Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

DIY STINES

Kilka pochlebnych opinii wystarczyło abym moją uwagę skierował na Stines Silver. - pomyslałem oto trafił się nastepny drut typu Klotz itd za marny grosz .Niestety, a raczej stety moje wprawne ucho weryfikuje dosć szybko takie wynalazki , zazwyczaj lądują na sprzedaż lub oddaję, Został tylko jeden za tak zwane psie pieniądze to B- tech, lubię jego brzmienie lub jego wpływ na nie, jest tani - według mnie nie ma konkurencji, rożne pro caby i klotze to nieporozumienie. I tu niespodzianka Stines Silver, to jest nie mała sensacja, ktos robi te kable chyba w domu, jednak czy są dobre? powiem tak - za te pieniążki nie znajdziecie tak dobrze grającego. To co uderza od samego poczatku to szybkośc -tak zazwyczaj grają ''srebrzaki '' jednak u wiekszosci tych kabli nawet w cenie do 1000 zł kuleje bas, Stines to kabel tani jednak pozbawiny tej wady, musze to napisać niskie tony z tych kabli są zarąbisty, schodzą poteznie, jednak bez podbicia wyższego, dzieki czemu niektórych utworów słuchało mi się znacznie lepiej , bardziej komfortowo niż na innych droższych kabelkach.... nastepny plus to górne pasmo -pomimo,ze kabel przekazuje dużo szczegółów to nie jest jasny, nie ma jakiś cech, które by od początku przeszkadzały, dla porównania Audioquest Copperhead bardziej podkresla zakres wysoko tonowy powiedziałbym średnio wysokotonowy dla odmiany Stines Silver jest neutralny , średnica jest taka jak być powinna, może jeszcze nie wybitnie barwna, jednak gra równo bez jakis fajerwerków, ogólnie całe pasmo jest bardzo harmonijne szczególowe ,jednak nie natrętne i odchudzone. na deser zostawiam to co mnie zagłebiło, wciagnęlo w odsłuchy , kabelek przekazuje brzmienie bardzo, bardzo przestrzennie, jednak wokaliści są osadzeni blisko słuchacza, jedni uznają to za plus , drugim moze się to wydawać za zbyt nachalne , mnie taka prezentacja bardzo sie podoba, jestem dalej pod wrazeniem tego jakże taniego drutu, pewno to minie ,jednak jak na razie muzyka z nim płynie przez duże M . Kłaniajcie.... qesty, i .....ordosty! Oswiadczam ,ze nie mam nic wspolnego i nie znam człowieka od którego kupiłem te kabelki.


Siltech Classic Anniversary G7 M770i

Kabel o nieograniczonej szybkości i rozmachu, brzmi zawsze do przodu, co na rocku może się podobać, ale na innej muzyce już niekoniecznie. Słabością Siltecha są przebarwienia w zakresie przełomu średnicy i góry oraz wybite pasmo około 80-100Hz, powodujące nieustanne huczenie basu. Pomimo subiektywnie odczuwalnej ogromnej dynamiki w całym paśmie bas jest zdecydowanie poluzowany a jego kontrola mocna problematyczna. Mnie się takie granie kojarzy z WireWorldem Gold Eclipse 5.2, przy czym ten ostatni trzyma bas zdecydowanie. Podobieństwa polegają na pewnym wyeksponowaniu przełomu środka i góry oraz relatywnemu cofnięciu średnicy. Za dużo na dole i górze pasma, a za mało na średnicy. W konsekwencji realizm przestrzenny jak i analityczność są mocno ograniczone. Na Unplugged Kultu to jeszcze wszystko jakoś grało, ale na Dianie Krall przewróciło się kompletnie:-) Dźwięk był nazbyt sztuczny, cukierkowy i generalnie techniczny. Próbując ocenić klasę dźwięku 770i; jest to pułap mniej więcej Cardasa Golden Reference oraz Kimbera KS 1120; trochę poniżej Wire Worlda Gold Eclipse 5.2 czy Tary Labs The One. Widzę jego zastosowanie jedynie przy podłączeniu do lampowej końcówki mocy o zdecydowanie ciepłym i nasyconym brzmieniu. Relacja ceny do jakości bardzo zła, cena detaliczna dystrybutora tak na oko o conajmniej połowę wyższa od podobnej klasy kabli konkurentów.


XLO Limited Edition

Będąc szczęśliwym posiadaczem interkonektu Harmonix GP 101-SUS nie odczuwałem jakiejkolwiek potrzeby jego zmiany, nawet na dwukrotnie droższą, aczkolwiek podobnie brzmiącą Tarę 0,8. Do czasu kiedy w moje ręce nie wpadł właśnie opisywany XLO LE. Dla mnie jest to kabel istotnie lepszy niż przywołany Harmonix, porównywalny klasą do Tary 0,8, aczkolwiek od 0,8 brzmieniowo bardziej bezkompromisowy i neutralny. W porównaniu do XLO słuchając Tary a zwłaszcza Harmonixa odnosi się wrażenie, że oba te kable nie są idealnie liniowe, mając jakąś własną farbę, od której XLO jest wolne. To co przeszkadza mi osobiście w brzmieniu Tary czyli rozdmuchany bas i tendencja do prezentacji wydarzeń środkiem sceny w XLO LE nie ma miejsca. Tara uprzywilejowuje zakres dolnej średnicy, przez co brzmi dość nosowo, choć relatywnie ciepło. Harmonix kreuje gigantyczną scenę, ale podkreślając dolny zakres oraz pewien fragment wysokich tonów powoduje wrażenie, że średnica jest dość przewiana, w efekcie czego dźwięk może sprawiać wrażenie dochodzącego trochę jakby ze studni. Celowo przejaskrawiam ten opis, gdyż oba porównywane modele Tary i Harmonixa są to naprawdę dobre kable, tym niemniej w dziedzinie liniowości przekazu XLO stanowi dla nich niedościgły wzorzec. Wbrew powszechnemu wśród wielu audiofili odczuciu barwa Limited Edition nie nosi znamion ocieplenia. Jest to kabel idealnie neutralny, przezroczysty zarówno w sensie równowagi tonalnej jak i czystości przekazu. Dźwięk XLO jest określony przez fantastycznie obecną i bardzo dobitnie prezentowaną średnicę. Jej komunikatywność i przejrzystość nawiązuje do poziomu prezentowanego przez najlepsze srebrne kable, jej charakter bardzo przypomina to co oferuje Kimber KS 1130. W brzmieniu XLO brak jest celowych zabiegów polegających na ociepleniu za pomocą dociążenia od dołu basową chmurką czy też podkreślenia przełomu średnicy i góry, mającego na celu stworzenie wrażenia większej motoryki i „pazura”. Scena dźwiękowo jest budowana wzorcowo, przy zachowaniu właściwych proporcji w każdym kierunku i jednocześnie wypełniona mnóstwem mikroinformacji. W sensie koncepcji dźwięku jest to kabel ewidentnie bezkompromisowy, nie stara się schlebiać masowym gustom. Do najwyższej klasy systemów i dla doświadczonych audiofili a raczej melomanów, którzy cenią muzykę jakość całość a nie analizują poszczególne aspekty dźwięku.


Dynaudio Audience 72SE

Będąc długi czas szczęśliwym użytkownikiem Audience 52SE (zapraszam do przeczytania mojej opinii) po pewnym czasie zaczęło mi brakować potęgi i dynamiki brzmienia jaką oferowały kolumny podłogowe lub duże monitory na 25 i więcej cm wooferze. Po nieśmiałych próbach z subwooferem zdecydowałem że drogą naturalnej ewolucji będzie wymiana podstawkowych Dynek na podłogowe.   O Dynkach 72SE krążą naprawdę różne i bardzo odmienne zdania. Na to, na co z pewnością można liczyć to zachowanie charakterystycznego Dynaudio-Sound brzmienia, gęstego, podanego mocnymi, pogrubionymi konturami z mocarnym basem i słodką gładką acz wyrazistą górą z jedwabnego tweetera. Mimo plotkom twierdzącym jakoby że podłogowa wersja 72SE oferuje w zasadzie podobne brzmienie do podstawkowych 52SE tylko więcej i głośniej, muszę przyznać że, zgodnie z opinią wyrażoną w Klubie Miłosników Dynaudio, różnice wśród poszczególnym modeli, nawet z tej samej serii technologicznej są znacznie większe. Pierwsze rzucające się różnice w stosunku do podstawkowych 52SE to nareszcie odważne podanie skrajów pasma.   Mimo dokładnie tych samych głośników, najwyraźniej inaczej strojona zwrotnica powoduje mocniejsze podanie detali na górze. Dokładnie ten sam tweeter, Esotec a o jak różnym brzmieniu. Brak mu teraz charakterystycznego zaokrąglenia, gra odważnie, do końca, wydobywając wszystkie mikrodetale z nagrań. Oczywiście nadal jest obecne charakterystyczne osłodzenie maskujące nieprzyjemną szorstkość która powoduje że odechciewa się słuchać wielu nie do końca audiofilsko nagranych płyt. W porównaniu jednak z Esoteckiem w 52SE ten w podłogowych Dynkach gra zdecydowanie grubszą kreską. Talerze perkusji na mocniejszej muzyce rockowej i metalowej mają wreszcie swoją moc i uderzenie, co równie ważne słychać ich wibrujący, przestrzenny charakter.   Dół również mocniejszy, naturalnie za sprawą zdublowania woofera. Wiele czytałem opinii o spowolnionym basie Dynek, o jego miękkim, misiowatym charakterze, często odradzano wtedy Dynki do muzyki rockowej, metalowej. Wiele jednak osób po podłączeniu wydajnych wzmacniaczy jest gotowa się zarzec, że basior mają szybki, mocy i twardy. Haczyk tkwi w tym by zaaplikować Dynkom elektronikę która narzuci im swój charakter brzmienia. Można sugerować się nazwą głośników, Audience SE to tak naprawdę stare Contoury, te głośniki potrzebują naprawdę konturowo brzmiącego wzmocnienia. Więc nie wiem z jakimi słabymi, zamulonymi wzmacniaczami słuchali poprzednicy, faktem jest że z moim mocarnym, dzielonym Rotelem brzmienie basu posiada właśnie te pożądane przez rockerów cechy. W moim dość trudnym akustycznie pokoju, po naprawdę ekstremalnym remoncie, co ważne robionym głównie dla audio, bas potrafi być miejscami nawet nieraz aż za suchy ! (wina budżetowego źródła). Wielka pułapka basowa za plecami idealnie wyłapuje wszelkie rezonanse i zdudnienia. Nie zmienia to faktu jednak, że Dynki wymagają znakomitej, nawet Hi-Endowej elektroniki pamiętajmy, w rzeczywistości Audience 72SE to budżetowe obudowy od zwykłych Audience 72 do których wsadzono głośniki od Contoura 1,8MkII kosztującego w latach świetności katalogowo 9880zł, zresztą same 72SE nowe były niewiele tańsze. W moim przypadku mezalians tworzy tanie źródło o cechach typowo suchej na basie, jazgoczącej na średnicy budżetówki. Sprawdza się stara zasada, shit in – shit out. Pomimo to, wzmocniony Rotelem RB-990BX u którego współczynnik tłumienia osiąga kosmiczne 1000, bas podłogowych Dynek niezmordowanie twardo i szybko nabija rytm, noga sama chodzi w takt wszelakiej muzyki rozrywkowej. Typowe przez wielu opisywane rozwleczenie i misiowate spowolnienie serii Audience zostało jakby odwrócone w fazie o 180 stopni, skondensowane, zebrane w jeden mocarny, solidny, mięsisty, równocześnie konturowy wykop. Bas reflexy o znacznie większej średnicy niż w 52SE, niemal w ogóle nie pracują, ciekawe bo pamiętam że w podstawkowych Dynkach dmuchały dość mocno. Bas idzie więc głównie z membran wooferów a te trzymane są niczym żelaznym uściskiem, pracują bardzo szybko z małymi wychyleniami. Mimo przedniego bas reflexu dużym błędem początkujących audiofili jest stawianie Dynek pod ścianą. Podłogowe 72SE ze swoim bardzo mocnym basem, cierpią szczególnie na takich głupich, nieprzemyślanych pomysłach. Odsunięte 1m i więcej od tylnej ściany nawet w tak małym pokoju jak mój, odwdzięczą się znakomicie kontrolowanym, zebranym i sprężystym basem oraz przestrzenią...   Tak więc 72SE znakomicie grają w ustawieniu zalecanym przez inną firmę robiącą kolumny głośnikowe – Audio Physic. Ustawienie to, maksymalizujące efekty przestrzenne i oddanie sceny z muzykami, zaleca postawić kolumny w ogniskach elipsy pomieszczenia, czyli po prostu na środku pokoju. Prawdziwe są więc sugestie użytkowników Dynaudio, stwierdzające że wymagają one po prostu powietrza wokół siebie. Jeśli Dynki niezbyt chętnie znikają podczas grania muzyki, a podłogowe kolumny w szczególności mają z tym problem, należy je ustawić możliwie daleko od tylnych i bocznych ściany, nawet jeśli będzie trzeba za sugestią Audio Physica postawić je właśnie na środku pokoju. Gdy już spełnimy warunki potrzebne do prawidłowego napędzenia oraz ustawienia kolumn, uzyskamy niesamowitą przestrzenną scenę, bardzo naturalnie rozciągającą się okręgiem od linii bazy w głąb. Dzięki temu że źródła pozorne nie są wycinane jak brzytwą a przez to jednowymiarowe, tworzą niesamowity klimat przestrzeni i powietrza wokół siebie. Grając więcej wybrzmieniem niż krawędziami oddają wyobrażenie pomieszczenia w jakim tworzono nagranie, ściany pokoju w którym słuchamy muzyki znikają, zastępuje je aura akustyczna nagrania. Pierwszy kolega który posłuchał moich Dynek tym ustawieniu zasugerował że chyba jest coś nie tak z fazą (typowe objawy hiperprzestrzenne na efekciarsko nagranych płytach). Wynika to z tego, że głębia sceny jest zdecydowanie bardziej okazała niż jej szerokość, brak więc nieprzyjemnych, nienaturalnych efektów rozciągnięcia rąk perkusisty, za to bardzo wiernie oddane są efekty dookolne, jak wspomniane zabawy z fazą, te dźwięki ewidentnie grają za plecami lub z boku ale nie boku kolumn tylko głowy słuchacza.   Oczywiście Dynki to nie kolumny bez wad. To co będzie przeszkadzało na audiofilskich zlotach to z pewnością ich bardzo wąski „sweet spot”, wystarczy przesunąć głowę o kilka centymetrów by spektakularne efekty stereofoniczne znikneły. No cóż, odpadają romantyczne wieczory odsłuchowe z ukochaną przy boku, ale miłość wymaga wyrzeczeń, w tym przypadku ustąpienia „słodkiego” miejsca odsłuchowego drugiej połówce. Jednak gdy już słuchamy sami, bardzo łatwo możemy dzięki temu modyfikować brzmienie kolumn. Ze względu na bardzo mocne podanie góry w jednej recenzji miesięcznika Audio wyczytałem że zalecane jest ustawienie tych kolumn z lekkim odgięciem, tak by wysokotonowce nie celowały bezpośrednio w słuchającego, dodatkowo potwierdziły to pomiary. Warto do tego jeszcze dodać, że pomaga również lekkie podniesienie kolumn np. na cokołach z granitu (tak by tweetery krzyżowały się nad głową a uszy były na wysokości wooferów). Takimi bardzo prostymi sposobami możemy z łatwością pozbyć się np. natarczywej, wyższej średnicy na jasno nagranych płytach lub gdy mamy podpiętą tymczasowo tanią, jasną japońską elektronikę. Po za tym, pomaga to w „znikaniu” tweeterów, które właśnie celując bezpośrednio w głowę słuchającego, powodują efekt przyklejenia talerzy perkusji do głośników. Bardzo możliwe że właśnie taki był zamysł konstrukcji i strojenia zwrotnicy w tych kolumnach, gdyż właśnie odgięte lub podniesione uzyskują właściwą równowagę tonalną praktycznie bez negatywnych zmian w stereofonii. Wracając do cech jakie można uznać za wady, kolumienki mimo że wąskie niechętnie znikają, z pewnością wzorem pod tym względem mogą być nie posiadające zwrotnicy Eposy ES14 lub jakieś malutkie mini-monitorki. No ale w kolumnach podłogowych w pewnym sensie efekt znikania poświęca się za potęgę ilości wooferów. Wracając do basu, basior choć bardzo mocny i duży, to nawet 4x 18cm nie wytworzą takiego zejścia jak 30cm basowce w wielkich, trój i więcej drożnych kolumnach, ale też do średnich pomieszczeń wsadzać takie monstra byłoby szaleństwem. Żeby nie było, ja tego próbowałem, z JBLem L36 niestety mój niewielki pokoik pokazał jak ważna jest odległość od wielkich wooferów by choć poprawnie oddać stereofonię. „Na ucho” stwierdziłem że max woofer na jaki mogę sobie pozwolić w swoim15m pokoiku to 20cm, powyżej tej średnicy następuje efekt „latarki” czyli zbyt słabego rozproszenia fali dźwiękowej ze zbyt szerokiej średnicy głośnika. Co do góry pasma, użytkownikom innych Dynek może wydawać się nazbyt odważna, przyzwyczajeni raczej do zaokrąglenia i jedwabistości nie łatwo zaakceptują jej bezpośredni, rockowy charakter. Trzeba to zaznaczyć gdyż mimo wspomnianych wyżej porad dotyczących ustawienia, góra pozostanie zawsze dość mocna, z charakterystycznym ukłuciem czy pazurem na samym skraju pasma. Pozostała średnica i tutaj chyba ciężko się do czegoś przyczepić...   Średnica za sprawą odważniej podanych skrajów pasma wydaje się lekko wycofana, zwłaszcza osobom słuchającym wcześniej na podstawkowych 52SE. Złudzenie szybko mija gdyż za sprawą czterech wooferów źródła pozorne mają swoją właściwą, dużą wielkość, fizyki nie można oszukać i kreowanie źródeł pozornych z tego pasma jest zdecydowanie większe i przez to prawdziwsze niż z miniaturowych podstawkowych 52SE. Jaśniej zestrojony tweeter również nadaje średnicy innego charakteru niż mniejszym braciom. Jest bardziej przejrzysta, dzięki większej rozpiętości pasma i dynamiki znajduje się tu nareszcie miejsce na podanie szczegółów które mniejsze 52SE maskowały pod płaszczykiem przyciemnienia, zaokrąglenia. Wyższa średnica gra bardziej neutralnie, nadaje naturalnej drapieżności przesterowanym gitarom elektrycznym. Wokale również zyskują dzięki takim zabiegom, ustawiane są nieco dalej niż w podstawkowych 52SE przez to wiele bardziej przestrzenne. Pozostaje ich charakterystyczny czar, lekkie dosłodzenie nadające barwie głosu ludzkiemu, zwłaszcza żeńskim wokalom, silnego, emocjonalnego dopełnienia. Właśnie wspaniałe oddanie żeńskich wokali było tym czego najbardziej brakowało mi po sprzedaniu Audience 52SE. Mimo że wiele następnych kolumn których słuchałem miało od nich lepszy bas, dynamikę, wyraźniejszą górę, wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał wrócić do tej charakterystycznej barwy w której trzeba się zakochać i usłyszawszy ją raz nie można więcej bez niej słuchać muzyki z takim samym zaangażowaniem. Pozostaje zgodzić się z jedną ze starych opinii jaką wyczytałem w jakimś audiofilskim periodyku, że pod względem średnicy Dynki, zarówno 52SE jak i nawet w większym stopniu 72SE, są niewątpliwie wstępem do Hi-Endu.   Charakter Dyna-Sound pozwala podłączać 72SE do elektroniki z którą inne kolumny o przeciwnych, chłodniejszych biegunach zagrają sucho, twardo i nieprzyjemnie. Zaś Dynki z taką elektroniką, nawet przy bardzo głośnym słuchaniu (które preferują), podadzą bardzo przyjemny, nie męczący przekaz, który pozwala przesiedzieć przy muzyce długie godziny. Pomiędzy 52SE a 72SE miałem kilka innych typów kolumn głośnikowych. Dynamiczne, czysto rockowe Paradigmy Studio 40v2, grające na pierwszy rzut ucha bardzo efektownie jednak przy dłuższych odsłuchach męcząco. Podobną sygnaturę mają stare, vintageowe JBLe L19 i L36. Obie firmy postawiły w swoich konstrukcjach na detale kosztem wypełnienia, przez to zatraciły barwę. Dynki grają w sposób można to rzec kolorowy, wielkie znaczenie ma to szczególnie dla starych, często sucho brzmiących nagrań z lat 80-tych.   Dynki są wybredne w wyborze nagrań które lubią grać ale w pewien szczególny sposób. Zmasakrują tylko naprawdę źle nagrane płyty, mianowicie nienawidzą przesterowanych, tłusto i sztuczno podbitych, potężnie brzmiących współczesnych nagrań o dynamice gorszej od - 6 db. Rewelacyjnie natomiast podadzą muzykę nagrywaną w okresie złotego rozkwitu stereo – lat 80-tych (uwaga, unikać współczesnych remasterów, najkorzystniej brzmią wydania pierwszego tłoczenia). Nagrania te, są bardzo dynamiczne technicznie, dynamika nie raz zbliża się do poziomów -15, -20 db czyli takich jak na współczesnych, referencyjnych płytach z muzyką klasyczną wydawanych przez audiofilskie wytwórnie. Strona internetowa dr.loudness-war stanowi doskonały miernik dla jakości nagrań Dynaudio. Oddalenie sceny, duża szczegółowość, ostro, punktowo rysowane kontury i chłodna barwa tych nagrań stanowią idealny szkielet na który nakłada się gęste, basowe, mięsiste i kolorowe brzmienie Audience / Contour.   Kocham muzykę lat 80-tych, ostro brzmiące przesterowane, elektryczne gitary, wybijające morderczą dynamiką twardy rytm automaty perkusyjne, analogowe syntezatory o ulotnym, przestrzennym niepowtarzalnym brzmieniu. Albumy z lat 80-90 Roxette, Kim Wilde, Foreigner, AC/DC, Black Sabbath, Kate Bush, Yes, Depeche Mode, to muzyka którą Audience grają najchętniej, niemalże remasterują stare nagrania w locie wydobywają z niej to co najlepsze. Ponieważ 90% muzyki której słucham wywodzi się właśnie z tego okresu, nic więc dziwnego że Dynaudio Audience 72SE są dla mnie idealne. Czyżby króliczek złapany ? Kolejny krok to już chyba tylko Hi-Endowe Dynaudio Confidence ale to tylko po trafieniu 6stki w Totolotka.   Obecnie stare brzmienie Audience/Contour to rarytas. Pamiętam jeszcze gdy produkcja wciąż trwała sporo można było znaleźć tych kolumn na rynku wtórnym. Teraz po zaprzestaniu produkcji i wprowadzeniu nowych, niestety znacznie inaczej brzmiących serii, dość ciężko kupić te klasyczne i już powoli vintageowe paczki. Jeśli posiadamy wystarczająco wydajną, wysokiej klasy elektronikę warto zapolować. Wydaje się że głównie dlatego że stary, klasyczny Dyna-Sound odchodzi już do przeszłości, kolumny grające tym brzmieniem staną się legendą na którą warto wydać ostatnie pieniążki z zaciągniętego kredytu... ja tak zrobiłem i uważam że jest to do tej pory jeden z najlepszych zakupów audio jakiego dokonałem.


Dynaudio Audience 52 SE

Małe Dynki grają bardzo spójnym dźwiękiem, lekko zaokrąglona, ale słodka góra pasma płynnie przechodzi w średnicę, która jest cechą najbardziej wyróżniającą. Jest ona lekko wyeksponowana, dogrzana, pełna i mięsista. Niższa średnica jest mocno dopalona podobnie jak wyższy i średni bas. Całość nadaje brzmieniu swoistego ciężaru, potęga, choć oczywiście ograniczona wielkością/ilością głośników, wydaje się imponująca jeśli spojrzeć na wielkość kolumienek. Analityczność została w pewien sposób poświęcona na rzecz gładkości i wypełnienia, kontury pogrubione. Bas mimo ograniczenia na zejściu jest bardzo mocny i obfity a to za sprawą sprytnego, nieco mijającego się z ogólno przyjętą definicją neutralności, podbicia średniego i wyższego podzakresu. Dysponując utwardzonym na basie, wydajnym i dynamicznym wzmacniaczem zauważymy iż wykop stopy perkusji oraz wyższych strun basu jest niewątpliwie podkreślony. Mimo jednak bardzo ładnych, ciepłych barw, sam bas może wydawać się mało zróżnicowany, nie oferuje wrażeń znanych posiadaczom kolumn podłogowych lub wielkich monitorów na dużych, ponad 25cm wooferach. Bardzo często też niestety wspomaga się dość mocnym dmuchaniem z otworu bass reflex. Kolumienki tworzą bardzo naturalną przestrzeń, pozbawioną efekciarstwa na które często nabierają się początkujący audiofile. Budują scenę w głąb za linią kolumn stawiając wokalistę oraz instrumenty wiodące nieco bliżej przed lub blisko linii bazy, może też właśnie dlatego odnosi się nieodparte wrażenie że to właśnie pierwszy plan jest najbardziej faworyzowany. Nie wycinają ostro rysów instrumentów, przez to tworzą o wiele bardziej naturalną przestrzeń. Przetworniki Dynek są bardzo mocno kierunkowe, miejsce w którym każdy meloman stara się jak najczęściej znaleźć: „sweet spot”, jest bardzo wąskie, to dobrze czy źle, w każdym bądź razie na pewno sprzyja starannemu ustawianiu kolumn w pomieszczeniu. Mikrodostrajanie co do centymetra z linijką w ręku wydaje się całkiem na miejscu i pozwala w pewnym niewielkim stopniu zmieniać charakter brzmienia.   Konstrukcja charakterystycznych przetworników Dynaudio a więc wooferów opartych na dużej, 75mm cewce oraz jedwabnych tweeterów, wywodzi się technologicznie jeszcze z lat 80-tych, a więc złotego okresu stereo. Co ciekawe, wiąże się to również z muzyką jaką najchętniej grają te kolumny. Ich znana ciepła, gęsta faktura, firmowe Dynaudio-Sound, preferuje je wprost do odtwarzania nagrań lat 80-tych, często nieco rozjaśnionych z utwardzonym, nieraz suchym basem. Nawet ostrych i nieprzyjemnych na bardziej analitycznych kolumnach płyt można słuchać godzinami, niekiedy głośno na tyle na ile pozwala oczywiście moc tych niewielkich kolumienek.   Brzmienie Dynek jest podatne na modyfikacje elektroniką jaką pod nie podłączymy. Choć nie wymagają nie lada jakiej spawarki, z pewnością odwdzięczą się za podłączenie do wydajnego, wysokiej klasy wzmacniacza, mezaliansu z Hi-Endowym Krellem nie będzie, zaś idealnie grają ponoć dopiero z najdroższymi integrami Gryphona. Potrafią zagrać przyjemnie i ciepło, otulającym, rozmiękczonym basem, niesamowicie soczystą, „mokrą” barwą, która podczas słuchania klimatycznej, spokojnej muzyki a zwłaszcza kobiecych wokali, spowoduje emocjonalny opad szczęki. Z bardziej techniczną, szybszą, lekko chropowatą i twardszą elektroniką zagrają znakomicie mocniejszą muzykę z prądem. Ograniczenia wielkości powodują jednak że zdecydowanie wierniej grają prostsze kompozycje klasycznego, garażowego hard-rockowego tria, czy brzuchatego bluesa w niewielkim składzie, oddadzą dostatecznie dobrze akustykę ciasnej knajpy czy garażu, zaś nie na ich siły są stadionowy rozmach czy symfoniczna dynamika.   Osobom słuchającym głośniej, mocniejszej, dynamiczniej, w sposób techniczny większej muzyki, może po pewnym czasie brakować właśnie tej potęgi i dynamiki jaką oferują kolumny podłogowe. Choć wiele osób twierdzi że nawet podstawkowe Dynki potrafią zagrać jak kolumny podłogowe, równie potężnym basem to nie oszukujmy się, gdyż fizyki nie da się oszukać. Dwie wyżyłowane 18stki zachowują się troszkę jak tuningowany Opel Astra przy większych kolumnach które można porównać do Dodgea Vipera. Małe 52SE mają wyjątkowo spójne brzmienie, co za tym idzie, jak na kolumienki podstawkowe grają przede wszystkim średnicą i średnim basem wycofując nieco skraje pasma. O ile wycofanie najniższego basu wynika w sposób naturalny, z tak małych paczek nie da się wytworzyć wielkich ciśnień, to już góra została zaokrąglona strojeniem zwrotnicy. By dołożyć mocy i potęgi, oraz najniższego basu w moim dość kapryśnym akustycznie pokoju, próbowałem swego czasu podłączyć subwoofer do swojego zestawu stereo. Niestety spowodowało to zachwianie równowagi tonalnej, przesuniecie jej w dół, przyciemnienie brzmienia, wyszła na wierzch „monitorowa” natura Dynek gdyż dla najniższej oktawy na dole nie było kontr-uzupełnienia na górze. Dogłębna analiza oraz wielokrotne konsultacje z innymi użytkownikami Dynaudio, wyłoniły naturalnego następcę 52SE, który teoretycznie oferował to czego małym Dynkom brak, a więc potęgę dołu oraz odpowiednie nasycenie na górze, pełne pasmo, pełne na ile to oczywiście możliwe z solidnych acz nie największych podłogówek Dynaudio Audience 72SE, o których piszę gdzie indziej. Zapraszam do zapoznania się również z opinią o nich.


Pioneer CT-W606DR

Deck kupiony w sklepie w początkowej fazie produkcji, wytrzymał 10 lat normalnej eksploatacji po czym awarii uległ potencjometr rec level oraz padł napęd kieszeni pierwszej, co do brzmienia to przy odtwarzaczu CD nie jest rewelacją choć dostałby 3 gwiazdki to za awaryjność dostanie jedną, głośno pracują mechanizmy, to tyle.


Usher S-520

Moim zdaniem te kolumny są wybitne. Przed zakupem dokładnie zlustrowałem opinie na forach i natknąłem się też na mocno niepochlebne zdanie wielebnego skąd inąd Rydza, że są to anorektyczki z pudełkowatym dźwiękiem. Moim zdaniem wielebny w tym przypadku błądzi masakrycznie. Ushery zaskakują wręcz dynamiką i czytelnością detali we wszystkich zakresach pasma czytelnych dla ludzkiego ucha. Dół jest wyrazisty, mięsisty i precyzyjnie kontrolowany, a z Rotelem RA-930AX wręcz bardzo obfity. Średnica po prostu miodna i czarująca, a góra wyrazista, ale pozbawiona sybilantów. Na szczególną pochwałę zasługują: wybitna rozdzielczość oraz efekty przestrzenne. Porównywane bezpośrednio Tannoye M1 pod każdym względem wypadały słabiej, chociaż nie w sposób zdecydowany. Pod wględem cena/jakość Tannoye sa wciąż interesującą propozycją.


Sony CDP-991

Za tą cenę fajny sprzęcik, świetny do tuningu, niewielkim nakładem pracy i budżetu udało się osiągnąć na prawdę wiele, jest scena, głębia, przestrzeń, bas ma lepszą kontrolę, a wysokie są barwne i nie kłują w uszy. Słucham różnorodnej muzyki, często kiepsko zrealizowanej i nawet na tych nagraniach słychać teraz "smaczki", które moje poprzednie cd ( a było ich wiele włącznie z lampowcami ) ukrywały. W aspekcie przestrzeni, barwności, naturalnego brzmienia nie odstaje od wielokrotnie droższych sprzętów, jednak brak mu dynamiki :( Nie jest to dokuczliwe w codziennym słuchaniu, bo daje dużo radości z każdej włożonej płyty, można to odczuć jedynie w bezpośredniej konfrontacji np. z tysiączką Yamahy mojego kolegi i nie chodzi o mikrodynamikę, ale o tzw. kopa, np. Roll The Bones Rush'ów obnaża mankamenty staruszka. Jednak relacja łączny koszt zakupu+tuning / jakość wypada wyśmienicie. Polecam.


Denon PMA 560

Sporo już opisałem w "wadach i zaletach", ale troszkę dorzucę od siebie, ponieważ grzebałem sporo w tym modelu. Robię to (tzn. grzebię w sprzęcie) w celu odnawiania i modernizacji. W przypadku PMA-560 byłem pozytywnie zaskoczony, bo wzmak z 1990, a tu nie ma co "odmładzać" :) Zmora starszego, ale dobrego sprzętu, czyli małe elektrolity, tam były w doskonałym stanie. Ba! On cały wyglądał, jakby właśnie wyjechał z fabryki! :) Poza tym: para elektrolitów po 12000uF w zasilaczu, wysoki toroid, całkowicie zabudowany grubą blachą, przewody do terminali głośnikowych grube, jak należy! Za tą cenę to po prostu rewelacja. Preamp gramofonowy (dla MM i MC) jest bardzo skomplikowany i nietypowy, ale gra NIESAMOWICIE! Chyba nawet lepiej niż najlepsze moim zdaniem do tej pory, te w Grundigach serii "7000". Nie miałem pojęcia, że moja wkładka (Philips Super "M") potrafi aż tyle wydobyć z winyla i tak bardzo przyłożyć basem :)   Moim zdaniem bezkonkurencyjny wzmak w cenie do 300PLN.


Triangle Stella ES

od czego zacząć - jakość wykonania perfekcyjna, skrzynki idealnie spasowane, głośniki najwyższej jakości, piękne detale. Dawno nie widziałem takiego wykonania jakiegokolwiek produktu. Made in France. Dźwięk jak na takie maluchy powala. Wysokie detaliczne, dobrze zarysowane i skrojone na miarę, średnica dobrze słyszalna i tam gdzie powinna być. Bas zaskakuje - mocny, kontrolowany i szybki. Ogólnie są to kolumny grające miłym ciepłym dźwiękiem może trochę rozjaśnionym - idealne do jazzu, klasyki i elektroniki. Bardzo dobre do popu i rocka. Nie dają rady przy metalu. Grają wystarczająco głośno jak na mój 20m2 pokój. Przy zbyt mocnym podkręceniu wzmacniacza tony wysokie robią się ostre i nieprzyjemne a kolumienki się zatykają. Ogólnie polecam, produkt najwyższej jakości i świetnym dźwięku, i grają i wyglądają bajecznie.


NAD C 541

Odtwarzacz ten nie możemy zaliczyć do grupy neutralnych odtwarzaczy, skraje pasma są dość znacznie podbarwione, na początku odtwarzacz robi wrażenie szczegółowego, lecz po dłuższej chwili może się to wydać męczące, chcę podkreślić że odtwarzacz jeżeli gra to z bardzo neutralnym wzmacniaczem SONY TA-F570ES kombinacja kablami niewiele tu zda. Tak jak mówię odtwarzacz cechuje bardzo żywe dynamiczne brzmienie, na pewno ktoś kto chce tchnąć trochę życia w swój system będzie z tego grajka zadowolony, lecz nie polecił bym go osobom szukającym w muzyce finezji,spokoju i relaksu. Lepiej się mu gra muzykę elektroniczną itp, niż jazz czy klasyka. Jeżeli uda się go komuś kupić do 300zł to polecam. Na pochwałę może zasłużyć stereofonia, jest poprawna jak na tej klasy źródło.


RLS Callisto III

Callisto III kupiłem do sypialni jako partnera do Naima Unitiqute. Szukałem małych kolumn, które będą grać soczyście podczas cichego wieczornego/nocnego słuchania. Zakup okazał się dobrze trafiony.   A jednak Callisto z małym Naimem się marnują. Te kolumienki mają ogromne serce do grania.Na co je naprawdę stać pokazały podłączone do wzmacniacza opartego na modułach Hypex'a. Za źródło robił Denon CX-3, kable - QED & WireWorld PR4. Dźwięk tego zestawu okazał się niemal tak dobry jak mojego, kilkukrotnie droższego, głównego systemu, szokująco wręcz dobry. A więc bogaty, nasycony barwami, niuansami brzmieniowymi, pełen blasku ale niewyostrzony, delikatnie ocieplony, podparty soczystym, zadziwiająco głębokim, a przede wszystkim szybkim basem. Kolumny budują rewelacyjnie rozłożystą scenę dźwiękową. Pojawia się jakiś trudny do opisania pierwiastek "magii" - brzmienie jest organiczne, żywe wręcz i niezwykle przyjemne, wręcz nie sposób się oderwać od słuchania. Taka "magia" pojawia się niezwykle rzadko. Ja doświadczyłem czegoś takiego tylko 2 razy - po raz pierwszy z moimi Adamami w zestawieniu z lampami KT77 i kablami Albedo, a po raz drugi właśnie z Callisto III w opisanym tutaj zestawie. Oba sposoby prezentacji są podobnej klasy, pomimo różnic. Ujmując rzecz syntetycznie - Adamy grają bezpośrednio i prawdziwie niemal "na żywo", Callisto tak nie potrafią, grają za to "pięknie", czasem piękniej niż chciał realizator płyty.   Polecam zestawienie z Hypexem z pełnym przekonaniem. Myślę, że podobnie zagrają w połączeniu z IcePower (np. Audiomatus). Callisto potrafią zagrać całkiem głośno - na 23 m2 nie odczuwałem żadnego dyskomfortu, a na 14 m2 jest wręcz idealnie.   Posumowując - dla mnie Callisto III grają rewelacyjnie.


Altus 75

To idealna alternatywa dla osób z bardzo małym budżetem. Szczerze można powiedzieć że lepiej a nawet dużo dużo lepiej kupić te altusy niż jakiś nowy szajs żółtych braci. Porównywalne z jakimś nowym VK,Eltax itp. Moje Altusy niszczyły je prawie pod każdym względem. Chciałem tu zaznaczyć ze mam model tuningowany zgodnie z opisem na tym forum,czyli wyłożone wytlumienie z gąbki akustycznej,rurki PCV w bass refleksie,nowe głośniki i zawieszenia oryginalne tonsil dla tych kolumn. Czytam opinie negatywne i się zastanawiam ze te osoby chyba napedzaja je radiem Unitra Amator skoro nie są zadowolone nawet po ich modyfikacji,która w ich przypadku jest wręcz konieczna bo niewielkim kosztem podnosi ich wartość wielokrotnie. Stosunek ceny do jakości jest w ich przypadku ponad wszelką miarę. Oczywiście nie można liczyć ze będą grać jak kolumny hi end ale moje ucho mówi mi że w przypadku dobrego sprzętu większości osób niewiele do takiego stanu będzie brakowało. Tak, dobry analogowy dźwięk z ampli Marantza robi z nimi cuda! Polecam każdemu przy braku środków,zamiast kupować w tej cenie nowy dudniacy sprzęt z Allegro.


NAD C 372

Wzmacniacz ma dobre niektóre aspekty brzmienia lecz całościowo sie nie broni,brak mu jakiegokolwiek charakteru,odechciało mi sie słuchać muzyki,wcześniej miałem Yamahe ax 396 i mimo że większośc aspektów brzmienia było gorszych to jednak wzmacniacz podawał muzyke jako całość,słychać było jak grał zespół że to zespół,był dobry rytm,a w nadzie to jak by oddzielnie muzycy grali,nad nie potrafił tego ogarnąć dlatego dla mnie rankingi i ten cały hi-end to o dupe potłuc   Jeszcze dodam że jak sprzedawałem kolumny cabasse tobago to u klijenta podłączyliśmy do nich jakiegoś starego onkyo za 300 zł z giełdy w słomczynie,widać było że to jakiś wyższy model ale bardzo stary. I przestrzenią i przejrzystością to on zmasakrował nada (szok)a był podłączony -uwaga do jakiegoś taniego dvd dla dzieci już nie wspomne o wiejskich kablach   no ale jak dystrybutorzy kupują reklamy w prasie to potem są gwiazdki i ludzie kupują sprzęt a jak kupują sprzęt to dystrybutorzy kupują reklamy


Chord Rumour 4

Kabel jest prawdziwy.To zdanie mowi wszystko.Przewod nadajacy sie do bardzo zrownowazonych systemow,ktore nie wymagaja zbyt duzej korekty.Prezentacja jest klarowna,ciemna z duza dynamika.Dzieki Rumour"owi uslyszymy mnostwo szczegolow.Kabel bardzo ladnie porzadkuje scene i oddaje barwy instrumentow.Gora pasma jest dzwieczna ladnie sklejona z srodkiem,on sam jest pastelowy,otwarty i muzykalny.Bas to chyba wizytowka Chord"a,zwiezly bardzo dobrze kontrolowany i niezle zroznicowany.Kabel ma bardzo dobry kontur i timing.Calosc przekazu jest przyjemna i niemeczaca.Dzwiek jest swobodny i ladnie odrywa sie od glosnikow.Przewod potrzebuje sporo czasu na wygrzanie.Przy pierwszym spotkaniu moze okazac sie zbyt sztywny,sterylny.Potem jest juz coraz lepiej.Plastyka,otwartosc i naturalnosc.Szczerze polecam.W tych pieniadzach trudno o lepszy kabelek.


Unitra WS 304S

Po długotrwałych poszukiwaniach czegoś co zagra lepiej niż WS304S, po zakupie kilku innych wzmacniaczy, w końcu wróciłem do starej Unitry (którą posiadam juz ponad 7 lat) i przeżyłem szok, gra na prawdę rewelacyjnie jak na prawie 30letni sprzęt :) Jak to każdy fanatyk muzyki poszukujący idealnego dźwięku, postanowiłem wymienić wzmacniacz na coś co powinno zagrać lepiej, wybór padł na Technics w Class A :) (SU-VZ320) Grał głośniej, mógł więcej wycisnąć z głośników jednak po 3 miesiącach słuchania czegoś mi brakowało, podłączyłem tak dla porównania z powrotem Unitrę i usłyszałem to czego nie było słychać w Technics'ie. Pamiętam że sprawdzałem na kawałku RHCP - Can't Stop :) Unitra zagrała rewelacyjnie, słychać było dynamikę w perkusji, uderzenia talerzy, bass był precyzyjny, w drugim planie troszkę rozlany, ale dzięki temu nadawał tła muzyce, sam wokal i gitary, rewelacja, dosłownie jakby dźwięk nie wydobywał się z samych głośników tylko był słyszalny tuz przede mną :) Pięknie tworzył scenę muzyczną, słychać było przestrzeń, wrażenia jakbym stał na koncercie :) i ciary na plecach. Tego dnia wystawiłem technicsa na Allegro. Później po około pół roku znów chciałem czegoś co zagra lepiej :) Kupiłem NAD 3240, zachwalany jako audiofilski sprzęt (wartość około 400zł 5 lat temu). Po podłączeniu oczekiwałem cudów :) Siedziałem 3 dni i próbowałem ustawić kolumny w innym miejscu, wysterować dźwięk tak aby był jak najlepszy jednak między Unitra nie było przepaści, po kilku miesiącach słuchania stwierdziłem że Unitra gra lepiej i NAD powędrował do garażu napędzać jakieś stare ruskie kolumny na imprezach przy piwku. Później miałem jeszcze okazję przetestować Denon PMA-520AE, sądziłem że z racji że Denon był nowym salonowym sprzętem musi zagrać lepiej, słychać było niestety samą cyfrę... Dźwięk był nieprzyjemny, więc zakończyłem moje poszukiwania aż do dziś :) Trzy dni temu dorwałem na Allegro Unitrę PW9010 z korektorem DIORA FS032 (140zł), nie będę się tu dużo rozpisywał, gra prawidłowo, chociaż brakuje troszkę sceny i przestrzeni, zbyt ostry sopran, za mało środka, bas jest zbyt zimny, twardy, mam go od niedawna więc nadal testuję jednak juz widzę że WS304S wygrywa. Obecnie mieszkam w bloku i nie mogę trzymać STXa w swoich 4 ścianach więc teraz skupiam sie na wzmacniaczu + 2x rozsądne kolumienki stereo, jednak cały czas zestaw z WS304S + kolumny stoi u rodziców i jak tylko mogę odcinam się od wszystkiego i delektuje sie muzyką.   Wniosek! Nie ważna jest cena wzmacniacza, wiek, wygląd :) Ważne jest to jakie oferuje brzmienie i czy tak naprawdę będzie dla mnie odpowiednie. Kolejny wniosek, to fakt że ten sam wzmacniacz z innymi kolumnami może zagrać miernie lub brzmienie może nie przypaść do gustu, jednak na tym samym zestawie odsłuchowym w moim przypadku Unitra wygrała i pokazała klasę. Mimo wszystko chciałbym dorwać w końcu coś co zagra jeszcze lepiej, oczywiście nie rujnując przy tym swojego budżetu :)






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.