmy się prostego, 3m, kabla. W poprzednim wcieleniu „kręcony” kabelek dawał w kość sciągając słuchawki z głowy… Przedłużacz nie jest teraz dostarczany. Na końcu kabla mały jack z nakręcaną redukcją. Jakość wykonania jest, jak to u Beyerdnamica, nadzwyczajna. Materiały to metal i plastik najwyższej jakości. Nic nie trzeszczy, ustawienia są pewne. Komfort noszenia bardzo dobry (jedynie Senny HD 570/590 są ciut wygodniejsze). Niemniej spędzenie w nich np. czterech godzin oglądając długi film spowoduje jedynie to, że zapomnimy że są na głowie. Mimo że jest konstrukcja półotwarta izolacja akustyczna jest bardzo mała. Również dźwięki otoczenia są dobrze słyszalne wewnątrz. Dla mnie jest to ważna sprawa ponieważ nie lubię izolować się od świata. Wentylacja wynikająca z tego typu konstrukcji zapewnia doskonały komfort dla ucha. Podsumowując: kupując PremiumDT880 otrzymujemy wyrób znakomicie wykonany, noszący znamiona dyskretnego luksusu. Żadnych złoceń i taniego blichtru. OK., wyglądają świetnie ale jak grają ? Moje wrażenia odniosę do Beyerów DT990Pro i Sennów HD590. Pierwsza, nie zawsze oczywista rzecz to wygrzanie słuchawek. Wyjęte prosto z pudła brzmią nie do przyjęcia. Krótki, tekturowy bas i straszne, metaliczne soprany. Więc rozgrzewka… Po 72 godzinach już da się słuchać. Pierwsze wrażenia to…brak wrażeń. Przestrzeń kreowana jest generalnie na boki, nie do przodu. I jest to dobra słuchawkowa przestrzeń. Słuchawki z łatwością odtwarzają akustykę rejestracji. W bezpośrednim porównaniu do 990tek dźwięk jest spokojniejszy, nie epatuje basem. Uspokajam, bas jest, i to jaki ! Schodzi bardzo głęboko lecz jest liniowy. Akustyczne instrumenty basowe brzmią fantastycznie, okraszone wszystkimi dźwiękami towarzyszącymi szarpaniu strun. Elektronicznie generowane basy mają dobre wypełnienie – Massive Attack słucha się z przyjemnością. 990 operują basem jak kafar, 880 to „delicate sound of thunder” jakby to powiedzieli Pink Floyd. Bas jest nieco podobny do HD590, ale niżej schodzi. A to soprany to poziom olimpijski. Nasycenie szczegółami jest nieprawdopodobne, ale nie męczące. Tu nie ma co bić piany, to trzeba posłuchać. Został środek. Wokale są bardzo gorące i sexi. Instrumenty akustyczne w tym zakresie brzmią bardzo naturalnie. Dynamika makro i mikro to niemal referencja. Czyżby słuchawki bez wad ? Dla mnie tak. Ceny. W odniesieniu do cen np. Sennheisera są one korzystne. DT880 w edycji 2005 są konkurentem Sennów HD650. A ile kosztuja HD650 każdy wie… Jedna uwaga - wzmacniacz słuchawkowy obowiązkowy.


QED X-Tube XT-300

Ten kabel ma w sobie coś, co Anglicy nazywają "presence". Intrumenty i głosy wokalistów stają się żywe, naturalne, płynne, obecne, chce się ich słuchać nie wchodząc w szczegóły, nie analizując niuansów, a po prostu ciesząc się muzyką. Kreacja przestrzeni jest wzorcowa, XLO PRO 600 jeśli chodzi o przestrzeń to nie ta liga, może dopiero Tara Labsy. Ilość szczegółów jest niesamowita, jednakże odnoszę wrażenie, że te spektakularne efekty odbywają się po prostu przez delikatne podkreślenie wysokich zakresów. Negatywną stroną takiej prezentacji jest to, że intrumenty tracą troche na masie, wypełnieniu, jednak zyskują na "obecności". U mnie z interconnectem Axiom, który także odchudza, efekt ten się kumuluje, w innym systemie może być mało zauważalny. Bas jest OK, schodzi gdzie trzeba i ma kontrolę, nie jest to jednakże poziom kabli dużo droższych. XLO PRO 600 potrafi mocniej przywalić! Podsumowując kabelek może w znakomity sposób ożywić systemy "zmulone" lub zbty mocno nasycone nie dodając przy tym ostrości.


XLO Pro 600

Sucho, sucho i jeszcze raz sucho. Gdybym słuchał dłuzej tego kabla, umarłbym na suchoty. Dzwiek jest matowy i bez duszy, jednakże bardzo detaliczny, neutralny i znakomicie prezentujący bas. Bas schodzi nisko i jest wzorcowo kontrolowany. Kreowanie przestrzeni na dobrym poziomie, ale nie jest to jeszcze Tara Labs czy chocby tanie QEDy. Ogolnie podejrzewam, ze ten kabel moze zagrac znakomicie w innych systemach. W koncu te wszystkie pozytywne opienie nie biora sie z nikąd. U mnie jednakże zaprezentował się sucho i matowo, choc ogolnie poprawnie.


Tonsil sd 426

1. Budowa, walory użytkowe.   Tonsil Sd 426 to słuchawki dynamiczne wokółuszne otwarte - od dłuższego czasu najlepszy model oferowany przez wrzesińską firmę. Obecnie słuchawki sa produkowane przez jedną ze "spółek córek" Tonsilu, która po kilku latach wznowiła ich produkcję. Obecnie produkowana wersja różni się od poprzedniej wykończeniem - poduszki wokułuszne są pokryte czarnym materiałem, a nie jak dotychczas purpurowym. Moim zdaniem dzięki temu zabiegowi słuchawki zyskały na elegancji, choć niektórym mogą wydawać się nieco "smutne". Zmiany zaszły podobno takze w środku - usunięto problem trzeszczących przetworników - prawdziwej zmory nabywców oststnich serii pierwszej wersji Sd426. Design natomiast nie uległ zmianie, czyli dalej po wyciągnięciu słuchawek z pudełka mamy realne podstawy do zastanawiania się, czy obudowa nie pochodzi czasami z okresu PRLu. Słuchawki nie są ani trochę podobne do nowoczesnych Technicsów czy philipsów z podobnej klasy cenowej - są zrobione z czarnego plastiku, a pałąk łączący jest stalowy. Miękki pasek zamocowany na ruchomych (przesuwanych) elementach plastikowych (chyba najbardziej atrakcyjny element słuchawek) umożliwia regulacje wysokości. Słuchawki mają takze pewną ograniczoną ruchomość, choć można je tylko zginać w osi poziomej. O obrotach w osi pionowej można od razu zapomnieć, bo producent nie przewidział takiej opcji. Kabel doprowadzajacy sygnał wchodzi do jednej ze słuchawek (lewej), co do pewnego stopnia ułatwia eksploatację. Jakość kabla jest dobra, choć jest to dokładnie taki sam kabelek, jaki można znaleźć w Unitrowskich słuchawkach i interkonektach - taki kanciasty z podłużnymi wystającymi paskami. Nie jest to jednak powód do wstydu, bo sam kabel w sumie nie wygląda aż tak źle, a obie żyły są lepiej od siebie odizolowane - niby przy takich natężeniach prądu nie jest to ważne, ale jakiś minimalny wpływ na pewno ma. Dużo gorzej jest natomiast z tym, co znajduje się na końcu kabla. Jest to nibt duży jack, ba, nawet pasuje do takiego gniazdka, ale jakoś nie bardzo przypomina tego typu wtyki u konkurencji. Po dłuższych oględzinach dochodzimy jednak do wniosku, że kształt wtyczki jednak się zgadza. Nie zgadza się natomiast kolor, który jest w zasadzie szary, ale jakby z lekką nutką zieleni. Tak to już chyba faktycznie pochodzi z PRLowskich zapasów. Sprawa paskudna o tyle, że niejednokrotnie w słuchawkach z przedziału do 100zł znajdujemy piękny złocony wtyk. Zastosowana przez tonsil wtyczka ma jednak także zaletę - jest rozkrecalna, czyli w razie potrzeby można zawsze sprawdzić stan styków np po zbyt mocnym szarpnięciu, które chyba każdemu się kiedyś przytrafiło. Po wnikliwych oględzinach zakładamy słuchawki na głowę i tu pojawia się nowy problem: słuchawki wcale nie chcą się poddać tak łatwo jak modele innych firm - walczą na wszelkie sposoby - najpierw trzeba je rozsunąć, z czym nie ma problemu, ale jak uż tego dokonamy, musimy przygotować się na ciąg dalszy. Otóż rozwścieczone porażką urządzenie chce teraz w ramach kary za wszelką cenę zmiażdżyć użytkownikowi głowę. Docisk jest mocny, zwłaszcza po doświadczeniach z "delikatnymi" Philipsami, co oczywiście ma też swoje dobre strony - słuchawki pewnie trzymają się głowy i dobrze izolują uszy od dźwięków z zewnątrz. Jednakże na dłuższą metę duży nacisk połączony ze sporą masą słuchawek może powodować dyskomfort. Dodatkową wadą słuchawek jest też niewątpliwie fakt, że cena poszła w górę i to znacznie, choć z drugiej strony wolę droższe i bezawaryjne - jeśli będą długo grały - zero pretensji.   2. Brzmienie.   Słuchawki Sd 426 nie są urządzeniem miłym w obsłudze, jednakże już po włączeniu pierwszej płyty staje się jasne, że warto z nimi powalczyć. Słuchawki grają niezwykle jak na tę klasę cenową "dojrzałym"dźwiękiem. Brzmią czyściutko i dosyć ciepło, nie ma w ich brzmieniu śladu agresji. Poszczególne instrumenty brzmią naturalnie, a każdy dźwięk ma odpowiednią "masę" przy zachowaniu dużej przejrzystości średnicy, co na pewno zasługuje na pochwałę. Bas jest dobrze kontrolowany, obszerny i schodzi bardzo głęboko - często zaskakuje słuchającego. Uderzenia w bębny są nie tylko słyszalne, ale nawet prawie odczuwalne,mimo braku ruchu powietrza wokół - efekt jest niesamowity. Minimalne zastrzeżenia można mieć jedynie do nieco wyższego basu, który może czasem nieco zafałszować, choć tak naprawdę się czepiam, bo to jest nic w porównaniu nawet do kolumn KEF iQ3. Górna częsc pasma sprawia wrażenie nieco wycoanej, jakby schowanej za niższymi rejestrami, co wcale nie ogranicza jej detaliczności. Mimo mniejszej ilości góry słychac więcej szczegółów niż w przypadku wspomnianych KEFów czy agresywnie grających Philipsów. Jak to możliwe? Przetwornik po prostu lepiej różnicuje sygnały (jeszcze raz duże brawa). A skoro dobrze różnicuje, to wreszcie dokładnie słyszalna jest różnica miedzy poszczególnymi dźwiękami, zwłaszcza z zakresu właśnie wysokich tonów - chodzi o wszelkie trzaski, chrupnięcia, no i oczywiście talerze, choć tym oststnim czasem nieco brakuje "zdrowej" agresji - brzmienie blach piękne, ale i grzeczne, ułożone. Sd 426 to nie są słuchawki dla młodzieży chcącej ostrej, agresywnej góry. tym bardziej, że mała moc słuchawek ogranicza nieco dostępne poziomy głośności, a wkładkę łatwo uszkodzić mechanicznie przez podanie zbyt dużej mocy lub przez mocniejsze uderzenie. Nie znaczy to wcale, ze Sd 426 nie nadają się do rocka, owszem, nadają się i to bardzo - stanowią ciekawą alternatywę dla typowego, ostrego, najeżonego cykaniem brzmienia, moim zdaniem z korzyścią dla tych piosenek. Do mankamentów brzmienia Sd426 należą wspomniane już minimalne problemy z basem oraz niewielkie odstępostwa od neutralności, co oczywiście w tej klasie cenowej nie jest niczym przerażającym. Należy także bardzo uważać na urządzenia towarzyszące - Sd 426 potrzebują przyzwoitego wzmacniacza słuchawkowego. U mnie dopiero z Sony zagrały jak należy. Z Technicsem pojawiły się problemy z basem w postaci megakluchy na dole, co akurat należy do charakteru brzmienia tego wzmacniacza (nie jest jednak tak drażniące, choć nie mniej odczuwalne przy odsłuchu monitorów, które nie mają tyle dołu). O efektach współpracy z CD 753 Philipsa po podłączeniu do gniazda w odtwarzaczu już lepiej nic nie mówić - wzmacniacz słuchawkowy jest tam raczej walkmanowy - zbudowany na płytce 3x3cm i do tego tani, także raczej ciężko brać go pod uwagę w kategoriach Hi-Fi - brrrr...paskudztwo. Podłączone do dobrego urządzenia Sd426 rozwalają jednak większość potencjalnych konkurentów - ciężko im zagrozić.   3. Parametry. (*- dane producenta)   Teraz czas na nieco techniki :). Słuchawki wykorzystują 1.5-calową ultracienką polimerową membranę napędzaną podobnej wielkości magnesem wykonanym ze stopu neodymu, żelaza i boru*. Cewka drgająca jest wykonana z cienkiego drutu aluminiowego*, dzięki czemu jest bardzo lekka, ale ma takze brzydką skłonność do pękania przy mocniejszym uderzeniu zwłaszca w boczną część słuchawki (tj od strony magnesu). Nie wiem, czy wytrzymałość cewek obecnie montowanych jest wyższa, czy nie, nie zamierzam tego sprawdzać. Słuchawki cechuje mała moc - zaledwie 100mW* - i mała (jak na słuchawki) efektywność - 96dB(500Hz 1mW)* oraz bardzo wysoka impedancja znamionowa - 600 omów*. Pasmo przenoszenia słuchawek jest szerokie - 10Hz-25kHz*, szkoda tylko, że nie ma podanego spadku. masa słuchawek wynosi 290g*.   4. Konkluzja   Karta informacyjna kończy się życzeniami przyjemnego użytkowania słuchawek - miło. Biorąc pod uwagę brzmienie Sd 426, życzenia te mają uzasadnione podstawy, pod warunkiem jednak, ze faktycznie wzrosła bezawaryjność tych słuchawek. To, dlaczego na początku XXI wieku wciąż nie da się choć trochę unowocześnić designu słuchawek pozostanie pewnie tajemnicą firmy. Z jednej strony jest to niedorzeczne biorąc pod uwagę wygląd słuchawek konkurencji, ale z drugiej strony jeśli ze zmianą obudowy miałby wiązać się wzrost ceny - moze niech już zostanie tak jak jest. Bo jest bardzo dobrze.


Tara Labs Axiom

Gdy wpialem interconnect Tara Labs, w moim umysle pojawilo sie momentalnie skojarzenie: chirurg! Kabel gra bowiem z "chirurgiczna" precyzja. Nie ma tutaj chaotycznej masy dzwieku, kazdy instrument zna swoja wielkosc i miejsce w przestrzeni. Czas wybrzmiewania jest bardzo krotki, wrecz punktowy. Lokalizacja na scenie? Doskonala. Neutralnosc? Doskonala. Sluchajac tego kabelka z radoscia zauwazalem pojawianie sie nowych dzwiekow, smaczkow, subtelnosci, ktore wczesniej gdzies tam byly ukryte, pozostawaly w tle, Tara natomiast wszsytko wyciaga - pokazuje na dloni, jednakze bez "czarowania", ktore tak lubie. Slucham sobie i wszystko jest na najwyzszym poziomie: czyste, neutralne, precyzyjne. Jeden, dwa, trzy. Pauza. Cisza. Wszsytko jak w szwajcarskim zegarku. Zaczynam sie jednak zastanawiac, czy o taki sposob prezentacji wlasnie mi chodzi. Moj prosciutki XLO PRO 150 nie byl tak neutralny, szczegolowy, mial w sobie jednak pewien czar, ciepelko, wokale moze byly zabarwione, ale chyba przyjemniejsze w odbiorze. Sam sobie zadaje pytanie: o co chodzi w tym calym audiofilizmie? O to by byc jak najblizej prawdy czy o to by czerpac przyjemnosc ze sluchania muzyki. Jesli chodzi o prawde - to Axiom jest strzalem w dziesiatke!


Audio Academy Helen

Konstrukcja: dwudrożny monitor z przednim bass-refleksem, Vifa PL18 + Scan Speak D2010. Nietypowa częstotliwość podziału, nie czuję się kompetentny aby o tym dyskutować.   Punkt G ;) osiągnąłem w miejscu dla mojego pokoju "zwykłym" - krótka ściana (3.5m), 1.5m od ściany tylnej, po 80cm od bocznych. Osie tweeterów skrzyżowane nieco za słuchaczem. Zauważyłem większą czułość na skręcenie w porównaniu do Phonarów P-20S. Precyzyjne ustawienie skręcenia i pozycji słuchacza wielce wskazane. W dopasowaniu napędu pierwszy raz zdarzyło mi się stwierdzić, że tryb triodowy mojego Sparka gra lepiej niż pentodowy - być może złożenie dwóch "wykopów" nie wyszło dźwiękowi na dobre. A tak mityczna "muzykalność" zawitała w tym tymczasowym systemie z pełną krasą.   Odsłuch: miałem na niego jedynie pół dnia, więc wszystko musiało przebiegać według ściśle określonego planu. Na początek - badanie stereofonii (Assad/Solo, McFerrin/Medicine Music), rezultat dobry, choć nie rewelacyjny. Inna sprawa, że owa "rewelacyjność" w tym aspekcie często jest nienaturalna, czego doświadczam teraz, w okresie przejściowym, używając jako kolumn satelit KD na 10cm wooferach w zamkniętej obudowie :-))) Głos Badi bardzo mi się podobał, Bobbiego nieco mniej, ale kładę to na karb nieco rozbuchanych oczekiwań. Usiłowałem sprawdzić to dodatkowo Hookerem (Healer), śpiewając ładnie był jednak trochę za Santaną schowany. A może tak powinno być?   Szok (w sensie pozytywnym) przyszedł z Cum sancto spiritu (Msza H-Moll Bacha pod Herreweghe, HM), to było zaiste Wielkie, Święte i Wgniatające-W-Fotel, skala dynamiczna i scena największa jaką do tej pory udało mi się wycisnąć z mojego poddasza. Plany, maestria głosów, nic nie ginie, dowód istnienia przeprowadzony. Po prostu piękne. Idąc za ciosem, OST Draculi Kilara (Vampire Hunters) wypadł równie przekonywująco. Inflammatus et accensus w wykonaniu duetu Hennig/Jacobs potwierdził moje przekonanie, że pięknie zrealizowany głos i dobre kolumny mogą wprowadzić nas na bardzo wysoki poziom audiofilskich uniesień. Bobby, musisz zatrudnić gości z HM ;-)   Próba fortepianu wypadła ponadprzeciętnie dobrze - zarówno Yundi Li (Liszt) jak i Jarrett (Standards 1 i 2) wypadli świetnie. W tym ostatnim przypadku śledziłem jednak szczególnie pracę DeJohnette - D2010 tez powinien być doceniony. I w tej aplikacji został. Zabójcze dla większości tweeterów So Tender tu wreszcie zagrało. Wróciłem na chwilę do Liszta - La Campanella zabrzmiała diamentowo, bo powiedzieć perliście to trochę za mało.   Wróćmy może trochę na ziemię: bas z Rimshot: ok, brak ograniczeń, pokój podbił co musiał, nic się nie rozlało. Rockit Hancocka wysadza szyby jędrnością beatu, Schism Toola wypadł najlepiej z wszystkich moich dotychczasowo odsłuchiwanych kolumn (były wśród nich kolumny trzykrotnie droższe, z dobroci serca nie wspomnę jakie). Wyznaję dość kontrowersyjny pogląd, że przyjemność jaką czerpiemy ze słuchania podobnej muzyki jest prostym i bezpiecznym testerem klasy kolumn i nie uznaję zdania "to audiofilskie kolumny, ciężkiego rocka nie zagrają". To cienizny są po prostu, Panie i Panowie, z mitologią dorobioną przez Ziutka z marketingu.   Żonuś zaczął niestety znacząco pokasływać, więc na szybko wrzuciłem jeszcze dwa świeżutkie SACDy: Mutter/Carmen Fantasies i Bezaly/Flute Concertos aby ocenić, czy to co mam zakodowane w głowie jako skrzypce i flet brzmi. Naprawdę ładnie, ciepło, miło i kolorowo. Jeszcze na zakończenie trąbka Milesa i mogę już powiedzieć - bardzo fajna rzecz.   Dalej już mogłem zrobić tylko jedno: sprawdzić jak grają cicho. Bardzo fajnie, a bałem się że urok stracą. Scary Monsters zabrzmiało jak powinno - jest dobrze. Mogłem iść spać spokojnie, jest pierwszy mocny kandydat.   Muszę usprawiedliwić się z tej gwiazdki mniej w kategorii jakość/cena. Polski produkt - nazwijmy to szczerze - manufakturalny, bez zaplecza marketingowego, bez specjalnego wsparcia ze strony naszej audiofilskiej prasy - może bronić się tylko w ten sposób, że będzie tani, dobry i możliwie docelowy. Życzę Producentowi osiągnięcia tych cech tak, aby i jemu się to opłaciło. Szczególnie ta docelowość jest dla mnie ważna - klientowi z wysokiego poziomu cen spada się boleśnie.


Philips 963SA

Ponieważ odtwarzacz dvd musi być dla mnie odtwarzaczem płyt cd to w swojej opinii skupiam się głównie na podstawowych funkcjach Zanim trafił do mnie mój egzemplarz to znałem ten odtwarzacz ze wcześniejszych odsłuchów, gdyż posiada go jeden z moich znajomych. Do momentu namówienia kolegi na przeniesienie jego odtwarzacza do mnie wydawało mi się że posiadany wówczas przeze mnie HKdvd22 jest bardzo dobrze grającym odtwarzaczem dvd. Niestety prawda okazała się brutalna i 963SA zmasakrował Harmana pierwszymi dźwiękami. Gra niesamowicie lekko, przestrzennie nie tracąc przy tym rytmu i bez problemu potrafi zejść w niskie rejestry. Zdecydowałem wtedy, że zmieniam HK na Philipsa ale kupić go za rozsądne pieniądze to nielada sztuka. W między czasie natrafiłem z Samsunga HD945, który mnie również zaskoczył przy odtwarzaniu płyt z CD. Skoro nie ma Philipsa to będzie Samsung. HD945 miał troszkę techniczne brzmienie i lekko „krzyczał” ale po namowach jednego z forumowiczów zacząłem go przerabiać. Nastąpiła znaczna poprawa. Wszystko fajnie, przeróbki w toku, aż tu do mnie przez przypadek trafia 963SA. No i jest dzięki temu szansa na konfrontacje, tyle że Philips jest w wydaniu fabrycznym, a Samsung ma wymienione opa oraz kondy wokół DAC’a. Okazało się, że oba grają bardzo dobrze. A nawet bardzo, bardzo dobrze jak na dvd w cenie ok.500zł. I do tego na tyle podobnie że „na ślepo” nie jestem w stanie ocenić, który gra. Nie jestem poza jednym przypadkiem: średnio nagrana płyta i w Philipsie włączony upsampling. Wtedy to głuchy by usłyszał, że Philips gra lepiej. Ta funkcja mnie zaskoczyła totalnie. Muszę jednocześnie wyrazić wielkie zdziwienie, że użytkownicy Philipsa narzekają na jego napęd. U mnie czyta wszystko. Nie wiem czy to fuks ale tak naprawdę nie miałem problemu z żadną płytą. Owszem czasem potrafi „pomyśleć” 5 sekund zanim pozwoli odpalić płytę ale potem idzie bez problemów. Philips jak na dvd jest olbrzymi. Nie mam dla niego już miejsca na stoliku pod TV i póki co stoi na podłodze. Waga też przyzwoita a jego sam wygląd powoduje, że ma się zaufanie do dźwięku. Samsung przy nim to jakiś badziew z Tesco. Lekki i tandetny. Zdenerwował mnie natomiast pilot od Philipsa. Co nacisnę Play to mi się włącza telewizor. W kosmos można wylecieć. Muszę wyłączyć recznie telewizor zanim zacznę się bawić w odsłuchy. Tyle o dźwięku. Teraz troszkę o obrazie. Odtwarzacze mam u siebie podłączone do telewizora przez wyjście SCART i korzystam ze zwyczajnych kabli. Najlepszy obraz jaki do tej pory u siebie widziałem gwarantował mi wspomniany wcześniej Harman Kardon dvd22. Potem bym uplasował Philipsa, tyle że w nim muszę dość głęboko pomyszkować w menu aby ustawić pożądane parametry obrazu. Samsung niestety nie ma możliwości regulacji obrazu i przez to posiada najwięcej niedociągnięć choć ustawieniami telewizora można dużo poprawić. Co ciekawe Philips, który do mnie trafił w stosunku do egzemplarza kolegi ma dość rozbudowane menu. Nie mam pojęcia czym różniły się poszczególne wersje softu ale wychodzi na to, że można zmieniając oprogramowanie wycisnąć z tego odtwarzacze jeszcze nie jedną fajną funkcję. Odtawrzacz czyta mp3 natomiast nie obsługuje jpegów - szkoda.   Niestety nie udało mi się go sprawdzić w odczycie płyt SACD a podobno wtedy dopiero robi się cudacznie......


Primare PRE 30

PRE 30 to jedyny przedwzmacniacz stereo w ofercie Primare, ale za to wywodzi się z flagowej serii 30. Budowa jak to u Primare - pancerna, gruba obudowa, 3 solidne nóżki, w srodku brak połączeń kablowych, montaż SMD, duże trafo 100 VA, mnóstwo małych kondensatorów o łącznej pojemności 23.000 mF, znakomita cyfrowa regulacja głośności - drabinka rezystorowa dająca wzorcowe zrównoważenie kanałów. Preamp pod względem technicznym jak i funkcjonalnym prezentuje się okazale: wysoki S/N przyczynia się do osiągnięcia bardzo dobrej dynamiki i jakości dźwięku już przy cichym słuchaniu, obsługa jest intuicyjna - poza wejściami/wyjściami XLR mamy poczciwe RCA w tym dwa komplety RCA Pre OUT do łatwego bi-ampingu, wyświetlacz skali głośności możemy wyłączyć, można także zmieniać czułość wejść w granicach +/-20 db, a także podłączyć zewnętrzny procesor kina domowego przez tzw. przelotkę AV, co było nieocenioną zaleta w moim przypadku. Od strony dźwiękowej Pre 30 w połączeniu z końcówką mocy A 30.5 nie mozna nic zarzucić - brzmienie jest dynamiczne, nie męczące, szczegółowe i transparentne, podparte kontrolowaną podstawą basową - bas jest twardy i punktowy - uderza szybko z ogromną siłą, uwagę zwraca znakomita przestrzenność przekazu, przekaz jest gładki, ale barwy lekko schłodzone, ale to już charakter końcówki Primare, której preamp nie zmienia będąc przeźroczystym elementem systemu, a trzeba dodać że i tak udało mi się nieco "nasycić" srednicę oraz uporzadkować i wygładzić dźwięk poprzez zastosowanie sieciówek Bartka1 jak i Vincenta. W skrócie: solidny preamp za rozsądne pieniądze, doskonale wykończony i niezawodny.


Jolida JD801S

Po moich poszukiwaniach wzmacniacza, który byłby w stanie zapewnić mi dobrą "obsługę" dla mojego Lektora ostatecznie się zdecydowałem na Jolidę JD801S, choć brałem pod uwagę również Cayina A-88T.   Dlaczego wybrałem Jolidę? - ze względu na dużo niższą cenę w stosunku do Cayina - Cayin A-88T to Spark 765A tylko tyle, że w nowej budowie i z pilotem - słyszałem już wcześniej Jolidę 502S i bardzo ale to bardzo spodobało mi się jej brzmienie   Plusy Jolidy: - duża moc - świetna szczegółowość - bardzo neutralnie grający wzmak (a tego szukałem) - brzmienie, które jest pomiędzy dobrym tranzystorem a niezłą lampą - znakomicie kontrolowany nisko schodzący bas - super rozdzielczość - słychać wszystkie smaczki - dźwięk z Lektora jest teraz taki jakbym słuchał z winyla (REWELACJA - brzmienie w całym paśmie jest rześkie (jak powiedział mój kolega), wciągające, angażujące - scena jest budowana bardzo szeroko wszerz i w głąb - moje Minasy "zniknęły" w pokoju (nie było o tym mowy w przypadku MarantzaPM7200 czy też Sparka765A) - można słuchać godzinami na różnych poziomach głośności i ten dźwięk nie męczy - świetnie gra niemal z każdym rodzajem muzyki - dla mnie najważniejsze, że Jolida znakomicie się zgrała z Lektorem - pilot


Spark 765A

Miałem okazję przez tydzień czasu potestować tego wzmaka.   Plusy: - wykonanie, na stronie Sparka/Cayina jest napisane, że jest hand-made i wierzę w to, bo jest naprawdę wszystko zrobione bardzo solidnie - baaaaaardzo nisko schodzący bas, ale mający niestety tendencje do zbyt długiego rozwlekania - aksamitne wysokie - średnica - może być jego zaletą ale i wadą, jest bardzo "lampowa"   Minusy: - słaba kontrola basu - średnica - zbyt pastelowa jak dla mnie - nużący dźwięk - monotonne brzmienie - wyjścia RCA z boku - brak pilota (dla mnie to był problem)


Marantz 7200

Używałem tego wzmaka niemal rok czasu od nowości. Na początku bardzo podobał mi się prezentowana przez niego linia brzmienia. Niestety, z czasem zaczęły wychodzić jego "niedociągnięcia". - klasa A to dla mnie nieporozumienie - wzmak "zaczyna" grać powyżej godziny 9-tej (chodzi oczywiście o odkręcenie potencjometru głośności) - bas w zależności od nagrania jest albo straszliwie rozwleczony albo bardzo szczupły - nie polecam osobom, które lubią słuchać muzyki symfonicznej - potrzebuje dobrego żródła, u mnie najlepiej zagrał z CD6000 stuningowanym przez Garmina - góra może być nieczysta i zapiaszczona   Największe plusy tego wzmaka: - znakomicie radzi sobie z nagraniami takich zespołów jak Depeche Mode czyli muzyki "elektrycznej" jak również z nurtu hip-hopu - klasa AB, która tak naprawdę jest bardzo uniwersalna - uniwersalny pilot do obsługi całej wieży w tym tunera - jak dla mnie bardzo wygodny - dobry wzmacniacz, aby rozpocząć przygodę z "prawdziwym" słuchaniem muzyki - wygląd - obsługa


Harman Kardon HK 6100

Harman Kardon HK 6100 to koszmarny wypierdek grający ciemnym dźwiękiem zamykającym sie na granicy kolumn. Każdy kanał gra osobno i nie ma między nimi spójności. Do tego wygląda jak kuchenka gazowa z typowymi pokrętłami dla tego kuchennego akcesorium. Jedyna ładna część jego wystroju to zielona dioda wskazująca włączenie do prądu... Wracając do brzmienia: dźwięk jest nijaki, brak mu nasycenia i zupełnie nie wciąga. Po przekręceniu pokretła powyżej połowy wzmacniacz zaczyna się gubić i zniekształcać. Mimo, iż HK 6100 zaprzecza audiofilskiemu charakterowi produktów firmy (przynajmniej tych najtańszych) to i tak jest lepszy od wielu modeli Technicsa (od SU V 300 nawet znacząco lepszy). Można go polecić jedynie do bardzo agresywnych kolumn z tytanową kopułką lub tubą.






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.