Skocz do zawartości
IGNORED

Niekomercyjne kino artystyczne.


Rekomendowane odpowiedzi

Byłem dziś w kinie na nowym filmie Ari Astera pt. „Bo się boi” i niestety mocno się rozczarowałem. Film ma kilka frapujących sekwencji , ale poza tym otrzymujemy trzygodzinny festiwal inscenizowanych rebusów, które mają zamaskować przygnębiająco wątły koncepcik, wyłożony - jak krowie na miedzy - w pretensjonalnym finale. Szkoda , bo początkowe sekwencje obrazujące paranoję tytułowego Bo (czy raczej Beau) zapowiadały wielkie kino. Skończyło się na wielkim ziewaniu.

  • 2 tygodnie później...
W dniu 12.04.2023 o 22:50, dzarro napisał:

Film Skolimowskiego do mnie nie przemówił

Bo to słaby film jest. Mam wrażenie, że reżyser chciał o wszystkim powiedzieć. Film nie ma spójności, wiele symboli jest pustych.

  • 3 tygodnie później...

Od dawna nie widziałem rumuńskiego filmu tak więc z nadziejami udałem się do kina na obraz " Prześwietlenie " C. Mungiu . Tym bardziej ,że zapadły mi w pamięć jego poprzednie filmy " 4 miesiące , 3 tygodnie i 2 dni " oraz " Za wzgórzem ". Były to filmy wybitne mówiące o ważnych sprawach współczesnej Rumunii. Tym razem reżyser zajął się kwestią imigrantów . Akcja rozgrywa się w Siedmiogrodzie czy inaczej mówiąc Transylwanii . To jak wiadomo kraina w popkulturze  magiczna , czarodziejska , dzika czy zagadkowa . Myślę ,że nie przypadkowo tam Mungiu umieścił akcję filmu . Główny bohater filmu Matthias to gastarbajter ,wyrzucony z pracy w Niemczech ,który wraca do domu rodzinnego . Do żony wychowującej syna , do kochanki - bizneswomen oraz do zawikłanej sytuacji społecznej w swoim mieście. Bo do biednej , siedmiogrodzkiej mieściny z której wszyscy zdolni do pracy już wyjechali do pracy na Zachodzie przybywają dwaj imigranci ze Sri Lanki . Ich przybycie ujawnia reakcje nacjonalistyczne, ksenofobiczne a nawet rasistowskie. Ponadto wracają stare demony związane z bardzo skomplikowaną historią tego regionu . Bo od kilkuset lat ścierały się tam nacjonalizmy węgierskie, rumuńskie , niemieckie . Wszyscy zwalczali wszystkich . Łączyła ich jedynie nienawiść do Cyganów . Teraz w to gniazdo os wkroczyli imigranci co odgrzebało zadawnione antagonizmy . Widzimy narastająca sytuację rewolucyjną i rodzący się populizm .Władza a zwłaszcza kościół ( może raczej kościoły ) tradycyjnie umywają ręce . Przeciwstawiają się jedynie dwie kobiety (  w tym kochanka bohatera ) używając argumentów lewicowych i feministycznych .Ta sytuacja zderzenia argumentów tych tradycyjnych , populistycznych z liberalnymi przerasta Matthiasa i czyni go bezradnym . Tym bardziej,że jego żona i syn traktują go wrogo . Cała ta narracja skonfrontowana jest z surowością , grozą ale i pięknem tego dzikiego kraju co symbolizują niedźwiedzie i wilki . A potęguje atmosfera magicznego realizmu w finale dość zaskakująca i dość niejasna . Wszystko to brzmi może i pięknie tyle ,że .... my to wszystko już znamy , widzieliśmy już . Znamy te argumenty obu stron i w tym zakresie film nie wnosi niczego nowego. Niczego nie odkrywa . To dla mnie spore rozczarowanie w kontekście wcześniejszych oczekiwań od tego reżysera .

  • 2 tygodnie później...

Widziałem dziś w kinie Osiem gór Felixa van Groeningena. Skusiły mnie porównania do twórczości Apichatponga Weerasethakula. Jak się okazało - nie były to porównania zbyt trafne. Film jest solidny, ale i nużący, narracja jest dość konwencjonalna - podobnie jak chwalona powszechnie warstwa wizualna, którą odbierałem wyłącznie jako ilustrację, tło dla nieco rozwleczonej fabuły. Film opowiada o długoletniej przyjaźni dwóch mężczyzn i o dziwo nie ma w niej żadnych podtekstów erotycznych. Wartości filmu to specjalnie nie podnosi - ale takie „konwencjonalne” podejście powoli staje się wyjątkiem więc warto ten fakt odnotować.

Obejrzałem ten film  dwa dni temu i mam odmienne wrażenia . To opowieść rozgrywająca się na przestrzeni 20 paru lat w zapadłej , włoskiej wiosce w Alpach . Śledzimy losy dwóch chłopców , Pietra i Bruna . Pierwszy to mieszkaniec Turynu spędzający wakacje w górach , drugi to autochton skazany na ciężką pracę w biednym gospodarstwie rolnym . Rokrocznie spędzają razem lato , z czasem połączy ich przyjaźń . I w tym sensie film jest historią takiej tradycyjnej , męskiej przyjaźni .Takiej ,która przetrwa wszelkie przeciwności i zawirowania . Pomimo różnic osobowościowych bo Bruno to prosty chłop a Pietro to inteligent . Ale w tym filmie jest jeszcze coś więcej . To problem relacji ojciec syn . Bruno nie ma w ojcu żadnego wsparcia bo go rzadko widuje ( pracuje jako murarz w Niemczech ) i jest prostackim pijakiem . W przeciwieństwie do ojca Pietra ,który poświęca synowi mnóstwo czasu , ciągnie go na górskie wędrówki. Ale nie znajduje to w nim zrozumienia . Ich kontakty urywają się a po latach , po śmierci ojca Pietro przekonuje się ,że nie spełnił ojcowskich wyobrażeń o sobie czy marzeń . Że go zawiódł . I to staje się jego problemem . Bo Bruno jak gdyby zastąpił Pietra w roli syna . Czyli pojawia się ciekawie przedstawiony problem relacji pomiędzy synem i nieżyjącym ojcem . Wykonując marzenie ojca przyjaciele łączą siły przy budowie domu co powoduje przywrócenie ich dziecięcej przyjaźni . Są i inne wątki w tym filmie . Problem wyboru drogi życiowej , Bruno obrońca tradycji , mocno stąpający po ziemi i Pietro marzyciel, idealista , wiecznie błądzący i poszukujący . Piękne ujęcia filmowe gór to nie tylko ilustracja czy pocztówka. Góry w tej historii odgrywają ważną  rolę bo powodują w bohaterach efekt zadumy, zatrzymania się , refleksji czy duchowości . Jeśli chodzi o słabości filmu to zaliczyłbym chyba zbędny wątek nepalski odwołujący się do epoki dzieci kwiatów ( oczywiste naiwności ) i piosenki w tle też takie hipisowskie . Bez tego film byłby krótszy i bardziej zwarty . W sumie  film mówi sporo w niebanalny sposób.

Obejrzałem ten film  dwa dni temu i mam odmienne wrażenia . To opowieść rozgrywająca się na przestrzeni 20 paru lat w zapadłej , włoskiej wiosce w Alpach . Śledzimy losy dwóch chłopców , Pietra i Bruna . Pierwszy to mieszkaniec Turynu spędzający wakacje w górach , drugi to autochton skazany na ciężką pracę w biednym gospodarstwie rolnym . Rokrocznie spędzają razem lato , z czasem połączy ich przyjaźń . I w tym sensie film jest historią takiej tradycyjnej , męskiej przyjaźni .Takiej ,która przetrwa wszelkie przeciwności i zawirowania . Pomimo różnic osobowościowych bo Bruno to prosty chłop a Pietro to inteligent . Ale w tym filmie jest jeszcze coś więcej . To problem relacji ojciec syn . Bruno nie ma w ojcu żadnego wsparcia bo go rzadko widuje ( pracuje jako murarz w Niemczech ) i jest prostackim pijakiem . W przeciwieństwie do ojca Pietra ,który poświęca synowi mnóstwo czasu , ciągnie go na górskie wędrówki. Ale nie znajduje to w nim zrozumienia . Ich kontakty urywają się a po latach , po śmierci ojca Pietro przekonuje się ,że nie spełnił ojcowskich wyobrażeń o sobie czy marzeń . Że go zawiódł . I to staje się jego problemem . Bo Bruno jak gdyby zastąpił Pietra w roli syna . Czyli pojawia się ciekawie przedstawiony problem relacji pomiędzy synem i nieżyjącym ojcem . Wykonując marzenie ojca przyjaciele łączą siły przy budowie domu co powoduje przywrócenie ich dziecięcej przyjaźni . Są i inne wątki w tym filmie . Problem wyboru drogi życiowej , Bruno obrońca tradycji , mocno stąpający po ziemi i Pietro marzyciel, idealista , wiecznie błądzący i poszukujący . Piękne ujęcia filmowe gór to nie tylko ilustracja czy pocztówka. Góry w tej historii odgrywają ważną  rolę bo powodują w bohaterach efekt zadumy, zatrzymania się , refleksji czy duchowości . Jeśli chodzi o słabości filmu to zaliczyłbym chyba zbędny wątek nepalski odwołujący się do epoki dzieci kwiatów ( oczywiste naiwności ) i piosenki w tle też takie hipisowskie . Bez tego film byłby krótszy i bardziej zwarty . W sumie  film mówi sporo w niebanalny sposób.

Relacja ojciec-syn jest niestety tylko na papierze. Czegoś tam dowiadujemy się w dialogach. Ojciec Pietra jest postacią ciekawszą od syna, który jest wykreowany na (wg mnie pseudo) pisarza-podróżnika. A już ta emigracja do (chyba?) wioski w Himalajach to szczyt kiczu i intelektualnego bezhołowia. Oczywiście poznaje tam śliczną nauczycielkę i tak dalej. Ojciec to człowiek przytłoczony pracą, typowa ilustracja frazy „wiek męski, wiek klęski”Prowadzi życie w dusznym, przemysłowym mieście (skądinąd przywoływanym jako antyteza dla surowego alpejskiego raju, ale też tylko w dialogach) ma przytłaczającą pracę w wielkiej fabryce(tylko jedno ujęcie) - jest osamotniony we własnej rodzinie, być może z własnej winy, o rodzinie Pietra niczego się praktycznie nie dowiadujemy. Jedyne co mu zostaje to pojedyncze dni, które wyrywa z swojego kieratu - i wtedy chodzi po górach. Bruno też jest postacią ciekawszą i głębszą od Pietra. Jemu akurat poświęca się centralne miejsce w filmie - nie dziwię się też, że znajduje wspólny język z ojcem Pietra. Jednak pokazanie tych dwóch figur z perspektywy tak nijakiej postaci jak Pietro powoduje, że ich losy są poniekąd naznaczone tą nijakością bohatera-narratora.

Żeby było jasne nie jest to słaby film. Takie solidne 6 na 10. Ale ledwie solidny film z ambicjami, w dodatku w zamierzeniu powolny i „kontemplacyjny” to zupełnie inny typ rozczarowania niż np. solidny thiller na poziomie 6/10.
  • 4 tygodnie później...

W kinach zastój , na dworze upał . Ale jednak jest film o którym warto wspomnieć . Mam na myśli włoski obraz M. Martone " Nostalgia " . To film rozgrywający się w Neapolu i pozornie posługujący się konwencją kina mafijnego . Główny bohater Felice po 40 latach nieobecności w mieście pojawia się w Neapolu aby odwiedzić starą matkę dożywająca swych dni . Obserwujemy wzruszające sceny ich wzajemnych kontaktów , rozmów . Ale to nie jedyny powód jego powrotu . Jak dowiadujemy się ze strzępków rozmów, retrospekcji Felice ogarnięty jest wzmagającym się uczuciem tytułowej nostalgii. Nostalgii za czasami dzieciństwa , młodości , ówczesnych przyjaźni ( takich na całe życie ) , dawnego Neapolu .A to z kolei wiąże się z tajemnicą sprzed 40 lat , morderstwa ,które na zawsze zmieniło życie Felice. Wracają wspomnienia związane z funkcjonowaniem mafii , ostracyzmem społecznym , umocowaniem społecznym takiej organizacji jak mafia. I tu dochodzimy do najciekawszej warstwy filmu . Do tego jak społeczeństwo przeżarte jest  wpływami mafijnymi niczym rak . A z drugiej strony ,że istnieją siły , które się temu przeciwstawiają. Mam na myśli miejscowego  księdza społecznika ,który poprzez kontakty międzyludzkie, działalność samopomocową walczy z szefem mafii o ludzkie dusze. Druga sprawa to strona wizualna filmu. To niesamowity obraz filmowy Neapolu nie mający nic wspólnego z fotkami turystycznymi . Wezuwiusz i zatoka neapolitańska pojawiają się tylko na ułamek sekundy .Dominuje surrealistyczny, surowy , niemal gotycki obraz neapolitańskich uliczek , zaułków , podejrzanych spelunek , podwórek niczym z filmów grozy. Dominuje szpetota, bród, zaniedbanie , tymczasowość . I jest w tym piękno ! Piękno brzydoty . To inny obraz miasta niż u Sorrentino . Nostalgia bohatera filmu okazuje się zwodnicza i prowadzi go do tragedii . Do zatracenia . Bo z zasadami mafii nie da się wygrać . Film ma też oczywiste słabości . Jest za długi i czasami grzęźnie w politycznej poprawności w kwestiach multikulti ( imigranci, konwersja bohatera na islam , wyidealizowany obraz jego arabskiej rodziny ) . Niemniej dla samego obrazu Neapolu i jego mieszkańców film jest godny polecenia.

Bardzo dobry jest film „Chłopiec z niebios” - o młodym, pochodzącym z ubogiej rybackiej wioski, adepcie, który dostaje się do elitarnej uczelni muzułmańskiej Al-Azhar w Kairze i szybko, wbrew sobie, zostaje wciągnięty w rozgrywkę między służbami bezpieczeństwa a frakcjami rządzącymi uczelnią. Pomijając nieśpieszną, ale z czasem wciągającą fabułę, która może też mieć wymiar uniwersalny, ciekawa jest odmienność perspektywy - nie mamy tu europejsko-anglosaskiego punktu widzenia(jak choćby w równie znakomitym Holy-Spider). Można nawet rzec, że świat fundamentalistycznych, muzułmańskich teologów wydaje się mimo wszystko bardziej „normalny” niż świat służb utrzymujących przy władzy kolejną mutację „laickiej” egipskiej elity. Ciekawe jest też spojrzenie na kwestię „agenturalności” czy „donosicielstwa. Brutalność realiów, które pokazuje film jest szczególnie wymowna w kontekście problemów z naszej części świata, a nasze spory z tego zakresu wydają się lekko infantylne.

A u mnie czeski film . Nie , nie chodzi o pamiętny film " Nikt nic nie wie " ale o " Sytuację awaryjną ". To arcyzabawny obraz współczesnego czeskiego społeczeństwa . Obraz karykaturalny , groteskowy, prześmiewczy . Fabuła została oparta na prawdziwym wydarzeniu . Grupka pasażerów pociągu wskutek pewnego wydarzenia zostaje uwięziona w wagonie . Każdy z nich ma swoją osobowość , swoją historię i swoje poglądy i to wszystko w jak im się wydaje sytuacji zagrożenia dochodzi do głosu . Mamy tu szeroki wachlarz zachowań społecznych charakterystyczny dla obecnych czasów .I to wszystko w oparach absurdu , w krzywym zwierciadle , prześmiewczo . Dostaje się wszystkim , politykom , mediom , social mediom , celebrytom , terrorystom i antyterrorystom . Ośmieszone również są postawy rodem z filmów akcji , tych różnych avengersów czy supermanów . Nad filmem utrzymuje się atmosfera czeskiego humoru , trochę w stylu Szwejka . Ale takiego łagodnego , dobrodusznego . przyjaznego . Dla nas Polaków dodatkowym czynnikiem humorystycznym są dialogi w języku czeskim ( może nie powinienem o tym wspominać , ale trudno ). W sumie przezabawny film ale mówiący sporo prawdy o nas samych . A to chyba niemało .

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

Zaskakująco dobry film izraelsko-polsko -kolumbijski "Mój sąsiad Adolf " . Akcja rozgrywa się głównie w Kolumbii ( z reminiscencjami do Holocaustu i okupacji w Polsce ) lat 1960. Na zabitej kolumbijskiej wiosce mieszka starszy mężczyzna Marek Polsky , Żyd. Mieszka samotnie w zapuszczonym domku, zajmuje się głównie pielęgnacją kwiatów . Pewnego dnia do sąsiedniego domu wprowadza się tajemniczy mężczyzna mówiący po niemiecku,pan Herzog. Towarzyszy mu kobieta o nazwisku Kaltenbrunner ( !) ,która  co jakiś  czas odwiedza go w towarzystwie tajemniczych towarzyszy. Herzog zachowuje się zagadkowo, ukrywa twarz pod ciemnymi okularami i obfitym zarostem .Wzbudza to podejrzenia Polsky'ego . Dochodzi do drobnym , sąsiedzkich zatargów ,które ulegają eskalacji. Z czasem podejrzliwość przemienia się w obsesję bo Polsky nabiera przekonania ,że Herzog to ....ukrywający się Hitler. Film opowiedziany jest językiem thrillera , filmu grozy, z nutką groteski i wisielczego humoru ( sugestywne zdjęcia i muzyka ). Obaj panowie zachowują się irracjonalnie niczym " stetryczali tetrycy ". Z czasem w ich wzajemnych stosunkach pomału dochodzi do pogodzenia się, akceptacji a nawet przyjaźni po części za sprawą szachów . A kwestia przeszłości wyjaśnia się ostatecznie. Fil ogląda się bardzo dobrze ze sprawą świetnych dialogów i znakomitej gry aktorskiej głównych postaci . A reżyserowi udało się uzyskać idealny balans pomiędzy tą " grozą i zagadką " a ciepłym humorem . Jest też na końcu  nutka sentymentalizmu ale nieprzesadnego.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

Obejrzałem „Nostalgię”. Film świetny. Mimo, że mocno osadzony w tonie serio - to, poprzez kontekst innych filmów, które przychodziły mi do głowy w trakcie seansu, wybrzmiewa mi teraz w głowie mocno ironicznymi czy wręcz sarkastycznymi skojarzeniami. Dopiero co pisałem o „Chłopcu z niebios” , w którym Kair pokazany jest jako miasto-moloch i siedlisko hipokryzji, zbrodni i zepsucia, jako symbol obcego nam, okrutnego i nieprzyjaznego świata. W „Nostalgii” bohater przybywa z Kairu, jako z lepszego świata, w którym spełnił marzenia i „wyszedł na ludzi”, do miasta swojej młodości w „starej” Europie(powiedzmy na jej obrzeżach), które jest przesiąkniętym chorobliwą melancholią „piekłem na ziemi”. Nie wiem zresztą czy w wysmakowanych i przestylizowany przebitkach ze stolicy Egiptu nie kryje się jednak sarkastyczny podtekst. W końcu Neapol jest z jednej strony mocno osadzony w mitologii kultury europejskiej, z drugiej strony w samych Włoszech otoczony swego rodzaju ostracyzmem i pogardą. Oto bogaty muzułmanin wraca do kraju, z którego wyjechał jako ubogi Europejczyk i to w czasach, gdy jego ubodzy współwyznawcy podróżują w dokładnie przeciwnym kierunku.

W filmie Martone Neapol jest miastem nie mniej fatalistycznym niż Wenecja w ujęciu Roega lub Viscontiego. Kontekst społeczny jest wyraziście zarysowany, ale ja odbierałem go jednak jedynie jako tło dla tragedii (tragikomedii?) człowieka, który spada w przepaść w pogoni za złudzeniem, które jest zarazem infantylne i głębokie. Felice to, kluczowa dla każdej tragedii(ale i dla wielu komedii) figura obcego. Przez większość życia wiódł życie emigranta w obcym sobie kulturowo świecie, z którym się zasymilował. Teraz wraca jako obcy do rodzinnego miasta. W jego relacji z matką jest coś autentycznego i ujmującego, ale i coś fałszywego (nie widzieli się przez większość dorosłego życia), a może raczej coś nadmiernie fotogenicznego (odwrócona pieta w scenie kąpieli). Felice przypomina turystę zwiedzającego własną, zmitologizowaną przeszłość, ale przecież u źródeł tej „wycieczki” kryje się dramat, który go napiętnował- i chyba nieprzypadkowo przyjaciel z czasów młodości, którego próbuje odszukać, ma na imię Oreste… To zresztą najciekawsza postać filmu - swego rodzaju alter-ego bohatera i jego nemezis. To zbrodniarz i mędrzec, człowiek pozbawiony złudzeń, które są głównym składnikiem tytułowej nostalgii. Felice w pewnym momencie mówi, że z ich dwóch to on uciekł i został ocalony a dawny przyjaciel niby to potwierdza, gdy wreszcie dochodzi do ich spotkania. Ale czy na pewno? Oreste wybiera prawdę o osobie, a nie złudzenie siebie - jak Felice. Finałowa scena, to zwycięstwo prawdy, nawet jeśli oznacza ona ostateczne potępienie, nad mrzonką odkupienia win, których nigdy się nie zrozumiało. Co nie zmienia faktu, że w melancholijnym uśmiechu Felice, z którym dąży do swojej prywatnej pięknej katastrofy też kryje się głębia. W końcu nie otrzymał swojego imienia przez przypadek. Może to jest właśnie istota nostalgii - podświadomie pragniemy umrzeć w najszczęśliwsze chwili naszego życia.

" Chłopiec z niebios " obejrzany. Film wyreżyserowany przez szwedzkiego reżysera, sądząc po nazwisku arabskiego pochodzenia. Zgadzam się z opinią dzarro ,że to obraz bardzo dobry .Rozgrywa się w Kairze , na prestiżowym muzułmańskim uniwersytecie Al Azhar . Film zrealizowany jest w języku arabskim co dodaje mu autentyzmu. Główny ,tytułowy bohater  przybysz z prowincji, naiwny i zagubiony w metropolii kairskiej za sprawą dość skomplikowanej intrygi czy prowokacji służb specjalnych wpada w sam wir walki politycznej  tychże służb z fundamentalistami muzułmańskimi  o obsadę stanowiska głównego imama uniwersytetu . Służby nie przebierając w środkach zwalczają wszelkie przejawy niezależności , religijnej również . Można powiedzieć ,że bohater mimowolnie znajduje się pomiędzy młotem a kowadłem . Opresyjnego, zamordystycznego państwa jakim jest Egipt i wcale nie lepszych i równie cynicznych przedstawicieli bractwa muzułmańskiego. To prowadzi go do utraty wszelkich złudzeń i idealistycznych postaw. Na dodatek okazuje się ,że służby  toczą walkę między sobą o strategię postępowania. Bardzo ciekawy jest obraz samego Kairu  i uniwersytetu ( jakby czas zatrzymał się 500 lat temu ). Film udanie posługuje się formułą thrillera politycznego trzymającego widza w napięciu . Mamy tu głównie sceny rozgrywane nocą, w dusznych , ciemnych pomieszczeniach. Realistycznie pokazano jak wygląda proces kaptowania agenta, wpływania na jego zachowania , trzymania go na smyczy. Obraz pozostawia widza w stanie zdołowania psychicznego pokazując do czego prowadzi sojusz "tronu ' i " ołtarza ". I co te totalitaryzmy robią z jednostką .

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

Ostatnio u mnie powrót do kina skandynawskiego ,które bardzo cenię . Duński obraz " Ostatni Wiking " to tragikomedia rozgrywająca się w norweskich krajobrazach . Główny bohater , Martin porzuca dom , rodzinę , pracę , cywilizację aby zaszyć się w odludnych stronach . Powraca do życia wikingów sprzed 1000 lat , chodzi odziany w skóry zwierząt, śpi pod gołym niebem , próbuje polować z łukiem . Śledzimy te jego nieporadne próby poradzenia sobie z życiem na łonie natury . Próby zdobycia czegoś do jedzenia . Są one nieporadne ale i zabawne . Bo prędzej czy później Martin musi zderzyć się  z cywilizacją , z państwem . Wchodzi w konflikt z prawem i jego agendą czyli policją . Jej obraz jest groteskowy , to zbieranina nieudaczników . Ich szef w wieku mocno emerytalnym jest bezradnym biurokratą . Za sprawą zbiegu okoliczności losy Martina krzyżują się z losami grupy przemytników narkotyków ( imigranci ) i mieszkańców wioski wikińskiej . Wszyscy są postaciami groteskowymi, nieudacznikami , dziwolągami. Klimatem i postaciami film nawiązuje do najlepszych osiągnięć filmów braci Coen tylko w realiach skandynawskich . Ta ucieczka Martina od cywilizacji jest naiwna , infantylna i musi zakończyć się klęską. Film obśmiewa pogoń za mitem szczęśliwego dzikusa obecny w tradycji europejskiej od okresu Oświecenia i jego ekologiczne, współczesne mutacje . Ta satyra dotyka także mitu skandynawskiego państwa opiekuńczego, które to państwo poprzez tę nadopiekuńczość i polityczną poprawność powoduje postawy bezwolności, uległości, nieumiejętności przeciwstawienia się przemocy , sile fizycznej , złu. Film dość łagodnie operuje elementami satyrycznymi i prześmiewczymi jak i tragicznymi ( bo i takie są ) utrzymując je w równowadze. W sumie dobre, społeczne kino w stylu skandynawskim .

  • 2 tygodnie później...

A teraz coś z kina mainstreamowego , " Oppenheimer " Ch. Nolana.  Kilka miesięcy temu czytałem książkę R. Rhodesa " Jak powstała bomba atomowa " , która jest prawdziwym kompendium wiedzy na ten temat . Dlatego z niecierpliwością czekałem na ten film . Byłem ciekaw czy będzie to tylko nudna biografia genialnego fizyka czy coś więcej . Dzieje powstania Projektu Manhattan czyli projektu naukowego mającego zmienić świat na zawsze , dzieje wojen i pogląd na Wszechświat. Czy będzie wreszcie obrazem zmagania się naukowca , jego sumienia z konsekwencjami tego projektu . Na szczęście ten film jest tym wszystkim po trochu. To imponująca , trzygodzinna epopeja rozgrywająca się w przeciągu kilkudziesięciu lat . Przed kamerą przewija się kilkadziesiąt osób , historycznych postaci ,które obserwujemy  w życiu prywatnym jak i w zaciszu gabinetów  . Autorzy filmu  stosują narrację pomieszania czasów i retrospekcji. A kamera operuje zbliżeniami , obserwowaniem twarzy bohaterów , ich mimiki . Początkowo film zapowiada się jako biografia , później dzieje projektu naukowego. Jednocześnie stopniowo zaczyna dominować wątek rozterek moralnych Oppenheimera związanych ze skutkami swej pracy. No i kolejny wątek filmu czyli infiltracja sowiecka ośrodka naukowego i reakcja amerykańskich władz wojskowych  i rządowych w stosunku do naukowców i praw obywatelskich . A teraz coś o zaskoczeniu . Dla mnie największym była kwestia tego czego spodziewali się fizycy po pierwszej , próbnej eksplozji . Uświadomiłem sobie ,że tak naprawdę nie było stuprocentowej pewności ,że uruchomienie reakcji jądrowej nie spowoduje np. zapalenie się atmosfery i zniszczenie całego świata. Film nie jest łatwy w odbiorze ze względu na ilość postaci , tzw. "gadające głowy " , przytłaczającą ilość faktów  i czas trwania. Ale jest ciekawy także z powodu  znakomitego aktorstwa ( plejada gwiazd w rolach drugoplanowych ) i aktora grającego główną postać. Świetne zdjęcia , montaż i bardzo sugestywną muzykę . Scena pierwszego wybuchu zapada w pamięć. Film jak najbardziej godny polecenia nie tylko ze względów poznawczych ale i artystycznych .

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz
  • 2 tygodnie później...

A teraz jak dla mnie największe zaskoczenie sezonu. Bo to ani niekomercyjne ani artystyczne ale jednak świetne kino . Kino wręcz ostentacyjnie komercyjne , żywiące się komercją i popkulturą . Chodzi o najnowszy obraz pary realizatorów filmowych  Greta Gerwig Noah Baumbach " Barbie ". Filmowców pozasystemowych , niezależnych.  Nie dajcie zwieść się zwiastunom ! To nie jest kolejna głupia komedyjka dla dorastających panienek , powielająca schematy , utrzymana w obowiązkowym , różowym kolorze ( no róż to akurat jest ). To przezabawna ,zwariowana ,surrealistyczna i arcyinteligentna komedia posługująca się mistrzowsko pastiszem , parodią , zgrywą na temat mitycznej już lalki , obecnej w amerykańskiej i światowej popkulturze od lat 1950. W ten sposób poprzez obśmianie i wyszydzenie autorzy wypowiadają się na temat ról społecznych kobiet i mężczyzn na przestrzeni ostatnich 60 lat  , na temat seksu, rodziny , na rynku pracy itp. Dostaje się tu wszystkim , patriarchatowi, maczystom , feministkom , populistom itp. W filmie mamy masę odwołań do popkultury i świata filmu ( zaczyna się od cytatu z Odysei kosmicznej 2001 ) . Przy czym ta krytyka czy satyra jest raczej  lajtowa , nie dokopuje się tu ani nie dowala . I w ostatecznym rozrachunku okazuje się ,że " Barbie " to.....apoteoza i reklama tej symbolicznej lalki . Bo jej twórcom ( lalki ) udało się dostosować jej image do zmieniających się czasów i zmianom obyczajowym .

A teraz coś z kina mainstreamowego , " Oppenheimer " Ch. Nolana.  Kilka miesięcy temu czytałem książkę R. Rhodesa " Jak powstała bomba atomowa " , która jest prawdziwym kompendium wiedzy na ten temat . Dlatego z niecierpliwością czekałem na ten film . Byłem ciekaw czy będzie to tylko nudna biografia genialnego fizyka czy coś więcej . Dzieje powstania Projektu Manhattan czyli projektu naukowego mającego zmienić świat na zawsze , dzieje wojen i pogląd na Wszechświat. Czy będzie wreszcie obrazem zmagania się naukowca , jego sumienia z konsekwencjami tego projektu . Na szczęście ten film jest tym wszystkim po trochu. To imponująca , trzygodzinna epopeja rozgrywająca się w przeciągu kilkudziesięciu lat . Przed kamerą przewija się kilkadziesiąt osób , historycznych postaci ,które obserwujemy  w życiu prywatnym jak i w zaciszu gabinetów  . Autorzy filmu  stosują narrację pomieszania czasów i retrospekcji. A kamera operuje zbliżeniami , obserwowaniem twarzy bohaterów , ich mimiki . Początkowo film zapowiada się jako biografia , później dzieje projektu naukowego. Jednocześnie stopniowo zaczyna dominować wątek rozterek moralnych Oppenheimera związanych ze skutkami swej pracy. No i kolejny wątek filmu czyli infiltracja sowiecka ośrodka naukowego i reakcja amerykańskich władz wojskowych  i rządowych w stosunku do naukowców i praw obywatelskich . A teraz coś o zaskoczeniu . Dla mnie największym była kwestia tego czego spodziewali się fizycy po pierwszej , próbnej eksplozji . Uświadomiłem sobie ,że tak naprawdę nie było stuprocentowej pewności ,że uruchomienie reakcji jądrowej nie spowoduje np. zapalenie się atmosfery i zniszczenie całego świata. Film nie jest łatwy w odbiorze ze względu na ilość postaci , tzw. "gadające głowy " , przytłaczającą ilość faktów  i czas trwania. Ale jest ciekawy także z powodu  znakomitego aktorstwa ( plejada gwiazd w rolach drugoplanowych ) i aktora grającego główną postać. Świetne zdjęcia , montaż i bardzo sugestywną muzykę . Scena pierwszego wybuchu zapada w pamięć. Film jak najbardziej godny polecenia nie tylko ze względów poznawczych ale i artystycznych .

Tak z 80% filmów omawianych w tym wątku jest nieporównanie bardziej mainstreamowych od filmów Nolana. Tylko dystwubucję mają mniej mainstreamową.

Film ciekawy. Wątek z Downeyem Jr wydawał mi się na doczepkę - ale ostatecznie podnosi wartość całości.

Barbie też spoko - aczkolwiek Truman Show to to nie jest. Teraz czekam na komedię z przesłaniem społecznym na podstawie Monopoly. Bohaterem będzie stróż w najtańszym hotelu na planszy.
  • 2 tygodnie później...

A teraz jak to się mówi i pisze film oparty na faktach . " Reality " Tiny Satter to obraz oparty na zapisie przesłuchania głównej bohaterki filmu Reality Winner przez dwóch agentów FBI w 2017r. Wszystko zaczyna się niewinnie , dziewczyna wraca do swego domu z zakupów i pod domem zastaje ekipę agentów FBI rozpoczynających tzw. czynności . Akcja przez cały film toczy się w przysłowiowych czterech ścianach i polega na rozmowie dwóch agentów z dziewczyną . Nic więcej ! A mimo to w miarę rozwoju sytuacji atmosfera się zagęszcza , rośnie suspens a nasze emocje przerzucają się z jednej strony na drugą . Bo przesłuchanie rozpoczyna się od pozornie nieistotnych pytań , dotyczących spraw życia codziennego , psa , kota i pomału , stopniowo , niespostrzeżenie wkracza na tematy coraz poważniejsze. Związane z pracą wykonywaną przez bohaterkę , a jest ona jak się okazuje  tłumaczką z perskiego i pusztuńskiego w instytucji związanej z tajnymi służbami USA . W miarę trwania przesłuchania robi się coraz mniej przyjemnie a bardziej strasznie . Agenci są coraz bardzie natarczywi , zadają coraz więcej niewygodnych pytań . W tym momencie odruchowo widz staje po stronie przesłuchiwanej i jest przekonany ,że to będzie kolejny film o nadużyciach instytucji rządowej wobec jednostki . Tym bardziej ,że Winner jest dziewczyną o wyglądzie nastolatki, zalęknioną , atakowaną przez zgraję agentów , stojącą pod ścianą (  dosłownie i w przenośni ). Jednak w miarę upływu czasu z przesłuchania wychodzą kolejne fakty i poszlaki stawiające całą sprawę w innym świetle . Jednocześnie ukazujące skomplikowane motywy działania Reality związane z ówczesna sytuacją polityczną w USA ( Trump, kwestia rosyjskich wpływów na wybory ). To główny wątek filmu ale myślę ,że można też dopatrywać się innych np. feministycznych . Np. silne państwo ( FBI ) wykorzystuje swą przewagę wobec słabszych ( kobieta ) bo wie ,ze może sobie na to pozwolić. Film robi piorunujące wrażenie i wciska w fotel nie tylko ze względu na temat ale i grę aktorską . Sydney Sweeney jako Reality jest rewelacyjna i mistrzowsko ukazuje przemianę swej bohaterki od zahukanej dziewczynki do samoświadomej kobiety .W niczym nie ustępują jej dwaj aktorzy grający agentów FBI . Znakomity film .

A teraz jak to się mówi i pisze film oparty na faktach . " Reality " Tiny Satter to obraz oparty na zapisie przesłuchania głównej bohaterki filmu Reality Winner przez dwóch agentów FBI w 2017r. Wszystko zaczyna się niewinnie , dziewczyna wraca do swego domu z zakupów i pod domem zastaje ekipę agentów FBI rozpoczynających tzw. czynności . Akcja przez cały film toczy się w przysłowiowych czterech ścianach i polega na rozmowie dwóch agentów z dziewczyną . Nic więcej ! A mimo to w miarę rozwoju sytuacji atmosfera się zagęszcza , rośnie suspens a nasze emocje przerzucają się z jednej strony na drugą . Bo przesłuchanie rozpoczyna się od pozornie nieistotnych pytań , dotyczących spraw życia codziennego , psa , kota i pomału , stopniowo , niespostrzeżenie wkracza na tematy coraz poważniejsze. Związane z pracą wykonywaną przez bohaterkę , a jest ona jak się okazuje  tłumaczką z perskiego i pusztuńskiego w instytucji związanej z tajnymi służbami USA . W miarę trwania przesłuchania robi się coraz mniej przyjemnie a bardziej strasznie . Agenci są coraz bardzie natarczywi , zadają coraz więcej niewygodnych pytań . W tym momencie odruchowo widz staje po stronie przesłuchiwanej i jest przekonany ,że to będzie kolejny film o nadużyciach instytucji rządowej wobec jednostki . Tym bardziej ,że Winner jest dziewczyną o wyglądzie nastolatki, zalęknioną , atakowaną przez zgraję agentów , stojącą pod ścianą (  dosłownie i w przenośni ). Jednak w miarę upływu czasu z przesłuchania wychodzą kolejne fakty i poszlaki stawiające całą sprawę w innym świetle . Jednocześnie ukazujące skomplikowane motywy działania Reality związane z ówczesna sytuacją polityczną w USA ( Trump, kwestia rosyjskich wpływów na wybory ). To główny wątek filmu ale myślę ,że można też dopatrywać się innych np. feministycznych . Np. silne państwo ( FBI ) wykorzystuje swą przewagę wobec słabszych ( kobieta ) bo wie ,ze może sobie na to pozwolić. Film robi piorunujące wrażenie i wciska w fotel nie tylko ze względu na temat ale i grę aktorską . Sydney Sweeney jako Reality jest rewelacyjna i mistrzowsko ukazuje przemianę swej bohaterki od zahukanej dziewczynki do samoświadomej kobiety .W niczym nie ustępują jej dwaj aktorzy grający agentów FBI . Znakomity film .

Film dobrze zrobiony i sugestywny, ale jednak lekko demagogiczny. Wolałbym - gdyby twórcy nie stawali po żadnej stronie (co by zresztą pasowało do ascetycznej stylistyki filmu, ale nie pasowało do dzisiejszych standardów zerojedynkowej politycznej nawalanki). Wtedy pozostawiliby widza z dylematem, a Reality miała by więcej z Antygony, a mniej z bezglutenowej wersji Joanny D’Arc.

Słowo demagogiczny raczej nie na miejscu. Powiedziałbym ,że racje emocjonalne są nierówno podzielone . No ale jak ma być inaczej gdy czterech byków wykorzystując zaskoczenie i zastraszenie " znęca się " nad drobną dziewczyną . Mającą zresztą tzw. dobre intencje ( wiem , wiem intencjami ....). Dlatego bliżej jej jest do Antygony niż do Joanny .

Słowo demagogiczny raczej nie na miejscu. Powiedziałbym ,że racje emocjonalne są nierówno podzielone . No ale jak ma być inaczej gdy czterech byków wykorzystując zaskoczenie i zastraszenie " znęca się " nad drobną dziewczyną . Mającą zresztą tzw. dobre intencje ( wiem , wiem intencjami ....). Dlatego bliżej jej jest do Antygony niż do Joanny .

Zlituj się. Dziewczyna od lat pracuje dla rządu, jakbyśmy to powiedzieli u nas „dla resortów siłowych” - w tym dla sił powietrznych (dla zatwardziałych cywilów - to taka odmiana wojska). Faktycznie była żołnierzem zawodowym. Od lat stara się o udział w misji. Ma wysoki poziom dostępu do tajnych informacji i zabiega o ich utrzymanie. Dlatego wizyta FBI aż tak jej nie dziwi bo codziennie w pracy przechodzi procedury bezpieczeństwa - trudne do zrozumienia dla cywila. A co takiego strasznego robią agenci FBI - poza wykonywaniem swojej pracy i drobiazgową realizacją procedur? Zapomniałeś już „Chłopca z niebios”?

Oczywiście - jej motywacje też są istotne i po ludzku zrozumiałe, inaczej film nie byłby ciekawy (a mimo moich wątpliwości - jest ciekawy). Ale dziewczyna jest byłym żołnierzem i dalej chce pracować dla rządu wykonując trudną i niewdzięczną pracę. I co? Robi coś z odruchu nastolatki i irytacji na Fox News? Praca państwowca polega na tym, że świadomie rezygnujesz z własnego komfortu i robisz rzeczy, których niekoniecznie akceptujesz. Nie masz nawet gwarancji - czy stoi z nimi głębszy sens, ale nikt cię nie zmusza do brania tej pracy. Tu mamy jeszcze do czynienia z wojskiem, służbami - więc brak komfortu własnego ego jest spotęgowany.

Zwracam uwagę, że podciąganie wszystkiego pod retorykę związaną z Trumpem jest demagogiczne. Już pierwsze kadry sytuują wydarzenia na czas bezprecedensowego konfliktu między Trumpem a szefem FBI. Agenci są właśnie z FBI i nie robią nic w imię Trumpa - po prostu wykonują swoją robotę bo służby po to działają, żeby nic nie wyciekało. Zresztą jak się dziś okazuje - i Trump i Biden też mają dużo za uszami bo biorą pracę do domu i tajne dokumenty przewalają im się po kiblach i innych pawlaczach.

To zresztą jest powiedziane w filmie. Nie o to chodzi, że Reality ujawniła ingerencję Ruskich(te informacje były już w obiegu) tylko ujawniła dokumenty, które poddane odpowiedniej analizie mogą dawać innym służbą znacznie istotniejsze informacje.

Z innej beczki - teraz była głośna sprawa Davida Gruscha i wszyscy sceptycy zrzynają głupa i twierdzą, że facet nie przedstawił dowodów. Oczywiście, że nie - bo informacja, że USA ma jakieś artefakty sama w sobie nie jest naruszeniem(formalnie nic takiego nie istnieje), ale ujawnienie dodatkowych informacji czy dokumentów już tak - i facet poszedłby do więzienia do końca życia.

Inny przykład - kiedy złamano kod Enigmy służby alianckie wielokrotnie nie ostrzegały np. o atakach Ubotów, żeby nie zdemaskować całej operacji. Mnóstwo osób przez to zginęło - ale ochrona informacji i inwigilacja Szkopów była priorytetem. Każdy człowiek w takich działaniach jest tylko trybikiem w machinie - i nigdy nie wie czy odruch serca nie będzie stokroć bardziej szkodliwy niż bezduszne trzymanie się procedur.

Zresztą z tego co widzę to nawet Michał Oleszczyk, krytyk raczej nie będący fanem konserwy, nazwał końcówkę filmu „kazaniem” - więc nie jestem odosobniony w swoich wrażeniach.

Ja nie kwestionuję faktu ,że Reality  złamała prawo i powinna ponieść konsekwencje . Kwestionuję użycie słowa demagogicznie w odniesieniu do autorów filmu . Co zakłada ,że coś ukrywają , nadużywają, czy z czymś przesadzają .Uważam ,że racje obu stron są pokazane wiarygodnie , bez określonej tendencji choć oczywiście emocjonalnie jesteśmy po stronie dziewczyny ze względów o których napisałem wcześniej . Ale jest parę ale. Agenci przedstawiając się Reality mówią coś o nakazie na piśmie ( wielokrotnie to powtarzają ) ale go nie pokazują do końca filmu . Przesłuchanie odbywa się bez obecności adwokata co wydaje się dziwne. I po trzecie jak okazuje się dziewczyna wyniosła i opublikowała materiały dotyczące wpływów rosyjskich na wybory a nie spraw irańskich czy afgańskich . I zrobiła to z powodów patriotycznych . To wszystko powinno wpłynąć na łagodniejszy wymiar kary a z tego co czytałem otrzymała maksymalny wymiar kary . A kwestie innych spraw szpiegowskich typu Enigma to zupełnie inna kwestia .

Ja nie kwestionuję faktu ,że Reality  złamała prawo i powinna ponieść konsekwencje . Kwestionuję użycie słowa demagogicznie w odniesieniu do autorów filmu . Co zakłada ,że coś ukrywają , nadużywają, czy z czymś przesadzają .Uważam ,że racje obu stron są pokazane wiarygodnie , bez określonej tendencji choć oczywiście emocjonalnie jesteśmy po stronie dziewczyny ze względów o których napisałem wcześniej . Ale jest parę ale. Agenci przedstawiając się Reality mówią coś o nakazie na piśmie ( wielokrotnie to powtarzają ) ale go nie pokazują do końca filmu . Przesłuchanie odbywa się bez obecności adwokata co wydaje się dziwne. I po trzecie jak okazuje się dziewczyna wyniosła i opublikowała materiały dotyczące wpływów rosyjskich na wybory a nie spraw irańskich czy afgańskich . I zrobiła to z powodów patriotycznych . To wszystko powinno wpłynąć na łagodniejszy wymiar kary a z tego co czytałem otrzymała maksymalny wymiar kary . A kwestie innych spraw szpiegowskich typu Enigma to zupełnie inna kwestia .

Dostała nakaz i go przeczytała - w tej komórce tuż przed właściwym przesłuchaniem. Agenci kilkakrotnie mówili jej, że przesłuchanie jest dobrowolne i może odmówić.

Oczywiście, że jesteśmy po stronie dziewczyny. Aktorka gra sugestywnie - jest pokazana jako bardzo krucha i nadwrażliwa - pewnie pierwowzór był jednak inny, skoro Reality wyciskała prawie 90 kg na siłowni. Zresztą ze scenariusza/stenogramu przesłuchania wynika, że była sfrustrowana - nie tylko nie była dopuszczana do misji, ale nawet pracę tłumacza otrzymała - według własnej oceny - poniżej swoich kwalifikacji i w sekcji bez większego znaczenia. Z heroicznym i transgresywnymi gestami tak właśnie jest - nigdy nie wiadomo co do końca za nimi stoi, ale tak dwuznaczność wcale nie umniejsza, a raczej pogłębia dramatyzm takiego wyboru. Do takich refleksji nie potrzebuję instrukcji pani reżyser z końca filmu.


Oczywiste jest, że nie kibicujemy zwykłym facetom-biurokratom, którzy wykonują mało atrakcyjną, rzec można - nudną, a może nawet brudną robotę. Kibicujemy agentowi Cooperowi, agentowi Mulderowi i agentowi 007 (spotkanie z tym ostatnim to dopiero musi być odlot, zwłaszcza kiedy jest wk…ny). Zawsze kibicujemy renegatom a nie nudnym sąsiadom.

Generalnie to czy dany czyn jest patriotyczny zależy od plemienia do którego należymy. Np. zwolennicy Trumpa nadal twierdzą, że ostatnie wybory prezydenckie zostały sfałszowane. Zupełnie słusznie jest to nazywane brednią, teorią spiskową itd Sęk w tym, że za czasów Busha Jr. dokładnie takie same poglądy w drugą stronę były przyjmowane zupełnie poważnie, robiono z tego temat nagradzanych filmów dokumentalnych (np. Michaela Moora).

Ten film to oczywiście nie ten poziom agitki - i ogólnie oceniam go pozytywnie, ale to wciskanie w każdym filmie jedynej dla danego plemienia słusznej opcji mnie męczy - nawet jeśli w TVP i Fox News jest jeszcze gorzej.

Nagłośnienie faktu ingerencji rosyjskich hakerów w amerykańskie wybory to nie jest czyn patriotyczny ? Przecież tu nie chodzi o ocenę poglądów Trumpa ,które może być dyskusyjne ale o fakt, ingerencję , operację wrogich służb . To powinien być obowiązek każdego obywatela. Dlatego znalazła się w sytuacji konfliktu sumienia. Pomiędzy tajemnicą zawodową a powinnością obywatelską. Nie zrobiła tego dla sławy czy kasy  ( podkreśla ,że nie jest Snowdenem ). Ale w sumie to spieramy się o detale co nie zmienia faktu ,że film warto zobaczyć .

Nagłośnienie faktu ingerencji rosyjskich hakerów w amerykańskie wybory to nie jest czyn patriotyczny ? Przecież tu nie chodzi o ocenę poglądów Trumpa ,które może być dyskusyjne ale o fakt, ingerencję , operację wrogich służb . To powinien być obowiązek każdego obywatela. Dlatego znalazła się w sytuacji konfliktu sumienia. Pomiędzy tajemnicą zawodową a powinnością obywatelską. Nie zrobiła tego dla sławy czy kasy  ( podkreśla ,że nie jest Snowdenem ). Ale w sumie to spieramy się o detale co nie zmienia faktu ,że film warto zobaczyć .

To na pewno.
  • 3 tygodnie później...

" Cicha dziewczyna " to irlandzki film zrealizowany bardzo skromnymi środkami , pozornie nieefektowny, wyciszony , bez pretensji artystowskich . Rozgrywa się na irlandzkiej wsi gdzieś w latach 70 ( sądząc po samochodach ). Ta wieś daleko odbiega od obecnej Irlandii, kraju dobrobytu , sukcesu gospodarczego i zaawansowanych zmian obyczajowych .  Tamta Irlandia , sprzed 50 lat to kraj zacofany , wręcz biedny ,który zamieszkują ponurzy, wiecznie zapracowani , sfrustrowani ludzie . Główna bohaterka, tytułowa cicha dziewczyna pochodzi z takiej właśnie wielodzietnej rodziny w której zauważalny jest brak ciepła , empatii czy miłości. Matka nie ma czasu na wychowywanie dzieci bo zajęta jest kolejnymi porodami i wiecznie brak jej czasu dla rodziny . Ojciec to ponury alkoholik ,który w domu jest gościem . Główna bohaterka wrażliwa i delikatna dziewczyna , zahukana przez otoczenie nie znajduje zrozumienia ani akceptacji . Mało tego,  spotyka się z przemocą  i wrogością ze strony rodziny, środowiska i szkoły. Pewnego dnia rodzice oddają ją krewnym na okres wakacji w związku z przyjściem na świat kolejnego dziecka. Bohaterka styka się z innym światem , innymi relacjami międzyludzkimi. Wiem , rozumiem ,że to już było ,że nie ma tu niczego odkrywczego, ze to banał ale film tchnie prawdą, autentyzmem tak ,że odbieramy go jako coś świeżego , odkrywczego . Bo to film o potrzebie miłości , akceptacji , zrozumienia , w tym sensie jest nawet melodramatem. Bo melodramat to opowieść o miłości, nie tylko kobiety i mężczyzny . Tę ekranową prawdę potęguje fakt, że dialogi w znacznej części są w języku irlandzkim . Na podkreślenie zasługuje bardzo dobra gra całej obsady aktorskiej .

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.