Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Audiowave 141

Pomimo niewielkich gabarytów pierwsze co zadziwia to dobre wypełnienie basu. Oczywiście tego wyższego, bo od ok 100 - 80Hz spadek jest słyszalny ale Audiowavy przekładają jakość nad ilość. O jego kontroli powiem tylko tyle, że słuchacz przestaje zawracać sobie tym głowę. Śrdnica jest bardzo nazwijmy to soczysta, gorąca podobna do tego co potrafią Spendory. Najlepiej jest to słyszlne przy reprodukcji wokali. Brzmią niezwykle naturalnie. Wysokie częstotliwości zadziwiają czystością w tych kategoriach cenowych i spokojnie do 2,5kzł nie powinny mieć kompleksów. Globalnie rzecz ujmując moitorki te charakteryzują się niezwykle homogenicznym brzmieniem i znakomitą stereofonią. Scena sięga w głąb i wychodzi na boki poza skrzynki, które bardzo umiejętnie \"znikają\". Jeśli chdzi o ustawienie to lubią ciężkie standy i lekkie dogięcie w stronę słuchacza. Pomimo możliwości bi wiringu/ampingu lepsze efekty uzyskałem stosując pojedyńczego Kimbera 8TC w porównaniu z poprzednim Sound Projectem Bi wire. Porównując je do Triangli zauważyłem mniejszą ilość powietrza, ale i mniejszą nerwowość i zdecydowanie większą jedwabistość wysokich tonów, również bas był bardiej wypełniony i schodzi niżej. Charakter brzmienia może wydawać się podobny go Spendorów S3/5 jednak wysokie tony są bardziej zdecydowane, no i oczywiście bas schodzi niżej. Nawet na wielkiej symfonice i heavy metalu kompromis nie jest zbyt duży i cały przekaz nie razi brakiem podstawy basowej.


Sound&Line Pretorian

HI END i tyle. Wykonanie, dźwięk, barwa, precyzja, przestrzeń, liniowość. W wątkach było dużo o brzmieniu, więc nie będę się rozpiswał. Kiedy muza płynie z tych skrzynek, to nie można się oderwać, muzyka zniewala, zaskakuje powala. Potencjał Pretorianów jest ogromny, nie mają praktycznie ograniczeń dynamicznych i w tej cenie za jaką w tej chwili można je zamówić jest pozamiatane dla konkurencji. Słuchałem na lampie JJ, na hybrydzie Pathos, na Jolidzie 502B ale ciągle piece były za \"małe\" do tych kolumn \"małe\" - znaczy tyle co nie wykorzystywały tego co mogą zaprezentować Pretoriany. Posłuchać znaczy uwierzyć.


Sound Project MODEL 3SE

Po roku posiadania Modelu 2SE i przesłuchaniu kilkunastu innych wzmacniaczy doszedłem do wniosku, że charakter brzmienia SP bardzo mi odpowiada, ale przydałoby sie więcej mocy. Oczywiście w przeności i zgłosiłem się ponownie do p. Artura Mierzwiaka. Po kilku dniach od oddania swojego 2SE otdebrałem wzmak upgradowany do wersji 3SE. Modernizacja dotyczyła głównie - dodanie aktywnego preampa - zwiększenie pojemnoiści filtrujących z 44 000 do 88 000. Zmianę brzmienia jednoznacznie określam na korzyść. Wzmacniacz zyskał jeszcze na detaliczności i stracił odrobinę swojej "misiowatości". Bas stał się bardziej kontrolowany i subiektywnie schodzi jeszcze niżej. Pojawiła się dodatkowa ilość powietrza w nagraniach (w 2SE też na to nie narzekałem) a dźwięk po prostu oderwał się od kolumn. Moc nie uległa zmianie ale te 35W jest po prostu niesamowite. Nawet z kolumnami o niskiej skuteczności nie tracimy mic z przekazu muzycznego. Jeśli ktoś kocha detaliczny dźwięk i jednocześnie nie przepada za ranieniem uszu polecam posłuchać 3SE z Trianglami. Uczta dla audiofila a poza tym nie kosztuje majątku. Jednym słowem możliwość upgradu i sam upgrade do modelu 3SE pozwolił w pełni wykorzystać potencjał drzemiący w 2SE. Niektórzy mogą się doszukiwac się w brzmieniu 2SE i 3SE podobieńśt do brzmienia tzw. lampowego. I będą mieli rację, bo brzmią one podobnie, bo pierwsze kilka watów oba wzmacniacze oddają w klasie A o w paśmie dominują parzyste charmoniczne. Ale takie brzmienie bardzo mi pasuje, bo xwięk ma koić a nie drażnić. Oba wzmacniacze Sound Projecta są po prostu muzykalne.


Sound Project MODEL 2SE

Sound Projecta 2SE pierwszy raz zobaczyłem i usłyszałem w Elektrycznej Pomarańczy z jakieś siedem lat temu. Byłem wtedy na etapie budowania swojego pierwszego systemu. Co do testowanych innych wzmaków info jest poniżej Kolumny używane podczas odsłuchów To Acoustic Energy Aegis One, QBA Elements 1, Kilka modeli Castle., Spendor S3/5. Kilka słów o budowie. Wzmacniacz zbudowany jest z grubych stalowych blach lakierowanych czarnym lakierem. Zasilanie oparte jest na potężnym toroidzie a samą budowę można określić jako minimalistyczną. Głośność regulujemy poprzez czarnego Alpsa. Z przodu mamy jedynie selektor źródeł, regulator głośności i sporą błękitną diodę. Włącznik sieciowy znajduje się z tyłu. Wzmacniacz posiada gniazdo sieciowe IEC. Standardowo na froncie wszystkie dodatki są w kolorze złotym. Mi jednak udało się zamówić wersję ze srebrnymi tabliczkami i czarnymi gałkami. Pomimo niewielkiej mocy (35W) wzmacniacz zadziwił mnie swoją potęgą w dolnych rejestrach i brakiem problemów zarówno w mikro jak i makrodynamice. Poza tym kultura brzmienia pozwalała godzinami delektować się grą Milesa i Sachmo nawet na kiepsko zrealizowanych nagraniach. Pomimo słyszalnego ciepła i lekkiego spowolnienia dźwięk był dość selektywny z dobrze zarysowaną sceną. Również odsłuch muzyki klasycznej i operowej był po prostu przyjemnością i nawet na drogich kolumnach (AE1) to brzydkie kaczątko nie dostawało zadyszki.


Paradigm gł. centralny CC v.2

Kolumna CC v.2 marki Paradigm pozytywnie zaskoczyła mnie swoimi możliwościami.   Mówiąc krótko dźwięk jest bardzo dynamiczny, ale przy tym zachowuje naturalne brzmienie. Dialogi są odtwarzane bez jakichkolwiek drażniących słuchacza elementów takich jak podbarwienia czy efektu \"boxiness\". CC v.2 pozwala na zbudowanie szerokiej sceny dźwiękowej i wypełnia całą przestrzeń pomiędzy kolumną lewą i prawą doskonale z nimi współpracując. Podczas odsłuchu przy dużych poziomach głośności (pomieszczenie ok 15m2) nie stwierdziłem jakichkolwiek efektów zmęczenia, zarówno przy efektach dźwiękowych takich jak wystrzały, eksplozje jak i głośnych dialogach.   CC v.2 jest kolumną, której ustawienie nie powinno przysporzyć jakichkolwiek problemów, kolejnym plusem jest dopasowanie brzmienia do innych modeli kolumn Paradigm różnych serii.


Eichmann eXpress Power Enhancing Cable 2

Ten niecodzienny kabel zasilający (już w wersji 2.), zwany przez niektórych z racji specyficznego wyglądu 'bułą' , trafił do mnie trochę przez przypadek.   Nie jest to klasyczny kabel zasilający, lecz specjalnie skonstruowany kabel 'z dopalaczem' , mającym na celu poprawę prądu dopływającego do podłaczonego nim urządzenia. Tak więc otrzymujemy niejako 'dwa w jednym', czyli kabel zasilający + polepszacz prądu. Założeniem konstruktora był fakt, aby klienci przy mniejszym budżecie byli w stanie uzyskać efekt zbliżony do korzystania z sieciówek oraz kondycjonera (dla zainteresowanych podaję namiary na stronę producenta tego kabla: http://www.eichmanncables.com/ac_enhancer/index.html   Oryginalnie kable miały zasilać słuchawki Stax z tranzystorowym przedwzmacniaczem (model 3030). Niestety, w trakcie dłuższego odsłuchiwania dźwięk płynący z tych bardzo dokładnych słuchawek, wraz z dość ostro i jasno brzmiącym kablem połączeniowym, dał bardzo niekorzystny efekt końcowy: dźwięk był ostry, nieprzyjemny i zupełnie niemuzykalny. Tak więc Eichmann trafił do mnie w ramach dalszych prób. Zamierzeniem moim było sprawdzenie go w moim zestawie Stax, ale ze wzmacniaczem hybrydowym, z lampowym przedwzmacniaczem (model 4040). Eichmann łączyć miał ww. przedwzmak bezpośrednio z gniazdkiem w ścianie...   I tutaj prawdziwa rewelacja: po wypięciu z kondycjonera bardzo muzykalnego i miękko brzmiącego kabla sieciowego Neel 14E Gold i podłączeniu Eichmanna, dźwięk dostał prawdziwego kopa połączonego ze znakomitą rozdzielczością i szczegółowością. Co ciekawe, moje Staxy zagrały o wiele lepiej, niż przy podłączeniu dobrego interkonektu między odtwarzacz Linn, a wzmacniacz słuchawkowy! Dźwięk zyskał wiele w każdym zakresie, brzmienie jest bardzo dobrze artykułowane i dobrze rozciągnięte, scena jest znakomita, a instrumenty brzmią dłużej, głośniej i dokładniej. Jedynym minusem jest gorsza plastyczność i mniejsza muzykalność dźwięku, niż w przypadku Golda. Jest to na szczęście róźnica minimalna, na granicy sugestii, natomiast resztki lampowego spowolnienia dźwięku (o ile takowe występuje w dokładnych przecież Staxach ;-)) zniknęły całkowicie i to jest dla mnie osobiście sukces.   W moim specyficznym zestawieniu słuchakowym - rewelacja. Sugeruję jednak dokładne i spokojne sprawdzenie przed ew. zakupem, bo jak widać na załączonym obrazku może być zarówno bardzo dobrze, ale i też całkiem dobrze. I to jest także dowód na to, że tajemnicza 'buła' działa i to jeszcze jak!


Unitra Tonsil 60W

Witma,   Te głosniki to porpsty releacja. Gdyby ktos taki posiadał to nich ich nie sprzedaja, poprostu sie nie opłaca. Bas o bardzo duzym przekroju z Radmorem 5102 TE, poprostu rewelacja. Takiego dzwieku nie idzie uzyskac z nowych plastikowych kolumn z HiperMarketów. Drewaniana obudowa dodaj pieknosci. Głsniki były produkowane na rynek zachodni. Z przodu informacje po niemiecku. Rodzice posiadaj głosniki Pionera Cieniutkie wyskokie 100W. Ale one nie wyciagna takiego dzwieku! Te głosniki moga rywalizowac z współczesnymi. I maj duza przewage.


Radmor 5102

Dwa lata temu gdy rodzice zakupili Amplituner Pionera i 5 głosników, bardzo sie cieszyłem, ze bedzie teraz gdzie muzyki posłuchac :). Było tak az do momentu gdy postanowiłem naprawic Radmora. Po podlaczyłem do glosnikow i byłem zaskoczony!!! Poprostu rewelacja. Super dzwiek! Oczywiscie amplituner Pionera (ustawiony jako Stereo) gra głosniej ale nie ma poprostów bassów. Wali głosno ale bez duszy.... 5102 przewysza w tym. A kto jeszcze posiada do tego Kolektor to poprostu juz koniec świata. Wtedy miesiacami idzie sie bawic i uzyskiwac ciekawe brzmienie.


Yamaha DVD-S540

Brzmienie jest uczciwe. Żaden z podzakresów nie wybija się nadmiernie, przekaz jest zrównoważony, niezła dynamika. W porównaniu z lekko modyfikowanym marantzem 67SE ustępuje pod względem szczegółowości,dźwięczności sopranów, barwy i płynności średnicy ale nie podbija basu, nie spowalnia rytmiki, nie ociepla. Po prostu gra "naturalnie". Co do obrazu - dla mnie super, ale mój TV to nie jakaś 60 calowa plazma, trudno ocenić. Może niektórzy uznają to za hezezję, ale warto ten klocek podpiąć do budżetowej integry stereo i porządnych kolumienek otrzymując w ten sposób 2 w 1 - niezłe stereo i i namiastkę kina domowego. (nie zapomnieć o TV). W sumie : rzetelny klocek, bez SACD, śmagd, 192khz, 10-ciu dekoderów czegoś tam i innych wodotrysków.


KEF Q-15

Q-15 używam 7 lat, dokonałem szereg modyfikacji (kondensatory SCR, tłumienie obudowy, kable wewnętrzne). Poprawiłem głównie wysokie, które zyskały kultury (wcześniej były lekko ziarniste). W pokoju 6m2 dominowały basem, w 20m2 było ok, obecnie w 25m2 trochę się "gubią". Kilka razy omal ich nie sprzedałem, ale zawsze sympatia do nich brałą górę i wycofywałem propozycję. Dla mnie jest to taka tania wersja tabletki 2000 proaca, bardzo wdzięczne kolumny. Lubią jazz, wokalistykę, sprawdzają się w bluesie i pop rocku. Ciężki rock i metal wypada słabiej - brakuje fundamentu basowego, chociaż np VADER i SLAYER brzmią fantastycznie (oddają szybką jazdę perkusji nie kalecząc uszu). Zyskują na bi wiringu- stosuję resona na bas i XLO 650 F na górę (wyśmienicie się uzupełniają). Kolumny nieprodukowane od paru lat, wciąż nie ustępują nowościom w swoim przedziale cenowym.


Audioquest Everest

Zaraz minie tydzień jak podłączyłem do mojego systemu ten kabel, więc pora na mała refleksję.   Everest to najwyższy model kabla głośnikowego z oferty AQ. Cena za odcinek 2x2,5m wynosi zawrotne 38.000zł (słownie: trzydzieści osiem tysięcy złotych).   Kabel wyglądem przypomina typowy wąż ogrodowy. Jako materiał przewodzący wykorzystano srebro.   Ci którzy ostatnio wchodzili w watek o kablach Transparenta, pamiętają zapewne, że to kable tego właśnie producenta miałem ostatnio u siebie "na warsztacie". Oba były bardzo dobre, aczkolwiek nie idealne. No ale też cena była znacznie niższa - 11tys za model Ultra i 22tys za model Reference.   Poprzeczka była ustawiona więc wysoko.   Everesta podłączyłem z ciekawością, ale bez większych oczekiwań - ostatecznie AQ nie jest specjalnie znany jako producent kabli klasy top hi-end - jest raczej ceniony za kable z niższego i średniego przedziału cenowego. Taki Volkswagen wsród kabli.   Pierwsze minuty spędzone z Everestem przekonały mnie, że jest to jednak coś specjalnego. Everest ma wszystko to co oferuje Transparent Reference - doskonały bas, barwę, solidność dźwięku (Anglicy trafnie określają to jako "body" - ciało) wspaniałą stereofonię - i do tego dodaje jeszcze zabójcza precyzję z zakresie niższej średnicy i nieskończoną wręcz rozdzielczość.   Te ostatnie cechy nie były dla mnie zaskoczeniem - ostateczne srebrne kable zazwyczaj są precyzyjne i analityczne, z doskonale rozbudowaną paletą harmonicznych - zaskoczeniem dla mnie było ich POŁACZENIE z najlepszymi cechami kabli miedzianych, których doskonałym przykładem jest wspomniany wcześniej Transparent.   Everest nie jest ani o gram rozjaśniony (w pierwszej chwili odnosi się wrażenie, że jest nawet trochę ciemny, ale po chwili wszystkie detale wskakują na miejsce) i ma wręcz doskonałą barwę, z pełną, naturalną średnicą. Dźwiękom fortepianu nie brakuje "body", na reszcie czuć że fortepian to potężny instrument z potężnym pudłem rezonansowym, energia dźwięku w zakresie niższej średnicy jest zniewalająca.   Po raz pierwszy zauważyłem to zjawisko na kablach Transparent Ultra, i moim zdaniem jest to to, co odróżnia hi-endowy kabel od zwykłego kabelka hi-fi. Brak wypełnienia dźwięku w niższych zakresach sprawia, że dźwięk na większości tanich kabli jest jakiś taki 2-wymiatrowy (zaznaczam, że to o czym pisze nie ma związku wymiarami sceny dźwiękowej, która może mieć wymiary boiska do piłki nożnej), instrumenty wyglądają jakby były wycięte z cienkiej tektury, nie maja tego swojego "ciała".   Everest pod względem masy dźwięku, tego "body" jest równie dobry jak Transparent Reference (co już samo w sobie jest nie lada komplementem) ale idzie o krok dalej. Transparent Reference jest minimalnie rozmyty w zakresie niższej średnicy, poszczególne dźwięki fortepianu są mniej precyzyjne, trochę pływające, natomiast Everest jest tu ostry jak żyleta - początek i koniec każdego dźwięku jest wyraźnie zaznaczony. Mamy tu więc precyzję srebra i "body" kabla miedzianego. To jak połączenie Nordosta SPM i Transparenta Reference w jednym, bezkompromisowym rozwiązaniu.   Drugą rzeczą, która wyróżnia Everesta jest rozdzielczość. Ilość szczegółów, która przedostaje się przez ten kabel może przyprawić wręcz o zawrót głowy (oczywiście jeżeli nasz system jest up-to-the-task). Co jednak najważniejsze, nie są to szczegóły "rzucone na twarz" tak jak ma to miejsce w większości srebrnych kabli. Kabel nie próbuje na siłę oczarować nas nowymi, wydobytymi z tła szczegółami - one po prostu tam są.   Co ciekawe, na rozdzielczości Everesta najwięcej korzystają wcale nie najnowsze, audiofilskie nagrania (Reference Recordigngs zawsze brzmi dobrze - nawet na "rosyjskim" jamniku) - lecz zapomniane starocie, pochodzące z lat 60-tych i 70-tych. Nagle okazuje się, że szare, szeleszczące wysokie tony okazują się mieć ciekawą strukturę i barwę. Zamiast szelestu nareszcie słyszymy prawdziwe dźwięki ! Pamiętam, moje zdziwienie gdy puściłem sobie płytę Simona i Garfankla. Puściłem ją bo ją bardzo lubię, a nie dlatego że oczekiwałem jakiś audiofilskich uniesień - szczerze mówiąc to do tej pory uważałem to nagranie za wyjątkowo tłuczkowate. I nagle eureka- nagranie to zabrzmiało naprawdę dobrze. Zamiast szumu różowego, tych jednorodnych cykań mających imitować perkusję - pojawiły się prawdziwe dźwięki :-)   Mógłbym tak pisać długo o tym kablu, tylko jak tu opisać cos co jest state-of-the-art ? A taki jest właśnie bas, stereofonia, dynamika w skali mikro i makro, precyzja itd.   Jak dla mnie jest to zdecydowanie najlepszy kabel jaki miałem okazję u siebie przetestować, kabel w którego brzmieniu nie jestem w stanie wskazać choćby jednej dziury - przynajmniej na tle moich dotychczasowych doświadczeń z kablami do 20tys zł, w posiadanym aktualnie systemie.   Możliwe, że są jeszcze lepsze kable - sam transparent ma jeszcze aż 3 droższe pozycje w swojej ofercie - reference XL za 44tys zł, Reference MM i Opus MM za 129tys zł - ciężko jednak wyrokować o czymś czego się nie słyszało.   Na koniec pozostaje kwestia ceny. Jak by nie patrzeć, 38.000 zł to obrzydliwie wysoka cena za kabel głośnikowy.   Powiem szczerze, że gdy pierwszy raz usłyszałem o cenie tego kabla, wybuchnąłem śmiechem i zapytałem, czy trafiają się tacy idioci aby taki kabel kupić. Za podobną cenę można kupić wysokiej klasy przedwzmacniacz, CD, kolumny - czyli urządzenia, które są dużo bardziej skomplikowane, zbudowane z większej ilości części niż jakiś tam „kabel”.   Jednak w ostatecznym rozrachunku, w hi-endzie nie chodzi o to jak cos jest skomplikowane i udziwnione, tylko jak dany element wpływa na dźwięk. I tak też trzeba traktować Everesta.   W praktyce, mój system z Everestem zagrał LEPIEJ niż ten sam system z wybitnym (i sporo droższym) przedwzmacniaczem jakim niewątpliwie jest JRDG Synergy IIi zamiast mojego Krella KRC-3 i z tańszymi kablami - AQ Volcano lub Transparent Ultra. Czyli innymi słowy - zmiany wprowadzone przez droższy kabel były bardziej znaczące niż przez droższy preamp :-o   Wynik co najmniej zaskakujący i burzący mój dotychczasowy obraz świata !   Jak kiedyś będę obrzydliwie bogaty, napadnę na bank lub dostane spadek od nieznanej cioci z ameryki - na pewno sobie taki kabel kupię. I na pewno nie będę uważał, że są to wyrzucone pieniądze w błoto.


Thule ia350b

Chyba żaden wzmacniacz mnie tak jeszcze nie zaskoczył. Patrząc na trzydziestokilogramowy kloc w którym czają się dwa toroidy po 500VA obiecywałem sobie mocne wrażenia, a sąsiadom serie nieprzespanych nocy. Nastawiłem pierwszą płytę, czekałem na wstrząsy sejsmiczne, ryk wodospadu i... usłyszałem szemrzenie strumyka. Gra IA350 jest zaprzeczeniem groźnego wyglądu - urządzenie przekazuje muzykę w sposób niezwykle powściągliwy i stonowany (jak dla mnie za bardzo), z wielką kulturą i atencją dla barw. Myślę, że jeśli chodzi o ten ostatni aspekt, mógłby iść w konkury z niejednym wzmacniaczem lampowym. Takiego bogactwa alikwotów i wybrzmień dawno nie słyszałem w wykonaniu stuprocentowego tranzystora. 350 buduje przestrzeń w zupełnie inny sposób niż jego młodszy brat, Thule 150B. Ten ostatni gra dźwiękiem "na twarz", wysuwając pierwszy plan przed linię głośników. 350 tworzy za to bardzo szeroki łuk za linią kolumn, sprawiając wrażenie, że muzycy się od nas oddalają (mniej więcej tak jakbyśmy siedzieli kilkanaście rzędów od sceny). Ma to moim zdaniem, swoje wady i zalety - przestrzeń na pewno jest bardziej imponująca i lepiej poukładana niż w 150B, jednak odsunięcie sceny stwarza wrażenie zbytniego dystansu i oddalenia. Muzyka przestaje być przez to angażująca, płynie sobie niezobowiącująco i w niczym nie przeszkadza. Kontury dźwięków kreślone są zdecydowanie cienką i ulotną kreską, przydałoby się więcej życia i zdecydowania. Sądzę, że bardzo ciekawe rezultaty dałoby połączenie Thule z jakimś dynamicznie brzmiącym odtwarzaczem, najlepiej zbalansowanym. Miękko i delikatnie brzmiący Rotel 991AE okazał się nienajlepiej dobranym partnerem. Ciekawie wygląda kwestia wydajności prądowej: nie przejawia się ona w wybujałej dynamice ani w zwalistym basie, jak to zwykle bywa. Moc odczuwa się przy wysokich poziomach głośności: dźwięk cały czas pozostaje idealnie spójny, kontrolowany i przyjemny w odbiorze. Tam, gdzie Thule 150 zaczyna już "zgrzytać", tam 350 pozostaje idealnie opanowana. Podsumowując: nie jest to wzmacniacz, który gra efekciarsko, nie epatuje słuchacza wysoką mocą ani nadzwyczajną rozdzielczością. Gra za to w sposób niezwykle delikatny, przyjemny i lekko zdystansowany. Na koniec jeszcze kwestia ceny: jakieś pół roku temu urządzneie kosztowało niecałe 10kzł. Biorąc pod uwagę dużą moc i funkcjonalność (w końcu to wzmacniacz wielokanałowy), była to bardzo uczciwie skalkulowana cena. Po skokach euro, cena wzrosła do 12kzł. To możnaby jeszcze przeboleć. Ale ostatnio dystrybutor życzy sobie za IA350B równe 16 tysięcy, a to już moim zdaniem gruba przesada, w tym przedziale cenowym znajdziemy już bowiem takie urządzenia jak Audionet Art albo McIntosh 6500. Więcej rozsądku, panowie dystrybutorzy.


RLS Triton

Na wstępie zaznaczę, że kolumn słuchałem u znajomego jakieś 1,5 roku temu. Niedługo sam stanę się posiadaczem nowych i wtedy jeszcze raz zamieszczę rezenzję po dłuższych odsłuchach w innych warunkach.   Krótko o budowie: Kolumny podłogowe, dwudrożne, oparte na przetwornikach ScanSpeaka: "węglaku" 18W8545 i "małym revelatorze" D2905/9700. Wyskosć ok. 1 m, przednia ścianka grubości 6 cm odchylona do tyłu, bas-reflex z przodu, waga jednej kolumny ok. 35 kg, imp. 8 Ohm, skut. ok. 85DB.   Warunki odsłuchowe: niezbyt duzy pokój (coś ok. 16-19 m2) w starym budownictwie blokowym, otwarty na malutką kuchnię, średnio umeblowany i wytłumiony, mało miejsca dla kolumn po bokach i z tyłu. Sprzęt towarzyszący: amplituner Onkyo, zwykłe kable głośnikowe i interkonekty. Odsłuchy trwały ok 1,5 godz. z użyciem płyt CD takich artystów jak: Cassandra Wilson, Eric Bibb, dawniejszy Sting, Pink Floyd, Roger Waters, U2, Dire Straits oraz paru CD typowo testowych i kilku płyt z muzyką poważną.   Odsłuch: Pierwsze co mnie zaskoczyło pozytywnie to szybkość i kontrola najniższych rejestrów. Szarpany bas na płycie C. Wilson (Travelling Miles??) zabrzmiał bardzo fajnie, uderzał szybko i szybko wybrzmiewał. No i pamiętam, że schodził bardzo, bardzo nisko. O średnicy nie mogę się za wiele wypowiedziec, gdyż wtedy to były moje poczatki "zabawy" w audiofilizm i mniejszą zwracałem na nia uwagę. Pamiętam, że bardzo dobrze brzmaił forepian na płytach testowych. Gitara akustyczna (choć wzmocniona) na Wish You Were Here została podana bardzo klarownie, dźwięcznie i bez trudu mogła być zlokalizowana na scenie. Wysokie tony - czyste, szczegółowe, niedrażniące. Zabawy z przestrzenią i lokalizacją na Amused To Death wypadły bardzo dobrze (szczególnie kulig - sanie przejechały przez pokój i wjechały do kuchni). Sama scena na "zwykłym" stereo nie była zbyt szeroko "podana", choć ograniczeniem na pewno była elektronika i pokój odsłuchowy, stąd też pewnie dlatego nie uświadczyłem głębi sceny. Ogólnie kolumny wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie i po jakim czasie zaliczyłem je do moich faworytów w tej i dużo większej cenie. Ocenę ogólną, traktowaną przeze mnie w wartościach bezwględnych, przyznaję bardzo dobrą (nie daję 5 gwiazdek gdyz słyszałem Sonusa Faber Cremonę i JmLab Electrę)


Beyerdynamic DT150

Duzo by pisac tylko po co ... decyzja o sprzedaniu 990Pro nastapila po 5 sek sluchania na 150.   Moje spostrzezenia beda odnosily sie wlasnie do 990Pro, ktore mialem i bardzo szanowalem ... do czasu :)   990Pro graly bardzo dobrze z lekko oddalonym planem z ladna kolorysta i zgrabnym basem. Wszytko byloby piekne ale ... BD DT150 wyprzedzily 990Pro o ciezko powiedziec jak duzo :)   990 przy 150 sa mulowate, schowane, brudne, niewyrazne ... a 990Pro to znakomite sluchawki !!!   Co moze na samym poczatku przeszkadzac to bas, a w zasadzie jego potega. Trzeba miec na uwadze ze to sa sluchawki zamkniete i inaczej prezentuja niskie czestotliwosci. Na marginesie nie sa to sluchawki audiofilskie, a studyjne i radiowe. Chyba wiedza co dobre.


Yamaha AX-496

Słuchałem u znajomego, miał komplet z CD Yamahy 496 i kolumny Mission m34.   Bas jest wszechobecny, przesłania całe pasmo, może nie jest to już dudnienie ale....... Do tego zero przestrzeni, dźwięk absolutnie przyklejony do kolumn. Wysokie tony mogą być - nie było metaliczności ani ostrości. Dosyć ładnie zlewają się ze średnicą która niestety jest zbyt ocieplona. Ciezko napisać coś o dynamice - z tak ciągnącym się basem to sam nie wiem.......   Na pocieszenie i tak zagrał lepiej niż amplitunery :)


Transparent Cable MusicWave Reference

Ogólnie kabel jest na pewno lepszy od Ultra - nie ma tak wycofanej góry i ma zdecydowanie lepszą rozdzielczość. Do tego dochodzi jeszcze lepsza stereofonia.   Prezentacja basu i średnicy jest na podobnym, tzn. bardzo wyśrubowanym poziomie. Nie wahał bym się tu nawet użyc określenia state-of-the-art.   Czy jest to zatem kabel idealny ? Niestety nie.   W opisie Ultra narzekałem na słabą rozdzielczość tego kabla. Reference jest tu o klasę lepszy, ALE w dalszym ciągu sporo słabszy niż konkurencja.   I nie mówie tu bynajmniej o innych kablach wynalazkach w zakresie 5.000zł/1mb. Problem w tym, że nawet mój poczciwy CV-4 ma lepsza rozdzielczość ... a kosztuje on tylko 1000zł za 2x2m za wersję konfekcjonowaną.   Oczywiśce nie oznacza to, że wolałem CV-4 od Referenca - CV-4 to niewątpliwie kabel z dużo niższej ligi. Ale kupując zestaw kabli za 22.000zł oczekiwał bym że bedzie lepszy pod KAŻDYM względem od wszystkich kabli jakie do tej pory słyszałem. A tak niestety nie jest.






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.