Skocz do zawartości
IGNORED

Fascynacje jazzowe


Chicago
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Ja również mam fiolca, ostatnio tak nawet na głos wypowiedziałem,  że fajnie byłoby być na koncercie i masz...cud 😁

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
Gość

(Konto usunięte)

I Marek Pospieszalski też może być ciekaw, choć odjechany na pewno. Zdaje się, że z nim gra teraz Kuba Więcek na perkusji ode mnie ze wsi. Świetny jam zrobili przed rokiem przed Palmiarnią we wsi wespół z kolegą bass-owcem, też chyba w tym składzie gra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, Ajothe napisał:

Ja jestem podjarany trochę nietypowym jak dla fana jazzu Skalpelem 😁

Widziałem kilkukrotnie i polecam. W bigbandzie szeczgólnje wyśmienite granie.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 13.08.2023 o 21:16, soundchaser napisał:

Najnowsze wydawnictwo - Echoes jest znakomite.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ahhhh, dzisiaj o porannej godzinie, kiedy jeszcze (w cieniu) da się wytrzymać, na łonie natury (Tidal, słuchawki) zapuściłem się w głębiny tej fascynującej muzyki.

Super i wcale mi to nie przeszkadza, ale dlaczego w każdej z części tytułowego Echoes słyszę sekcję dęciaków i wiodącą melodię jakby żywcem wyjętą z "Epic" Kamasi'ego Washingtona?

Epizod z wokalem pani Mariam Wallentin zasmaczysty, niewiasta wędruje do notatnika i zapamiętania.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 13.08.2023 o 21:16, soundchaser napisał:

Tord Gustavsen zawsze gra melancholijnie. To jest dobra muzyka jak człowiek potrzebuje spokoju by się wyciszyć, przemyśleć różne sprawy, odpocząć po ciężkim dniu słuchając spokojnego jazzu na wysokim poziomie wykonawczym. Jedną z takich jego płyt jest Restored, Returned,

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

którą bardzo lubię, a to nagranie uwielbiam:

Ja za to polecę innego Szweda o podobnym nazwisku - Mats Gustafsson.
To człowiek kameleon. Obserwuję go od lat i jestem pod wrażeniem zwłaszcza jego projektów Fire! Fire! Orchestra.
Najnowsze wydawnictwo - Echoes jest znakomite.
image.png.0d80ed027a7f56993d2d37345bd0bab8.png

Tord Gustavsen to jest moje granie, uwielbiam. 

Ale ta płyta Echoes to jest niesamowita i jestem bardzo wdzięczny Tobie za jej pokazanie. 

To dowod na to, że trzeba cały czas szukać. 

Wybitnie smaczne granie, a realizacja przepiękna, można pływać w dźwiękach. 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może kogoś zainteresuje.Mam do sprzedania płyty Standards1 oraz 2 Keith Jarrett i koledzy z autografami muzyków.Stan okładek i płyt bardzo dobry.Zbieram kasę dla wnuczki.Cena po 500 zł.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Foto płyt.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

jarr2.jpg

Oczywiście możliwa jest licytacja.Wyniki podam w niedzielę wieczorem.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę wierzysz w to, że ktoś to kupi dla autografów za tę cenę?
Prędzej w pop, rocku, albo metalu znajdziesz tego typu jeleni. 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, andrzej analogowy napisał:

Może kogoś zainteresuje.Mam do sprzedania płyty Standards1 oraz 2 Keith Jarrett i koledzy z autografami muzyków.Stan okładek i płyt bardzo dobry.Zbieram kasę dla wnuczki.Cena po 500 zł.

CD czy winyle ?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 17.08.2023 o 15:01, andrzej analogowy napisał:

Foto płyt.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

jarr2.jpg

Oczywiście możliwa jest licytacja.Wyniki podam w niedzielę wieczorem.

Z którego koncertu są te autografy? Fajna pamiątka i godna każdego jazzmana i kolekcjonera. Uważam, że cena za te perełki też jest bardzo rozsądna i wcale niewygórowana. Jak dla mnie, Keith Jarrett jest artystycznie na samym jazzowym topie, obojętnie czy solo czy też z tym ponadczasowym trio. Nigdy nie zszedł poniżej swoich wizji i artystycznych doznań. Komercja nigdy nie wkradła się do jego myślenia o sztuce - po prostu jego Sztuka sama się obroniła i pozwalała na siebie zarobić. Absolutny top - nie ma i nie było takiego drugiego muzyka jak Keith Jarrett. Wczoraj po raz n-ty obejrzałem The Art of Improvisation - zawsze będę wracał do tego filmu jak i do samego Keitha Jarretta. Miełem szczęście widzieć go 'live' cztery razy - trzy razy z trio i raz solo. Tego nie da się opisać. Te chwile zostają na zawsze.

P.S. Oprócz dokumentu, wysłuchałem jeszcze niesamowitej płyty, którą dosłownie kilka dni temu nabyłem - o dziwo, nie miałem jej, ale błąd został naprawiony. Absolutnie piękna muzyka.

IMG_7002.thumb.jpg.feb92e25b9faaad4db7d51ff799aa90f.jpgIMG_7003.thumb.jpg.419a5b818daad970c16522aed4414771.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

image.thumb.png.bdcf588c1474fdbbaa543426b588f99a.png.1decf17e32e260148eca915950a04122.png

To jest  fantastyczne. Dzięki. Może nawet poproszę znajomego artystę o namalowanie tego w jakimś większym formacie, na płótnie w oleju...??? Chcę mieć na ścianie coś takiego. Kiedyś sam malowałem takie rzeczy, ale w tuszu na dużych arkuszach brystolu - namalowałem Slade, Marca Bolana, Jimi Hendrixa, Deep Purple... dawne, młodzieńcze czasy.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio umilając sobie wieczór wsłuchałem się w "The Melody At Night, With You" Keitha Jaretta z roku 1999 i jak sam tytuł płyty wskazuje jest to idealna propozycja na upajanie się po zachodzie słońca. W czasie tego nagrania zdiagnozowano u Keitha to co było znane wówczas jako fibromialgia - stan który różnie wpływa na mięśnie i nerwy pozostawiając cierpiących przewlekle zmęczonymi. To melancholijne dzieło oparte jest na pięknych harmoniach i wolne od ozdobników. Z każdego utworu emanuje ciepło i intymny charakter wypowiedzi. 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Tal

„We read to know we are not alone.“  C.S. Lewis

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znakomita płyta, uwielbiam ją - piękno w czyściutkiej postaci. Co ciekawe, chyba wywołuję niektóre rzeczy na forum telepatycznie - dosłownie kilka dni temu, dokładnie 17-go, dokupiłem ją do swojej kolekcji. Oczywiście mam to dzieło w wydaniu ECM 'made in USA' , ale ta 'nowa' pojawiła w pierwszym wydaniu 'made in Germany' w pełnym umundurowaniu, czyli razem ze slipcase i w mocno atrakcyjnej cenie, więc długo się nie zastanawiałem.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

What next now...???

Jazz nie jest trudny, żeby o nim rozmawiać jako o bodżcach, które odbieramy podczas słuchania muzyki, ponieważ rozmawiać można o wszystkim i prawie o wszystkim i prawie ze wszystkimi na różne tematy, oczywiście z wyróżnieniem słowa 'prawie'. W przypadku muzyki będzie działać wyobrażnia, którą można w łatwy sposób opisać, tak jak na przykład ludzkie sny. Jednak jak podchodzimy do sprawy 'akademicko', fachowo i chcemy poruszać się w zagadnieniu profesjonalnie,  to tak samo jak w przypadku jakichkolwiek innych profesji, studiów i jakiejkolwiek innej nauki, trzeba nauczyć się korzystać z odpowiednich żródeł i umieć z nich korzystać, i co jest bardzo ważne oraz istotne, trzeba mieć kogoś, kto w umiejętny i przystępny sposób będzie w stanie wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi, czyli posiadać autorytet. Człowiek bez autorytetów jest człowiekiem 'biednym i ubogim'. Dlatego m.in. JEB i jego pełna edycja 'Jazzbook' jest fantastyczną książką wprowadzającą i tłumaczącą zagadnienia jazzowe praktycznie od początku, jednak jak zaznaczyłem już kiedyś, jest to tylko teoria wprowadzająca, która oczywiście dużo wniesie i pomoże, jednak po niej nieuniknione jest znalezienie autorytetu, który rzeczywiście i realnie tkwi w tym całym jazzowym zgiełku i podpowie jak się w tym zgiełku poruszać. Takim autorytetem z najwyższej półki jest na przykład Dave Liebman... i jeszcze powiedzmy dwa dostępne ogólnie ekstremalnie ważne żródła wyjaśniające zarówno w sposób ogólny jak i dość mocno zaawansowany, ale przystępny, wszystko co z jazzem jest związane.

Poza tym, i to też jest bardzo istotne, trzeba posiadać świadomość, że rozmawiamy jednak o sztuce abstrakcyjnej, a właściwie o królowej sztuk abstrakcyjnych jaką jest w ogóle muzyka, więc bez wyobrażni i znalezieniu we własnym zakresie odpowiednich metafor, analogii i poukładaniu sobie tego wszystkiego po kolei, lekko nie będzie.

Z drugiej strony, jazz jest trudny, żeby go grać, zrozumieć od tzw. 'kuchni' i jak najbardziej trudny, żeby przejrzyście i zrozumiale o nim pisać lub go słuchać ze zrozumieniem. Żeby o jazzie rozmawiać i słuchać ze zrozumieniem, sama intuicja melomana lub audiofila nie wystarczy. Uważam, że trzeba poznać jego historię, jego nomenklaturę i 'zasady' panujące w świecie muzyki, ale z kolei żeby to wszystko poznać i zrozumieć, to z kolei same książki, płyty, teoria i autorytety nie wystarczą. A dlaczego...??? Po pierwsze dlatego, że istnieje bezwarunkowa potrzeba kontaktu z jazzem na żywo, ponieważ jazz jest muzyką 'live' i bez dotknięcia go bezpośrednio, wszelkie wymienione pomoce ani autorytety, nic nie dadzą. Po drugie, uważam, że trzeba poznać ogólne zasady muzyki, czyli trzeba się niestety edukować muzycznie chociaż w podstawowym stopniu. Po trzecie, trzeba być niesamowicie cierpliwym, ponieważ trwa to latami. Podobnie jak z osiągnięciem pełnej  świadomości trioli w muzyce lub tzw. dojrzałości życiowej ogólnie rzecz ujmując - nie ma nic za darmo ani w życiu ani w muzyce. Doświadczenie uczy, wzbogaca i... chciałem napisać 'uszlachetnia', co nie jest prawdą. Podobnie jest z jazzem. Nic łatwo nie przychodzi, chyba że się jest geniuszem, ale z kolei trzeba mieć też świadomość, że sam 'geniusz' bez pracy też mało daje, albo nic nie daje.

Oczywiście do samego delektowania się muzyką i do czerpania z tego przyjemności, ten cały wywód jest do niczego niepotrzebny, jednak jeśli chcemy zabrać głos w profesjonalny sposób, to myślę, że bez tych podstaw, które przedstawiłem, nie da rady.

 

Teoria muzyki nie jest przypadkowa ani arbitralna. Opiera się na prawach nauki i odzwierciedla strukturę natury. Dla muzyka ważnym jest  zrozumienie podstaw działania muzyki, ponieważ pomaga lepiej zrozumieć jej istotę, teorię, podstawowe pojęcia o akustyce i dlaczego niektóre rzeczy brzmią dobrze, a inne żle.

Sportowcy nie tylko uprawiają swoją dyscyplinę, ale także chodzą na siłownię, aby ćwiczyć określone mięśnie. Podobnie muzyk - nie powinien skupiać się tylko na ćwiczeniach polegających na graniu piosenek czy też kompozycji, ale powinien również ćwiczyć słuch w kontekście rozpoznawania określonych elementów muzycznych (nut, interwałów, gam, akordów... etc.). Granie i odtwarzanie muzyki jest łatwiejsze, gdy można usłyszeć i zrozumieć co się dookoła jak i wewnątrz muzyki dzieje. Z tego powodu, wszyscy muzycy muszą ćwiczyć słuch. I słuchacze również jak chcą cokolwiek szerzej i profesjonalniej rozumieć.

________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Będąc cały tydzień Robin Hoodem i siedząc w ukryciu w lasach Sherwood, dość dużo myślałem o 'projekcji' free jazzu i w ogóle muzyki free/impro/avant oraz contemporary, które to sprawiły ostatnio tyle kontrowersji i tyle różnych nieporozumień. Na podstawie najlepszych dostępnych żródeł jak i swojej własnej wiedzy na ten temat, postanowiłem w jakiś w miarę zrozumiały sposób te zagadnienia przybliżyć i naświetlić w taki sposób, żeby wszystko co jest z tym związane było w miarę jasne i maksymalnie jak się da, przełożone na język amatorski. Będzie to cykl 'lekcji', które uważam za podstawowe, żeby w miarę profesjonalnie, aczkolwiek przystępnie, odnależć się w tym niewątpliwie kontrowersyjnym i budzącym wiele emocji wątku jazzowym jak i ogólnie muzycznym. Lekcje te w wielu przypadkach i niejednokrotnie poświęcone są zawodowcom i profesjonalistom, ale myślę, że te najbardziej podstawowe rzeczy będzie można przyswoić i ogarnąć na poziomie zupełnie amatorskim.

Part One.

 

Celem free jazzu jest umożliwienie nieograniczonej 'wypowiedzi' w muzyce jazzowej poprzez swobodną i wolną improwizację. Ponieważ każdy artysta wyraża siebie inaczej, więc usystematyzowanie tego w jakiś logiczny sposób na podstawie technik gry lub jakichś szczególnych cech jest zazwyczaj niezwykle trudne. Ale spróbujmy! Oto kilka ogólnych założeń i fachowego spojrzenia na zagadnienie.

Wiadomo, że free jazz i jego granie polega na odrzuceniu jakichś muzycznych norm i zasad na rzecz osobistej ekspresji. W zasadzie cały modern jazz, od jego powstania, czyli od czasów powstania stylu bebop (około 1940 roku), zmierzał do coraz bardzie swobodnej improwizacji. Sposób w jaki to zrobiono, polegał na zmniejszeniu i ograniczeniu znaczenia akordów, ponieważ jak wiadomo, akordy skutecznie ograniczają pole manewru w improwizacji, zmuszając jednocześnie muzyków do pracy w określonych ramach harmonicznych i progresji akordowych objętych 'prawem' i 'przepisami'. Zmniejszając znaczenie akordów, muzycy zostali tak jakby 'zmuszeni', albo lepiej powiedzieć 'znobilitowani', do samodzielnych i nie objętych żadnymi prawami działań i kreacji.

Jaka jest zasadnicza różnica pomiędzy jazzem harmonicznym i usystematyzowanym / tonalnym, jazzem modalnym, a free jazzem... i na czym ona polega...???

Jazz 'tradycyjny' (harmoniczny i usystematyzowany) używa funkcjonalnej harmonii w określonej tonacji (durowe lub molowej) z centrum tonalnym, czyli z tzw. kluczem. Jazz ten oparty jest na akordach i ich progresji, która zawsze prowadzi do założonej podstawowej tonacji.

Jazz modalny używa harmonii niefunkcjonalnej, przeważnie z centrum tonalnym (może się zdarzyć też bez centrum tonalnego), ale nadal opiera się na trybie diatonicznym. Daje to improwizatorom większe pole do popisu oraz większą swobodę w improwizowaniu. Nie improwizuje się w oparciu o akordy, tylko w oparciu o skalę. W trybie tym, improwizator nie ma ograniczeń w postaci progresji akordowych, posiada więcej swobody i przestrzeni do improwizowania, niemniej jednak w odróżnieniu od free, cały czas jest ograniczony co do przyjętej określonej skali czy też trybu.

Free jazz jest z reguły atonalny, aczkolwiek nie musi, z centrum tonalnym lub nie, bez określonego klucza czyli bez określonej tonacji, bez ram harmonicznych, bez akordów lub tylko częściowo z nimi. Pozwala to improwizatorom na całkowitą swobodę gry i wypowiedzi, aczkolwiek pewne 'ramy' i 'zasady' istnieją, o których powiem póżniej. W każdym razie, grając free nie ma już potrzeby zwracania uwagi ani na tonację, ani na ramy harmoniczne, ani na akordy. Można używać dowolnych nut, przy czym każda z 12 nut jest równouprawniona. Nie ma dominacji ani 'praw' rządzących się w jazzie harmonicznym.

Podsumowując: 

We free jazzie nie ma tonacji, a zamiast tego możemy obcować z chromatyką, czyli z występującymi specyficznymi pasażami i skalami, których niektóre składniki charakteryzują się dysonansami powodującymi w całości przystępne brzmienie i ciekawy efekt końcowy. Skala chromatyczna, to skala dwunastostopniowa składająca się ze wszystkich dwunastu dzięków w obrębie oktawy.

Free jazz nie posiada harmonii lub posiada ją szczątkowo, chociaż w przypadku free Ornette Colemana można się jej doszukać i usłyszeć jej melodykę.

Free jazz z reguły nie posiada akordów, ale to też jest względne i tak jak David Liebman mówi, wszystko zależy od tego, od czego się w takiej muzyce uwalniamy.

We free jazzie w odróżnieniu od jazzu tradycyjnego / harmonicznego i modalnego, nie improwizuje się przy pomocy akordów ani na skali, tylko panuje całkowita swoboda improwizacyjna.

Free jazz z reguły charakteryzuje atonalność, chociaż to też nie jest takie jednoznaczne, czego fantastycznym przykładem było Trio Keitha Jarretta.

Rytm i tempo we free jazzie mogą być być polirytmiczne i posiadać różne tempa nawet w jednej zagranej długiej frazie.

We free jazzie, akordy i tzw. pęd rytmiczny w czasie jazzu 'tradycyjnego', czyli tzw. groove, zastąpiono tzw. strukturą 'melodyczną' i energią, które mogą się objawiać  nastrojem i emocjami, co może być realizowane graniem żywym i głośnym lub zgaszonym i cichym, czy też pochodnymi takiej realizacji.

To tyle w części pierwszej, a teraz idę spać. CDN...

 

 

 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Autografy uzyskane na JazzJambore 1985r.Płyty otrzymałem w prezencie od uczestnika koncertu.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Free jazz: Part Two.

O atonalności, dodekafonii i serialiżmie.

Atonalność przeciwstawia się tonalności poprzez brak zależności od jednej konkretnej tonacji. Utwór traci ton centralny, do którego zawsze musi powracać, więc każda z nut i ich wszystkie możliwe sekwencje oraz akordy, posiadają jednakową wartość, czyli są równouprawnione.

Dodekafonia, czyli technika dwunastotonowa lub 12-to dżwiękowa opracowana przez Schoenberga w pierwszej połowie lat 20-tych XX wieku jest pierwszą i najprostszą odmianą serializmu. Utwory dodekafoniczne opierają się na serii 12-tu dżwięków (siedem białych i pięć czarnych klawiszy chromatycznej gamy na fortepianie - niekoniecznie w obrębie tej samej oktawy) uszeregowanych przez kompozytora w taki sposób, że żadna z nich nie ulega powtórzeniu, ponieważ żadna z nut nie jest ważniejsza od innych. Utworu takiego nie można przypisać do żadnego klucza czyli do żadnej z tonacji.

Serializm jest jedną z odmian atonalności, która z kolei jest często równoznaczna z dodekafonią, chociaż może odnosić się do serii mającej dowolną liczbę dżwięków, lecz nie więcej niż 12.

Nad całą epoką współczesnej muzyki klasycznej pierwszej połowy XX wieku górowały dwie potężne postacie: Arnold Schoenberg i Igor Strawiński. Stworzyli oni język muzyczny XX wieku. Kluczem tutaj będzie 'tonalność', ponieważ w roku 1908 Schoenberg zaczął pisać muzykę atonalną, czyli muzykę nieprzypisaną do żadnej tonacji. Schoenberg obstawał przy terminie 'muzyka 'pantonalna', sugerując, że w jego muzyce zawierają się wszelkie możliwe tonacje. Jednak większą popularność uzyskało 'negatywne' określenie 'atonalność'. Jakkolwiek nazwać te utwory, to większość nawet wykształconych muzycznie słuchaczy, odbierała je jako chaos dżwięków o czym świadczą chociażby pierwsze reakcje typu: 'kot chodzący po klawiaturze fortepianu ułożyłby melodię ładniejszą niż to, co w swojej świadomości wykoncypował wiedeński kompozytor' - pisano w listopadzie 1913 roku na łamach 'Chicago Herald' na temat 'Pięciu Utworów Orkiestrowych' Schoenberga. W maju tego samego roku, na premierze baletu Strawińskiego Święto Wiosny, ostre dysonanse wywołały głośne protesty sporej części publiczności, a sam koncert zakończył się skandalem.

Niektórzy krytycy odnosili się do atonalności bardziej pozytywnie i dopatrywali się w niej muzycznego odpowiednika ekspresjonuzmu, czyli ówczesnego nurtu w sztukach wizualnych, który miał w tamtych czasach duże wzięcie (dobra analogia do pozytywnych słów Johna Coltrane i kilku innych o początkach twórczości Ornette Colemana).

Apogeum rozwoju muzyki atonalnej przypada jednak dopiero na pierwszą połowę lat 20-tych, kiedy to Schoenberg wypracował dodekafonię, w której wszystkie 12 dżwięków skali chromatycznej układa się w serię, będącą czymś w rodzaju kompozycji, o czym była już wzmianka przy wyjaśnieniu technik 12-tonowych na początku tekstu. Zdarza się, że za synonim takiej techniki uznawany jest serializm, chociaż w rzeczywistości dodekafonia jest tylko najprostszą odmianą serializmu.

________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Jazz jest znacznie mniej akademicki w kwestii atonalności. Wysoki stopień struktury występujący w serializmie nie występuje w jazzie. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że improwizowanie przy użyciu tak sztywnych i złożonych zasad jest zbyt trudne, a także dlatego, że całkowicie mija się to z celem i założeniem free jazzu, w którym swoboda w improwizowaniu jest tak jakby 'podstawowym clou programu' i sensem uprawiania tego stylu. Nie ma sensu łamać starych zasad tylko po to, by tworzyć nowe. We free jazzie można grać zarówno tonalnie jak i atonalnie i to zależy tylko i wyłącznie od artystów i ich feelu oraz podejścia do free.

Trzy podstawowe osobowości free jazzu i jego, powiedziałbym: 'mainstreamowe odmiany', to Ornette Coleman, John Coltrane i Cecil Taylor. Umownie od nich się to wszystko zaczęło i każdy z nich zaprezentował odmienne podejście do tematu

John Coltrane, swoje podejście do free opierał na trybach modalnych. Używał niefunkcjonalnych akordów i improwizował nad nimi używając skal chromatycznych, więc nie grał tylko w jednym trybie. Ale w rzeczywistości, co zresztą słychać, był bardziej poza trybem niż wewnątrz trybu, przez co cała modalna forma właściwie przestawała być strukturą, co de facto sprawiało, że był o wiele bardziej 'out' niż 'in' w swojej grze. Używał form modalnych jako punkt wyścia, aby póżniej, podczas 'rozwoju akcji' przechodzić do atonalności, 'hałasu' i jego charakterystycznych 'przedmuchów'.

Ornette Coleman natomiast, o czym już wspomniałem we wcześniejszych postach, pozbył się całkowicie akordów. Usuwając wszystkie akordy, pozbył się automatycznie harmonii, której należałoby się trzymać w przypadku gry akordowej, więc w praktyce mógł zagrać lub ugrać wszystko co mu w głowie zaświtało i jakąkolwiek melodię, którą mu się pojawiła w wyobrażni. Ale co ciekawe, pomimo, że pozbył się akordów i harmonii, to tak jak już też kiedyś wspomniałem, zachowywał w swoim free tzw. centrum tonalne, które było powiedzmy tzw. 'bazą wypadową' w atonalność. Póżniej, Ornette Coleman wymyślił 'harmolodykę', która w swoich założeniach polega na równouprawnieniu wszystkich najistoniejszych elementów muzycznych podczas gry, czyli zarówno harmonia, melodia, tempo, rytm, timing, frazowanie... są sobie równe i żaden z tych elementow nie ma pierwszeństwa przed innymi i nie wychodzi przed 'szereg'.

Cecil Taylor z kolei, odrzucił zarówno tryb modalny stosowany przez Johna Coltrane jak i centrum tonalne Ornette Colemana. Zastąpił te patenty swoim własnym i zastosował w swoim free tzw. 'tone clusters', czyli klastry tonowe, czyli granie kilku nut i akordów na raz - nazywano to napadaniem lub miażdżeniem klawiatury, co też zresztą można usłyszeć podczas jego 'projekcji' free jazzowych. Klastry tonowe mogą być zarówno chromatyczne jak i diatoniczne lub pentatoniczne. Wszystkie klastry można sklasyfikować jako akordy 'drugorzędne'.

Mamy więc trzy wiekie i 'podstawowe' free-jazzowe indywidualności i trzy różne opcje oraz podejścia do free jazzu, które w każdym z tych trzech przypadków inaczej brzmią, inaczej są realizowane i mają inne podejście do atonalności i free improwizacji.

CDN.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Licytacja zakończona.Kupiłem dla wnuczki.Ja mam płyty wnuczka kasę na resztę wakacji.Dziękuję i pozdrawiam .A

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A w międzyczasie Taylor Ho Bynum i płytka 'Other Stories' (Three Suites) z 2005 roku, czyli killer set niebagatelnego artysty, którego płyty są zawsze wydarzeniem i na które czeka się z niecierpliwością. 'Other Stories', to 'opowieść' zawarta w trzech suitach, w której kameralistyka ściera się z jazzowymi elementami, a kompozycja przeplata z klimatem improwizacji. Dziesięcioosobowy skład z kwartetem smyczkowym, gitarą, wibrafonem, perkusją, tubą i kornetem lidera zapewnia muzykę nieprzeciętnie wyrafinowaną, zmysłową i bardzo przyjemnie 'skomplikowaną'. Wyrafinowane ekspozycje i pomysły na pograniczu klasyki, kameralistyki i jazzowych ewolucji robią wrażenie i słucha się tego bardzo dobrze. W składzie same wyróżniające się nazwiska sceny zarówno tej improwizowanej jak i kompozytorskiej. UW projekcie słyszymy m.in. Jessicę Pavone, Jasona Kao Hwanga, Jaya Hoggarda na wibrafonie, Tomasa Ulricha, Luthera Graya...

Generalnie, Taylor Ho Bynum jest artystą godnym eksploracji i jak ktoś nie miał z nim do tej pory styczności, to mocno polecam. Kompozytor, improwizator, pedagog i pisarz, głównie gra na kornecie, ale nie obca jest mu również trąbka i flugelhorn, co wydaje się i zrozumiałe i oczywiste. Wzięty artysta często widoczny i związany z Anthony Braxtonem, Tomasem Fujiwarą, Mary Halvorson... Słynie z rowerowych wycieczek i realizowanych w tym samym czasie koncertów w klubach, filharmoniach i w parkach czy też skwerach z lokalnymi artystami. Niesamowity gość, niesamowity artysta, niesamowita muzyka. Poznałem Taylora Ho Bynuma dzięki płycie 'Asphalt Flowers Forking Path' z Hat Hut Records i weszło mi to nazwisko na stałe do moich fascynacji. Mam go na wielu płytach, ale z 'Other Stories' mam styczność od niedawna. Tak jak już wspomniałem, 'pomyłek' co do tego artysty nie ma. Superoza!

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) IMG_7007.thumb.jpg.dd66ba2c39524551836aaf028bea2ffa.jpg

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Chicago napisał:

'Other Stories', to 'opowieść' zawarta w trzech suitach, w której kameralistyka ściera się z jazzowymi elementami, a kompozycja przeplata z klimatem improwizacji. Dziesięcioosobowy skład z kwartetem smyczkowym, gitarą, wibrafonem, perkusją, tubą i kornetem lidera zapewnia muzykę nieprzeciętnie wyrafinowaną, zmysłową i bardzo przyjemnie 'skomplikowaną'.

To chyba coś dla mnie. Jak znajdę to posłucham.

6 godzin temu, Chicago napisał:

Słynie z rowerowych wycieczek

Już go lubię. 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawostki ciekawostki ciekawostki! Blind test dla Jazz Times autorstwa szanowanego krytyka jazzowego, Billa Minkowskiego. W roli głównej, czyli w roli testowanego, wystąpił wielki człowiek jazzu, Dave Liebman.

 

Wyjątkowy artysta, znakomity saksofonista i uznany na całym świecie pedagog Dave Liebman od końca lat 60-tych podąża pełną przygód, bezkompromisową ścieżką twórczą. Pochodzący z Brooklynu, zainspirowany występami Johna Coltrane na żywo, studiował później jazz u Lenniego Tristano i Charlesa Lloyda. Pod koniec lat 60-tych, w czasie rozkwitu nowojorskiej loftowej sceny jazzowej, założył kolektyw Free Life Communication .

W roku 1970, po krótkim romansie z popularnym wtedy jazz rockiem z Ten Wheel Drive, odbył staż u Elvina Jonesa (1971-73) i Milesa Davisa (1973-74). Początek lat 70-tych, to również liderowanie własnych grup, z których wyróżniającymi się były Open Sky Trio z drummerem Bobem Mosesem i oczywiście niezapomniana Lookout Farm w skład której wchodzili m.in. znakomity pianista Richie Beirach, tablista Badal Roy, basista Frank Tusa, niezapomniany Don Alias i John Abercrombie...  Pod koniec lat 70-tych, w skład jego kwintetu wchodził również niesamowicie ekspresyjny i póniej niemalże najsłynniejszy gitarzysta globu, John Scofield.

W 1981 roku, po światowej trasie koncertowej z Chickiem Coreą, ponownie połączył się z Richie Beirachem i stworzył niezapomniany do dzisiaj kwartet Quest. Na samym początku, grupę zasiliła sekcja George Mraz i Al Foster, aby później na ich miejsce obsadzić Rona McClure i Billy Harta. Liebman rozwiązał Quest w 1991 roku i wraz z pianistą Philem Markowitzem utworzył pierwsze wcielenie Dave Liebman Group, które przetrwało do 1997 roku. Następnie, przefantastyczny i bardzo bardzo pracowity gitarzysta Vic Juris zastąpił Markowitza, obejmując w zespole rolę drugiego solisty i jednocześnie rolę wypełniającą instrument harmoniczny po Markowitzu. 

W 2002 roku, Liebman rozpoczął trasę koncertową z grupą, w której skład wchodzili mistrzowie saksofonu Michael Brecker i Joe Lovano oraz uznana sekcja rytmiczna  w składzie Cecil McBee i Billy Hart. Do grupy dołączył również wieloletni kolega i przyjaciel Liebmana, wspominany już pianista Phil Markowitz. Ich pierwsze wspólne nagranie - 'Gathering of Spirits' - ukazało się nakładem wytwórni Telarc. Liebman jest także założycielem i dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Stowarzyszenia Szkół Jazzowych - organizacji zajmującej się dzieleniem i radością jazzu na całym świecie. A póżniej wiadomo co było - pasmo sukcesów artystycznych i komercyjnych, wykłady na całym świecie, 'milion' wydanych płyt, które w zasadzie nie mają złych momentów ani punktów i wielki jak nie największy autorytet jazzowy i w ogóle muzyczny na całym globie. Tak jest do dzisiaj i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

 

Blind Test.

1. Walt Weiskopf Nonet

„Outsider” (z 'Song For My Mother' , Criss Cross Jazz). Walt Weiskopf - saksofon tenorowy, kompozytor, aranżer; Nagrano w 1995 roku.

 

DL po wysłuchaniu: tak, piękny temat, świetne pisanie. Nie mam pojęcia, kto to jest, ale ma piękną barwę, melodię i saksofonista gra na zadziwiającym i znakomitym poziomie.

DL po ujawniwnu nagrania: och, to Walt! Znam Walta. Naprawdę świetnie brzmi solo! Podobał mi się ten kawałek… coś w rodzaju grania w big bandzie, ale nie do końca. Oczywiście ciężki saksofon i niezła płynność pisania i płynne melodyczne instrumentalne przełączanie. Bardzo spodobało mi się na początku granie zespołowe. Na koncercie na żywo, to by było wszystko w porządku, ale w przypadku płyty skróciłbym to trochę. Pisanie było najlepszą rzeczą w grze Weiskopfa. Jego solo było świetne. Walt jest muzykiem wykształconym, który wie co robi i to słychać w jego grze. Również jego brzmienie jest bardzo wyjątkowe. Przebija się, co jest bardzo dobre w tego typu sytuacjach, ponieważ naprawdę słychać to w grze całej sekcji. Bardzo mi się to podobało.

_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

2. Johnny Griffin

„All The Things You Are” (z 'A Blowing Session', Blue Note). Johnny Griffin - saksofon tenorowy; John Coltrane - saksofon tenorowy; Hank Mobley - saksofon tenorowy; Wynton Kelly – fortepian; Paul Chambers - bas; Lee Morgan - trąbka; Art Blakey - perkusja. Nagrano w 1957 roku.

DL po wysłuchaniu: Trane i nagrania z kilkoma saksofonistami, to na pewno. Nie jestem pewien, czy to Paul Quinichette czy może Hank Mobley...??? Tak czy inaczej, na pewno Trane jest tutaj drugim solistą. Pierwszy kot brzmi jak Johnny Griffin, ale wibrato jest trochę cięższe niż zwykle. Ale sposób, w jaki grał, zdecydowanie wywodził się ze szkoły Lockjaw-Griffina, polegającej na płonącej i wymuszonej każdej nucie, niesamowicie technicznie zagranej, arpeggiowej zabójczej grze tenorowej. Bardzo proste pod względem zapisania, idealnie dopasowane do akordów i pod tym względem bardzo diatoniczne z naprawdę świetną grą na saksofonie. Trochę przesadzone jak na mój gust jeśli chodzi o estetykę, ale mimo to słucha się świetnie. A potem Trane… to jest po prostu magiczne. On robi tu wszystko – zabójcza gra do kotleta, gra melodię i trzyma się rytmu… pożniej długo za rytmem, cały czas jest na krawędzi, co jest częścią grania tej muzyki. Moim zdaniem, jeśli zamierzasz grać timowo i jeśli nie będziesz się bawić z umiejscowieniem rytmu, tracisz coś, co możesz zyskać, czyli tajemnicę tego, gdzie jesteś. Jest to szczególnie skuteczne w przypadku perkusisty, który gra w tak bezpośrednim stylu jak ten facet na nagraniu - czy to Art Taylor...??? Trane naprawdę świetnie sobie z tym radzi. Robi długą ósemkę. Trębacz...??? Nie wiem, dla mnie nic specjalnego. A ostatni kot brzmiał jak Hank Mobley z nieco jaśniejszym dźwiękiem i czymś nieco innym… ale rzeczywiście jest w nim dużo Hanka. Świetne melodie i bardzo gładkie, bardzo kreatywne w harmonii. To jest jeden z największych znaków towarowych Hanka. Myślę, że był jednym z najbardziej doświadczonych graczy.

DL po ujawnieniu nagrania: jest jeszcze jedno nagranie z Paulem Quinichette i Genem Ammonsem, w którym gra Trane (Groove Blues , Prestige, 1958). Na początku myślałem, że to może być to.

Cóż, z jakiegoś powodu nie zrobiła tutaj na mnie wrażenia gra Lee Morgana, ale Trane jest tutaj oczywisty. To on był wtedy głosem. Który to byłby rok? Mam na myśli, że on tam jest strasznie zagłuszony. To mniej więcej czas 'Blue Train' i właśnie wtedy zaczyna dostrzegać ten aspekt swojej i wspólnej gry. Naprawdę zaczyna się kręcić to wszystko od lat 55-56, kiedy grał z Milesem. Teraz, w 1957 roku, bierze się w garść. A dźwięk i klimat oraz wybór melodii w porównaniu z szybkością były, jak sądzę, bardzo dużą innowacją w tamtym czasie. To, co stworzył harmonicznie, a jednocześnie barwowo podczas solówki, było (poza Sonny Rollinsem, który zrobił to w inny sposób) naprawdę niespotykane. I słychać to na tym solo. To jest fantastyczne. Ta melodia jest starym koniem bojowym, świetnie się jej słucha. To znaczy, co robisz, gdy Johnny gra w ten sposób… czyli kot 'niszczy' sax i wymawia każdą nutę..??? Możesz tylko robić swoje i po prostu sugerować więcej niż twierdzić. A Trane jest w tym świetny. Hank też. Hank brzmiał tutaj fantastycznie. Niezłe nagranie!. Trzy bardzo charakterystyczne głosy na saksofonie tenorowym. Muszę o tym pamiętać w świetle tego, co robimy z Michaelem Breckerem i Joe Lovano. To bardzo dużo pod tym względem… trzy różne głosy zbiegające się w tej samej melodii.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

3. Stan Getz, Zoot Sims, Al Cohn, Allen Eager, Brew Moore

'Battle of the Saxes' (z 'The Brothers' , Prestige). Getz, Sims, Cohn, Eager, Moore, saksofony tenorowe; Walter Bishop, fortepian; Gene Ramey, bas; Charlie Perry, perkusja. Nagrano w 1948 roku.

DL po wysłuchaniu: cóż, to było bardzo różne pod wieloma względami. Po pierwsze, nie mogę powiedzieć, kto gra. Nawet nie wiem, czy było to trzech, czy czterech chłopaków. Było w tym takie podobieństwo podejścia i brzmienia, taka identyczność, że nie mogłem stwierdzić, kto kim jest. To brzmi jak wstępnie przygotowane. Jestem pewien, że ci goście, kimkolwiek są, po prostu pocałowaliby Lestera Younga w stopy. Są pod jego wpływem pod każdym względem – wszystkie ich dźwięki mają tę zawoalowaną, niemalże mglistą jakość, jak koc nałożony na brzmienie tenora. Pod tym względem jest to piękny dźwięk i wszystkie one artykułują się podobnie, co nie jest bardzo trudną artykulacją; jest tu obłędne legato. No i przede wszystkim ich rytm i dobór nut jest tak diatoniczny i liryczny, że melodia jest priorytetem. Ich wybór tonów jest taki sam… wszystkie nuty są dobre i ładne. Nie za dużo przemijających tonów, co bardzo różni się od tego, co słyszeliśmy wcześniej. Tutaj znajduje się podsumowanie wkładu Lestera Younga w jazz. Może to sekcja saksofonowa z Woodym Hermanem, nie wiem. To jedna z tych połączonych rzeczy… Nie potrafię powiedzieć kim oni byli, ale z pewnością wszyscy mieli bardzo podobne podejście.

DL po ujawniwnu nagrania: ach, to ci goście, to ta sekcja. Nie wiem, kto był kim, ale na pewno chodzi o te wszystkie koty z tamtego okresu. To znaczy, to tak, jakby absorbowali wpływ swojego głównego bohatera i naprawdę to słychać. I jeszcze jedna rzecz, jeśli pomyślisz, że jest rok 1949… masz Birda, Lee Konitza i Lenniego Tristano tworzącego 'Intuition', a potem masz te koty… masz trzy główne podejścia do saksofonu. I to był wspaniały przykład tradycji Lestera Younga. To znaczy, osobiście nigdy mnie to nie pociągało jeśli chodzi o moje własne odczucia, ale mam do tego wiele szacunku, a ci goście naprawdę wpadli w sedno ze względu na określony sposób grania - nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

4. Paul Motian

„Skylark” (z  'On Broadway Vol. 3' , JMT). Paul Motian - perkusja; Bill Frisell - gitara; Joe Lovano - saksofon tenorowy; Charlie Haden - bas; Lee Konitz - saksofon sopranowy. Nagrano w 1991 r.

DL po wysłuchaniu: założę się, że to Bill Frisell i Joe Lovano na tenorze. A to oznacza, że na perkusji mamy Paula Motiana. To ta grupa, którą miał Paul. Sopran? Nie wiem kto to do cholery jest...??? To miłe, naprawdę miłe. Ma inny dźwięk. Co jest w tym interesującego w świetle tego, co usłyszeliśmy… ??? Słyszeliśmy sesję dmuchania z Johnnym Griffinem, który w pewnym sensie wywodzi się z Colemana Hawkinsa. Potem usłyszeliśmy, jak biali bracia grają Presa. To podejście tutaj w pewnym sensie wywodzi się właśnie z Presa. Oczywiście Joe jest trochę bardziej wyrafinowany pod względem harmonicznym niż sopranista, ale nadal wywodzi się z tej melodii i gra bardzo blisko melodii. Frisell pozostaje bardzo blisko melodii… nie gra zbyt wiele. Pod tym względem jest to bardzo przekonujące. To znaczy, że to jest piękna melodia. Przy takiej melodii nie musisz nic robić. Po prostu zagraj tę cholerną melodię, a sprawa załatwi się sama. Ale Joe brzmi tutaj  pięknie. To jest właśnie to, co Joe Lovano robi tak dobrze, mistrzowsko.

DL po ujawnieniu nagrania: to Lee? Jestem pod wielkim wrażeniem. Też o nim myślałem i wiedziałem, że nagrali razem płytę. Lee brzmi na niej pięknie, ale nigdy bym tak naprawdę nie pomyślał, że to Lee, ponieważ z podejścia nie brzmi to tak jak jego gra na alcie. Muszę mu o tym powiedzieć, kiedy go zobaczę - jestem pod wielkim wrażeniem. Wspaniale jest to słyszeć. Co za wspaniały głos. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby grał na sopranie. Kiedy kot podnosi sax, na którym nie gra zbyt często, jest to bardzo interesujące. To tak, jakbym ja grał na alcie. Jeżeli jest coś, czego tak naprawdę nie robisz, to pytanie brzmi - co byś w tym zrobił? Czy to przedłużenie twojego głosu, czy to coś zupełnie innego? W tym przypadku, brzmi to inaczej. Nigdy nie skojarzyłbym tego grania na sopranie z Lee. Pięknie gra, naprawdę wspaniale.

_____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

5. Kwartet Branforda Marsalisa

„Lykief” (z Requiem , Columbia Records). Branford Marsalis - saksofon sopranowy; Kenny Kirkland – fortepian; Eric Revis - bas; Jeff „Tain” Watts - perkusja. Nagrano w 1998 roku.

DL po wysłuchaniu: cóż, to jeden z tych przypadków, gdy jesteś wystrojony i nie masz dokąd pójść. Dużo dymu i brak ognia. Co tutaj grają nasze koty? Sopranista ma mnóstwo talentu, zresztą każdy z nich ma wiele do powiedzenia. Jeden wątek zaczyna się tutaj, a kończy gdzie indziej - kształty dnia i nocy. Tak bawiliśmy się pod koniec lat 60. O to właśnie chodziło - było życie i śmierć, czerń i biel, spokój i szaleństwo, powietrze, a potem gęstość… skrajności występujące w jednej melodii. Ale co robić po tym, lub przed tym? To może zależeć od nagrania. Inną rzeczą jest to, że jest to coś, co nazywam triadyczną, madrygalską angielską piosenką ludową z Appalachów… coś w stylu Ornette’a, ale w pewnym sensie nie tak chwytliwą. Innymi słowy, triadyczny, kościelny wzór, harmonicznie niezbyt skomplikowany, więc wypełniasz go innymi rzeczami, co pod tym względem robią bardzo dobrze, ale nie za bardzo wiedzą co dalej i wtedy tak naprawdę nie gra się niczego z głowy. Granie w ten sposób jest w pewnym sensie trudne. Trzeba być erudytą artystycznym, żeby wygłosić oświadczenie, które utrzyma się przy wielokrotnym słuchaniu. W małym klubie czy czymś podobnym, słysząc takie rzeczy, bylibyśmy bardzo szczęśliwi. Spędzilibyśmy miło wieczór, wypilibyśmy piwo, czulibyśmy się dobrze i byłoby OK. Ale żeby płyta 'wytrzymała', musi mieć trochę więcej kształtu, tak sądzę. Oczywiście nie wiem, co jest jeszcze na płycie, ale sopranista został tak jakby 'odcięty'… to jest jakaś poważna technika! To znaczy, zdecydowanie przesadnie. Nie potrzebujesz wiele, żeby zagrać to, co tutaj grają, ale co by nie powiedzieć, brzmi bardzo dobrze. Nie mam pojęcia kto to jest...??? Może być ktokolwiek. Mogłyby to być koty europejskie, ale raczej nie - zbyt swingowe i śliskie.

DL po ujawnieniu nagrania: to Branford? Nigdy bym nie pomyślał, że to Branford. Jego kotletowe brzmienie jest bardzo dobre, ale ogólnie nie utożsamiam go z taką grą. Może dlatego robi się to na tak ekstremalnych połaciach. Innymi słowy, nie jest to zbyt subtelny przekaz. To znowu zależy od tego, co jeszcze jest na płycie. Zawsze jest miejsce na taki utwór. Ale czy grają tak przez cały czas, czy też jest to jednorazowy przypadek w tym stylu? Goście grający w tym stylu zazwyczaj mają coś ze średniej półki, czego w tym przypadku nie było. Ale jego technika jest bezbłędna, to pewne.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

6. Lucky Thompson

'Beautiful Tuesday' (z 'Lord, Lord Am I Ever Gonna Know', Candid Records). Lucky Thompson - saksofon sopranowy; Martial Solal - fortepian; Peter Trunk - bas; Kenny Clarke - perkusja. Nagrano w 1961 roku.

DL po wysłuchaniu: sopran jest trudny do nastrojenia i brzmi tutaj jak stary instrument. Na pewno. Wiesz, umieszczasz dużo powietrza na małej przestrzeni, ustnik jest mały, każdy ruch jest krytyczny… każdy ruch to milimetr 'zamieniający się w metr'. W pewnym sensie przypomina obój. Kiedy wtłaczasz tak dużo powietrza w tę małą szyjkę, zanim wydostanie się ono z dna, wszystko jest krytyczne. Dlatego sopran jest taki trudny. Więc naprawdę musisz uważać na swoje wysokie tony, to nie ulega wątpliwości. Ten facet jest trochę nie na miejscu, ale jest OK. Nie jest tak źle. Brzmi jak gość, który gra na sopranie jako dubler. Innymi słowy, np. Lee Konitz miał inny głos na sopranie. Nie grał tak na sopranie jak grał na alcie. Ten facet gra na sopranie tak, jakby grał na tenorze lub alcie. Jeśli chodzi o koncepcję gry, to te kwestie są w porządku. Nie osądzam tego. Nie ma w tym nic niezwykłego. Fajna, ciekawa melodia jak na ten rodzaj bebopu. Brzmi trochę ciekawiej niż zwykle.

DL po ujawnieniu nagrania: o tak? To Lucky Thompson? Widzisz, Lucky był jednym z pierwszych, którzy grali na sopranie. Jest blisko Steve Lacy, chociaż nie zrobił z tego jakiejś wielkiej sprawy, po której byłby rozpoznawalny. Ale Lucky to jeden z tych kotów, którzy grali na sopranie i wcześnie to pokazali. Nie jestem na tyle zaznajomiony i osłuchany z jego grą, żeby powiedzieć z pewnością, że to był Lucky Thompson, ale brzmiał jak kot grający na sopranie, ale będący tenorzystą, co było dość częste w tamtych czasach. Steve Lacy, to inna historia, ponieważ grał na klarnecie i grał Dixieland, więc od razu miał sopranowy głos. Zarówno Trane jak i Wayne, przekonali się, że sopran nie jest dublerem - jest to po prostu inny instrument, a zatem inny głos, a zatem inny sposób gry i myślenia. I to było naprawdę niezwykłe w tamtych czasach, że nie było to po prostu powielenie stylu na innym instrumencie. W tamtych czasach, na początku lat 60., było to rzadkością. Teraz oczywiście oczekuje się od ciebie trochę innego podejścia i innej świadomości, ale w tamtych czasach było to niezwykłe. Zwłaszcza dla Johna Coltrane.

_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

7. World Saxophone Quartet

“Try A Little Tenderness” (z 'Rhythm And Blues', Elektra Musicians). David Murray - saksofon tenorowy, aranżer; Oliver Lake – saksofon altowy; Julius Hemphill – saksofon altowy; Hamiet Bluiett - saksofon barytonowy. Nagrano w 1988 roku.

DL po wysłuchaniu: ten zespół wniósł bardzo dużo i ma swój wkład w jazzowej historii, bez wątpienia, bo kto by stworzył taki kwartet saksofonowy? Biali faceci by tego nie zrobili - tzn. zrobiliby to, ale za idealnie. Ci goście mają do tego odpowiednie podejście i predyspozycje - jest tutaj obecne podejście soulowe, duchowe... i tak dalej. Zgadzam się z tym. Ale występ po prostu nie był ani wspólny ani spójny. Nie wiem, czy masz wystarczająco dużo czasu na zrobienie innych ujęć, czy nie, ale downbeat nie jest tutaj ze sobą połączony. Może jest w tym wyrachowanie, które im się podoba. Generalnie nigdy nie sięgam po tego typu rzeczy, bo uważam, że to trochę zbyt oczywiste kiedy to próbujesz zrobić - chodzi mi o głos i w ogóle. To jeden ze starszych 'popowych' kawałków z niezłą melodią. W sposobie tej gry głosy pasują do tego, co robią, ale jest pewna rzecz, której szukam, gdy słyszę jak ktoś gra i to wykracza poza styl, ponieważ wtedy styl nie ma znaczenia i obojętnie czy jest się wewnątrz muzyki, na zewnątrz, czy gdziekolwiek indziej. To pewna kontrola nad tym co robisz. A kontrola oznacza niezależność od różnic stylistycznych, ale jeśli masz zamiar grać lawinę nut, grać w górę i w dół i tym podobne, to na początku jest pewna doza czystości i koniec frazy, która moim zdaniem powinna być gdzieś widoczna. Jeśli nie potrwa to zbyt długo, zaczynam być nieco rozczarowany występem. Gdyby to był student, zatrzymałbym taśmę i powiedział: „gdzie był twój początek, a gdzie koniec" - gdzie jest twoja artykulacja? Być może nie podążam za Twoją myślą. Czy mógłbyś mi pokazać, gdzie kończy się i zaczyna ta myśl? Być może jest to poza moim zasięgiem słuchu, przyznaję. Ale pójdźmy tam i otoczmy to ramą, bo wszystko potrzebuje oprawy muzycznej.” To znaczy, potrzebujesz jakiejś ramy. Mogą to być długie oddechy, ale potrzebujesz powietrza. Czasami, przy takim graniu, mam wrażenie jakby włączał się silnik i po prostu jechał na pełnym gazie, bez przerwy. I jest na to miejsce i na pewno są ludzie, którzy to uwielbiają i reagują na to ze względu na poziom energii. Ale nie jestem pewien, ile w tym artyzmu. I dla mnie po pewnym czasie zaczyna to brzmieć cały czas tak samo. Tak to słyszę.

DL po ujawniniu nagrania: te koty, chociaż lubię niektórych z nich z osobna, czasami wydają mi się, że za często robią to samo. Graliśmy kiedyś przeciwko wszystkiemu, free i zbuntowanie i czułem to samo. Takie jest moje zdanie na ten temat. Ale spójrzcie, zrobili furorę, bo zrobili rzeczy, których inne koty nie zrobiłyby w kwartecie saksofonowym, bo to zwykle wywodzi się z tradycji klasycznej – jest bardzo czysto, bardzo przejrzyście. Kiedy gram kwartety saksofonowe, jest to w sumie podobne...  i tak dalej. Można powiedzieć: „OK, jedziemy". I na tym poziomie mogę to kupić.

_____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

8.Joe Lovano

„Eternal Joy” (z 'Trio Fascination - Edition One' , Blue Note). Joe Lovano - saksofon sopranowy; Dave Holland - bas; Elvin Jones - perkusja. Nagrano w 1997 roku.

DL po wysłuchaniu:  jeśli to nie jest Elvin, to jest to ktoś, kto z pewnością brzmi jak on. To bardzo miłe, bo Elvin nie gra ośmiu cykli taktowych i jest to bardzo otwarty Elvin. Przypomina mi to 'Puttin' It Together' (Blue Note, 1968) z Joe Farrellem, ale myślę, że to nie jest Farrell. Przypomina mi to oryginalne trio, kiedy Elvin opuścił Johna Coltrane, co poprzedziło mój czas z nim. Jest tam duży wpływ Joe Farrella, dużo grania wzorcowego. Dobra gra sopranem. Szkoda, że nie zostawił trochę więcej miejsca, zwłaszcza gdy gra się z Elvinem. A bas? Czy to Dave Holland? Taki facet jak Dave jest mądry i wie co i kiedy zrobić… jeśli zostawisz więcej miejsca, myślę, że uzyskasz lepszy efekt na swojej solo. Może to jest ten moment. Czasem trudno się powstrzymać. Czy to Joe Lovano na sopranie?

DL po ujawnieniu nagrania: słyszałem, jak Joe Lovano grał na sopranie, ale w tej grze jest dużo Joe Farrella. Muszę mu to powiedzieć, kiedy się z nim zobaczę. Najlepsze w tym jest to, że Joe przez to płynie, podtrzymując całość, a oni po prostu krążą wokół niego bez żadnych barier. Inną płytą, która to przypomina, jest 'New York Is Now' i może 'Love Call'. Te dwie płyty Ornetta, to dla mnie to szczyt jego osiągnięć, razem z nagraniami Golden Circle w Sztokholmie z drummerem  Charlesem Moffettem i basistą Davidem Izenzonem. Sposób, w jaki Joe i Elvin grają przypomina Ornette - krążą wokoło. Inną tego typu płytą jest „ On the Mountain” Elvina (PM Records, 1975) z Janem Hammerem i Gene Perlą. Jeśli ustawisz Elvina w odpowiedniej sytuacji, to nie będzie musiał zaznaczać ośmiotaktowych form -  będzie mógł przez to przebrnąć jak nikt inny, co stworzy dla ciebie podkład do zabawy. A ten utwór dobrze go do tego zachęca. Podobał mi się ten człowiek. Wspaniale jest słyszeć Elvina. Oczywiście, kiedy na koniec dasz mu riff i pozwolisz mu po prostu zagrać coś takiego i po prostu pozwolisz, żeby to się wydarzyło… to właśnie mógł zrobić Elvin,  jak nikt inny - to jego styl i pochodzenie. Miło było też usłyszeć Elvina grającego tak cicho za solówką Dave Hollanda. Jest on najlepszym przykładem kontrolowania dynamiki od góry do dołu jaki kiedykolwiek znałem. To jeden z największych wkładów Elvina w grę – zakres dynamiki.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

9. Steve Lacy

„Shuffle Boil” (z 'The Rent', Cavity Search Records). Steve Lacy - saksofon sopranowy; Jean Jacques Avenel - bas; John Betsch - perkusja. Nagrano w 1997 roku.

DL po wysłuchaniu: tak, Elvin i Lacy… jedni z moich najdroższych, już niestety zmarli. Wkład w jazz Steve Lacy będzie trwał wiecznie. Tak naprawdę nigdy nie kopiowałem od niego niczego bezpośrednio dla siebie jeśli chodzi o muzykę, poza jego szczerością i bezpośredniością. I jedna rzecz na temat Lacy -  nieważne co grał, czy to z rosyjskim poetą, czy z jakimś koto, Monkiem, jego kwartetem czy czymkolwiek i kimkolwiek innym - zawsze brzmiał tak samo. Przekraczał wszelkie style i nie stronił od pokonywania barier i wszystkiego co z tym związane. Zawsze brzmiał jak on sam, czyli bardzo wolno, metodycznie, głównie ósemkami... i przede wszystkim sound - bardzo przemyślany i bardzo podobny do jego osobowości. Był pod tym względem mistrzem - mistrzem jednowierszówki. Na przykład, jeśli zadałeś Lacy pytanie lub coś mu powiedziałeś, odpowiadał: „tak, dokładnie”. To było bardzo elastyczne, bez potrzeby wyjaśniania. A sposób, w jaki grał, był mocno oszczędny, bez nadmiaru, bez tłuszczu w mięsie, tylko absolutny filet mignon, aż do średnio wysmażonego. I za to zawsze będę go szanować, za jego troskliwość, oszczędność i szczerość. Lacy był świetnym, wręcz wzorcowym przykładem artysty. Raz zrobiliśmy razem kilka rzeczy solo i w duecie w kościele we Włoszech. Jest mistrzem solowej gry na sopranie. Grać na saksofonie sopranowym przez półtorej godziny, wprowadzić w trans słuchaczy i wciągnąć się w to… to jest właśnie Steve Lacy!. Oczywiście Braxton też, ale Steve w pewnym sensie bardziej, bo jest jeszcze bardziej skoncentrowany. Przypominał japoński styl malarstwa - jedno pociągnięcie i koniec. Artyści nakładają czarną farbę wodną na pergamin jednym pociągnięciem… bum i koniec. Lacy taki był, bardzo bezpośredni, komunikatywny. To jest to, co masz w sobie - nic więcej. Tak, Steve Lacy był kimś innym niż większość. Miał też wyjątkową konfigurację – duży otwór z małą 'trzciną'. Otwarcie 12 lub gigantyczne otwarcie F, H, Z na Selmerze i stroik nr 1, co jest niewiarygodną kombinacją - umożliwiało mu zrobienie tego, co właśnie robił. Możesz kontrolować stroik, ale naprawdę musisz być na pewnym wysokim poziomie intensywności. W ogóle nie mogłem grać w jego konfiguracji, ale wiesz, chłopaki też nie mogą grać w mojej konfiguracji. To część tego, czym się jest. Ale miał Steve też coś jeszcze bardzo wyjątkowego - został z jednym instrumentem nie zmieniając go, co jak wiesz i ja robiłem przez 15 lat z sopranem… Myślę, że to ważne i Lacy jest tego przykładem. Po prostu pozostał z tym od 1960 roku i dzięki temu opanował sopran do perfekcji i został jego przyjacielem. To należy szanować.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Roland Kirk - Kirk in Copenhagen (1964)

image.png.594cd9fbfaf755e6c0c33b6b9fb1c299.png

Przesłuchałem ten koncert z października 1963 roku z olbrzymią przyjemnością.
Wyobraziłem sobie, że tam byłem. Kapitalna atmosfera i kameralny klimat, chemia muzyków, bardzo przystępna, radosna muzyka i doskonała realizacja czynią ten koncert jednym z moich ulubionych. Będę do niego wracał.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ilość i jakość informacji o graniu i myśleniu o muzyce Davida Liebmana jest nie do przecenienia. Mam nieukrywaną przyjemność w obcowaniu z jego wiedzą i nauką - jest on dla mnie jednym z najważniejszych profesorów nie tylko jazzu, ale i całej wszechogarniającej mnie muzyki. Uczy w mistrzowski sposób jak postrzegać jazz i jego wypadkowe. Już nawet po zwykłym ślepym teście jaki kilkalokrotnie z przyjaciółmi muzykami wykonywaliśmy w ramach towarzyskich spotkań, można dowiedzieć się fascynujących rzeczy. Powrót do Davida Liebmana nie był przypadkowy i związany jest z 'nową' płytą Lieba i spółki na mojej półce, rozegraną live z jego stałym i przefantastycznym zespołem o szerokiej gamie ekspresji i dojrzałym spojrzeniu na wszystkie aspekty muzyczno-jazzowe. Mowa oczywiście o... ale o tym póżniej. W każdym razie, powrót do Liebmana nie był przypadkowy i zawsze będę do niego powracał, wspominał i uczył się od niego. CDN.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Chicago

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

     Udostępnij



    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.