Skocz do zawartości
IGNORED

Najbardziej odjechany kawałek Chopina


Bmoll

Rekomendowane odpowiedzi

Pytanie mam do miłośników Fryderyka. Jaki Waszym zdaniem jest najbardziej "odjechany" utwór Chopina? Mam tu na myśli kompozycję nietypową, najbardziej "powykręcaną" harmonicznie. Z nietypowymi modulacjami, tonacjami. Nic gładkiego czy tanecznego. Właśnie dokładnie na odwrót.

Gość Paweł Skurzewski

(Konto usunięte)

Jedna z etiud,nie pamiętam która. Była do tego stopnia "nieharmoniczna" że w czasach Fryderyka nie chciano jej grać a publiczność wręcz groziła linczem:))

etiudy, preludia - wybrane

 

w ogóle to najlepsze są mniejsze rzeczy z powrzucanymi ognikami ;-) i jak dobry pianista to potrafi pokazać, jak Perahia czy Rubinstein albo Samson to już jesteś w niebie....

Finał sonaty h-moll. Większosć dzieł Chopina jest 'powykręcana' harmonicznie, ale ten kawałek przenosi nas gdzieś w lata 50 XXw. Maksymiuk stwierdził że to gotowy materiał dla bandu jazzowego. Chyba to jest kawałek który odbiega poziomem od reszty. jest co grać i jest nad czym się głowic przy zapisie. Scherz nie znoszę wiec się nie wypowiadam

Najtrudniejsze były u Chopina etiudy, mazurki i wariacje. Moje typy to :

 

Tarantella As-dur

 

 

Andante Spianato and Grande Polonaise E - dur Op. 22

 

 

Etiuda c-dur op. 10 nr 1

 

 

Etiuda des-dur nr 3 Trois Nouvelles Etudes

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Wariacja A-dur Souvenir de Paganini

 

 

Ja nie słucham takiej muzyki - zdecydowanie wolę nokturny !

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Odjechany to nie jest słowo jakim należy określać twórczość pana Szopę

Ale tak dzisiejsza młodzież pianistyczna do sprawy podchodzi - i nawet w 3 etapie można posłuchać niezłych kocopałów w etiudach czy mazurkach - dziś były nawet walce grane na 2 - co za tępe ch... jakby powiedział pan Kapitan Bomba :)

Odjechany to nie jest słowo jakim należy określać twórczość pana Szopę

 

A kto decyduje o tym "jak należy określać"? Jakaś specjalna komisja poprawności? Tak się składa, że akurat twórczość Chopina na tle współczesnych mu kompozytorów (Spohra, Schuberta, Schumanna czy Liszta) była mocno innowacyjna i właśnie tym samym "odjechana". Odjechana w tym znaczeniu, że kompozycje były bardzo odważne harmonicznie, fakturalnie i tonalnie. Niezwykle skomplikowane pod względem struktury. Wielu jego przyjaciół oceniało, że niektóre utwory które grał, czy improwizował Chopin, były wręcz "niezrozumiałe", "dziwaczne" czy "poronione" ;-) Przeczytaj sobie książkę Liszta o Chopinie, czy relacje jego otoczenia (chociażby u Zielińskiego). Zauważ jaki kosmos jeśli chodzi o chromatykę jest w późnej twórczości Chopina, włącznie z tendencją do zniesienia stałych centrów dźwiękowych/tonalnych (jak chociażby w preludium cis-moll op. 45). Już kiedyś była dyskusja na forum o tym, na ilu poziomach Chopin operował w swoich kompozycjach i jak nowatorskie miał podejście np. do polifonii.

 

Dla mnie taki finał sonaty h-moll jest właśnie odjechany, powykręcany harmonicznie i hipnotyczny. W czasach Chopina pewnie rozumiała to garstka ludzi.

 

Przestańmy z tym podchodzeniem do postaci Chopina i Jego muzyki "na klęczkach" i z tą przesadną poprawnością, bo niedługo nikt nie będzie chciał Go słuchać. Chopin to była ciekawa, wielobarwna i pod wieloma względami odjechana postać (tak samo jak odjechana była jego kochanka George Sand). Robienie z Chopina nudnego pomnikowego patrioty, zasłuchanego w kukułkę za oknem niczemu (poza tworzeniem mitologii) nie służy

Gość Paweł Skurzewski

(Konto usunięte)

 

 

A kto decyduje o tym "jak należy określać"? Jakaś specjalna komisja poprawności? Tak się składa, że akurat twórczość Chopina na tle współczesnych mu kompozytorów (Spohra, Schuberta, Schumanna czy Liszta) była mocno innowacyjna i właśnie tym samym "odjechana". Odjechana w tym znaczeniu, że kompozycje były bardzo odważne harmonicznie, fakturalnie i tonalnie. Niezwykle skomplikowane pod względem struktury. Wielu jego przyjaciół oceniało, że niektóre utwory które grał, czy improwizował Chopin, były wręcz "niezrozumiałe", "dziwaczne" czy "poronione" ;-) Przeczytaj sobie książkę Liszta o Chopinie, czy relacje jego otoczenia (chociażby u Zielińskiego). Zauważ jaki kosmos jeśli chodzi o chromatykę jest w późnej twórczości Chopina, włącznie z tendencją do zniesienia stałych centrów dźwiękowych/tonalnych (jak chociażby w preludium cis-moll op. 45). Już kiedyś była dyskusja na forum o tym, na ilu poziomach Chopin operował w swoich kompozycjach i jak nowatorskie miał podejście np. do polifonii.

 

Dla mnie taki finał sonaty h-moll jest właśnie odjechany, powykręcany harmonicznie i hipnotyczny. W czasach Chopina pewnie rozumiała to garstka ludzi.

 

Przestańmy z tym podchodzeniem do postaci Chopina i Jego muzyki "na klęczkach" i z tą przesadną poprawnością, bo niedługo nikt nie będzie chciał Go słuchać. Chopin to była ciekawa, wielobarwna i pod wieloma względami odjechana postać (tak samo jak odjechana była jego kochanka George Sand). Robienie z Chopina nudnego pomnikowego patrioty, zasłuchanego w kukułkę za oknem niczemu (poza tworzeniem mitologii) nie służy

 

 

+100

Pawelt, ustalmy sobie jedno. Wyraziłem swój pogląd w wypowiedzi która stanowi całość. Jeżeli zamierzasz ze mną polemizować odnieś się do całości, a nie wyrywaj z kontekstu jednego zdania i na jego tle nie polemizuj sam ze sobą. Albo jak już polemizujesz ze sobą - świetnie Ci idzie - to mnie w to nie mieszaj.

Pawelt, ustalmy sobie jedno. Wyraziłem swój pogląd w wypowiedzi która stanowi całość. Jeżeli zamierzasz ze mną polemizować odnieś się do całości

 

Ok. Tylko że w Twojej wypowiedzi trudno mi znaleźć całościowy i spójny pogląd. Jeśli jest tam całość, to zabrakło mi też uzasadnienia Twojego stanowczego stanowiska:

 

"Odjechany to nie jest słowo jakim należy określać twórczość pana Szopę

Ale tak dzisiejsza młodzież pianistyczna do sprawy podchodzi - i nawet w 3 etapie można posłuchać niezłych kocopałów w etiudach czy mazurkach - dziś były nawet walce grane na 2 - co za tępe ch... jakby powiedział pan Kapitan Bomba :)"

 

Pytam więc DLACZEGO Twoim zdaniem "odjechany" to nie jest słowo jakim należy określać twórczość Chopina i co ma pytanie Bmolla z tego wątku, które odnosi się do utworów "odjechanych", w sensie innowacji harmonicznych i tonalnych - do walca granego na dwa przez "pianistyczną młodzież"?

 

Bo zauważ, że odniosłeś się do określenia Bmolla (który pisał o harmonii, tonacjach i modulacjach), po czym przeniosłeś je na rytmikę walca i "kocopały" (cokolwiek to znaczy) konkursowiczów, a na koniec przyozdobiłeś tępymi chu...ami. Nie zrozum mnie źle, ale jak dla mnie trudno się do tego odnieść jako do "całości".

Przecież nawet fachowcy w studio stwierdzili, że Chopin uwielbiał improwizować, więc dlaczego wymagacie, aby teraz grać go Nuta w nutę z wydania krytycznego? To jest chore

Przestańmy z tym podchodzeniem do postaci Chopina i Jego muzyki "na klęczkach" i z tą przesadną poprawnością, bo niedługo nikt nie będzie chciał Go słuchać. Chopin to była ciekawa, wielobarwna i pod wieloma względami odjechana postać (tak samo jak odjechana była jego kochanka George Sand). Robienie z Chopina nudnego pomnikowego patrioty, zasłuchanego w kukułkę za oknem niczemu (poza tworzeniem mitologii) nie służy
To wszystko prawda. Zwłaszcza z tym ' na klęczkach'. Mdli mnie jak ktoś odważny kto odważy się mic inne zdanie o poziomie niektórych utworów Chopina od razu dostaje po głowie maczugą "Chopin genialnym kompozytorem był" albo paderewszczyzna która z kolei lomoce Chopinem jako najgenialniejszym afirmatorem sztuki narodowej. Chopin był normalnym człekiem, ale też nie należy przesadzać z jego odjechaniem bo była to osoba mimo wszystko wyrosła w kulturze polskiej - dosć zaściankowej i na pewno nie libertyńskiej. Zachował sie bodaj jakiś list w ktorym Szopę dzieli sie wrażeniami z nocnego życia Paryza i stwierdza że kuszą go miejskie k..wki ale korzystać z ich usług się nie godzi. W sumie był więc człowiekiem trzymajacym się jakiegoś moralnego kręgosłupa. Poza tym był na tyle schorowany że korzystać z życia za bardzo nie mógł. On wązył poniżej 50kg kilka lat przed śmiercią. A co do odjechania to Szopę zażywał opium na cukrze więc nie jest wykluczone że część kompozycji stworzył na tym specyfiku.

A co do wykonawstwa to jego twórczość pozwala na wiele, ale pewne zasady nie mogą yć łamane. Zapis tekstowy jest jaki jest, ale do tego jest jeszcze coś takiego jak estetyka romantyczna. Nie można Chopina grać w klimacie przełomu XIX/XXw . To znaczy wg niektó®ych można. Owszem, Gould przecież wyzuł go z wszelkiej artykulacji właściwie, ale to nie jest już Chopin i nie jest muzyka romantyczna. Po prostu ta muzyka ma pewien zasób środków którymi posługiwal się kompozytor i bez nich jest to już bez sensu. Dlatego dobrze gdy ktoś podważa jedyny słuszny idiom, ale jak to robi to sa granice których przekraczać nie wolno. Bach nie zostawial z reguły żadnych znaków poza samymi nutami. Nie znaczy to chyba jednak ze z tego bacha można zrobić Chopina i odwrotnie. A niektórzy uparli się aby tego Chopina tarmosić niemiłosiernie. W tym konkursie jest kilku takich niestety

Pytam więc DLACZEGO Twoim zdaniem "odjechany" to nie jest słowo jakim należy określać twórczość Chopina i co ma pytanie Bmolla z tego wątku, które odnosi się do utworów "odjechanych", w sensie innowacji harmonicznych i tonalnych - do walca granego na dwa przez "pianistyczną młodzież"?

 

Dokładnie. Poczytałem trochę "Chopina" Mieczysława Tomaszewskiego, a to jednak wybitny muzykolog i człowiek który się raczej zna. To on napisał, że takie podejście do architektury kompozycji jakie stosował Szopen to było pod wieloma względami novum w tamtych czasach. Przytacza też Tomaszewski opinie Schumanna dotyczące np. scherz Szopena. Podkreśla to novum wielu dojrzałych pianistów jak Richter czy Pogorelich. Też więc nie rozumiem co ma do tego wykonawstwo młodych pianistów i ten cały tekst K-Mana że nie należy tak określać twórczości Szopena. K-man wie więcej niż muzykolodzy? Ja zapytałem o najbardziej innowacyjne, oryginalne Waszym zdaniem kompozycje.

 

A a'propos "odjechany" wklejam tu kilka opinii naszego forumowego muzykologa, który wielokrotnie imponował mi wiedzą:

 

gigantyczna głowa do tworzenia skomplikowanych (bo takie w praktyce są) a spójnych i bajecznie rozrośniętych w możliwościach konstrukcji czyli swoich kompozycji na fortepian

 

Kompozycje Chopina są nowatorskie również w ten sposób że na raz mogą tam istnieć różne "narracje konstrukcyjne" zamykające i otwierające się w różnych momentach (poszczególne). To jest kosmos od strony techniki komponowania, takie spojrzenie na architekturę muzyki można przyrównać może np. do renesansowej izorytmicznej flamandzkiej polifonii.

Nie bez powodu Schumann usłyszawszy go grającego własne kompozycje powiedział: "Panowie i Panie. Czapki z głów. Oto geniusz".

 

Technika kompozytorska Chopina to coś zupełnie odjechanego, właściwie nie istniały sensowne przesłanki żeby tak pisać utwory, doszedł do tego całkowicie indywidualnie, w muzyce europejskiej to był pewien przełom, nie od strony nastroju, klimatu i tonacji (bo to robił już przecież np. Field) ale właśnie budowy i możliwości gry, wielowarstwowości. Nie bez powodu Chińczycy i Japończycy, tak skupieni na wewnętrznej stronie a nie pozorach utworu (jak również rzeźby, ogrodu etc) tak bardzo doceniają akurat Chopina.

Jeżeli Koledzy nie złapali o co kaman w mojej wypowiedzi to spróbuję jeszcze raz.

 

Szopę - czy raczej jak się przekonamy w finale Xio Bing - choć po koreańsku to pewnie jest ciut inaczej - nie jest odjechany, on jest poukładany, to jego szaleństwo romantyczne jest w ramach, na dokładkę wielokrotnie powtarzane, przerabiane, poprawiane - bo to był geniusz, ale i perfekcjonista - i dlatego pójście na żywioł i zarzucanie kudłami, tudzież podkrążone oczy - czyli właśnie tytułowy odjazd - nie na wiele się zdadzą jak pasaże są niedograne, a pani wielka artystka Grecja/Wenezuela nie wie, że toto pośrodku scherza to jest lulajże Jezuniu, (aż się boję napisać jak by to skomentował kpt. Bomba) do tego walce na dwa, a mazurki tak kiepskie jak Bufetowa.... No może tu troszkę przesadziłem tak kiepsko grać się nie da :)

 

a jeszcze jedno - pokora w tym przypadku jest naturalna w obliczu geniuszu - tak - ważył 40 kilo - trzeba było go nosić, był chory - tylko żeby mu jeszcze tak te palce nie śmigały...

Owszem, Gould przecież wyzuł go z wszelkiej artykulacji właściwie, ale to nie jest już Chopin i nie jest muzyka romantyczna.

 

Gould Chopina przekomponował pozostawiając praktycznie wyłącznie strukturę, ale dzięki temu tym jaśniej pokazał, jak koronkowa i genialnie skonstruowana jest ta struktura. Osokins i jemu podobni robią coś innego: przydają muzyce Chopina cechy, których ta nigdy nie posiadała. To nie jest to samo.

Z Gouldem jest ten problem, że to był Rain Man - to się sprawdza przy Bachu - 75 000 nut na pamięć w wariacjach - ale przy naszym Mistrzu tak się nie da - bo w tzw międzyczasie fortepian zastąpił klawesyn....

nie jest odjechany, on jest poukładany,

 

Jednak to chyba kolega nie załapał. Nie chodziło o brak poukładania, a "odjechanie" od innych, w sensie nowatorstwa w technice

kompozytorskiej. W stosunku do tego co powstawało w jego czasach Chopin stosował nowatorskie konstrukcje, nietypowe

wycieczki tonalne, skrajną chromatykę i środki harmoniczne. Pisał o tym wspomniany Tomaszewski. Dopracowanie i poprawianie w ramach warsztatu nie ma tu nic do rzeczy

 

i dlatego pójście na żywioł i zarzucanie kudłami, tudzież podkrążone oczy - czyli właśnie tytułowy odjazd

 

Wszystko pięknie, tylko jak widać powyżej, źle zrozumiałeś ten "tytułowy odjazd" i pewnie stąd te uwagi do wykonawstwa, a ja zupełnie

nie to miałem przecież na myśli i wyjaśniłem to w pierwszym poście :-)

Przestańmy z tym podchodzeniem do postaci Chopina i Jego muzyki "na klęczkach" i z tą przesadną poprawnością, bo niedługo nikt nie będzie chciał Go słuchać. Chopin to była ciekawa, wielobarwna i pod wieloma względami odjechana postać (tak samo jak odjechana była jego kochanka George Sand). Robienie z Chopina nudnego pomnikowego patrioty, zasłuchanego w kukułkę za oknem niczemu (poza tworzeniem mitologii) nie służy

A co byś powiedział jakbyś wczoraj otrzymał mailem coś takiego - ku pokrzepieniu ducha ?

 

 

List ks. Aleksandra Jełowickiego do Ksawery Grocholskiej

 

Paryż, 21 października 1849 r.

 

I. M. J.

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

 

Przezacna Pani!

 

Jeszcze pod wrażeniem śmierci Chopina piszę o niej słowo. Umarł 17 października 1849 roku o godzinie drugiej z rana. Od lat mnogich życie Chopina było jak na włosku. Ciało jego, zawsze mdłe i słabe, coraz bardziej się wytrawiało od ognia jego geniuszu. Wszyscy się dziwili, że w tak wyniszczonym ciele dusza jeszcze mieszka i nie traci na bystrości rozumu i gorącości serca. Twarz jego jak alabaster zimną była, białą i przejrzystą; a oczy jego, zwykle mgłą przykryte, iskrzyły się niekiedy blaskami wejrzenia. Zawsze słodki i miły, i dowcipem wrzący, a czuły nad miarę, zdawał się już mało należeć do ziemi. Ale niestety, o Niebie nie myślał. Miał on niewiele dobrych przyjaciół, a złych, tj. bez wiary, bardzo wielu; ci zwłaszcza byli jego czcicielami. A triumfy jego w sztuce najwnikliwszej zagłuszyły mu w sercu Ducha Św. jęki niewypowiedziane. Pobożność, którą z łona matki Polki był wyssał, była mu już tylko rodzinnym wspomnieniem. A bezbożność towarzyszów i towarzyszek jego lat ostatnich wsiąkała coraz bardziej w chwytny umysł jego i na duszy jego jak chmurą ołowianą osiadła zwątpieniem. I tylko już mocą wykwintnej przyzwoitości jego się stawało, że się nie naśmiewał głośno z rzeczy świętych, że jeszcze nie szydził. W takim to opłakanym stanie schwyciła go śmiertelna piersiowa choroba. Wieść o tym, blada zbliżającą się śmiercią Chopina, spotkała mię więc przy powrocie moim z Rzymu do Paryża. Wnet pobiegłem do tego od lat dziecinnych przyjaciela mego, którego dusza tym droższa mi była. Uścisnęliśmy się wzajem, a, wzajemne łzy nasze wskazały nam, że już ostatkami gonił. Nędzniał i gasł widocznie; a jednak nie nad sobą, ale nade mną raczej zapłakał użalając się morderczej śmierci brata mego Edwarda, którego też kochał. Skorzystałem z tej tkliwości jego, aby mu przypomnieć Matkę… i jej wspomnieniem rozbudzić w nim wiarę, której go była nauczyła. „Ach, rozumiem cię, rzekł mi, nie chciałbym umrzeć bez Sakramentów, aby nie zasmucić Matki mej ukochanej; ale ich przyjąć nie mogę, bo już ich nie rozumiem po twojemu. Pojąłbym jeszcze słodycz spowiedzi płynącą ze zwierzenia się przyjacielowi; ale spowiedzi jako Sakramentu zgoła nie pojmuję. Jeżeli chcesz, to dla twej przyjaźni wyspowiadam się u ciebie, ale inaczej to nie”. Na te i tym podobne słowa Chopina ścisnęło mi się serce i zapłakałem. Żal mi było, żal mi tej miłej duszy. Upieszczałem ją, czym mogłem, już to Najświętszą Panną, już Panem Jezusem, już najtkliwszymi obrazami miłosierdzia Bożego. Nic nie pomagało. Ofiarowałem się przyprowadzić mu, jakiego zechce, spowiednika. A on mi w końcu powiedział: „Jeśli kiedy zechcę się wyspowiadać, to pewno u Ciebie”. Tego się właśnie po tym wszystkim, co mi powiedział, najbardziej lękałem. Upłynęły długie miesiące w częstych odwiedzinach moich, ale bez innego skutku. Modliłem się wszakże z ufnością, że nie zaginie ta dusza. Modliliśmy się o to wszyscy zmartwychwstańcy, zwłaszcza czasu rekolekcji. Aż oto 12 bm, wieczorem przyzywa mię co prędzej doktor Cruveiller mówiąc, że za nic nie ręczy. Drżący od wzruszenia stanąłem u drzwi Chopina, które po raz pierwszy przede mną zamknięto. Jednak po chwili kazał mię wpuścić, lecz tylko na to, aby mi rękę uścisnąć i powiedzieć: „Kocham cię bardzo, ale nic nie mów, idź spać”. Wystaw sobie, kto możesz, jaką noc przebyłem! Nazajutrz przypadł dzień św. Edwarda, patrona ukochanego brata mojego. Ofiarując za jego duszę Mszę świętą, tak prosiłem Boga: O Boże, litości! Jeżeli dusza brata mego Edwarda miłą jest Tobie, daj mi dzisiaj duszę Fryderyka! Więc ze zdwojoną troską szedłem do Chopina. Zastałem go u śniadania, do którego gdy mię prosił, ja rzekłem: „Przyjacielu mój kochany, dziś są imieniny mego brata Edwarda”. Chopin westchnął, a ja mówiłem tak dalej: „W dzień mego brata daj mi wiązanie”. „Dam ci, co zechcesz”, odpowiedział Chopin, a ja odrzekłem: „Daj mi duszę twoją!”. „Rozumiem cię, weź ją!”, odpowiedział Chopin i usiadł na łóżku. Wtedy radość niewymowna, ale oraz i trwoga ogarnęły mię. Jakżeż wziąć tę miłą duszę, by ją oddać Bogu? Padłem na kolana, a w sercu moim zawołałem do Pana: „Bierz ją sam!”. I podałem Chopinowi Pana Jezusa ukrzyżowanego, składając Go w milczeniu na jego dwie ręce. I z obu oczu trysnęły mu łzy. „Czy wierzysz?”, zapytałem. Odpowiedział: „Wierzę”. „Jak cię matka nauczyła?”. Odpowiedział: „Jak mię nauczyła matka!”. I wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego, w potoku łez swoich odbył spowiedź świętą. I tuż przyjął Wiatyk i Ostatnie Pomazanie, o które sam prosił. Po chwili kazał dać zakrystianowi dwadzieścia razy tyle, co zwykle się daje, a ja rzekłem: „To za wiele”. „Nie za wiele — odpowiedział — bo to, com przyjął, jest nad wszelką cenę”. I od tej chwili przemieniony łaską Bożą, owszem, samym Bogiem, stał się jakoby innym człowiekiem, rzekłbym, że już świętym. Tegoż dnia poczęło się konanie Chopina, które trwało dni i nocy cztery. Cierpliwość, zdanie się na Boga, a często i rozradowanie towarzyszyły mu aż do ostatniego tchnienia. Wpośród najwyższych boleści wypowiedział szczęście swoje i dziękował Bogu, że aż wykrzykiwał miłość swą ku Niemu i żądzę połączenia się z Nim, co prędzej. I opowiadał swe szczęście przyjaciołom, co go żegnać przychodzili, a i w pobocznych izbach czuwali. Już tchu nie stawało, już się zdawał, że kona, już jęk nawet był umilkł, przytomność odbiegła. Strwożyli się wszyscy i tłumem się do pokoju jego byli nacisnęli czekając z biciem serca już ostatniej chwili. Wtem Chopin otworzywszy oczy i ten tłum ujrzawszy, zapytał: „Co oni tu robią? Czemu się nie modlą?”. I padli wszyscy ze mną na kolana, i odmówiłem Litanię do Wszystkich ŚŚ., na którą i protestanci odpowiadali. Dzień i noc prawie ciągle trzymał mię za obie ręce, nie chcąc mię opuścić, a mówiąc: „Ty mnie nie odstąpisz w tej stanowczej chwili”. I tulił się do mnie, jak zwykło dziecię czasu niebezpiecznego tulić się do matki. I co chwila wołał: „Jezus, Maria!”, i całował krzyż z zachwytem wiary i nadziei, i wielkiej miłości. Niekiedy przemawiał do obecnych, z największą tkliwością mówiąc: „Kocham Boga i ludzi!… Dobrze mi, że tak umieram… Siostro moja kochana, nie płacz. Nie płaczcie, przyjaciele moi. Jam szczęśliwy! Czuję, że umieram. Módlcie się za mną! Do widzenia w Niebie”. To znowu do lekarzów usiłujących przytrzymać w nim życie powiadał: „Puśćcie mię, niech umrę. Już mi Bóg przebaczył, już mię woła do siebie! Puśćcie mię; chcę umrzeć!”. I znowu: „O, pięknaż to umiejętność przedłużać cierpienia. Gdybyż jeszcze na co dobrego, na jaką ofiarę! Ale na umęczanie mnie i tych, co mnie kochają, piękna umiejętność!”. I znowu: „Zadajecie mi na próżno cierpienia srogie. Możeście się pomylili. Ale Bóg się nie pomylił. On mię oczyszcza, O, jakże Bóg dobry, że mię na tym świecie karze! O, jakże Bóg dobry!”. W końcu on, co zawsze był wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych, co bez Sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł — jak świnia!”. W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus, Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: „Jestem już u źródła szczęścia!…”. I skonał. Tak umarł Chopin! Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie.

 

Uniżony wasz w Chrystusie sługa Z. A. Jełowicki.

A co byś powiedział jakbyś wczoraj otrzymał mailem coś takiego - ku pokrzepieniu ducha ?

 

A co miałbym powiedzieć? Jaki ma niby związek ten list, z faktem że Chopin to była ciekawa, wielobarwna postać, twardo stojący

na ziemi racjonalista i wcale nie był ckliwym romantykiem czy ideałem? (bo tego dotyczyła moja wypowiedź). List właściwie potwierdza, że Chopin nie był ideałem i że pobożny też nie był. Mistyka z siebie nigdy nie robił, a od "wielkich programów zmiany ludzkości" i od "misji sztuki przyszłości", której hołdował Liszt, Wagner, Zaleski czy nasz Mickiewicz trzymał się na odległość (dlatego Mickiewicz "pocałował klamkę" jak pojechał z Zaleskim odwiedzić Chopina w Paryżu). Jeden z niewielu który nie poddawał się modom i dwuznacznym ideologiom.

 

Zresztą list o tym jak umierał Chopin miałby być "ku pokrzepieniu ducha"??

  • 2 tygodnie później...

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.