Skocz do zawartości
IGNORED

Fascynacje jazzowe


Rekomendowane odpowiedzi

21 godzin temu, piorasz napisał:

Żeby wyrobić sobie własną opinię na temat free jazzu to należało by poczytać co mieli do powiedzenia sceptycy z tamtego okresu

Współcześni pisali o Van Goghu i Picassie, że nie umieją malować.

Sami sceptycy.

1 godzinę temu, Lech W napisał:

Dlaczego w płytach wielkiego muzyka, wielkiego bo wielkim był, Ornette Colemana mieszka nieśmiertelne piękno i zachwyca nas swą wielkością... ? Dlaczego to miazga ?

Zanim stał się wielki, był nieakceptowalny. Tylko niektórzy muzycy we wczesnych czasach Ornette Colemana dostrzegli u niego coś nowego i innego, ale tylko niektórzy. Tak jest prawie zawsze z czymś nowym. Podobnie było z Charlie Parkerem na samym początku jego kariery. Ornette Coleman grał melodie które pojawiały mu się w głowie i tak jak je słyszał i potrafił wydmuchać, tak je grał. Nie był wykształcony muzycznie nawet w małym stopniu i grał to, co mu w głowie grało i w sposób w jak potrafił, jednak nie potrafił tego udżwignąć harmonicznie na swoim instrumencie. Czyli chciał grać, melodie mu szumiały w głowie, ale nie potrafił tego ugrać w 'należytym' i 'właściwym' porządku, a pieniędzy na szkoły i nauczycieli nie miał.

Przede wszystkim nie znał harmonii i odrzucił wszelkie akordy, więc mógł zagrać 'wszystko'. Jeżeli podczas grania nie używasz tonacji, czyli podstawowego klucza, nie ma akordów, czyli nie musisz nic łączyć i uważać na kombinacje połączeń, to grasz 'wszystko' ale to wszystko było jak na tamte czasy mocno mocno specyficzne. Załóżmy, że masz znakomitą kondycję, masę siły, potrafisz utrzymać się na wodzie i pływasz na jakiegoś kulawego pieska, na boku, używasz wszelkich kombinacji ni jak pasujących i wyglądających nawet średnio dobrze w świetle stylowego pływanie i wybitnych pływaków, ale robisz wyniki i na mecie nie jesteś ostatni, tylko pierwszy, albo drugi. Taki był na początku Ornette Coleman. Dopiero póżniej zaczął się uczyć tego wszystkiego, ale jego wrodzony styl, z którego wyrósł, pozostał i zrobił z tego wielką sztukę. Czyli  było to czyste piękno drzemiące w nim samym, niczym nie skrępowane i niczym nie ograniczone, szczere i bezpośrednie, czyli grał melodie 'nie potrafiąc praktycznie grać'.

Jak się spojrzy na Johna Coltrane i Ornette Colemana, bo akurat JEB zestawił tych dwóch muzyków obok siebie i zrobił to świadomie w celu ukazania kontrasów, różnic i podobieństw, to JC dochodził długo i po kolei do punktu, w którym Ornette Coleman był od razu. Natomiast Ornette Coleman dochodził, co prawda już we własnym wyrobionym czy też wyrabiającym się stylu, do punktu od którego wychodził John Coltrane. Czyli tak jakby na odwrót.

Parker's Mood

Gość

(Konto usunięte)
7 godzin temu, Lech W napisał:

Kiedyś na forum była.o.nich dyskusja ale i tak za mało o nich wiemy

Lechu, cza słuchać. Mam blisko dziesięć płyt Branforda i kilka Wyntona i jedną chyba z ojcem. Najbardziej odpowiada mi muzyka Branforda. Wynton prowadzi wielką instytucję jazzową w Lincoln Center, nagrał też płyty z muzyskami rockowymi - Clapton, country, z big bandem z Lincoln. W 2018-19 chyba był z trio. Świetny koncert.

Edytowane przez pantagruel
literówka
Dlaczego w płytach wielkiego muzyka, wielkiego bo wielkim był, Ornette Colemana mieszka nieśmiertelne piękno i zachwyca nas swą wielkością... ? Dlaczego to miazga ?
Dla mnie to piękno chyba polega m.in na tym o czym już wyżej wspomniałem. Jak wiesz przez jakiś czas (no i w sumie do teraz) najbardziej rajcowal mnie bepop. Poprzeczka się jednak podnosi z upływem setek jak nie tysięcy przesłuchanych płyt. Jak każdy fan muzyki jakiegokolwiek gatunku, każdy z nas poszukuje odmiany. Tak trafiłem na Colemana - a w zasadzie zacząłem doceniać i przyswajać bo już próbowałem z nim wcześniej romansować ale jakoś mi się to nie kleiło.
O czym warto wspomnieć. Ano napewno o tym, że jedna z moich ulubionych płyt "The Shape of Jazz to Come", która została nagrana w 1959r wywołała mnóstwo kontrowersji w środowisku muzyków mających najwięcej do powiedzenia w tamtym czasie. A rok 1959 to przecież rok, w którym powstały takie arcydzieła jak "Kind Of Blue" M.D, "Ah-Um" Mingusa czy "Time Out" Brubecka.
Album Shape...to zupełnie inny styl i zapowiedź Ornette do namieszania trochę w muzyce. Brak fortepianiu i akordów to był niezły szok. Dla mnie w raz z Donem Cherry i wszędzie się odnajdującym się Charlie Hadenem po prostu poezja muzyki.
Sam album może nie jest jeszcze całkiem w stylu free ale już mocno odbiega od tego co działo się dotąd.
Później były inne albumy, które również mi przynoszą sporo frajdy ale może o nich kiedy indziej.
10 minut temu, piorasz napisał:

Dla mnie to piękno chyba polega m.in na tym o czym już wyżej wspomniałem. Jak wiesz przez jakiś czas (no i w sumie do teraz) najbardziej rajcowal mnie bepop. Poprzeczka się jednak podnosi z upływem setek jak nie tysięcy przesłuchanych płyt. Jak każdy fan muzyki jakiegokolwiek gatunku, każdy z nas poszukuje odmiany. Tak trafiłem na Colemana - a w zasadzie zacząłem doceniać i przyswajać bo już próbowałem z nim wcześniej romansować ale jakoś mi się to nie kleiło.
O czym warto wspomnieć. Ano napewno o tym, że jedna z moich ulubionych płyt "The Shape of Jazz to Come", która została nagrana w 1959r wywołała mnóstwo kontrowersji w środowisku muzyków mających najwięcej do powiedzenia w tamtym czasie. A rok 1959 to przecież rok, w którym powstały takie arcydzieła jak "Kind Of Blue" M.D, "Ah-Um" Mingusa czy "Time Out" Brubecka.
Album Shape...to zupełnie inny styl i zapowiedź Ornette do namieszania trochę w muzyce. Brak fortepianiu i akordów to był niezły szok. Dla mnie w raz z Donem Cherry i wszędzie się odnajdującym się Charlie Hadenem po prostu poezja muzyki.
Sam album może nie jest jeszcze całkiem w stylu free ale już mocno odbiega od tego co działo się dotąd.
Później były inne albumy, które również mi przynoszą sporo frajdy ale może o nich kiedy indziej.

OK. Rozumiem i szanuję.

Zacytowałem jednak Ferdydurke Gombrowicza w trochę innym kontekście a Colemana ot tak wziąłem do tego "z czapy".

Chodzi mi o to, że każdy jednak ma prawo do swojej estetyki i odbioru sztuki.

Bez tego nie byłoby ani rozwoju sztuki ani jej autentyczności.

Impresjoniści zakwestionowali akademickość w malarstwie, w jazzie być może kwestionował to Coleman.

W tym cytacie wyraźnie Gombrowicz to podkreślił.

Nie dla każdego Słowacki wielkim poetą był. Co zrobić kiedy Gałkiewicza nie zachwycał. U mnie na półce jego 12 tomów stało kilkanaście lat aż się tego pozbyłem. Nie przeczytałem ani jednej strony i był to mój zwyczajny snobizm.

Żeby było jasne to nie stawiam Gombrowicza ponad Słowackim. Każda epoka ma swojego wieszcza ( Nasza to Herbert albo dla innych Ks. Twardowski albo jeszcze ktoś inny).

Coleman jednych zachwyca, inni jeszcze do Niego nie dojrzeli chociaż lata minęły a jeszcze inni Go odrzucają. 

To nie powód żeby jedni zżymali się na drugich. Każdy ma swoją estetykę.

Gałkiewicz w scenie urasta na dojrzałego faceta o ugruntowanym poglądzie a nauczyciel wręcz przeciwnie. Jest jak postać z kabaretu.

Kończę bo może ktoś o wiele bardziej fachowy w tym temacie wytknie mi moje "analizy literackie" a ja piszę tylko o moich odczuciach. Bez podstaw teoretycznych.

Tak samo mam z jazzem. Jazz jest piękny sam w sobie i nie ma powodu żebym popadał w kompleksy bo jednak pewnej części nie słucham i do niej nie dojrzałem. Spokojnie. Daję sobie czas...

 

Rodzina Marsalisów, to jedna z najważniejszych legend jazzu. Są to muzycy, po pierwsze pochodzący z Nowego Orleanu, po drugie znakomicie wykształceni z geniuszem w swoich szeregach (Wynton) i po trzecie, są to Black Guys. To wszystko razem tworzy 'wzór jazzu' i niestety, jednocześnie wiele kontrowersji, szczególnie co do osoby Wyntona.

Wielkim idolem Wyntona był Miles Davis... do momentu, kiedy Miles przestał grać jazz i zajął się, jak to on nazywał, social music. Zdarzył się nawet incydent już chyba nie raz opisywany przeze mnie w tym wątku, który nazywam 'incydentem kanadyjskim' lub 'incydentem Vancouver'. Generalnie, przez wiele wiele lat, Wynton Marsalis był postrzegany jako 'strażnik jazzu', 'strażnik płomienia'.... obrońca tradycyjnych form jazzu i swingu, ale także był utożsamiany przez wielkich nowatorskich improwizatorów, jak chociażby przez Matthew Shippa i Williama Parkera, ale również przez Keitha Jarretta, jako tzw. ucieleśnienie korporacyjnej Ameryki i jej protegowany.

To, co Miles zaczął robić po Drugim Wielkim Kwintecie, bardzo nie podobało się młodemu wówczas Wyntonowi - nazywał to bufonadą i popisami w odblaskowych i kolorowych ciuszkach, a awangardę jazzową ochrzcił jako bełkot i nieumiętność gry. Mania i fanatyzm Wyntona posuwał się w stronę pogardy w stosunku do najwybitniejszych osobowości jazzu i stawało się to coraz bardziej niebezpieczne i nieobliczalne.

W 1986 roku, podczas występu Milesa na festiwalu jazzowym w Vancouver, młody Wynton wyskoczył na scenę i zażądał od Milesa pojedynku na trąbki - takimsynem był Wynton, co wydaje się aż nieprawdopodobne! Bezczelnie podszedł do Milesa, poklepał go po plecach i zagrał swoje fenomenalne krótkie solo. Miles się wściekł, ale nie okazał tego zbytnio po sobie, jednak był wqrwiony bo musiał przerwać koncert przez młokosa, ale spokojnie podniósł swój instrument do ust i zagrał nuta w nutę to, co młodziutki Wynton z siebie wydobył. Ponoć Wynton został zgaszony po całości, a Miles podszedł do mikrofonu i spokojnym głosem oświadczył publiczności, że Wynton nie jest w stanie zagrać tego, co gra on i jego zespól i przepędził Wyntona ze sceny niczym zarozumiałego szczawia. Po latach, czytając co najmniej kilka obszernych wywiadów z Wyntonem, zauważyłem, że nigdy, jakby nie spojrzeć, nie posłuchać i nie poczuć, ten wielki i doskonały muzyk, nie chciał wracać do tego incydentu ani o nim opowiadać.

Jakkolwiek nie spojrzymy na to wszystko, na Wyntona i na jego wybryki, to absolutnie uważam go za genialnego muzyka, a jego dorobek i płyty po prostu zrywają kapcie z nóg. Poznałem i mam 30 płyt Wyntona i 12 płyt Branforda i naprawdę z ręką na sercu, nie ma w tym punkcie ani 'przypadku' ani 'pomyłki'. Jest to pure konkret i miód jazzu. Nieprawdopodobne granie. Zresztą pierwsza płyta Wyntona, to czyściuiki Miles i jego 2nd Great Quintet, tylko że jeszcze lepiej, czy też może inaczej, jakkolwiek - wielkie granie!

Co do kontrowersji, czytałem dawno temu bardzo obszerny wywiad Billa Minkowskeogo z Branfordem, w którym po części można znależć odpowiedż na te wszystkie kontrowersje wokół rodziny Marsalisów, a zdrugiej strony tak sobie myślę, że faktycznie jest w tym całym zamieszaniu coś, o czym już wspomniałem na początku  mojego wywodu - nie dość, że Marsalisowie są gruntownie wykształceni i są znakomitymi muzykami, to oprócz tego są Black i jeszcze dodatkowo pochodzą z Nowego Orleanu - to daje wiele do myślenia.

Parker's Mood

3 godziny temu, Lech W napisał:
OK. Rozumiem i szanuję.
Zacytowałem jednak Ferdydurke Gombrowicza w trochę innym kontekście a Colemana ot tak wziąłem do tego "z czapy".
Chodzi mi o to, że każdy jednak ma prawo do swojej estetyki i odbioru sztuki.
Bez tego nie byłoby ani rozwoju sztuki ani jej autentyczności.
Impresjoniści zakwestionowali akademickość w malarstwie, w jazzie być może kwestionował to Coleman.
W tym cytacie wyraźnie Gombrowicz to podkreślił.
Nie dla każdego Słowacki wielkim poetą był. Co zrobić kiedy Gałkiewicza nie zachwycał. U mnie na półce jego 12 tomów stało kilkanaście lat aż się tego pozbyłem. Nie przeczytałem ani jednej strony i był to mój zwyczajny snobizm.
Żeby było jasne to nie stawiam Gombrowicza ponad Słowackim. Każda epoka ma swojego wieszcza ( Nasza to Herbert albo dla innych Ks. Twardowski albo jeszcze ktoś inny).
Coleman jednych zachwyca, inni jeszcze do Niego nie dojrzeli chociaż lata minęły a jeszcze inni Go odrzucają. 
To nie powód żeby jedni zżymali się na drugich. Każdy ma swoją estetykę.
Gałkiewicz w scenie urasta na dojrzałego faceta o ugruntowanym poglądzie a nauczyciel wręcz przeciwnie. Jest jak postać z kabaretu.
Kończę bo może ktoś o wiele bardziej fachowy w tym temacie wytknie mi moje "analizy literackie" a ja piszę tylko o moich odczuciach. Bez podstaw teoretycznych.
Tak samo mam z jazzem. Jazz jest piękny sam w sobie i nie ma powodu żebym popadał w kompleksy bo jednak pewnej części nie słucham i do niej nie dojrzałem. Spokojnie. Daję sobie czas...
 

Ale musisz przyznać Lechu (i chyba to przyznałeś), że bardzo irytujące jest to, że ktoś na siłę próbuje cię do czegoś przekonać.
Tak Ferdydurke to pięknie odwzorywuje. Plusik za to.
Co do free i Ornette ale też innej muzyki to indywidualna sprawa każdego z nas. Tego co ja lubię słuchać czasami się z tym podzielę ale nigdy nie zdobyłbym się na odwagę, żeby kogoś zganić za to, że nie rozumie muzyki bo nie gra na instrumencie lub (uwaga ostatni hit) nie rozumie dostatecznie j. angielskiego.


 

Edytowane przez Marcinus

Właśnie też mam takie podejście, że w Jazzie dla każdego coś miłego, a z czasem można nawet docenić coś co kiedyś uważało się za totalną kakofonię 😁

Każdy jest na jakimś etapie, a też nie każdy musi się zachwycać np Coltrane'em (jak ja 😋)

Jak ktoś się zachowuje jak buc to zwyczajnie trzeba olać. 

Widzę kasację wstydliwych dla gospodarza postów. Bez urazy ale słusznie. Nie zgłosiłbym tego kolego Gospodarzu. Ja nie z tych co donoszą.

[Do usunięcia].

Bardzo ciekawy wpis o Marsalisach za który dziękuję.

Nie słyszałem nigdy o incydencie Vancouver. W tej całej historii byłbym po stronie Wyntona i świadczy ona tylko o tym jakim zadufanym w sobie człowiekiem był Miles ( chociaż świetnym muzykiem).

Przecież mógł wyjść spokojnie z twarzą z incydentu w zupełnie inny sposób. Mógł przecież obrócić to w żart, pochwalić Wyntona, poprosić o zagranie jakiegoś fragmentu po nim.

Wynton publicznie dezawuował Milesa, odsyłając go do lamusa.

W Warszawie zagrali obaj na JJ '83 i młody Wynton nie zrobił dużego wrażenia. 

Może gdyby Wynton dostał parę razy pałą od policjantów w USA... 

2 godziny temu, Lech W napisał:

Bardzo ciekawy wpis o Marsalisach za który dziękuję.

Nie słyszałem nigdy o incydencie Vancouver. W tej całej historii byłbym po stronie Wyntona i świadczy ona tylko o tym jakim zadufanym w sobie człowiekiem był Miles ( chociaż świetnym muzykiem).

Przecież mógł wyjść spokojnie z twarzą z incydentu w zupełnie inny sposób. Mógł przecież obrócić to w żart, pochwalić Wyntona, poprosić o zagranie jakiegoś fragmentu po nim.

To Miles miał "wychodzić" z tej sytuacji "spokojnie z twarzą"?!

On był agresorem?

To Wynton popełnił jeden z gorszych grzechów (dla muzyków, dla mnie też) wlazł nie proszony na nie swoją scenę w trakcie koncertu, obrażając innych muzyków i jednocześnie publiczność, która za darmo też tam nie była...dla mnie wystarczy.

O braku szacunku dla starszych i z x razy większym dorobkiem, nie wspomnę.

(Co nie znaczy, że nie doceniam jego gry i muzyki, oraz tego, że miał co nieco racji, ale to są zupełnie inne sprawy i do "rozwiązania" gdzie indziej i inaczej)

Jednak wtedy Miles powinien zasunąć mu siarczystego kopa w rzić i tak zakończyć ten żałosny "występ" Wyntona.

Edytowane przez iro III

Najnowsza propozycja tria Torda Gustavsena pt. "Opening" został wydany w kwietniu zeszłego roku i choć minęło trochę czasu od wydania to album nic nie stracił z atrakcyjności i aktualności. Na płycie zdecydowanie przeważa melancholia i większa uwaga została skierowana bardziej na przekaz emocji niż formy. Album wciąga nas w swoją wszechogarniającą atmosferę pogrążonej w zadumie kontemplacji. Muzyka Gustavsena na początku wydaje się kojąca ale głębia jego emocjonalnej ekspozycji wymaga kreatywnych słuchaczy. Uczestnictwo z Gustavsenem w jego podróży oznacza przyjęcie własnej ekspozycji emocjonalnej. Cała muzyka Gustavsena brzmi jak spontaniczna kompozycja. To, co czyni go wyjątkowym to fakt, że po drodze znajduje tak wiele piękna. Jego ciche łańcuchy akordów mogą brzmieć niepewnie, ale łączą się w stanowcze postanowienia, a jego melodie gdziekolwiek je znajdzie są objawieniami wschodzącego światła.

 

Edytowane przez Tal

Denafrips Enyo 15th, Naim Supernait 2, Xavian Ambra Esclusiva

1 godzinę temu, Tal napisał:

Uczestnictwo z Gustavsenem w jego podróży oznacza przyjęcie własnej ekspozycji emocjonalnej. Cała muzyka Gustavsena brzmi jak spontaniczna kompozycja. To, co czyni go wyjątkowym to fakt, że po drodze znajduje tak wiele piękna. Jego ciche łańcuchy akordów mogą brzmieć niepewnie, ale łączą się w stanowcze postanowienia, a jego melodie gdziekolwiek je znajdzie są objawieniami wschodzącego światła.

Bardzo trafne.

Znam Torda ze wszystkich jego płyt i z jednego  koncertu (sala Teatru Rozrywki w Chorzowie, doskonała akustyka!), mogę potwierdzić. Wysmakowana ale i spokojnie-emocjonalna muzyka.

Niby to sprzeczność ale jednak był w tym i spokój i jednocześnie emocje, tak to czułem.

Często wprowadzał na widowni bezdech...

Doskonały pianista.

 

Tord Gustavsen zawsze gra melancholijnie. To jest dobra muzyka jak człowiek potrzebuje spokoju by się wyciszyć, przemyśleć różne sprawy, odpocząć po ciężkim dniu słuchając spokojnego jazzu na wysokim poziomie wykonawczym. Jedną z takich jego płyt jest Restored, Returned,

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

którą bardzo lubię, a to nagranie uwielbiam:

Ja za to polecę innego Szweda o podobnym nazwisku - Mats Gustafsson.
To człowiek kameleon. Obserwuję go od lat i jestem pod wrażeniem zwłaszcza jego projektów Fire! Fire! Orchestra.
Najnowsze wydawnictwo - Echoes jest znakomite.
image.png.0d80ed027a7f56993d2d37345bd0bab8.png

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
9 minut temu, soundchaser napisał:

Mats Gustafsson.
To człowiek kameleon. Obserwuję go od lat i jestem pod wrażeniem zwłaszcza jego projektów Fire! Fire! Orchestra.

Hej, ten to znowu Petarda! 

Lubię oj lubię wszystko Fire! i Fire Orchestra.

Echoes jeszcze nie znam, muszę to nadrobić!

Edytowane przez iro III
33 minuty temu, iro III napisał:

Bardzo trafne.

Znam Torda ze wszystkich jego płyt i z jednego  koncertu (sala Teatru Rozrywki w Chorzowie, doskonała akustyka!), mogę potwierdzić. Wysmakowana ale i spokojnie-emocjonalna muzyka.

Niby to sprzeczność ale jednak był w tym i spokój i jednocześnie emocje, tak to czułem.

Często wprowadzał na widowni bezdech...

Doskonały pianista.

Także uwielbiam Gustavsena i mogę tylko zazdrościć koncertu na żywo w którym brałeś udział bo nie wątpię że muzyka Torda na żywo to z pewnością piękne przeżycie. Zgadzam się też że jego talent w którym łączy emocje z melancholijnym spokojem jest urzekający. Bardzo lubię w jego muzyce to że zawsze pozwala odpocząć i autentycznie się wyciszyć co akurat bardzo sobie cenię ze względu na uduchowiony charakter jego płyt. 

Denafrips Enyo 15th, Naim Supernait 2, Xavian Ambra Esclusiva



To jest dobra muzyka jak człowiek potrzebuje spokoju by się wyciszyć, przemyśleć różne sprawy, odpocząć po ciężkim dniu słuchając spokojnego jazzu na wysokim poziomie wykonawczym.


Próbowałem kilka razy ale zawsze zasnąłem
Tzn to jest na plus bo cierpię na bezsenność.

Ha ha ha 😄. Bo to jest właśnie taka muzyka - kontemplacyjna.
Czasem też lubię takiej posłuchać, choć bardzo rzadko. Na razie wolę jeszcze tę bardziej "niepoukładaną" w szerokim tego słowa znaczeniu.
Ale kto wie czego będę słuchał jak już się całkiem zestarzeję... 😉

19 hours ago, iro III said:

Jednak wtedy Miles powinien zasunąć mu siarczystego kopa w rzić i tak zakończyć ten żałosny "występ" Wyntona.

Podobnie było 11 wrzesnia 1987 kiedy to Jaco Pastorius postanowił wspomóc Carlosa S na scenie, ale został wykopany  i udał się do Midnight Bottle Club. Tam też go nie chcieli wpuścić. On wybił jakąś szybę  za co został ciężko pobity, a potem zmarł. Gdyby Santana czy jego ludzie zezwolili mu wejść na scenę to może żyłby do dzisiaj. Ludzie którzy zapłacili za bilety też chyba nie mieliby mu za złe.

Jaco nie został wykopany, ochroniarze zepchnęli go ze sceny. Od lat cierpiał za zespół maniakalno-depresyjny. 

W ciągu pół roku policja aresztowała go 13 razy za zakłócanie porządku. 

 

Czy żyłby do dzisiaj? 

 

Edytowane przez toptwenty
typo
3 godziny temu, marecki marek napisał:

Podobnie było 11 wrzesnia 1987 kiedy to Jaco Pastorius postanowił wspomóc Carlosa S na scenie, ale został wykopany  i udał się do Midnight Bottle Club. Tam też go nie chcieli wpuścić. On wybił jakąś szybę  za co został ciężko pobity, a potem zmarł. Gdyby Santana czy jego ludzie zezwolili mu wejść na scenę to może żyłby do dzisiaj. Ludzie którzy zapłacili za bilety też chyba nie mieliby mu za złe.

Zupełnie inne, nieporównywalne zachowania i sytuacje.

Gość

(Konto usunięte)

Pojawiły się bilety na wydarzenie:

https://hilo.sanatoriumofsound.com/events/jazz-festival/,

jeśli ktoś zainteresowany, szczególnie z Dolnego Śląska. Nabyłem sam na ostatni dzień, bo po wstępnym przesłuchaniu wcześniejszych propozycji, doszedłem do wniosku, że taki bohater to ja nie jestem...

Gość

(Konto usunięte)

I Marek Pospieszalski też może być ciekaw, choć odjechany na pewno. Zdaje się, że z nim gra teraz Kuba Więcek na perkusji ode mnie ze wsi. Świetny jam zrobili przed rokiem przed Palmiarnią we wsi wespół z kolegą bass-owcem, też chyba w tym składzie gra.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.