Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Tonsil GDWK 11/100

Najwazniejsze parametry : Skutecznosc: 89 dB Opornosc: 8ohm Rezystancja cewki - 6,3 ohm Pasmo przenoszenia- 4-20kHz ! ! ! bez problemu graja od 2700Khz co jest rzadko spotykane aby glosnik wysokotonowy przenosil tak nisko! - glosniki byly mierzone systemem pomiarowym i mimo tak niskiej czestotliwosci odciecia spisuja sie wysmienicie Moc: 100W nominalnej   Dzwiek - czysty, nie jest metliczny nawet przy duzym poziomie glosnosci, bardzo szczegolowy, przy gorszych glosnikach nie uslyszyszalem niektorych dzwiekow i na nowo poznalem swoje ulubione piosenki. Glosniki te sa najlepszymi glosnikami Tonsila(moim zdaniem). Moga byc zastosowane w konfiguracji dwu lub trzydroznej gdyz przenosza dosc niskie czestotliwosci jak na kopulke.   Wczesniej uzywalem innych kopulek Tonsila i a jest nie porownywalnie najlepsza


Alphard ETP Colorado

Cena jest zadowalajaca i to jest glowny plus. Porownujac z innymi kablami w tej samym przedziale wychodzi bardzo dobrze. Polecam szczegolnie do podaczenia kopulki tym kablem gdyz szczegolnie wysokie tony sa na wysokim poziomie.Srednie tony takze mozna tym kablem przepuszczac. Bas mozna podlaczyc kablem Alpharda 4mm2. Kabel gietki,ma oznaczony + i -, Dobra stereofonia, bardzo wyrazne wysokie tony. Po kilku dniacj odsluchow jestesm zadowolony z zakupu.   Porownujac z kablem 2,5mm2 Infinity wypada na pewno lepiej.


Delta Studio 6L6

To pierwsza opinia na temat wzmacniaczy Delta Studio na forum i o tyle specjalna, że bliższa znajomość tych konstrukcji wynikła również, za sprawą spotkania forumowiczów w siedzibie Delta Studio. Tam też pierwszy raz miałem okazję posłuchać muzyki z wykorzystaniem wzmacniacza 6L6. Uzyskane brzmienie zrobiło na mnie duże wrażenie, ale ponieważ wykorzystanym źródłem był gramofon (utwory Chopina, płyta Telarca) – skłonny byłem uznać, że efekt finalny powstał głównie za jego sprawą. Na spotkaniu tym grały też droższe konstrukcje, ale to pierwsze połączenie (uzupełnieniem były B&W CDM1 których wcześniej też co ciekawe nie traktowałem poważnie) zapadło mi w pamięci najbardziej. Interpretacja tego zdarzenia popchnęła mnie do zakupu gramofonu i wkładki, a uzyskane efekty zdawały się potwierdzać moją analogową teorię – na wzmacniaczu Arcama z wykorzystaniem fabrycznego phonostage’a vinyl wypadał znacznie lepiej od CD. Byłem zadowolony, ale... w czasie jednej z wizyt w Delta Studio Witek Jaskółowski (właściciel) namówił mnie na wypożyczenie 6L6. Wypowiedzi na temat 90% właścicieli wzmacniaczy, którzy pożyczyli i już nie oddali traktowałem jako czcze przechwałki, a mając kolumny o efektywności 85dB pomysł podłączenia do nich wzmacniacza 2x32W traktowałem jako eksperyment skazany na porażkę. Po podłączeniu wzmacniacza do CD i głośników (gramofon chwilowo wylądował na szafie) i odczekaniu kilku minut niezbędnych do rozgrzania lamp – system zagrał. Właściwie od pierwszych chwil czuć było, że dzieje się coś specjalnego – czyste wokale i kapitalna w stosunku niezłego, ale budżetowego Arcama góra pasma, ale z drugiej strony słabszy bas i całościowo nieco płaskie brzmienie. W ciągu kolejnych kilkunastu minut słuchania sytuacja zmienia się coraz bardziej na plus – w miarę jak wzmacniacz rozgrzewa się dźwięk nabiera równowagi, bas nie jest już tylko uzupełnieniem do reszty, pojawia się przestrzenność i holografia. W miarę słuchania coraz to nowych płyt odkrywałem nowe niuanse, a to co do tej pory powodowało sięganie do pilota stało się nagle samą przyjemnością. Największe zalety 6L6 to oczywiście nie jakaś super szybkość i dynamika, chociaż nie dostaje on zadyszki nawet przy muzyce symfonicznej, lub filmowej typu „StarWars”, czy „Gladiator”, ale spójność i zrównoważenie pasma oraz brzmienie wszelkich instrumentów strunowych, zarówno szarpanych, jak i smyczkowych. W porównaniu do konstrukcji lampowych słuchanych wcześniej największą różnicą in plus jest odtwarzanie wysokich częstotliwości i przestrzenność dźwięku. Krótki odsłuch na Meridianie 506.20 pokazał jak dużo można z tego wzmacniacza jeszcze wycisnąć pod tym względem. Jedyne odstępstwo od neutralności to obok pewnego spowolnienia impulsowego basu rozmiękczenie dźwięku w górnej części średnicy, jest to słyszalne właściwie tylko w niektórych utworach, gdzie dominującą rolę odgrywa fortepian. Z drugiej strony, niektórzy goście którzy mieli okazję u mnie posłuchać muzyki oraz moich uwag co do sposobu jej odtwarzania twierdzili, że się czepiam. Doskonale wypadają oczywiście małe składy akustyczne, jazz, kameralistyka, ale też Clapton, Knopfler, 4AD i muzyka spod znaku Clannad, czy Enya. Świetnie zaczęły też grać płyty z Telarca, które w wykonaniu Arcama wypadały muląco i bez szczegółów. Obiegowa opinia o wygładzaniu i upiększaniu brzmienia przez lampę, ma w przypadku 6L6 tylko częściowe zastosowanie – współczesne dobrze nagrane płyty wypadają wyśmienicie (zwłaszcza te gdzie realizatorzy nie poskąpili basu), te starsze o ile były nagrane czysto również brzmią świetnie, natomiast te nagrane bardziej sucho grają przyjemnie, ale pozostawiają niedosyt co do ilości basu i czasami wypadają zbyt jasno. Szczęśliwie okazało się, że w mojej dyskografii takich pozycji jest wyjątkowo mało – tak więc trzeba przyznać, że uniwersalność jest również mocną stroną tego urządzenia. Po kilkunastu dniach słuchania przyszła pora na powrót do mojego starego dobrego Arcama, co to już niejedną dobra konstrukcję zakasował. No cóż nosił wilk razy kilka ponieśli i wilka – wytrzymałem kilka minut i przestałem słuchać. Pozostała konkretna rozmowa na temat zakupu 6L6. Ponieważ egzemplarz który miałem był wzmacniaczem demonstracyjnym, musiał pojechać do konstruktora „na przegląd”, przy okazji zdemontowana została żarówa podświetlająca wyłącznik główny i ze względu na mały wypadek wymieniono drewnianą obudowę na lepiej pasującą kolorem do kolumn. Podejście do klienta – ze wszechmiar godne polecenia. Aktualnie budowane 6L6 mają jedno, lub dwa wejścia liniowe, mój ma cztery, co ze względu na posiadanie CD, DVD i gramofonu – przydaje się. 6L6 w moim przypadku zdecydowanie pomógł źródłu CD, a już nieco mniej analogowi. Co prawda jako phono używany jest dalej Arcama i jego pętla magnetofonowa tak więc sporo jest do poprawienia. Sumując jeżeli cenisz sobie w słuchaniu muzyki ciepło, barwę, nasycenie i przestrzenność – 6L6 może być stworzony dla Ciebie. Wzmacniaczowi nie trzeba pomagać podłączając źródło o jakimś określonym charakterze – im lepsze tym lepszy dźwięk uzyskasz, ważne aby grało równo w całym paśmie. Sądzę, że większy problem to dobór kolumn. W każdym razie na 6 ohmowych podstawkowych i niskoefektywnych Dali jest bardzo OK. Potencjometr nie wyjeżdża przy głośnym słuchaniu powyżej godziny 12, jakkolwiek do nagłaśniania garden-party 6L6 nie będzie idealnym wyborem;))). Dla mnie to z pewnością wzmacniacz z charakterem, lecz nie użyłbym do określenia jego charakteru obiegowego określenia „lampowy” – to po prostu DOBRY wzmacniacz. Jest kilka wersji ceny oficjalnej i do najwyższej wersji (chyba 6800zł)odnoszę stosunek wartość/cena, przy cenie którą zapłaciłem dałbym z 6 na 5:)


Dali Evidence 470

Kolumny tem mialem zamiar kupic stad dokonalem kilku podejsc i odsluchow z 2 systemami elektroniki. Z apartura Marantza oraz z aparatura NAD. Dodatkowo takze z Denonem ale to byl raczej niewypal.   Sa to kolumny z najwyzszej serii no nonsense - tak je sam nazywam bo maja stosunkowo dobre drivery a skrzynki wciaz w prostym i oszczednym stylu. Wyzsze modele Dali to juz dodatkowy koszt za bajery.   Evidence 470 graja w pierwszym momencie silnym i nieco dominujacym basem oraz wyrazistymi tonami wysokimi. Srednica jest ale jakby w drugim szeregu. Pytanie: czy to zasluga elektroniki? W koncu Marantz ze sredniego przedzialu i NAD z szarej serii sa zdolne do umiarkowanych wyczynow. W sumie wydalo mi sie, ze jak juz z czyms parowac te kolumny to powinno byc tzw. lampowe brzmienie. Z jasnym systemem pewnie te kolumny moga byc klopotliwe do utrzymania w ryzach.   Bas zdaje sie byc nieco ospaly, wielki i zaokraglony. Ale to takze sugeruje, ze kolumny potrzebuja silnego wzmacniacza wbrew deklarowanej niezlej efektywnosci. Przy dluzszym i uwaznym sluchaniu odbior srednicy poprawia sie. Takze wysokie tony choc metaliczne sa jednak jakos zabarwione i moga byc przyjemne w odbiorze. Mimo wszystko wciaz pozostawalo wrazenie cykania i szeleszczenia z dosc pospolita maniera sprzetu budzetowego.   Mysle, ze w ostatecznym rozrachunku te kolumny moga podazac za lepsza elektronika i dac z siebie wiele. Takze doborem okablowania mozna pewnie wyretuszowac szczegoly i doprowadzic do jako takiego balansu tonalnego. Kolumny te porownywalem z podobnymi cenowo B&W i wypadly w porownaniu lepiej bo choc podbne w brzmieniu to Dali mialy odrobine wiecej klasy i kultury. B&W raczej prezentowaly sie bezosobowo i takze sialy gora oraz mulily basem.   Evidence 470 to wgl mnie jedne z lepszych kolumn w klasie cenowej i co wazne nie posiadaja widocznych wad a raczej ukryte zalety. Rasowe i dajace sie polubic brzmienie.


Eltra CD 360

Nie wiedzieć czemu CD-ka nazwali dyskofonem, jakbym zapytał w formie zagadki to nikt by pewnie nie widział o co chodzi. Nie umiem się wypowiedzieć na temat podawanego dźwięku, czego jest za dużo czego za mało z uwagi na brak porównania. Jakoś nigdy mnie nie korciło a do muzy (metal), ktorą słucham jakoś mi wystarcza. Co najważniejsze, sprzęt działa już 11 lat bez żadnej awarii a przy intensywnym słuchaniu, ponieważ, przez ten okres nie miałem ani radia ani magnetofonu. Dopiero później się dorobiłem. O wyglądzie juz wspomniałem, projektowało to beztalencie jakieś. Wyświetlacz bardzo skromniutki, wyświetla tylko 3 opcje. Pilot też paskudny ale o dużym promieniu działania no i od ściany odbija :). Jest jedna rzecz, która bardzo mi pasuje. Laser/napęd jest bardzo czuły na punkcie wadliwych płyt. Wychwytuje najdrobniejsze wady i jest to słyszalne jako trzask lub przeskok a w skrajnym przypadku nie czyta takiej płyty, np. miałem to na Hawkach a to nie jest markowa płyta. Nie czyta też CD-RW lub płyt z nie zamkniętą sesją. Silnik trochę jest za głośny przy cichym słuchaniu muzyki, ale nie wiem czy wcześniej nie zwracałem uwagi czy też wiek robi swoje. I z instrukcji wynika, że mam model CD 360A - chodzi o innego pilota zapewne, ale to szczegół. Ogólnie rzecz biorąc jest to Philips zapakowany w pudełko rodzimej produkcji co widać, więc nie wiem komu się należą słowa uznania.


Marantz CD10

CD10 budowa   CD 10 nie zwróci na siebie uwagi dopóki nie spróbuje się go podnieść – blisko 17 kg jest jak na odtwarzacz CD ze średniego przedziału cenowego wielkościa imponującą . CD 10 kiedy był dostepny na rynku (1993/4) kosztował równowartość ok € 1500 . Na tak dużą masę urządzenia złożyły się metalowe boczne panele , podstawa , pokrywa górna i dolna z grubej blachy . Wrażenie solidności urządzenia umacnia metalowy mechanizm transportu –CDM4 w wersji Pro. Odtwarzacz robi wrażenie urządzenia bardzo eleganckiego i solidnego. Szuflada wysuwa się cicho i gładko. Mechanizm przesuwu lasera działa bardzo cicho – w porównaniu do znacznie nowszego mechanizmu CDM12 jest praktycznie niesłyszalny. Odczytuje CDR-y oraz w przeciwieństwie do CDM 12 – także CDRW. Wrażenie z obsługi mechanizmu są bardzo pozytywne i nie dziwię się dlaczego starsze transporty Philipsa są tak cenione. Za mechanizmem umieszczony jest duży niezaekranowany transformator z rdzeniem EI. Na zasilacz składają się m.in.2 duże kondensatory Elna for HiFi 2 x 6800 mikroF do zasilania części analogowej . W zasilaczu można wyróżnić oddzielne bloki do zasilania sekcji cyfrowej i analogowej . Tranzystory stabilizujące zasilacza są przykręcone do sporego radiatora którego żebra wystają na zewnątrz na tylnej ściance urządzenia. Nad stopniem wyjściowym jest zamocowana płytka zawierająca przetwornik cyfrowo analogowy , skutecznie utrudniając identyfikację elementów stopnia analogowego. Konwersja cyfrowo-analogowa 1 bitowa ( bitstream) jest oparta o 2 układy TDA1547 (DAC7) + filtr cyfrowy SAA 7350 . Odtwarzacz jest wyposażony w wyjścia analogowe niezbalansowane cinch RCA oraz 2 wyjścia cyfrowe – optyczne oraz koaksjalne. Nie ma niestety gniazda IEC , więc wymiana przewodu zasilającego nie bedzie łatwa.   Brzmienie   Początkowo wydaje się ,że CD10 gra niezbyt wciągająco i mało efektownie . Ale po chwili pojawia się wokal , który brzmi bardzo naturalnie . Przeszkadzajki perkusyjne schodzą na dalszy plan , słychac głębię . Akustyka pomieszczenia przestaje się iskrzyć – jest ciemniejsza , schowana . Bas schodzi nisko i dłużej wybrzmiewa . Mocne uderzenia w klawisze fortepianu mają większą „masę” niż w przypadku CD14. Fortepian brzmi „barwniej” . Tempo jest subiektywnie niezbyt szybkie, dostojne. Ale przez głębiej schodzący i dłużej wybrzmiewający bas muzyka brzmi potężniej. Średnica jest bogata w barwy. Słychać szerokie spektrum / paletę barw kiedy wybrzmiewają instrumenty perkusyjne – pojedyncze uderzenia w talerze , dzwonki . Modern Cool – P.Barber oraz Cassandra Wilson – Glamoured początkowo zabrzmiały niezbyt efektownie ale na koniec odsłuchów doszedłem do wniosku interpretacja a’la CD 10 jest bardziej muzykalna . AMJ – Upojenie – w interpretacji CD14 dosyć wyeksponowane sybilanty głosu AMJ oraz gitara akustyczna na tle schowanej w głębi sekcji rytmicznej sprawiały wrażenie pewnego zachwiania równowagi . CD10 spowodował, że całość stała się bardziej akceptowalna , cieplejsza w odbiorze . Z kolei AMJ – Nienasycenie - z uwagi na bardziej popowy repertuar i lepszą motorykę zabrzmiał lepiej na CD14 . Lokalizacja źródeł pozornych nie nastręcza w przypadku CD10 problemów , scena jest głęboka co powoduje odczucie dużej przestrzenności brzmienia. W mojej ocenie przestrzeń kreowana przez CD10 jest lepsza niż w przypadku CD14 z uwagi na lepsze rozciągnięcie sceny w głąb za linie wyznaczoną przez głośniki.   Istotna uwaga . Aby uwypuklić pozytywne cechy CD10 potrzebne jest o dobrze zrealizowane nagranie i sprzęt wysokiej rozdzielczości – szczególnie kolumny. Część testów przeprowadziłem na Radmorach LS40 . Słychać było ,że dźwięk jest dobry ale trochę zbyt jak na mój gust przyciemniony. Dopiero połączenie Cd 10 z Zollerami Imagination sprawiło, że stałem się zwolennikiem brzmienia starszych modeli Marantza z serii „pancernej” . W mojej subiektywnej ocenie Imagination i Marantz CD10 w połączeniu z Baltlabem Epoca 1v3 zagrały wręcz synergicznie . Dźwięk był bogaty w barwy , odpowiednio detaliczny , dobrze zrównoważony z adekwatnie do możliwości kolumn nisko schodzącym basem. Wrażenia odsłuchowe dotyczą połączenia z w/w Zollerami.   CD10 oferuje wyrafinowany , barwny , spokojny dźwięk który jednak wymaga wysokiej klasy elementów towarzyszących aby móc go docenić . Sugerowałbym używać go w przejrzystych systemach o lekko rozjaśnionej równowadze tonalnej. Włączenie CD 10 w system z niezbyt detalicznymi głośnikami może być rozczarowaniem. Z drugiej strony CD10 będzie w stanie uspokoić zbyt jasno grający system . Ale ,żeby wydobyć z CD10 to co najlepsze sugeruję połączenie z kolumnami opartymi o dobre głośniki wysoko i średniotonowe , np.: tioxidowy Focal czy Scan Speak z serii Revelator ,które nie maskują detali w zakresie średnio/wysokotonowym.   Na koniec refleksja – na podstawie przesłuchań Cd10 i Cd14 można zaobserwować ewolucję dźwiękową jaką przeszły odtwarzacze Marantza w latach od 1993/4 (CD10) do 1998/9 (CD14) . Wydaje mi się ,że dążenie do dźwięku jak najbardziej efektownego , wpadającego w ucho, przyciągające uwagę podczas krótkiego demo w salonie audio jest zauważalne w konstrukcjach Marantza począwszy od drugiej połowy lat 90tych . Później ten trend jest zauważalny u innych producentów sprzętu audio i w efekcie obecnie coraz trudniej o odtwarzacz , który by się nie „ narzucał” , był w stanie zagrać barwnie i muzykalnie , dający „pograć” muzyce samemu pozostając w cieniu. Dlatego warto czasem dać szansę niektórym starszym odtwarzaczom , które nie będą miały wprawdzie upsamplera czy przetwornika 24/192 ale były konstruowane z myślą o odtwarzaniu muzyki a nie bitów. Zwłaszcza , że nie kosztują teraz majątku.


Marantz CD14

Korzystając z tego ,że przez kilka tygodni miałem do dyspozycji 2 odtwarzacze Marantza CD14 i CD10 opiszę różnice w brzmieniu obu urządzeń w symultanicznym pojedynku.   Budowa :   CD14 Kapiąca złotem z zewnątrz ( miałem do dyspozycji wersję gold) oraz miedzią wewnątrz obudowa przyciąga wzrok i sprawia ,że odtwarzacz robi wrażenie przedmiotu luksusowego . Konstrukcja skrzynki jest bardzo sztywna ( odlew ) . Ciężka pokrywa górna o grubości 2mm . Odtwarzacz waży 11 kg. Szuflada ładowania płyty działa w miarę cicho . Mechanizm z serii CDM 12 jest w całości zaekranowany miedzianą blachą , ma też dedykowany niewielki transformator . Niemniej jednak w porównaniu do mechanizmu CDM4-pro zastosowanego w Marantzu CD10 charakteryzuje się głośniejszą pracą zarówno przesuwu lasera jak i szuflady. Elementy mechanizmu są wykonane z tworzywa sztucznego. Nie czyta dysków CDRW . Odtwarza płyty CDR nagrywane na nagrywarce komputerowej . Widać ,że mechanizmy CDM 12 zastosowany w odtwarzaczach serii Premium CD14,CD17 są niestety mniej solidnymi elementami w porównaniu do CDM4 . Za mechanizmem jest zamocowany spory toroidalny tranformator. O dziwo niezaekranowany ;-) Wobec pokrywania wewnątrz chassis miedzią , ekranowania transportu oraz modułów wyjściowych wydaje się conajmniej dziwne niezaekranowanie potencjalnego źródła zakłoceń . W sekcji zasilania części analogowej wyróżniają się 2 kondensatory Elna for HiFi 2 x 4700 mikroF . W zasilaniu części cyfrowej widać m.in. 2 kondensatory 2 x 3300 mikroF oraz 3 x 4700 mikroF. Na przetwornik cyfrowo –analogowy składają się 2 układy TDA1547 ( DAC7) oraz filtr cyfrowy TDA 1307 . Konwersja 1 bitowa . Stopień wyjściowy jest zrealizowany w oparciu m.in. o 2 moduły HDAM ( zawierające wg nomenklatury firmowej niskoszumowe wzmacniacze operacyjne ) . Na tylnej ściance znajdziemy wyjścia XLR dla sygnału zbalansowanego oraz RCA dla niezbalansowanego. Poza tym urządzenie ma cyfrowe wyjście optyczne ,elektryczne / koaksjalne oraz gniazdo IEC gdzie można podłączyć solidną sieciówkę .     Brzmienie   Zrobiłem kopię zapasową 2 płyt – Patricia Barber – Modern Cool, Cassandra Wilson – New Moon Daughter . Poza tym w teście brały udział m.in. Anna Maria Jopek – Upojenie, Nienasycenie , Morrisey – Vauxhall and I , Tori Amos – Tales of the Librarian , Patricia Barber – Night Club , Cassandra Wilson – Glamoured . Część testu polegała na symultanicznym odsłuchu 2 płyt z ta samą muzyka ( oryginał i kopia) , wystartowaniu ich w tym samym czasie i porównywanie ich brzmienia przełączając sygnał selektorem źródeł we wzmacniaczu .   Różnice w brzmieniu CD 14 i CD 10 są zauważalne od pierwszego taktu .   CD14 brzmi efektownie , mocno i szybko . Na przełomie średnicy i wysokich tonów jest zauważalne rozjaśnienie które dodaje blasku wszelkim instrumentom dętym i dźwięczności instrumentom strunowym . Akustyka pomieszczenia jest pełna mikrodźwięków , przeszkadzajki perkusyjne i talerze są bardzo wyraźnie słyszalne nawet czasami są zbyt wyeksponowane. Bas jest szybki i krótki . Odtwarzacz można powiedzieć podkręca nieco tempo co w połączeniu ze zdecydowanym akcentowaniem rytmu dodaje muzyce subiektywnie energii. Natomiast odniosłem wrażenie pewnej jednostajności barw kreowanych przez CD14. Barwy są jasne , błyszczące ale mało zróżnicowane . Stereofonia jest bardzo dobra , dźwięki z poszczególnych kanałów dochodzą do słuchacza świetnie odseparowane tworząc spektakularne efekty umożliwiając lokalizację instrumentów/muzyków . Dodam tutaj na marginesie ,że posiadałem wcześniej także odtwarzacz Marantz CD17 kis i mogę stwierdzić, że równowaga tonalna CD 14 i CD 17kis jest podobna a różnice na korzyść CD14 są najbardziej słyszalne w dziedzinie stereofonii , lokalizacji instrumentów i przestrzeni.   Po kilku tygodniach odsłuchów porównawczych wydaje mi się, że CD 14 jest dobrym wyborem dla systemów w których właściciel chciałby dodać więcej życia do systemu, skrócić bas , dodać energii i rozświetlić zakres średnio-wysokotonowy w takim zakresie w jakim można to zrobić za pomocą CD. Tego typu prezentacja świetnie sprawdza się w muzyce popowej, tanecznej , wszelkiej rozrywkowej. Stosowanie CD14 w połączeniu ze wzmacniaczem lampowym wydaje się być dobrym pomysłem. Połączeniem CD14 z przejrzystym, tranzystorowym wzmacniaczem i kolumnami eksponującymi wyższy zakres i schodzącymi niezbyt nisko w żywym akustycznie pomieszczeniu może przynieść zachwianie równowagi i może zaowocować zbyt rozjaśnionym dźwiękiem. Doświadczyłem tego łącząc CD14 z Baltlabem Epoca 1v3 oraz Zollerami Imagination. Natomiast połączenie CD14 z Baltlabem i kolumnami Radmor LS40 dało o wiele bardziej zrównoważony i jednocześnie ciekawszy dźwięk. Wrażenia odsłuchowe dotyczą sesji z Radmorami.   Jeszcze jedna uwaga – jako, że w/w symultaniczny test przeprowadzałem na płytach dobrze zrealizowanych trzeba także dodać , że na produkcjach przeciętnych CD14 wypadał również dobrze dodając energii średnio zrealizowanym nagraniom. Natomiast na nagraniach z równowaga tonalną skupioną na wyższych rejestrach brzmi CD14 zbyt jasno.   Wg mnie CD14 sprawdzi się nawet jako droższe źródło do tańszego aczkolwiek niezbyt jasno grającego systemu. W drogich systemach sugerowałbym łączyć go z elementami mającymi bogatą barwę na średnicy i dosyć nisko schodzący bas.   Efektownie wyglądający i efektownie grający odtwarzacz , kosztujący w latach swojej świetności (1998/9) ok. 7 tys zł . Do dzisiaj jednak w pewnych aspektach dźwięku trudny do pobicia przez odtwarzacze z tego przedziału cenowego.


Yamaha RXV 430 RDS

Dzwiek dosc lagodny i przyjemny dla ucha, choc potrafi dobrze walnac i wprowadzic powietrze w drzenie. Jednego co wymaga to jak klasa wzmacniacza to musi miec kable, ja mam narazie zwykle ofc 2,5mm2 i nie polecalbym mniejszych, interconecty za to juzlepsze, w sumie moge powiedziec ze zmieniajac jej dobre kable i kolumienki mamy odczucie jak bysmy zmieniali sam wzmacniacz. Zarowno na dvd jak i cd dzwiek jest wspanialy, tylko nie podlczac jakis byle gowien za 300zl , bo wtedy to mozna sie powaznie zawiesc. Z dzwiekiem z komputera radzi sobie wspaniale, filmy avi w plII movie to poezja !! Po 3 latach moge naprawde powiedziec ze jak na niski model jest to konkretny wzmacniacz


Straight Wire Octave

Kabelek ten , a raczej kabel bo jest doć gruby kupiłem w ciemno z drugiej ręki posiłkujšc się jedynie testami z prasy audio. Sprzedałem VdH The Revelation i kabel miał być kupiony na przeczekanie finansowej bessy. Kabel został w moim systemie do dzisiaj. Wprawdzie już rozglšdam się za czym droższym, ale napewno pozostanš po nim bardzo dobre wrażenia. Siłš rzeczy moja ocena będzie porównaniem do Revelation. Po wpięciu Octave do mojego systemu spodziewałem się dwiękowej pożogi, myliłem się. Usłyszałem przestrzenny i dynamiczny dwięk to były moje pierwsze wrażenia. Wysokie tony sš gładkie i bardzo rozdzielcze, trochę czaruja i chwytajš za serce. rednica docieplona, wyrana i szczegółowa idealna do słuchania damskich wokali, które bardzo lubię słuchać. Midbas pierwsza klasa, potrafi trzymać głoniki za mordę. No i niski bas. Nie na darmo Octave słynie z niskiego basu. Jest on bardzo niski, rozbudowany ale i bardzo dobrze kontrolowany. Przestrzennoć dwięku jest wprawdzie troszkę mniejsza i scena ciut płytsza niż w Revelation co chyba nikogo nie dziwi bioršc pod uwagę różnicę cen, ale ogniskowanie ródeł pozornych na pewno nie jest gorsze . No doć zachwytów teraz trochę o wadach. W le dobranym systemie tzn. zbyt gładkim i ciemnym mogš ucierpieć wysokie tony. Będzie ich poprostu mniej i trzeba będzie się doszukiwać wysokotonowych niuansów. Z kolei w systemie o nadmiernym niskim basie może tego basu być za dużo i niestety nie będzie można go zmniejszyć jak w subwooferze. Niski bas nie będzie można naturalnie usłyszeć na podstawkowcach. Na moich Tempo I słyszałem go często ale nie zawsze. Dopiero gdy wpišłem je w podłogowe Quadrale usłyszałem co one wyczyniaja z niskim basem. Ogólne wrażenie jest bardzo dobre. Kable te majš wszystko to co lubię w dwięku- po pierwsze rozbudowana scena dwiękowa po drugie szybki i dobitny midbas co dobrze wpływa na puls muzyki, urzekajšca rednica ( damski wokal!) i rozdzielcze i nie kłujšce w uszy gładkie wysokie tony. Takie wrażenia wynoszę po wpięciu tego kabla w mój system. Daję 5 gwiazdek za dwięk w stosunku do poniesionych kosztów przy zakupie.


Kimber 8LPC

Kabel jest szczegółowy i rozdzielczy, całe pasmo częstotliwości jest świetnie zrównoważone. Bas w niektórych systemach może być za twardy. W dobrych jest naprawde w pożądku. U mnie dźwięk jest dość łagodny( nie jest przesłodzony ). Wszystkie plany są dobrze uporządkowane i czytelne. Kimber gra z dużą kulturą i jest bardzo dynamiczny. Wcześniej w roli głośnikowca występował Straightwire. Był to mój pierwszy "audiofilski" kabel głośnikowy. W porównaniu do poprzednich kabli jest on jedynym z nich, który zostanie na dłużej:) Polecam i POZDRAWIAM:)


NAD S500i

Kupiony za okazyjną cenę, tak okazyjną, że wziąłem w ciemno, bez wstępnych odsłuchów. Pierwsze, dobre wrażenie robi waga i wykonanie. Aluminiowy panel przedni ma dobre 8mm grubości, na szczotkowanym aluminium nie zostają ślady paluchów. Błękitny, matrycowy wyświetlacz z minimum informacji bez kalendarza ścieżek. Kieszeń wyjeżdża z przyspieszeniem Ferrari i zwalnia na ostatnich centymetrach. Napęd działa cicho i sprawnie. Chwilkę myśli przy pierwszym odczycie płyty, ale to właściwość wszystkich NAD-ów. Obudowa solidna w tym samym srebrnym kolorze co panel czołowy. Made in USA. Pierwsze co mnie urzekło w S500i to delikatność i precyzja. Scena budowana planami we wszystkich kierunkach, subtelne dźwięki oddane bez ostrości i podbarwień. Miotełki na płytach Diany Krall to prawdziwe miotełki, a nie garść piachu sypana na talerze. Wokale na pierwszym planie czyste i szczegółowe. Dźwięk jest otwarty z dużą zawartością powietrza. Brakuje ostrości - w całym zakresie jest gładko i jedwabiście, choć sybilanty czasem trochę zasyczą. Charakter brzmienia określiłbym jako neutralne. Odtwarzacz tworzy świetny duet z przejrzystym Baltlabem. Trudno mi szczegółowiej opisywać ten CD. Nie jestem osłuchany z droższymi źródłami i ciężko sformułować konkretne wnioski. Mam wrażenie, że dźwięk jest taki, jaki powinien być - precyzyjny, otwarty i przestrzenny z bliską średnicą i kontrolowanym basem bez zdudnień. W porównaniu z C541 dźwięk jest dobre dwie klasy lepszy - trudno to wyrazić słowami. Po prostu NAD


Baltlab Epoca 1v3

Baltlaba kupiłem jako następcę NAD-a C340. Szukałem wzmacniacza szczegółowego z dobrą średnicą i sterofonią oraz potrafiącego utrzymać w ryzach bas moich VA Bachów. Podaruję sobie opis wykonania - powiem tylko, że podobnej konstrukcji w cenie do 6000 nie widziałem. Pierwsze odpalenie wzmaka nie rzuciło na kolana. To, tak sobie grało. Z upływem czasu zacząłem się coraz bardziej wciągać w odsłuch. Pojawiały się szczegóły i dźwięki, których wcześniej nie syszałem. Przestrzeń jest nieprawdopodbna. Można zamknąć oczy i palcem wskazywać położenie poszczególnych wykonawców. Wyraźnie zarysowane są wszystkie plany: od lewej do prawej i w głąb sceny. Diana Krall przyszła do pokoju i zaśpiewała tylko dla mnie, a ja cholera byłem w krótkich portkach! Głos Diany był tak bliski, że prawie czułem jej oddech na twarzy. Zmiana: Patricia Barber "Companion". Płyta nagrana w klubie jazzowym. Zapach papierosów i francuskiego wina prawie, prawie sączył się z głośników. Patricia brała oddechy, a ja słyszałem świst powietrza między zębami. Dźwięk kieliszków, sztućów i oklaski dobiegały zza głowy, a Patricia śpiewała i śpiewała. Cholera - moja żona była wręcz zazdrosna o te panie w moim pokoju. Doznanie było wręcz erotyczne. Nie chcąc narażać się małżonce zmieniłem płytę na "Amused to death" Watersa. Szczekanie psa w pierwszym tracku zaskoczyło mnie zupełnie. Dobiegało z łazienki! Wybiegłem zobaczyć co tam szczeka i przy drzwiach zorientowałem się, że to Baltlab spłatał figla. Potem było już coraz lepiej i zaskakująco. Kolumny zniknęły z pokoju, a najróżniejsze odgłosy dobiegały ze wszystkich stron. Dźwięk telefonu z kolejnego utworu był tak nieprawdopodobnie realny jakby telefon stał przy fotelu. Wszystko było dobrze do wybuchu z kolejnego tracka. Wcześniej jest uspokajająca muzyczka, a tu jak nie gruchnie! Membrany prawie wypadły z głośników. Dynamika wzmacniacza wciska w fotel. Na poziomie mikro,- i makrodynamiki. Żona wściekła się na mnie, szyba w drzwiach prawie wypadła i musiałem posłuchać czegoś spokojniejszego. Teraz klasyka: nieśmiertelne "Cztery pory roku" złota płyta "HFiM" - trzeba rozkręcić na godzinę drugą, bo płyta cicho nagrana. Słychać wszystko: wciąganie powietrza przez muzyków, każdy szarpiący dźwięk klawesynu i brzdęknięcie skrzypiec. Na koniec trochę czadu: Rammstein i kawałek "Rammstein" z soundtracku "Lost highway". Chłopaki zaczynają śpiewać grobowym głosem, a później wiosłują na basach w najlepszym rockowym stylu. NAD w tym momencie się wykładał. Nie dawał rady skokowi dynamiki i uśredniał. Po Baltlabie spłynęło to jak po mojej teściowej - miało być cicho - było cicho, miało walnąć - walnęło. Kręcenie gałą nic nie zmienia - nie giną mikrodetale, nie ma bałaganu. Jedyne małe zastrzeżenia do basu - nie schodzi tak głęboko jak NAD, ale jest na doskonałym poziomie - wypełnia muzykę, jest dobrze kontrolowany, nie rozlewa się po pokoju. Czuć go żołądkiem, ale o subsonicznym masażu można zapomnieć. W moim przypadku to zaleta: Bachy mają dużo basu i trzeba go trzymać za mordę. Baltlab robi to wyśmienicie. Na koniec rada dla ewentualnych nabywców: trzeba posłuchać ze swoimi kolumnami. Bachy mają efektywność 90 dB i głośno zaczyna być na godzinie 12. (pokój 18m2). W przypadku mniej efektywnych zestawów trzeba będzie mocniej pokręcić. Potencjometr ma chyba liniową charakterystykę - nie ma tu skoków głośności na początku skali, w całym zakresie głosność narasta liniowo. Baltlab to wzmak wymarzony do jazzu, wokali i klasyki. Rockowcy mogą kręcić nosem na bas i moc (60W/8ohm). Dla nich lepszy byłby NAD C372. Reszcie polecam gorąco ten wzmacniacz. TERAZ POLSKA! P.S. Czekam na wersję z XLR i pilotem. Upgrade kosztuje 850 zł. Jak to połącze ze zbalansowanym NAD-em S500i, to matko i córko.........


Vincent SV-233

Wzmacniacz ten wylądował u mnie przez przypadek. No, może nie do końca, ale faktem jest, że widziałem go i słuchałem po raz pierwszy właśnie w swoim systemie. Nieco później miałem okazję porównać go z innymi wzmacniaczami w Studio Pro w Warszawie.   Pierwsze wrażenie po wyjęciu wzmacniacza z pudełka jest bardzo dobre. Powiedzieć, że klasa wykonania SV-233 nie budzi zastrzeżeń, to tak jak stwierdzić, że woda w Morskim Oku jest całkiem czysta. Z tego, co wiem, Vincent kosztuje teraz niecałe 5000 zł i w tej klasie cenowej jest jednym z najlepiej wykonanych wzmacniaczy. Całość obudowy została wykonana z aluminium, dodajmy: bardzo grubego. Górna pokrywa to nie taka sobie blaszka, ale płyta grubości ok. 2mm. Po bokach obudowy znajdują się ciekawie ukształtowane radiatory. Wzmacniacz nie grzeje się wprawdzie tak, jak końcówka mocy SA-102 Pliniusa, ale na pewno potrzebuje mieć trochę wolnego miejsca wokół siebie. Wygląd przedniej ścianki Vincenta budzi skojarzenia z integrą Marka Levinsona (jak narazie jest jedna, więc trudno się pomylić). Aluminiowy panel ma grubość 12mm. Znajdziemy na nim włącznik sieciowy (nie ma trybu stand-by, więc lepiej trzymać wzmacniacz pod prądem), przycisk wyciszenia oraz dwa pokrętła: głośności i wyboru źródła. Łącznie mamy do dyspozycji 6 wejść liniowych: jedno zbalansowane oraz pięć niezbalansowanych. Z tyłu znajduje się jeszcze dwubolcowe gniazdo sieciowe IEC i dwa komplety bardzo praktycznych gniazd głośnikowych. Sam korzystam z wtyków bananowych, ale i z widełkami nie powinno być żadnych problemów.   Na koniec dodam tylko, że moja ocena nie sprowadza się jedynie do mierzenia grubości poszczególnych części obudowy. Dla dobra sprawy mógłbym jeszcze napisać, że transformator troidalny ma 12cm średnicy i zajmuje rzecz jasna całą wysokość obudowy (również 12cm). Wzmacniacz waży dokładnie 17,6kg, ale nie w tym rzecz (to znaczy, nie tylko). Całość została bowiem złożona bardzo starannie. Nawet bliskie oględziny nie dały mi pretekstu do jakiejkolwiek krytyki chińskiego wzmacniacza. To zupełnie co innego, niż adidasy made in China. Jednym słowem (albo i trzema): bardzo porządny klocek.   Vincent potrzebuje rozgrzewki. To moja pierwsza pierwsza uwaga odnośnie brzmienia. Początkowo SV-233 grał sucho, beznamiętnie i zupełnie płasko. Średnica była nieznośnie szorstka, a skraje pasma chowały się daleko za nią. Wzmacniacz był jednak zupełnie nowy i postanowiłem jakoś przebrnąć przez te kilka godzin rozgrzewki. Opłacało się. Teraz Vincent gra już zupełnie inaczej. Może więc zacznę od początku:   Dynamika i moc Vincenta przyciągają uwagę natychmiast. Dźwięk jest niesłychanie energiczny i wciągający. Nie sposób nie skojarzyć tego zjawiska z wysoką mocą wyjściową (200W/8omów). Może nie jest to jeszcze wrażenie uczestnictwa w koncercie na żywo, jak w przypadku urządzeń hi-endowych, ale realizm prezentacji stoi na bardzo wysokim poziomie. Również dlatego, że SV-233 zbytnio nie ociepla dźwięku. Woli być po prostu obiektywny. Kiedy potraktujemy go źle nagranymi płytami, stanie sobie z boku i pokaże nam muzykę taką, jak została zarejestrowana. Płyty KoRna i Cocteau Twins (Treasure) wyłożyły się na nim od razu. To znaczy, ja nie mogłem tego zbyt długo słuchać. Natomiast z audiofilskich realizacji Vincent wyciąga wszystko, co najlepsze. Wracając z Warszawy kupiłem pierwszy album Loreeny McKennitt - "Elemental" i właśnie słucham go po raz trzeci. Przejrzystość, mikrodynamika, moc ukryta w drobnych impulsach, delikatne wibracje powietrza wędrujące wprost do serca (hi-endowym interkonektem haha:-) i czyste, pełne blasku wysokie tony. To jest to, co tygryski lubią najbardziej. Robimy głośniej? Jasne! No i jest głośniej. Wzmacniacz bez wysiłku osiąga poziomy głośności, przy których moje uszy błagają o litość. Nie mówiąc już o dobrych stosunkach z sąsiadami. Kiedy włączyłem najnowszy album Agnieszki Chylińskiej (Agnieszki?) na godzinie dwunastej nie byłem już w stanie stwierdzić, czy trzęsą się szyby, pianino, czy drzwi. Po prostu nie słyszałem. 200-W integra wycisnęła z podłogowych Avance'ów wszystko, co się dało. Membrany skakały jak szalone, flaga Metalliki powiewała, choć okna na wszelki wypadek pozamykałem, a mimo to w brzmieniu nie pojawił się bałagan. Dźwięk pozostał przejrzysty i naturalny. To, że po brzegi wypełnił niespełna 13-metrowy pokój nie było dla mnie zaskoczeniem. Ale już klasa z jaką to zrobił - jak najbardziej. Powietrze, separacja planów, swoboda w rozmieszczaniu poszczególnych instrumentów na scenie, aż nie wiem od czego zaczać. Jeszcze tylko Massive Attack i będę wiedział wszystko. Głęboki, sprężysty i dosyć dobrze kontrolowany bas stanowił fundament, na którym możnaby postawić Empire State Building. Nie jest to może wzorzec szybkości, ale naprawdę nie ma na co narzekać. Zresztą posłuchajcie sobie utworu "Angel" z płyty "Mezzanine". Fajnie? To teraz soundtrack z "Gladiatora". Mam Was!


Tonsil ZgC-40-8-580

Kolumny powszechnie zwane 580-kami to dwudrożny zestaw głośnikowy o mocy znamionowej 40W i ładnym paśmie przenoszenia. Wystarczające do nie wymagającego słuchania muzyki. Niskie koszty części zamiennych czynią je dostępniejszymi dla uzytkowika o cieńszym portfelu. Kolumny mają dziwną właściwość, mianowicie bas gra lepiej gdy są one umieszczone pod sufitem (tak są u mnie), co zauważyli chyba wszyscy użytkownicy 580-ek. Ogólnie polecam dla początkujących melomanów wraz z Diorą Tosca 303, Radmor 5412 jest za mocny.


Exposure 2010

Exposure jest wzmacniaczem o bardzo mocnym energicznym brzmieniu. Dynamika jest w tym przypadku na pierwszym miejscu. Bas jest mocną stroną wzmaka. Każde jego uderzenie jest oddawane z ogromną potęgą. Jest szybki, zróżnicowany barwowo, zwarty i głęboki - jest wzorcowy i wyjątkowy w tym przedziale tak jak dynamika. Średnica jest na dalszym planie - jest dosyć naturalna, ale mogłaby być bardziej nasycona i angażująca. Poza tym nie mam do niej większych zastrzeżeń. Wysokie tony są dla mnie jeszcze zagadką, ponieważ w niektórych kawałkach potrafią być aż nadto drażniące i kłujące uszy, a w innych pięknie odrealniają plan sceny. Może być to także kwestia ustawienia głośników. U mnie epsilony stoją w 12 metrach i zwrócone są do środka pokoju. Wcześniej stały prosto na słuchacza i było to zbyt dokuczliwe dla uszu. Z drugiej strony będę musiał zająć się wyborem odpowiednich kabli głośnikowych, takich które je złagodzą.Przestrzeń w tym zestawieniu działa na plus, w niektórych kawałkach przenosimy się na scenę, możemy wyobrazić sobie piosenkarkę stojącą przed nami, słyszymy jej oddech. Barwa instrumentów odkąd przeszedłem na exposure jest słodsza i bardziej zróżnicowana, wcześniej grałem na yamaha ax-496 i wszystko było zmatowione. Dużo pojawiło się elementów w skali mikro - mało słyszalnych w poprzednim zestawieniu. Dźwięki, których nie słyszałem lub stanowiły plan dalszy tutaj potrafią wbić się na plan pierwszy. Jest to wzmacniacz dla osób, które lubią słyszeć brzmienie mocne i zdecydowane. Ja czasami lubię posłuchać nawet hip-hopu oraz techno i tutaj wiem, że dokonałem odpowiedniego wyboru. Osobom "kochającym" lampowe brzmienie szczerze nie polecam. Jestem ciekaw zachowania się Exposura na innych głośnikach, ponieważ jestem głęboko przekonany, ze pokazać może o wiele więcej niż na epsilonach.


Jamo Flat 2x2,5mm2

Kabel ten kupiłem na przeczekanie między Audioquestem Type 6+ a CV4 (który jak na razie świetnie się sprawdza). Na Jamo słuchałem parę miesięcy i nie były to miesiące stracone :). Może nie jest to jakiś wybitny kabel w skali ogólnej, ale w swojej kategorii cenowej na pewno jest wyjątkowy i należy zwrócić na niego baczną uwagę. Zacznijmy od początku, po zmianie zwykłych drutów na Jamo Flat dźwięk nabiera ogłady, jest przyjemny w odbiorze. Średnica, jak w tej cenie to moim zadniem wzór wszelki, gdyby góra i bas jej dorównywały to byłby hit. Wspaniale wypadają wokale, instrumenty. Góra jest mało zróznicowana, ale na szczęście nie kłuje w uszy i można bardzo długo słuchać. Bas jest poteżny, ale są kłopoty z jego śledzeniem, czasem zabuczy, czasem zjewa się w tło. Po zmianie na CV 4 to właśnie w basie odczułem największą różnicę, stał się kontrlowany, czasem twardy, czasem miękki, taki jaki lubię. Bas w Jamo jest mało urozmaicony, więc nie jest to kabel dla miłośników twardego zróżnicowanego basu. Biorąc pod uwagę zalety i wady przy cenie 9 zł/m jestem zdecydowanie na tak. Dla wszystkich, którzy słuchają na zwykłych drutach a chcą poznać namiastkę tego co oferują droższe druty, bądź dla tych którzy cały czas szukają a chcą mieć porządny kabel nie bankrutując, polecam go szczerze. Teraz kabelek ten gra u mnie w pracy, gdzie jest podłączony do amplitunera stereo Onkyo 8211 + Tannoy M1 i o dziwio nawet na tak marnym systemie słychać różnicę między Jamo a zwykłymi drutami za 2 zł/m, co może potwierdzić moja koleżanka z pokoju która z audiofilią nie ma zupełnie nic wspólnego, a różnicę dostrzegła. Polecam






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.