O muzyce:
Kwartet Masada w składzie:
John Zorn : saksofon altowy
Dave Douglas : trąbka
Greg Cohen : kontrabas
Joey Baron : perkusja
to bez wątpienia jeden z najważniejszych zespołów jazzowych ostatniego dziesięciolecia. Co prawda sceptycy marudzą, że wszystkie płyty Masady są takie same, ale co z tego... może i są. Ale jeśli wszystkie są świetne to z czego robić problem ;->
Fakt - Masada, w której rolę kompozytora pełni Zorn, jest od początku wierna obranej stylistyce. Można ją obrazowo określić : "klezmer spotyka Ornette Colemana". Mix wątków żydowskich z free jazzem od lat wychodzi formacji nad wyraz dobrze. Kwartet wydał 10 studyjnych albumów (ich liczba była zresztą z góry zaplanowana), których tytuły stanowią po prostu kolejne cyfry. Moim zdaniem zespół w pełnej krasie prezentuje się na albumach koncertowych wydawanych przez Tzadik i to właśnie od nich proponowałbym zacząć znajomośc z Masadą. Jest ich też bez liku, więc drogą dalszej selekcji kierowałbym się ku tym jednopłytowym. Będzie taniej. Możemy sięgnąć np. po występ z Sewilli z roku 2000.
Powiem krótko - jest świetny.
Wspominanie w przypadku tej formacji o takich oczywistych rzeczach jak perfekcyjne umiejętności techniczne muzyków, znakomite, intuicyjne porozumienie między nimi, świetne zgranie i ogranie itd to niemal faux-pax.
Że podczas występów na żywo dają z siebie wszystko to też norma.
Doskonale słychać to na płycie z Sewilli - to był nawet jak na Masadę wyjątkowo żywiołowy, energetyczny, można by nawet użyć słowa - czadowy koncert. Jak miałbym wyróżnić jakichś muzyków to byliby to Zorn i Baron. Ten pierwszy, wiadomo - nie zapisze się może w historii jazzu jako geniusz saksofonu, ale za to z jaką szaleńczą pasją wyżywa się on na swoim alcie! Co tu wyprawia Baron to też istny zawrót głowy - długaśne solówki, dużo grania gołymi rękami to w sumie jak na niego standard, ale to i tak jedna z najlepszych płyt z jego udziałem jakie słyszałem. A może nawet najlepsza. Douglas niczym szczególnym się nie wyróżnia - jest jak zwykle rewelacyjny ;-) Cohen rzecz jasna też, nie mogłoby być inaczej.
O dźwięku:
Bez wodotrysków, a jednak bosko! Dokładnie tak jak być powinno.
Wrzucamy "Live in Sewilla" do odtwarzacza, wciskamy play i .. już jesteśmy w Sewilli a przed nami dają czadu panowie Zorn, Douglas, Cohen i Baron ;-)
Nawet jak słucham tego na moim sprzęcie, któremu raczej daleko do miana nawet budżetowego hi-endu, czasem łapię się na tym, że mam ochotę bić brawo razem z publicznością.
I o to chodzi i o to chodzi...