Skocz do zawartości

1057 opinie płyty

Yello - FLAG

Krążyłem wokół tej płyty ładny kawał czasu. Już ją miałem kupić, ale koniec końców do kasy szedłem z innym krążkiem. W końcu się zawziąłem i kupiłem po wcześniejszym pobieżnym (którymś z kolei) odsłuchu na stojaka w MM. Zawartość muzyczna to swojego rodzaju kolage (taki kolarz bez pedałów). Praktycznie nie można na tej płycię żadnego kawałka utrzymanego, czy też prezentującego jeden gatunek, czy styl w muzyce. Mamy cały czas do czynienia z zaskakującymi zwrotami repertuarowymi przeplatanymi szumem deszczu, odgłosami burz, syren itp. Przy tej płycie nie można się nudzić. Szaleńcze tempa mieszają się z kojącą melodeklamacją z relaksującą muzyką w tle.

Milkshop - Milkshop

Na szczęście płytę kupiłem na prezent. Przy okazji ją z ciekawości przesłuchałem, w końcu to najlepszy debiut Opola. Jak zespół z wokalistką - która _nie potrafi_ śpiewać po polsku - mógł wygrać debiuty Opola, przechodzi moje pojęcie. Co najgorsze, muzyczka jest niczego sobie, gdyby do tego dodać jakiś ciekawy wokal, mogłoby być nieźle. Niestety pani Iza nie dość, że stara się śpiewać z jakąś koszmarną manierą wokalną, to do tego musi mieć wadę wymowy, bo w głowie się nie mieści, by ktoś mógł celowo walić takie kwiatki: "zawsie tak jak ty... chce ksyceć... ssa mało nas... i w to ze uda sssjjjeee" "...pszyszła noc i zbuciła do życia" "oddycham tylko wciąż... dla tjebie" "niech bEdzie tak jak jest" Nie polecam tej płyty, bo jak tu się wyluzować przy muzyce, jeśli człowiek tylko zastanawia się "co ona do cholery śpiewa"? Może zamysł był w stylu Elisabeth Fraser? Jakoś nie wyszło.

The Who - Quadrophenia

Kto! Co kto? Właśnie.co to za zespół – kto? The who-dla mnie jeden z rockowych monsterów wymienianych jednym tchem z bitlami i stonsami,a czy pomylę się w stwierdzeniu,że jednak u nas grupa nie doceniana-pewnie nie. Jako buntownicy o wiele bardziej przekonujący i autentyczni niż stonsi, że nie wspomne o ich orginalności czy agresji albo jak kto woli ostrości muzycznej. A z innej beczki ;panowie daltrey,moon,entwistle,towshend wyprzedzali całego punk rocka o całe dziesięciolecie-biorąc pod uwage każdy aspekt tego „pięknego”gat.muz. W całej europie na słowa- keith moon- kierownicy hoteli wpadali w depresje,natomiast firmy ubezpieczeniowe w ekstaze-niekończące się profity płynące z podliczania szkód wyrządzonych przez artystów,to było to. W zasadzie zastanawiałem od jakiego albumu zacząć who –next, pierwszy jaki słyszałem ;live at leeds-kultowy koncert;tommy-pierwsza rock opera,nie –padło na quadrophenie,dlaczego ?pewnie dlatego,że niesamowicie wspominam pierwsze w moim przypadku spotkanie tej muzyki z obrazem,czyli film(spokojnie o filmie nie będzie ani słowa-no może jedno) Zawsze zastanawiało mnie to fantastyczne przejscie między młodziezowym buntem i agresja pierwszych płyt,do pięknych rockowych kompozycji które urzekały muzykalnością i melodyjnością . co ciekawe grali tak muzycy ,którzy uwazani byli za wzór rockowych ‘troglodytów’(troglodytów –dla osób ,które jeszcze nie zetknąły się z ta grupą proponuje kontakt naoczny z w.w panami na materiale filmowym do 70 r,wiatrak w wykonaniu towshenda i końcowe demolki sprzetu zespołu to taki znak towarowy grupy). Płyta powstała w 1973r,cztery lata po rock operze ‘tommy’, nadano jej forme suity,co prawda brakuje tu przebojowych kawałków na miara piniball wizard ,ale pierwsze co się rzuca „na ucho” to to że lp.jest niesamowicie równy,a usunięcie jakiegokolwiek elementu z tej układanki spowodowało by zniszczenie tej spójnosci jaka ma ten album.Co tu się nie przewija ,folk ,klimaty allmanowskie,ostry rock ,a nawet czasami słyszymy nawiązania do art. rocka.dodam jeszcze ,że ostatnim utworem na płycie jest –love regin o’er me-jeden z najpiekniejszych utworów jakie dały nam lata 70 ,dodając do niego ostatnie sceny filmu no to na człowieku potrafi zrobić wrazenie. I jeszcze takie osobiste spostrzezenie:jeśli miałbym do danego zjawisk pogodowego dobrać jakis utwór z histori rocka,to deszcz miałby za swój odpowiednik,wiadomo riders .... doorsów,natomiast szum morskich fal zawsze kojarzyć mi się będzie z quadrophenią i tym ostatnim kawałkiem. cztery gwiazdki.

Antonio Forcione - Live!

Płyta wydana przez wytwórnię Naim’a w roku 2000, szósta z kolei. Nagrania dokonano w małym Londyńskim klubie „The Vortex” w dniach 16-18 marca 2000r. Płyta zawiera 10 utworów. W dwóch z nich występuje perkusista. A ntonio Forcione- włoski wirtuoz gitary klasycznej, znany nie tylko z klasycznego wykorzystania gitary, ale i eksperymentowania- efekty gitarowe, dał wspaniały popis gry na gitarze. Stuka i puka w pudło gitary, oraz popełnia inne ciekawe efekty. W pewnych momentach ma się wrażenie, że na scenie występuje jeszcze jeden gitarzysta, basista… perkusista!! W utworze 6 Farcione wykonuje utwór z operatorem instrumentów perkusyjnych- zaczyna się niewinnie, spokojne tempo, nostalgiczny temat… po pewnym jednak czasie sielanka przemienia się w orgię w szaleńczym rytmie, finiszują w spazmach… Jeśli miałbym opisać gatunki muzyczne prezentowane przez Antonio, to przeważają jazz i new age. Ogólnie oceniając zawartość płyty- był to mój pierwszy kontakt z Antonio Forcione, byłem pod ogromnym wrażeniem umiejętności artysty, wygrywa On na gitarze całą gamę efektów, które doskonale wplata w utwory. Bardzo mi się spodobał utwór 5- improwizacja piosenki grupy Genesis „I can’t dance”. W finale utworu gitarzysta stosuje technikę „klang” w imponującym tempie, co wzbudza aplauz publiki zgromadzonej w klubie. Polecam płytę osobom które lubią różnorodne klimaty- od spokojnych ballad po karkołomne (chyba palco… ;-)) solówki. Niezaprzeczalnych przeżyć płyta dostarczy osobom choć trochę orientującym się w technice gry na gitarze.

John Frusciante - Shadows colide with people

Kolejny, solowy projekt znanego wielu gitarzysty Red Hot Chili Peppers, może byc sporym zaskoczeniem dla fanów znających jego albumy z lat 90-tych. Na dotychczasowej jego twórczośći ogromny wpływ wywarły narkotyki. Ostatnimi czasy ten niewątpliwie genialny gitarzysta przeszedł metamorfozę. Płyta ta ukazała sie w kwietniu tego roku i jest jedną z jego dojrzalszych płyt. Muzyke jego odbieram jako bardzo uduchowioną, ekspresyjną, refleksyjną jednak bez przesadnego popadania w banał patosu. Okreslając gatunkowo można tą muzyke zaliczyć jako proste, rockowe, surowe granie. W odróżnieniu do porzednich płyt występuje tu pełna sekcja rytmiczna, np na perkusji gra Chad Smith, perkusista macierzystej formacji muzyków. Muzyke jest bardzo uczuciowa i pomimo sporej ilości smutku można w niej wychwycić emanującą z niej pozytywną energie.

Alosza Awdiejew - Chłopcy źli

///UWAGA! płyta pochodzi z wytwórni Agencja Artystyczna MTJ a nie yoyo ale niestety tej wytwórni nie mam na liście Lukara. Próba wysłania imejla nie powiodła się dlatego wybrałem cokolwiek aby w ogóle móc dodać opinię. Przepraszam z małe zamieszanie/// Mam płytkę Aloszy Awdiejewa "Chłopcy źli" (dostałem w prezencie). Muzyka fajna, taką też lubię, teksty zniewalające. Jedyne do czego można się przyczepić to że całość jest jakby trochę mało urozmaicona –niektóre melodie podobne do siebie przez co może nieco nudzić. Ale jednak te teksty! :)

Krzysztof Krawczyk - To co w życiu ważne

Muzyka to 13 utworów plus kilka nagrań koncertowych. Jak to Krawczyk, z Kazikiem ładnie brzmi utwór „Lekarze dusz”, notorycznie nadużywany w radiu kawałek z Edytą Bartosiewicz na płycie wreszcie prezentuje się w należytym brzmieniu (dobrego radia nie mam a antena...). Osobiście bardziej mi się podoba ten Krawczyk niż ten sprzed 10-20 lat. Może całość jest za mało energiczna ale cóż taka płyta, taki styl. Utwory z koncertów niestety nie zachwycają ale o tym w okienku „brzmienie” Ocena ogólna -zapłaciłem 26 zł plus wysyłka 5zł, mam ładny oryginał (mam nadzieję:) i jestem zadowolony

Diana Krall - The Girl In The Other Room

Po pierwszym przesluchaniu plyty na sluchawkach na lonie natury plyta wydala mi sie nijaka, utwory podobne do siebie i nudne. Ale kiedy plyta Diany zostala odtworzona w domowych warunkach to okazalo sie, ze muzyka mi sie coraz bardziej podoba ...a szczegolnie wieczorami. Krallowa nic nie odkrywa, ale na tej plycie slychac duzo radosci, erotyzmu i nostalgii co powoduje ze sie chce do niej wracac

Evgeny Kissin - Mussorgsky: Pictures at an Exhibition

Rzadko zdarza się trafić na nagranie Obrazków z Wystawy takich, jak je Mussorgski napisał: na fortepian solo; znacznie bardziej popularna jest wersja na orkiestrę w opracowaniu Ravela. A jeśli już na takie nagranie się trafi, a w dodatku wykonanie jest klasowe i realizacja dźwiękowa na wysokim poziomie – otrzymujemy ucztę dla ucha (i dla ducha). Taka właśnie jest wydana przez RCA Victor płyta Eugeniusza (Jewgienija) Kissina. Na krążku poza Obrazkami znajdziemy jeszcze toccatę, adaggio i fugę C-dur Bacha (w opracowaniu Busoniego) oraz Skowronka Glinki w aranżacji Blakiriewa. Wykonaniu niewiele można zarzucić. Pianista wspaniale wykorzystuje możliwości brzmieniowe i dynamiczne fortepianu; po przesłuchaniu Obrazków z Wystawy ciśnie się na usta pytanie – po co tu jeszcze orkiestra? A choć Bacha wolę w wykonaniu na organach, fuga C-dur w interpretacji Kissina naprawdę mnie ujęła. Polecam gorąco!

Diana Krall - The Girl In The Other Room

lubie dianę bardzo chociaz 2900 za 2 bilety na koncert pewnie bym nie zapłacił... ostatnia płyta pt. the girl in the other room rózni sie troche od poprzednich. pierwsze \"oznak \"odejścia\" od schematu czyli standardów jazzowych dała Diana na Live in Paris, gdzie na zakończenie pojawiają się 2 piosenki bynajmniej nie jazzowe: \'a case of you\" Joni Mitchell oraz \'just the way u are\" billy joela. prawde mówiąc spodziełem się, ze nastena płyta będzie mniej jazzowa a więcej będzie elementów amerykańskiej ballady, więcej rocka. i dlatego pewnie \'the girl in other room\' mnie rozczarowała. jest za mało rockowa a zbyt jazzująca. najlepszym kawałkiem imho na płycie jest, krytykowany na forum, bardzo jazzowy \'almost blue\'. reszta nie stety jest krokiem stecz w stosunku do \"live in paris\"

Ralph Towner - Anthem

obowiązkowy zakup dla wszelakich miłosników gitary. obok płyty Ana druga szczytowa solowa płyta Townera. plyta bardziej nastrojowa niz 'Ana', mniej nerwowa ale również mniej odkrywcza. pewnie tak odbieram tę płytę gdyz przez te 4 lata zdążyłem sie nasłucha ANa i Anthem wydaje mi się TYLKO? a może AŻ logiczną konsekwencją tamtego krązka. Anyway - kolejny must have dla miłosników gitary. spodoba się tym, którzy słuchają "dla przyjemnośći" oraz tym, którzy słuchają, by... spodoba się zapewne i bywalcom filharmonii i klubów jazzowych

Ralph Towner - ANA solo guitar

płyta z 1997 roku to, obok równiez solowego albumu Anthem oraz zagranego w trio IF YOU LOOK FAR ENOUGH, szczytowe osiągniecie Ralpha Townera. ilość pomysłów improwizacyjnych, napięcie, technika - tak sobie wyobrażam geniusz mozarta. płyta z pewnością na jesień ale jednak wnosząca element rozdraznienia. nie jest to miła muzyczka, która ukoi nerwy. trzeba się tej muzyce poświęcić. naprawdę warto.

Clannad - Magical Ring

Rok wydania: 1883; reedycja 1993 Utwory: 1. Theme from Harry's Game 2. Tower Hill 3. Seachran Charn tSiaill 4. Passing Time 5. Coinleach Ghlas An Fhómhair 6. I See Red 7. Tá 'Mé Mo Shuí 8. Newgrange 9. The Fairy Queen 10. Thiós Fá'n Chósta Magical Ring jest płytą, która przyniosła zespołowi Clannad sławę. Stało się tak głównie dzięki otwierającej ją piosence Theme from Harry's Game, która wspięła się dość wysoko na listach przebojów. Krążek ten otwiera jednocześnie "średni okres" twórczości Clannadu obejmujący jeszcze 5 płyt (aż do The Angel & The Soldier Boy, nie licząc składanek typu the best of). Warto zauważyć, że w momencie wydania Magical Ring zespół istniał już od dwunastu lat i miał na koncie 5 płyt studyjnych i jedną koncertową. Muzykę Clannadu określa się zwykle mianem celtyckiej. Jaki związek ma ta nazwa z muzyką dawnych celtów (galów) - nie wiadomo, ale przyjmuje się, że ma. Oparta jest ona na muzyce folklorystycznej z rejonów zamieszkałych przez potomków celtów: Irlandii, Walii, Szkocji, północnej Francji oraz Kanady (!). Na płycie Magical Ring jest tona podana jeszcze w dość surowej formie, jej oprawa nie jest jeszcze tak bogata jak na krążkach późniejszych. Muzycznie płyta jest nierówna. Trafiają się kawałki wspaniałe, trafiają się po prostu dobre. Jednak na słabe się nie natrafi. Dla miłośników muzyki celtyckiej i irlandzkiego folka odsłuch (przecie nie napiszę lektura!) obowiązkowy, przede wszystkim ze względu na znaczenie tej płyty dla promocji muzyki celtyckiej w szerszych kręgach odbiorców.

Blur - Think Tank

Plyta z 2003 roku. Ostatnia ale moze nie ostatnia plyta Blur. Zespol na rozdrozu bo Albarn nie moze zgodzic sie z Coxonem. Innymi slowy walczy komercja z awangarda. Na razie komercja gora i plyta praktycznie autoryzowana przez Albarna. Znajac jego poprzednie projekty solo z Gorillaz czy Mali Music wiemy, ze Albarn lubi eksperymenty, ktore ludzie latwo kupuja. Coxon opowiada sie za ambitnymi poszukiwaniami. Stad plyta jest jaka jest czyli ortodoksom blurowym pewnie sie nie spodoba i uznaja za krok wstecz. Natomiast 'zwykli sluchacze' pewnie wejda w Thin Tank jak w dym. Plyta ma typowe dla Blur brzmianie i z pozoru nie odstaje od poprzednich produkcji. Jednak operowanie na zanych sobie polach nawet jezeli zreczne jest ryzykowne i latwo byc posadzonym o kopiowanie samego siebie. Mysle, ze Think Tank jakos sie obronila. Jeszcze balansuje na krawedzi ale nie spada. Albarn jest zrecznym manipulatorem i plyta jest raczej inteligentna niz spontaniczna i ekscytujaca emocjami. Ot, takie sobie brzdakanie, ktore jednak jest latwo polubic. Porownuje ta plyte z 13 i z przykroscia zauwazam regres. Ale do przecietniactwa wciaz daleko. Oby kolejna plyta nie byla gorsza. Z utworow zauwaza sie raczej kilka pierwszych niz koncowke. ale to pozory bo po kilku przesluchaniach i te slabsze okazuja sie ciekawe. Ambulance jest intrygujacy ale potem mamy Out of Time i nagle okazuje sie, ze Blur porusza sie po znanym czy nawet oklepanym terenie. Piosenka jest ujmujaca ale kto zna Mali Musik ten rozpoznaje charakterystyczne klawisze i co gorsza, niemal te same linie melodyczne. Podobnie jest w innych utworach, gdzie melodie sa dosclatwe do przyswajania ale zaglebienie sie w szczegoly informuje, ze operuje sie prymitywnymi srodkami, czasami nawet rodem z techno! Ups! I to jest Blur? Koniec koncow plyta nadaje sie do sluchania ale jezeli traficie na skrajne sady to nie jest to nieporozumienie. Wszystko zalezy od priorytetow.

Diana Krall - The Girl In The Other Room

Plyta z poczatku 2004 roku. Studyjna, pol na pol standardy z kompozycjami malzenskiej spolki Krall/Costello. Brzmianie w sumie takie, jakiego oczekujemy od pani Krall. Natomiast kompozycyjnie i w warstwie tekstowej plyta rozni sie od poprzednich. Sluchamy i mamy swiadomosc, ze to przekaz osobisty wiec niemal automatycznie atmosfera bardziej intymna ale takze i ciezka. Chwilami az usmiechalem sie do siebie sluchajac bo niektore zaspiewy Diany Krall zupelnie ze skoroszytu Elvisa Costello. No ale skoro sie kochaja to jakze mialoby byc inaczej?! Diana Krall serwuje jak zwykle klasyczne jazzowe brzmianie tak instrumentow jak i wokalu. Trudno sie do czegokolwiek przyczepic, zreszta, czepianie sie w ogole nie przychodzi do glowy bo muzyke chlonie sie calym cialem i jest sie uczestnikiem a nie swiadkiem misterium. Wspaniala plyta. Lubiacych porownania zaopatrze w jedno: Norah Jones moglaby pani Krall robic pedicure. W dziedzinie osluchania, opanowania instrumentu, potencjalu glosowego sa jak Kopciuszek i Krolowa. Moze sie emocjonuje ale jezeli posluchacie obu pan w tym samym czasie to mysle przyznacie mi racje. Wielka plyta. Znakomite wywazenie obecnosci instrumentow, niezachwiana harmonia i nastroj. Bardzo, bardzo polecam.

Red Star Red Army Chorus - Moscow Nights

Płyta wydana została przez Teldec w 1993. Niestety informację tą zoauważyłem już po zakupie, kiedy założyłem pkulary. Czemu piszę o tym na wstępie, ano dla tego, że nagrany hymn rosyjski na krążku to Pieśń Patriotyczna z muzyką Michaiła Glinki i słowami A.Mashistova . A mi bardziej zależało na wersji" music by Alexander Alexandrov words by Sergey Mikhalkov". Ale i tak jest nieźle. Temperaturę podnosi "Moscow nights" a prawdziwym hitem jest Warszawianka, która na pewno ie pozwoli wysiedzieć spokojnie w fotelu podczas odsłuchu. Teraz kiedy nie ma żadnych nacisków "z góry"słucha się tego jak kawałka porządnej muzyki wokalnej. Wykonanie czerwonoarmijców jest po prostu porywające. Gwałtowne skoki dynamiki, rewelacyjne zgranie, oni są po prostu do takiego repertuaru urodzeni. Tak jak afroamerykańczycy śpiwają z głębi serca pieśni gospel, tak rosjanie mają swoje "kawałki". Warstwy merytorycznej nie opisuję, bo kawał historii i już! Na mnie w pracy już patrzą na wariata - chodzę i nucę z obłędem w oczach rosyjskie pieśni patriotyczne. Już się boję co będzie jak "wprowadzę litra". Pewnie pobiegnę z granatem "na tanki".

Ralph Towner - Oracle

jest to pierwsza płyta duetu gary peacock i ralph towner wydana przez ecm w 1994. płyta na której nie ma długich lini melodycznych, trudno sie doszukiwać pieknych melodii i przyjemnych dla ucha harmonii. muzyka na tej płycie to efekt poszukiwań obu wybitnych instrumentalistów. płyta pokazuje i uczy jak nalezy słuchać swojego "rozmówcy". mimo, iż to nagranie studyjne - to sprawia wrazenie, że muzycy mocno improwizowali. delikatnie zakreślony temat i kilkuminotowa "konwersacja" gitary i basu mocno nie trzymająca się jednak głownego tematu. Myślę, że tak naprawdę, dopiero cztery lata poźniej na płycie 'a closer view" tych dwóch muzyków wzniosło się na swoje wyżyny. na Oracle brakuje tego, z czego obaj muzycy słyną - liryczności, pieknego rowinięcia nawet błahego tematu, zawieszenia i ciszy w odpowiednim momencie. płyta godna polecenia chyba tylko dla kolekcjonerów i zbieraczy twórczości townera i peacocka. płyta niestety trudno dostepna.

Loreena McKennit - The Mask And Mirror

Posiadana przeze mnie płytka jest remasterem z 2004, do którego jako bonus dołączono DVD "no journey's end". Prawdę powiedziawszy na "bonusie w ogóle mi nie zależało, gdyż wolę słuchać niż oglądać i płacić za płytę np 49 a nie 59 PLN (jak w tym przypadku). No ale cóż takie czasy i niektórzy prubują usczęśliwiać inych na siłę. Całe szczęście muzyka jest doskonała. Utrzymana w tym samym klimacie jaki był na "The book Of Secrets". Wokal mocno wysunięty do przodu, mocny, wysoki a jednak bez podkolorowań. Ponadto pomimo "wysokiego głosu" Loreena koi a nie rani. Słuchacz jest otulany dźwiękami sączącymi sięz głośników. Muzyka na pozór monotonna wcale nie nudzi w zależności od nastroju można doszukiwaać się w niej smaczków lub po prostu cieszyć się z jej istnienia. Dla mnie jest to jeden z lepszych kążków z szeroko rozumianej muzyki celtyckiej.

Leonard Cohen - Dear Heather

Z ciekawością czytam nasz forumowy dział "opinie". Oto widzę, że tacy artyści, jak Cohen czy Dylan nie mają 'zaopiniowanych' żadnych ze swoich licznych dzieł. Czyżby ta muzyka była nieaudiofilska? Mam nadzieję, że tak nie jest. Oto nowy Leonard, 70-cio letni dziadek, wydał nowy long. W zasadzie dla fanów LC taka informacja wystarcza: im żadna recenzja jest niepotrzebna, bo swego muzycznego idola słuchają od lat. Inni mogą zawsze sięgnąć do książek Daniela Wyszogrodzkiego i tłumaczeń Macieja Zembatego - tam dowiedzą się o Mistrzu wszystkiego. Co można zatem o tej płycie powiedzieć: po pierwsze, dobrze że w ogóle jest, bo 70 lat to poważny wiek. Po drugie: okładka jest ciekawsza, niż poprzedni koszmarek z Ten New Songs. Po trzecie: wreszcie słuchać żywe instrumenty! Po ciekawej, ale monotonnej poprzedniej płycie, Cohen sięgnął po sax, żywe bębny i bas oraz trochę egzotyki: arabską lutnię oud czy żydowską harmonijkę (ktoś wie, jak to cudo wygląda?) W skrócie płyta od początku do samiuśkiego końca w niczym nie zaskakuje, oprócz właśnie zagrania niektórych harmonii na akustycznych instrumentach oraz bardzo pozytywnego wydźwięku płyty jako całości mimo głebokiej zadumy nad przemijaniem i minionym życiem w tekstach. LC jest już stary i potrzebuje takiej Sharon Robinson, aby nagrać z trudem kolejny album. Nie robi przy tym trasy, bo nie ma siły ani ochoty. Fani i tak kupują wszystko co nagra i wyda, a inni narzekają, że to nudy i takie proste i wtórne. Dear Heather i Ten New Songs będziemy kochać później, gdy Go już zabraknie. I o tym właśnie jest ta płyta.

Diana Krall - All for You

Ta kobieta ma niesamowity głos. Można jej słuchać godzinami. Kompozycje są doskonałe, dużo nastrojowych, chociaż płyta według mnie nie trzyma klimatu. Trochę uboga instrumentacja (wiem,wiem, pewnie o to chodziło). Jeden utwór ma tylko sekje rytmiczną, zresztą mój ulubiony (piąty). Muzyka ta relaksuje i cudownie przy tej płycie odpoczywam. Polecam.

Roxette - Look Sharp!

Ten album chyba znają wszyscy. To po nim Roxette zdobyli światową sławę i zapisali się na trwałe w historii muzyki pop. Nieśmiertelne hity: The Look czy Listen To Your Heart, pochodzą właśnie z tego krążka. Cała płyta jest utrzymana właśnie w konwencji pop... choć niektóre utwory stanowią już zaczątki mocniejszego gitarowego grania. Proste syntezatorowe dźwięki jakie słyszeliśmy na poprzedniej płycie Pearls Of Passion, zostały poddane modyfikacjom. Pojawiły się zupełnie nowe jak np. efekt piłeczki pong pongowej w Cry i Shadow Of A Doubt (efekt znany również z wcześniejszych albumów Depeche Mode). W Sleeping Single na pierwszym planie mamy saksofon (podobnie w Cry) oraz świetną swingującą gitarę. A, właśnie gitary zostały na płycie wyraźnie wysoko dostrojone, tak że słychać dokładnie niemal każde szarpnięcie struny. Solówka w Listen To Your Heart została zagrana naprzemiennie na dwie gitary, obie słychać jakby stały po bokach wokalistki ;-) W Dangerous w tym samym ustawieniu dialog nawiązują gitarka z harmonijką ;-D Momentami fajnie brzmią różnego rodzaju pogłosy np. w chórkach albo w głosie Marie, np. w piosence Cry. Perkusja wystukuje prosty rytm (podobnie jak na poprzednim albumie), a rewelacyjne syntezatory dopełniają reszty. No i na koniec mamy legendarny Listen To Your Heart, który dzięki nieco cięższym gitarom i ''żywej'' stopie perkusji jakby odcina się od reszty (oczywiście równie świetnych utworów :-) Wokal Marie niezmiennie, po prostu świetny.

Roxette - Crash! Boom! Bang!

Może nie jest to jakaś szczególnie audiofilska płyta na ale cóż, ja wychowałem się właśnie na muzyce Roxette, nie na Pink Floyd (jak zapewne większość formuowiczów ;-) To właśnie z Marie Fredriksson doznawałem pierwszych ''odlotów'' na gramofonie Bernarda, amplitunerze Tosca i słuchawkach Philipsa ;-D, a piosenkę I'm Sorry to słuchało się ze łzami w oczach ;-) Choć teraz moje gusta się trochę zmieniły, to akurat ten album ciągle uważam za najlepszy w dorobku szwedzkiej grupy. Wszyscy chyba znają single – Sleeping In My Car, Vulnerable czy tytułowy. Ogólnie płyta bardzo zróżnicowana. Są tu zarówno spokojniejsze kawałki jak i bardzo dynamiczne, wręcz z rockowym pazurem (choć oczywiście do AC/DC daleko, oj daleko ;-). Co najważniejsze jest wykop, bas, których troszku brakowało na poprzednich płytach. Mamy więc kawałki oparte na ostrym brzmieniu gitar – Harleys & Indians, Fireworks, Sleeping In My Car, Lies. W zaskakująco ciężkim I Love The Sound Of Crashing Guitars, maksymalne, świdrujące w głowie przestery na koniec utworu ;-) Świetne partie syntezatorowe (smyczkowe) w Do You Wanna Go The Whole Way ?, nakładają się na siebie podkręcając równocześnie tempo, by w końcu spaść na słuchacza niczym lawina ;-D Są oczywiście piękne ballady z których słynie ten zespół - What's She Like ?, I'm Sorry, Go To Sleep, Love Is All (gdzie słychać bicie kościelnego dzwonu :-), akustyczne Place Your Love, The First Girl On The Moon (tu przez chwilę mamy cykające świerszcze i szczekającego psa). No dobra, może nie znajdziemy na tej płycie jakichś niebotycznie wyczesanych w kosmos efektów rodem z Amused to Death, ale mamy po prostu kawał świetnego, melodyjnego grania okraszonego dodatkowo naprawdę wspaniałym wokalem Marie Fredriksson. Polecam płytkę, szczególnie tym którzy chcieliby odpocząć sobie od niestrawnych samplerów jakimi częstują nas czasem wytwórnie audiofilskie ;-)

Diana Krall - Live in Paris

Diana Krall należy do czołówki gwiazd jazzowych, doskonała warunki głosowe, ciekawa interpretacja, pianistka i wokalistka…każda jej płyta jest inna i najczęściej zaskakująca (pozytywnie). Jej głos jest na głównym planie a reszta wspaniałych muzyków jest dla niej tłem. Ta płyta pokazuje wielki talent Diany i piękno jazzu dynamicznego i pełnego wrażeń i ekspresji. Na płycie ujęty jest niesamowity klimat sali koncertowej i publiczności. Ktoś kiedyś porównał jej głos do miodu zamieszanego z whisky, kto słuchał jej płytek na pewno przyzna racje. O fakcie jej popularności może wskazywać fakt, że bilety na koncert w Warszawie zostały wykupione w czerwcu ’04 a data koncertu przypada na datę 7 grudnia’04. Jak widać ma wiele fanów w naszym kraju co może zaowocować nowa płyta… może : „ Live In Warsaw „???

Bobby Hutcherson - San Francisco

Ta recenzja to nawiązanie do niedawno poruszanego wątku o najlepszych płytach z Blue Note. A właściwie do kwestii płyt, których chętnie słuchamy i prywatnie bardzo cenimy, choć może nie są to kamienie milowe w historii muzyki. Do tej kategorii należy "San Francisco" wibrafonisty Bobby'ego Hutchersona. Płyta z 1970 r. zawiera sześć utworów zawieszonych stylistycznie pomiędzy hard-bopem czy też neo-bopem a zelektryfikowanym jazzem z elementami muzyki funk (elektryczny bas, elektryczne pianino, efekty wah-wah). Bobby Hutcherson gra na wibrafonie i marimbie. Reszta zespołu nadaje zdecydowany rys poszczególnym utworom. Harold Land - saksofon tenorowy, flet ("Prints Tie"!) i obój, Joe Sample - fortepian i pianino elektryczne, John Williams - bas akustyczny i elektryczny, Mickey Roker - perkusja ("Jazz"!). W "San Francisco" jesteśmy już znacznie oddaleni od brzmienia i kompozycji znanych np. z "Dialogue", ale to jeszcze cały czas prawdziwy jazz - tylko trochę łatwiejszy w odbiorze, bardziej "uliczny", kołyszący. Myślę, że kawałki w stylu "Goin' Down South" (wykorzystany w sample'ach na płycie US3 "Hand On Torch") czy "Ummh" z całą pewnością trafiłyby nawet do tych, którzy zarzekają się, że z jazzem nie chcą mieć nic do czynienia. Moim zdaniem - bardzo dobra płyta. Bezpretensjonalna, radosna ale inteligentna muzyka. Polecam.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.